[Żelazne Klify] Wioska Gundranga

1
Obrazek
Wioska położona w łagodnej i rozległej dolinie pomiędzy szczytami górskimi Żelaznych Klifów. Gdzieś przez jej środek przebijała się mała rzeka, spływająca z jednego z zalesionych stoków do sporego jeziora po drugiej stronie osady. Zalesione, zielone stoki spływały niemalże ze wszystkich kierunków do rozległych, przysypanych śniegiem pól, w których przebijały się gdzieniegdzie ciemne zarysy kamiennych, niskich murków, drewnianych płotów i zagród. Gdzieniegdzie też bardziej widoczne były kamienne chaty o drewnianych, spadzistych, bardzo wysokich dachach typowych dla tego rejonu. Cała dolina jakby zlewała się w jeden środek, przechodząc ze skalistych szczytów na zalesione zbocza, a poprzez pola, uprawy, zagrody i skupiska budynków do całkiem sporej wioski, która bez problemu mogłaby nosić miano miasta. Przypominająca liczbę osiem osada otoczona była wysokim, drewnianym murem o kamiennych fundamentach. Cztery bramy wychodziły na cztery strony doliny, a gdzieniegdzie widać było małe, drewniane wieżyczki, które nie umywały się do okrągłego budynku, usytuowanego na końcu osady, otoczonego dodatkową, wewnętrzną palisadą na stromym zboczu dziwnego występu skalnego - aby dostać się do siedziby Gundranga, najłatwiej było wejść przez dwie bramy i strome, kamienne schody.


Jedna ze stron doliny jednak ziała prześwitem szerokiej przełęczy, przez którą wiódł szeroki trakt, po obu stronach którego wybudowano niskie, kamienne murki, dzięki czemu był dobrze widoczny i zabezpieczony przed śniegiem. Kopyta Czarnej tylko czasem zastukały o jakiś kamień, bądź zapadły się delikatnie w białym puchu. W większości przypadków jednak swobodnie jechało się po dobrym gruncie. Thorvald spojrzał spod kosmyków białych włosów, marszcząc brwi i trzęsąc się lekko. Odkąd wyjechał z zajazdu, w którym dowiedział się o wiosce zdążył już lekko zmarznąć, pomimo tego, że śnieg nie padał zbyt gęsto, a pora zimowych chłodów już minęła. Niemniej, skórzany pancerz nie wystarczał, by go dostatecznie ogrzać, a perspektywa przyjazdu do Wioski Gundranga była nazbyt kusząca. W jego głowie pojawiało się jednak wspomnienie, wiążące się z pytaniem. Czy chcę podjąć się zadania rozwiązania tej zagadki? Seria dziwnych zabójstw może nie być dziełem potwora, a kultu, bądź mordercy.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

2
Zajazdy i tawerny od zawsze były dobrym miejscem dla kogoś kto szuka informacji. Alkohol sprawia, że ludzie stają się bardzo rozmowni, albo bardzo odważni. Tam też zasłyszał o tajemniczych morderstwach, które nękały wioskę Gundranga. Postanowił to sprawdzić, mimo iż nie śmierdzi to ani trochę machinacją potwora. Potwory z reguły napadają na ludzi bo są łatwym łupem, albo...po prostu lubią zabijać. Niemniej, nie pasowało mu to do schematu. Potwory, nawet te inteligentne, działały schematycznie. Coś mu nie pasowało. Ani o jotę.
Zjeżdżając traktem w dół doliny, drżał na samą myśl o spędzeniu nocy pod gołym niebem...Nie żeby nie był do tego przyzwyczajony, lecz mróz jaki skuwa Żelazne Klify nie zachęca...Ani trochę.
Zaciągnął kaptur na głowę, kiedy zaczął zbliżać się do bramy. Wyuczył ten odruch, aby nie przerazić ludzi, zwłaszcza na Północy.
Pociągnął lekko za wodze, zatrzymując Czarną. Klacz potrząsnęła łbem, stojąc około 50 metrów od południowej bramy, i...czekał.

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

3
Symbolicznie przystając przy południowej bramie, jako symbolu jego nadejścia do Północy, krainy rządzonej teraz przez śnieg i demony, czekał, zbierając na ramionach coraz cięższe i coraz szybciej się zsuwające górki białego puchu. Jego problemy w obyciu z miejscowymi były nazbyt widoczne - wielu chciało się na niego porywać, a wielu nawet to robiło. Niemniej, pozycja Łowcy Demonów była bardzo stosowna do tych stron i pomagała w niektórych konfliktach.

Wioska Gundranga była typowo Północna - surowa, pełna ludzi twardych, podejrzliwych i bojowo nastawionych. Chociaż było tuż po zmierzchu, na drogach wokół osady nie było niemalże nikogo - większość ostatnich przechodniów znikała gdzieś szybko w kierunku swoich domostw. Pochodnie gdzieniegdzie dawały nieco światła, ale większość zalewała ciemność. Czarna jednak stała w okręgu jasnego, ciepłego światła latarni.

Thorgund dłuższą chwilę wpatrywał się w bramę, aż nagle pojawiło się na niej jakieś światło i dopiero po chwili za światłem pojawiła się sylwetka mężczyzny w żelaznym szyszaku. Stanął przy zaostrzonych palach muru i wpatrywał się w ciemność beztroskim, znudzonym spojrzeniem. Nagle spojrzał w kierunku przybysza i wytrzeszczył oczy zaniepokojony, jakby nie wiedząc, czy faktycznie kogoś widzi. Podniósł pochodnię nad głowę, jakby miało mu to pomóc lepiej widzieć i zmarszczył brwi - Nie wpuszczamy obcych po zmroku! Czego tutaj chcesz?! - krzyknął wychylając się lekko nad mur brodaty mężczyzna w skórzanym kubraku, opatulony do tego futrem. Gdzieś w kilku innych miejscach muru, gdzie świeciły pochodnie, pojawiały się pojedyncze sylwetki strażników.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

4
Zaraza...Zapomniałem że tu jest aż tak zimno...
Pomyślał, czekając pod bramą. Nie było go w tych stronach ponad rok, który spędził włócząc się po Keronie w poszukiwaniu zajęcia. Słysząc plotki o wzmożonej aktywności demonów ruszył na Północ, zaś w Salu zasłyszał o tej wioseczce...Jedno się nie zmieniło. Północni jak zwykle są gościnni. Nic dziwnego. Wszak zakapturzony jeździec wystający pod bramą po zmroku nie budzi zaufania.
- Noclegu. I ze sprawą do waszego wodza.
Odparł sucho, lecz spokojnie. W jego głosie dało się usłyszeć północny akcent, co powinno pomóc w kontaktach z tubylcami. Wszak lepszy obcy z Północy niż obcy południowiec...

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

5
Nocleg wcale nie przekonał strażnika, a dodatkowo zainteresował jeszcze innego mężczyznę, który wyjrzał obok tego pierwszego znad drewnianych blanek i również uniósł swoją pochodnię, z zaciekawieniem spoglądając na Thorvalda. Gdy jednak padły słowa o ich wodzu, ten, do którego Thorvald przemówił na samym początku zmarszczył brwi w konsternacji, a na jego czole pojawiła się spora zmarszczka. Mlasnął kilka razy, jakby walcząc ze sobą w sprzeciwiających się myślach, po czym z rezygnacją pokiwał głową, burcząc pod nosem niezrozumiałe słowa, zakończone okrzykiem - Zajeżdżaj! - mężczyźni zniknęli za umocnieniami, a spora, ciężka, drewniana brama najpierw się opuściła - na łańcuchach zjechała kładka, chociaż osady nie otaczała z tej strony fosa, rów, czy rzeka, a dopiero potem zaczęły się otwierać ciężkie, solidne odrzwia, okute miejscami żelazem.

Gdy Thorvald wjechał przez bramę, powitał go ten lekko naburmuszony mężczyzna - Witamy w Wiosce Gundranga. Jestem Svein. Będę Twoim przewodnikiem - był niski i krępy, jak większość tutejszych, a na jego skórzanym kubraku wyszyto materiałowy herb z jasnym, białym sierpem księżyca. Łowca nie znał jednak tego herbu. Strażnik zmarszczył brwi i spoglądał dłuższą chwilę na przybysza, gdy zamykała się za nim już brama. Nad nimi i trochę za nimi, na podwyższeniu, na którym wcześniej pojawili się strażnicy, siedziało przy koksowniku kilku mężczyzn w futrach i skórach, debatując nad czymś zaciekle. Po obu bokach drogi, która prowadziła przez pustą polanę, która zaczynała się dalej warsztatami, w kierunku kamiennych domów, stało także dwóch uzbrojonych w topory mężczyzn, o takich samych herbach, szyszakach i futrzanych płaszczach.

- Eno! - krzyknął nagle z przestrachem Svein, łapiąc zza pasa za rękojeść miecza, lecz nie wyjmując broni i podejrzliwie, oraz gniewnie zmierzył wzrokiem Thorvalda. Gdzieś za nimi dało się słychać poruszenie i szczęk stali - Coś za jeden! Diabelstwo?! Demon?! Gadaj! - na twarzy gniewnego mężczyzny pokazało się przerażenie oraz determinacja.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

6
Łowca wjechał powoli, nie spiesząc się, i obserwując otoczenie. Natychmiast zlustrował podchodzącego doń mężczyznę. Typowy mieszkaniec Północy...Niski, brodaty, krępy. Łatwo pomylić z krasnoludem. Zsiadł z konia, trzymając wodze w lewej dłoni.
-Thorvald Biały.
Odparł sucho, przy czym niedbale skinął głową w powitaniu. Nie spodziewał się jednak uprzejmości. Reakcja Sveina była całkiem zrozumiała...i irytująca. Co jak co, ale na Północy powinni wiedzieć, jak czart wygląda. Na pewno nie jak Thorvald. Westchnął jedynie, lecz nie rozluźniał się, o nie...Był gotów bronić swojego życia, sięgnąć po miecz i walczyć. Ale nie chciał. Ten człowiek był przerażony...A plotki które na temat Thorvalda krążą, pewnie i tutaj dotarły...Jakoby był demonem który zabija inne.
-Widział Ty kiedyś demona? Diabelstwa, to ja zabijam.
...Poza tym, nawet byś nie zdążył jęknąć, jakbym był jednym z nich.
Pomyślał, odpowiadając niezwykle spokojnie, z lekką nutą irytacji. Cóż, takie są efekty nieodpowiedzialnych zabaw w alchemika.

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

7
Gdy zszedł z konia, Svein odszedł od niego o krok i dobył zręcznym ruchem krótki, jednoręczny miecz obosieczny, wyjmując go z pochwy przy pasie. Podejrzliwie spojrzał na swoich dwóch kompanów, którzy zbliżyli się z toporami w dłoniach, stąpając ostrożnie - Thorvald Biały? - mężczyzna zmarszczył brwi i popatrzył na pozostałych strażników, po czym nad głowę przybysza, spoglądając w miejsce bramy, wzruszając ramionami. Po chwili jednak otworzył oczy szerzej, jakby coś go olśniło - Thorvald, ten zabójca demonów? Wybacz zatem, gdyż wyglądasz jak diabelstwo, które się tutaj czasem spotyka. Czasem wyglądają tak samo, jak ludzie. Czasem normalniej od Ciebie - jego powaga i obojętne obycie powróciły na twarz, gdy zmierzył Thorvalda przenikliwym spojrzeniem, chowając miecz do pochwy. Podrapał się po brodzie i dał jakiś znak dłonią, cały czas wpatrując się w nowo przybyłego do miasta.

- Żem się kurna wystraszył, że to ten Lykaniec, bądź diaboł! - dało się słyszeć z ulgą i trochę zbyt głośno, jak na spokojny monolog za plecami Thorvalda. Gdy się odwrócił, trzech mężczyzn z tarczami i włóczniami zaczęło siadać na stołkach i taboretach nad bramą. Była tam spora półka - coś jakby taki mały garnizon dla patrolów po murach, w którym strażnicy pili, jedli i odpoczywali, czuwając w nocy. Dwóch łuczników, którzy stali już na murach, obok bram, roześmiało się cicho na zawołanie i powróciło do nudnego obserwowania ciemnych stoków. Svein natomiast zwrócił uwagę Thorvalda na siebie.

- Dobra. Chodź za mną. Po mieście nie wolno jeździć nikomu bez pozwolenia Gundranga. Pójdziemy od niego, skoro masz sprawę, Thorvaldzie Biały - przemówił bardziej płynnie i jakby wyrozumiale, niż wcześniej, a na pewno kwieciściej, niż jego pobratymiec z bramy. Machnął ręką i kiwając się na boki w trochę zabawny sposób zaczął dreptać do przodu przez ziemny trakt. Zaczęli mijać kilka drewnianych warsztatów i chat, by po chwili wejść w szeroką ulicę pomiędzy kamiennymi domami. Szli mniej więcej prostą drogą do kwadratowego placu, na środku którego ustawiono drewniany podest - zapewne do egzekucji, przedstawień i innych ciekawych dla pospólstwa zajęć. Od placu odchodziły cztery dobrze utrzymane drogi, zdecydowanie lepsze od wielu uliczek, które mijali podczas jazdy. Osada była niezwykle ciemna poza głównymi traktami - w oknach nie paliło się światło, a księżyc świecił strasznie blado.

Ominąwszy plac skierowali się drogą w kierunku stromego wzniesienia, po którym w skale wykuto schody, a na szczycie którego zza palisady i drewnianej bramy wystawał dach jakiegoś sporego budynku, na którym powiewał biało-niebieski sztandar, na czubku którego usytuowano półksiężyc - Zostaw tutaj konia. Chcesz teraz wejść do Łodzi, czy chcesz najpierw gdzieś zjeść, czy coś? - zapytał niedbale Svein, pozdrawiając gestem ręki dwóch strażników w rogatych hełmach i o długich włóczniach w dłoniach, schowanych za podłużnymi, kwadratowymi tarczami. Svein wskazał ręką na stajnię, w której ktoś teraz przebywał.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

8
Skinął twierdząco głową, zapytany o imię, nie odzywając się. Nie dziwiła go ta reakcja. Był do tego tak przyzwyczajony, że najzwyczajniej w świecie spływało to po nim, jak po kaczce. I tak zareagowali dosyć...Zrównoważenie.
- Wierz mi, gdybym był, nie czekałbym pod bramą. Wyglądają zdecydowanie normalniej.
Odparł, patrząc jak strażnicy siadają spokojnie na swych posterunkach, i wracają do opowiadania sobie rubasznych dowcipów i wsuwania kiełbasy. Taka służba to wakacje...
-Lykaniec?
Zapytał wiedziony zawodową ciekawością. Czyżby mieli problem ze zmiennokształtnymi? Nie, nie może być to takie proste...Ale, cóż. Zawsze jakaś robota.
Szedł w milczeniu prowadząc Czarną za wodze. Koń posłusznie kroczył za nim, od czasu do czasu prychając głośno. Kiedy stanęli pod siedzibą Gundranga, Thorvald zaprzeczył ruchem głowy.
-Pójdę tam od razu, jadłem już. Ale jeśli nie brak wam owsa, mój koń chętnie skorzysta.
Powiedział, przywiązując wodze Czarnej do płotu.
Przyjrzał się dwóm strażnikom...Te hełmy...Po co oni zawsze mocują tam rogi? Ani to nie praktyczne ani wygodne...
Był gotów wejść do środka, dowiedzieć się co gnębi tą miejscowość od samego dzierżcy. Ciekawe, czy przyjmie go Gundrang osobiście, czy może jakiś przydupas...Chociaż, to nie Keron, gdzie kniaziowie brzydzący się swych poddanych wysyłają namiestników na pożarcie gawiedzi.

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

9
- Ano, Lykaniec - odparł Svein, gdy ruszyli w podróż poprzez osadę, jakby było to oczywistą oczywistością. Czekał dłuższą chwilę, jakby dobierając właściwe słowa i wzruszył ramionami niedbale, wzdychając ciężko - Od kilku tygodni na wzgórzach wokół doliny ludzie widzą niby jakiego szarego jeźdźca, co pojawia się na ścieżkach leśnych i gdzieś tam znika, patrolując okolice wokół naszej doliny - zasępił się mężczyzna, chociaż w jego głosie dało się wyczuć nutkę wzgardy i rozbawienia - Jeszcze inni widzą ogromnego wilka, który biega czasem na dwóch nogach. Niestety dla nas faktycznie znajduje się ślady czegoś większego od wilka, kopyt, pazurów i butów jeździeckich po traktach i lasach. Ale to nie jest najgorsze. Ja szczerze wątpię, iż nawet jeżeli tam jakiś Lykaniec jest, to on robił te wszystkie mordy. W końcu wiadomo, że Lykaniec zabija w szale i wściekłości, a nie rytualnie i z dokładnością. Który wilkołak niby miałby wycinać fragmenty ciał i wycinać wzory na ofiarach? Moim zdaniem żaden - Svein splunął na ziemię poddenerwowany. Jeżeli ten dziwny, prosty, a jakże obeznany z potworami mężczyzna miał rację, to wokół Wioski Gundranga krążył wilkołak, a do tego ktoś zabijał mieszkańców w inny od wilkołaczego sposób.

Konia od płotu odwiązał jakiś chłopiec, ostrożnie idąc z nim do stajni, spoglądając na Thorvalda z zaciekawieniem, lecz gdy tylko ich spojrzenia się spotkały - odwrócił wzrok. Dwaj strażnicy przepuścili Sveina i jego towarzysza na strome, kamienne schody, które miały wiele skrętów i pięterek, na których poustawiano stojaki z pochodniami, gdzieniegdzie koksowniki. Gdy dotarli do szczytu, powitała ich drewniana brama w palisadzie. W bramie były jakieś metalowe zasuwy i jedna z nich odsunęła się. W dobrze oświetlonym otworze pojawiła się para szarych oczu na tle bardzo jasnej twarzy. Oczy spoczęły na Thorvaldzie z dziwnym gniewem i podejrzliwością, lecz rozpogodziły się na widok Sveina - Otwierać! - krzyknął ktoś za palisadą, gdy zasunięto zasuwę i drewniana ściana z całych pni uniosła się w kierunku zewnętrznym, zmuszając Sveina i Thorvalda do cofnięcia się. Wszędzie było stromo i mało miejsca, więc nie można było ryzykować zepchnięcia przez bramę.

Otworzono im wejście na mały, brukowany dziedziniec, którego krańce porastały niskie krzaki z fioletowymi kwiatami. Dziedziniec rozszerzał się, zapewne otaczając siedzibę władcy. Siedziba zaś była dziwna - przypominała swoją budową istotnie łódkę. U podnóży była trochę węższa, a oni stali obok jej burty, w której umieszczono kolejną bramę - lub raczej po prostu większe drzwi, obok których wznosiły się solidne filary, podtrzymujące trójkątny daszek nad drzwiami. Łódź jednak ta nie była za duża i zapewne służyła jako coś w rodzaju przedsionka, gdyż za nią i nad nią wznosił się całkiem spory, kwadratowy, drewniany budynek z kamiennymi wstawkami. Miał kilka balkonów, kilka okien - wszystkie ewentualnie wejścia do siedziby były małe i symetryczne, ale nigdzie nie paliło się światło - drzwiczki wszystkich okien były pozamykane. Tylko przed głównym wejściem w dwóch koksownikach palił się ogień.

Powitało ich czterech tarczowników w rogatych hełmach i futrach jako płaszczach. Piąty - ten o szarych oczach zmierzył Thorvalda spojrzeniem i przywitał się wyciągniętą ręką ze Sveinem. Jako jedyny tutaj nie miał tarczy i hełmu. Zamiast tego, słomiane włosy, spływające wraz z brodą z głowy na ramiona i kolczugę. Zza ramienia wystawał dwuręczny topór - Witaj Sveinie, kogo tutaj nam sprowadzasz wieczorową porą? - zagaił spoglądając z dziwnym wyzwaniem na Łowcę potworów.
- Witaj Burgenie. To Thorvald Biały, pogromca szkarad do naszego władcy Gundranga. Jest zainteresowany polowaniem - Svein uśmiechnął się znacząco, a Thorvald dostrzegł poprzez swoją czujność, że szarooki mężczyzna zwany Burgenem marszczy lekko brwi i spogląda z niechceniem na Thorvalda, lecz uśmiechnął się sztucznie i wskazał na drzwi, które dwóch strażników przed nimi otworzyło, mówiąc z dziwnym, nie pasującym do niego życzliwym akcentem - Proszę wejść - Svein wprowadził Thorvalda przez drzwi, za którymi było faktycznie wnętrze łodzi. Ustawiono tutaj pod ścianami ławki, na ścianach świeciły pochodnie, oświetlając mizernie wykonane obrazy i tarcze z herbami półksiężyca. Svein poklepał miejsce na ławce obok siebie, zachęcając Thorvalda, by usiadł obok niego i spojrzał na drugie z drzwi, kiedy te pierwsze, przez które weszli, zostały zamknięte - Musimy poczekać, aż Gundrang nas zawoła. Powiedz mi... - Svein jakby zastanawiał się, czy opowiedzieć pytanie do końca, wpatrując się w podwójne drzwi do wnętrza siedziby - Zabiłeś kiedyś krwiopijce? No wiesz. Wąpierza?
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

10
- Jeżeli to co mówisz jest prawdą, to Lykantrop może być tylko częścią układanki.
Odparł, analizując sobie to, co mówił do niego Svein. Nie...na pewno nie wilkołak. Nie sam. Może bestia robiła za zmyłkę, albo była pupilem owego tajemniczego jeźdźca...Lub to ta sama osoba, lecz to mało możliwe.
Niechętnie spojrzał na chłopaka...Widział, jak ucieka wzrokiem. Wystraszony. Wszak Thorvald przypomina śnieżnego elfa, lub upiora. Nic dziwnego. Kiedy szli w kierunku Łodzi, wychwycił bardzo ważny detal...Światła były zgaszone. Okna pozamykane na cztery spusty, a dopiero niedawno zmierzchało.
Wreszcie, pojawili się przed siedzibą Gundranga. "Powitani" zostali przez piątkę ludzi. Ten, którego Svein nazywał Burgenem, spojrzał się na niego inaczej od reszty. W geście wyzwania. Po słowach przewodnika, był niezwykle sztucznie uprzejmy. Thorvald przywykł do tego, że ludzie są wobec niego niechętni. Niemniej...To była nader dziwna niechęć.
Wchodząc do izby, zdjął kaptur swego płaszcza. Teraz można było "podziwiać" jego blade lico i białe włosy w pełnej krasie. Rozpuszczona fryzura swobodnie opadała na ramiona, nie zasłaniając oczu. Zupełnie jakby łowca trenował zdejmowanie kaptura tak, by nie zawracać sobie głowy włosami.
Gdy usiadł i zadano mu pytanie, nie patrzył na rozmówcę. Splótł dłonie odziane w ćwiekowane rękawice, opierając łokcie na kolanach i patrzył przed siebie...
-Wampirzycę.
Odparł sucho. Zabił wiele wampirów. Lecz ta wampirzyca utkwiła w jego pamięci na dobre...Lecz nie chciał tego tematu poruszać. Na pewno nie z obcymi.

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

11
Słysząc skromną odpowiedź Svein speszył się lekko, a na jego czole pojawiła się zmarszczka, gdyż zapewne oczekiwał zupełnie innej odpowiedzi. Próbował nie dawać za wygraną i dopowiedzieć sobie historię - Pewnie trudno było. Ja wampira widziałem tylko raz, ale niedaleko w górach - pokiwał głową i westchnął widząc, że Thorvald istotnie nie ma ochoty na rozmowy o wampirach, więc gdy tylko skądś rozległo się dziwne, metaliczne pukanie, wstał i podszedł do drzwi, zapraszając przybysza gestem. Drzwi otworzyły się na zewnątrz, a Svein szybko przez nie przeszedł. Weszli teraz do sporej, kwadratowej sali, którą podtrzymywały kamienne kolumny. Po obu bokach, za długimi ławami i stołami, zastawionymi bardzo skromnie widać było spore przejścia do schodów, prowadzących zarówno w dół jak i w górę. Niemniej, chociaż stoły zajmowały dużo miejsca, to nie one zwracały uwagę. Wnętrze było bardzo dobrze oświetlone pochodniami, a na środku paliło się okrągłe palenisko, otoczone kamiennym, niskim murkiem. Na patykach piekła się świnia, a znad świni, z drewnianego tronu spoglądał na nich srogo mężczyzna. I to nie byle jaki - mężczyzna wstał, podchodząc do ogniska i założył ramiona na piersiach. Był wysoki i bardzo muskularny, będąc niemalże olbrzymem. Siwa, potargana broda nie szła w parze z długimi, równie szarymi włosami, zatkniętymi z tyłu w koński ogon, który nijak nie pasował do tych stron - bardziej do Fenistei, lub Archipelagu. Nieznajomy miał na sobie jedynie skórzane spodnie i płaszcz z białego futra, który kończył się na głowie nakryciem głowy, które Thorvald rozpoznał jako głowę wilkołaka. Dziwny luksus - futro wilkołaka jako płaszcz. Głowa bestii spoczywała zatknięta w metalowy uchwyt na ramieniu mężczyzny. Oddychał ciężko masywną piersią, spoglądając na nich z góry.

- Thorvald Biały. Łowca Potworów, jakich tu wielu na Północy. Co miałbyś mi do zaoferowania, czego nie zrobilibyśmy sami? Zapewne chcesz rozwiązać zagadkę, jak giną moi ludzie? To Ci dopiero afera, że z dalekich stron ludzi ściąga. Jeżeli jednak myślisz, że dostaniesz coś za puste obietnice, to się mylisz - mężczyzna spuścił dłonie na biodra, zaciskając je w pięści. Dopiero teraz Thorvald dostrzegł w ciemnościach kilka postaci - głównie służących w skórzanych fartuchach, ale także i kilku wojowników. Wszyscy siedzieli na zacienionych ławach przy ścianach, lub za filarami, dopiero teraz pokazując się Łowcy.

- Ależ mój panie, Gundrangu. To profesjonalista. Z pewnością może nam pomóc i może okazać się bardziej utalentowany niż Burgen - zmarszczył brwi Svein, wychodząc krok naprzód stanowczo i pewnie, ale i przyjmując słowa władcy z pokorą. Widocznie był bardzo pewny powodzenia Thorvalda - oby jego sława nie była fałszywa, bo może nażreć się tutaj jedynie wstydu, a nie dobrego, ciepłego jedzenia.

- A więc, Thorvaldzie - zaczął, wzdychając ostentacyjnie i znów zakładając ramiona na klatce piersiowej w geście zniecierpliwienia. Obdarzył Sveina dziwnym spojrzeniem i nieco się rozpogodził, chociaż w jego wzroku szarych oczu czaiła się ta sama niechęć, co u Burgena. Być może byli rodziną i chcieli sami zająć się swoimi sprawami. Niemniej, Svein umiał widocznie na nich wpływać - Chcesz podjąć się zadania? Bez wyników nie będzie zapłaty i będziesz musiał wykupić nocleg i pożywienie z własnej kieszeni. Jeżeli taka Twoja wola, udzielę Ci instrukcji - skończył wyczekująco.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

12
- I jeszcze żyjesz? Owszem, było trudno. Potrafią zmienić kształt. Omamić ofiarę urokiem. Zwieść ją. Są szybsze i silniejsze od ludzi...Ale mają swoje słabości.
Odparł. Nie miał zamiaru poruszać tematu wampirzycy... Svein nie był jego przyjacielem. Ledwie znajomym. Chociaż, z drugiej strony, wydawał się być w porządku.
Wreszcie, weszli do wielkiej komnaty, która była dla Thorvalda typową Wielką Salą północnego wodza. Sama jego osoba imponowała. Ogromny, umięśniony brodacz, wielki jak góra. Wypisz wymaluj przywódca plemienia...Lecz co przykuło jego uwagę najbardziej, to rysy twarzy...Te same oczy co u Burgena, podobne rysy twarzy...Oraz dosyć oryginalny płaszcz. Jak widać, wilkołaki nie pojawiły się tu od wczoraj. A to dla Thorvalda sygnał, że jest źle.
Łowca ukłonił się niedbale, nie za nisko, nie za płytko. Północni nie mają bzika na punkcie pokłonów, jak ma to miejsce na południu Herbii. Tyle wystarczy...
-Zdążyłem zauważyć, że gdybyście dali radę sami, nie byłbym tu potrzebny. Lecz z tego co zdołałem się dowiedzieć, tak nie jest. Chętnie zbadam tą sprawę. I zlikwiduję, cokolwiek Was gnębi. O zapłacie pomówimy po wszystkim
Odpowiedział, lokując swoje żółte, podkrążone oczy na szarookim, brodatym mężczyźnie. Mimo ostentacyjnego tonu, widać było konsternację pośród ludzi... Skoro on jest przekonany, że uporają się z tym bez jego pomocy, to...czemu tak nie jest? Łowca swoim spojrzeniem mówił sam za siebie, że on się tym zajmuje nie tylko dla zysku, a z idei.
- Potrzebuję wszystkiego, co dotyczy tej sprawy. Wiadomo, że krąży po dolinie jeździec, i stwór przypominający wilkołaka. Muszę wiedzieć wszystko, co może być przydatne.
Dodał, krzyżując ręce na piersi.

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

13
Na słowa Thorvalda, Gundrang zmarszczył brwi i wykrzywił gniewnie usta, widocznie obrażony tym stwierdzeniem, chociaż nie wymówił żadnego gniewnego słowa, rozumiejąc, że stwierdzenie to jest prawdziwe. Oddychając ciężko lustrował spojrzeniem Łowcę od stóp do głów - kilku mężczyzn w cieniu podniosło się z ław, ale nic nie powiedziało. Thorvald zobaczył, że spośród kilku wstało trzech mężczyzn w czerwonych, dziwnych, delikatnych tunikach, stanowczo nie pasujących do tego klimatu i okolic. Bardziej do dalekiego południa i wschodu, gdzie liczy się przede wszystkim prezentacja.
Svein nerwowo przełknął ślinę i spojrzał na Thorvalda z powątpiewaniem, lecz pokiwał głową jako znak potwierdzenia i spojrzał na Gundranga z pewnością siebie, prostując lekko plecy, lecz nadal, jako człowiek krępy i niski był niesamowicie mały w porównaniu do wodza. Ten zaś uspokoiwszy się trochę westchnął i zszedł na bok, siadając przy ognisku, które było na środku sali. Opadł ciężko na jedną z bliżej postawionych i odległych od tych zacienionych ław. Trzech mężczyźni w czerwonych tunikach i dwaj zwykli, typowi wojownicy w skórzanych kubrakach podeszli bliżej i usiedli za swoim przywódcą. Uwagi Thorvalda nie uszły szare oczy mężczyzn w tunikach i ostre rysy, niewątpliwie bardziej skłaniające Thorvalda do osądu, że pochodzą oni z dalekich stron.

- Wszystkiego? Cóż. W naszej wiosce od kilku lat dochodzi do tajemniczych zabójstw co kilka miesięcy, zazwyczaj w pełnię - Gundrang wydawał się już zmęczony tym opowiadaniem i niezwykle zatroskany sytuacją w jego wiosce, która niewątpliwie osłabiała jego pozycję. Opowiadał bardzo znużony - Ciała są zazwyczaj umieszczone w dziwnych pozach, w kręgach ofiarnych, na ścianach, ułożone w rozpostartej pozie. Ciała są pokaleczone małymi ranami, a głowa jest wyrwana, bez śladów cięcia. Wilkołaki są silne. Ktoś mógłby z nimi współpracować, albo być Zmiennokształtnym i zabijać ofiary w dwóch postaciach. Oderwane głowy, rany po małych ostrzach i zazwyczaj wyprute flaki i wnętrzności. A na głowach, które leżą zazwyczaj gdzieś nieopodal, na czole jest wyznaczony symbol... - Gundrang wstał ciężko i wyjął z kieszeni coś, co przypominało papier. Było to tak na prawdę płatem skóry z dziwnym rysunkiem.
Obrazek
- To ten symbol. Jak chcesz się podjąć rozwiązania sprawy, przydzielę Ci Sveina do pomocy. Możesz zacząć od zaraz, ale nie dostaniesz innej pomocy, póki nie zobaczę efektów - zmarszczył brwi Gundrang, trzymając przez chwilę kawałek skóry w dłoni, po czym schował go i spojrzał na Thorvalda z wyczekiwaniem.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

14
Szedł po cienkim lodzie...Nadepnął na bardzo delikatny stopień...Tak delikatny, że mógł polecieć na kopniakach z tej sali. Niemniej, tak się nie stało. Jedyne, co uczynił, to wytknął zbyt posuniętą dumę miejscowych w obliczu zagrożenia.
Jego uwadze nie umknęli nietypowi mężczyźni w czerwonych tunikach...Ubrani niezbyt..miejscowo. Wyglądają zdecydowanie inaczej niż tubylcy... Zdecydowanie Południowcy. Albo z Archipelagu, albo z pogranicza Urk-uhn. Te szare oczy...Podobne do oczu Gurdranga oraz Burgena. To mu śmierdziało i to bardzo...
Słuchał wodza ze spokojem, analizując każdą cząstkę informacji. Dzikiego Lykantropa od razu wykluczył. W wilczej postaci kieruje nimi jedynie pierwotny głód i szał zabijania. Żadnego myślenia. Musi za tym stać konkretna osoba...Lub cała grupa. Lykantrop jest tu jedynie ogarem, zaganiającym ofiarę dla myśliwych.
-Podejmuję się. Zajmę się tym natychmiast. Jeżeli będzie potrzeba dodatkowej pomocy, będziesz o tym wiedział.
Powiedział, zapamiętując ów tajemniczy symbol. Natychmiast sprawdzi to w swoich notatkach dotyczących demonów i demonicznych rytuałów, które ma w jukach. Po to musi iść do Czarnej.
Kiedy już zostanie wypuszczony z sali, pójdzie w kierunku stajni, czekając rzecz jasna na Sveina. Musiał od niego dowiedzieć się więcej...Czuł, że Gurdrang wszystkiego mu nie mówi.
-Powiedz mi Sveinie...Co to byli za ludzie w czerwonych szatach? Wyglądali na Południowców. Myślałem że tutaj się nie przepada za obcymi, a zwłaszcza z Południa.
Zapytał, obniżając głos. Szli wszak uliczką, ktoś mógł usłyszeć. A czuł, że wątek ten jest szyty o wiele grubszymi nićmi niż mu się zdawało na początku...
Kiedy doszli do stajni, wyjął z juków poniszczoną książkę. Była to samoróbka, którą złożył z byle jakich materiałów. Lecz nie okładka tu była najważniejsza. Treść liczyła się o wiele bardziej. Były to informacje o demonach i rytuałach...Przywołania, pakty, nawet nekromantyczne zaklęcia...Wszystko co mogło swoją mocą zaszkodzić. Szukał owego symbolu. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak brama...Albo oko. Lecz wątek wilka wydawał się być kompletnie nie pasujący do obrazka. To nie zwykła banda akolitów którzy chcą przyzwać demona...To coś więcej. Ale...Co?

Re: [Żelazne Klify] Wioska Gundranga

15
Gundrang uśmiechnął się lekko, jakby z politowaniem i pokiwał głową w stronę Thorvalda, po czym strzelił kościami w pięściach i znów pokiwał głową potakująco - Niech będzie. Dostaniesz zapłatę za wykonaną pracę. Pamiętaj też, że za próbowanie nie zapłacę ani monety. Sam chciałeś - burknął na sam koniec z niechęcią wódz i wstał ciężko, spoglądając chwilę na Sveina dziwnie i porozumiewawczo jakby. Ten skłonił się w odpowiedzi lekko i obrócił na pięcie w stronę wyjścia, ku któremu zaczął zmierzać. Thorvald zauważył odwracając się, że jeden z ubranych w czerwień mężczyzn nachylił się do Gundranga, szepcąc mu coś do ucha, co wyraźnie rozbawiło wodza.

Burgen widząc ich zmarszczył brwi i uśmiechnął się szeroko, zaciśniętymi ustami, po czym zawołał, zwracając uwagę pozostałych kilku strażników - I co, Sveinie?! Myślisz, że tym razem podołasz. W końcu Ty i Twój klan jesteście bardzo zdolni - rzucił zgryźliwym tonem, widocznie bardziej wrogi, niż wcześniej, lecz nie wiadomo było, co było tego powodem. Svein nie odezwał się od razu, jedynie zmierzył Burgena wzrokiem, podszedł do niego, zbliżając się na bardzo bliską odległość, dotykając niemal czołem do brody Burgena i splunął w bok, mijając szarookiego mężczyznę.

- Z pewnością pójdzie mi lepiej, niż Tobie. Mam nadzieję, że uczulenie minęło - pozostali strażnicy zaczęli chichotać, a niektórzy wybuchnęli śmiechem. Gdy zaczęli schodzić po schodach, Svein był gotów do odpowiedzi, żując coś jakby, memłając jakieś niezrozumiałe słowa zza brody.

- No, to tacy jakby krewniacy naszego wodza i Berguna. Daleka rodzina, która przyjechała tutaj kilka lat temu. Teraz jedzą, piją i bawią się na koszt wioski, ale nikt nic nie powie, bo to w końcu krewniacy wodza - zmartwił się wyraźnie Svein, podchodząc do stajni i czekając przy wejściu na Thorvalda, który w zniszczonych już zapiskach znalazł po dłuższej chwili to, czego szukał. W dziale demonicznym.
Spoiler:
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Salu”