[Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

1
Obrazek
Na białym szczycie góry Gautlandi górującej nad doliną, która leży w południowych Karelinach, znajduje się pewna jaskinia, która ponoć od zawsze była miejscem naznaczonym magią. Niegdyś, a było to za czasów odległych, gdy ludy północy nie podzieliły się między sobą ze względu na rasy, znajdowała się tutaj jedna z nielicznych świątyń Kiriego. Przybywały tutaj liczne pielgrzymki. Krasnoludy zbierały stąd popiół i sypały głowy swym potomkom, aby otoczyć ich darem kowalstwa. Legenda głosi, że narodził się tutaj jeden z najbardziej walecznych krasnoludów wszech czasów Rodoron Srebrnooki, a swoją wytrzymałość zawdzięcza opaczności boga. Górnicy z okolicznych wiosek przybywali tutaj, aby prosić o pomoc przy odkopywaniu zawalonych podziemnych korytarz. Spotkać można było tu i gnomy, które składały na ołtarzach zdobne dary.

Legenda głosi, że grotę zamieszkiwał stwór, zwany Liz-gurun (w języku pragnomskim oznacza Syczącą stal). Stworzył go niegdyś Kiri, gdy zapłakana kobieta prosiła o odnalezienie jej dziecka, które zgubiło się w tej jaskini. Wtedy tajemnicze bóstwo wyciągnęło z sadzawki salamandrę i tchnęło w nią blask swojej wiecznie płonącej latarni. Wtedy przeistoczyło się w groźną i szybką bestię, która miała doskonały węch i wzrok dostosowany do widzenia w ciemnościach. Przemierzyła liczne tunele i odnalazło dziewczynkę, którą odprowadziło do matki. Stąd niekiedy nazywano to miejsce paszczą jaszczura (nie tylko z powodu charakterystycznych zębów przy wejściu do jaskini).

Kult ustał po pojawieniu się na Herbii demonicznej wieży, która spustoszyła całą Północ. Liczne ataki, które pojawiały się w górach, spowodowały, że miejsce zostało zapomniane. Sama góra Gautlandia przestała być miejscem osadniczym z licznymi kopalniami. Było to zbyt niebezpieczne. Najlepiej było przebywać w zamkniętych miastach pod ochroną wyszkolonych żołnierzy.

W ofensywie przeciwko demonom zbudowano na górze fort będący Posterunkiem II Kompanii Wyzwolenia Północy. Niedawno zaś odkryto, że w jaskiniach gromadzą się przerażające stworzenia, zwane Tarantallami- pająkopodobne demony, które atakują ludzi i porywają ich do swojej groty. Miejsca dawnej siedziby boskiego strażnika.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

2
Droga była długa, trudna i niebezpieczna. Adbery nie przepadał za przepaściami, zwłaszcza tymi w których spoczywały trupy, dlatego ilekroć musiał przeskoczyć, lub przejść nad jedną, jego usta zamieniały się w cienką kreskę a mięśnie napinały się maksymalnie. W dodatku temperatura coraz bardziej spadała, mięśnie się kurczyły a ciało kostniało. Jednak gruba przeszywanica z podpinką hamowała utratę ciepła i Żerca dał radę jakoś przetrwać mroźną wspinaczkę.
Kiedy tylko dotarli na miejsce, miał ochotę poprosić o krótką przerwę. Nogi go bolały a oddech stawał się powoli nieregularny, jednak nie mógł czegoś takie żądać, nie w tej chwili! Krótki marsz poprawi sytuację, będzie mógł wrócić do stanu z przed wspinaczki. Rozkołatane serce nie było już takie młode i najlepsze dni miało za sobą, ale nie poddawało się i pompowało krew dalej, pozwalając Adbertowi na dalsze zmagania z drogą i samym sobą.
Potem zobaczyli demona. Do żył staruszka od razu dopłynęła adrenalina, która jednak nie pozbawiła go zdrowego rozsądku i ostrożności. Zerknął uważnie na demona i w migowym języku zwiadowców dał znać by zaczekali chwilę, po czym dla pewności pokazał w uniwersalny sposób: czekać. Bezgłośnie wysunął miecz z pochwy i oparł go na ramieniu.
Był pewien, że ich zwiadowca zrozumie migowy język i wskazał mu miejsce z którego miał obserwować stwora i dać im znać kiedy ruszy. Jeśli nie zawinie stąd w przeciągu dwóch-trzech minut, Żerca wskaze, że jednak trzeba go wyeliminować. Jednocześnie analizował budowę stwora i rozmyślał nad najbardziej oszczędnymi sposobami na zabicie go. Oszczędnymi w energię i straty. Sprawdzał słabe punkty, potencjalne "martwe punkty" (czyli miejsca, w których stwór nie będzie mógł się odgryźć) i rozglądał się bacznie po okolicy.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

3
Pochyleni przy skale czekali na dalszy rozwój wydarzeń. Każdy z nich starał się nie wydawać z siebie żadnych dźwięków. Nawet oddychali płycej. Żaden nie wyjął broni, aby nie wywołać zbędnego hałasu. Charakterystyczny świst ostrza wyjmowanego z pochwy, mógłby zwrócić uwagę bestii. Nikt tego jednak nie chciał. Każdy liczył na działanie Żercy, który był znany jako specjalista w zabijaniu demonów. Kto inny mógł rozegrać tą sytuację najlepiej, jak nie bohater Północy?

Zwiadowca miał wzrok wlepiony w stworzenie z innego wymiaru, które jednak na dobre zadomowiło się w ich świecie. Wodził za nim oczami. Był zupełnie skupiony. Miał najbardziej wysuniętą pozycję i mógłby sam stać się pierwszym celem owego stworzenia. Jego zachowanie było na tyle nierozważne (przynajmniej na pierwszy rzut oka), że zaczął się nawet powoli bezszelestnie zbliżać w jego kierunku, odsłaniając się z poprzedniej kryjówki. Nie mógł jednak być tak łatwo dostrzeżony, jak mogłoby się wydawać. Dopiero po chwili spostrzegł to stary przeszukiwacz. Z perspektywy, z której mógł patrzeć na niego demon, skóra mężczyzny wraz z jego osprzętem barwami wtapiała się w otoczenie. Młody żołdak potrafił używać magii. Właśnie dlatego wybrali go na zwiadowcę i członka ekspedycji ratunkowej dla porwanych. I dlatego taki smarkacz był ceniony przez resztę współtowarzyszy. Czar, który użył nie był perfekcyjny. Nie maskował go zupełnie. Był jednak łatwy w wykonaniu, nie wymagał żadnych specjalnych gestów i inkantacji, a z pewnością należał do mało wyczerpujących.

Tarantalla nie zamierzała opuścić swojego stanowiska i pozwolić im swobodnie dostać się do jaskini. Poruszała się cały czas w podobny sposób. Wracała co kilka minut w okolicę wyjścia z ich groty i stała niedługo w jednym miejscu obserwując okolicę. Później znów odwracała się i znikała. Prowadziła straż. Patrolowała okolicę, właśnie przed takowym najściem ze strony kompanii wyzwolenia północy. Gest Kerdala dodatkowo to potwierdził. Na początku zakręcił palcami kółko nad otwartą dłonią. Później zaś kciukiem przejechał po gardle. Trzeba było działać.

Przez ten cały czas Adbert miał czas, aby ocenić sposób poruszania się stworzenia i możliwości walki z nim. Był już zaznajomiony z różnymi technikami walki z demonami. Zabił ich tuziny. Niektórych znał słabe punkty i specjalne taktyki. Z tym jednak nie miał styczności wcześniej, ale jego bystre oko i liczne spostrzeżenia mogły pomóc w przygotowaniu się do walki. Stworzenie potrafiło poruszać się po różnych płaszczyznach bez większych problemów. Potrafi być bardzo szybkie. Walka w zwarciu była bardzo niebezpieczna, ponieważ stworzenie posiadało wiele odnóży. Żerca musiałby się skupić przede wszystkim na obronie, niż samym ataku. Jedynym dobrym sposobem na zaatakowanie go, było uderzenie w odwłok, który był najbardziej odsłoniętą częścią ciała i najbardziej miękką. Stworzenie miało również pewne problemy z odwracaniem się. Oczywiście, że potrafiło skręcić w prawo i lewo, a nawet o 180*, ale wiązało się to z przymusem przebierania kończynami. Powodowało to więc, że chwila musiała minąć nim się odwróci w kierunku atakującego zza jego pleców wroga. Najbardziej niebezpiecznym jednak był fakt, że posiadał on część humanoidalną od pasa w górę. W swoich łapach dzierżył włócznię, a głowę mógł bez problemu odwrócić, aby zobaczyć co się dzieje z nim. Mógłby więc spróbować zaatakować piką, co byłoby i tak lepszym wyjściem niż walka z mnóstwem kończyn.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

4
Cholerne paskudstwo, wyglądało na to że nie pójdzie sobie i będzie psuć im krew. Jeśli chcieli wejść tam nim dla porwanych towarzyszy będzie za późno, muszą grać mocno, muszą uderzyć zdecydowanie. Analiza zachowań stwora wykazała jakie taktyki mogą być efektowne. Pozostawało wdrożyć plan w życie. Szybko podzielił wszystkich na trzy grupy i dwóm z nich kazał obejść stwora i kiedy zostanie zwrócona jego uwaga, skoczyć nań z boków. Kupą mości panowie, bo kupy nic nie ruszy. On i Alabaster mieli zostać z tyłu i osłaniać łucznika, który miał podjąć próbę zabicia potwora jedną, szczęśliwą strzałą. Kiedy wszyscy mieli się ustawić, Adbert wypił duszkiem jedną porcję eliksiru zwiększającego szybkość reakcji. Skrzywił się, bo smakowało paskudnie i wcale nie lepiej pachniało. Był gotów. W razie zagrożenia bez wahania wybiegnie by osłaniać młodego z przodu. Nie będzie walczył by zabić. Da czas tym po bokach, jedynie szybkie, szerokie cięcia na przemian na górze i na dole. Niezbyt groźne, ale mają odstraszyć demona a gdyby chciał użyć swojej broni, po prostu odskoczy w tył, poza jej zasięg. Jego czarny miecz też był długi.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

5
Taktykiem całej akcji wyzwolenia porwanych żołnierzy przez pająkopodobne demony, zaczynając już od momentu dostania się do tajemniczej jaskini, był Adbert. Alabaster pełniący obecnie rolę dowódcy fortu nie zamierzał negować jego strategii. Równie posłusznie wykonywał jego polecenia nie wpawając się w zbędne polemiki. Nie mieli czasu na dyskutowanie, ani zastanawianie się nad pełnionymi rolami. To Żerca był specjalistą od zabijania tych bestii. To on wiedział co zrobić, albo przynajmniej tak mogło się wydawać. Nie miał przecież wcześniej styczności z tą istotą, a jednak znał się na postępowaniu w takich sytuacjach. Lata pełnienia funkcji jako Przeszukiwacz nauczył się radzić sobie z różnego rodzaju przeciwnikami. Niezależnie czy pochodziły z innego wymiaru, czy były stałymi mieszkańcami Herbii. Rzadko było o tak zdolnego zabójcę potworów jak on.

Wszyscy byli gotowi na swoich miejscach. Każdy wiedział co ma robić. Tarantalla pierwsza zobaczyła zwiadowcę, który wyprostowany z kuszą wyciągniętą przed siebie. Gotowy do wykonania strzału. Czekał. Nie nacisnął spustu nawet w momencie, kiedy stworzenie zaczęło się do niego zbliżać. Wiedział, że może liczyć na dwójkę doświadczonych wojowników. Zresztą trzymał się konkretnego planu. Chciał mieć możliwość wykonania precyzyjnego strzału. Do tego potrzebował czasu i zmniejszonej odległości.

Wtedy wyskoczyli z ukrycia Belan i Nedar. Demon nie był przygotowany na dodatkowe przygotowanie z boku. Złotowłosy rzucił się jako pierwszy wyskakując za potężnego głazu. Uderzył toporem w jedną z kończyn, odrąbując ją. W oczach Adberta pokazał się jako zacny wojownik o niezwykłej tężyźnie fizycznej. Odrąbanie takiego kawała mięsa i chrzęści był nie lada wyczynem, nawet jeżeli udało mu się trafić w połączenie poszczególnych elementów kończyny. Tarantalla zawyła w przeraźliwy sposób. Z pewnością zaalarmowała już o zagrożeniu. Nie tego chcieli.

Machnęło w Belana włócznią, lecz ten odbił ją mieczem. Nie został trafiony i na wszelki wypadek odskoczył do tyłu wraz ze swoim towarzyszem. Nie chcieli przecież zostać trafieni. Przygotowali się do obrony dając czas pozostałym do działania.

Bełt wystrzelony z kuszy Kerdala powędrował w stronę demona. Ten jednak poruszył się do przodu w momencie, kiedy grot zbliżył się do niego. Zadrasnęło jego plecy. Pudło. Nie na to liczyli. Młody żołnierz zaczął ładować broń. W tym czasie pająkopodobne stworzenie zaczęło walczyć z dwójką żołdaków najbliżej niego.

Alabaster nie podchodził bliżej, aby pomóc swoim towarzyszom. Żerca widział w jego zaciśniętych dłoniach na ostrzu i nader żywych oczach, że od razu znalazłby się przy nich. Czekał jednak na rozkazy Adberta. Na nim spoczywała cała odpowiedzialność za powodzenie tej misji. Choć przecież nie on był dowódcą i organizatorem tej wyprawy.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

6
Na początku wszystko szło dobrze. Kusznik skupił się na celu, miał czas wycelować i oddać zabójczy strzał. Siepacze zeskoczyli na potwora i zadali mu poważną ranę. Plan miał w sobie trochę "jeśli" i "oby", ale nie był planem złym. Kto by się spodziewał, że zabraknie tej odrobinki do sukcesu. Tylko szczęście uratowało pajęczaka od niechybnej śmierci przez postrzelenie bełtem. Plan rozsypał się jak domek z kart, przekreślając ich szanse na ratunek towarzyszy, nie żeby dawał im jakieś większe szanse. Takie refleksje towarzyszyły Adbertowi podczas oglądania poczynań jego oddziału. Wszystko jakby w zwolnionym tempie, widziane przez szarą mgiełkę - eliksir działał.
Ktoś mógłby powiedzieć: to koniec, wyjdą i nas zabiją, po czym zrobią z nas swoich wojaków. Starzykowi też przeszło to przez myśl, ale Żercą nie zostaje się za umiejętność machania mieczem i podnoszenia ludzi na duchu. Te stanowisko piastuje się, jeśli potrafi się przekuć potencjalną porażkę w zwycięstwo, lub chociaż wyrównać straty. I to był ten moment, kiedy można było się już w zasadzie wycofywać i ratować skórę, ale Adbert postanowił co innego.
Skrzek potwora wyrwał go z transu i pobudził do działania. Tknięty takim bodźcem starzec wyskoczył przed siebie z niespodziewaną szybkością i dopadł do potwora. Kwed'ihr po raz pierwszy od dwóch lat zaśpiewał swą żałobną pieśń - świst zwiastujący śmierć. Czarna klinga w trzech błyskawicznych cięciach z obrotu powędrowała w nogi Tarantalli, a następnie ku tułowiu, by ciąć ostatnimi calami ostrza po żołądku.
Po raz kolejny ciało wykonało znany schemat ruchów. Adbert cechował się niemalże nadludzką szybkością, ale czuł wpływ wieku na jego prędkość. Ciało go zawodziło, śmierć nie ścięła go kosą, tylko zatruła upływającym czasem. Mimo to Żerca zachował wystarczającą szybkość, by zaimponować niejednemu młodemu mężczyźnie.
Wołać Alabastra, przemyśleć taktykę? Nie. Działać, działać i to szybko. Pogawędzą sobie kiedy pierwszy trup padnie u ich stóp. Jego towarzysze nie byli nowicjuszami. Jeśli demon obróci się do Adberta, zginie od ich ciosów, jeśli obróci się do nich, zginie od jego cięć. A zginąć musiał, bo nie mieli czasu na cackanie się z potworami.
Po sekwencji ciosów, Żerca, zogniskował wzrok na swoim przeciwniku i obdarzył go spojrzeniem pełnym nienawiści i wściekłości. Najgorszą zarazą tego świata były demony, a on był oskarżycielem, sędzią i katem w jednej osobie. Niewielu zna go z tej strony, większość nie dożywa by opowiedzieć o tym dalej. Złość wypełnia go zawsze podczas walki z pozawymiarowymi przeciwnikami, to ona jest jego siłą napędową. W przeciwieństwie do większości, on nauczył się nad nią panować i wykorzystywać.
- Belan i Zwiadowca - przekrzyczał zgiełk Adbert - odciągnijcie ich uwagę, w tej wąskiej jaskini nie stanowią dla was zagrożenia. My ukryjemy się i zaczekamy aż wyjdą.
Tak, to było to przekuwanie porażki w zwycięstwo. A raczej jego początek. Tarantalle powinny się rzucić w pogoń (przynajmniej część, nie są głupie) i zostawić jaskinię słabiej strzeżoną. Przy pomyślnych wiatrach rzucą się od razu na zamek, jako że to już była TA pora. Jedyne co to dobrze się ukryć.
Spoiler:
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

7
Bestia pierwszy raz cięta w nogę przez siepacza, ryknęła przeraźliwie w szale złości. Ogromny ból przeciął jej ciało wraz z odpadającą od reszty ciała nogą. Z sterczącego kikuta równo ściętego ostrzem topora tryskała czarna krew, której barwa jak i konsystencja przypominała w dużej mierze ropę naftową lub gorącą smołę. Stworzenie było gotowe do walki, bardziej niż mogłaby się spodziewać reszta. Jeszcze raz krzyknęło, gdy cała trójka wojowników wraz z Adbertem dopadła do niego. Każdy z nich próbował zadać cios w jego kończyny, ale ten zareagował szybko wykonując swoją lansą obrotowy cios. Belan sparował włócznię mieczem, ale musiał się odsunąć o krok od zadanego ciosu. Nedar jednak nie zdążył wykonać żadnego uniku i potężne uderzenie, które wykonał swoimi umięśnionymi ramionami demon, zwaliło go z nóg. Żerca jednak z racji bezpieczeństwa musiał zaniechać wykonania ciosu w jego kończynę, aby nie znaleźć się na torze odskakujacego oręża Tarantalli.

Ogromne stworzenie ruszyło w stronę leżącego żołdaka, aby rozdeptać go. Potężna kończyna poleciała w jego stronę, ale Nedar (topornik) odturlał się. Oddychał głeboko. Trochę ze zmęczenia, a trochę z przestrachu. Wyjął z pasa nóż łowiecki, który próbował wbić w twardą skórę bestii. Ale ostrze nawet nie wbiło się w nogę.

Ten moment mógł wykorzystać duchowy przywódca wyprawy, w którego wiarę pokładali wszyscy, choć był przecież zwykłym mieszańcem człowieka i elfa. Wykonane przez niego trzy potężne ciosy czarną klingą odcięły kolejną kończynę demona. Stworzenie zawyło. Kolejny bełt przeleciał obok niego, ale po chwili wprost w ramiona bestii polecał potężny człowiek. Nawet Żerca był zbyt zajęty walką, aby wypatrzeć zbliżającego się w ich stronę dowódcy kompanii. Uzbrojony szlachcic dzierżąc w dłoniach swój oręż leciał w niespodziewającą się tego Tarantalle. Belan (miecznik) wybił go ze swojego ramienia. Teraz zaś ostrze przebiło pierś i końcówka ostrza wystawała z jego pleców. Adbert dokończył popisowy cios Alabastra. Truchło padło na ziemię.

Nie był to koniec teatru, w którym grali główne role. Te najbardziej zagrożone. Te najbardziej tragiczne. Nie mogli więc nawet dobrze złapać oddechu. Odpocząć. Musieli działać. Alabaster wygramolił się spod ciała demona. Nie wyglądał już tak dostojnie z ubiorem popalomonym czarną mazią. Nedar stał już na nogach dzierżąc w dłoniach topór. Zwolnił jego oddech, a na twarzy znów pojawiła się determinacja. Nawet trochę niezadowolony ze swojej celności zwiadowca, wydawał sie zmotywowany do działania. Ukatrupienie jednej Tarantalli dało wiarę w wygraną. Nikt z nich nie był ranny. Tylko trochę się zmęczyli.

- Tak jest Żerco - krzyknął łysy wojownik, który zabrał ze sobą zwiadowcę do wąskiej jaskini. Pozostali czekali na rozwój wypadków.

- Doskonale władasz mieczem. - pochwalił go topornik, który pierwszy raz przecież widział w działaniu sławnego przeszukiwacza.

- Bardzo dobrze miec Cię przy sobie. - dodał Alabaster, który nie zamierzał skończyć na pochwałach - ale starczy już tego gadania. Będziemy mogli się cieszyć po wszystkim, jak wyjdziemy z tego bagna. Jaki dalszy plan? Czy młodzi sobie dadzą radę?

Dwójka na początku ukryła się w wąskiej stromej jaskini i czekała, aż pojawią się demony. Nie trzema było na nich długo czekać. Na początku wyłonił się jeden, a zaraz za nim kolejne dwa. Demony pierwsze co dostrzegły to szczątki swojego brata. Wtedy ich niezwykle wrażliwe oczy zaczęły szukać wrogów. I wtedy dostrzegły zwiadowce wraz z miecznikiem. Plan jednak nie potoczył się w ten sposób, który chciał Adbert. Dwie Tarantalle trzymały się ściśle jaskini, jakby chciały bronić dostępu, a trzeci ruszył pewnie w stronę członków Kamapnii Wyzowlenia Północy. Ten dzierżył w dłoniach dwa miecze, które wydawały się wykonane z jednolitego materiału. Wśród dwóch wartowników jeden miał łuk i nawet z dystansu będzie dla nich zagrożeniem. Trzeci zaś zaczął snuć pajęczynę, aby zamknąć grotę. Najwyraźniej nie była to grupa walczących lecz broniących gniazda. Reszta Tarantalli musiała już ruszyć na zamek.

W tym czasie grupa Adberta skryta za głazami oczekiwała rozwoju wydarzeń. Wiedział, że nie tak miał wyglądać scenariusz tej walki. Będą mogli wykorzystać zaskoczenie, ponieważ żaden z demonów się ich nie spodziewał, a jeden z nich znalazł się już plecami do nich, kiedy to zbliżał się do wnętrza jaskini. Łucznik jednak nadal stanowił duże zagrożenie nawet dla nich.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

8
Z pewnymi przeszkodami co prawda, ale udało im się ubić demona. Plugawa bestia padła pokonana u ich stóp i Adbert mógł wyszarpnąć z jego piersi ostrze, które ociekało krwią potwora, rosiło śnieg ciemnym kolorem. Musiał przyznać, że Alabaster nieco go zaskoczył owym wyczynem, ale nie było czasu na komplementy. Na słowa topornika skinął tylko głową, klepną go w ramię i wskazał palcem kryjówkę.

Kiedy już dobiegli odetchnął głęboko. Starość powoli go dopadała. Mógł walczyć, wysilać się i męczyć, ale przyjdzie mu za to zapłacić następnego dnia. Jednak nie było czasu na luksus jakim jest odpoczynek po walce, tak samo jak nie było go przez ostatnie trzydzieści lat. Odprowadził wzrokiem dwójkę młodych wojowników. Mieli istotne zadanie, które mogło znacząco ułatwić dalszą część misji
- Nie obawiaj się Alabastrze, Tarantalle tam nie wejdą, a kusznik powinien sobie z nimi poradzić, są tam bezpieczni.

Wychylił ostrożnie głowę, wypatrując przeciwników i to co zobaczył niemalże wytrąciło go z równowagi. Zacisnął usta tak, ze została tylko biała, pionowa kreska a w jego oczach zapalił się ogień złości. Jak zwykle coś musiało pójść niezgodnie z planem, cholerne poczwary. Cofnął się nieco i na migi pokazał pozostałym, że będą flankować i tak też miał zamiar zrobić.
- Kiedy ich obejdziemy, musimy działać szybko - powiedział cicho d towarzyszy broni - biegniemy na nich. Starajcie się mieć zawsze między sobą a łucznikiem tego drugiego demona. Kiedy do nich dopadniemy, pierwszy zwiąże walką bliższego demona. Ja lub alabaster (w zależności kto dopadnie pierwszy) weźmiemy na siebie łucznika. Jeden na jeden z nim nie powinno być większym wyzwaniem dla nas.

Niezależnie od tego kogo dopadnie pierwszy, posypie się na niego grad szybkich, lekkich ciosów, który ma wyprowadzić go z równowagi i stworzyć lukę na ostateczne pchnięcie z doskoku. Musieli zrobić to szybko, nim skończą tkać sieć. Chociaż Adbert był niemal pewien, że jego jedyny w swoim rodzaju miecz przeciąłby nici Tarantalli. Nie był to byle jaki brzeszczot, tylko mistrzowska robota krasnoludzkiego kowala.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

9
Pierwszy z demonów, który przeszedł do ofensywy, zaczął zbliżać się do groty z ukrytymi towarzyszami broni Adberta. Dwójka wojowników była gotowa do działania. Najpierw powdrował w jego stronę niecelny bełt. Później Belan wyłonił się na moment, aby zwrócić uwagę stworzeń na sobie. To był duży błąd z jego strony. W tej samej chwili, gdy miecznik ujawnił się powietrze przecieła strzała i wbiła się w jego udo. Zawył zupełnie niespodziewając się ataku. Stracił równowagę i przewrócił się. Leżąc na ziemi początkowo chciał złamać jej promień, ale okazało się, że została wykonana z metalu. Schował się niezdarnie do środka jaskini. Był bardzo zły na swój brak rozwagi.

Przy grocie znalazł się już uzbrojony w dwa miecze demon, który początkowo próbował dosięgnąć Belana. Ten jednak ukrył się za wystającym stalagmitem. Sytuacja nie wróżyła zbyt dobrego rozwoju owej wyprawy. Trochę ciemnych chmur rozwiał kolejny strzał wykonany przez zwiadowcę. Bełt wbił się w ramię Tarantalli, ale prawdopodobnie nie stanowi dla niego szczególnego utrudnienia w walce.
*** Cała sytuacja, która miała miejsce przed niewielką przejściową grotą, pozwoliła trójce wojowników zbliżyć się do przeciwnika niepostrzeżenie. W tym czasie jedna z tarantalli pochwyciła już strzałę w dłoń i naciągnęła ją na cięciwie. Wzrok miała jednak skupiona na Belanie i Kerdalu. Jednak to nawet nie pomogło w wytrąceniu jej z dokładnego działania. W momencie, kiedy Adbert zbliżył się do niej, rozluźniła palce trzymane na strzale, pozwalając jej powędrować ku Żercowi. Grot przebił się przez przeszywanice i utkwił płytko w mięśniu piersiowym pod obojczykiem. Nieprzyjemny ból przeszył ciało starca, ale nie wytrącił go z płynnej akcji. Prawie od razu przeszedł do ataku. Z każdym kolejnym ciosem wydawał się wkładać więcej siły i precyzji. Wpierw uderzył w jego kończynę, później trafił w staw. Demon zniżył sie, kiedy częśc jego odnóża odpadło, a on musiał złapać na nowo równowagę. I wtedy kolejne cięcie przeszło przez całą długość jego tułowia. Przeszukiwacz nie zabił go, ale poważnie zranił. Odsunął się uderzając swymi odnóżami z głośnym trzaskiem o ziemię. Był rozłoszczony. Nie było czasu do ostatecznego ciosu z doskoku. Naraziłby się na uderzenie trującymi wyrostkami.

Zaraz za ćwieć elfem biegł Alabaster. Był nieco wolniejszy od swojego towarzysza. Czy to z powodu tuszy czy słabszej kondycji. Wstyd jednak nie było. Adbert mimo swojego wieku był sławny ze swojej niezwykłej formy. Żartowano w kręgach żołnierskich, że zwraz z mijającymi latami nietylko przystojnieje, ale staje się jeszcze bardziej sprawny fizycznie.

Szlachcic wykonał na samym początku niecelny cios, który zupełnie nie zapowiadał tak sprawnego ataku. Istota zdążyła w tym czasie przyjąć normalną pozycję, odginając spowrotem do tyłu swój potężny odwłok. Zaprzestała snuć pajęczynę. Chciała pochwycić po ostrze u swojego boku, ale mężczyzna wytrącił mu z rąk oręż. Następnie wbił się na jego kończynę i wykonał coś czego nikt się nie spodziewał. Silnym zamachnięciem odciął mu głowę. Nie miałby jednak takiej możliwości, gdyby nie pomoc Nedara, który ciął bestię po całym ciele i odwrócił jej uwagę.

*** Podsumowanie
Sytuacja wygląda lepiej niż można było się spodziewać. Belan jest ranny w udo. Adbert płytka rana z prawej strony mięśnia piersiowego pod obojczykiem. Poza tym żadnych strat.

Jeden demon nieżyje. Jego głowa lezy na ziemi, a cały śnieg dookoła jest zabawiony czarną jak smoła posoką. Demoniczny łucznik ranny, wycofany i przygotowany do walki. Bez jednej kończyny i raną od ramienia po pas. Trzeci demon z bełtem w ramieniu osaczający w jaskini Kerdala i Belana.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

10
Nie miał czasu patrzeć jak sobie radzi dwójka mężczyzn przy jaskini, miał własne problemy na głowie. Zaczął się wyścig śmierci. Bieg ku uzbrojonemu w łuk przeciwnikowi zasługiwał na taką właśnie nazwę, ale krytyczna sytuacja wymagała desperackiego działania. Chociaż tyle, że między łucznikiem a nimi stała druga tarantalla. Nie pomogło to zanadto, ponieważ łucznik znalazł czas by wycelować i strzelić metalową strzałą w Adberta.

Metalowy pocisk śmierci pognał w kierunku starca, jednak zmysły wzmocnione eliksirem pozwoliły mu w ostatniej chwili skręcić nieco tułów, tak by strzała nie wbiła się w mostek. Wtedy jego pierś przeszył ostry ból. Zignorował to jednak i przeszedł do ataku, mimo że rana rwała bólem. Czarne ostrze dosięgnęło celu raz, drugi, trzeci, jednak w ostatecznym rozrachunku nie pozbawiło życia przeciwnika. Kątem oka dostrzegł co zrobił Alabaster i uśmiechnął się pod nosem mimo bólu. Szlachcic nieźle sobie radził i tak miało zostać.

- Alabastrze, przejmij pałeczkę - rzucił do rycerza w zbroi starzec i wycofał się z walki - zdaje się, że mnie postrzelono.
Zaciskając zęby wycofał się za swoich towarzyszy. Kiedyś pewnie by się tak nie przejął, ale w tym wieku ciało regenerowało się wolniej i każda rana była problemem. Lewą ręką zbadał ranę i sprawdził grot. Chciał też szybko się połatać, w torbie miał parę alchemicznych specyfików, które pozwolą mu doprowadzić się ponownie do stanu pełnej sprawności, dać czas na dojście do prawdziwego medyka w warowni.

- Belan - krzyknął do mężczyzny w jaskini - przestańcie cackać się z tą maszkarą i obstawcie wejście, nie chcę żadnych niespodzianek kiedy tu wrócę.
Plan był prosty, kiedy już uporają się z tym tutaj wejdą do jaskini i zaczną przeszukiwać ją grota po grocie, co na pewno nie będzie łatwe. W razie problemów z Tarantallem, miał zamiar obejść go i zaatakować szerokim cięciem z góry, co odsłoni go na ataki (lub poważnie zrani, jeśli nie będzie chciał się bronić). Co by nie zrobił, nie mógł powstrzymać natarcia trzech na jednego, nie na długo.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

11
Walka dwójki żołnierzy znajdujących się w przejściowej grocie wydawała się żmudna i męcząca. Również dla tarantalli, która skupiona była, aby dopaść znajdujących się w kryjówce napastników. Na początku próbowała dosięgnąć Belana swoimi szponami. Na szczęście znajdował się wystarczająco daleko, aby uniknąć kolejnych ran. Musiał zająć się strzałą, tkwiącą w jego ciele. W przeciwieństwie do Żercy nie był zaopatrzony w żaden sprzęt medyczny.

Ten moment wykorzystał kusznik, który posłał w demona dwa bełty. Pierwszy trafił go w pierś, ale nie zadał poważnych ran. Bez żadnego zastanowienia można było stwierdzić, że bestia należy do tych, które są niezwykle wytrzymałe i potrafią przyjąć wiele ciosów, zanim padną. Druga jednak mignęła obok potężnego odnóża, kiedy ten wspiął się na skałę.

Obrzydliwy stwór wędrował po suficie groty przez pewien czas, odprawiając przedziwny taniec, jakby rytualny. Chodził po suficie groty z łoskotem, uderzając swymi kończynami o twardą skałę. Okazała się jednak zbyt krucha, aby oprzeć się potężnemu uderzeniu tarantalli. Demona zaś był nazbyt inteligentny, aby w przyszłości ignorować jego spryt. Przy naciskowi fragment jaskini pęknął, tworząc wyłom. Kawałki kamieni spadły w stronę Kerdala. Ten uchylił się jednak przed spadającymi odłamkami i uniknął próby pochwycenia przez demona. Sytuacja jednak wygląda mniej ciekawie, niż mógłby to z początku zakładać sam stary (emerytowany) przeszukiwacz.
*** Adbert wycofał się ze zwarcia i zajął się swoją raną. Pozbył się grotu, a następnie przemył ranę odkażającymi specyfikami. Zasyczał z bólu, kiedy polał krwawiące miejsce przezroczystym płynem, który zaczął skwierczeć z zetknięciu z osoczem. Musiał prowizorycznie się załatać za pomocą jakiegoś bandażu, ponieważ krwawił. Nie została uszkodzona żadna ważna tętnica, ani narząd, ale wymachiwanie ostrzem będzie sprawiać mu kłopot. Mógłby zażyć swój eliksir, który neutralizował odczuwany ból, ale nieostrożne manewrowanie ramieniem, może poważniej uszkodzić naruszoną tkankę.

W tym czasie walkę z łucznikiem przejął szlachcic. Potężny mężczyzna, który nie wydawał się na początku tak sprawnym wojownikiem, ruszył naprzeciw demonowi. Nie dawał wytchnienia, ani demonowi, ani sobie. Najpierw wykonał silny cios w staw pająkopodobnego stwora, a tym samym odciął jego kończynę. Tarantalla zawyła i próbowała wykonać strzał w Alabastra. Ten jednak był o wiele szybszy i sprytniejszy. Jego ruchy były niezwykle pewne. Nawet w oczach takiego weterana jak Żerca, należały mu się uznania. Wykonał nagły wymach do przodu i odciął bestii dłoń, a tym samym pozbawił go możliwości wykonywania strzałów. Jego broń spadła na ziemię. Bestia wydawała się zdezorientowana. Nie zamierzała tak łatwo się poddać i wykonała cios swoim zatrutym ostrzem. Szpikulec zbliżał się do szyi nieprzygotowanego do uniku dowódcy kompanii. Jego koniec zbliżał się nieuchronnie. W ostatnim momencie Nedar wkroczył do akcji. Z potężnym wymachem odciął zatrutą kończynę, a następnie rzucił się z kolejnym ciosem w jego szyję. Nie odciął mu głowy. Uderzył pod skosem. Uszkodził jednak ważne naczynia krwionośne i zabił demona. Pozostał już tylko jeden przeciwnik.

- Na litość Turoniona myślałem, że mnie dosięgnie – krzyknął lekko przerażony Alabaster – nie mogłeś szybciej tego zrobić i oszczędzić mi nerwów?!

- Ciesz się, że jeszcze tutaj stoimy – odrzekł topornik, który spojrzał w stronę walki między pozostałymi dwoma towarzyszami, a tarantallą – może powinienem im pomóc?

- Jak się trzymasz Adbercie? Dasz radę dalej walczyć? Myślę, że powinniśmy ruszyć do środka. Nawet we dwóch dadzą sobie radę. Znam Belana. On nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. – jeszcze ciężko oddychał. Widać, że nie był już młody, a tusza trochę przeszkadzała mu w walce. Był jednak z pewnością dużym wyzwaniem dla demonów. Lepiej było mieć go za sojusznika, niż za przeciwnika.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

12
Kiedy jego towarzysze walczyli na śmierć i życie z potwornym demonem, on dokonywał ostatnich poprawek w opatrunku, krzywiąc się za każdym razem kiedy przyciskał gazę do rany. To będzie bolało i utrudniało walkę, ale nie mógł zażyć teraz eliksiru. Kiedyś czekaliby na niego w zamku najlepsi medycy i urlop. Teraz mógł liczyć co najwyżej na szybką pomoc i siebie na szlaku. Musiał mieć pod kontrolą swoje ciało, musiał wiedzieć czy zanadto się nie uszkodzi by dalej podróżować.

Sytuacja z łucznikiem przybrała niebezpieczny obrót, kiedy zatrute żądło pomknęło w kierunku Alabastra. Żerca już chciał skakać by zepchnąć go z toru ciosu, ale wtedy do akcji wkroczył Nedar i uratował sytuację. Martwa bestia padła u ich stóp a oni żyli - wygrali tę walkę. Nie zwykł chwalić uczniów ani podopiecznych, dlatego topornikowi skinął tylko uznaniem głową.

Żerca zerknął szybko na to co się działo po drugiej stronie dolinki, u wylotu jaskiń. Kolorowo nie było, ale musieli sobie poradzić. Mieli przewagę taktyczną, a jeśli sobie nie poradzą to znaczy, że w jaskiniach tylko by zawadzali. Postanowił odrzucić propozycję topornika, mieli ważniejsze rzeczy na głowie.
- Poradzą sobie - odparł lakonicznie i ruszył w głąb jaskini - bardziej potrzebujemy cię tutaj, w leżu bestii. Chodźmy.
Trzymając miecz w gotowości i krzywiąc się lekko, Adbert zagłębił się w paszczę jaskini, gotów by w każdej chwili pchnąć mieczem lub blokować. Nie ulegało wątpliwości, że czas odgrywał tu znaczną rolę, trzeba było znaleźć ofiary tarantalli nim te zostaną pożarte przez te pająki, lub bogowie wiedzą co innego.

- Nie martw się o mnie, walczyłem z gorszymi ranami - odpowiedział Żerca na pytanie szlachcica - musimy się śpieszyć. Miejcie się na baczności.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

13
Adbert, Alabaster i Nedar pozostawili dwójkę swoich towarzyszy, którzy nadal walczyli z demonami i wkroczyli do mrocznej jaskini Liz-Gurun. W głąb góry prowadził pod lekkich nachyleniem tunel, który wydawał się wyrzeźbiony w litej skale. Przypominał paszcze bestii, którą pokrywały liczne pajęcze sieci. Nie były one cienkie i liczne, jak bywało to w zwykle w opustoszałych miejscach. Te były definitywnie zaplecione przez tarantalle. Przypominały grube kotary srebrzystego kleistego materiału o niezwykle twardej konsystencji. Doskonałe nie tylko do budowy gniazda, ale również do zastawiania pułapek. Musieli uważać, aby nie wpaść w ich sidła. Brakowało im teraz tylko popełnienia trywialnego błędu, aby zaprzepaścić całe przedsięwzięcie. W dół wiodły proste schody o równych gładkich stopniach. Niegdyś to miejsce musiało być uczęszczane przez ludzi. Teraz jednak było zaniedbane, pokryte odchodami, kurzem i brudem. W ścianach znajdowały się miejsca przypominające oliwne lampki. Cały rząd oświetlenia, które musiało nadawać za dobrych czasów, jaskini magicznego krasa.

Demony zniszczyły to miejsca, tak samo jak zdewastowały dużą część Północy. Wiele dawnych świątyń, kopalni i przybytków, stało się ich siedliskami, po opuszczeniu ich przez przestraszonych ludzi. Teraz najbezpieczniej było gromadzić się w miastach o dużym skupisku populacji. Mieszkańcy wiosek i pomniejszych miast pozostawiali swoje dobytki, aby przenieść się w miejsca, które były trochę bardziej zabezpieczone przez atakiem istot z innego wymiaru.

Musieli rozpalić pochodnię, ponieważ wewnątrz panowała nieprzenikniona ciemność. Nie byliby w stanie niczego dostrzec, w przeciwieństwie do swoich przeciwników. Pająkopodobne demony z pewnością miały dostosowany wzrok do takich warunków, jeżeli osiedliły się właśnie w grocie. Jednak nawet światło wydawało się przyciemnione, spowijającymi grotę cieniami. Żerca wyczuwał zakorzenione zło, które próbowało strawić nieskutecznie te siedlisko. Czuł, że stara magia przelana w te skały, nadal zmagała się ze słabnącymi siłami z diabelską mocą. Przybycie weterana nie było może przypadkiem, lecz los przywiódł go, aby rozwiązał ten jeden stary, sprzed powstania wierzy, spór i przechylił szalę zwycięstwa na stronę mieszkańców Północy.

Jaskinia prowadziła dalej w głąb góry, stopniowo zmniejszając kąt nachylenia. Stopnie stawały się coraz mniej wyższe. W pewnym momencie jednak w prawej ścianie pojawił się szeroki wyłom, w którym gęsto zapleciono sieć. Ta była jednak trochę inna. Cieńsza lecz jakby z większą liczbą włókien. W mniejszym stopniu przepuszczała temperaturę, ponieważ stamtąd biło dziwne ciepło.

- Co dalej? – szepnął Nedar, który wydawał się stawiać najostrożniej kroki przed siebie- Ruszamy dalej w dół, czy spróbujemy przedostać się przez tą pajęczynę?


- Nie powinnyśmy się na razie rozdzielać. W trójkę mamy więcej szans
– stwierdził Alabaster, po chwili dodając – sądzę, że będą za tą pajęczyną ukryci. Nie powinniśmy wchodzić teraz zbyt głęboko, bo później nie damy rady nawet uciec.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

14
A więc wkroczyli do paszczy mroku, trzewi ciemności. Przemierzali dawno zapomniane korytarze, noszące na sobie ślady dawnych dziejów, ślady ludzi. Coś podpowiadało mu, że za tymi zimnymi skałami kryje się coś więcej. Jakby ledwo wyczuwalne wibracje powietrza czy szósty zmysł, czuł tu coś więcej niż widzieli. Przechodząc korytarzem dotykał ścian, starał się dostroić do tego miejsca, poczuć je. Robił to szepcząc pod nosem słowa mantry, w końcu był nie tylko wojownikiem, ale i duchowym przywódcą. Wierzył w to, że jego opiekun wskaże mu drogę i zaopiekuje się nim jak to było dotychczas.
- To miejsce - powiedział ni to do siebie, ni to do towarzyszy - to miejsce mocy, musimy odkryć jej źródło.
Powiedział to twierdzącym tonem, nie przyjmującym sprzeciwu. Jednocześnie nie był to ton rozkazu, czyżby powiedział to tylko do siebie? Na jego twarzy można było dostrzec skupienie, jego wargi poruszały się w bezdźwięcznej modlitwie, dłonie zaciskały się do bólu na rękojeści jego miecza. Zatrzymał się na chwilę by zbadać stare, kamienne oliwne lampki. Tutaj korzystając z chwili przerwy wychylił swój eliksir na wzmocnienie zmysłów i wzdrygnął się - kolejna paskudna mikstura.

Dalej szedł dalej w milczeniu, nasłuchując szmerów i szeptów jaskini. Po wielu latach nieustannej walki wierzył, że ten świat nie chce demonów, i jeśli wsłuchać się weń, podpowiada on swoim obrońcom ruchy przeciwnika w ten subtelny sposób. Wiatr niesie zapachy, echo głos kroków i oddechów, ciemność ujawnia to co kryje. Szli, i szli, i szli tak w ciszy przerywanej tylko brzdękiem zbroi Alabastra, aż dotarł do szczeliny wypchanej siecią inną, niż wszystkie. Podszedł do niej i wciągnął powietrze nosem, nasłuchiwał chwilę, dał reszcie chwilę na odpoczynek.
- Tnij to - powiedział w końcu - chyba, że topór utknie, to podpalaj. Chcę zobaczyć co się tam kryje.

Był zdecydowany by tam wejść, chciał wręcz przetrząsnąć całą tę pieczarę. W niej kryła się dawna moc, a on chciał ją odkryć. Może być to kluczem do wypędzenia potworów. Ludzie nie budowali by takiego tunelu tylko po to by sobie po nim chodzić, coś musiało ich skłonić do kucia w skale, coś istotnego. Jeśli to wciąż tu było, a pewnie było, to należało to odkryć. Za wszelką cenę, nawet jeśli będzie musiał tam iść sam.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

15
Kamienne ściany jaskini były zimne, a chłód, przeszywający od opuszków palców po kości, szeptał mężczyźnie o swoich tajemnicach. Opowiadał historię, która była straszna i okrutna. Historię przygaszonego życia. Potęgę, która została schwytana w pajęczą sieć i z każdą próbą uwolnienia, co raz bardziej była uwięziona. O dawnej świetności, którą zasnuł niewyobrażalny mrok. Przybył on wraz z demonami bez zaproszenia z innej krainy i rozgościł się w Herbii jak na własnym folwarku.

Oliwne lampki były niezwykłą sztuką. Niewielkie wyżłobione w skale misy, niegdyś wypełnione były oliwą, która zapalona rozjaśniała podziemne sanktuarium. Nie to jednak było niezwykłe w tym wszystkim. Od każdej z lamp oraz od niej odchodziły wąziutkie korytka. Wlewając paliwo w jedną z lamp można było zadbać o to, żeby ogień płoną na całej linii. Stąd na prostych odcinkach korytarzy był cały zestaw lamp połączonych ze sobą.

Grota pokryta była potężnymi pasmami pajęczyny, która tworzyła niesamowitą konstrukcję. Dopiero teraz weteran wojen północnych dostrzegł, że większość splotów łączy się w jednolitą strukturę i ciągnie się w głąb góry przez okalane ciemnością tunele. Prawdopodobnie każde dotknięcie przędzy mogło przekazać informację do gniazda. A grupa wędrująca w dół, choć uważała na pajęczynę, czasami dotykała ją przez przypadek. Mogli tym samym ostrzec mieszkańców, przed zbliżającym się niebezpieczeństwem.

Żerca nie potrafił jednak zebrać więcej cennych informacji na temat tego miejsca, aby przygotować ich na możliwe zagrożenie. W środku było dość chłodno, choć od strony wyłomu z gęstą siecią pajęczą, biło ciepło. Zwiastować to mogło tylko o tym, że znajduje się tam gniazdo- jakaś wylęgarnia. To zaś świadczyło o tym, że zbliżali się do celu- porwanych żołnierzy z fortu. W powietrzu unosił się mieszany zapach. Mieszanina zgnilizny, kwasu i drapiącego w nozdrza zapachu. Nie mógł określić niczego szczególnego. To miejsce z pewnością chciałoby zdradzić całą swoją historię i pomóc w oczyszczeniu go, ale miała usta zamknięte kneblem, a ręce związane.

- Tak jest – powiedział topornik i po chwili wykonał potężny zamach. Siekiera rozcięła część sieci pajęczej, która byłą tutaj wyjątkowo delikatna. Przypominała puch z delikatnych włókien.


- Nie trzeba się trudzić
– spostrzegł szlachcic, który włożył rękę między przędze i rozwarł ją w ten sposób, że pojawiło się przed nimi przejście. Pajęczyna reagowała tutaj w bardzo dziwny sposób. Można było ją bez problemu odgarnąć i przejść dalej.


Dalej zaś krył się długi korytarz wyłożony zewsząd pajęczyną. Tylko w niektórych miejscach wystawały szare skały w ciemnościach. Ciężko jednak było coś dostrzec w środku, ponieważ pajęczyna nie przepuszczała światła.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Salu”