[Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

1
Południowe Kareliny, Góra Gautlandia
Posterunek II Kompanii Wyzwolenia Północy, pod dowództwem Kapitana Hodgarda.

- I on jej wtedy pedział, żeby przyszło, ale jego nie było. Rozumiesz? I on tam poszedł i ona przyszła - skupiło gdzieś z niedaleka nerwowym szeptem uwagę Periana. Charakterystyczny akcent zachodnich, odległych znacząco od Salu mieszkańców wybrzeża dało się bardzo łatwo rozpoznać w plątaninie pospiesznie wypowiedzianych słów. Gdy swój wzrok tam skierował, ujrzał dwóch rozmawiających ze sobą żołnierzy Kapitana Hodgarda. Po chwili jednak wiedział, co ujrzał - jednego mówiącego jak najszybciej ze strachu, że to wszystko, co uda mu się powiedzieć przed śmiercią, oraz drugiego, który bał się tak bardzo, że nawet nie miał siły, by cokolwiek odpowiedzieć, wpatrując się gdzieś przed siebie, plecami będąc opartym o spory pień, za którym skrył się również Perian.

- Zamknąć ryje, przeklęte ścierwa! - rozległo się gdzieś spośród drzew nieopodal, a głos z pewnością należał do Kapitana. Opierając się o sporawy pień, Perian w sumie nie wiedział, czy żałować, że postanowił tyle wypić, czy nie. Z jednej strony, jego wartość bojowa znacząco spadła, a z drugiej nie wiadomo, czy to nie jego ostatnia noc. W świetle ogromnego ogniska, rozpalonego na małej polance kilkadziesiąt metrów za nimi, widać było poustawiane kukły, mające imitować żołnierzy. Linia obrony, pospiesznie przygotowana, składała się głównie z umocnień zbudowanych z głazów i pni, za którymi schowało się pięć dziesiątek uzbrojonych różnorako dumnych synów Północy. Kolczugi połyskiwały, tak samo jak ostrza, a każdy szmer i najcichszy dźwięk wywoływał wizje, w których owym szmerem jest armia demonów. Mężczyźni nerwowo kurczyli się za zasłoną, gdyż Kapitan Hodgard zakazał im wychylania się. Co prawda użył innych słów, ale przekaz był ten sam.

Szmery za plecami Periana zaczęły się powielać, pokrywając ciche dźwięki lasu. Prawdopodobnie na tej górze było jeszcze kilka takich miejsc, ale to wydawało się najmniej przygotowane. Kilka gałązek trzasnęło, krzaki i liście trącane były cielskami. Przeklęte ścierwa z zachodnich terenów zaczęły szczękać zębami. Czy to nie dziwne? Czego tu się bać? W końcu, to tylko Śmierć.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

2
Dumni, niezłomni żołnierze... Mogą pójść na śmierć bez mrugnięcia okiem. Zaiste piękny to widok gdy gdy przy każdym mocniejszym powiewie wiatru z ich nogawek zaczyna się sączyć skondensowany strach, w swojej plugawej, lepkiej, brązowej postaci. Mimo stanu w jakim byłem, raczej zachowałem ostry umysł i spokój. Zacząłem nabijać fajkę. Standardowe dwie i pół szczypty tytoniu. Po chwili już z moich ust i nozdrzy wydobywały się kłęby dymu. Ciekawe czy teraz szara postać tocząca z pysku dym, która siedzi pomiędzy nimi też napawa ich strachem. Mówiłem sam do siebie w duchu. Krzyk Kapitana. Pies padlinożerny najwidoczniej nie pojmuje, że głośnie dźwięki w lesie to raczej rzecz nie wskazana. Przecież to las wydaje piękne dźwięki, a on je tylko bezcześci swoimi plugawymi ustami. Po prawdzie, mam głęboko gdzieś dźwięki lasu, po prostu boli mnie głowa. Nie drzyj tak tej mordy, bo jak mamę kocham rano zarzucę ci herezje. Tym razem moje myśli wyszły na światło dzienne. Pod pazuchą poczułem znajomy kształt, czyżby zagubiona butelczyna? Na wagę, bez patrzenia, będzie jeszcze połowa. Pociągnąłem mały łyczek, który idealnie połączył się ze smakiem tytoniu w moich ustach. Szturchnąłem żołnierza obok podając mu flaszkę. Daj temu rozgadanemu, niech się wreszcie zamknie. Gada od rzeczy tak, że zaraz pomyśle że przed wami nogi rozkłada

Cóż, mi pozostało? Siedziałem spokojnie paląc fajkę, a przez głowę przebiegała mi tylko jedna myśl "z deszczu, pod rynne".
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

3
Dym wylatywał spod kaptura, jakby Perian nie twarz posiadał, a ogromne, bycze nozdrza. Szarość dymu zlewała się z szarością kaptura, a jego ledwie widoczna postać z pewnością intrygowała zgromadzonych w linii żołnierzy. Niektórzy reagowali wręcz przeciwnie, niż mógł się spodziewać sam właściciel gromadzonej wokół szarości. Spod kaptura, w nikłym świetle przebijających się promieni księżyca i co jakiś czas odbłysków płomieni z odległego ognia, widział zmianę na twarzach kilku z żołnierzy, których mógł dojrzeć - reszta rozstawiona była, rozciągając linię obrony w gęstych kniejach. Jego słowa o Kapitanie utonęły w szmerach nocy, ale Ci, którzy kucali i siedzieli najbliżej, usłyszeli. Nikłe uśmiechy, nagłe błyski determinacji w oczach, oraz pewniejsze chwyty rękojeści i drzewc.

Żołnierz, który podawał butelkę do siedzącej obok dwójki, sam zakosztował haust napoju, pochłaniając go z cichym buczeniem, jakby walczył z tym, by nie zakasłać. Ten cichy rzucił z powątpiewaniem na butelkę i nie wyciągnął po nią ręki, dlatego ów "podający" o czarnej opasce na oku dziwnym chodem, nie wstając z kucania podszedł do gaduły, otworzył mu usta i wlał łyk gorzały, zasłaniając usta, gdy ten kasłał, by nie narobić zbytniego hałasu.

- A teraz zawrzyj gębę, trzymaj miecz i cisza - wyszeptał jednooki, wracając do pozycji koło Periana, czyli do owego dużego, zwalonego pnia, porośniętego mchem. Nie skwitował żadnym komentarzem tego, co zrobił zakapturzony jegomość, jedynie złapał flaszkę oburącz, trzymając ją sobie na kolanach i zamknął oczy, tak samo czekając. Chyba nie zamierzał się z nią rozstawać.

Szmery narastały, zamieniając się powoli w hałas. Słychać było dużo, powolnie się zbliżających jednostek. Długa, szeroka, górska trawa, która sięgała miejscami do pasa, a której cała masa porastała stoki poniżej szumiała, gdy wyłaniały się z niej jedna po drugiej, ciemne sylwetki. Trzaski gałązek, sapanie i powarkiwanie zbliżyło się do linii obrony. Dźwięk naciąganych cięciw, gdy łucznicy nakładali strzały na łuki wydawał się ogromnym hałasem, lecz zza zapory nie słychać było zmian w tempie ich marszu. Jednooki wyciągnął do Periana butelkę, otwierając oczy i obracając się w kierunku hałasu. Odłożona obok butelka była zmieniona. Z szyjki wystawał długi sznur, cuchnący wódą bardziej, niż ona sama.

- Sakirze, broń nas w walce - bardziej wyczytał z ruchu warg Jednookiego, niż usłyszał, gdy ten chwycił swoją włócznię i wycelował nią w miejsce nad zaporą, jakby celując w cel, który miał się zaraz pojawić. Mięśnie spięły się, a wszystko wokół stanęło z ogarniającą wszystko nagłą ciszą.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

4
O kurwa Cichy szept był pełen niedowierzania. W przeciągu sekundy przed oczami przebiegły mi wszystkie obrazy, które widziałem na Plugawej Ziemi. Chyba muszę przestać pić. Jak najciszej wyjąłem miecz z pochwy. Panie, prowadź przez mrok powiedziałem dość głośno, na tyle by ludzie w okół mogli to usłyszeć. Wziąłem w dłoń butelkę ze sznurem, a miecz wbiłem w ziemie. dzieci swoje które wiernie Ci służą stanąłem za nim, patrząc prosto w czerń. Nabrałem w płuca dymu. Szybko, i mocno. Trzask spalającego się tytoniu rozerwał cienką płachtę ciszy. Prawie od razu strzepnąłem go na sznur. Żar dość prędko zapalił niemal całą butelkę rozświetl go swoim ogniem. Powiedziałem to dość głośno, wypuszczając z ust dym i rzucając butelką w pustkę, która po chwili zamieniła w pustkę. Ale z dodatkiem kuli ognia. ZA SAKIRA! Chwyciłem miecz. Ostrze było skierowane w stronę ciemności. W miarę płynnie przeskoczyłem ponad zaporą. Jak umierać, to w walce, pomyślałem uginając lekko kolana by przygotować się do ewentualnego poprzecznego cięcia. Lekko skręciłem tułów, i tam też umieściłem ostrze. Trzy czwarte ostrza było za moimi plecami. Czekało. Wszystkie mięśnie spięły się, i drżały - gotowe w każdej sekundzie wyzwolić całą siłę.
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

5
Panie, prowadź przez mrok. Uderzyło w ciszę ich stanowisk niczym taran, bądź piorun, rozdzierający niebo w cichym momencie dnia, gdy wiatr przestaje wołać o zaistnienie. Najbliżsi żołnierze spojrzeli w kierunku Periana. Chęć do walki lekko wzrosła, bądź pozostała bez zmian - na pewno nie można było powiedzieć, że czuli się słabsi. Słowa Zakonnika zawsze przynosiły jakąś otuchę i nadzieję zwykłemu żołnierzowi. Nadzieję, że śmierć wcale nie jest końcem, a początkiem czegoś nowego. Niemniej, gdy w powietrzu zabrzmiało dzieci swoje które wiernie Ci służą, zmarszczone czoła i brwi wyrażały lekki gniew i powracający strach.

Płachta ciszy, rozrywana trzaskiem palącego się tytoniu, pękała, dziurawa od gardłowego basu, który wydawał się być w tej ciszy rogiem. Jednooki nie z gniewem, lecz smutkiem, bliskim płaczu, rzucił w kierunku Periana spojrzeniem. On wiedział, co oznaczało przerwanie tej ciszy. On jeden z tutaj zgromadzonych wiedział doskonale, że ten monolog nie mógł zostać bez odzewu ze strony tych, którzy nadchodzili - rozświetl go swoim ogniem przybiło młotem gwóźdź do trumny, w której pochowano zaskoczenie. Trudno było opisać emocje żołnierzy, którzy nie wiedzieli, co zrobić z faktem tej modlitwy. Uciszyć Zakonnika, by demony go nie usłyszały, ryzykując Gniew Boży? Czy może powierzyć modlitwie swoje życia, nie zważając na to, że cały plan Kapitana Hodgarda polegał na tym, by "zawrzeć gębę, być cicho i bić, kiedy demony podejdą na odległość dźgnięcia".

Perian wstał, z okrzykiem na ustach. ZA SAKIRA! rozbrzmiało, a płonąca butelka wyleciała z jego rąk, rozbijając się tuż za pniem na rogatej, pokrytej twardym futrem czaszce demonicznej istoty, przypominającej poruszającego się na dwóch nogach byka. Szkło rozbiło się, krystalicznymi odłamkami wbijając się w pysk i oczy, a paląca ciecz rozpłynęła się po głowie, w jednej chwili pochłaniając bardzo łapczywie kłęby czarnej sierści. Pochylony nad linią obronną demon rozświetlił się, dając Perianowi pełny widok na łagodny stok poniżej. Kilkanaście sporych, barczystych kształtów, różniących się od siebie rozmiarami rogów, oraz uzbrojeniem zatrzymało się, przyglądając się zapalającej powoli sylwetce ich pobratymca. Na napierśnik skapnął ogień, a jego długi topór, przypominający długością halabardę został upuszczony. Wszystko to trwało może jedną sekundę, gdy zaskoczony ogniem, lecz nie obecnością Periana rogaty demon ryknął przeraźliwie, rozrywając płachtę ciszy w małe kawałki. Wtedy też rozpętała się bitwa.

Zza linii obrony posypały się strzały, ogień wybuchł w kilku innych w miarę odległych od tej pozycji miejscach, a bojowe okrzyki obrońców zmieszały się z barbarzyńskimi rykami nacierających. Chwyciwszy miecz Perian ruszył ku palącemu się rogaczowi, który jednym, wściekłym ruchem, gdy halabarda z brzękiem uderzyła o kamienie, uderzył w wojownika. Twarda niczym głaz czaszka skierowana na klatkę piersiową człowieka posłała go kilka metrów w tył. Lecąc widział, jak kawałki jego ubrań zajmują się ogniem, a rogacz obrywa czymś długimi. Upadając poczuł, jak posłuszeństwa odmawia mu lewa ręka, bezboleśnie i bez żadnego dźwięku bezwiednie tracąc solidność - niczym żelazo, które roztopiono tak, że gięło się bez większego problemu. Ciemne kształty pojawiać się zaczęły za zaporą pni, głazów i prowizorycznych pali.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

6
Mimo wszystko Kapitan zapomniał o jednej rzeczy. Nie walczy z ludźmi, lecz z plugawymi wynaturzeniami, tworami chaosu. One czują strach, a on narastał wśród żołnierzy. Nie mówię wcale o tym strachu, który wypłynął już z niejednej nogawki, a raczej o tym który jest w środku. W duszy. Kapitan mnie wyklnie do ósmego pokolenia wstecz, gdy przeżyjemy. Ale cóż, nie boje się śmierci, tam czekają na mnie moi ludzie. Ale dobra, cholernik coś zrobił z moją ręką. Głębokie przemyślenia w obliczu śmierci, cały ja... Chwyciłem pewniej rękojeść miecza, starałem się wstać na równe nogi i skupić się na obronie. A najlepszą obroną, jest atak. Rękę wybaczę, ale za płaszcz - zabije. Walka tylko jedną ręką będzie trudna, szczególnie gdy trzeba mierzyć się z wrogiem który jest dość silny. Nogi... W głowie mi szumiało dość mocno, czułem jak rośnie we mnie pewnego rodzaju szał, chęć zemsty. Bezwładna ręka była problemem, ale mam plan! Prosty jak... Jak... Na pewno nie tak, jak moja lewa ręka. Ścięgna. Mimo wszystko, te istoty też mają mięśnie, a podcięcie ścięgien zabierze im balans, co uniemożliwi im sprawne machanie toporami, czy tam halabardami. Idź tam, i tnij, Perian! Idź! Krzyczałem sam do siebie w myślach. Czas na rozrachunek. Czas, byście spłacili dług. Powiedziałem patrząc się wprost na nacierające bestie, po czym ruszyłem w stronę bitwy z zamiarem wykonania planu.
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

7
Wstawanie przyszło z niezbyt zaskakującym trudem. Opierając się o miecz, wbity lekko w ziemię, Perian podniósł swój ciężar i unosząc klingę skierował ją w kierunku rozszalałej linii bitewnego rozgardiaszu. Lewa ręka nie bolała, a nawet wydawało się, że jej nie ma - nie czuł jej dotyku, obecności. Tak, jakby już nie była jego. Powoli jednak ból kiełkował w okolicach poniżej ramienia, gdzieś z tyłu. Z początku trudno mu było się poruszyć, gdyż czuł, jakby miał się przewrócić. Chwiejnym krokiem, raz za razem, pokonywał dystans przed sobą, rozpędzając się.

Brwi lekko nasunęły mu się mimowolnie na oczy. Chociaż czuł się senny, był gotowy do walki. Kilka płomyków, nie ugaszonych, tliło się jeszcze chwilę, wypalając dziury w ubraniach. Perian był zbyt zajęty oceną sytuacji, by dostrzec, że się palił. Nie widział zbyt wiele, ponieważ płomienie pojawiły się w wielu miejscach - gęste drzewa, blask ognia i dym zakrywały to, co działo się na jego flankach. Przed sobą jednak widział demona, którego podpalił. Rozszalały miotał się, gdy jego czaszka była dźgana przez jednookiego.

- Saalu! - krzyknął ktoś z gęstwiny leśnej. Głos Kapitana Hodgarda był słyszalny bardzo dobrze, gdy jego gardło aż zdzierało się podczas tego krzyku. Perian słyszał w nim jednak strach, nie męstwo i odwagę. Rozgadany wychylił się zza pnia, lądując za jego drugą stroną, pozbawiony głowy przez coś, co przypominało długi kilof. Zakonnik ruszył ku zasłonie, gdy jednooki powalił rogacza. Wyskoczył zza pnia, skupiając na sobie na chwilę wzrok broniących. Gdy tylko znalazł się wyżej zobaczył coś, co nie polepszyło mu humoru. Co prawda demony lekko rozproszyły się, ale nadal nacierały w kierunku linii obronnych. Nie widział, co działo się w innych odcinkach - na tym dostrzegł kilka sporych kształtów. I jeden naprzeciwko siebie.

Podcinanie ścięgien mogło zadziałać. Tyle tylko, że demony nadal były sprawne, szybkie i silne. Pozbawiony broni, przypominający przerośniętego orka potwór skupił się na Perianie, który pojawił się na drodze do zapory. Ogromna pięść przeleciała nad głową Zakonnika, gdy ten rzucił się ku nogom, cięciem uderzając w tylną część kolana. Przeciwnik upadł na jedno kolano i uderzył wojownika łokciem w głowę. Gdyby nie zasłonięcie się lewym barkiem, to prawdopodobnie uderzenie zabiłoby go. Teraz co prawda nadal ustał na nogach, ale wściekły demon próbował wstać, by go ponownie zaatakować. Następnym razem powinien to lepiej zaplanować, niż rzucać się w wir walki. W końcu, był nędznym człowiekiem, w porównaniu do demona.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

8
Panie, wspomóż twojego Sługę w tej mrocznej godzinie, prowadź me ostrze i umysł, bym pokonał wroga. Nie pozostało już nic, tylko modlić się o cud. O wolę walki i siłę. Motywacja! Tak, to to czego trzeba takim ludziom by zaczęli walczyć. Zamroczony umysł poszedł po najprostszej drodze. FLASZKA ZA KAŻDY ŚCIĘTY ŁEB DEMONA. Wykrzyczałem na całe gardło. Byłem pod wrażeniem samego siebie. Poczułem nagłą chęć na łyk zimnego, krasnoludzkiego piwa. Po wszystkim urżnę się jak świnia. Klingę miecza ustawiłem po lewej stronie. Gotów do zamaszystego cięcia byłem odsłonięty, ale gotowy by uderzyć rękojeścią w gardło lub mostek. Lecz cel był inny: głowa demona. Rzuciłem się w stronę orko-podobnego tylko po to, by jednym zamaszystym cięciem zdobyć swoiste trofeum - celowałem w szyję.
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

9
Sakir, to bóg bardzo potężny i posiadający wielu wyznawców. Być może akurat w tym miejscu był czymś bardzo zajęty, albo akurat spoglądał na inne miejsce, oddalone daleko na południe, gdzie czyjaś modlitwa była ważniejsza od modlitwy Periana. Sam Perian czuł na swoim języku te słowa, które wypowiadał bardziej machinalnie, niż by przysporzyły mu wiary. Może faktycznie liczył na to, że jego patron okaże mu wsparcie i mu pomoże, ale nie czuł zobowiązania co do tego, by nie wymagać od Sakira, ale też dawać. Młodzieńcza wiara i zapał zaczęły obumierać, tak samo jak i podupadało zdrowie Zakonnika. Perian nie był stary, z pewnością powinien być w wieku towarzyszącym rozkwitowi kariery i ułożenia sobie życia. Pomimo tego jednak czuł się bardziej zmęczony, niż dawniej. Gdy już wstawał, czuł się wypalony na samym początku. Kiedyś mógł palić ludzi na stosach całymi dniami, uganiać się za heretykami i pić ile wlezie. Teraz ciężar na jego barkach wydawał się tak ciężki, jakby miał dwa razy więcej lat.

Okrzyk o flaszce spotkał się z odpowiedzią jakiegoś niewidocznego teraz mężczyzny za zaporą - AaaAAAaa! - krzyk urwał się nagle. Chyba za bardzo się wczuł. Niemniej, krzyk sprawił, że przebiegający obok, wysoki i koślawy stwór, który mógł w każdej chwili się przewrócić zatrzymał się gwałtownie, ryjąc w ziemi i zdziwiony wbił wzrok w Periana. Mała postać demonicznego, rannego stwora niemal przysłaniała z jego perspektywy jeszcze niższą postać ludzkiego mężczyzny. Niemniej, idąc z wolna w tym kierunku, Wysoki skierował się w ich stronę, ciągnąc po ziemi kulę na bardzo długim łańcuchu.

Miecz poszybował w stronę głowy orka, który lekko schylił głowę, próbując zrobić unik przed ostrzem, które widział kątem oka. Niemniej, masywna zbroja, która krępowała ruchy, zablokowała się na zgiętym kolanie rannej nogi i ork najzwyczajniej niczym sprężyna odbił głowę do góry, dostając mieczem prosto w czaszkę, nieopodal ucha. Czarna, niemalże niewidoczna, pozbawiona odbić świetlnych krew trysnęła lejąc się po ostrzu i postaci Periana, a demon, wyjąc, zaczął się miotać i chować głowę, na czworaka uciekając w jakimś nieokreślonym kierunku z dziwną, zaskakującą szybkością. Dudnienie zmusiło Periana do spojrzenia w kierunku nabierającego groźnego wyrazu, owego Wysokiego demona, który wyglądał bardzo ludzko na twarzy. Gdyby był człowiekiem, zapewne zostałby miejscowym przygłupem.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

10
Ludzka twarz demona... Najgorsza abonimacja. Chodź nie, to zbyt delikatne słowo by określić moje uczucia. Ale nie mam czasu, aby myśleć o jego wyglądzie zewnętrznym, musiałem przeanalizować sytuację. Jestem ja, już dość zmęczony, pozbawiony jednej ręki. A to bydle może zamienić mnie w krwawą miazgę. Na moją korzyść działa to, że mam jeszcze czas, na ucieczkę. A przynajmniej na coś, co jak ucieczka będzie wyglądać. Miałem nadzieje, że demon wygląda na tak głupiego, jakim się zdaje.

Plan był prosty, przynajmniej w głowie. Po pierwsze - przenieść ciężar ciała w stronę barykady. Zgiąć lekko kolano, powiększyć rozkrok. W momencie, w którym jestem o krok od wyłożenia się jak długi na boku, obrócić stopę. Odskok. Przewrót? Nie. zbyt ryzykowny, mimo że szybszy. Niski odskok w bok który przechodzi w jeden krok odstawno-dostawny. W każdym razie - skrócenie dystansu jest priorytetem. Dlatego muszę powtarzać ten manewr po lekkim skosie dopóki "Pan Przystojny" nie zdecyduje się zamienić mnie na krwawą miazgę. Nogi gotowe do gwałtownego skoku w przód, tutaj muszę już zaryzykować przewrót. Muszę w tym samym czasie przywrzeć miecz płazem do piersi, to pozwoli mi na wykonanie cięcia. Gdzie ciąć... GDZIE CIĄĆ?! Cięcie nie ma sensu, nie rozpruję go jak zająca. Pchnięcie? Też źle. Nie przebiję jego serca. Za wysoko, chyba że się schyli. Ale równie dobrze może wtedy roztrzaskać mnie drugą ręką. Chyba, że znajdę się za jego plecami, wtedy... Cóż, mało honorowe. Ale lepszego pchnięcia nie wymyśle. Miecz w środek krocza, obrót, wyjęcie i przygotowanie do pchnięcia między kręgi.

Cały mój plan dość zamotał mi w głowie, tak jak swojego czasu podręczniki szermierki autorstwa Jackuba Gmocha. Jackub, kto go tak w ogóle nazwał? Chyba matka tydzień go rodziła i z nienawiści takie imię mu nadała. Zatańczmy przystojniaczku. Wyszeptałem, po czym przeszedłem do wykonania planu. Miałem tylko nadzieję, że się uda.
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

11
Sam Sakir nie mógł mieć pojęcia o tym, co robi jego gorliwy, pełny wiary wyznawca - Perian. Perian bowiem był nikim w porównaniu do boga, tak samo jak i cały gatunek ludzki. Jak więc porównywać Periana do Sakira? Więc nikt się by nie zdziwił po stwierdzeniu, że gdy Sakir nie wie, co wyprawiał Perian, tym bardziej Perian nie miał pojęcia o tym, co wyprawiał.

Serie skoków przyspieszyły bicie serca wojownika i sprawiły, że oddychał trochę ciężej. Niemniej, nadchodzący wolnym, lecz bardzo rozległym w krokach marszem demon jeszcze bardziej zwolnił, nie do końca wiedząc, czego się spodziewać. Niemalże zatrzymał się, wpatrując z głupim wyrazem twarzy na sylwetkę człowieczą. Zawył w bardzo ludzki i trochę komiczny sposób - nie był to ludzki okrzyk bitewny, krzyk oznaczający strach, smutek, tylko po prostu niezrozumiałe, zabawne wycie. Nie było jednak czasu na śmiech, gdy coś, co ewidentnie było demonicznym kurestwem, zamierzało Cię zabić.

Gdy tak skakał, poczuł wilgotność wzbierającą wokół niego i na nim. Nie opanowała ona naturalnie dolnych partii, lecz te górne. Nagły, nie zapowiedziany niczym deszcz uderzył w ziemię, opadając na Periana, demona i pobliskie, nieliczne drzewa. Małe, bardzo ostre krople uderzyły w stok. Widocznie Taniec Deszczu faktycznie działał, wystarczało tylko trochę wiary i nadziei w to, że się powiedzie. I tak oto stał się cud - spadł deszcz, wywołany pląsami Zakonnika. Niestety, pula cudów na ten tydzień została wyczerpana, więc Sakir nie miał już tutaj nic do roboty, jak tylko przygotować się na powitanie Periana u swych bram.

Gdy demon się zbliżał niemalże wyhamował, cofając prawy bark do tyłu, podrywając do góry rękę, w której dzierżył łańcuch. Z ogromną siłą i szybkością broń uniosła się w powietrze, zataczając okrąg, a żelazna kula, pełna mało kształtnych kolców z odgłosem podobnym do wybuchu uderzyła w miejsce, w którym przed chwilą był Perian, wbijając się w ziemię i rozsadzając kawałek skały. Niemniej, kula nie zaklinowała się na dłużej, niż sekundę. Gdy demon zauważył, że nie trafił, a szara postać jest prawie przy jego nogach, próbował się cofnąć i mieć człowieka przed sobą, lecz wbita jeszcze w ziemię kula zatrzymała go. Na jedną sekundę - tyle wystarczyło, by dać Perianowi drugi dzisiaj cud, poza Tańcem Deszczu.

Zakonnik nie zdążył znaleźć się za stworem, ale dosięgnął jego krocza. Z tej odległości, wszystko było odkryte - gdy Perian spojrzał w oczy przeznaczenia, śledząc swoje ostrze, gdy przebija krocze demona, nie dojrzał niczego. Nie było tam ani kuśki, ani jajec. Nie było jednak czasu na konsternację. Masywna, dziwnie pozbawiona skóry, jak częściowo reszta demona pięść przeleciała nad głową Periana, uderzając właściciela tej kończyny w miejsce poniżej kolana. Zakonnik umknął, zgodnie z planem za plecy demonicznego tworu, gdy ten tracił równowagę. Nie upadł jednak, a wyprostował nagle, rozglądając się przed sobą, gdzie też mógł się schować Zakonnik. Nieopodal stało drzewo, na które łatwo można by było się wspiąć, w kierunku równoległym do odległej teraz dużo bardziej, niż na początku linii obrony. Przez chwilę mężczyzna miał czas, by zobaczyć, jak demony próbują przełamać linię obrony - po prostu duże, ciemne kształty na tle płomieni, pośrodku kotłujących się, ludzkich wojowników.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

12
Deszcz? Co jeszcze? Może czwarta kompania ciężkozbrojna Czerwonej Chorągwi?. Deszcz po prawdzie, działał na moją korzyść tak samo jak i niekorzyść. Patrząc na drzewo, przypomniały mi się słowa matki. "Albo zamkną cię w domu obłąkanych, albo będziesz wielki." Schowałem miecz do pochwy. Szybkim, acz możliwie jak najcichszym krokiem udałem się ku drzewu. Starałem się chwycić jak najniższej gałęzi i potem wspiąć się w możliwie jak najwyższy punkt. Tam pozostało czekać. Ciężki oddech dawał się we znaki. Starałem się go uspokoić. Czekałem, na dogodny moment, by zrobić najbardziej szaloną rzecz mojego życia. Może nie tak szaloną, jak ukrycie się w podniszczonej drewnianej szafie nieopodal miejsca, gdzie Piękna Katarzyna zwykła brać nagie kąpiele. Bo w sumie, czym różni się rozwścieczona niewiasta od demona? Cóż, pozostało czekać na jakiś błąd demona. Albo koniec bitwy...
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

13
Gdy Perian zaczął się przekradać, zważał na to, by iść cicho, chociaż jego kroki były zagłuszane przez oddalone trochę okrzyki walczących żołnierzy, szczęk żelaza i dziwne syki, którym towarzyszyły silniejsze wybuchy światła, które widział kątem oka. Nie mówiąc już o rzadkich, aczkolwiek wspaniale słyszalnych ogłuszających rykach demonów. Pomimo tego, dbał o to, by demon, z którym walczył, nie dosłyszał go. Narzucił sobie ostre tempo. Niestety, niewystarczająco ostre. Okropne i straszne dudnienie, które pojawiło się nagle, jakby znikąd, hałasowało za jego plecami. Wysoka poczwara nie szła tak, jak wcześniej, lecz biegła, ciężko i niezdarnie, jakby z całych sił nie pozwolić na to, by Zakonnik uciekł. W sumie Zakonnik nie słyszał o kimś, kto przeżył po zaatakowaniu demonicznego krocza. Drzewo było bardzo rozłożyste, ale niezbyt wysokie, więc wspinaczka była bardzo łatwa. Łatwa dla kogoś, kto miał jedną rękę sprawną.

Gdy nogi Periana uniosły się z ziemi, a on sam wpłynął do zieleni, demon zarył kulą w ziemi, uderzając na ślepo pięściami o pień i najniższe gałęzie, powodując, że Zakonnik przewrócił się na jeden z konarów, leżąc w bezruchu, gdyż nie mógł złapać oddechu. Demon szalał gdzieś wokół drzewa, jakby szukając mężczyzny wokół pnia. Minęło dobrych kilka sekund, zanim długa, umięśniona ręka wsunęła się pomiędzy gałęzie, próbując namacać Periana wśród liści, łapiąc za gałęzie i konary. Długopalczasta dłoń łamała wszystko, co złapała, ostrożnie i powoli badając miejsce poszukiwania. Wtem też ręka zaczęła kierować się w kierunku konara, na którym leżał Zakonnik.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

14
Pięknie. Przypomniała mi się pewna żartobliwa bajka, o trzech rycerzach, królu i smoku. A raczej jej zakończenie "Panie, tu nie ma się co zastanawiać - tu trzeba spierdalać". Sprawną ręką postanowiłem chwycić konar. Starałem się jak najbezpieczniej dostać się na ziemie i jednocześnie pozostać poza zasięgiem wzroku bestii. Przebłysk geniuszu - elfia taktyka. Na ziemi już, postanowiłem znów zaatakować demona, tym razem możliwe jak najsilniejszym cięciem wycelowanym w tylną część kolana. Po czym uciec znów z zasięgu jego wzroku.
Obrazek

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

15
Schodzenie po gałęziach się udało i Zakonnik znalazł się w bezpiecznej odległości od zachłannej łapy zdenerwowanego demona. Gdy już był w zaciszu pnia, a oczy przeciwnika go nie widziały, postanowił wyprowadzić atak, korzystając z tego, że uciekł od demona niemalże całkowicie. Niczego się nie spodziewający, grzebiący wśród liści potwór poszukiwał swojej zdobyczy, niuchając nosem niczym pies gończy, chociaż zapewne sam nie wiedział po co.
Wtedy też Perian postanowił wyprowadzić swój zaskakujący atak. Ostrze przeleciało po tyle kolana niczym po kamieniu szlifierskim. Chociaż oba płazy wykrzesały masę iskier, mogących rozpalić potężne ognisko, to samo ostrze po prostu przepłynęło po mięsistej masie, dostając się pomiędzy kawałki twardej skóry. Cios trwał sekundę, może nawet nie. Żelazo zabarwione teraz niemalże całe w kolor krwi uwolniło cały jej potok. Purpurowa jucha trysnęła kaskadami i masą kropli, pokrywając całe ramię, kawałek głowy oraz barku mężczyzny. Dziwnym było odczucie, że krew zaczęła lekko szczypać i przypiekać, lecz nie było czasu na zastanawianie się. Ludzkie, pełne bólu wycie wyrwało się z krtani demona, a w jego ogromnych, wytrzeszczonych oczach dało się widzieć odbijające się blaski płomieni, rozpalonych na linii walczących - demonów i reszty kompanii.

Jeżeli można by było powiedzieć, że gniew demona był piecem kowalskim, to gdy żar powoli dogasał, Perian dorzucił do niego suchego drewna, a następnie wydmuchał całość swoich płuc wprost na owe drewno. Demon zawył raz jeszcze i cofając nogę od drzewa, odwrócił się w jego kierunku przodem, uderzając po najniższych gałęziach z furią. Gdy pięść uderzyła w jakąś gałąź nad mężczyzną, ta urwała się, wyrzucona wyprowadzonym na ślepo ciosem. Gałąź uderzyła w Zakonnika, powalając go i całkowicie przykrywając małymi gałązkami i liśćmi. Chociaż była ciężka, Perian czuł, że mógłby ją podnieść. Tymczasem demon szalał, wyżywając się na wyższych partiach drzewa, nie patrząc na korzenie, wśród których szara postać próbowała zniknąć.

- Jeeeść! - zawył z rozpaczą demon ludzkim głosem, chociaż z dziwnym akcentem.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Wróć do „Salu”