Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

31
Wszystko działo się tak szybko. Przekroczyli tylko próg pajęczego gniazda i znaleźli się w ferworze walki. Ledwo stracili dwóch swoich, a nagle pojawiło się wsparcie. Nie mieli jednak i wtedy czasu, aby odsapnąć, bo zaraz wplątali się w kolejną potyczkę. Ciągle znajdowali się na krawędzi śmierci. Fakt, że znajdowali się jeszcze przy życiu w pełnym składzie zawdzięczali połączeniu umiejętności, zaufania i szczęściu. Wraz jednak z każdą kolejną minutą wszyscy odczuwali trud zadania, którego się podjęli. Adbert jednak ryzykował bardzo dużo, ponieważ specyfiki, które dały mu tyle sił i refleksu, potrafiły być również druzgocące dla organizmu. On jednak był już w pewnym stopniu przyzwyczajony do ich działania, a wewnętrzna determinacja trochę działała wspierająco. Serce więc nadal pracowało na zdwojonych obrotach, pompując duże ilości krwi do naczyń, a tym samym dotleniając mózg. Wątroba doskonale radziła sobie z trującymi związkami. Mięśnie zaś pracowały w pełni, aby mógł wykorzystać ich siłę i szybkość.

Ogromna talantalla znalazła się przy Adbercie i Belanie, kiedy pozostali uniknęli ją i podążyli w kierunku drugiego pajęczaka. Stworzenie wykonało potężne uderzenie swoimi kończynami w kierunku Żercy, aby wytrącić go z równowagi. Ten jedynie się zachwiał i na moment musiał się trochę wycofać. W tym czasie stworzenie odwróciło się w kierunku łysego, aby wykonać cios swoim żądłem. Ten jednak był przygotowany na atak i odsunął się wystarczająco, aby nie zostać trafionym. Belan był o wiele bardziej skupiony, niż wcześniej. Wiedział może, że znajduje się w potrzasku i doskonale sparował ciosy mieczami, które zostały w niego wymierzone. Przez chwilę stali tak w zwarciu, a wtedy on wykonał szybkie cięcie w nogę demona w miejsce łączenia. Stworzenie zawyło i zachwiało się, podnosząc w szale miecze do góry. Straciło odnóże.

Stary przeszukiwacz mógł więc wykorzystać okazję i zaatakować stworzenie w jej odwłok, który był odsłonięty. Tarantalla zupełnie nie była skupiona na nim, przesiąknięta bólem i wściekłością. Z pewnością kolejny cios będzie również wymierzony w Belana, ale z podwojoną siłą. Ten jednak wiedział, że znajduje się w patowej sytuacji. Przygotował się więc jedynie do obrony.

Kątem oka jednak mógł zobaczyć co dzieje się u pozostałych trzech towarzyszy. Alabaster wraz z Nedarem pobiegł w stronę snującego pajęczyny stworzenia. Zatrzymali się jednak i skryli za skałą, kiedy poleciała w ich stronę kula pajęcza. Ta w locie rozplotła się w sieć podobną do tych, które zarzuca się w jeziorach na ryby lub stosowane przez gladiatorów. Znów zaczęła zaplatać kolejny twór, kiedy kusznik wycelował bronią przed siebie i wykonał bardzo celny strzał w jedno z oczu bestii. Ta zawyła, ale nie umarła. Odsunęła się i zaczęła zalepiać wyjście. Jeżeli jednak nikt nie zatrzyma szlachcia wraz z topornikiem, nie zdąży zamknąć przejścia.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

32
Cały ten plan był szaleństwem, Żerca uważał go za głupi i ryzykowny. Mimo to czuł, że może się udać i teraz nie mógł dopuścić do przegranej. Tarantalle mogły być tymi ostatnimi, trzeba było je czym prędzej zgładzić i odnaleźć porwanych, nim będzie za późno. Bogowie jedni wiedzą co teraz się z nimi dzieje. Cokolwiek by nie mówił, Adbert zawsze chciał ponad wszystko być zapamiętany. Chciał, by śpiewano o nim pieśni a jego imię przeszło do historii. Udało mu się to, jednak z tego powodu wcale nie śpieszył się do grobu, a perspektywa kolejnych pieśni na jego temat wydawała się dosyć przyjemna. Już słyszał w wyobraźni zwrotki "Ballady o mieczach w ciemności", czy jak tam to nazwą bardowie. O ile oczywiście nie zginie głupio, a jeśli w trakcie tego zadania nie pozwoli nikomu innemu zginać – tym lepiej. Ta nieustanna wojna pochłonęła już wystarczająco dużo ofiar, a przyszłe pokolenia potrzebowały bohaterów, by udźwignąć jej ciężar i mieć wzory do naśladowania. Żerca był już stary i nie mógł być tym przykładem wiele dłużej, trzeba było wynieść na piedestał kolejnych bohaterów. Jego zadaniem było ich tam poprowadzić.

Korzystając z faktu, że pająk kompletnie go ignoruje, Żerca wybił się, by cięciem z góry rozłupać czaszkę nieuważnego demona. Bełt w oku mógł go nie powstrzymać, ale łeb rozpłatany na dwoje był wystarczająco silnym argumentem siły. Musiał działać prędko, nim pająk zrani poważnie jego towarzysza. Walczyli sami dwaj, reszta musiała się zająć drugim demonem. Czarne ostrze z furkotem przecięło powietrze, mknąć czaszce na spotkanie.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

33
Nie potrzebne było teraz szczęście, ani żaden cud. To demony potrzebowały jakieś boskiej przychylności, aby uniknąć śmierci z rąk wojowników. Ostrze Adberta przeszyło cielsko stworzenia, pozbawiając go życia, przed wykonaniem ataku w stronę Belana. Ten przemknął szybko pod jej odnóżem i odsunął się wystarczająco daleko, aby truchło nie przygniotło go. Bez żadnego szwanku poradzili sobie z tym przeciwnikiem.

Mogli podążyć do swoich towarzyszy, którzy również dali sobie radę. Nedar został w tyle, ponieważ bieganie z toporem na duże odległości nie było zbyt lekkim zajęciem. Zamiast niego do akcji wkroczył szlachcic, który uniknął plątaniny sieci, pokrywającej już część przejścia i wdał się w krwawy bój. Tarantalla nie zdążyła nawet dobrze zareagować, oderwać się od swojego zajęcia, kiedy ostrze przeszyło jej pierś. Nawet wierzganie się stworzenia nie powstrzymało potężnego mężczyzny przed dokończeniem swojej sprawy. Kolejny raz ostrze przeszyło jej klatkę, a czarna posoka popłynęła z cielska, które osunęło się bezwładnie na ziemię.

- Pośpieszmy się! Zaraz przybędzie kolejne cholerstwo, a my nie damy rady ciągle z nimi się rozprawiać. – zawołał na towarzyszy przodownik wyprawy, który wycierał krew o odwłok pajęczaka.

- Idzie nam lepiej, niż się spodziewałem na samym początku – zaśmiał się Belan.

Ich kolejne zwycięstwo, tym razem zupełnie nie przynoszące szkód dla drużyny, poprawiło mu humor. Zresztą każdy wydawał się jakby bardziej zmotywowany do działania i wierzący w sukces. Tylko Nedar wydawał się trochę zmęczony i po jego twarzy widać chęć odpoczynku. Nie przyznał się jednak do tego i szedł w kierunku dowódcy bez dezaprobaty.

- Wszystko w porządku? – zapytał się Kerdal, który dostrzegł na twarzy ich najstarszego towarzysza oznaki poważnego zmęczenia.

Przed nimi ostatnie rozgałęzienie dróg. Z jednej strony znajdowała się trójka demonów, które skrzętnie tworzyły ścianę z sieci. Owa ściana jednak była inna niż pozostałe ich twory. Bystre oko Żercy dostrzegało w tym wiele splotów, które tworzyły jakby jedną gładką materię. Nie będą w stanie łatwo jej przebić. Mogli spróbować dobiec tam i wedrzeć się między tarantalle. Zresztą to byłoby to właściwe, gdyby nie liczyć dużego zagrożenia. To właśnie tam w oddali znajdowały się kokony, w których znajdowali się żołdacy z fortu. Tylko ich głowy nie były oblepione pajęczyną.

Musiała istnieć inna droga dotarcia do nich i jedyną możliwością był drugi z tuneli, który prowadził na wprost, a następnie lekko skręcał w prawo. Wydrążony tunel jednak wdzierał się w jakieś stare świątynne konstrukty, które prowadziły prawdopodobnie do głównej sali.

- Musimy ich uratować! – krzyknął rozgniewany szlachcic – parszywe ścierwa, żerują na naszych braciach! Ja zaraz rozładuje swoją złość na waszych ścierwach!

- Krzyk nic nie da – powiedział Nedar trochę zasapany – Nie ma sensu powstrzymywać ich, trzeba znaleźć alternatywną drogę. Nie zabiją ich, bo są im potrzebni.

- Każda sekunda jest na wagę złota! Oni tam umierają. – warknął i zaczął biec w stronę niewielkiej dziury, która jeszcze pozostała niezalepiona przez skrzętnych pajęczych pracowników.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

34
Kolejna bestia padła pod ciosem jego miecza. Ostrze z morderczą precyzją odebrało życie demonowi i zakręciło młynka w powietrzu, zrzucając czarną krew z klingi. Żerca oparł miecz na ramieniu i obejrzał się w kierunku swoich towarzyszy, akurat by dostrzec jak kończą z Tarantallą.
- Dobra robota - rzucił do zebranych i ruszył w kierunku przejścia, po drodze klepiąc kusznika po ramieniu - dobrze strzelasz, oby tak dalej.
Starzec zawsze uważał, że odpowiednie motywowanie żołnierzy dobrze działa na ich skuteczność. Biorąc pod uwagę ich przeszłość, swoich przeszukiwaczy nigdy nie musiał specjalnie zachęcać do walki z demonami – pragnęli ich śmierci wystarczająco mocno i bez jego pomocy – ale jeśli współpracowali z żołnierzami barona ta technika sprawdzała się dobrze.


Puścił pozostałych przodem, samemu będąc zbyt zmęczonym by biegać po tych cholernych jaskiniach. Miecz niósł oparty na ramieniu. Napiłby się wina, ono złagodziłoby ból w stawach i rozgrzało go w tej zimnej pieczarze, jednak nie miał go przy sobie, a eliksir zwiększający refleks kiepsko reagował z pitym alkoholem. Poza tym, co jak co, ale wino nie było najlepszym przyjacielem skupienia.
- Nie przejmuj się, jestem tylko trochę zmęczony, to wszystko - odpowiedział Kerdalowi, uśmiechając się blado.

Demony jak zwykle musiały popsuć smak zwycięstwa, odcinając ich od celu wyprawy. Na początku Adbert chciał po prostu puścić ścianę z dymem, jednak ryzyko, że pożar rozprzestrzeni się i spali nieszczęsnych obrońców fortu był zbyło zbyt duże, a nawet jeśli nie spali, to udusi dymem lub brakiem powietrza. Wtem szlachcic rzucił się jak opętany do biegu.
- Zatrzymaj się - krzyknął za nim Adbert - nie biegnij tam jak zielony rekrut do diabła! Zatrzymajcie go - rzucił do reszty, gdyby szlachcic nie usłuchał. Młodsi, słabiej opancerzeni mężczyźni mogli go dogonić z łatwością.
- Wejście tam przez tę wąską szczelinę to pewna śmierć, sam jeden na trzy pająki - zbeształ go Adbert - lepiej zrobimy przechodząc boczną drogą.

Ruszył w tym kierunku, nie czekając na resztę. Pójdą za nim. Nie zdradził im też, że pcha go tam ciekawość. Dobrze pamiętał co poczuł wchodząc do jaskini, zew magii. Ponad wszystko chciał tam zejść, czuł, że to co tam znajdzie, będzie ważniejsze niż garstka ludzi. Oby bogowie wybaczyli mu tak egoistyczne myślenie. Pozostało iść przed siebie z bronią w gotowości i nasłuchiwać. Przy okazji rozejrzał się za kanalikami, które zasilały naścienne pochodnie. Być może jest tam jeszcze trochę starej smoły, lub innej substancji łatwopalnej, która mogłaby zapłonąć w kontakcie z ogniem i oświetlić drogę.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

35
Widok własnych towarzyszy uwięzionych w kokonach, czekających na pewną śmierć lub już konających, był dla każdego okropny. Każdy posiadał tam jakiegoś swojego znajomego, druha, czy przyjaciela. Większość się znała i razem patrolowali owe okolice. Razem walczyli, ramię w ramię, odpierając ataki demonów. Szlachcic jednak czuł w sobie winę, że pozwolił do tego doprowadzić. Nie mógł ich teraz zawieść, a przede wszystkim dowódcy fortu. Biegł więc jak szalony bezmyślnie przed siebie, ale mocy uścisk dłoni Belana na jego ramieniu, który przerwał dziki pęd, otrząsnął go. Nie pomoże im, wpadając w sidła demonów. I wykonał jeszcze kilka kroków w stronę zanikającej szczeliny, zaciskając rękę na rękojeści miecza. Czuł gniew. Przede wszystkim na siebie.

- Znajdziemy inną drogę! Nie możemy im pomóc umrzeć. – powiedział w złości, odpychając dłoń miecznika. Wszyscy wiedzieli jednak, że nie na niego jest zły, lecz na całą tą sytuację. Byli tak blisko, a jednak tak daleko. – śpieszmy się!

- Musimy chwilę odpocząć. Zmęczeni będziemy bezużyteczni. – powiedział Nedar, który w końcu przyznał się do swojego stanu. On nie potrafił wykrzesać z siebie ukrytych pokładów energii, jak czynił to Alabaster.

- Nie mamy czasu. Oni nie mają chwili na odpoczynek! – warknął, po czym dodał – kto jest w stanie podróżować dalej bez odpoczynku? Jestem za nich odpowiedzialny. Oddam życie, ale muszę ich uratować.

- Nie możemy poświęcić siebie, kosztem tamtych żołnierzy. Nie wiadomo czy oni jeszcze żyją – wtrącił się Belan, który wydawał się kolejną osobą racjonalnie myślącą w tym towarzystwie.

- Nawet tak nie mów. Trzeba mieć nadzieję. Inaczej wszyscy byśmy już dawno pogodzili się ze śmiercią. Północ zalana demonami, byłaby naszym końcem, a my nadal tutaj stoimy. – zaoponował po czym dodał do kusznika – jesteś gotowy ruszyć ze mną na przedzie? A ty Adbercie również potrzebujesz chwili wytchnienia? My na pewno ruszymy do przodu!

- Jestem gotowy do działania – potwierdził Kerdal, który wydawał się bardzo podporządkowany szlachcicowi. Właśnie trzymał w dłoni świeżo naładowaną broń.

Przed nim klarował się dość prosty tunel, który schodził lekko w dół, a następnie skręcał dalej w prawo. Droga wydawała się stworzona dawno temu, tak samo jak pozostałe korytarze, które mężczyźni widzieli przy wejściu. Najwyraźniej pajęcze ściany musiały tamować jakąś drogę, która wchodziła do wydrążonych demonicznych grot. Przeważająca część tunelu była pokryta białą wyścielającą wyliną, która zabezpieczała miejsce przed utratą ciepła.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

36
- Nigdzie nie ruszacie - przemówił chłodno Żerca, opierając się o ścianę - tak bardzo ci zależało bym poszedł z wami i wspierał radą, więc wysłuchasz jej i odpoczniesz chwilę. Jeśli już nie są martwi, to ich nie zabiją. Inaczej nie barykadowaliby wejścia. Żerca nie czuł takiej samej chęci by biec przed siebie co oni, może dlatego nie śpieszyło mu się aż tak i nie potrafił wykrzesać z siebie ukrytych pokładów energii. Rozumiał zaletę pośpiechu, domyślał się co się stanie jeśli nie zdążą wyjść na czas.
- Tylko chwila, tyle wystarczy by odsapnąć i ruszamy dalej - zarządził Adbert - nie siadajcie, uspokójcie się, ale pozostańcie czujni. Odpoczynek nie mógł być zbyt długi, raptem dwie minutki i wymarsz. Kazał im poruszać się powoli, niespiesznie i uważnie. To też pozwoli im oszczędzić nie co sił. Protest szlachcica puszczał mimo uszu. Nie musiał być w nim w dobrej komitywie, miał ich tylko wyprowadzić żywych.

Szedł ostrożnie, po cichu. Jednak co mu to da, skoro reszta jest zakuta w zbroje i pobrzdękują przy najmniejszym ruchu? Miecz miał oparty o ramię. Po drodze przez korytarz uważnie przyglądał się jego ścianą, być może znajdzie tam jakieś ryciny, które podpowiedzą mu kogo to była świątynia.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

37
W jednych buzowała krew, rwąc do działania i pochopnych decyzji. W innych zaś wygrywał rozsądek i zmęczenie, które spowalniały pracę ciała i mózgu. Stąd nie można było się dziwić owemu zamieszaniu i różnicy w poglądach. I temu delikatnemu zgrzytowi, który powstał na linii między ekipą penetrującą wnętrze demonicznego siedliska. Szlachcic niechętnie przystanął. Mógł protestować i zareagować w zupełnie inny sposób. Pokazać, że on ma obecnie władzę. Tylko był to człowiek rozsądny, który rozumiał ograniczenia swoich towarzyszy i nie chciał wprowadzić chaosu. Adbert zaś w oczach wszystkich był bohaterem, ale również weteranem. Jego ciało nie było tak sprawne jak kiedyś, a organy pracowały o wiele gorzej. Nie mogli więc wymagać od niego cudów. Nie chcieli przecież stracić tak znaczącej osoby przez kalectwo starego ciała. To on ich wprowadził do jaskiń i on powinien ich stąd wyprowadzić.

- Tylko chwila i ruszamy. Nie możemy ich stracić. Nie przybyliśmy tutaj, aby zwiedzać Gautlandię. Uratujemy ich. – rzekł pewny siebie Alabaster, który nadal robił wrażenie dominującego. Nie stracił zupełnie poczucia własnej wartości i znaczenia dla owego zadania.

- Dobrze, że poczekacie. Razem jesteśmy nie do zwyciężenia. – zaśmiał się topornik, który był najbardziej zmęczony ze wszystkich.

Żerca z pewnością czułby się o wiele gorzej, gdyby nie zbawienne działanie specyfików. Te jednak posiadają również swoje wady, o których może w końcu przekona się sam dawny przeszukiwacz. Do tej pory jego ciało doskonale sobie dawało radę z tymi miksturami, choć pojawiały się drobne mniej dostrzegalne zmiany. A serce zaczęło nierówno bić, a czasami nie potrafi złapać oddechu, a alkohol na niego działa o wiele mocniej, a czasami dotykają go przeraźliwe skurcze ciała. Nic jednak bezpośrednio niezagrażające życiu.

Większość ścian jednak była pokryta siecią pajęczą, która zakrywała różne płaskorzeźby i malowidła. Nie sposób było dostrzec tam odpowiedzi na pytania, zadawane sobie przez Adberta. Po drodze nic nie zwróciło szczególnie jego uwagi. W końcu maszerując spokojnie dotarli do rozgałęzienia dróg. Kolejnego na ich nieszczęście. Okropny labirynt. Jedna droga prowadziła na wprost cały czas tym samym głównym tunelem. Z pewnością były to korytarze pełniące niegdyś część świątynną. W prawo zaś znajdował się wąski tunel. Taki, przy którym mężczyźni będą musieli się pochylić, a który kończył się przejściem do bocznego tunelu. Jest duża możliwość, że tam znajduje się zamknięta przez Tarantalle wylęgarnia. Lub jest to jakaś pułapka, bądź nieistotny szlak.

- Zrobiło się za spokojnie i bezpiecznie – stwierdził niezadowolony Belan, który węszył problemów.

- Ukryli naszych. Ich wylęgarnia jest bezpieczna. Dalsza droga pewnie do nikąd nas nie zaprowadzi. Oszukały nas. – w szlachcicu rosła frustracja, którą z chęcią wyładowałby na jakimś stworzeniu. Adbert widział w nim złość na dłoni zaciśniętej na rękojeści jego oręża.

- Spróbujmy tutaj? – zasugerował kusznik, wskazując wąską drogę.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

38
- Masz rację - odparł Adbert klepiąc topornika w muskularne ramię - masz całkowitą rację.
Starał się nie myśleć co będzie się działo jutro, po zażyciu antytoksyny. Pewnie spędzi ranek, jak nie część popołudnia w łóżku, wiercąc się i zaciskając zęby. Kiedyś lekkie niestrawności, teraz spazmy bólu i osłabienie. Dwa eliksiry nie były jeszcze dużą dawką. Największa dawka jaką przyjął stanowiła mieszankę pięciu wywarów. Następny tydzień spędził w ciężkim stanie i to nie tylko z powodu trudnej walki. Nie można przesadzać.

W trakcie przechadzki po tunelach, Żerca nie dał po sobie poznać, że czuje się lekko zawiedziony brakiem informacji, rycin, wskazówek dotyczących tunelu. Zadawał sobie wiele pytań, które pozostawały bez odpowiedzi. Miał nadzieję, że dane będzie mu wrócić i sprawdzić tunel, który emanował tajemnicą, być może magią. Miał tylko nadzieję, że starczy mu sił by tam dojść i, co ważniejsze, wrócić.

Zignorował narzekanie szlachcica. Nie mógł się poddać gniewowi ani pośpiechowi. Jedno i drugie było złym doradcą. Przystanął by się zastanowił. Nie mogli odejść za daleko, inaczej trafią w złe miejsce. Z drugiej strony nie był krasnoludem, więc i tak nie mógł mieć pewności co do tego gdzie idzie. Tunel dobry jak każdy inny. Wskazał Alabastra
- Masz ciężki pancerz, pójdziesz ostatni, reszta rusza za mną tym tunelem - wskazał najbliższy wyłom głowom - starajcie zachowywać się chicho. Ruszajmy.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

39
Wszyscy stanęli przed wyłomem. Obecnym przywódcą fortu i osobą organizującą ekspedycję ratunkową, był Alabaster. Jednakże rozkazy wydawał mężczyzna, który o wiele lepiej znał się na zabijaniu demonów. Adbert był uważany za osobę o wiele bardziej kompetentną, ponieważ doświadczoną. Fakt, że nadal żyje mógł świadczyć tylko o dwóch rzeczach. Albo był niebywałym mordercą, który dysponował nie tylko asortymentem umiejętności, ale również przebiegłości. Albo był tchórzem, który miał więcej szczęścia niż rozumu. Strachliwy weteran jednak nie zabrałby się z nimi w głąb niebezpiecznej góry. Stąd był niebywałym autorytetem i nawet sam szlachcić nie ważył się podważać jego decyzji. Choć często się z nimi mógł nie zgadzać.

- Uważajcie na siebie. Nie warto, abyśmy wpadli w pułapkę – rzekł już bardziej spokojnie zastępca dowódcy fortu, który przygotował się do możliwego ataku ze strony pajęczaków.

- Spokojnie. To ty uważaj na nasze tyły – zaśmiał się topornik, który zdążył trochę odsapnąć. Morale były o wiele bardziej podwyższone niż na początku. Wygrana i odpoczynek dodały im otuchy w powodzenie misji.


- Ja pójdę pierwszy. Mam pochodnię.
– powiedział Belan, który pochylił się trochę i przeszedł przez ciasny tunel, który przeszywał grubą ścianę jaskini.


Łysy wojownik miał już krzyknąć, że wszystko jest w porządku, kiedy coś go zaatakowało. W momencie, kiedy Adbert wychodził z ciasnego korytarza, na jego towarzysza rzuciła się tarantalla. Istota zaatakowała swoimi odnóżami, ale nie trafiła swojej ofiary. Miecznik skoczył w przeciwnym kierunku i upadł na podłoże wyściełane białą wikliną. Dzięki temu uniknął ataku. Stworzenie próbowało uderzyć go jeszcze swoim żądłem, ale ten odturlał się. Musiał jednak porzucić swój oręż.

W tym czasie wielki demon znajdował się nad Belanem, bokiem do Żercy. Jeszcze nie wiedział o obecności pozostałych lub zupełnie nie był nimi zainteresowany. Nie znaczy to jednak, że weteran zdąży w czas zareagować przed obroną lub kontratakiem pajęczaka. Kusznik wraz z Nedarem byli jeszcze w tunelu i nie mogli jak działać. Znajdowali się przecież za plecami przeszukiwacza.

Światło leżącej na ziemi pochodni nie rozświetlała zbytnio pomieszczenia. Przeczucie jednak kazało być mężczyźnie ostrożnym na każdym kroku. Nie było wiadomym, czy w ciemnościach nie czai się kolejna bestia. Nie powinien przecież dać się złapać w głupią pułapkę. Alabaster ich ostrzegał!

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

40
Fight Theme Odpowiedzialność za życie swoich ludzi, trudy planowania następnych kroków, konieczność analizy niezliczonych informacji, umiejętność podejmowania trudnych decyzji – to wszystko spoczywa na barkach każdego dowódcy. Nikt, kto uważa inaczej nie może się takowym tytułować. Równie ważna była świadomość, że można popełnić błąd. Adbert wiedział, że mogą się zdarzyć, czy może raczej każdy może je popełnić. Czy to był jeden z nich, czy to było nieuniknione? Stary Żerca nie wiedział i być może nigdy się nie dowie. Nagle świat skurczył się do tej niewielkiej sali. Został tylko on i demony. On i one.

Normą było, że każdy Przepatrywacz potrafił radzić sobie sam, że wiedział kiedy jego kompan potrzebuje pomocy - ta walka była do wygrania. Jednak w wypadku tej czwórki, Żerca nie był pewien, w zasadzie niczego. Wiedział ogólnie co potrafią, jednak jak mógł mieć pewność, że którykolwiek z nich się nie złamie? Nie, trzeba było działać i to działać zdecydowanie. Atakować tam, gdzie się nie spodziewają i zawsze być o krok przed przeciwnikami. To właśnie takie sytuacje pozwalały Adbertowi zmobilizować ukryte pokłady sił, kiedy jego umysł musiał pracować na najwyższych obrotach, a ciało musiało dać z siebie wszystko by przetrwać kolejną noc, kolejne starcie, kolejny taniec śmierci.

Pierwszy ruch pozornie był ofensywą, miał zmylić wroga. Miecz powędrował w dół, pierwszy postawił w kierunku odwłoku, jednak następny skok z przewrotem skierowany był gdzie indziej. Nie naokoło demona, a wprost pod jego nogi. Im bliżej był potwora, tym bezpieczniejszy był względem pozostałych. Oczywiście, nie ulegało wątpliwości, że owa bliskość generowała też spore zagrożenie, jednak miał zamiar skontrować to ze swoją nieprzewidywalnością. Przewrót miał zakończyć się pod nogami potwora, a potem kolejny pod, lub za niego po drugiej stronie, tam gdzie będzie mu wygodniej wbić długie, czarne ostrze w jego cielsko.

Taniec, to wszystko było tańcem. Jedno potknięcie oznaczało koniec. Ruchy musiały być płynne i nieprzerwane, szybkie i precyzyjne. Po każdym ciosie, który zada, musiał zmienić pozycję. Nie było na razie mowy o szerokich cięciach, jednak gdyby coś zaszło go na otwartej przestrzeni, przekonałoby się dlaczego krasnoludzki metal był taki cenny. Stworzono go do zabijanie, a pobłogosławiono do zabijania demonów. Chłodne spojrzenie Turoniona widziało ów miecz, cząstka jego mocy na niego spłynęła. Dlatego miecze Przeszukiwacze były tak bezcenne. Żerca wierzył, że i tym razem go nie zawiedzie, tak samo jak on nigdy nie zawiódł swojego boga. Taniec trwał.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

41
Zaczęło się heroiczne starcie Adberta. Ten jeszcze przed chwilą deklarował, że nie będzie się forsował. Teraz jednak ruszył pędem z niewielkiej groty w stronę Tarantalli, która zamierzała zabić jego towarzysza. Pewne cięcie w stronę odwłoka przecięło powietrze ze świstem. Stworzenie jednak udawało skupione w pełni na Belanie. Wyczuło obecność jeszcze jednego i spontanicznie odwróciło się, zabierając swój odwłok. Nie tylko uniknął cios, ale również skontrował atak mężczyzny. Uderzenie potężnych odnóży pajęczaka wniosło w powietrze kusz i zagrzmiało, aż osunęło się kilka kamieni z sufitu. Wtedy też przez weterana przeszedł ostry ból w lewym boku. Kończyna nie wbiła się jednak obok niego, tylko uszkodziła kawałek jego boku. Fragment ciała zostało rozerwane, a krew zaczęła sączyć się. Na szczęście żadne główne naczynie krwionośne nie zostało uszkodzone. Będzie mógł dalej działać.

Stworzenie nie posiadało oczu pod sobą, a więc w pewnym momencie Żerca zniknął z jego pola widzenia. Zaczął się obracać, ale było już za późno. Ostrze mężczyzny wbiło się w jego cielsko. Zawyło i zaczęło się miotać. Z impetem poruszyło odwłokiem i wyrwało z dłoni miecz. Teraz klinga starczała z jego tyłu, a sama Tarantalla zaczęła się odwracać, aby skonfrontować się z bezbronnym napastnikiem.

Chwilę nieuwagi wykorzystał Belan, który rzucił się po leżącą najbliżej niego pochodnię. Odsunął się trochę od starcia. W jego oczach można było zobaczyć mieszane emocje. Z jednej strony bał się. Wiedział, że śmierć stoi za ich plecami i czeka na pomyłkę. Poważniejszą niż ta, której uległ Adbert. Z drugiej strony był zdeterminowany, aby pomóc starszemu wojownikowi. I wtedy zdecydował się. Zbliżył się do stworzenia i przypalił mu bok. Rozszedł się pisk, który zmieszany był z jakimś krzykiem dochodzącym z głębi tunelu.

Tarantalla była otoczona przez dwóch mężczyzn. Stała do nich bokiem, ponieważ wolno się odwraca. Obaj jednak nie byli wystarczająco uzbrojeni, aby stworzyć dla niej zagrożenie. Jeden trzymał jedynie pochodnię, a drugi stracił miecz, który sterczał z jej odwłoku. Pajęczak jednak zwrócił się teraz ku łysemu i wymierzył w jego stronę trujący kolec.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

42
Fight Theme To była walka pełna niespodzianek. Dla Tarantalli i Żercy po równo, a jednak to on teraz stał bez broni między demonami. Sytuacja zasługiwała więc na miano dramatycznej, a krytyczne sytuacje wymagają drastycznych środków! Wykorzystując, że pajęczak odwrócił się do niego niemalże tyłem, Adbert dał po raz kolejny susa między jego nogi i rzucił się znów między nimi, by w nieco niezgrabnym przewrocie znaleźć się po drugiej stronie potwora.

Rana. Przy pierwszym ruchu poczuł ukłucie bólu i zacisnął zęby tak, że myślał iż zaraz popękają. Lekka zbroja pozwalała na szybsze ruchy, ale nie była zbyt efektywna, przez co odnóże bez większych problemów przeszyło bok starca. Ten jednak nie mógł się zatrzymać. Nie tylko dlatego, że gnał go do tego instynkt przetrwania, ale i dlatego, że z każdą chwilą zwiększała się w jego ciele dawka adrenaliny, która i tak już zwiększona eliksirem powodowała kołatanie serca iprzyśpieszony oddech, przytłumiony ból. Źrenice rozszerzyły się do niewyobrażalnych rozmiarów, wpuszczając do źrenicy tyle światła ile było tylko możliwe. Ludzkie ciało było ograniczone, jak mogło się mierzyć z potwornymi demonami? Mogło, wspomożone siłą eliksirów, a tak się składa, że te miał w sobie Adbert.

Sięgnął po miecz, by wyszarpnąć go z potwora i przekierowując tę samą siłę, która pozwoliła mu go wyciągnąć z cielska, urżnąć głowę bestii, lub chociaż rozchlastać czubkiem jego gardziel. Pomimo odurzenia adrenalinom, Żerca nie wydał z siebie żadnego okrzyku gniewu, czy triumfu. Cios musiał być bezgłośny, musiał spaść nagle, niczym sowa spada z mroku na biedną myszkę. Potem nie pozostawało mu nic innego jak odskoczyć w bok, w akompaniamencie jęku, który towarzyszył każdemu gwałtowniejszemu ruchowi.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

43
Nie wielu na świecie istnieje tak sprawnych wojowników, którzy podczas walki panują w pełni nad swoim ciałem i są świadomi natury swoich obrażeń. Adbert właśnie do nich należał. Do tej nielicznej grupy osób, działających z precyzją, unikając dodatkowych niepotrzebnych uszkodzeń. Ktoś inny na jego miejscu, wykonując owe akrobacje rozerwałby już sobie ranę na boku i doprowadził do poważnego krwotoku. Żerca jednak wiedział jak winno się ułożyć ciało podczas tak nieprzewidywalnych działań, jakie dokonał właśnie przed chwilą, rzucając się między nogi stworzenia.

Uniknął więc jakiegokolwiek niebezpieczeństwa ze strony Tarantalli, choć ona i tak była teraz skupiona na kimś innym. Pognał w przeciwnym kierunku, aby dotrzeć do swojego oręża. Przez chwilę można byłoby ująć, że był zupełnie niewidzialny. Demon zupełnie rozgniewany przez bolesne przypalenie pochodnią, zupełnie był pochłonięty zemstą. Nie tylko ludzie bywali bezmyślnie kierowani przez własne emocje. Belan jednak nie był w stanie wykonać żadnego uniku, podczas tego szybkiego rozwoju wypadków. Trujący kolec poleciał w jego stronę i przebił jamę brzuszną, gdy ten próbował dokonać odskoku. Żądło śmierci przeszyło jego ciało na około dziesięć centymetrów i nie sprawiło poważnego spustoszenia w jego organizmie, choć nawet takowy cios doprowadził do krwotoku wewnętrznego. Brak interwencji doprowadzi nie tylko do zakażenia, ale przede wszystkim do śmierci ich towarzysza. Najgorsze jednak było to, że owa kończyna posiadała zwieńczenie gruczołu jadowego. Łysy żołdak drastycznie pobladł w świetle leżącej na ziemi pochodni i bezwładnie padł na ziemię, jakby już nie żył. To z pewnością działanie trucizny. Paraliżujące ofiarę. Weteran wojen północnych z demonami widział jednak, że ich przyjaciel nie odszedł. Przez zdrętwiałe lekko rozchylone usta przedostawało się powietrze delikatnie poruszając grdyką i klatką piersiową.

Nie było czasu na smutek i trwogę, ani zastanawianie się nad losem jednego z nich. Bitwy zawsze pochłaniają straty i staruszek do nich przywykł. Choć nigdy z łatwością nie żegnało się poległych. Nie teraz jednak o to chodziło. Gdyby nawet już nie było z nimi miecznika, pozostali nadal żyli i nie można było o tym zapomnieć. Teraz musiał walczyć dla nich i siebie. W tym również dla swoich dzieci. Nie może przecież odejść w zapomnienie wraz z bandą żołnierzy w jakieś starej grocie zamieszkanej przez pajęczaki z innego wymiaru. Oj nie! Trzeba działać!

Bez większego problemu wyrwał z cielska bestii swój miecz, tym samym dokonując dodatkowego spustoszenia w jego gąbczastym odwłoku, z którego skończyła się czarna posoka. Teraz dopiero mógł zwrócić uwagę, że owa część cielska była mniej ukrwiona niż górna partia ciała. Budowa tego stworzenia była bardzo zmyślna i rozsądna. Doskonała machina do zabijania i rozmnażania się w grotach. Nie było im równych, chciałoby się powiedzieć, a jednak naprzeciwko niej stał jeden niewielki człowieczek, w którym płynęła domieszka elfickiej krwi. I to on zabił już ich kilka, a przed nim czekała jeszcze duża rzesza kolejnych. Oręż skierował z siłą rozpędu w stronę szyi przeciwnika. Nic jednak nie szło po jego myśli. Potężne uderzenie odnóża bestii sprawiło, że wytrącił się z równowagi i ostrze nie trafiło w niego. Przeciął ze świstem powietrze.

Nie był już sam, a sprawiedliwość żądała wymierzenia kary. Ta sama kończyna, która przed chwilą uderzyła w ziemię wytrącając Adberta z równowagi, teraz leżała odcięta od reszty cielska na ziemi brudząc wyłożoną wylinę. To topór Nedara uderzył precyzyjne w złączenie odnóża. Tarantalla znów zawyła i jeszcze bardziej się rozgniewała. Złość daje siłę, ale powoduje roztargnienie i mniejszą precyzyjność.

- Co z Belanem?! – zakrzyknął tylko brodacz, który zerknął na ich towarzysza w rozpaczy. Każdy żołnierz jest dla siebie bratem, ale między tą dwójką była szczególna przyjaźń. Nie wiedział jednak o niej Żerca, aż do tego momentu. Widział w oczach mężczyzny te emocje, których nie darzy się zwykłego współbojownika.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

44
Sam nie wiedział jak udało mu się bez większych szkód wykonać wszystkie te manewry. Może miało na to wpływ spore doświadczenie i większa samoświadomość ciała, czy tym razem było to tylko szczęście? Nie wiedział, ale pewne było, że nie mógł w nieskończoność polegać na tym drugim. Rozcięcie było na tyle poważne, że przy każdym ruchu zaciskał zęby z bólu i ledwo powstrzymywał się przed padnięciem tam gdzie stoi i zwinięciem się w kłębek bólu. Postanowił póki co nie nadwyrężać się zbytnio, o ile było to w ogóle możliwe w samym środku walki.

Z pomocą Nedara miał większe szanse na zwycięstwo, być może jakiekolwiek szanse. Aby wyjść ze starcia muszą współpracować, ale głowę brodacza nie może zaprzątać troska o przyjaciela.
- Użądliła go, ale jeśli uda nam się pokonać demony jestem w stanie go uleczyć i opatrzyć - odpowiedział szybko towarzyszowi broni - odwrócę jego uwagę, ty go zabijesz!
Adbert był osłabiony, zmęczony i niepewny swoich możliwości na te chwilę. Liczył na to, że Demon w ślepej furii zaatakuje najpierw łatwiejszy cel, a ten moment wykorzysta Nedar by go zabić. Jednocześnie rozejrzał się też za pozostałymi demonami. Musiał orientować się w tym co działo się na polu bitwy, a ponad to musiał znaleźć chwilę by załatać siebie i pokonanego towarzysza.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

45
Sytuacja nie była zbyt dobra. Belan leżał na ziemi sparaliżowany, a silna trucizna spowolniała działanie wszystkich narządów. Zrobił się blady i siny. Jego serce niedługo przestanie bić. Klata już ledwo falowała. Nawet nie był w stanie walczyć o kolejny oddech. Poddawał się działaniu substancji. Sam Adbert był ranny i będzie musiał niedługo zająć się swoim stanem. Nedar przygotowywał się do działania, ale jego myśli błąkały się dookoła stanu jego przyjaciela. Pozostali jeszcze nie zdążyli wygramolić się z ciasnego przejścia, a może coś ich zatrzymało po drugiej stronie.

Starzec zwrócił na siebie uwagę demona. On był rozgniewany. Wpierw wbito w jego odwłok miecz, a następnie przypalono cielsko. W odwecie ranił jednego ze swoich wrogów, ale pojawił się kolejny. Nie byli do końca świadomi, że właśnie siedzieli w legowisku tych stworzeń. Wylęgarni, której Tarantalle będą zaciekle bronić.

Trujący szpikulec wystrzelił z dużą prędkością na wprost Żercy, który wystawił się na widoku, odsłonięty przed atakami. Nie spodziewał się tak szybkiej reakcji i tak niebezpiecznej sytuacji. Pod wpływem zwykłego błędu wynikającego z nieuwagi lub braku szczęścia, może skończyć jak miecznik. Podobnie do niego padnie na ziemi sparaliżowany i zostanie wykluczony z gry, a może nawet z życia. Nie może ich pozostawić tutaj na pastwę tych pająkopodobnych bestii. Nie poradzą sobie, a byli przecież tak blisko realizacji celu. Nie przybyli tutaj po porażkę i śmierć.

Kątem oka w cieniach i poświatach pochodni dostrzec można było liczne kokony, których wcześniej nie widzieli. Wtapiały się w ściany, które oblepione były również wyliną. W danym pomieszczeniu było koło czternastu ofiar. Wyglądało to przerażająco. Weteran z północy jeszcze nigdy nie był światkiem takiego obrazu. Demony nigdy wcześniej nie żerowały na ciałach ludzi, aby się rozmnażać. To świadczyło bardzo źle o ich obecnej sytuacji.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Salu”