Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

16
- Mhm, nie do końca tego się spodziewałem - skomentował trwałość pajęczyny Adbertc - sądziłem raczej, że będzie to jakaś solidna, lepka ściana. Nic to, ruszamy dalej.
Powiedziawszy to, starzec wkroczył do groty, trzymając miecz przed sobą w pozycji obronnej, nasłuchując najcichszych szmerów. Ktokolwiek tu był zapewne wiedział o tym, że idą, musiał być w gotowości bojowej, spodziewać się ataku z każdej strony. Stąpał więc ostrożnie i delikatnie jak tylko mógł, omijając pajęczynę na tyle, na ile mógł.

Obiecał sobie, że sprawdzi bliżej te lampy, może da się je ponownie użyć, jeśli ktoś ma olej. Ich szlak wyznaczał część jaskini, którą wykuli ludzie, która prowadziła w ciemność i ukryte w niej sekrety. Jednak jego osobista krucjata nie mogła narazić życia tych wszystkich żołnierzy. Potrzebowali oni ratunku, a on dał słowo, że zrobi co w jego mocy by ich ocalić.

Odetchnął ciężko. Miecz trzymał oburącz, ale wciąż czuł mrowiący ból w ramieniu, który nie dawał mu spokoju. Żercy pozostawało tylko zacisnąć zęby i robić swoje. Z całej trójki to on miał największe szanse szybko zareagować na zasadzkę, a to dzięki własnej zwinności i podkręconym zmysłom. Pochodnię kazał trzymać za sobą, tak by go nie oślepiała.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

17
Cała trójka znalazła się po chwili w otoczonej grubą warstwą, miękkiej jak puch, pieczarze. Pierwsze co poczuł Adbert było ciepło, które odróżniało to miejsce od pozostałych. Było tu niesamowicie ciepło! Wręcz nieprzyzwoicie ciepło. Wysoka temperatura była wyższa od tej, która zachowuje ludzkie ciało, a więc po chwili po czole mężczyzn zaczął spływać pot przyklejając zbłądzone kosmyki włosów do wilgotnej skóry. Powietrze jednak nie piekło. Było po prostu zwyczajnie w świecie ciepłe, jak w dobrze ogrzanej chacie. Jak w gnieździe, w którym wylęgają się jaja bestii, bądź demonów.

Panowała tutaj jak w pozostałych częściach groty nieprzenikniona ciemność, którą próbował przegonić niespokojny płomień pochodni, tańczących na docierających spomiędzy szczelin powiewów świeżego powietrza. Ciebie zaczarowane dołączyły do spektaklu ognia i również wyginały się w przeróżne kształty. Raz wydawały się długie i smukłe, aby po chwili zacząć wić się po podłodze wysłanej białym dywanem sieci jak węże, a później jakby kurczyły się, chowając się za wystającymi naciekami jaskiniowymi.

Pomiędzy szarościami, przechodzącymi w głęboki mrok, a jaśniejącym blaskiem, pojawiła się Tarantalla. Potężny jak pozostałe o masywnych kończynach, zajmujący całą szerokość skalnego korytarza. Wydawał się jakby silniejszy od pozostałych, bo mięśnie na jego ciele bardziej prężyły się pod skórą, odznaczały się na jego torsie, przez który przechodziła sieć wielu naczyń krwionośnych. Nie tym jednak powinien martwić się weteran przeszukiwaczy. Stworzenie było gotowe do ataku i uderzenia swoim kolcem jadowym, kiedy oni dopiero wkroczyli do środka. Choć mieli przewagę w liczebności, nie zawsze była ona świadectwem wyższości. Nie mogli przecież ruszyć wszyscy na raz, ponieważ ograniczą sobie zupełnie pole ruchu, a tym samym możliwość wykonania uniku. Co za tym idzie, jakby Adbert znalazł się nagle sam oko w oko z demonem, choć miał za swoimi plecami dwójkę towarzyszy.

Był bardziej wyczulony niż pozostali członkowie drużyny wyzwolenia, a poza tym dzięki temu mógł o wiele szybciej reagować. Żerca miał lepsze przygotowanie do walki z tego typu istotami, choć Tarantalle pierwszy raz miał (nie)przyjemność je spotkać. Poznał jednak już ich słabe strony i miał miecz wyciągnięty przed siebie, aby móc szybko zareagować. Zadać cios lub dokonać obrony. Problemem jedynie była nieduża przestrzeń. Kilka metrów po bokach, a za plecami niedaleko miał ścianę i schowane pod białą kotarą z pajęczyny przejście z powrotem do głównego korytarza.

- A niech to szlag! – warknął rozłoszczony szlachcic, który wycofał się i wyjął miecz, aby w razie czego zareagować.


- Będę przyświecać. Poradzicie sobie sami.
– bardziej spokojnie odrzekł Nedar, który podszedł pod tylnią ścianę w lewy kąt. Tym samym zapewnił dobre oświetlenie Adbertowi.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

18
Liczył, że to koniec niestrudzonych strażników, iż dane będzie mu przejść do końca korytarza i uratować tych biednych ludzi. Jednak na jego drodze stanęła kolejna przeszkoda, tym razem groźniejsza niż poprzednie. Nie należało ignorować tego pajęczaka, musiał dobrze to rozegrać. Atak w pojedynkę był możliwy, ale niepotrzebny i ryzykowny. Lepiej zrobi korzystając z pomocy, zwłaszcza że szlachcic był nieopodal.

- Alabastrze, bądź gotowy do działania - rzucił komendę do szlachcica - będę cię potrzebował. Skończywszy mówić ruszył do ataku. Nie było tu szalenie szeroko, ale wystarczająco na zamach. Począł robić szybkie, szerokie cięcia, które ze świstem przecinały powietrze przy nogach pajęczaka. Bardziej niż zranić, miały trzymać go z dala od starca, który zaciskał zęby i oszczędzał prawe ramie. Jednocześnie z wymachami zaczął otaczać z prawej pająka, szybkimi susami. Im bliżej był ściany tym bardziej skracał długość cięcia, a zwiększał jego szybkość.

Cel był prosty: obrócić pajęczaka, otworzyć drogę dla ostrza szlachcica. Niezależnie co zrobi wtedy maszkara, będzie miała duży problem. W swoje ciosy wkładał może nie dużo siły, ale na pewno sporo determinacji. Walka jeden na jeden była bardzo ryzykowna. Musiał się przebić!
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

19
Adbert wykonywał przed sobą serię ciosów, które miały na cielu odstraszyć bestię przed wykonaniem ataku. Trujące ostrze jednak poleciało w strone mężczyzny. Bestia jednak w ostatnim momencie zmieniła tor lecącego żądła, aby uniknąć wymachnięcia mieczem. Świszczący oręż jednak był blisko odcięcia jego kończyny. Żerca nie tylko był sprawnym wojem, ale najwyraźniej miał dużo szczęścia. Los był mu przychylny.

Zaczął obracać się, aby obejść nieco stworzenie, dać miejsca do działania Alabastrowi. W tym celu musiał narazić się na ataki stworzenia. Przeszedł więc bardziej w prawo, tnąć w jego nogi. Niewielkie rany pojawiały się na kościstych odnożach. Nie były jednak one zbyt niebezpieczne. Nie mógł za pomocą nich powalić stworzenia. Tarantalla zaś choć próbowała przedostać się do oponenta, nie mógł wykonać żadnego celnego ataku. Nachylał się i próbował go przeszyć, ale za każdym razem wyglądało to tak samo. Odsuwał się, aby nie narażać się przed grożnymi wymachami miecza.

Taktyka starego przeszukiwacza okazywała się bardziej skuteczna, niż mogłoby się z początku spodziewać wobec intelgientej rasy pająkopodobnych istot. Demon zerkał co jakiś czas swoimi licznymi oczami na znajdujących po boku dwójki nieuczestniczących w pojedynku ludzi. Nie mógł jednak ciągle się na nich skupiać, ponieważ musiał walczyć z weteranem północy, a zarazem unikał jego ciosów. Kroki zastępcy fortu były ciche. Wszystko za sprawą wyścielanej pajęczyną podłodze. W pewnym momencie zaczął biec, przeskoczył nad jedną jego nogą, a pod resztą przeszedł dołem i zadał poważny cios w jego odwłok. Stworzenie zawyło i zamierzało odwrócić się, ale szybko zaniechało tego precedensu. Miał przecież przed sobą kogoś jeszcze. Dwóch wojowników. A drgania pajęczyn powiadomiły go o czymś innym. Na drodze Alabastra pojawił się kolejny strażnik wylęgarni. Znajdował się teraz w tunelu między jedną tarantallą, a drugą.

Adbet musiał szybko pokonać tego demona, ponieważ organizator tej wyprawy znalazł się w niebezpieczeństwie. Okazało się, że gniazdo jest bardzo dobrze pilnowane i czekają ich kłopoty. To prawdopodobnie początek tego. Kątem oka Żerca spostrzegł coś innego. Za niczego nieświadomym Nedarem, pojawił się kolejny stwór, który wynurzył się spomiędzy białej kotary izolującej wylęgarnię od reszty jaskini.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

20
O nie. W jednej chwili wszystko stanęło na głowie, a przedtem sprytna strategia mogła okazać się zabójcza nie dla tej grupy co trzeba. Żerca nie spodziewał się, że aż tak wiele pająków zostanie w leżu! Mogło to wskazywać na duże jego znaczenie. Królowa, a może ta dziwna aura? Cokolwiek to było, musiało być bardzo ważne dla Tarantalli skoro zostało ich tu aż tyle. W dodatku pozbawieni dwóch towarzyszy mieli kolejny problem. Co prawda jeden był strzelcem a drugi mało doświadczonym wojakiem, ale przewaga liczebna też była ważna. Czy on na prawdę myślał, że poradzą sobie we trzech w tych ciemnych tunelach?

Tak, Adbert tak właśnie myślał i wierzył, że jeszcze uda mu się przechylić szalę zwycięstwa na ich korzyść. Działał jak dobrze naoliwiona maszyna, ciało przypominało sobie dawny rytm i sposób działania. Do umysłu powoli wkradała się dawna pewność, która nie pozwalała mu się poddać i przyjąć przegranej. Pycha? Może, jednak trzymana w ryzach. Jeśli popełnił błąd, musiał go naprawić.

Czas zwolnił dla starca a w jego głowie zaczął układać się plan: demon, później nieświadomy Nedar, ja, kolejny demon, Alabaster i demon. Kluczem do sukcesu jest pozbycie się tego ze środka, ochrona szlachcica. Jednak pozostawiony samemu sobie topornik skończy jako pożywka dla pajęczaka. Mógł coś zdziałać dla jednego albo drugiego. Obu na raz w takim samym stopniu nie może pomóc w równym stopniu. Umysł Żercy dokonał szybkiej, chłodnej kalkulacji która wykazała, że Alabaster bardziej go potrzebuje, a on bardziej potrzebuje Alabastra niż Nedara.

Tak nagle jak wszystko się zatrzymało, tak samo wróciło do poprzedniego tempa.
- Nedar, za tobą - zdążył tylko krzyknąć w jego kierunku Żerca nim rzucił się do realizacji swojego planu. Przerzucił miecz z ręki do ręki. Wolną w tej chwili prawicą wyszarpnął nóż z pochwy i miotną nim w pająka, w okolice jego piersi. Wiedział, że nóż się nie wbije, nigdy nie był dobry w te klocki. Jednak pająk powinien posłuchać odruchu i zrobić unik lub przynajmniej się zasłonić. To dystrakcja. W tej chwili starzec doskoczy do bydlaka, niemalże pod same nogi, trochę z tyłu.

Teraz albo nigdy. Przed ciosem żądłem lub ręką osłaniały go nogi potwora, ale jeśli cios się nie uda to może oberwać właśnie odnóżem. Zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa Żerca postanowił wykonać śmiertelnie groźne pchnięcie. Po doskoku uniósł lewą dłoń tak by znajdywała się wraz z rękojeścią przy jego twarzy. Dzięki czemu mógł wymierzyć cios, prawa ręka (mniej sprawna) miała tutaj dla odmiany nadać tylko siły pchnięciu, poprzez ułożenie jej na głowni mógł nadać mu odpowiednią moc.

Ten manewr miał się zakończyć w mostku Tarantalli. Ostrze miało przejść między żebrami (dzięki uchwytowi jedną ręką mógł je spokojnie obrócić tak by w razie czego mogło się ześlizgnąć po żebrze i z łatwością przebić miękkie płuco), a nacisk na głownię powinien z być wystarczająco silny by przebić się przez kość w razie potrzeby. Plan miał jeszcze jedną zaletę. Pchnięcia się nie blokuje, je się zbija. W razie zbicia na dół mogło trafić miękki brzuch ofiary, w górę dosięgało twarzy, na boki mogło zostać przerodzone w cięcie od dołu, które mogło też poważnie uszkodzić Tarantallę.

Oczywiście nie był to plan idealny, ale żadna technika w walce nie jest perfekcyjna. Zawsze zostawia się otwarcie, szanse na błąd. Żerca tylko liczył, że jego, w tej chwili, nadludzki refleks pozwoli mu zrobić unik. Nie. To się MUSIAŁO udać. Alabaster był w niebezpieczeństwie, i to przez niego. Teraz już nie było odwrotu, teraz był czas na krew i zgrzyt stali.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

21
Głos Adberta rozciągnął się po całej jaskini, ale nie wrócił do nich echem. Zaginął gdzieś w ciemnościach głębin góry. Wszystko za sprawą szczelnie otaczającego leże pajęczyny, która wygłuszała wszelkie hałasy i zapewniała stałą wysoką temperaturę w środku. Nedar jednak zdążył odwrócić się w porę, kiedy rzucił się na niego demon. Trujący szpon leciał w jego stronę, aby przebić jego plecy. On jednak szybko uskoczył, a przed następnym atakiem zasłonił się toporem. Nieszczęście jednak chciało, że jego oręż został wytrącony z jego dłoni i spadł, gdzieś na ziemie. Zbyt daleko, aby go dosięgnąć. Brodaty mężczyzna był tego świadomy. Nie było czasu do zastanawiania się. Miał nad sobą wielką pajęczo-podobną bestię, która nie da mu szansy złapać dobrze oddechu. Wyjął z bocznej pochwy sztylet i próbował rzucić się na stworzenie, aby przebić jego cielsko i wypruć flaki. Tarantalla jednak była ogromna i potężna. Potężnym uderzeniem swoich silnych dolnych kończyn, wytrącił jedną pozostałą broń Nedara, a następnie podniósł go jak szmacianą laleczkę. Ten oczywiście próbował się mu wyrwać, ale nie miał szans. Zaraz trujące żądło przeszyje jego ciało.

- Nieeee... - krzyknął przeraźliwie, a po chwili zaczął go wyzywać od najgorszych stworzeń na świecie. - /cenzura/

Żerca jednak nie miał czasu przyglądać się walce swojego pechowego towarzysza, który został zaatakowany z zaskoczenia. Wiedział, że powinien mu pomóc. Bardziej cenny jest jednak żywy, niż martwy. To też musiał wpierw zając się swoim przeciwnikiem. A przecież nawet jeżeli był on poważnie ranny, nadal stanowił niemałe zagrożenie.

Miecz mężczyzny przeleciał powoli do drugiej ręki, jakby na chwilę zwolnił czas. Pewny chwyt i przejdzie od razu do działania. Wykorzystanie zdezorientowania stworzenia z innego wymiaru. Nóż szybko wyciągnięty z pochwy poleciał w stronę demona. Cięzko było stwierdzić, czy to emocje, czy zbyt szybkie nierozmyślne działanie, ale ostrze przeleciało obok celu. Zupełnie spudłował. Ostrze utkwiło w pajęczynie na ścianie, wbite w białą warstwę otuliny. Nie dało to żadnej przewagi Adbertowi, a wręcz ukazało jego słabość. I nawet pająkopodobna bestia nie zareagowała strachem na jego posunięcie. Wręcz przeciwnie. Od razu przeszedł do działania.

Tarantalla wykonała potężne uderzenie swoim dolnym odnóżem, aby przewrócić starego weterana. Ten jednak miał wyostrzone zmysły i reagował szybciej, niż ktokolwiek inny mógł się spodziewać. Uniknął ataku i zaczął wcielać w życie swój plan, choć nie miał takiej pewności na jego powodzenie. I nawet próba wykorzystania trującego szponu okazała się nic niewarta w obliczu szybkości staruszka. Ten wpadł między jego kończyny i rzucił się do ataku. Nie można było zaprzeczyć. Dawny przeszukiwacz nie tylko posiadał dużą werwę, ale również zawsze nosił ze sobą zapas szczęścia, dzięki czemu unikał najbardziej groźnych ciosów. A może to jego intuicja, pozwoliła mu tak długo stąpać po tej ziemi w jednym kawałku?

Kwed'ihr ze świstem przecinanego powietrza, który był jedynie słyszalny dla właściciela, poszybował w stronę klatki piersiowej Tarantalli. Ostrze przebiło się przez jego skórę, ciało, a następnie z chatakterystycznym dźwiękiem przemknęło po jednym z żeber, aby przebić wielkie, pompujące czarną gorącą krew do tętnic bestii, serce. Jego oczy rozszerzyły się i w jednym momencie zupełnie opuściły go siły. Truchło rozbryzgując dookoła smolistą posokę, padło na ziemię. Czarna maź wsiąkała w gęsto słaną pajęczynę. Adbert stał ubrudzony przed nim, głośno oddychając. Nie miał już takiej kondycji jak dawniej, ale nie miał również chwili, aby odpocząć. Musiał działać.

W tym czasie szlachcic musiał zwrócić się przeciwko zbliżającego się do niego potwora i zawierzyć się w umiejętnościach Adberta, który nie zawiódł go i tym razem. Stojąca przed nim Tarantalla była równie potężna jak ta, z którymi walczyli pozostali. Dzierżyła dodatkowo w dloniach jakąś długą buławę wykonaną z jednolitego metalu. Już zdążyli poznać ten dziwny rodzaj stopu. Szlachcic jednak miał możliwosć poznania jej jeszcze lepiej. Głownia po chwili spadła na jego czerep. Uderzenie nie było na tyle niebezpieczne, aby zabić go, ani uszkodzić poważnie czaszkę. Wystarczająco, aby zaszumiało mu w głowie i przewrócił się utraciwszy świadomość. Zemdlał.

Żerca zaś znalazł się między młotem a kowadłem. Mógł ruszyć na pomoc Nedarowi, który znalazł się w bezpośrednim niebezpieczeństwie i zaraz zginie lub obronić nieprzytomnego dowódce wyprawy przed znajdującą się nad nim Tarantallą.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

22
W momencie w którym Tarantalla padła bez życica u jego stóp, Żerca miał chwilę by poznać sytuację. Wytarł krew z twarzy i rozejrzał się badając sytuację.
Czy mówiłem, że jest źle - zapytał się w swojej głowie starzec - jest bardzo, bardzo źle.
Adbert dostawał powoli zadyszki. Mógł sobie być legendą, najlepszy szermierzem północy czy nawet sławnym dowódcą, ale większość legend nie dożywa starości lub w jej trakcie nie musi znowu błyskać swoim legendarnym geniuszem. On musiał, i widział problem przez który między innymi musiał odejść na emeryturę. Wiek mógł mu dodawać doświadczenia i mądrości, ale na pewno nie prędkości i wytrzymałości.

Jego cel został jednak spełniony i mógł działać. Gorzej z jego towarzyszami, którzy nie poradzili sobie tak dobrze jak na to liczył. Nawet gdyby chciał mu pomóc, pająk zapewne przeszyje go żądłem i tyle będzie z jego pomocy. Z drugiej strony miał antidotum... Na drugiej szali leżał szlachcic, który mógł, ale nie koniecznie musiał być w niebezpieczeństwie. Kto wie co zrobi Tarantalla. Nie mógł ratować skóry obu.

Skoczył do przodu w akompaniamencie groźnego krzyku bojowego.
- No dalej, chodźcie do mnie poczwary - krzyknął jeszcze licząc, że zwróci na siebie ich uwagę i zostawią swoje obecne ofiary - mam jeszcze dużo sił na was.
Nie była to do końca prawda, bo czuł już swój ciężki oddech, jednak nie miał czasu na odpoczynek. Odpocznie po śmierci (oby nie rychłej!). Plan tym razem był znacznie mniej desperacki niż poprzedni. Zakładał wykorzystanie przewag Żercy, czyli zasięgu. Tarantalla proporcje górnej części ciała miała prawie jak człowiek, wzrostu z półtora metra. Co prawda miała przednie kończyny, ale to wciąż powinno być za mało. Adbert posiadał grubo ponad metr samego ostrza, co dawało mu ekstremalną przewagę zasięgu. W praktyce najbardziej efektowne cięcie zadawało się końcówką ostrza, co dawało też sporą odległość między walczącymi. Pająk ze swą krótką bronią będzie miał spory problem z dosięgnięciem starca.

Trzy ciosy. Z prawej do lewej, cięcie z powrotem i zmiana kierunku na cięcie od dołu. Pierwsze dwa skierowane były w szyję pająka. Nie miały uciąć mu głowy, końcówką miecza było to wręcz niemożliwe! Wystarczy, że rozchlastają mu gardło. Trzecie, kontrolne, miało w razie czego pominąć jego obronę i ciąć przez pierś aż do głowy. Musiał uważać na szlachcica, ale dzięki odpowiedniemu zastosowaniu zasady dźwigni z łatwością uniknie niechcianej dekapitacji. Ostatnim pająkiem będzie się martwił później.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

23
Tarantalla, stojąca nad nieprzytomnym szlachcicem, wręcz od razu zareagowała na słowa mężczyzny. Nie wiadome było, czy zrozumiała to co powiedział, ale przekaz pozawerbalny był dla niej oczywisty. Nawet Żerca nie spodziewał się takiej szybkiej reakcji. Tylko dzięki swoim wyostrzonym zmysłom był w stanie wszystko tak sprawnie percypować. W innym wypadku wszystko byłoby dla niego jedynie zamazanym obrazem, który wzbudza wewnątrz ćwierć człeka niepokój. Demon wybił się wręcz ze swoich kończyn u i jednym potężnym susem zbliżył się do niego. Jego ciało było tak dostosowane, że bez problemy poruszał się po tunelach. Był wręcz stworzony, aby walczyć w podziemiach. Potężne odnóże uderzyły w ziemię przed weteranem. Dosłownie milimetry dzieliły go przed śmiertelnym ciosem. Ziemia zatrzęsła się, kawałki kamieni posypały się z stropu, a mężczyzna stracił równowagę i upadł na ziemię. Uniemożliwiło to wyprowadzenie od razu kontrataku i wykorzystanie bliskości przeciwnika.

Szczęście otaczało weterana północnych wojen. Nie tylko był świetnym wojownikiem, ale ponoć urodził się w czepku (albo raczej w hełmie). Ledwo zdążył się podnieść z ziemi, a przed nim przeleciało zatrute żądło. Dosłownie jednym ruchem uniknął kolejnego zaproszenia od Pana Śmierci. Jadowita część ciała szybko się cofnęła. W tym momencie sam Żerca mógł wykonać zaplanowany przez siebie ruch. Jego ostrze pomknęło w nadal pochylone ciało demona i rozcięło jego szyję. Nie mógł spodziewać się, że tak szybko zakończy ten pojedynek. Krew zaczęła obficie wypływać z krtani. Czarna maź spływała po jego cielsku i kapiąc na ziemię wysłaną pajęczyną. On jednak nie poprzestał na tym i wykonał kolejny cios, który powiększył ranę. Tarantalla padła na ziemię martwa.

Wtedy mimowolnie spojrzał za siebie, aby sprawdzić co dzieje się u jego towarzysza. Ostatnim razem widział wiszącego Nedara i czekającego na śmierć. Spodziewał się więc ujrzenia zbliżającego się niebezpieczeństwa i zwłok pierwszego z członków wyprawy, która miała uratować porwanych przez pająkopodobne demony. Przed jego oczami jednak ukazał się zupełnie inny widok. Topornik, dzierżąc swój oręż w dłoni, wycierał swoje spodnie z resztek lepkiej smolistej krwi. U jego boku zaś szło dwóch pozostałych towarzyszy, którzy najwyraźniej pozbyli się wrogów na zewnątrz i dołączyli w odpowiednim momencie do nich. Belan kulał i nie był równie sprawny, jak przed wyruszeniem do legowiska tych obrzydliwych stworzeń. Był jednak gotowy do walki. On trzymał teraz pochodnie w jednej z rąk, oświetlając otaczające ich ze wszystkich stron ciemności. Za to młody Kerdal wydawał się niezwykle zadowolony. Ładował właśnie swoją kuszę i przodował w tym orszaku. Prawdopodobnie on zabił w ostatecznym momencie Tarantalle. Zresztą Żerca mógł to jeszcze stwierdzić po bełcie sterczącym z głowy potwora. Wszyscy jednak byli świadomi, że nie był to koniec ich walki. Najgorsze dopiero przed nimi.

- Jesteśmy – powiedział cicho, jakby nie chciał wezwać reszty demonów, kusznik.

- Już widziałem najświętszą Osurelę przed sobą. Już pogodziłem się ze śmiercią, a tutaj padłem na ziemię i wróciłem do twardej rzeczywistości. – odpowiedział Nedar – wolę jednak być tutaj. O wiele bardziej niż w tej zapomnianej krainie umarłych.

- Widzę, że przed tobą wszystkie demony padają, jak przed królem – rzucił w stronę Żercy kulejący miecznik – Adbert Królem Północy! Myślę, że razem dali byśmy radę nie tylko demonom.


- Nie mamy czasu na żarty i pogaduszki
– trochę otrząsnął resztę topornik i dodał zaniepokojny – Co z Alabastrem? Żyje?


Szlachcic nadal leżał nieprzytomny na ziemi. Nie robił wrażenia jednak poważnie zranionego. Światło pochodni zaś rozświetliło przestrzeń za nią. Tunel rozgałęział się na dwie części. Jeden prowadził na prawo, ale pod pewnym spadem w dół, a drugi ciągnął się na wprost i znacznie się rozszerzał. Z jednej strony rozdzielanie się nie było dla nich dobre. Już raz prawie zginęli z braku pomocy. Jednakże korytarze były dość wąskie i nie pozwalały na prowadzenie walki wspólnymi siłami. Chyba że wrogowie obchodzili ich z dwóch stron, jak miało to miejsce niedawno.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

24
Walka na śmierć i życie ma to do siebie, że jeden z oponentów musi zginąć. Tyle lat Żercy udawało się uniknąć tego losu, czasami zaledwie krok dzielił go od śmierci, ale wciąż żyje. I tym razem szczęście mu dopisało, a może to odruch doświadczonego umysłu? Cokolwiek by to nie było i tym razem pozwoliło mu uniknąć wizyty w krainie cieni. Pan śmierci musiał mieć jakieś spektakularne plany dotyczące jego śmierci, skoro pozwalał na takie wygibasy w tym wieku.

Niemniej walka skończyła się zwycięstwem starego wojaka, który już obracał się z mieczem by bronić się przed drugim oponentem. Wyobraźcie sobie jego zdziwienie gdy dostrzegł, że jego towarzysz jest cały i zdrowy! Widocznie jego szczęście spłynęło też na Nedara, który skończył co najwyżej poobijany. By jeszcze spotęgować radość Żercy, na miejscu pojawili się dwaj wojownicy, których zostawili z tyłu. Cali i zdrowi, gotowi do walki.

Żerca stał z opuszczonym mieczem, nie wiedząc co począć. Wszystko wydawało się wracać na swoje miejsce w planie. Zignorował komentarze młodszych towarzyszy, takich nasłuchał się już w swoim życiu. Zarówno prawdziwych jaki i pustych pochlebstw. Nie miał nawet siły odpowiadać, dyszał tylko ciężko.
- Żyje, ocućcie go - starzec przykląkł na jedno kolano, opierając się na swoim mieczu i wsparł głowę o jelec - ja... ja muszę odsapnąć.

Adbert poczuł, że będzie miał problemy ze wstaniem. Ta pozycja pozwalała odpocząć jego zmęczonemu ciału, rozluźnić stare mięśnie - nie chciał już wstawać, nie chciał znowu musieć działać na najwyższych obrotach. Teraz jak nigdy czuł swój wiek i swoje ograniczenia i mimowolnie zaczął się zastanawiać czy dane mu będzie dokończyć wyprawę, czy na pewno postąpił słusznie? Jak ktoś w jego wieku może się mierzyć z przeciwnościami po drodze, skoro jego ciało już powoli niedomaga? Zacisnął zęby w złości na samego siebie. Nie dość, że zawiedzie przyjaciela, to jeszcze pewnie tych ludzi i samego siebie. Nie powinien był brać udziału w żadnych walkach, żadnych bohaterskich wyczynach czy eskapadach.

Wiele rzeczy można powiedzieć o Żercy, ale nie to, że łatwo się poddawał. Może właśnie dlatego nie mógł pogodzić się ze starością, z potrzebą złożenia swoich starych kości w miękkim fotelu przed kominkiem i zawieszeniu miecza nad nim. Może za tą wyprawą kryła się potrzeba udowodnienia sobie samemu, że jeszcze nie jest zgrzybiałym staruchem? Jeśli tak, to póki co miał mieszane uczucia.

Jeśli wszyscy się pozbierali, to i on musiał z trudem wstać, nie pozwalając reszcie by czekała aż się wyśpi. Plan był prosty - nie rozdzielać się, iść w szyku dwa metry od siebie. Świeżo dołączeni do kompanii mieli osłaniać tyły. Adbert szedł pierwszy, bo mimo zmęczenia zmysły jego były najostrzejsze a reakcja najszybsza. W razie potrzebny wycofa się za mocniej opancerzonego Alabastra. Mieli iść tunelem na wprost, była szansa, że tam będą poukładani porwani, lub będzie tam wylęgarnia czy coś w ten deseń. Musieli przyśpieszyć, w końcu nie mogli tu siedzieć bez końca!
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

25
Momentalnie wszystkie siły opuściły Żerce. Słyszał swój ciężki oddech, któremu towarzyszył ból w klatce piersiowej. Serce łomotało niespokojnie, jakby zaraz chciało mu wyskoczyć. Nogi i ręce stały się jakby cięższe i bardziej zdrętwiałe. Miał wrażenie że przechodzi po nich setki mrówek. Miał ochotę położyć się i przespać kilka godzin dla regeneracji sił. Te pajęcze posłanie, które wyścielało cały tunel, wydawało się niezwykle miękkie, choć sama myśl, że jest to legowisko tych odrażających demonów, odpychał sen z powiek. W końcu nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek. Wszyscy w niego wierzyli, a on dał im nadzieję na pozbycie się stąd demonów. Musiał podnieść się i ruszyć dalej razem z nimi. I tak też postąpił. Zebrał się w sobie i gotowy do działania ruszył.

W tym niedługim czasie, w którym Adbert musiał walczyć ze swoim starczym organizmem, pozostali towarzysze zdążyli trochę się ogarnąć. Przygotować do kolejnego starcia. Kusznik miał już przygotowaną broń do działania. Belan nadal trochę kulał, ale wydawał się o wiele bardziej zwarty do działania niż było to w momencie rozstania przed wejściem do jaskini. Brodacz opierał się o swój topór nad czymś rozmyślając. Tylko doświadczony wojownik, taki jak weteran przeszukiwaczy, mógł odnaleźć w jego nieobecnym wzroku trapiące go problemy. Stanął naprzeciw śmierci. Nie wierzył, że ktoś go uratuje. Widział jeszcze niedawno wykierowany w niego trujący kolec i zbliżający się koniec. Teraz zaś na pewno zastanawiał się nad swoim życiem, nad swoją rodziną, ale przede wszystkim nad całą swoją przeszłością. Rozpamiętywał wszystkie rzeczy, których bał się podjąć. Wszystkie sytuacje, w których zawiódł swoich najbliższych. Wszystkie błędy dokonane w życiu. Wszystkie osiągnięcia i porażki. Staruszek nieraz prowadził rachunki sumienia, w których rozliczał się ze wszystkie co minęło i nieraz żałował słów niewypowiedzianych. Rozumiał więc co doświadczał Nedar. Nie było jednak czasu nad rozprawianiem nad niebezpieczeństwem, które ich czeka. Podjęli się zadania i musieli dokończyć to przedsięwzięcie. I to Żerca musi dopilnować, aby każdy dotarł do końca!

Alabaster został ocucony, choć nadal nie wyglądał zbyt dobrze. Jego oczy były trochę rozbieganie i robił wrażenie zdezorientowanego. Zdawał sobie jednak z tego, gdzie się znajduje i co się stało. Trzymał się za obolałą głowę, na której widniał potężnej wielkości guz, który siniał i rozrastał się jeszcze bardziej. Oby tylko nie miał żadnego krwawienia pod czaszką, bo jeszcze im padnie przed końcem misji ratunkowej. Trzymał w jednej ręce swój oręż i szedł w stronę ciemności, a za nim kulejący Belan rozświetlając ciemności ogniem pochodni.

- Ale mnie skurwysyn załatwił – marudził szlachcic, kiedy Adbert wyprzedził go stając na przedzie ekspedycji przeszukującej podziemia.

Tunel zaczął się rozszerzać. Nadal był wyłożony ze wszystkich stron białą miękką wyliną, która miała chronić miejsce przed utratą ciepło od zimnych skał. Na twarzy byłego przeszukiwacza pojawiły się pierwsze krople potu. Miał wrażenie, że powietrze ociepliło się o kilka stopni. Atmosfera jednak dopiero po chwili została podgrzana w zupełnie inny sposób. Kiedy światło pochodni ledwo smagało przestrzeń przed nimi, Żerca ujrzał lecącego w ich stronę ogromną(zresztą jak zawsze) Tarantallę, która dzierżyła dwa ostrze wykonane z jednolitego metalopodobnego tworzywa. Nie mógł być przygotowany na takie działanie, ale jego wzrok uprzedził reakcję wszystkich. Zaraz spadnie na niego i Alabastra swoim wielkim cielskiem i przygniecie ich (w najgorszym wypadku odetnie im głowy jednym pewnym ciosem). Żaden z pozostałych towarzyszy nie zdąży zareagować na atak.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

26
Nic nie mówił, nie komentował. Pozwolił wojakom sobie rozmawiać, ale on - łowca - pozostawał czujny. Nie pozwolił by ich biadolenie wytrąciło go z rytmu jaskini. W tej chwili słyszał jakby jej oddech, czuł każdy powiew powietrza, słyszał najdrobniejszy szmer. Całe lata tak działał, on i jego drużyna. Zawsze czujni, zwarci i gotowi. Ale to nie była jego drużyna, a on nie mógł się pozbyć starych nawyków. Zapomniał, że idą za nim ludzie, którzy wcale nie mają podkręconych refleksu i zmysłów do tego stopnia, że zobaczą lecące z oddali zagrożenie. Kiedy on wyczuł wręcz niebezpieczeństwo, oni widzieli tylko tańczące na ścianach cienie.

Ciąć, ratować, podkładać się? Nie. Nie warto być bohaterem, a zwłaszcza martwym bohaterem. I tak zrobił już dużo by ich ratować, by ochraniać ich życia, samemu narażając własne! Nie myśląc wiele dał susa w bok, za Alabastra. Miał zamiar ukryć się za jego ciężkim pancerzem kiedy... sam nie wiedział czemu, spróbował porwać go ze sobą na ziemię. Jego ręka sama się wyciągnęła i sięgnęła do jego pasa, by pociągnąć go za sobą w szaleńczej próbie uniku. Adbert był zdegustowany swoim zachowaniem. Zmiękł na starość, chciał ratować jeszcze czyjąś skórę poza swoją. Cóż, przynajmniej będzie dobrze osłonięty...

Gdyby jednak udało mu się wyjść bez szwanku z tej sytuacji, nie bacząc na Alabastra miał zamiar przetoczyć się możliwie daleko od potwora. Pokładał naiwną wiarę w swoich towarzyszach, że zajmą go na tyle długo, że zdąży wstać.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

27
Wszystko działo się tak szybko. Atak był niespodziewany i jedynie bystry wzrok Żercy, a może raczej jego prężnie pracujący układ nerwowy, pozwolił mu zareagować przed spadnięciem na nich masywnego demona. Weteran rzucił się w bok i lecąc na wyścieloną pajęczyną ziemię, pociągnął za sobą szlachcica. On nawet nie zdawał sobie sprawę z zagrożenia, które się zbliżało. Tak samo jak pozostali. Nikt nie był w stanie zareagować prócz dawnego przeszukiwacza.

Ich wzrok zarejestrował dopiero moment, kiedy ogromne pajęcze odnóża wbiły się w kamień, wywołując przy tym wielki hałas. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a w powietrzu uniósł się jedynie pył. Dwójka wojaków najbliższa bestii, leżała pod ścianą, z dala od jego śmiercionośnych kończyn. Trójka zmierzających za nimi żołnierzy wycofała się do tyłu, ponieważ została zupełnie zaskoczona. Był to ich naturalny odruch, próba ucieczki przed zagrożeniem. I dobrze zrobili, ponieważ w innym wypadku znaleźli by się w bliskiej konfrontacji z przeciwnikiem. Tarantalla również się wycofała, kiedy na wprost niego Belan zaczął machać pochodnią i prawie ją przypalił.

Był to czas, który mógł wykorzystać bohater Północy. Adbert chwycił swój miecz i znalazł się na nogach po prawej stronie od demona. Ten jednak nie zamierzał ustąpić i pozwolić na osaczenie się przez gości ich siedliska. Szykował się już do kolejnego ataku, ale tym razem wymierzonego prosto w stojącego w pobliżu niego Żercę. On jednak wiedział, że musi działać jak najszybciej. Z tyłu zbliżało się dwóch kolejnych przeciwników o podobnych rozmiarach.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

28
Ulga, którą poczuł Żerca była nie do opisania. Jego durny odruch mógł go kosztować życie, jeśli nie jego to szlachetnego rycerza, jednak tak się nie stało, a oni byli cali i zdrowi. Bogowie czuwali nad nim tego dnia - uratował i siebie, i szlachcica. Nie pozwalając sobie na kolejne nieistotne w trakcie walki myśli, Adbert zerwał się na równe nogi i skoczył w prawo. Miał zamiar obiec dookoła pająka, dezorientując go, a jednocześnie wystawiając na atak swoich towarzyszy.

Musiał się śpieszyć, niechciane wsparcie pajęczaków było coraz bliżej. Z tego co pamiętał pająk nie mógł się zbyt prędko obracać, była to wspaniała okazja by zatopić ostrze w jego odwłoku lub nogach. Matowe ostrze znów miało zaśpiewać swoją pieśń, a kolejny demon miał być odesłany do czeluści piekieł.
Spoiler:
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

29
W momencie uderzenia z ziemią, unikając jednocześnie bezpośredniej konfrontacji z potężnymi odnóżami demona, Alabster zupełnie stracił orientację. Z dłoni wypadła mu broń i znalazła się w pewnej odległości od niego. Nie był więc wstanie sięgnąć po nie. Odsunął się więc jak najbardziej do tyłu, aby nie przeszkadzać i dać pozostałym możliwość działania. Nie chciał przecież w taki głupi sposób umrzeć.

Pozostali towarzysze jednak zdążyli się odsunąć od pajęczaka i mieli możliwość do działania. Widzieli Adberta, który zamierzał okrążyć bestię. Nie chcieli więc pozwolić mu na zareagowanie. Chcieli go zająć, a może nawet uda im się go ją ubić. Pierwszy rzucił się Balan, który machnął w jej stronę pochodnią. Stworzenie jedynie zawyło trochę się odsuwając. Wtedy też wykonał atak mieczem, ale nie trafił bestii. Ta jednak w tym momencie wydawała się tylko skoncentrowana na nim.. Chciał to wykorzystać Nedar, który rzucił się z toporem na wprost Tarantalli. Ta jednak okazała się sprytniejsza i w odpowiednim momencie wykonała uderzenie nogą wytrącając z równowagi brodacza. Ten jednak tylko się zachwiał, lecz utrzymał na nogach. Znajdował się już blisko niej i po chwili mógł wykonać cios.

Dwaj wojowie zupełnie zajęli potężnego demona, dając czas do naładowania kuszy trzeciemu z nich. On wyciągnął przed siebie pewnie broń i wycelował wprost w jego głowę. Wcześniej działał zawsze w pośpiechu czując presję starcia. Wtedy ryzykował o wiele bardziej swoje życie. Teraz jednak pajęczak nie był na nim skupiony. Mógł dać sobie chwilę na celowanie. I wtedy wypuścił bełt, który poszybował w głowę stworzenia i wbił się w jeden z oczodołów, penetrując jego czaszkę. Stworzenie zawyło. Ostatecznie jednak ostrze Adberta dobiło bestię. Padło na ziemię.

Nie dało jednak wytchnienia żadnemu z nich. Musieli przygotować się do natarcia kolejnych dwóch stworzeń. Choć tak naprawdę tylko jedno z nich zamierzało przeciwstawić się przybyszom z fortu. W dłoniach dzierżyło dwa miecze, a trujące kolce szykowały się do wystosowania ciosu w pierwszego lepszego przeciwnika. Druga tarantalla zaczęła plątać pajęczynę w niewiadomym celu. Było to dość niepokojące zachowanie demona.

- Prowadź towarzyszu – krzyknął Alabaster sięgając po swój oręż i stając przy byłym przeszukiwaczu. Z czasem uczyli się sprawniej walczyć z tymi stworzeniami. Wiedzieli ich słabe punkty i potrafili współpracować, aby się ich pozbyć. Wróżyło to coraz lepiej ich misji.

Re: [Południowe Kareliny] Jaskinia Liz-gurun

30
Miecz Żercy przeciął powietrze ze świstem, a wraz z nim cielsko paskudnego demona. Posoka trysnęła a stary przeszukiwacz uwolnił miecz z jego ciała, zakręcił nim młynka by skapnęła z niego krew i oparł miecz na ramieniu. Czas na szybką analizę taktyczną. Jeden szarżujący przeciwnik i drugi, który plótł pajęczynę. Przez myśl Żercy przemknęło, że spróbuje nią rzucić. Trzeba było się ich szybko pozbyć

- Alabastrze, zabierz Nedara i zabijcie czym prędzej demona z siecią, nie idźcie blisko siebie - rzucił rozkaz i wskazał palcem przeciwnika - ja i Balan staniemy do walkę z tym tutaj! Kusznik niech strzela w tego z siecią.
Nie musiał mu już opisywać jak to zrobią. Wskazał tylko ręką Balanowi, że ma otoczyć tarantallę z lewej, a Żerca zrobi to samo z prawej. Ten wyglądał na rozwścieczonego, warto było zachować bezpieczny dystans. Ruszywszy do walki starzec stęknął głośno. Zraniony bark nie pomagał w walce, w dodatku znowu zaczynał się męczyć, a na to nie mógł sobie pozwolić. Póki eliksir działał, nie powinno być problemu, jednak potem... Konieczne będzie antidotum, pewnie spędzi dzień w łożu, osłabiony przez tak silną miksturę.

Póki co nie mógł się jednak tym martwić, musiał zrobić co do niego należy. Jednodniowe opóźnienie w jego wyprawie nie będzie aż tak straszne, jeśli po drodze dokona czegoś takiego, jak ratunek porwanych żołnierzy i przyczynienie się do obrony fortu. Nie czas jednak na filozofowanie, kiedy jest już u końca drogi - a przynajmniej miał nadzieję, że jest na końcu - zginąć głupio pod koniec byłoby głupotą.
Dlatego miał zamiar otoczyć wraz z Balanem potwora i pozwolić zaatakować temu, do którego będzie tyłem. Ta taktyka sprawdzała się dotychczas, powinna i teraz. W razie problemów zawsze pozostawały poziome cięcia w nogi lub odwłok.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę
ODPOWIEDZ

Wróć do „Salu”