Upiornego zbrodniarza nie protegował już nikt. Maeglin sam został kowalem własnego losu. Dotąd wypełniając wolę pradawnego demona, nie szukał celu. Teraz z cząstką tegoż bytu w mroźnej stali obrał swoją ścieżkę, niosąc zniszczenie i łamiąc odwieczne prawa życia i śmierci.
Wojna stała się sensem jego jestestwa. Pragnął armii zdolnej zalać Keron, która niczym zaraza dopłynie do brzegów kontynentu. I nic nie stało na przeszkodzie, by tego dokonał. Okryty wieczną zawieją, wysoko w górach północy, przegrupowywał rzeszę ożywieńców z pokracznymi plugastwami.
Po kilku dniach Maeglin dociera do obozu nieumarłych.
-
Ach, płaczki. Są wyjątkowe. Nie ma nic bardziej eleganckiego niż to połączenie bólu, piękna, śmierci i absolutnego przerażenia - rzekł
Uldred, widząc jak zebrane wieśniaczki opłakują swe dzieci. Bestialsko pożarte na ich oczach przez wygłodniałe opisthory. W żalu, przeraźliwym wrzasku nieświadome zmieniały się w wychudzone, blade, wykrzywione w wiecznym grymasie cierpienia szyszymory.
Nekromanta odwrócił się na pięcie, zostawiwszy spopielałą osadę za plecami.
-
Osady nie stawiały oporu, mój panie - raportował na widok nadjeżdżającego na białym niedźwiedziu czempiona truposzy. -
Widzę, że legenda okazała się prawdziwa - zmierzył Dulina wzorkiem, a następnie szyszmorę, w której intencje powątpiewał.
Wioska, do której dotarli była już pusta. Gdzieniegdzie dogorywały krzyki ostatnich żywych. Po polach wlekli się nieumarli, a gigantyczne nietoperze latały nad chatami. Ten straszliwy marsz trupów zbierał żniwo. Tej nocy zmarli przebudzili się i swobodnie chodzili po ziemi, siejąc strach i zamęt pośród żywych. A był to dopiero początek. Nim nastanie świt, kolejne wioski i osady zostaną wybite co do głowy.
-
Przynieście jedzenie - rozkazał pozostałym akolitom, zaś jego spojrzenie zawisło na urwanej nodze władcy. Odziani w czarne togi mężczyźni na barkach dodźwigali drewniane skrzynki. Kiedy zerwano deski z jednej ze skrzynek wypadło dziecko. Kilkuletni chłopiec przykuł uwagę szwendających się dookoła nieumarłych. Wygłodniałe potwory chętne zatopić szczęki w świeżym mięsie musiały ustąpić. Słuchały magii nekromantów oraz potęgi Kriegsmesser'a. Byli jak groźne psy na smyczy.
Nadszedł czas wyleczyć stare rany.