Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

61
Mężczyzna uśmiechnął się. Obejmując elfkę w ramionach dawał upust swej radości. Trzymał ją w objęciach mocniej niż diabelskie sidła, dokładnie tak jakby czas się dla niego zatrzymał. Przestał liczyć oddechy, chociaż te zgrały się w jeden, gdy piersi magów z Kościanej Wieży tętniły jednym rytmem. Miranna opadła na poduszkę niczym rzucona przez kuglarza lalka.

Notre — odparł piromanta wyszczerzywszy zęby. Starał się zachować pogodę ducha, uśmiechał się wciąż bardzo szeroko, lecz jego wzrok kołysał się monotonnie, jak gdyby w bezdennej toni, zawieszony pomiędzy dnem a powierzchnią spokojnego morza, pośród falujących leciutko pasemek morszczynu.

Nie ozwał się ani słowem, nie drgnął nawet wargą, gdy elfka zalała go potokiem pytań. Nysa, czas, kolektywy oraz zmiany. Powoli, z wahaniem oparł łokcie o zgięte kolana — coś było nie tak, tego była pewna.

Słuchaj, Miranno — wreszcie podjął — nie było was przeszło sześć miesięcy.

Oderwał się od krzesła, przeszedł nerwowo po pokoju, by koniec końców stanąć przy oknie. Płatki śniegu biły w szybę, a bordowa firana muskała policzek Orsela.

Nyse zamknięto w lochu - no w końcu dobra wiadomość, pomyślała - ale ty również będziesz przesłuchiwana. Nikt nie wie, do czego doszło po drugiej stronie, a Nysa zarzeka się, że weszłaś w pakt z demonem, który chce zniszczyć kontynent... Nie zapomniała również wspomnieć, że go uwolniłaś. - Orsel już na nią nie spojrzał. Uciekał wzrokiem w śnieżycę, zakrywając twarz firaną od czasu do czasu. Zahipnotyzowany tonął w białym zimnie za szklaną taflą, które burzyło się i szumiało zatraciwszy spokój.

Wieść o smokach wyrwała go z przejściowego letargu. Ta wiadomość rzucała nowe światło na fakty, które przedstawiła Nysa.

Smoki? O nich nie wspomniała. — dodał zdziwiony.

Musisz wszystko powiedzieć kolektywowi. Wieża trochę... się zmieniła. Przez ostatnie pół roku zwerbowaliśmy nowych magów. Są tu posłańcy z Hollar, magicy z Orlej Straży. Oh - westchnął - gdybyś tylko wiedziała, co działo się w świecie, gdy cię nie było.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

62
Przesłuchiwana? — zapytała z niedowierzaniem i nutą ironii w barwie głosu. — Niech będzie. Mam wiele na swoją obronę. I wiele na niekorzyść tej podstępnej suki Hitlerband. No i mam ciebie po swojej stronie, prawda? — Uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła i ujęła dłoń Orsela między swoje dłonie. — Najwyraźniej muszę odłożyć swoje plany na później. Jedyne czego nie będę odwlekać, to gorącej kąpieli. Nie zajmie to długo, obiecuję.

Zsunęła się z łoża i przemknęła przez pokój, po czym zniknęła za drzwiami. Prywatna łaźnia była dla Miranny miejscem świętym. Nikt poza nią nie miał do niej wstępu, o ile nie wyraziła wcześniej chęci towarzystwa. To tutaj mogła pozwolić sobie na regenerujący odpoczynek wśród dobroci zapachów olejków, ciepłej pary i kojących uszy odgłosów pluskającej wody, odbijających się od kamiennych ścian echem. Napełniwszy balię, wrzuciła doń magiczną kulkę, która prędko rozgrzała zawartość. Zrzuciła z siebie wszystko i zanurzyła się po szyję w wodzie, rozkoszując się tym upragnionym momentem.

Wróciła później do sypialni, otulona kawałkiem materiału. Boso przebiegła przez pokój, podeszła do swojej szafy i otworzyła jej duże drewniane wrota. Wybrała swoje ulubione długie, brązowe szaty. Bez skrępowania zrzuciła z siebie mokry już ręcznik, stając tyłem do przyjaciela, przelotnym spojrzeniem sprawdzając, czy ten jej nie podgląda. Włożyła na siebie nowe odzienie. Na plecy narzuciła ciepłe futro, które przyjemnie muskało w szyję i kark, po czym zamknęła skrzypiące drzwi szafy i odwróciła się do Orsela, gotowa do drogi.

Chodźmy, pokażesz mi jak się tu zmieniło przez te pół roku. I ty, Notre, też chodź z nami — zawołała zwierzątko, uśmiechając się doń i wystawiając dłoń, zachęcając do podejścia.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

63
Yhm. Tak! — wyrwał niespodziewanie Orsel aż chrząknął z głębi gardzieli. Miranna widziała powolutku znikającą w oczach magię na miejsce, której stopniowo pojawiały się czerwone lica zawstydzenia. Jak on wyrwał z siebie suchy dźwięk, tak ona wyrwała go z chwili uniesienia. Oszołomiony elfickimi krągłościami wybałuszył na wierzch jęzor i wzdychał głęboko, wciągnąwszy duże porcje powietrza aż drgały płatki jego wielkiego męskiego nosa. Nawet po odzianiu, Orsel wciąż wpatrywał się w Miranne w ten sam sposób. Był jak zamrożony gargulec, jeden z wielu przyozdabiających mury zamków czy czarodziejskich wież. Być może wyobraźnia pozwalała mu ujrzeć więcej, nawet jeśli elfka okryła się należycie.

Tak. — powtórzył nie wiedzieć czemu, a potem nerwowo wstał. Prawie że wzdrygnął. Wzrastając na baczność kopnął nieostrożnie szafeczkę nieopodal łoża. Wtem otoczył się tanecznym młynkiem nerwowo, a Notre zeskoczył na podłogę, wyczuwając zabawę. Szczeknął głośno i skoczył na Orsela. Na dwóch łapkach sięgał mu ledwo do rzepki kolana. Mężczyzna pociągnął nosem po czym zaśmiał się sam z siebie, ale w tym śmiechu Miranna wyczuła nutkę zawstydzenia, a być może także zażenowania i wstydu. Z psiakiem na rękach był gotowy opuścić izbę przyjaciółki.

***

Już za drzwiami obok trójki przemknął zakapturzony niepoznany dotąd osobnik, a przecież Miranna znała tutaj wszystkich!

Wieża liczyła trzynaście kondygnacji, z czego tylko siedem znajdowało się ponad powierzchnią skały. Przesłuchanie, którego miała zostać w niedalekiej przyszłości częścią — zgodnie z informacjami Orsela — odbywało się na trzecim piętrze ponad poziomem. Dokładnie tam, gdzie często zbierali się co ważniejsi, aby debatować nad przyszłością nie tylko wieży, ale i okolicznych ziem, bowiem wpływy Kościanej Wieży sięgały dalej niż można by przypuszczać.

Schody biegły tuż przy kamiennym murze, wijąc się niczym serpentyna. Orsel nie zwlekał, szybko popuścił pary, zalewając Mirannę informacjami, o które sama prosiła.

Szarpanina w Oros między Zakonem a uczelnią dobiegła końca. — piromanta doskonale wiedział, że Mirannę zainteresuje sytuacja w jej dawnym domu. — Podpisano należyte dokumenty. Na ich mocy uczelnia narzuca na nie-ludzi awykonalne warunki rekrutacji. Oros stało się azylem dla ludzi, tylko dla nich — wzruszył ramionami. — Liczne zwolnienia w strukturach ciała pedagogicznego spowodowane pochodzeniem nauczycieli i utratą sponsorów. Bo wiesz, wielu możnych widząc bezowocność zmagań w ratuszu poczęło wycofywać swe inwestycje i interesy ze skłóconego miasta. Teraz próbują odzyskać utracone fundusze i twarz... — podrapał się po nosie.

Całe szczęście Zakon opuścił miasto, pozostawiając w nim wyłącznie niewielką komturię. Sakirowców zajęły — chwilę szukał odpowiedniego określenia — bardziej żarzące kwestie. Kiedy w Oros nagonka na nie-ludzi trwała w najlepsze, spora część ze studentów oraz członków grona pedagogicznego udała się do Nowego Hollar. Od informatorów wiemy, że ostatecznie do białego miasta trafiło przeszło czterystu magów wszelkiej maści. Hollar okrzyknęło się "ostoją magii" i werbują każdego. Studentów i czarodziejów, ale nie odmawiają nekromantom, czarownikom, wiedźmom, demonologom czy też magicznym istotom. Powiadają, że budują armię...

Wtedy Miranna usłyszała o Callisto Morganister — panującej w mieście. O pladze nieurodzaju, która zmierza prosto na Saran Dun, a która niepokoi i kolektyw Kościanej Wieży. Jeśliś kerończycy nie zastopują szerzenia się zarazy, ta mogłaby — teoretycznie — dotrzeć i tutaj.

Jak widzisz — podjął kiedy wchodzili już na drugie piętro nad poziomem skały — sytuacja nie napawa optymizmem. Oddziały zakonne militaryzują się przeciwko Hollar. Callisto okrzyknięto heretyczką. Korona obwinia ją o zarazę. Jednocześnie w Irios powstała wyrwa, z wnętrza której wyskoczyły szeregi krwiożerczych bestii! O to także podejrzewają hollarczyków — westchnął. — Ten elf, którego widziałaś — nawiązał do zakapturzonego jegomościa sprzed chwili — przybył z Nowego Hollar. Kruczowłosa wiedźma szuka sprzymierzeńców. Ci są tu w celach naukowych, bo Hogarus nie opowiedział się jeszcze po żadnej ze stron. W przeciwieństwie do Crucios Turinn.

Miranna czuła, że powoli zaczyna jej brakować tchu. Schody ciągnęły się w nieskończoność.

Z dobrych wieści — podjął, lecz entuzjazm w jego głosie nie dodawał otuchy — niejaki Sol Mhyr w Gautlandii odnalazł artefakt Kiriego. Nazywają tę broń Schöpfer. Potrafi przenieść duszę do wykutego pancerza z kamienia. Agenci donoszą, że Orla straż werbuje ochotników, celem stworzenia armii golemów, z którą przeprowadzą szturm na Morlis.

Tych także tu spotkasz — Orsel wytłumaczył, że kilkoro członków Orlej Straży przybyło pobrać nauki w Wieży. I vice versa. Członkowie klanu wieży odwiedzają Orli Fort, Nowe Hollar czy Karlgard.

Nareszcie, pomyślała stawiając ostatni krok. Byli na trzecim piętrze. Orsel nie pospieszał jej, tak jakby wiedział, że czas na przesłuchanie jeszcze nie nadszedł. Miranna mogła odpocząć, przygotować się i odnieść do wydarzeń, z którymi przyszło jej się zaznajomić.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

64
Miranna z uwagą słuchała opowieści Orsela, nie przerywając mu, dopóki ten nie skończył swojego monologu. Wiele się zmieniło podczas jej nieobecności. Tak duża dawka informacji przytłoczyła umysł półelfki. Potrzebowała chwili namysłu, poukładania sobie wszystkiego, zanim mogła wyrazić swoja opinię.

Już nie jesteśmy tacy odizolowani jak dawniej— mruknęła niezadowolona. — Karlgard... To kawał drogi stąd. Skąd taka zmiana? Dlaczego Hogarus postanowił zwiększyć wpływy wieży? Nie uważasz, że to może nam zagrozić? Co jeśli Zakon Sakira się dowie i któregoś dnia zapuka do naszych drzwi?

Miranna poczuła, jakby cały naukowy dorobek Wieży został rozdany światu, niczym ziarno miejskim ptakom. Zmarszczyła czoło w złości i już miała kontynuować potok słów wyrażający jej niezadowolenie, ale powstrzymała się, uświadamiając sobie pewien fakt.

Dobra, trochę przesadzam. Może na tym właśnie polega ewolucja nauki? Na dzieleniu się i czerpaniu z doświadczeń innych? Brzmi podniośle, co? — Zaśmiała się.

Czarownica oparła się o ścianę korytarza, krzyżując ręce na piersi. Spojrzała na psiaka trzymanego przez Orsela i uśmiechnęła się do niego szeroko. Już wiedziała, że ten mały szkrab przyniesie jej wiele radości.

Oros wyjęte spod jarzma Zakonu, ha? A wydawało się, że sprawa będzie się ciągnąć w nieskończoność. — Prychnęła cicho. — Ciekawe jak radzi sobie moja kuzyneczka. Jeśli w ogóle przeżyła cały ten chaos. Pamiętam ją jako dość skromną i delikatną. Zupełnie przeciwieństwo jej ojca.

Chwilę później podjęła kwestię miasta w Królewskiej Prowincji.

To Nowe Hollar musi być na językach całego świata. Poważne oskarżenia wymierzone w stronę Morganister. Centrum kontynentu i to tuż za płotem stolicy to niezbyt dobre miejsce na praktykowanie "wolnej magii". A budowanie magicznej armii przywodzi mi na myśl jedynie historię Cieśniny Martwych Ptaków. Bitwa Przeciw Śmierci i jej skutki są dowodem na to, że wojowanie magią nie wróży niczego dobrego, a skończyć się może tragicznym kataklizmem. — Zrobiła krótką pauzę, by nadać swoim słowom większego wydźwięku. — Więc jest jeszcze nadzieja dla krajów Północy — przeszła do poruszonego tematu armii golemów. — Bardzo mnie to cieszy, choć mam pewne obawy... Jeżeli Wieża z Morlis zostanie zniszczona, co się stanie z Bramami? Te obiekty są ze sobą powiązane. Wielką szkodą dla naszego rozwoju byłoby zabliźnienie wyrw między Sferami. Widzę ogromny potencjał w wykorzystaniu Bram do przemieszczania się na ogromne odległości. Chciałabym, by poświęcono na ich badanie więcej środków.

Od mówienia zaschło jej w gardle. Przełknęła ślinę, by je nieco zwilżyć. Odbiła się energicznie od ściany i podeszła bliżej Orsela.

Możemy ruszać dalej. A, bym zapomniała. Jak się miewa nasz Mistrz Strogvor?

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

65
Zaraz sama go o to zapytasz — odparł towarzysz, po czym otworzył wrota na piętrze, gdzie zasiadali najważniejsi członkowie wieży. — Powodzenia. Będę czekał na ciebie, kochana Miranno — dodał, po czym zmuszony był zamknąć drzwi. Komitywa przesłuchiwała ją, nie jego. Cóż, miejmy to już za sobą.


W wielkiej sali kolumnowej Kościanej Wieży panowało niezwykłe podniecenie. Dominujący tu zwykle subtelny światłocień kandelabrów czy pochodni dziś zastępowała mleczna jasność wielkiego magicznego klejnotu, który dryfował nad okrągłym stołem z czarnego dębu. Blask drgał na twarzach zgromadzonych, migotał, zanikał, potęgując podniecenie i napięcie. I zdenerwowanie.

Miranna stała w przedsionku, otoczona przez dwóch młodych czarodziejów z metalowymi kosturami w rękach, które bardziej przypominały wojenne buzdygany niżeli czarodziejskie transformatory energii. Na przeciwko niej dziewięć krzeseł bez obicia i każde zajęte. Ustawione były w taki sposób, aby nikt nie witał półelfki plecami. Gdy przeskoczyła po nich spojrzeniem, rozpoznała każdego. Były to znajome twarze. Starsi członkowie klanu Kościanej Wieży. Czarodziejska komitywa.

Miny zgromadzonych były nietęgie. W powietrzu nosiło się zdenerwowanie, zaś atmosferę można by kroić nożem od masła. Tylko Strogvor wyszczerzył pożółkłe zęby na widok swej podopiecznej półelfki. Ten niziutki, stary człowiek o długiej siwej brodzie, pełnił rolę mentora Miranny. Zabawnie poruszał się drobnymi, szybkimi kroczkami, a i równie szybko wyrażał swe myśli, często ich nie kończąc bądź sepleniąc. Posiada ogromną wiedzę magiczną oraz demonologiczną, którą próbuje przekazać kobiecie, bowiem traktuję elfkę niemal jak własną wnuczkę. Tym razem spotkali się w odmiennych okolicznościach niż dotychczas, ale to miało się dopiero wyjaśnić.
Spoiler:
Miranna Drongfort — powiedziała wyniośle Goldona Keffermuller, uśmiechając się drapieżnie. Starsza profesor magii. Demonoloszka. Niezbyt lubiana, obsceniczna i szorstka. Nigdy nie cieszyła się powodzeniem wśród mężczyzn. To przez chłodne usposobienie, to przez niedającą się zatuszować czarami nadwagę. Goldona miała ciemne włosy i ciemne oczy, które lubiła podkreślać ostrym makijażem. Włosy spinała w prosty kok. Lubiła nosić męskie stroje, takie jak wams oraz skórzane kamizelki. Często nosiła biżuterię z czarnych onyksów — jej ulubionych kamieni. Pachniała mieszanką pokrzywy i bzu. Wyglądała na pięćdziesiąt lat, chociaż liczyła dużo więcej. W wieży chodziła plotka, że niedługo dobije setki.
Spoiler:
Przy okrągłym stole zasiadała po prawicy samego Hogarusa Dessant — arcymistrza klanu Kościanej Wieży. Jest on około stuletnim, Wysokim Elfem. Założył Klan wraz ze swymi człowieczymi przyjaciółmi, których kości spoczywają teraz wmurowane w ściany budowli. Pamięta czasy końca II ery. Wydaje się dosyć tajemniczy, dużo czasu poświęca medytacji. Choć wszyscy uznają go za swojego Arcymistrza, nie ingeruje on w działania członków Klanu, nie sprawuje pieczy nad prowadzonymi doświadczeniami, a jedynie dokonuje bacznych obserwacji i nie udziela żadnych wskazówek czy uwag.

Wysoki Elf zajmował najbardziej majestatyczne siedzisko i chociaż był w sali ciałem, błądzący po ścianach wzrok świadczył o czymś zupełnie innym. Nie reagował na rozpoczęcie posiedzenia komitywy przez profesor Keffermuller, nie zareagował również na wprowadzenie Miranny. Po prostu bacznie obserwował i milczał.
Spoiler:
W imieniu komitywy witamy cię bardzo serdecznie pośród żywych i gratulujemy wyjścia cało z podróży po innym wymiarze. — odczytała niechlujnie wstęp, a potem podniosła wzrok i odłożyła zapisaną atramentem kartkę. Cała dziewiątka spojrzała na Mirannę, zaś Goldona kontynuowała.

Na podstawie zeznań Nysy Hitlerbrand zostajesz oskarżona o kolaborację z demonami, której efekt szkodzi mieniu Wieży, a także reszcie świata. Czy przyznajesz się do zarzucanego czynu? A może zechcesz nam opowiedzieć, co właściwie stało się po incydencie, który zapoczątkowała oskarżająca cię, Nysa Hilerbrand? — Goldona oparła się knykciami o blat, a jej obfity i niezbyt dokładnie skryty biust wylał się z lekka. Omiotła zgromadzonych wzrokiem, a słowa, jakie padały z jej naznaczonych karminem ust wybrzmiewały jakoby ogłaszała największą świętość.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

66
Incydencie, który zapoczątkowała Nysa Hitlerbrand — podkreśliła najdobitniej jak potrafiła, wparowując słowem, nim Goldena zdążyła wypowiedzieć do końca imię oskarżającej. — Gdyby nie otworzyła Bramy bez zezwolenia, mordując wcześniej niewinnych ludzi i naruszając tym samym prawo Kościanej Wieży, nie musielibyśmy się tutaj spotykać. Nie musiałabym walczyć o życie po drugiej stronie portalu, błąkać się w desperacji po nieznanych sferach. Nysa Hitlerbrand naraziła moje zdrowie i życie w imię swojej chorej idei. Nie przyznaję się do żadnej winy, gdyż to ja jestem poszkodowaną! — podniosła głos, stanowczo wyrażając sprzeciw oskarżeniom.

Zrobiła krótką pauzę, by wziąć głęboki oddech i dać wydźwięk swoim słowom, pozwolić by ich echo wygasło, dając czysty podkład pod kolejną wiązankę słów.

Nysa Hitlerband jest osobą niebezpieczną i niepoczytalną, której zeznania nie mogą być brane pod uwagę. Świadków wyrządzonego przez nią chaosu w wieży jest wielu. Ofiar też nie brakuje. Hitlerbrand nie ma natomiast nic na poparcie swoich oskarżeń. Marnujecie swój czas i wysiłki na szukanie winowajcy, którego już macie.

W jej oczach zagościła złość. Ty głupia suko, tak mi się odwdzięczasz za uratowanie życia? Mogłam cię zabić i tam zostawić, pomyślała rozwścieczona. Pożałowała w tym momencie chwili, w której postanowiła zabrać Nysę z powrotem do Herbii. Musiały zaślepić ją gniew i chęć zemsty. Teraz była zmuszona zmagać się z wymierzonymi przeciw niej oskarżeniami, bronić się każdą dostępną formą obrony. A jej jedyną obroną był atak na swą rywalkę, stłamszenie jej oskarżeń pod lawiną kontrargumentów.

Co tak właściwie rozumiecie przez szkodzenie mieniu Wieży i reszty świata? Cóż takiego nam zagraża, według panny Hitlerbrand? Czy przejmowały ją czyjekolwiek losy, kiedy otwierała Bramę bez odpowiednich zabezpieczeń? Kiedy mordowała ludzi, zmuszała ich do samobójstwa, by posłużyć się ich krwią do odprawienia rytuału? Byłam przy niej jako pierwsza, by powstrzymać jej złe zamiary. Co więcej, jej powrót do naszego wymiaru jest wyłącznie następstwem mojej dobrej woli i chęci wymierzenia sprawiedliwości.

Odpuściła chwilowo, dając komitywie okazję na odpowiedź.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

67
No — burknął entuzjastycznie pod nosem Strogvor, malując na twarzy dziarski uśmieszek po emocjonującej wypowiedzi swojej podopiecznej.

Cześć zgrupowania komitywy również dała upust emocjom poprzez subtelne uśmiechy, zmarszczone czoła czy nerwową gestykulację. Oni, ale nie arcymistrz Kościanej Wieży - Wysoki Elf Hogarusa Dessant. Równie niewzruszona zdawała się dopuszczona do głosu Goldona. Profesorka podniosła jedną brew i wciągnęła głośno powietrze przez nos.

Emocje emocjami, kochanieńka — pozwoliła sobie na spoufalenie Keffermuller. — Ale rozmawiamy o tobie, nie Hitlerbrand. Jasne? — demonoloszka pośliniła wskazujący palec, po czym sięgnęła po wcześniej odłożoną na okrągły stół kartkę. — Hitlerbrand oskarża cię o uwolnienie do naszego świata bardzo niebezpiecznego demona. W raporcie znajdują się — ścigała litery wzrokiem — wzmianki o rzekomym przetrzymywaniu w wieży obcego bytu jeszcze przed przenosinami do innego wymiaru. Hmm — odłożyła kartkę i oparła się leniwie o tył siedziska. — Zakładam, że profil naszego kolektywu jest ci dobrze znany. Nie chcemy odtworzyć historii z Morlis, moja droga. Jesteśmy tutaj, by ściągać duchy na naszych zasadach, badać je. Zatem mogłabyś przedstawić komitywie okoliczności, w których owy demon przesiąkł na Herbię?

[Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

68
Demon, o którym mowa, został przywołany wiele lat temu przez nieznanego mi demonologa. Nie znam jego całej historii, odnalazłam go księdze objętej klątwą, którą nieumyślnie zdjęłam, uwalniając go z magicznych okowów. Związał się wtedy ze mną połączeniem, którego nie mogłam zerwać i od tamtej pory towarzyszył mi cały czas. Dopóki nie oddzielił się ode mnie po drugiej stronie Bramy. — wyjaśniła powoli, schodząc z gniewnego tonu.
Demonolożka skrzyżowała ręce na piersi i objęła szerokim spojrzeniem Dziewiątkę. Część wydawała się być przychylnie do niej nastawiona, szczególnie jej dobry przyjaciel Strogvor. Była pewna, że gdyby doszło do wydania wyroku, postawiłby się w jej obronie i nalegał wszelkimi sposobami by odjąć surowości kary. Miranna nigdy nie przepadała za Keffermuller. Widząc jej nastawienie i usilne próby podkopania autorytetu i wiarygodności, zaczynała podejrzewać, czy nie działa w sprzymierzeniu z Nysą. To domniemanie niemal zagotowało jej mózgownicę.
Nigdy mnie ani nikogo nie skrzywdził, nigdy też nie sprawiał wrażenia niebezpiecznego — kontynuowała swoje wyjaśnienia. — Po prostu przy mnie był, a ja akceptowałam jego obecność. Czy dałam się omamić? Być może. Ale cóż mogłam uczynić? Zerwanie tak silnego połączenia mogło wiązać się z moją śmiercią, zescaleniem dusz lub całkowitym wyparciem mojej. Te wszystkie lata spędzone z nim przy boku były za to doskonałą nauką, którą z przyjemnością się podzielę z każdym, kto zapragnie zasięgnąć wiedzy o behawioryzmie czy języku demonów. Co więcej, moje doświadczenie z podróżą po innym wymiarze pozwoliło mi na wysunięcie interesującej hipotezy. Jestem przekonana, że wysłanie opętanej osoby na drugą stronę Bramy znacząco ułatwiałoby odcięcie się od wpływu demona lub całkowite go wygnanie. — Miranna nie mogła się powstrzymać od wtrącenia paru słów o swoim możliwym odkryciu. Taka już była. Dziesiątki myśli, które muszą znaleźć ujście. A nuż posłużą jej za argument do udowodnienia swojej niewinności lub podniesienia wagi jej obecności w kolektywie. — Nie żałuję żadnej swojej decyzji. Nie zrobiłam niczego, co mogłoby nam zaszkodzić, a jeśli zostanie uznane, że moje czyny stanowią zagrożenie, wszystkiemu co robiłam przyświecał wyższy, naukowy cel. Tak jak nam wszystkim tutaj zebranym, wszak jesteśmy ostoją wolnej magii i wiedzy.

[Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

69
Część komitywy kiwnęła potakująco, lecz nie mogła określić, którzy ze zgromadzonych trzymali jej stronę. Potaknięcia były delikatne, czasem tak subtelne, że ledwie wychwycone przez wysuszone przewlekłym stresem oko. Do sprzymierzeńców niezaprzeczenie zaliczał się Strogvor. Jak zaczarowany odchylał głowę w tył, a potem skłaniał podbródek ku piersi, zupełnie jakby mechanicznie potwierdzał każde rzucone przez pół-elfkę podczas przesłuchania słowo.
Keffermuller siedziała niewzruszona. Była praktykiem, lubowała konkrety, a Miranna bądź co bądź nie odpowiadała na zadane jej pytania. Zwiewnie ominęła okoliczności przesiąknięcia demona na Herbię. Nie chciała wszakże recytować o tragedii, której była źródłem. To rzucało niejasne światło na jej osobę, zalewając zawiłą, szemraną poświatą oszustki.

No cóż — Keffermuller złożyła usta w nonszalanckim dziubku, grubymi jak serdelki paluchami stukała o idealnie wyszlifowany blat okrągłego stołu.

Panie i panowie. Czarodzieje i czarodziejki. Kto jest za wyrokiem skazującym, niech podniesie w górę jeden palec. Kto jest za uniewinnieniem oskarżonej i oczyszczeniem jej z wszelkich zarzutów, niechaj podniesie dwa palce.

Dłonie powędrowały ku górze jak lawina. Jeden po drugim podnosił pomarszczone łapska ponad głowę. Strogvor pierwszy wyrwał się, dziarsko machając przed twarzą dwoma palcami. Za nim poszli inni. Byli też przeciwnicy. Między innymi mentor Nysy Hitlerbrand i jej bliscy, z którymi dzieliła piętro. A po środku zasiadał mistrz kościanej wieży, stary elf - Hogarus Dessanti. Dziedzic wysokiego rodu podniósł z ociągnięciem dwa palce. Nadzieja na uniewinnienie, pomyślała, a potem policzyła głosy. Cztery do czterech. Kto nie zagłosował? Biegła wzrokiem dookoła stołu. O, nie! Keffermuller nie podniosła dotąd ręki...

Hi! — parsknęła poprawiając grube dupsko na zbyt małym siedzisku. — Uniewinniona i oczyszczona z wszystkich zarzutów! — walnęła sygnetem o stół na znak zakończenia pierwszej części obrad komitywy.

Być może Miranna źle oceniła Keffermuller. Była czarodziejką specyficzną, gruboskórną i zarozumiałą, ale nigdy nie zrobiła nikomu krzywdy. Pławiła się w demonologii, kochała pouczać i prowadzić zajęcia z młodszymi, a miała ku temu podstawę, odkąd mistrz Hogarus zmienił profil wieży na bardziej otwarty, a co za tym idzie, rządni wiedzy z Karlgardu, Nowego Hollar czy Salu trafiali za kościane mury.

Przyszła pora na drugą część - przesłuchanie Nysy.

Zakutą w kajdany wariatkę posadzono przed komitywą. Była brudna, spod okalających twarz przetłuszczonych kosmków migotało szaroniebieskie spojrzenie szaleńca. O skrępowanych dłoniach i kostkach mogła pomarzyć o ucieczce. Ktoś chwycił Miranne za ramię. Pewnym ruchem przesunął niczym pionka, tak aby zniknęła z pierwszego planu. Zasiadła na uboczu, nie była więcej oskarżoną. Była świadkiem w sprawie przewinień Nysy Hitlerbrand.

Zaczynamy — odparła półgłosem Keffermuller, zatapiając się w karteluszach. — Niech ktoś wyciągnie jej z ust ten knebel.

Zaraz po tym starsza demonoloszka pożałowała wypowiedzianych słów. Oswobodzony ozór Nysy popuścił pary. Nie kryła żalu, ni gniewu.

Pożałujecie tego! — ryknęła ku przestrodze, próbując zerwać kajdany aż zabrzęczała stal. — Uniewinniacie głuptaskę, która kolaborowała z demonem. Oszukał ją w niebycie. Durne elfie babsko otworzyło wszystkie przejścia i przetransferowało byt do poziomu bogów! Mogła zniszczyć świat. Kto wie, jaka kara czeka nas za to, wszakże uwolniła ziejące ogniem bestie. Patroni bez celu nie zamknęli ich po drugiej stronie! Rozumiecie? — machała głową jak opętana.

Żądam ponownego przesłuchania elfki! — zawołał mentor Nysy, członek komitywy. — Żądam... — bił pięścią w stół.

Towarzystwo poróżniło się.

Spokój! — waliła sygnetem o stół Keffermuller, próbując uspokoić towarzystwo. — To przesłuchanie Nysy, Uldredzie! Zamilcz, żadne perfumy Herbii nie zamaskują takiego nepotyzmu. To wbrew zasadom komitywy.

Sprawa Miranny wciąż jest świeża i nie zapomnimy o tym, Hitlerbrand. Jesteśmy nosicielami światła. Przekujemy te doświadczenia w naszą broń. A ty bez względu na to, co powiesz, jesteś oskarżona o morderstwo pięciu członków klanu kościanej wieży. A za to czeka cię najsurowsza kara, bo to akt zbrodni na naturze!

Ha-ha-ha! Świńska półtuszo, kim ty jesteś, żeby mnie osądzać? — śmiała się prosto w twarz rozgorączkowanej Keffermuller. — Oddali życie w imię nauki, na którą tak często się powołujesz. I zrobiłabym to ponownie! — syknęła na wszystkich, po czym powstała skrępowana. Wzrokiem szaleńca omiotła zgromadzenie.

Ja - Nysa Hitlerbrand spętałam po drugiej stronie demona. Ja za sprawą magii krwi zrobiłam z niego wiernego sprzymierzeńca. I możecie mnie ściąć, pluję na was! — szary podbarwiony żółcią glut powędrował prosto na stół. — Moje dziedzictwo przetrwa. Mój brat otrzymał ode mnie listy. Teraz daleko na północy pęta demony magią krwi dla Orlej Straży! A gdy jego dokonania okryje chwała, cała północ pójdzie naszym śladem. A wy, żałosne pokraki będziecie do końca swych dni siedzieć w tej zasranej norze i wszyscy o was zapomną.

Keffermuller zaniemówiła. Uldred wstał raptownie, przewracając krzesło za siebie.

Bo-ha-ter-ka! Bo-ha-ter-ka! Bo-ha-ter-ka! — sylabował klaszcząc w dłonie, lecz nikt nie odważył się pójść jego śladem.

Wystarczy — ozwał się ospały i jakże ponury głos. Był to mistrz Dessanti. — Wystarczy tej farsy — Uldred siadł posłusznie. — Skazuję cię Nyso Hitlerbrand na śmierć. Zawiśniesz o świcie ku uciesze swoich własnych wron. Wyprowadzić ją — odparł i nikt nie ośmielił się przeciwstawić. Jak tylko wierzgająca Nysa opuściła izbę, w ślad za nią od stołu odstąpił przewodzący kościanej wieży i odszedł osatmoniony.

Gdy emocje już opadły, komitywa zakończyła dysputę. Zza stołu dobiegały przeróżne głosy. Pogrążonego w żalu Uldreda wspierali bliżsi mu członkowie zgromadzenia. W pokoju zostało pięciu czarodziejów i Miranna.

Keffermuller stała pod ścianą z Strogvorem.
Jak się masz, kochana? — spytała demonoloszka, chcąc nie chcąc dołączając ją do trójkąta.

[Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

70
Stres ujawniał się na ciele i w zachowaniu Miranny, choć za wszelką cenę próbowała go ukryć. Drżące ręce, nerwowe chwytanie się za palce, drapanie po wierzchach dłoni, drobne kropelki potu spływające po czole, naprędce wycierane rękawem. Nadeszła chwila prawdy. Głosowanie Dziewiątki. Wstrzymała oddech, oczekując na decydujący werdykt, zdana na łaskę Keffermuller. Kiedy już zaczynała mieć mroczki przed oczami, dokonało się. Została uniewinniona. Wydęła usta, wydmuchując zebrane powietrze. Przymknęła oczy dziękując w myślach losowi, bogom, a nawet samej przewodzącej zgromadzeniu. Ktoś odciągnął ją na bok. Nie zauważyła nawet kto.
Przyszła kolej na Nysę. Stojąc na uboczu, obserwowała widowisko. Przeprowadziła panne Hitlerbrand po pomieszczeniu chłodnym spojrzeniem spod długich rzęs i przymrużonych powiek. Liczyła że spotkają się na chwilę spojrzeniem. Tylko po to, by mogła unieść głowę w akcie wyższości i ukazać jej dyskretny, pełen pogardy uśmieszek. Chciałaś mnie zniszczyć, zasrana idiotko, myślała Miranna, patrząc jak stawiano Nysę przed komitywą. Zobaczmy co twoja plugawa morda ma na swoją obronę,
Przysłuchiwała się ożywionej dyskusji, przerzucając wzrok z Hitlerbrand na Keffelmuler i z powrotem, po drodze zahaczając czasem o widocznie wzburzonego mentora Nysy. Usłyszawszy głos Arcymistrza wzdrygnęła się. Hogarus zdawał się być nieobecny przez całą rozprawę. Zawsze zdawał się być nieobecny, wszakże mówiono, że Dessanti nie był ustami, a uszami i oczami Klanu Kościanej Wieży. Ten dzień był dniem, kiedy pierwszy raz od dawien dawna usłyszała głos najbardziej szanowanej osoby w kolektywie. A jakże te słowa rozbudziły wyobraźnię Miranny.
I ku uciesze mojej — dodała w ciszy, pod nosem, i uśmiechnęła się.
Pół-elfka odetchnęła z ulgą. Towarzystwo zaczęło się rozchodzić. Pośród czarowników z Wieży odnalazła Stregvora i Keffermuller. Uśmiechnęła się szeroko do swojego przyjaciela i mentora. Gdyby nikogo nie było w sali, zapewne rzuciłaby mu się na szyję. Zachowała jednak takt i żwawym krokiem podeszła do dwójki. Chyba źle cię oceniłam, Goldona, pomyślała Miranna, również i do czarodziejki posyłając krótki, acz szczery uśmiech.
Nie najgorzej — odparła, stając ramię w ramię ze swym mentorem. Dłonie schowała w długich rękawach szaty. — Dziękuję za poparcie. — Kiwnęła nieznacznie głową na znak wdzięczności.
Przy okazji przebywania wśród dwójki Mistrzów, pragnęła zasięgnąć języka, wypytać o to i owo, obeznać się w sytuacji Wieży.
Jak się mają sprawy Klanu? Nowe badania? Nowe problemy? Czy jest coś, czym mogłabym się zająć na obecną chwilę?

[Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

71
Opowiadam się za sprawami klanu — odparła z przekąsem Keffermuller, z lekka odchylając w tył nakropioną kędziorkami głowę, zupełnie jakby król spoglądał z góry na poddanego. Jej wąskie usta ponownie ułożyły się w zabawną trąbkę dziubka. — Nie odwrotnie, Miranko.

Oczywiście — dodał raptem Strogvor chcąc ściągnąć na ziemie demonoloszkę, która często w rozmowach międzyludzkich odpływała , wtrącając zbędne odzywki.

Na ich szczęście rozmowa zeszła na bardziej żarzące kwestie. Sprawy w Kościanej Wieży miały się zgoła inaczej niż miało to miejsce przed całą wyprawą Miranny do innego świata. Wystarczyło kilka miesięcy, by za murami zapomnianego ośrodka znalazły się twarze z Karlgardu czy Nowego Hollar.

Profil wieży uległ zmianie. Komitywa.

Mistrz Dessanti... — wtrąciła Keffermuller, dając do zrozumienia, że decyzja o zmianie frontu należała do mistrza, nie większości.

Strogvor milczał dobrą chwilę.

Zadecydowano — podjął w końcu — że poszerzymy wpływy. Do nekromantów z Salu, władz Akademii Czarnoksięstwa w Karlgardzie i Akademii Magii w Nowym Hollar wysłano posłańców. Kontakty przewodniczącego zawrzały, jak potrawka w kociołku — po tych słowach Strogvora, Keffermuller oblizała spierzchnięte wargi i zaburczało jej w kiszkach. — Nie znamy przyczyny tej decyzji, najzwyczajniej nam ją przedstawiono. Ale... — zachwiał się w głosie.

Powiedz jej, powiedz — poganiała Keffermuller.

— Ale ma to mieć związek z twoim zniknięciem. Od kiedy aktywowałaś bramę i poszerzyliśmy wiedzę na ich temat zakładając, że inne portale również znajdują się gdzieś na kontynencie.

Lub po za nim — demonoloszka dopowiedziała szybko.

Ów wymiana symbolizuje wspólną pracę nad, hmm, poszukiwaniem nowych bram. Wyobrażasz sobie, co osiągnęlibyśmy aktywując choćby jedną ścieżkę między wymiarową?

No właśnie. Widziałaś inne przejścia po drugiej stronie? — spytała Keffermuller, chcąc upewnić się o słuszności działań podjętych w wieży. Wszakże nekromanci z Salu, pracownicy akademii w Nowym Hollar oraz Karlgardzie szukali od teraz wzmianek o bramach, jak i samych bram.

[Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

72
Nie wątpię, że dostęp do Bramy, a tym bardziej dwóch lub więcej, może stanowić potężną siłę w trwających na kontynencie konfliktach. Może nawet przeważyć szalę zwycięstwa...
Miranna zamyśliła się, błądząc oczami między dwójką Mistrzów, reszcie czarodziejów zebranych w sali, własnymi pantoflami i świecącym nad stołem jasnym magicznym kryształem. Wróciła do rozmowy, wyciągając dłonie z rękawów. Pogładziła się po podbródku.
Zastanawia mnie decyzja Arcymistrza. Czym mogła być kierowana? Pieniędzmi pochodzącym od interesariuszy? Udziałem w światowej polityce? Generalnym rozwojem? Pozostaje nam zaufać, że nie zaszkodzi nam to w żaden sposób. Sięgamy teraz aż po sam Karlgard. Wici informacji mają dwa końce. Oby nigdy nie wypłynęło stąd to, co nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego — wyraziła swoje zaniepokojenie.
Tak, panno Keffelmuller. Widziałam wiele przejść. Prowadziły do wielu, wielu miejsc. Jedne łączyły ze sobą wyższe wymiary. Inne prowadziły z powrotem na Herbię. Piaski pustyni, dzikie lasy, stepy, góry i śniegi Północy. Utworzenie ścieżki za to nie będzie takie proste. Wyższe wymiary usłane są niebezpieczeństwami. Tam magia może działać na innych zasadach. Atmosfera jest zmienna i zwodnicza. Trzeba będzie pomyśleć nad wytyczeniem chronionego traktu, być może nauczyć się jak otwierać portale w dowolnym miejscu po drugiej stronie. Tutaj na Herbii jest to niezwykle trudne, ale tam? Demoniczne i boskie wymiary kipią energią. Jest w tym potencjał. Pytanie tylko czy ewentualnie opracowana technika tak szybkiego przemieszczania zostanie wykorzystana przez świat uczciwie. Potrzebne byłyby odpowiednie regulacje, straż porządkowa, potężne zaklęcia ochronne... Zresztą to nie temat na ten moment.
Chciałabym was jeszcze o coś zapytać... Czy po tym jak z Nysą powróciłyśmy na Herbię, odnaleziono przy nas jej kostur? Zainteresował mnie zanim jeszcze Hitlerbrand otworzyła portal. Bardzo chciałabym go obejrzeć i zbadać.

[Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

73
W istocie — odparła Keffelmuller — to nie czas na takie dywagacje.

Odpocznij — dłoń zgiętego w półkole dziadzia objęła troskliwie przedramię elfki, a głos jego przepełniała dobroć i troska.

I tak po ciebie poślą — skrupulatnie wyregulowana pensetą brew zatańczyła złośliwie na wypukłym wale — To nie koniec przesłuchań. Komitywa zechce usłyszeć twoje zdanie na temat bram. Chcąc lub nie — tembr głosu demonoloszki z każdym słowem stawał się coraz bardziej poważny. Na tyle, że Miranna czuła jak dreszcz niepewności śmiga gdzieś między kręgami. — jesteś od teraz ekspertką w tej materii. Życzę ci, aby ten projekt nie został twym brzemieniem.

Krępa członkini loży machnęła dłonią na pożegnanie, a wtem wielki czarny jak melasa mroku kamień błysnął przed oczyma elfki. Została już tylko ona i mistrz.

Wszystko będzie dobrze — pocieszał ją Strogvor nim nie spytała o kostur Nysy Hitlerbrand.

Rzeczy należące do Hitlerbrand powinny być w jej pokoju, ale nierozsądnym byłoby, gdybyś udała się tam na przeszpiegi. — widział jak niknie blask w jej oczach — Ale! — podjął naglę — jako członek komitywy mogę prosić o dostarczenie ci tegoż artefaktu do celów badawczych. Wszakże — wyszczerzył pożółkłe i nieliczne kły — jesteś koordynatorem projektu.

Zaczekaj w bibliotece, posłaniec winien dostarczyć ją jeszcze dzisiaj.

Strogvor szybciutko zakręciła się wokół elfki. Przytulił ją czule i wydreptał z izby pokracznie stawiając kroki niczym rasowy pingwin podczas przemarszu. I za jego śladem poszła Miranna. Elfka opuściła pomieszczenie, które ów czas świeciło pustkami.

***
Za drzwiami czekał już Orsel. Mężczyzna był niewątpliwie rozgorączkowany. Pod jego dużym męskim nosem gromadziły się krople potu. Nerwowo strzelał palcami, gdy w końcu elfka stanęła naprzeciwko niego.
Nie wyglądał na uradowanego. Wręcz przeciwnie, robił wrażenie osoby zdystansowanej, nawet złej. Kurczowo przyglądał się czarodziejce, mierząc ją od stóp po głowę.


To prawda. Byłaś zakochana w tamtym demonie... — musiał podsłuchiwać. Innego wyjaśnienia w tej chwili nie miała. Trafił w nią informacją wykrzykiwaną przez Hitlerbrand jak strzała zająca. Nie miała gdzie uciec.

[Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

74
Dziewczyna wyszła za Mistrzem, zamykając za sobą ciężkie drzwi do sali kolumnowej. Nowa ekspertka i koordynatorka badań nad Bramami nie kryła ekscytacji z powierzonego jej zadania. Twarz półelfki rozpromieniła się, jej krok stał się bardziej lekki, niemal skoczny. Wielkimi oczami rozglądała się wokoło, a w głowie obmyślała już pierwsze eksperymenty. Jej wzrok nie ominął Orsela, o którym z resztą cały czas pamiętała podczas rozprawy. Zdawał się być czymś przejęty.
Byłam — odpowiedziała mu krótko. — I chyba tego żałuję — dodała. Nie chciała jednak psuć sobie dopiero co poprawionego humoru. — Nie mów, że jesteś zazdrosny. — Uśmiechnęła się i szturchnęła mężczyznę w ramię po przyjacielsku. — Przejdziesz się ze mną do biblioteki? Mam tam pewną rzecz do odebrania. Po drodze i na miejscu możemy porozmawiać o czym tylko będziesz chciał. Bardzo mi brakowało twojego towarzystwa — zachęciła Orsela i oplotła ręką jego ramię, stając u boku.
Znamy się tyle czasu. Czy to możliwe, by wciąż coś do mnie czuł? Myślała Miranna, analizując znaki dawane jej przez Orsela. Właściwie to jest naprawdę ładny. I inteligentny... Rozmarzyła się. Jeżeli szybko sobie nie odpuści, może coś z tego będzie.
I przypomniała sobie wtedy, jak dawno nie była z nikim w jednym łożu. Miranna nigdy nie pozwoliła, by Selari z nią współżył, choć nie odmawiała wielce przyjemnego metafizycznego dotyku i słodkich słówek. Ostatni raz, jak dobrze pamiętała, oddała się mężczyźnie jeszcze w czasach studiów albo krótko po ich rzuceniu i ucieczce z Oros, a było to już przeszło dziesięć lat temu. Demon, który jej towarzyszył do niedawna, w dziwny sposób zaspokajał jej potrzeby i instynkty. I w zasadzie nie było to nic dziwnego, wszakże był nie z tego świata i znał wiele sztuczek, o których Mirannie nawet się nie śniło.
Przepraszam jeżeli poczułeś się urażony. Tamta relacja... trochę mnie zmieniła. Byłam zaślepiona. Teraz wszystko widzę inaczej. Czuję pustkę, lecz powoli wypełniają ją zupełnie nowe doznania. Potrzebuję czasu żeby stanąć na nogi. Chciałabym żebyś cieszył się razem ze mną z mojego powrotu. Mamy bardzo wiele do nadrobienia.

[Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

75
Miranno — objął jej dłoń i przytrzymał, gdy próbowała udać się do biblioteki. Potem chwycił za nadgarstek i przysunął mocno do siebie. Czuła bicie jego serca. Waliło jak dzwon.

Kochałem dziewczę białe jak zima, co miało słońce we włosach. Skręcone niczym złocisty rogalik loki okalające jej promienną twarz. Truskawkowe usta okrywały z lekka perłowy uśmiech. Znaliśmy się od maleńka. I od maleńka wiedział jam, że pragnę tylko jej. Była dla mnie wszystkim. Na imię jej było Magdalena. Magdalena z domu Ressler. Córka piekarza. Po dziś dzień czuję zapach mąki z jej krnąbrnych włosów — zaciągnął się głęboko powietrzem, a serce stanęło na chwilę.

Mieliśmy pójść przed ołtarz. Ja student pełen wigoru, ona już wtedy kreatorka smaków, bom po śmierci ojca otworzyła własną cukiernię. Nikt takich słodkich ciasteczek, jak moja Magdalenka, nie piekł. Mieliśmy... — ścisnął mocniej nadgarstki Miranny. Wciąż mogła swobodnie nimi poruszać, lecz subtelnie zaciskające się palce mężczyzny powoli dawały się we znaki elfce. — Gdy znikąd pojawił się chłop o polach tylu, że wykarmiłyby pół akademii. Miał ci on konie, których ani ja, ani mój dziad czy pradziad nigdy nie dosiedliśmy. — nagle puścił kobietę, pochylił się ku tyłowi, zupełnie jakby miał zaraz runąć niczym powalona kłoda.
Zostawiła mnie... Co więcej zostało dla mnie w tamtym mieście? — pytał wpatrzony tępo w podłogę pod stopami. — Więc odszedłem, trafiłem tu. Poznałem ciebie...

Spochmurniał i zamilkł.

Nie chce znowu zostać oszukany, a ty — machnął ręką, jakby wszystko przepadło — ty też mnie zdradziłaś!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Salu”