[Żelazne Klify] Wioska Gundranga
: 04 sty 2022, 18:50
POST BARDA
Intensywnie zielone oczy Valerii złagodniały stopniowo, powoli napełniane swego rodzaju satysfakcją i być może nawet czymś na kształt rozbawienia. Dostatecznie, by napięcie w jej ciele oraz gestach ostatecznie ją opuściło. Wydając z siebie zamyślony pomruk, przyjęła część pajdy pochwycony, a następnie przyciągnięty przez roślinę, by po krótkim namyśle uszczknąć z niej kawałek zębami. - Twoja matka była zatem roztropną kobietą z olejem w głowie, rzadko spotykaną w obecnych czasach - pozwoliła sobie skomentować, między kolejnymi kęsami oraz wolnym ich przeżuwaniem. - Zastanawia mnie jednak... Co sprawia, że osoby twojej profesji wyrzucają demony poza ten krąg? Czy może jest to twoje osobiste spostrzeżenie? Nawet jeśli oryginalnie nie pochodzą z tego świata, na swój sposób zmuszone są, aby się do niego dostosować, gdy przekraczają granice własnej domeny.
Oho. Wyglądało na to, że Valeria nie tylko znała się na magii i była w tym całkiem dobra, ale również zdawała się posiadać pewną wiedzę na temat głównych obiektów Marvinowego zainteresowania. Nie żeby było to coś wybitnie niezwykłego, jeśli rzeczywiście była druidką, zaklinaczem, czarownicą, wiedźmą, czy czymkolwiek tam jeszcze innym. Obdarzeni talentem magicznym często-gęsto lubili zagłębiać się w te sfery nauki. Zarówno w tych mniej, jak i bardziej przyzwoitych celach, rzecz jasna.
- Mścić się...? - powtórzyła po nim, prychając ostentacyjnie. - Czemu miałabym to robić, kiedy ich własna chciwość i świętokradzkie zapędy zemszczą się na nich najlepiej? Kariila już nigdy nie spojrzy na wioskę Gundranga przychylnym wzrokiem. Ich plony staną się marniejsze, bydło mniej liczne, a ich własne potomstwo z roku na rok coraz słabsze. To nie mnie wyrządzili największą krzywdę. W swoim zaślepieniu i pysze wyrządzili ją przede wszystkim samym sobie.
Słowa Valerii były gorzkie i gdzieniegdzie wręcz jadowite, nieważne jak neutralny byłby jej wyraz twarzy. Miała żal. Dobrze uzasadniony, jakby na to nie patrzeć. Dała jednak Marvinowi jasno do zrozumienia, że dalszy los wioski oraz jej mieszkańców nie obchodzi jej dłużej w najmniejszym stopniu. Jeśli jednak w ruch puszczona została maszyna na tyle silna, by odwrócić od nich oczy bogini odpowiadającej za płodność roli, zwierząt oraz ludzi, musieli wyrządzić szkody większe, niż tylko podniesienie rąk przeciwko prawdopodobnej kapłankce, czy też zwyczajnie wiernej jej wyznawczyni. Tak czy inaczej, bardzo wątpliwe, aby prosty wojownik był w stanie cokolwiek zdziałać w sprawie tego pokroju.
Kończąc ofiarowany jej chleb, kobieta chwyciła się jednorącz kilku pędów porastających ścianę, by podciągnąć się i spróbować stanąć na własnych, niepewnych wciąż nogach. Drugą ręką pilnowała, aby okalający ją materiał nie zsunął się.
- ... - posyłając Marvinowi bardzo wymowne spojrzenie, Valeria uniosła kąciki usta w cwanym uśmieszku. Trzeba przyznać, że mimo bycia oblepioną stygnącymi na jej ciele i włosach śluzami, uśmiech, nieważne jak wymuszony, wciąż dodawał jej sporo uroku. - Kto wie? Może jeśli pewien, wyjątkowo przemądrzały wojownik stanie się dla niej nowy nawozem? - zagadnęła niemalże melodyjnie.
Chwilę później oczywiście wywróciła oczami, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Nie obchodzi mnie dłużej ani wioska, ani jej mieszkańcy. Chcę tylko... - zawahała się. - Chcę sprawdzić, ile zniszczyli... Jeśli mój dom wciąż stoi, jeśli COKOLWIEK wciąż tam stoi... Jeśli nie rozkopali wszystkiego dookoła i nie zniszczyli wszystkich roślin... Chciałabym zabrać kilka rzeczy. Być może myć się i założyć coś bardziej przyzwoitego, zanim zdecyduję dokąd pójść?