Miejscowość Terth'ratean, mieszcząca się półtorej kilometra od skraju dżungli, na południe od Varulae, była raczej bezładnym zbiorowiskiem chat, lepianek, kamienic i wszelkiego rodzaju domów, zarówno kamiennych, glinianych jak i drewnianych, niż miastem. Hierarchia była tu prosta: Kto miał największy dom, miał też prawdopodobnie największą bandę, najrozleglejsze kontakty i najwięcej pieniędzy. Droga, gdzieniegdzie brukowana, lecz nadal w większości będąca zwykłym, ubitym traktem, świadczyła również o statusie. Kogo było stać na pilnowanie bruku, aby nie został rozkradziony przez sąsiadów, ten był powszechnie szanowany i dostawał zniżki we wszystkich karczmach. Znaczy w dwóch, bo tyle ich tu było. Droga "Plwocina gremlina" (Właściciel najprawdopodobniej był niezwykle dumny z inteligentnego rymu w nazwie), będąca głównym miejscem popijaw "bogatych panów", oraz druga karczma, o wdzięcznej nazwie "Karczma", gdzie w wielkiej hali gromadzili się co wieczór prawie wszyscy wieszkańcy na wielką popijawę. Najbardziej na północ wysunięta część, i jednocześnie najdalsza od granicy wyznaczanej przez ogromne drzewa otoczone lianami, była przeryta żyłami wodnymi i wywierconymi do nich studniami. We wschodniej części mieściła się mała kopalnia odkrywkowa, zaopatrująca społeczność w metale i kamień. Z której strony by nie spojrzeć, Terth'ratean, mimo że małe, było całkowicie samowystarczalne.
Jack
Jack otworzył oczy i usiadł na skrzypiącym łóżku. Powinien poszukać pracy. Może i stary łowczy umarł, ale zwierzęta nie przestały od tego umierać, a podejście jego goblińskich pobratymców nie należało do najłagodniejszych jeśli chodziło o zwierzęta pociągowe i wierzchowce. Dla takich jak on szczęściem zawsze znajdzie się praca, zwłaszcza jeśli chce się przeżyć kolejny dzień. W spiżarce już świeciły pustki, jedzenia które zakupił starczy mu ledwie na parę dni. O wodę się nie martwił, bowiem gdy wychodził wczoraj na rekonesans, usłyszał od goblinów z tartaku że w głębi dżungli rosną krzaki, pod którymi można znaleźć pręgowane zielone owoce, pełne czerwonego, wodnistego miąższu. Oczywiście mógł kupić wodę w mieście, lecz przy tegorocznej suszy "możni" przedstawiciele rasy goblińskiej na pewno wyśrubowali ceny.
Szaszarathy ponoć nie były tutaj rzadkością, jednak rzadkie były osobniki samotne. Polowania nie będą łatwe, tym bardziej że rowijająca się społeczność przegnała większość gadów z okolicy do wnętrza dżungli. To powinno utrudnić zadanie, nawet jeśli plotki o złych duchach nie były prawdą. Jack wciągnął koszzulę przez głowę, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwiczek. Rozległ się głos goblina.
- Otwierać! Wielki i możny Gerbat żąda od Ciebie rozmowy! - Zaskrzeczał cienko jego rozmówca. Haracz? Wyjaśnienie kto tu rządzi? A może oferta pracy? Każda z tych możliwości była równie prawdopodobna.
Wioska Terth'ratean
1Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right
But he 'll never
Never fight over you
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right
But he 'll never
Never fight over you