Rybie Grzbiety

1
Każdy okoliczny mieszkaniec zapytany o Rybi Grzbiet ma w zamyśle wioski pobudowane na odcinku rzeki Horton, który rozciąga się po zachodniej stronie traktu do miasta Salu. Przyjęto tak mówić, chociaż nie jest to poprawne. Rybi Grzbiet obejmuje również areał od wybrzeża po podnóże gór i ciągnie się tak dalej na zachód. Niestety, nikt o tym nie pamięta lub nie chce pamiętać. Nad areałem Rybiego Grzbietu wiszą dziwne legendy, przykrywając teren dozą niepewności. Jedne mówią o olbrzymach z góry, inne poruszają problemy dziwnych podróżników, którzy cumują na plaży. Skąd są, tego nie wie nikt. I ile w tym prawdy, a ile wyobraźni, tego również nie wie nikt. Ludzie nie zamieszkują tych ziem, boją się, a i byłoby to utrudnione. Klimat nie jest przychylny, bowiem masy powietrze nadmorskiego i górskiego wojując, tworzą wietrzne tańce, jakie nie jeden raz wyrwały drzewo z korzeniami. W dodatku ziemia tu jest niczym smoła, nic nie rośnie, a wybudowanie chaty graniczyłoby z cudem. Przeto wieśniacy zapomnieli o Rybim Grzbiecie, nieliczni żyją na wschodnim odłamie, gdzie opatuleni rzeką czują się potencjalnie bezpieczni.


Bezśmiertny

"- Na obozowym dawał radę. Gdybyś słyszał, co mi opowiadali żołdacy z jego oddziału...
- Patrz na drogę, Rum Bum.
- Uch, kurwa. Przeklęty trakt.
- I jeszcze ta zasrana zima!
- No.
"

Wóz z cierpiącymi jechał właśnie przez trakt, podczas gdy los chciał, że zawierucha nawiedziła okolicę i nieuważny woźnica zboczył z trasy. W panice próbuje uratować sytuacje, lecz nie może przeciwstawić się sile spłoszonych ogierów. Tęgie konie ciągną wóz poza trakt, galopem pokonując kolejne fragmenty trasy. Trasy skierowanej na zachód, bo przebycie przez most i dalszy kulig w rybie grzbiety właśnie przeinacza się w...

Zbłąkana dusza spała w kącie powozu, kiedy roztropność mężczyzny przysporzyła nie lada atrakcji. Pomimo ostrej jazdy, nic nie wybudziło Bezśmiertnego z jego medytacji. Zagłębił się w sobie tak mocno, że nawet nie poczuł, jak bezwładnie wypada z wozu. Dopiero chłodne powitanie z szorstkim, jak skała śniegiem sprawia, iż otwierasz oczy.
Pierwsze spojrzenie jest dziwne, gdyż dostrzegasz upiorną chmurę w kształcie czaszki z głębokimi jak nicość oczodołami.

Obrazek

Jeszcze raz zamykasz oczy, a gdy po raz kolejny je otworzysz, widnieje wyłącznie śnieg. Ten zimny skurwysyn, który właśnie wbija się w skórę. I zaczynasz rozumieć, co zaszło.
Wypadłeś z wozu, wozu którego już w ogóle nie widać.


Mara

Po rozstaniu z towarzyszami, przychodzi czas na samotną wyprawę po świecie. Tak się zdarzyło, że największa suka wylądowała na północy. Kuta na cztery łapy nie ulegnie się przed zimnem oraz niedogodnościami pogody. Chcesz znaleźć miejsce, gdzie czeka cię coś wartego uwagi. Tyle przeżyłaś, tyle widziałaś - tylko północ jest w stanie zadowolić głód na twoje doznania.
Podczas wyprawy po zachodniej stronie rzeki, z konsternacji wybijają cię krzyki konających ludzi. Jakby ktoś urządzał sobie rodeo z niepełnosprawnymi. Naturalnie, masz to gdzieś, lecz jeden z twoich podopiecznych biegnie w kierunku, skąd dochodziły te dźwięki. Szkoda zgubić psa na obczyźnie, więc ruszasz za nim. Pomimo szybkiej translokacji krzyki są coraz cichsze, ich centrum oddala się od was. Masz kończyć bezcelowy bieg, ale Tyran głośno manifestuje niezadowolenie. Rozglądasz się i widzisz bladego mężczyzna, który właśnie podnosi się z drzemki na śniegu.

Re: Rybie Grzbiety.

2
Dziwnymi ścieżkami się chodziło i dziwne rzeczy się widziało, także śnieg, mróz, zawieruchę i trupy. Podróżując w spokoju, z Nudziarzem, Tyranem i Koszmarem czuła się dobrze i u siebie niezależnie od warunków i miejsca, w którym była. Nic więc dziwnego, że wreszcie pozwoliła prowadzić się jakiemuś wewnętrznemu głosowi, który wiódł małą kompanie na północ. Chory sukinkot. Co mu się, idiocie, zachciało robić na samiuteńkiej północy, tego Mara nie wiedziała. Grunt, że musiał być pomylony. Zimno, mokro, bo śnieg co jakiś czas wpada za kołnierz i żadnego rozsądnego obozowiska nie da się na tym przeklętym śniegu sklecić. Nie mówiąc o psach. Z czasem nawet im obrzydło baraszkowanie w białym puchu. Obecnie miały go równie dość jak ona.
Jęki wzbudziły jej zainteresowanie. Mimo wszystko. Spojrzała w kierunku, z którego dochodziły. Nie dostrzegła jednak nikogo. Na takim lodowym pustkowiu mogą nie doliczyć się zmarłych, a Tyran z Koszmarem nie pogardzą żadną formą mięsa, zwłaszcza w takich warunkach. Jednakże, co innego przyspieszyć czyjąś śmierć, gdy się tego kogoś widzi, a co innego przedzierać się przez śnieg i potencjalnie skończyć jak ten niebawem już trup. Niestety pies miał na ten temat nieco inne zdanie. Pewnie dogadał się z tym 'wewnętrznym głosem przygody' jak mawiają poeci, niech ich szlag. Chcąc nie chcąc, ruszyła za Tyranem. O dziwo, piesek nie pognał na spotkanie jękom, a w z goła przeciwnym kierunku. Ot, ciekawostka. Może się jednak przeliczyła i zabawy w śniegu cały czas wprawiały go w stan upojenia szczęściem.
- Chodź, Tyran. Koszmar, idziemy.
O ile ten drugi podążył za wołającym głosem, nieco niechętnie, o tyle pierwszy stanął w miejscu i zaczął szczekać.
- Dobrze, już - mruknęła. - Uważaj, bo potwory zaraz przyjdą zacumować łódź i cię zjeść.
Zeszła jednak z konia i podeszła do psa. Będąc już prawie obok niego, zobaczyła ludzki kształt, podnoszący się z ziemi. Wyglądał jakby tu spał, a blady kolor skóry u niejednego strachliwego i zabobonnego wieśniaka wzbudziłby przekonanie, iż jest to jeden z potworów czyhających na jego życie. Ale Mara do takowych nie należała. Stanęła na przeciwko, dając psom znak, żeby nie podchodziły bliżej. Prawą dłoń położyła na rękojeści noża wystającej z pochwy.
- Wstajesz z martwych, czy raczej na odwrót? Jeśli chcesz, w jednym służę pomocą. Jeśli ładnie poprosisz.
Krótka wymiana ciosów dobrze rozgrzewa, a było zimno. Z drugiej jednak strony, nie uśmiechało jej się upaść na śnieg pozwalając mu dostać się dosłownie pod każdy skrawek ubrania.

Re: Rybie Grzbiety.

3
Powstając powstrzymał dreszcz i krzywiący usta grymas wywołany wybudzającymi go z letargu ukłuciami zimna i spływającą po skórze wilgocią. Siadając zacisnął powieki przywołując wizję która spłynęła na niego podczas medytacji. Zwiewny niczym dym czerep o wejrzeniu konającej gwiazdy. Znak na tyle jasny i czytelny by nie mogło być mowy o tym, że jego obecność tutaj była przypadkowa. Zachowując w pamięci obraz prastarego symbolu powstał odgarniając puch by sięgnąć po kostur leżący nieopodal.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że głos który przed chwilą słyszał nie był jednym z jego własnych. Ktoś stał tuż obok i zadał mu pytanie.

- Ten prosi o drugie.

Odpowiedział powoli wspierając się na wzmiankowanym kiju. W jego spojrzeniu nie było strachu ani jakiejkolwiek emocji, którą dałoby się odczytać. Wpatrując się w uzbrojoną kobietę w towarzystwie dwóch ogarów przybrał uśmiech identyczny z jej własnym spowodowanym blizną.

Kostur mignął w jego dłoni w kilku błyskawicznych obrotach uderzając w zaspę i zasypując ich śniegiem. Prowokując ogary gwałtownym ruchem i hałasem wpadł młynkując w szybkim zwodzie gotowy na odparcie ich skoku. Utrzymując dystans zarezerwował dla ich właścicielki okrężny kopniak wymierzony prosto w jedno z jej chudych ud. Krótka wymiana ciosów dobrze rozgrzewała a po dłuższej medytacji i hartowaniu ciała na mrozie była wręcz wskazana. Nadto zaś pozwalała się lepiej poznać choć może nie tak dobrze jak tarzanie w śniegu i dostawanie się razem z nim dosłownie pod każdy skrawek ubrania. Tą drugą ewentualność wykluczył z miejsca. Nie była w jego typie a uleganie żądzy prowadziło do osłabienia woli.

Re: Rybie Grzbiety.

4
Gdy wzniósł się śnieżny puch, a cała nadzieja w zaskoczeniu przeciwnika pada na kolana, naturalne było, iż blady demagog będzie rozdawać karty wedle własnego uznania. Kto go szkolił, że potrafi przewidywać takowe posunięcia, jak napaść ze strony krwiożerczych kundli? Bez znaczenia jest ów fakt. W obecnej sytuacji psy gonią na mężczyznę, a gdy nadarzy się okazja i wyskoczą w przestworza z zamiarem rozszarpania antagonisty, trafią na barierę. Tęgi kij usytuowany prostopadle do osi demagoga sprawia, iż korpusy zwierzyny czują nieprzyjemne miażdżenie między kręgami, ażeby finalnie polecieć na glebę. I straszliwy był ten łomot, oj straszliwy, albowiem skowyt koszmara przeraził ptactwo, które przygląda się bojowej inscenizacji. Poza drzewną widownią zostaje jeszcze Mara, kobieta gotowa pomścić unieszkodliwione przed sekundą ogary. Zanim jednak wykona jakiekolwiek posunięcie, przychodzi zimny prysznic w postaci płytkiego kopniaka.
Podeszwa tak skwarnie trzaska o udo, iż żaden wojak nie wytrzymałby tego bólu z zaciśniętymi zębami. Ty nie wydajesz z siebie dźwięków, po prostu opadasz w dół. Lecisz na kolana, jak śnięta kukła, skazana na los oprawcy.
Cień się wzniósł, nadzieja upadła.
Hartuj serce, przychodzi świt.
Upokorzony Tyran swą panią wspiera, poprzez objęcie kostki oprawcy gamą ostrych, jak stal zębów. Chwila nieuwagi w stosunku do zwierzyny, skutkuje jej odwetem. Można wojować z kim się chcę, lecz nawet najmężniejszy winien pamiętać, iż bój na kilku frontach skutkuje rozkładem sił.
Przytrzymany przez psa, od teraz czeka na ruch Mary.

Spoiler:

Re: Rybie Grzbiety.

5
Zimowy nastrój źle wpływał na psy. Dała im wyraźny znak, kazała czekać. Mimo to rzuciły się na nieznajomego. Zaklęła, gdy zobaczyła jak Koszmar poleciał do tyłu. Jego skomlenie zirytowało ją. Gdyby się posłuchał, prawdopodobnie nic by mu nie było. Może się chociaż nauczy nieco więcej posłuszeństwa, niezależnie od warunków atmosferycznych. Po chwili Mara zaklęła po raz drugi. Rozproszona dziwnym zachowaniem psów, zamiast odskoczyć, zacząć się ruszać, by utrudnić przeciwnikowi atak, stała w miejscu. Potężny kopniak wylądował na jej udzie, niechybnie znacząc go olbrzymim siniakiem. Zagryzła zęby, ból był paskudny, promieniował z lewego uda niemalże do kostki. Przeklęła w myślach kilku bogów, którzy akurat jej się nasunęli. Poczuła śnieg, który wpada za kołnierz, do rękawów, przykleja się do włosów, kiedy z kolan przewróciła się na plecy by przeturlać się kawałek dalej. Zwiększyć odległość, mieć odrobinę czasu. Wyrwała nóż z pochwy na prawym udzie. Spróbowała gwizdnąć, ale śnieg zatkał jej skutecznie usta. Na szczęście Tyran wiedział, kiedy należy zainterweniować i zanim nieznajomy zdążył do niej doskoczyć, pies uwięził jego kostkę w silnym uchwycie swoich niezawodnych szczęk. Pomimo jej szczerych chęci i prób, odległość, na jaką zdołała się oddalić, była niewielka. Teraz jednak się cieszyła. Bo teraz, to ona była w lepszej sytuacji. Ignorując ból mięśnia lewej nogi, który przyjął całą moc uderzenia, znalazła się blisko mężczyzny, jej nóż naznaczył jego szyję niewielką, czerwoną linią. Nie cięła jednak. Zatrzymała dłoń, przykładając ostrze do gadała, spojrzała mu w oczy. Nieruchome, pozbawione jakiegokolwiek koloru. Uśmiechnęła się, wyrównując niesymetryczny grymas twarzy.

- Ten prosi o to drugie, tak?

Mogła za nim nie przepadać za to jak potraktował jej psy, ale musiała mu przyznać, że potrafi robić użytek z tego kostura, który nosi ze sobą. Chciała tylko rozgrzać nieco zesztywniałe w zimnie ciało. Zadziałało, jak zwykle. Adrenalina przyspieszająca krążenie krwi, sprowadzająca cały świat do tej krótkiej chwili między jednym uderzeniem, a drugim, moment liczący sobie parę sekund, a który staje się ważniejszy od całych lat, serce bijące w szybszym tempie, płynne, wyuczone ruchy, którym trzeba pozwolić pojawić się w odpowiednim momencie i zdanie na instynkt, bo nie ma czasu na myślenie. To właśnie było piękno każdej potyczki, niezależnie od tego czy miało zakończyć się czyjąś śmiercią, czy tylko wymianą kilku ciosów i paroma siniakami. A nieznajomy potrafił walczyć, to było widać. Zakończenie tego krótkiego pojedynku tak szybko byłoby marnotrawstwem. Mara chciała się jeszcze kiedyś z nim zmierzyć, ale na uczciwych warunkach, żeby zobaczyć, jak sobie z nim poradzi i jak on poradzi sobie z nią. Zwolniła nieco nacisk noża, pozwalając drobnej ranie wypuścić kroplę krwi.

Re: Rybie Grzbiety.

6
Nie wszystko poszło po jego myśli choć należało uznać to za całkiem udany wstęp do dalszej introdukcji.
Był zmuszony wydłużyć kopniak przez lądowanie podeszwą a nie bokiem jak planował, nie zdążył też uskoczyć przed drugim z ogarów. Czując przebijające skórę kły nie szarpnął się ani nie próbował wierzgać. Utrzymując równowagę poddał się bólowi lecz nie pozwolił mu się zwyciężyć. Zacisnąwszy zęby pod dziąsłami zdusił krzyk by obnażyć je chwilę potem z warknięciem spoglądając prosto w oczy trzymającego go Tyrana. Pomimo bólu i zaskoczenia pies powrócił by bronić swojej pani, miał serce wojownika a to zasługiwało na szacunek, dał mu więc do zrozumienia, że przyjmuje wyzwanie. Choć jego kły były za słabe a paznokcie zbyt kruche by zwyciężyć z nim na tym polu dysponował jednak przewagą w postaci zasięgu oraz chwytnych kończyn. Wykorzystując to, że jego przeciwnik był unieruchomiony wraz z nim uderzył w dwóch płynnych ruchach niemal zlewających się w jeden. Pierwszy cios wyprowadził od góry, z krótkiego zamachu w klapnięte ucho, drugim zakończył przez pchnięcie końcem kija w sam środek wilgotnego nosa.

Nieznajoma zaskoczyła go. Zwykła grasantka za którą wziął ją w pierwszej chwili już dawno wycofałaby się po posiłki zostawiając obydwa psy za sobą. Tymczasem ona skróciła dystans dobywając noża. Nie zdecydowała się na sztych ani nie przerżnęła mu gardła. Trudno powiedzieć czy dlatego, że wstrzymała cięcie czy przez to, że nie stracił jeszcze równowagi i ciągle był stanie unikać przez uchylanie się w biodrach. Gdyby wciąż mógł kopać a jego kij nie był zajęty okładaniem drugiego z ogarów nie pozwoliłby jej podejść tak blisko. Odpowiadając spojrzeniem na jej spojrzenie automatycznie przeniósł wzrok na miejsce które zamierzał zaatakować. I zaatakował zupełnie inne.
Zostawiając kostur w lewej prawą spróbował zbić uzbrojone w nóż ramię kobiety uderzając ze skrętem bioder bokiem w zewnętrzne zgięcie łokcia. Liczył, że nagłe szarpnięcie i wywołane w ramieniu odrętwienie zmuszą ją do wypuszczenia ostrza.

Re: Rybie Grzbiety.

7
Ostre ostrze styka się z szyją ponuraka i nic nie zwiastuje zmiany tejże sytuacji. Kto mieczem wojuje od miecza ginie, zatem nie dziwota, że ostatni są pierwszymi. Bądź co bądź, Mara nie zakończyła znajomości. Wręcz przeciwnie, z szacunku do wojaka postanowiła nieco poirytować rywala, tym samym pastwiąc się nad jego marnym już losem. Marnotrawstwem byłoby ot tak pociągnąć za sztylet, przecinając widoczne przez skórę tętnice. A co jej z tego przyszło? Na co te marne gierki, skoro wróg niczym ten wysychający na słońcu karp, może począć telepotać się w akcie desperacji.
Tak też się dzieje. Łysy awanturnik próbuje wybić kobiecie broń, niestety na marne. Zanim kij pójdzie w ruch, ogar puszcza kostkę na rzecz drewnianego oręża. Unieruchomiony badyl zdał się na nic, toteż jajniki znów dominują. Nie pozostaje w tej sytuacji nic innego, jak jeszcze bardziej przydusić antagonistę. Sztylet tak dosadnie wpina się w skórę, iż jakikolwiek ruch ze strony mężczyzny wiązać się będzie z autodestrukcją. Decyzja należy do Mary, teraz chętnie zabiłaby...
Z głębin lasu dobiegły dziwne dźwięki. Tam, gdzie powędrowały spłoszone konie z wozem, na którym pierwotnie spał wojak, coś dziwnego ma miejsce. Odgłosy ludzkich krzyków, pisków jakby ktoś obdzierał ich ze skóry. Jakie straszliwości napotkały dawną karawanę Śmiercisyna w środku lasu? Czyżby legendy o rybich grzbietach były prawdą? Czas pokaże...
Spoiler:

Re: Rybie Grzbiety.

8
Przez krótką chwilę wydawało się jej, że nieznajomy wyswobodzi się z uchwytu. Już raz poczuła jego kostur na swoim udzie i nie miała obecnie ochoty na powtórkę. Na szczęście nie była sama. Widziała, jak pies puszcza nogę, wiedziała, co stanie się za chwilę. Zamiast więc uciekać, próbować uniku skorzystała z szarpnięcia bioder przeciwnika, które na chwilę rozdzieliło ostrze noża od jego gardła. Domyśliła się, co planuje, mocne uderzenie, wymagające niewiele ruchu i siły. Poszła za jego ruchem, a gdy jego zasięg się skończył, zimny metal ponownie przeciął skórę nieznajomego znacząc ją kolejną czerwoną szramą. Mara usłyszała gdzieś z tyłu sapnięcie psa, który wyczuł krew. Tym razem miała dość mężczyzny. Nie lubiła, kiedy ludzie nie potrafili przyznać się do porażki. Wygrała to starcie. Już drugi raz je wygrała. A skoro ten nie zrozumiał za pierwszym, wątpiła by za kolejnym coś się zmieniło. Nie miała ochoty na więcej siniaków, na kolejny nieprzyjemny upadek w śnieg, a tym z pewnością skończy się ta potyczka, jeśli za chwilę jej nie przerwie. Mając do wyboru więcej zimnej, zamarzniętej wody za kołnierzem i kolejną śmierć plamiącą jej sumienie, wybrała to drugie. Mimowolny uśmiech pojawił się na jej ustach. Pchnęła.

Tyran i Koszmar usłyszeli to pierwsi. Ich postawione uszy zaalarmowały Marę. Przekrzywiła dłoń rozcinając szyję mężczyzny paskudnie, ale raczej niegroźnie. Uszkodziła głównie skórę. W ostatniej chwili zmieniła kierunek pchnięcia. Wtedy sama to usłyszała. Krzyki. Drażniące uszy wrzaski krzywdzonych ludzi. Tak dobrze znała ten dźwięk. Odskoczyła od nieznajomego.
- Dokończymy innym razem...
...o ile przeżyjesz. Podniosła nóż z ziemi, schowała oba ostrza do pochwy i ruszył w stronę konia, gwiżdżąc na psy. Cokolwiek zmusiło ludzi do takich krzyków, nie pogardzi samotnym mężczyzną, a tym samym pozwoli Marze oddalić się stąd wystarczająco daleko, by po raz kolejny mogła uratować swoją skórę. Obserwowała nieznajomego gotowa w każdej chwili zareagować na jego dziwne zachowanie. Choć ciężko powiedzieć, co w jego przypadku było dziwne. Miała dziwne wrażenie, że on rzadko zachowuje się w sposób powszechnie uznawany za normalny.

Re: Rybie Grzbiety.

9
Jedno należało mu przyznać- choć zwyciężyła go kobieta, porażkę zniósł jak na mężczyznę przystało.
Nie odezwał się ani słowem, jego twarz pozostała nieruchoma i wyczekująca niczym maska na sarkofagu. Poruszył się dopiero wtedy gdy odskoczyła od niego, wsłuchany w odległe wrzaski dobiegające z lasu, rozpoznając kilka znajomych akordów, których nie był w stanie pomylić.
Pomimo całej sytuacji dalej nie stracił panowania nad twarzą choć stało się dla niego jasnym, że to nie zrządzenie losu wyzwoliło go od przeklętego fatum jakie dosięgnęłoby go gdyby nadal przebywał wraz z niedawnymi towarzyszami podróży. Przeklinając w duchu Usala po trzykroć splunął krwawą śliną na śnieg pod stopami spoglądając na wierzchołki drzew a chwilę potem na oddalającą się nieznajomą.

- Zaczekaj.- Odezwał się nienaturalnie zachrypniętym głosem po raz pierwszy od ciszy jaka zapadła między nimi na początku starcia. Kimkolwiek była coś sprawiło, że nie dokończyła sztychu ale mimo wszystko przez krótką chwilę był zdany na jej łaskę. A to nie zdarzało się często, do tej pory właściwie nigdy przedtem. Zrozumiał, że nagłe pojawienie się kobiety tuż po zniknięciu objawienia nie było przypadkowe. Co więcej, fakt, że nie mógł uczynić jej krzywdy dowodził, tego, że wskazało ono właśnie ją. Lekko kuśtykając podszedł bliżej nieznacznie podpierając się kosturem. Żałował, że zaatakował ją tak pochopnie nawet jeśli nie miał przy tym śmiercionośnych zamiarów. Żałował na tyle szczerze by nawet jemu z trudem przychodziło ukrycie tego żalu. Po raz pierwszy patrzył na nią spode łba mimowolnie unikając kontaktu wzrokowego przed dłuższą chwilę.

- Ten nie objawi więcej wrogości.- Kaszlnął zatrzymując się na tyle daleko by niepotrzebnie nie drażnić ogarów. Zawahał się przez moment po czym podniósł wzrok i nie opuścił go już więcej. - Wolą tego jest podążyć razem z tobą.
Ostatnio zmieniony 01 cze 2015, 14:52 przez Guede [Bot], łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Rybie Grzbiety.

10
Świetnie. Nie dość, że nieznajomy był niespełna rozumu świrem, który o sobie mawia w trzeciej osobie, to jeszcze jakimś fanatykiem. Jakaś część jej umysłu, czasem zwana rozsądkiem, cicho zasugerowała, by mężczyznę najzwyczajniej zignorować i odejść w swoją stronę. Natychmiast jednak odezwał się inny głosik, który zazwyczaj miał większą siłę przebicia. I on oto zaproponował krótką wycieczkę w stronę, z której jeszcze przed chwilą dobiegały okropne wrzaski.
Pieniądze.
Kosztowności
Martwi nie obronią się przed kradzieżą.
Martwi nie będę ścigać złodzieja.
- Skoro chcesz, jak to powiedziałeś, podążyć za mną, - w sposób niezbyt udany spróbowała naśladować ton mężczyzny - to proponuję zobaczyć, co się tam stało.
Wyjęła nogę ze strzemienia kończąc z trwaniem w dość niewygodnej pozycji, w jakiej zastygła, gdy usłyszała słowa Tego. Poprawiła noże, upewniwszy się, że dobrze leżą i pociągnęła za sobą Nudziarza, który dość niechętnie ruszył za swoją panią. Po drodze Mara próbowała wmówić sobie, że wzięła mężczyznę ze sobą, bo jej się odwidziało. Ponoć kobieta zmienną jest. Może i trochę dziwny, może i okaże się jakimś cholernym Sakirowcem, ale przecież przyjemniej podróżować we dwójkę. Zwłaszcza na takim końcu świata jak ten. Ani przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, by przyznać się, chociaż przed sobą, że po prostu boi się być tu sama, zdana jak zwykle na siebie. I właśnie dlatego że podświadomie zaczęła czuć strach, postanowiła udowodnić, że wcale tak nie jest. W tym celu ruszyła w miejsce, od którego jeszcze chwilę wcześniej chciała uciekać. Szybsze bicie serca wytłumaczyła zmęczeniem po walce i poszła, a psy podążyły za nią. Postępowanie kobiet będące rzeczą wielce niestałą rzadko bywa również logiczne.

Re: Rybie Grzbiety.

11
Śnieg skrzypiał pod stopami i kijem. Nieznajomy w milczeniu podążał za kobietą na koniu, kawałkiem płótna wydartym z rękawa zatrzymując krwawienie z rany na szyi. Cięcie nie było głębokie ale nie chciał by krew znaczyła ich drogę. Nie kiedy wciąż znajdowali się na Północy, miejscu wciąż pozostającym w plugawym cieniu przeklętej Wieży.

- Ten musi powiedzieć, że miejsce do którego prowadzisz może okazać się grobem niedawnych towarzyszy Tego.- Odezwał się w końcu odkaszlnąwszy upewniając się, że opatrunek nie utrudnia mu mówienia. - Ten podróżował na wozie wraz z grupą uchodźców ze Splugawionych Ziem. Ten nie pamięta jak ale oddzielił się od grupy. Potem ty oraz twe bronie odnalazy Tego i poznały go.- Przez cały czas mówienia trzymał się z tyłu. Wojowniczka rzadko miała okazję dostrzec kątem oka jego cień choć samego mężczyznę słyszała wyraźnie. - Czy Ten może wiedzieć dlaczego kobieta chce udać się w to miejsce?-

Re: Rybie Grzbiety.

12
Wielki bój dobiegł końca, ciężko rozstrzygnąć kto wyszedł z niego zwycięsko. Pomimo że płeć piękna postawiła kropkę na końcu zbrojnego zdania, to ostatecznie nie wiadomo dlaczego tak się stało. Czy mężczyzna zrobił to specjalnie? Może ktoś chcę ugrać tutaj więcej niż tylko śmierć przeciwnika, obecnie sprzymierzeńca. I gdybałoby się w nieskończoność, ale na północy śnieg nie ginie, jak to ma miejsce na południu, tutaj sroga pani zima trzyma fason oziębłej suki. Suki, która nie popuszcza oraz nie odpuszcza. Jej gówno w postaci drobnokrystalicznego syfu rani delikatny wytwór warstwy podskórnej, za każdym razem gdy ma miejsce bezpośredni kontakt. A pamiętamy, iż oboje podróżników w wyniku potyczki, zaopatrzyło się w brudny śnieg tu i ówdzie. Skoro zima nie odpuszcza, czas iść przed siebie, kto stoi w miejscu- ten zostanie jej element. Wyłącznie ruch i pulsująca krew mogą uchronić przed wniknięciem w zabawki mroźnej damy. Przeto Mara wraz ze swymi podopiecznymi zmierza w kierunku dziwnych odgłosów. Poinformowana przez łysola o społeczności, która jechała tamtędy, powinna zachować czujność.
I nagle krocząc po białym puchu, dostrzegacie czerwone jak bigos ze świńskiego łba, plamy krwi. Naturalne pobudzenie wywołane ciekawością tudzież strachem nakazuje przyspieszyć tempa. Wtedy trafiwszy na białe pustkowie idzie ujrzeć rozwalony powóz wraz z startą ciał dookoła. Nic dziwnego w tym by nie było, gdyby nie fakt, że nad zwłokami wiją się trupy. Śmierdzące, zgniłe trupy w łachach. Apetycznie konsumują ciężarną kobietę, która krzyczy na widok przeoranego brzucha. W końcu traci zbyt wiele krwi, tym samym zdychając jak najgorsza.
Żeby tego było mało, po udanej uczcie truposze dostrzegają kolejny potencjalny posiłek- Was.
Jeden próbuje wstać, ale jest zbyt wyniszczony by utrzymać równowagę. W przeciwieństwie do ożywionego trupa z lewej strony, ten wartko kroczy na Marę. Z wystawionymi rękoma, jakby chciał ją przytulić w imię miłości.
Straszliwe rzeczy zeszły na te ziemie. Skąd truposze na północy? W dodatku nie wyglądają, jak zaczarowani, nie bije od nich magia. Prędzej są skutkiem jakiejś nieznanej choroby...

Obrazek

Re: Rybie Grzbiety.

13
Czuła rozmrożoną grudkę śniegu, która już w postaci marznącej strużki wody spłynęła wzdłuż kręgosłupa powodując ciarki na całym ciele. A może to jednak nie była woda? Może to był strach, przeczucie? Może to właśnie śmierć spojrzała zachłannie na kark młodej dziewczyny z psami, wędrującej na końcu świata w poszukiwaniu jakiegokolwiek celu? Wzdrygnęła się i poczuła jak gęsia skórka pomału ustępuje. Dalej jednak było jej cholerni zimno. Przeklęty śnieg, zimno tu jak w piekle. Kolejny kawałek lodu odbył nieprzyjemną wędrówkę po kręgosłupie.
- Co... Co mówiłeś? - Dźwięk jej głosu przepłoszył dziwne, nieprzyjemne myśli z głowy. - Przemokłam cała po tych zapasach w śniegu. Zimno tu, zaraz mi wszystko odmarznie, a im się już raczej ubrania nie przydadzą. Może znajdę co suchego, może jakiś prowiant. W tym mrozie szybo człowiek głodnieje. No i może zobaczymy, co im się tam stało. Będziemy wiedzieli, co tu się kręci. Pewnie jacyś bandyci, ale kto tam ostatnio wie. Bogowie ostatnio nie próżnują.
Mówiła bardziej po to, żeby przekonać samą siebie. Sam fakt, że w powietrzu unosił się czyjś głos wystarczył, by pozbyć się paskudnego zimna, które co chwilę powracało falami. Tego jednak, co stało się potem nie przegnałyby żadne słowa. Trupy jedzące ludzi, obraz z najgorszych koszmarów. Mara wiedziała, że czegokolwiek by nie powiedziała, nie przepłoszy dziwnego stworzenia, które na nią ruszyło. Zanim więc wyjęła swoje niezawodne noże i gwizdnęła na psy, wyrzuciła z siebie coś, co z pewnością nikomu nie pomogło, ale też nie zaszkodziło.
- Kurwa - usłyszała swój przestraszony głos. Zimno rozchodzące się od karku ustąpiło miejsca ciepłu i adrenalinie.
A potem spojrzała na potwory. Jeden poruszał się niemrawo, drugi znacznie sprawniej. Jaka jest szansa, że zdąży przed nim uciec? Z drugiej strony, lepiej, żeby nie rzucił się na nią, kiedy będzie obrócona tyłem. Teraz jeszcze jakoś go uniknie, jak wyląduje twarzą w śniegu, skończy zjedzona. Paskudna śmierć. Ze wszystkich, jakich mogła do tej pory doświadczyć ta wydawała się najgorsza. Nawet zagryzienie przez psy wydawało się przyjemniejsze, miały ostrzejsze zęby, zabijały szybciej. Rzuciła spojrzenie swojemu nowemu towarzyszowi. Słyszała niepewne, nieco przestraszone popiskiwania ogarów. Dała im znać, żeby nie atakowały. Co to do cholery mogło być? I dlaczego musiało się w ogóle pojawić. Przez głowę Mary w jednej sekundzie przewinęło się tysiąc myśli. Każda równie nieprzyjemna jak poprzednia. Ale najwyraźniej tyle wystarczyło.
- Wiejemy!
Było ich za dużo, żeby wyjść z tego cało. I Mara wolałaby żadnego z nich nie dotknąć. Nie miała zbyt wiele czasu na myślenie, ale doświadczenie podpowiadało jej, że dotykanie dziwnych, nieznajomych i niebezpiecznych stworzeń nie jest dobrym pomysłem. A co, jeśli to trupie coś jest zaraźliwe? Już lepiej umrzeć, zostać zjedzonym, spalonym, wbitym na pal niż skończyć w taki sposób, jako pół zgniłe truchło rzucające się na każdą świeżą kroplę krwi.

Re: Rybie Grzbiety.

14
Klątwa bezlitosnego Turoniona nie odpuszczała nawet na chwilę bezlitośnie szczypiąc policzki i kąsając skórę pod ubraniem. Dla nieznajomego było to równie nieprzyjemne co dla kobiety chociaż narodzony w poprzednim życiu na północy i odrodzony w obecnym pośród śniegów był z mrozem mocno obyty i zahartowany. A przynajmniej na tyle by wiedzieć, że należy pozostawać w ruchu Bo kto stoi w miejscu ten zostanie kolejnym elementem lodowego krajobrazu, twardego jak kamień i jałowym niczym słup soli na którym wszelkie życie staje się niemożliwe. Szli dalej. Kobieta mówiła. Mężczyzna starał się słuchać z możliwie uprzejmym zainteresowaniem, mrucząc lub potakując. Sam wyszedł nieco z wprawy, w czasie przedłużającej się podróży ze Splugawionych Ziem na wozie nikt nie chciał z nim rozmawiać.

- Tak.- Przytaknął krótko, opuszczeniem głowy ukrywając szczery uśmiech, który mimowolnie zakradł się na jego kamienną twarz po ostatnich słowach jego nowej towarzyszki. - Bogowie nie próżnują.

Na potwierdzenie prawdziwości tego stwierdzenia nie musieli czekać zbyt długo. Widok martwej brzemiennej pożeranej niemal żywcem przez coś co wyglądało jak żywe zwłoki najlepiej dowodził faktu, że w świecie tak okrutnym i obrzydliwym musieli istnieć bogowie. I stanowił niezwykle wyrazistą alegorię przyjścia na taki świat.
Blady pielgrzym nie dał łatwo ponieść się nerwom. Choć zaczął się trząść, chłód i strach nie były tego głównym powodem. A na pewno ustępowały honorowego miejsca w szyku odrazie oraz wściekłości równie lodowatej co znajdujący się wokół śnieg.

- Wiejemy.
Zgodził się choć sam nie zaczął uciekać od razu zdecydowany przynajmniej trochę poznać to z czym walczy i zabezpieczyć odwrót kobiety. Wyczuwając dystans uderzył kosturem z krótkiego zamachu od dołu, końcem kija prosto w szczękę sunącego w jej kierunku zarażonego.

Re: Rybie Grzbiety.

15
Arbitralny gest Mary spowodował, że cała karawana udała się jak najdalej od rozbitego powozu.
W kryzysowej sytuacji nie działa na ciebie zdrowy rozsądek, a rządzą instynkty. Instynkt kobiety mówił, żeby gnać ile sił w nogach. Gnać przed siebie, z dala od ożywieńców. Tak też się i stało, wszyscy czmychnęli na wschód, albowiem wóz jadący do Salu, bacząc z kursu, zjechał wgłąb rybich grzbietów, gdzieś u podnóża gór. Ważne, iż odwrót wiązał się z powrotem w obrzeża traktu, do którego jeszcze i tak szmat drogi.
A skoro biegli co sił w nogach, to warto byłoby przysiąść. Łydki aż pulsowały od nieregularnych spięć ,mięśni dolnych partii ciała. Instruowana strachem ucieczka nie baczy na późniejsze konsekwencje, liczy się tu i teraz, dlatego nie dziwota, że wdech w piersiach staje, a kwas w mięśniach skwierczy.
Słabsza płeć, poddana nieograniczonym wpływom lęków- przepada. Podczas gdy Syn Śmierci, sięgając po kij, zapewnia bezpieczną podróż na wschód. Z sztywną pałą między rękoma, czuje że górę przeniesie, a i martwego poskromi. Różne są sposoby przedłużania męskiego przyrodzenia- od bogactw, wierzchowca aż po drewniany kij...
Tak czy owak, stanął do boju, wyprowadzając uderzenie w czaszkę, sprawia że zdegenerowane kości pękają pod działaniem siły uderzenia, jednocześnie rozłupując łeb na dwie, nierówne połówki. Trup bez głowy daleko nie ujedzie. Bez względu na to jaki czar, klątwę rzucono lub wywar uwarzono.
W końcu stanęli zdyszani. Psy wywalają jęzor na zewnątrz pyska. Mara pochyla się do przodu- tak że łatwo byłoby ją wychędożyć, a buntownik wyprostowany uzupełnia życiodajny gaz przez spontaniczne zasysanie go nozdrzami. Wzrost adrenaliny i gwałtowny spadek.
Co ich zaatakowało? Co to za zaraza? A może kolejna plaga?
Jebnięci bogowie, znowu im się nudzi. Właśnie bogowie, warto o nich rozmawiać. Czasami nie wiemy ile może nas łączyć
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Salu”