Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

16
Pchnięte od zewnątrz wrota poszły w ruch. Gładkim posunięciem ujęły się pod naciskiem drobnej elfiej dłoni. Minąwszy próg, Miranna znalazła się dwoma nogami w sali na parterze, która o dziwo pozbawiona była jakiejkolwiek strażnicy. Uwaga wszystkich, a było ich wielu, skupiona była w centrum hali. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegła niczego nadzwyczajnego. Grupa rozmaicie odzianych czarodziejów, z których część miała okazję poznać tutaj w wieży. Inni zaś, odziani w okrywające na pół twarzy chusty, zdawali się pochodzić spoza kręgu. Krzyki, jęki oraz potęgujące się z każdą chwilą wołania wypełniały salę po brzegi. Być może z tego powodu, nikt nie dostrzegł zakradającej się z oddali elfki o falującym blond włosiu.

Zgromadzenie dynamicznie przemieszczało się dookoła serca najniższej z kondygnacji. Prawdą jest, że owa brama ulokowana była we wschodnim skrzydle, głęboko w sali, skąd nie było żadnego ujścia. A pełniło to rolę swego rodzaju zabezpieczenia przed potencjalnie niebezpiecznymi istotami, które zapragnęłyby opuścić wieżę zaraz po wyłonieniu ich z wnętrza wyrwy do innego świata. Po przeciwnej stronie izby, gdzieś nieopodal zejścia z wyższych poziomów ukradkiem czmychnęła Miranna. Była tutaj sama. Nie sprowadzając Orsela zdana została na własne siły.
Spoiler:
Panujący w głębi harmider pozwolił niepostrzeżenie zawęzić dzielący Mirannę i kultystów dystans. Wnet część ze zgromadzenia uchyliła wątłe barki, odsłaniając wnętrze okręgu splecionego z wymachujących dłońmi - jak i nielicznymi kosturami - magów. Tuż pod bramą, w jej cieniu leżały ułożone w jednej linii ciała. Początkowo nie rozpoznała nikogo, to za sprawą przeraźliwie zdeformowanych twarzy. Jedne wygięte i osuszone, inne naciekające bulgoczącą juchą koloru brąz. Swąd z centrum niósł się po całej sali. Kwaśny, żrący, gęsty i kleisty smród, nie dający się określić. Był to - tego była pewna - smród rozkładu, trupi cuch ostatecznej degradacji oraz degeneracji, odór rozpadu i niszczenia.

Nagle nad jedną z zaplamionych krwią zwłok stanął młodo wyglądający elf o dziewczęcych rysach. Siwobiałe włosy spięte miał w kucyk, a nieliczne kosmki opadały delikatnie, otaczając policzki. Istne bajkowy obraz. Niechętnie przerwany drżącym w gardzieli krzykiem. Rozkazem o tonie dobrze znanym elfiej czarodziejce. Ten sam, którego wolałaby nigdy więcej nie usłyszeć. Głos należał oczywiście do odwiecznej rywalki Miranny - Nysy Hitlerbrand. Kątem oka dostrzegła, jak pastwi się nad młodzieńcem, wyładowując swoje chore frustracje. Oczy miała dzikie, przekrwione, straszne...

- Nie mamy czasu. Uczyń to wreszcie! - nalegała agresywnie, machając przed młodym elfem czarodziejską różdżką.
- Ale ja nie chcę. To jest złe... - powtarzał drżącymi wargami, gdy oczy napełniły łzy.

Jeden z zamaskowanych czarowników szturchnął wypaczoną z ludzkich odruchów magini. W odpowiedzi zwróciła ku niemu wzrok, potem kierując diaboliczne spojrzenie wprost na osamotnioną Mirannę. Zabrakło przyjacielskiego powitania. W zamian mogła usłyszeć chrypliwe wrzaski.
- Zajmijcie się nią! Rytuał musi zostać ukończony.

Dwójka z owiniętych w połowie chustą apostatów, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, poczęła kroczyć wprost na bezbronną elfkę. Jeden z nich dzierżył kostur z czarnego dębu. Zawinięta laska w kształcie owijających się wzajemnie węży. Z zielonym kryształem na szczycie między rozwartymi paszczami gadów. Prawą dłonią zahaczył kilka drobnych obrotów nadgarstka, przeto w dłoni zjawiła się niewielka kula ciemnoczerwonego płomienia. Ognik jarzył się chybko, buchając od czasu do czasu na boki. Wzniósł rękę na wysokości piersi, a z każdym jej mimowolnym machnięciem część energii ubywała w przestrzeń. Celował w Mirannę. Gorące karminowe wężyki, niczym salwa, leciały jeden za drugim próbując dosięgnąć elfki. Zajęta snuciem zaklęć obronnych nie dostrzegła drugiego z antagonistów. Jednakże doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że czai się gdzieś za plecami czarującego ogniomistrza.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

17
Vi agri! – krzyknęła Miranna, wyciągając przed siebie lekko ugięte, lewe ramię, ze sztywno otwartą dłonią skierowaną w stronę atakującego.

Ilekroć zbliżał się w jej stronę żarzący płomyk, odbijała go szybkim ruchem dłoni, celując w czarującego apostatę. Cisnęła przed siebie latarenką, którą dotychczas trzymała. Nerwowym ruchem gałek ocznych zaczęła szukać jakiejkolwiek stabilnej osłony. Nie mogła odbijać zaklęć w nieskończoność. Po pewnym czasie potrzebowałaby chwili wytchnienia, a wtedy ewentualny kontratak mógłby się nie powieść ze względu na wyczerpanie magiczne. Bez względu na to, czy udało się jej za czymś schować czy nie, zacisnęła zęby i warknęła:

Falthur a’ virga.

Zawarła prawą pięść. Wokół niej pojawiły się drobne, ledwo zauważalne iskierki. W bardzo szybkim tempie zaczęły się łączyć we wściekle migające błyskawice, których siła wzrastała wraz z przekierowywaniem do dłoni części mocy czarodziejki. Powoli zaczęła ją otwierać, trzymając na wysokości piersi, a w przerwie pomiędzy nacierającymi na nią płomykami szybko wyciągnęła przed siebie i cisnęła piorunem w atakującego czarmiota. Nie miała na celu go zabić, choć była na to pewna szansa. Ładunek, jaki z niewyobrażalną prędkością popędził w jego stronę, wymierzony był w pierś, a jego moc wystarczyłaby na sparaliżowanie oponenta.

Nyso Hitlerbrand, obiecuję ci że srogo za to zapłacisz, pomyślała ze wściekłością w oczach.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

18
Pierwsze uderzenie sprawiło, że bariera rozbłysła żwawym blaskiem. Kulisty cień rzucono dookoła drobnej elfki, a jej dłoń nawet nie zadrżała w wyniku kolizji. Ognisty język, bowiem tak mądrzejsi ochrzcili ten rodzaj czaru, poległ pod murami eterycznej fortecy Miranny. Sęp nie ustępuje żółwiowi tylko dlatego, że ten skryje się w skorupie. Zakapturzony odszczepieniec trącił więc kolejnym płomieniem. Prężniejszym i zdawałoby się, że szybszym. Gorący ozór trzasnął ponownie w eliptyczny kokon. Tym razem wiercąc głębiej. Bariera powoli pękała, o czym świadczyły prześwitujące pajączki. Rozlegały się po całym obszarze, kreując bliżej nieregularne utkanie. Pierwszy płat magicznej osłony, jak liść na wietrze, odczepił się od całości. Wirował chwilę przed nosem elfiej czarodziejki, wkrótce potem zahaczając o bruk. Bariera przepadła. Zdegradowana pod naporem zewnętrznych sił rozmyła się, pozostawiając bujną chmurę błyszczących płacików.

Z opadającego magicznego kurzu jarzyło się purpurowe światło. Gdzieś z wnętrza dostrzegalne wyładowania napawały chmurę nutą mistycyzmu. Próżny czaromiot pochylił kostur, zapewniony o powodzeniu swego natarcia. Cóż mogłoby przeciwstawić się takiej sile? Przechylił więc głowę w kierunku kroczącego za nim towarzysza, a gdy ponownie zwrócił wzrok ku opadającym kłębom, trafił go piorun. Kuliste wyładowanie z sykiem przeleciało przez gęste powietrze, dosięgając podbrzusza. Siła uderzenia była tak ogromna, że ofiara odskoczyła do tyłu, tym samym wpadając na drugiego z napastników. To się nazywa upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie. Niosące ból i cierpienie wyładowanie skupiło się na pierwszym celu, lecz mimo to część energii przetransferowała się dalej. Być może dlatego żaden z przeciwników nie zginął, a wyłącznie stracili przytomność. Bezbronni spoczywali ów czas na kamiennym parkiecie.

W sercu najniższej z kondygnacji, które stanowiła zdezaktywowana brama, wciąż toczono uporczywy trud. Odbierający sobie życie młody elf upadł bezwładnie obok sterty już zesztywniałych ciał. Jego krew wspinała się do góry, niczym w zaklętym wodospadzie. Strumienie ciemnoczerwonej juchy wirowały, kreśląc runiczne symbole. Wir wypompowywanej z ofiar krwi robił się coraz obszerniejszy wraz z kolistymi ruchami nadzorującej go Nysy Hitlerbrand. Magini dzierżyła w dłoni identyczny kostur, co czaromiot, z którym przyszło spierać się Mirannie. Jednakże jej klejnot mienił się żywą czerwienią. Chłonął krew z rozwalonych pod stopami ciał, jak las chłonie wodę po suszy. Magiczny zmysł Miranny pozwolił jej odczuć narastające napięcie magiczne. Potężne siły zstępowały do wieży. Na tyle monstrualne, że żaden z tu obecnych nie winien pokusić się o ich okiełznanie. Lecz było za późno.
[img]https://i.imgur.com/QPo47g1.png[/img] Wchłonięto całą moc. Dębowa różdżka aż drżała w silnie zaciśniętych dłoniach czarodziejki Hitlerbrand. To nie mogło trwać wiecznie. Odkładanie tak bezkresnych mocy miało swój kres i nastał on właśnie teraz. Wychylony na wprost bramy kawałek drewna zahuczał niedającym się określić dźwiękiem. Klejnot podrygiwał, nim strumień wrzącej krwi nie uszedł z niego raptownie. Karminowa łuna objęła swym majestatem całą objętość bramy. Wszyscy widzieli wyłącznie czerwień, jakby inne barwy przestały istnieć. Nie było żółci, zieleni lub błękitu. Tylko krwista czerwień. Zgromadzone siły eksplodowały, rozprężając się na boki. Fala uderzenia odrzuciła wszystkich poza dzierżącą kostur magini. Część z jej poplecznik zmarła na skutek wybuchu. Przeżyło wyłącznie trzech zakapturzonych gachów, którzy co galopem skryli się za plecami swej nawiedzonej przywódczyni.

- Przepiękny! - wtrąciła Nysa, wskazując na tętniący życiem fragment bramy. Przejście pulsowało, z każdą chwilą pobudzając kolejne fragmenty układanki. Lada chwila miało ulec całkowitej aktywacji. Stać się permanentną wyrwą między światami.

- Jesteś taka głupia przychodząc tu dzisiejszej nocy. - Zwrot skierowany był wszakże do oddalonej o około trzydzieści stóp Miranny. - Ale stałaś się świadkiem nadchodzącej ery! Nowa potęga rodzi się! - wrzeszczała, jak popieprzona, a sadystyczny uśmiech nie znikał z jej szpetnej mordy. Bez wątpienia pragnęła zagłębić się w wymianę zdań z odwieczną rywalką. Puszyć przed nią swym roztropnym dokonaniem. Być może była to odpowiednia chwila na zasięgnięcie języka. Wyjaśnienie ostatnich wydarzeń i poznanie planów wroga. Być może nie...

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

19
Ci, którzy śmią lekceważyć moc Miranny, kończą tak, jak dwójka leżących na posadzce czarodziejów. Porażone mięśnie odmówiły im posłuszeństwa i bezwładne ciała opadły, niezdolne do dalszej walki. Błyszczące oczy czarodziejki mówiły jedno: podnieś na mnie rękę, a skończysz tak, jak ci poprzedni. Najwidoczniej nikt nie miał czelności ponownie zaatakować.

Wybuch spowodowany nadwyżką zebranej energii wytrącił Mirannę z równowagi i upadła. Podniosła się prędko. Co za tchórze, myślała patrząc na popleczników zdrajczyni, chowających się za jej plecami. Ktoś musiał usłyszeć. Ktoś musiał zbiegać na dół, wybudzony ze snu. Modliła się w duszy, by ci, którzy poczuli tę moc przybyli tu jak najprędzej, by stanowili świadectwo tego, czego dopuściła się ta parszywa gnida, gwałcąca wszelkie zasady panujące w Kościanej Wieży. Sama nie mogła tego zakończyć. Byłoby to zbyt niebezpieczne.

– Do czego zmierzasz!? Po co to wszystko!? – krzyknęła. Chciała grać na zwłokę. – Mamy wolność w prowadzeniu badań, ale to, co robisz, przekracza wszelkie granice. Arcymistrz stanowczo odradzał. Zakazał otwierania Bramy! Liczysz się z tym, że być może właśnie podpisałaś na sobie wyrok śmierci? I kim są ci ludzie, do cholery? Coś ty narobiła!?

Atak w tym momencie byłby niepewnym ruchem. Miranna nie wiedziała, czy kostur dzierżony przez Nysę wciąż posiada rezerwy energii. Zdawał się być na tyle potężny, iż mógłby w krótkiej chwili zabić nieroztropną półelfkę. Wstrzymała się z rzuceniem zaklęcia, zaciskając zęby i marszcząc czoło. Śmierć odwiecznej rywalki byłaby naprawdę satysfakcjonująca. Wymierzenie kary nie leżało jednak w gestii Miranny. Dokonać tego mogli jedynie starsi czarodzieje kolektywu, a tych póki co jeszcze tu nie było. Czy w ogóle przybędą, nim stanie się coś strasznego?

Otwarcie bramy oznaczać mogło jedno – Hitlerbrand pragnęła przyzwać czarta i go spętać. Czy można być mniej odpowiedzialnym niż ta zdrajczyni? Miranna nie dostrzegła nigdzie żadnych pułapek czy barier ochronnych. Brama stała prawie otwarta, wręcz zapraszając wszelkie byty do przejścia przezeń.

Nie zrobiła ani kroku, właściwie cofnęłaby się w tył. Bogowie wiedzieli co czai się po drugiej strony portalu. Cokolwiek Nysa tam dostrzegała, może i było fascynujące, lecz stanowić mogło ogromne zagrożenie. Ruch w tył mógłby jednak sprowokować rywalkę, a tego chciała uniknąć. Wpatrywała się więc tylko wściekle w Nysę, nieruchomo stojąc w miejscu. Jeśli ta próbowałaby atakować, zrobiłaby niepewny ruch kosturem lub dłonią w jej stronę albo jeśli coś by wylazło z otwartych wrót, Miranna natychmiast rzuciłaby zaklęcie ochronne i cofnęła się. Spodziewała się jednak po rywalce chociaż odrobiny inteligencji.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

20
Hitlerbrand dyszała pochylona ku przodowi, a każdemu pociągnięciu przepełnionego rozkładem martwych ciał powietrza towarzyszył świst zmęczenia. Oparcie części cherlawego ciałka o zawiły kostur pozwoliło na szybszą niż zazwyczaj regulację oddechów. Z ostrego i garbatego nochala skapywały żółte krople potu i dziwnej mazi, którą Nysa zazwyczaj się smarowała. Nikt do końca nie znał właściwości tych specyfików, lecz każdy poznał ich odstraszający smród.

Po co? - roześmiała się wniebogłosy, a chrapliwy rechot wypełnił wszystkie okoliczne korytarze i luki w ścianach. Szpary w podłogach oraz inne ubytki kościanego konstruktu.

- Nic nie wiesz, kretynka! - krzyknęła pochopnie, jakoby coś innego doszło do głosu. Nysa od zawsze była dziwna, lecz w chwili obecnej Miranna nie poznawała jej chociażby w najmniejszym stopniu. Mówiła zmiennymi głosami, jak i niejednolitą składnią. Być może Orsen przewidział problemy Hitlerbrand, nawiązując w żartach do jej dewiacji psychicznej.

- Oni - wskazała na trójkę za plecami - są narzędziem lepszego jutra! A Ci - palec powędrował na zwłoki, z których już teraz Miranna rozpoznała kilku zaprzyjaźnionych czarodziejów - są naczyniem, bez którego jutra nie będzie. Ha-ha-ha! - roześmiała się ponownie.

- Wielki mistrz opuścił krąg, bo ja tak chciałam. Stary dureń! - splunęła na jeszcze ciepłe ciało młodego elfa, które leżało pod jej stopami. - Nie rozumiesz, że tylko ograniczaliśmy się cały czas? Magia z krwi pozwala kontrolować o wiele więcej, niż mogłoby nam się zdawać. Możliwości są niezliczone! Wystarczy kilka ofiar i spójrz - machnęła łbem na zaktywowaną niemalże całkowicie bramę - wrota do innego świata stoją dla mnie otworem. Wyszarpię z nich cokolwiek i spętam, jak psa. Dlaczego nie wykorzystać mądrości demonów, ich siły do niszczenia wrogów?

Wnet do sali wbiegł zdyszany Orsen, krzycząc do Miranny - Już biegną! - Na co niespełna rozumu czarodziejka o jaszczurczej urodzie odpowiedziała kilkukrotnym obrotem magicznej laski. Dookoła niej wzniosły się skrzydła cienkich płomyków, tworząc kolisty kokon. Nim zaklęcie zdążyło prysnąć, pod drzwiami do sali wyrosła ogromna ściana ognia. Fortunnie Orsen już znajdował się w środku, ledwie umykając gorącej fali płomieni. Nysa sprytnie zabezpieczyła się przed naciągającymi posiłkami bardziej doświadczonych magów. Jednak wewnątrz wciąż pozostawali nieprzychylni jej działaniom Orsen i Miranna.

- Dalej, zajmijcie się nim! - wydała rozkaz do najętych czaromiotów. Orsen nie pozostał jej dłużny. Sam stanął przeciwko wyzwaniu, dając Mirannie wolną rękę w potyczce z wielbicielką ludzkiej krwi.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

21
– W końcu, na Bogów… – powiedziała spoglądając za ramię na Orsela.

Ściana ognia, która zajęła wejście do sali, może i odcięła tymczasową drogę ucieczki, jednak z pewnością nie byłaby większą przeszkodą dla nadchodzącego wsparcia. Mirannie pozostało jedynie powstrzymać Nysę przed dokonaniem ostatecznych kroków prowadzących do spętania demona. Zemsta za zabitych braci i sióstr byłaby niezwykle słodka. Czarodziejka już w tej chwili snuła przebieg tortur, jakie stosowałaby na ciele i duszy przeklętej Nysy Hitlerbrand, zdrajczyni Klanu. Przez jej myśl przebiegał obraz pokrytej krwią szpetnej twarzy rywalki wykrzywionej w bólu. Wyobrażała sobie jej związane ciało, wyzbyte energii magicznej, bezbronne, nagie, zawstydzone i brzydkie, obklejone juchą, pocięte i gnijące, lecz wciąż żywe.

– Niech demoniczne siły pożrą twoją nędzną duszę i wyplują na wpół strawioną! – warknęła Miranna. – Pomimo tego, że pozwolono ci tu żyć, pracować i móc przyczyniać się do rozwoju nauk magicznych, śmiesz lekceważyć Arcymistrza i cały kolektyw, śmiesz władać losem tych, którzy niewiele różnili się od ciebie, którzy mieli równie wielkie ambicje i plany. – Wskazała na martwych już czarodziejów. Niektórych Miranna rozpoznała i w żalu aż przymknęła powieki. – Przekroczyłaś pewną granicę. Nie ujdzie ci to na sucho.

Miranna wyprostowała prawe ramię i wyciągnęła przed siebie, kierując je w stronę leżących pod nogami Nysy apostatów. W skupieniu uniosła je wyżej i wykonała skomplikowany ruch dłonią.

– Powstańcie – wypowiedziała pozbawionym barwy głosem. – Pochwyćcie ją – dodała po chwili.

Zrobiła trzy kroki w przód, w lewej dłoni czarując zaklęcie ochronne, a prawą stopniowo unosząc i zaciskając w pięść. Skupiła wzrok na ciele Nysy. Umysłem próbowała wedrzeć się w jej klatkę piersiową, pochwycić płuca, serce i tchawicę w objęcia niewidzialnej siły. Chciała zadać jej ból. Obezwładniający ból, odbierający oddech i wszelkie siły.

Fi voluntas mea patieri ipos interi – inkantowała zaklęcie pod nosem, marszcząc brwi w wyrazie gniewu. – Natychmiast zamknij Bramę i poddaj się!

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

22
Istny chaos panował na najniższej z kondygnacji. Swoistej stolicy Kościanej Wieży, zbudowanej gdzieś w bliżej nieokreślonej oddali Rybich Grzbietów. Nieopodal podrzędnego ośrodka miejskiego, skąd wybitna magokracja czerpała podstawowy, jak i te nieco bardziej wyszukany asortyment. Otoczeni ochronnym płaszczem czarodziejów mieszkańcy przywykli do żywych trupów, chroniących ich domów. Tak samo do magicznych sztuczek i wizyt rozmaitych, często budzących niepokój, gości. Po dziś dzień nie mogli uskarżać się na swój patronat, lecz obecne wydarzenia wewnątrz kręgu chytrze posuwały tenże sojusz na skraj nad przepaścią.

Z wysuniętej przed pierś dłoni popłynęły niewidoczne dla prymitywnego oka węzły eterycznej energii. Drobne wiązki, niczym fala na wietrze, dążyły do uśmierconych świeżo ciał. Tam zatańczyły nad nimi frymuśnie, tocząc kręte wstęgi, a także bufiaste pętle. Ostatecznie drobny był wpełzał, niczym wąż do swej jamy, do nozdrzy, uszu i lekko rozwartych kącików ust. Odżywcza siła zawrzała w sercu, które ponownie przepompowało karminową posokę. Naczynia podniosły się, szum rwącego potoku krwi buczał, odżywiając mięśnie i resztę wnętrzności. Trupy ożywały...

Hitlerbrand panicznie cofała się, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Widziała poległych, którzy chwiejnie kroczyli w jej kierunku. Mieli za zadanie pojmać sprawczynię całego zamieszania, mimo że niegdyś trzymali jej stronę. Tej nocy nie wspierali niczyjego frontu, przynajmniej nie było to działanie świadome. Jak zaszczute ogary, pod uprzężą wykonywały polecenia nowej Pani - Miranny.

Mimo że elfia piękność o kręconych blond włosach skupiała swą uwagę na wskrzeszanych istotach, kątem oka była w stanie dostrzec poczynania swego przyjaciela Orsela. Młodzieniec mężnie spierał się z diabolicznie biegłymi w magicznej potyczce przeciwnikami. Zamaskowani czarownicy nieskazitelnie zadawali kolejne ciosy, przechylając szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Orsel uchylał kroku, kreując coraz to słabsze bariery przeciwko ognistym językom oraz czarcim kulom nikczemnej mocy.
Boom!
W tym samym momencie trupy pochyliły się nad skuloną pod bramą Nysą. Przerażona czarodziejka była przechwytywana przez posłuszne ciała. Jeden dotykał jej ramion, inny głowy, próbując postawić do pionu. Nagle, bez ostrzeżenia! Kobieta podniosła głowę, a jej oczy zapłonęły złowieszczą czerwienią, jakoby całe światło wypełniła krew. Otworzyła usta, lecz nie popłynęły z nich żadne słowa. Nieznośny krzyk rozległ się po sali, a tuż za nim enigmatyczna fala nieokrzesanej energii. Magiczna eksplozja, która odrzuciła ożywione korpusy o kilkanaście stóp. Na tyle prężnie, iż żaden ponownie nie powstał na rozkazy pani Miranny. Echo uderzenia dosięgło także elfkę, popychając ją kilka kroków do tyłu, przeto przerwała inkantacje drugiego zaklęcia.

Nim zdążyła zaczerpnąć powietrza, coś oplotło jej szyję. Hitlerbrand zapuściła magiczny pejcz, który energicznie objął całkowicie szyję Miranny. - Chodź tutaj! - krzyknęła, po czym szarpiąc za kostur przywlekła duszącą się elfkę. Upodlona pod jej nogami została podniesiona za chabety i poczęstowana słodką zemstą. Siarczysty policzek wymierzony w blondynkę prawie zmiótł ją z nóg. Kolejno przechwycenie pąka włosów wraz z niemiłosiernym szarpaniem za nie, przeto łepetyna elfki latała na boki, niczym obijana o ścianę piłeczka.
Spoiler:

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

23
Miranna chwyciła się za szyję swoimi drobnymi dłońmi. Próbowała wykrztusić kilka bardzo brzydkich słów, została jednak porwana magicznym pejczem i upadła bezwładnie na kolana, z twarzą niemalże u stóp rywalki. Nie mogła znieść tej zniewagi. Podniosła głowę, nie na długo jednak, gdyż niemalże natychmiast została spoliczkowana. Półelfka instynktownie przyłożyła lewą dłoń do lica. W jej oczach zagorzał gniew, silniejszy niż przedtem, wielokrotnie spotęgowany. Miranna biła i drapała Nysę po nogach i brzuchu, próbując wyrwać się z jej rąk. Każde szarpnięcie za włosy powodowało krótki, cichy pisk czarodziejki.

– Puść mnie, suko – wycedziła przez zęby.

W tym momencie zdała sobie sprawę z tego, jak komiczna była cała ta sytuacja. Miranna, gdy wchodziła do sali, miała na sobie jedynie cienką koszulę nocną i narzucone na plecy futro, które, jak się właśnie zorientowała, zerwało się z jej ramion już jakiś czas temu. Teraz, niemalże naga szarpała się z odwieczną rywalką. Obie były niczym dwie wrogie kocice walczące o teren. Wnet, półelfka wrzasnęła tak głośno, że aż zawibrowało powietrze. Uderzyła otwartą dłonią podbrzusze Nysy, jednocześnie wyzwalając dużą ilość energii. Sztuka telekinezy, jak zwali ją uczeni, służyła do manipulacji materią. W tym wypadku Miranna posłużyła się tą techniką w celu odepchnięcia przeciwniczki, powalenia jej i zyskania przewagi. Szczytem jej zadowolenia byłaby sytuacja, w której Hitlerbrand wpadłaby do portalu. W takim wypadku mogłaby pilnować wyrwy i po przybyciu wsparcia zamknąć Bramę i uwięzić tam zdrajczynię. Niemniej jednak, jeżeli tylko po odepchnięciu rywalki zyskałaby odrobinę przestrzeni i krótką, bezpieczną chwilę, odwróciłaby się w stronę czarmiotów atakujących Orsela i posłała ku nim umiarkowanej mocy błyskawicę, która by ich obezwładniła i nieco odciążyła osaczonego czarodzieja.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

24
Zrodzony z leciwej zazdrości i niepohamowanej woli uznania chaos, pomiędzy dwoma czarodziejkami odmiennych ras, wywołał burzę u spodu aktywowanej ów czas bramy. Swoistego przejścia między światami, który jak wyrwa łączy dwa - lub więcej - odległych punktów na niepojętej jeszcze w całości mapie świata. Dziewki miotały się u jej stóp, kiedy zdawałoby się bystrzejsza cofnęła mogącą wyrządzać ból kończynę. Ręka zgięta w łokciu delikatnie uchyliła się, niczym wahadło zawieszone w obręczy barkowej. Rozłożone w pięć stron świata paliczki gromadziły każdą z tych dróg witalne siły, jakie swój upust miały mieć we centrum sprostowanej dłoni. Niczym rozbite z kryształowego wazonu kule zbiegające się w najniżej osadzonym punkcie parkietu, tak telekinetyczna energia gromadziła się po spodniej stronie dłoni.

Już, już upust rozdmuchiwanego żaru - prostacką szarpaniną - miał znaleźć ujście w osobie nieurodziwej Nysy Hitlebrand, gdy obie kobiety poczuły mrowiące ciepło. Ogarniający od stóp do głów podmuch płynący z wnętrza, niedający się opisać znanymi słowami. Stan przypominający pierwsze rzucone zaklęcie, pierwszy objaw zdolności magicznych, z którym mierzy się każdy młody adept - coraz szerzej potępianych w świecie - sztuk astralnych. Powiew jeszcze mocnijej zaczął ogarniać blond włosom Mirannę.

Nagle do sali wtargnęła pomoc! Rozdmuchana ściana ognia, wcześniej wzniecona przez maga krwi, prysła niczym zalane wodą ognisko. Rozgarniane karminowe języki powędrowały po ścianach, ginąc w odmęcie cienia. Huk towarzyszący rozproszeniu czaru zwrócił uwagę napierających na Orsela czaromiotów, dając mężczyźnie tym samym szansę na przechylenie tejże labilnej szali przewagi. Także Nysa - wraz z Miranną - spacyfikowały w ułamku sekundy, podczas gdy dorodni magowie, jakoby elita czarodziejów, wkroczyli pośród nich. Pokój nie trwał długo, o czym świadczyło kolejne szarpnięcie za pąk kręconych blond włosów. Fala uderzeniowa niemalże stykała się z podbrzuszem maga krwi, lecz znikła. Jak ten ogień, rozproszono czar. Nie była to robota Nysy, nikogo z tu obecnych. Coś wessało magię bezpowrotnie. Ziemia zadrżała. W oczach Hitlerbrand również gościł niepokój. Doprawdy nie miała w tym swego udziału. Splecione, jak jedno ciało, czarodziejki poczuły jednoczesny skurcz w sercu. Pochylone ku sobie tracąc równowagę oparły się w lewo, dalej przód. Zachwiane zmierzały wprost do bramy, mimo że żadna z nich nie kroczyła w tym nieodkrytym kierunku. Miranna mogłaby przysiąc, że Nysa próbowała uciec spod jarzma wrót między światami. Trud był daremny. Tętniący żywotem portal ogarnął ceglastoczerwoną poświatą elfkę oraz ciemnoskórą czarodziejkę. Niewidoczne sidła przechwyciły ramiona, tułów a nawet kostki. Puf! Zniknęły z oczu wojujących w przyziemiu magów. Ślad po nich zaginął.

Niewiele wiemy o bramach i powiadają, że nie przyniósł ich nasz lud. Hyurin stworzył znany nam świat. Ukir przekazał nam drogi łowcy, Drwimir i Kiri dali nam ogień i rzemiosło. Powiadają, że po zniszczeniu Stwórcy, gdy jego potomkowie - bogowie - nie mogli już słyszeć naszych modlitw, duchy nie należące do Herbii, oszalały z radości. Pogrążeni w boju o zastąpienie stwórcy pomniejsi bogowie dali wolną rękę nikczemnym istotom. A te, te znalazły sposób, aby wkroczyć do świata żywych. Przez wyrwy między światami, poczęły kroczyć między ludźmi, elfami i krasnoludami. Zasmakowali życia, którego tak bardzo zazdrościli śmiertelnym. Ich krzyżówki po dziś dzień krążą po świecie, zaś nieprzemijająca nienawiść sprawia, że knują przeciwko światu. Wyczekując momentu do ataku, gdy opuszczą cień i zaleją kontynent.
[img]https://78.media.tumblr.com/df43502d453 ... o2_250.gif[/img] Miranna wybudzała się z nieprzyjemnego letargu, lecz pomimo dyskomfortu czuła się wypoczęta. Zapartymi dłońmi wzniosła nadszarpnięte bojem cielsko spod szarozielonej skały, na której przyszło jej leżeć. Praktycznie wszystko dookoła było czarne, zielone lub szare. Nawet powietrze, przeraźliwa mgła. Znikające i równie prędko ginące płomyki metafizycznej siły. W swojej surowej postaci wnętrze bramy było dla elfki dziwnym przerażającym miejscem pełnym czarnych skał i żył surowego minerału, w którym zawsze panuje noc. W oddali na horyzoncie zawsze widoczne były wyspy z zrujnowanymi miastami, upiorne metropolie z poskręcanymi iglicami, do których nie udało się dotrzeć żadnej żyjącej istocie, albowiem ni elfy, ludzie czy krasnoludy skrzydeł nie posiadają.

Gdy podniosła wzrok, jej oczom ukazał się znany ze snów portret. Dorodny, męski blondyn o włosach sięgających ramion, którego chłodne niebieskookie spojrzenie przenikało przez duszę Miranny. Stał nad nią, uśmiechając się szeroko. Biała bawełniana luźna koszula ze sporym dekoltem powiewała na szarym wietrze. Brązowe spodnie ze skóry przylegały do ud, podkreślając ich kształty. Widziała go już, lecz nigdy tak wyraźnie. Czy był realny?

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

25
Ukatrupię cię, Nyso Hitlerbrand. Umrzesz w niemożliwych męczarniach a i tak cię wskrzeszę i uśmiercę na nowo, myślała Miranna tuż przed wciągnięciem do wnętrza Bramy. Żałowała, że jej rywalka nie usłyszała tych myśli. Przesiąknięte nienawiścią słowa dudniły pod czaszką czarodziejki do ostatniej chwili, nim zniknęła w wyrwie między światami.

Blondwłosa czarodziejka nigdy z własnej woli nie wkroczyłaby w otwarty portal. Ci, którzy zdobywali się na taki czyn, byli albo głupcami, albo tak potężnymi czarownikami, że machnięciem ręki powalali szarżujące diabelstwa. Miranna zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa kryjącego się po drugiej stronie wyrwy, lecz zawsze gdy przychodziło jej otwierać Bramę i przyzywać demony, robiła to na własnym terenie, na własnych zasadach i z magicznym wsparciem w postaci pułapek czy asystujących magów. Teraz, po drugiej stronie, leżała na cudzym, nieznajomym podwórku i z pewnością wpadłaby w panikę, gdyby nie widok istoty, którą tak dobrze znała.

– Selari? – zapytała, by upewnić się, że widzi przed sobą tego a nie innego demona. Rozejrzała się po otoczeniu. – A więc tak wygląda ten świat…

Niemrawy pejzaż, jaki czasem ukazywała wyrwa w Bramie nie równał się w najmniejszym stopniu temu, co teraz mogła oglądać Miranna. We wnętrzu półelfki budziła się fascynacja, popęd, który gdyby wyrwał się z jej ciała upersonifikowany, pociągnąłby ją za rękę i obiegł całą tą krainę, zaprowadził Mirannę w każdy jej zakamarek, zmusił do badania, dotyku, wąchania a nawet zasmakowania obcej materii. Czarownica była jednak rozsądna i nie dała się ponieść emocjom. Analitycznym spojrzeniem zbadała okolicę i upewniła się, że poza nią i przystojnym, blondwłosym wcieleniem demona nie towarzyszą im tutejsi mieszkańcy. Ostatnią rzeczą, której by chciała, było pożarcie przez pradawne diabelstwo czy rozszarpanie na strzępy przez stado cerberów.

– Gdzie jest Nysa Hitlerbrand? – zapytała gwałtownie, przypomniwszy sobie wydarzenia sprzed letargu. Ton jej głosu wskazywał na rozjuszenie i speszyła się nieco, bo mówiła przecież do swojego towarzysza, któremu zawsze okazywała należyty szacunek. – Wybacz moje emocje. Widziałeś, do czego doszło w Kościanej Wieży. Czy jest możliwość powrócenia na tamten świat? – zapytała spokojnie wstając i otrzepując swoją cienką koszulę nocną, za której nieprzebranie wciąż rwała sobie włosy z głowy.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

26
Tak, to ja - odparł dostojnie odziany elf. Jego barwa głosu, jak i towarzysząca wypowiadanym słowom mimika twarzy zadawały się promieniować doskonałością z każdą kolejną chwilą. Spoglądając na Mirannę pozostawał w bezruchu, chociaż mogłaby przysiąść, że bijąca od niego energia próbowała wznieść ją na proste nogi. Jak silne magiczne pola o przeciwnych zwrotach, tak aura Selariego zdawała się przywoływać elfią czarodziejkę.

Proste blond włosy powiewały na gęstym wietrze owego wymiaru. Miejsca, w którym nie obowiązywały znane Mirannie prawa natury. W istocie nie wiedziała, czy zdobyta dotychczas wiedza na temat procesów rządzących światem będzie obowiązywała również tutaj. Mogła wyłącznie przypuszczać, że czeka na nią wiele niespodzianek. Na to zaś winna być odpowiednio przygotowana.

- Czarodziejka wtargnęła do obcego świata - odparł równie dostojnie, jak miało to miejsce na samym początku rozmowy. Słowa elfa, niczym nieograniczone źródło magi sprawiały, że niosące się za plecami zielonkawe kłęby gazów poczynały drżeć. Pryskały na boki podobnie, jak bulgocząca w żeliwnej misie woda na herbatę.

- Przypadkowo zabrała ze sobą ciebie i chce otworzyć wyrwę między światami - wzrok elfa powędrował wysoko ponad jedne i drugie i trzecie niebiosa, które stopniowo na siebie zachodziły w tym świecie. Pierwsze przypominało niebo na Herbii, ale było o wiele bledsze i mniejsze. Wartko przechodziło w szary odmęt, jaki graniczył z jeszcze ciemniejszymi chmarami o czarnych, jak najciemniejsza noc plamach. Każda z plam wciągała szarą materią i wszystko dookoła.

- Miranno - podjął mentorskim tonem - powstrzymaj Nysę, nim odnajdzie starożytne wrota. Nim sprzymierzy się z innymi.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

27
Zapatrzona w elfa Miranna wstała i poprawiła włosy, zaczesując je za uszy. Okolica zdawała się być bezpieczna, przynajmniej na ten moment. Selari powiadomił czarodziejkę o planach Nysy, a jako że te nie wróżyły niczego dobrego, należało natychmiast wyruszyć w jej poszukiwaniu. Problemem była jednak zupełna nieznajomość demonicznego wymiaru.

Przeczytane księgi, dziesiątki widzianych rycin i opisów nie oddawały w pełni prawdziwej atmosfery, prawdziwego wyglądu obczyzny, na którą Miranna wkroczyła za sprawą przeklętej Nysy. Szczęście w nieszczęściu, mogła ujrzeć na własne oczy to, co niczym przez przymgloną szybę mogła oglądać w otwartej wyrwie Bramy. Niewielu czarowników Herbii miało taką okazję. Półelfka przez chwilę poczuła się wyróżniona i nawet dumna.

– Pomożesz mi ją odnaleźć, prawda? – zapytała ze szczerą nadzieją towarzyszącego jej od lat demona. – Twój rodzimy świat nie jest mi znany. Ty zaś powstałeś tutaj lub... po prostu byłeś od zawsze, dopóki ktoś nie uwięził cię w księdze, którą miałam szczęście nabyć. To zabawne, że nigdy nie zapytałam cię o twoją historię, jeszcze sprzed niewoli. – Miranna pozwoliła sobie na małą dygresję.

Moment w przeszłości, w którym czarodziejka poznała urokliwego demona, uznawała za punkt zwrotny w jej życiu. To dzięki niemu zainteresowała się demonologią i pośrednio dzięki niemu trafiła do Kościanej Wieży, domu magii, nauki i rozwoju. Selari towarzyszył jej, nie zawsze dając znak swej obecności, jednak ilekroć go potrzebowała, ten przychodził z pomocą w odpowiednim czasie. Miranna zawsze żałowała, że nie mogła się mu odwdzięczyć za zasługi, choć z pewnością był przynajmniej jeden sposób, by tego dokonać. Demon o uwodzicielskiej naturze niejednokrotnie pragnął złączyć się z półelfką, oferując jej nieziemskie rozkosze, jednak ona się bała. Choć Selari nie reagował gniewem czy żalem, Miranna czuła, że go głodzi swą niedostępnością. Czasem zastanawiała się, czy ten nie zaspokoi swojego pragnienia bez jej wiedzy, we śnie lub w braku przytomności. Mimo wszystko obdarzała go największym zaufaniem, gdyż z jego strony nigdy nie doświadczyła zawodu.

– Poprowadź mnie do Nysy Hitlerbrand, bym mogła ją powstrzymać. Bez ciebie jestem tutaj bezsilna – zwróciła się z prośbą do demona.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

28
- Magia to potężna kochanka. Może wznieść cię na wyżyny lub powalić na ziemię. Kto o tym zapomina, ten się sparzy - odparł dennym echem demon w odpowiedzi na dygresję kobiety. Jego prezencja w moście między wymiarami, swoistym łączniku pomiędzy rozproszonymi po zakątkach kontynentu - być może sięgającymi w bardziej odległe krainy - bramami. Prezencja zdawała się być z lekka przytłumiona, jak wszystko dookoła. Ruchy ust wolniejsze, a wypowiadane słowa, jakoby oblane lepkim miodem ciągnęły się bez zapału na wietrze.

Złotowłosy blondyn raptownie zaprzestał spoglądać w oczy Miranny. W odbiorze kobiety mógł wydawać się inny, niż do tej pory. Wszakże widywali się w nieco odmiennych okolicznościach, a także świecie. Tutaj poza płynącą w żyłach dzielnej elfki maną niemalże wszystko było inne. Niemalże...

Zwrócony w dal wzrok miał w przełożeniu zwiastować obraną przez potępionych w świecie śmiertelników kochanków.
- Tam - wzniósł ślimaczym tempem dłoń, a delikatne koniuszki paliczków wskazały krętą ścieżkę w górę. W nieznane między rozszarpanym niebem, odwrotnie rosnącymi skałami oraz krzywymi schodami. - Tam śmiertelniczka doszukuje przeznaczenia. Wykuje je ogniem i krwią. Ogniem i krwią - powtórzył ciszej.

W ten obrócił błyskawicznie, lecz wciąż dostojnie, głowę. Błękitne źrenice zamigotały radośnie.
- Istnieje wiele dróg i tylko od ciebie zależy, moja najdroższa, którędy podążymy. Wiele węzłów prowadzi do serca pustyni, a i wiele jest serc. Nie ufaj nikomu, nawet swym pragnieniom, bo zgubią cię tutaj. Walcz z samą sobą, lecz nie zapomnij o wrogach. Magia chociaż rozszarpana w mym domu jest najlepszą bronią. Fint chociaż leciwy pozwoli uniknąć zwady. Lecz kto wie czy kreujesz grę, czy w nią wpadasz.

***

Podążali górską ścieżką o polanych szarością mgły schodach. O rozerwanym nad głowami nieboskłonem o zielonych płomieniach. O dziwnych skałach z drobnymi kamykami o kruchej strukturze, jakie zdawało się móc łamać iście gładko. Miranna mogła badać tajemniczą rzeczywistość pamiętając, że wszelkie czyny w tymże świecie znajdą odbicie w jej. Mogła kreować czary, których nigdy nie poznała, o ile odpowiednio dobrze lubowała w obranej szkole magi. Mogła także wynieść z rozstaju światów rozmaite przedmioty, jakie zmieszczą się w głębokich kieszeniach jej przewiewnej nocnej koszuli.

Demon stanąwszy na środku traktu oznajmił chłodno, iż znaleźli się przed pierwszym z rozstajów dróg. Miranna dostrzegała wyłącznie lśniący kamień na prostej, jak nigdy dotąd drodze. Wrośnięty symetrycznie po środku pochłaniający mrok klejnot.
- Dotknij go, a pójdziemy drogą długą i krętą, lecz wyzbytą zjadliwych istot. Zignoruj i idź przed siebie, a trafisz raptem do jamy drapieżników. Ścieżka ta zaś będzie prosta i krótka. Zawsze byłem przy tobie, najdroższa - wtrącił - ale nie wszędzie mogę za tobą podążyć. Nie jestem wojownikiem. Wypatruj mnie i wzywaj, a uczynię wszystko, by odciążyć cię w twym brzemieniu.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

29
Miejsce dziwne. Dziwne i arcyciekawe. Słowa te przychodziły na myśl Mirannie, kiedy starała się opisać tę krainę w najprostszych słowach. Płynna, smolista rzeczywistość utrudniała widzenie, lecz nie była w stanie oszukać jej wyczulonych zmysłów i doskonałej wrażliwości magicznej. Brnęła przed siebie, u boku demonicznej manifestacji przystojnego elfa. Nie mogła jednak powstrzymać swojego badawczego instynktu. Zatrzymując się, od czasu do czasu, przy ciekawszych obiektach, jak kamienie, kryształy, czy inne niespotykane w świecie żywych okazy, zbierała niewielkie próbki. Nie dotykała jednak niczego swoimi fligranowymi dłońmi. Korzystając z opanowanej sztuki telekinezy, formowała energetyczne pola, które kruszyły łupliwe struktury kryształów i skał, bądź też ostrożnie oddzielały część nieznanej materii, po czym ostrożnie, siłą umysłu, przenosiła je do kieszeni swojej zwiewnej koszuli nocnej. Zachowywała najwyższą ostrożność, bowiem nie dane jej jeszcze było poznać wpływu tutejszych substancji na żywą tkankę.

Nadeszli w końcu do pierwszego rozstaju. Decyzja złotowłosej półelfki była szybka i pewna. Zignorowała stojący na drodze klejnot i maszerowała dalej, oczekując na spotkanie z drapieżnikami. W kwestii powstrzymania Nysy Hitlerbrand liczył się czas, dlatego Miranna nie mogła pozwolić sobie na zbędną drogę, która mogłaby ją tylko opóźnić i być może utrudnić lub praktycznie uniemożliwić zapobieżenie tragedii.

– Dziękuję ci za pomoc, Selari. Zawsze mogłam na ciebie liczyć – powiedziała, wiedząc że w pewnym momencie demon ją tymczasowo opuści i będzie zdana wyłącznie na siebie.

Wyczulone ucho Miranny nasłuchiwało otoczenia, a szeroko otwarte oczy wypatrywały zagrożenia. Otwarta lewa dłoń gotowa była na rzucenie bariery ochronnej, prawa zaś, mocno zaciśnięta, czekała, by wyrzucić z siebie śmiertelny lub obezwładniający ładunek. Czarodziejka nie bała się. Wręcz przeciwnie, przyspieszyła nawet kroku, w drodze do jamy drapieżników.

Re: [Rybie Grzbiety] Kościana Wieża

30
Fragment szarozielonej skały gładko odpadł, krusząc się na pomniejsze kawałeczki. Drobinki zostały zebrane przez piękność, w której żyłach płynęła krew potomków Sulona. Zwiewna koszula zdolna była pomieścić o wiele więcej, niż mogłoby się spodziewać. Fortunnie uniform kobiety przypominał bardziej letnią szatę, niżeli koszulę nocną. Przynajmniej w obcym świecie prezentowała się godnie. Kto wie, być może spodoba się zbłąkanym duszom.

Przyspieszony krok, serce łomocze głośno, głęboki oddech, a po plecach ciekną krople potu. Okolica stale zmieniała się w miarę upływu czasu. Czasu, którego nie mieli, który był ich największym wrogiem i determinował osiągnięcie sukcesu lub gorzki smak porażki. Chcąc nie chcąc musieli wartko przebrnąć przez zawiłe schody krętej ścieżki góry, jaka zdawałaby się nie ma końca. Nysa Hitlerbrand z pewnością dokonywała spustoszeń i w tym świecie. Z każda kolejną chwilą byli bliżsi katastrofy, o której konsekwencjach lepiej było nie myśleć.

Wtem blondwłosa elfka o zwiewnym loku ujrzała idealnie gładko ściętą w połowie swej objętości skałę. Głaz o wysokości dwóch, a nawet trzech podobnych elfek. Do bólu proporcjonalny. Kiedy Miranna zbliżyła się dostatecznie blisko zrozumiała, iż owy kamień nie jest bezpłodnym wytworem gruntu, lecz pełni rolę tablicy w tymże świecie. Na jego szczycie widniała kombinacja powiązanych ze sobą kamyków koloru brudnej zieleni z domieszkami szarości. Kryształy związane były wężykami czystej energii w tym samym odcieniu. Wzór, jaki uformowały mógł przypominać zawiłą konstelację gwiazd bądź frymuśny malunek szalonego artysty. Poniżej i w centralnej części czarnej płyty wydłubano dziury o analogicznym układzie, jak w tym powyżej.
Obrazek
- To pierwsza zagadka - odparł mentorskim tonem demon - musisz ją rozwiązać, żeby przejść dalej. Bramy rządzą się swoimi prawami. Nie mogę ci pomóc.

Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Salu”