- Mówiłam, NIE WŁAZIĆ! - wrzasnęła, rzucając w nieproszonego gościa pękiem pokrwawionych bandaży i miseczką z barwioną na różowo wodą.
Potężne babsko ruszyło całe sobą na natręta, wnet wypychając go o kilka kroków przed wejście, srogo wyzywając od najgorszych i od zboczeńców. Harmider jaki wywołała skupił na sobie uwagę całego obozu. Każdy z zaciekawieniem przyglądał i przysłuchiwał się zagniewanej kobiecie, bezlitośnie karcącej zuchwalca. Z początku ciche chichoty przerodziły się w gromki śmiech. Niemal wszyscy mieli niezły ubaw z zaistniałej sytuacji. Dopiero gniewne spojrzenie rozzłoszczonej kucharki zdołało sprowadzić towarzystwo do porządku.
Wyciszywszy nieco nerwy, Hilda wreszcie przeanalizowała pojedyncze słówka, jakie ów mężczyzna do niej kierował. Przerywając miotanie wyzwiskami, zmarszczyła mocno brwi, usilnie nad czymś się zastanawiając.
- Umiesz leczyć, co? - powtórzyła z niedowierzaniem. - No dobrze panie Podglądaczu, zobaczymy co potrafisz. Poczekaj - i zabrawszy przytargane przez niego wiaderko, wróciła na powrót do do namiotu.
Nie minęły dwie minuty, a Wierzbę zaproszono do środka. Na jego widok, płomiennowłosa po raz kolejny okazała zdenerwowanie. Tym razem miała na sobie nałożoną szeroką tunikę, tak aby zakrywała niemal całe ciało, a jednocześnie nie powodowała dodatkowych podrażnień.
- Już, już, nie przyszedł cię znowu stłuc – uspokajała ją kucharka. - Jeśli mówisz prawdę co do umiejętności leczenia, to weź ten moździerz i rozetrzyj w nim ziela i pokruszonego węgla. Następnie dodaj gęsiego sadła z pojemnika obok i zmieszaj wszystko na pastę – poinstruowała, a sama zaś zajęła się przemywaniem zranionych pleców pacjentki.
Przez cały ten proces ruda zachowywała się jakby to nie ta sama osoba co w obozowisku Rodziny. Gdzieś nie wiadomo gdzie, podział się jej cały zapał i charyzma. Pomimo złożonej dzień wcześniej obietnicy kobiecie, która obecnie ją pielęgnowała, młódka nie rwała się do wyrwania jej flaków własnymi pazurami. Dawała się jej dotykać bez większego sprzeciwu, jednakże robiła to z widocznej uległości niż własnej woli. Najwidoczniej szok spowodowany biczowaniem wytrzebił z niej wszelką zapalczywość. Zresztą nie było się czemu dziwić. Bądź co bądź, była przecież zwykłą dziewczyną, może nieco bardziej wyszczekaną niż pozostałe damy w jej wieku i z większym doświadczeniem w najróżniejszym środowisku, ale wewnątrz posiadała kobiecą naturę, podatną na wszelkie doznane krzywdy.
- Będziecie się nade mną znęcać? - w którymś momencie zdobywszy się na szczyty odwagi, ruda jakby małe, przestraszne dziecko, cichutko zadała pytanie, ni to do siebie, ni do zebranych.
- Nikt nie będzie się nad tobą znęcał – odpowiedziała Hilda z istnie matczyną łagodnością. - Nasz Mistrz na to nie pozwoli – zapewniała. - Ale następnym razem nie wygaduj takich głupot o wilcach – ostrzegając zarazem.
- Kiedy oni mnie uratowali. A wy ich pozabijaliście. Pozabijaliście! – i znów z istną dziecinnością wydukała kilka słówek, zalewając się przy tym łzami.
Starsza kobieta spojrzała się na nią znacząco, jakby właśnie opowiedziano jej największe herezję. Wierzyć jej się nie chciało, że ktoś odpowiedzialny za obrócenie w krwawą łaźnię ludzkiej osady, mógł kogokolwiek uratować.
- Zmęczona jesteś, w głowie ci się przewraca – skomentowała starsza. - Idź spać. Jutro z rana umysł będziesz miała jaśniejszy – ucięła nagle rozmowę. - A ty, co z tą pastą? - rzuciła zniecierpliwiona. - Skończ i też idź się kładź. Jutro o wschodzie słońca ruszamy – rzekła, przyglądając się efektowi pracy półelfa.
Spoiler: