Nieświadom skrywającego się za wyrastającą z podłoża skalą, świnio podobny stwór o różowawej skórze, rył między kamykami. Poszukując resztek rozrzucał na boki odłamki i przeżuwał gdzieniegdzie obecny meszek. Szelest nadchodzącego drapieżnika naturalnie wybudził zwierzę ze swobodnej konsumpcji pozostałości. Skok był jednak tak dynamiczny, tak chytry, że nie do skontrowania. Zwierzę wpadło w łapska oprawcy i pozostało mu wyłącznie głośne kwiczenie. Nóżki wierzgały we wszystkie strony, korpus drżał. To wzmagało apetyt Zbrodniarza. Poczuł się jeszcze bardziej głodny. Nigdy wcześniej nie odczuwał takiego ssania. Zatopił więc kły, gdy pierwszy kęs padł na ziemię. Fragment skóry leżał ubrudzony krwią, a niegdyś ludzkie zęby siekały odkryte mięsiwo. Surowizna nie dała się pogryźć, lecz to nie zniechęciło oprawcy. Rwał kawałki wnętrzności i łykał je niczym wygłodniały wilk. Czuł, że blizny na twarzy poczynają się zasklepiać, ubytki w dłoniach odbudowywać i włosy odrastać. Poczuł przypływ sił, którego nie mógł wytłumaczyć.
***
Po uczcie musiał w końcu wstać. Wcześniej chodził bowiem chwiejnie, niczym podchmielony strażnik. Rozprostował martwe kości i ruszył, prosto przed siebie. Nogi stawiał pewnie, a pierwotne dolegliwości odeszły w zapomnienie. Chłodny powiew nadszedł od północy, chociaż Maeglin w nowym ciele wcale go nie odczuł. Tylko tańczące na wichrze siwe włosy wskazały na kierunek skąd przyszła zawieja. Maeglin był skłonny wierzyć, że tam znajdzie wyjście. A właśnie dziś postanowił to sprawdzić.
Znalazł wielką szczelinę przez którą do przedsionka jaskini wpadało światło, choć dzień był ponury. Na horyzoncie widać nie było żadnego zagrożenia. Maeglin bez wahania złamał więc protokół ostrożności i śmiało wszedł na stromą ścieżkę, opuszczając kamienny loch.
Przez zawieszone na niebie chmury przedarło się pasmo światła, jakie wartko oślepiło ożywionego truposza. Dreszcz przeszedł mu po plecach, w głowie zagościł szum. Chwila, dobra chwila, minęła nim mroczna kreatura przyzwyczaiła się do światła dnia. Tolerował tę jasność, lecz wciąż nie mógł przełamać wewnętrznego strachu co do niej. Co robić, myślał Maeglin, ruchami dłoni przecierając przekrwione oczy. Trwała cisza przerywana szelestem ciągniętych leniwie stóp i brzęczących zbroi. Wtedy...
[img]https://i.pinimg.com/564x/d4/b2/5f/d4b2 ... 237859.jpg[/img]
Wtedy wziął głęboki wdech, a mroźne powietrze przeszło przez niego jak przez firankę. Po posypanej cienką warstwą białego puchu ziemi stąpały żywe trupy. Najprawdziwsze ożywieńce z maczugami naszpikowanymi gwoździami, prymitywnymi pikami i najróżniejszymi ostrzami w dłoniach. Trupy bez rąk, twarzy. Akt ostatecznej degradacji i degeneracji. Trupi cuch, którego nie godziłyby najznamienitsze perfumy księżniczek z Archipelagu. Elensar nie mógł uwierzyć własnym oczom. Kiedy podniósł głowę, ujrzał latające nad nim
nietoperze. Gigantyczne krzyżówki włochatych potworów z wysysającym krew nocnym ssakiem. Zaopatrzone były w masywne szpony oraz ostre jak sztylet pazury. Wzrok ożywieńca tkwił w nich zatopiony, gdy wtenczas ktoś z dołu przerwał ochrypłym chrząknięciem.
Zakapturzony jegomość o trupio bladej cerze w postrzępionej szacie. Do bólu przypominał jednego z wielu włóczących się dookoła trupów. Tak też wyglądał i tak się zachowywał, jednak wewnętrznych zmysłów nieumarłego nie dał rady zwieźć. Maeglin raptownie wyczuł jak w piersi skrytej za tą prymitywną togą kryje się bijące serce.
-
Nie trudno było cię odszukać - odrzekł zakapturzony mężczyzna. -
Magia, a zwłaszcza ta czarna, pozostawia po sobie znak - kiwnął głową zrzucając delikatnie kaptur. Wtem dostrzegł Elensar parę jasnych zielonych oczu, które spoglądały na przypięty do pasa miecz. Bijący błękitną poświatą Kriegsmesser - pozostałość po demonie, któremu przysiągł służyć.
Wbrew oczekiwaniom, człowiek uniknął niejasnych monologów do których zdążył zbrodniarz przywyknąć i nie rozpraszając myśli na jakieś tam faramuszki przeszedł do wyjaśnień.
-
Zapewne wiesz, że twe poprzednie ciało należało do Kaathe - właśnie w tej chwili Maeglin po raz pierwszy usłyszał imię demona, którego wolę wypełniał za sprawą podstępnego lisza. -
Stworzył cię, ale nie mógł przewidzieć tego, co się wydarzy. W jakiś niewyjaśniony sposób zająłeś kolejnego gospodarza. Ale... - obcesowo przerwał wywód i wciągnął powietrze -
twój miecz został z tobą. A w tym ostrzu zaklęty jest fragment potęgi Kaathe. Dlatego zjawili się tutaj nieumarli, nietoperze i my - gdzieś pośród mgły przemknęli inni zakapturzeni akolici -
nekromanci z Salu oferując swe skromne usługi - pochylił czoło.
-
Teraz jesteś wolny. Nie czujesz już woli Kaathe. Demon nie może więcej tobą komenderować. A zaślepiony wizją uwolnienia siebie z prastarego więzienia, wręczył ci narzędzie zdolne wskrzeszać zmarłych zza grobu... Kriegsmesser jest twym przeznaczeniem.