Re: [Podmurze Salu] Gospoda „Pod Czarną Szeklą” i okolice

31
Mężczyzna był rad, że upojenie alkoholowe łowczego, było zdecydowanie mniejsze, niż kupca. W głębi duszy, miał nadzieję, że "człowiek lasu" będzie mu w stanie pomóc. Chciał, aby Huanem zaopiekowano się jak najszybciej.

Gdy, w przejawie trzeźwości, kupiec wpadł na genialny pomysł, rozświetlenia nieco tego miejsca, Carvir obrzucił badawczym spojrzeniem, mężczyznę, któremu miał zaufać i być może powierzyć Huana.
Gdy ten podszedł, wojownik opowiedział dokładnie o stanie swojego psiaka. Pominął jednak szczegóły i okoliczności. Miał nadzieję, że kupiec również odpuści, tworząc w swej głowie jakąś pijacką historię.

Wiedział jedno. Nie miał się zamiaru nigdzie ruszyć, póki będzie wiedział, że jego przyjacielowi nic nie zagraża. Po części była to jego wina. Czuł się z tym źle, stłumił jednak w sobie to uczucie i skupił na teraźniejszości.

Re: [Podmurze Salu] Gospoda „Pod Czarną Szeklą” i okolice

32
Kiedy Carvir skończył opowiadać o swoich perypetiach, łowczy westchnął i od razu zabrał się do pracy. Nie zadawał żadnych pytań, a niedokładnego wywodu słuchał tylko jednym uchem, wyłapując jedynie fragmenty bezpośrednio dotyczące szczeniaka.

Kiedy podróżnik przerwał tyradę, Bohdan zakasał rękawy, odchrząknął i jął delikatnie obmacywać psią łapę. Przez dłuższą chwilę w milczeniu badał pogruchotaną kończynę, spoglądając przez cały czas na Huana. Zwierzak, czując na sobie jego dotyk, nawet nie pisnął. Był dziwnie spokojny, wyciągnął nogę przed siebie, pozwalając mężczyźnie na dalsze oględziny.

Wkrótce łowczy wyprostował się, aż coś mu w grzbiecie strzeliło i rzekł do Carvira wciąż spokojnym, ale jakby twardszym głosem:

- No, chłopie, nieźle urządziłeś tego szczeniaczka. Powinienem cię za to sprać jak wieprzka, gówniarzu! A rękę mam ciężką, wierz lub nie. Siedząc w karczmie widziałem, jakżeś kopał stajennego. Ładnie to tak, ludzi po żebrach okładać? - Łowczy przybrał bardziej stanowczy, wyzywający ton. - Masztalerz ci nie wystarczył, to obiłeś bezbronnego szczeniaka, co? Nie tłumacz się, bo w dupie mam twoje wyjaśnienia - dodał, zanim Carvir pojął, co jest na rzeczy.

Nie czekając dalszych wyjaśnień, Bohdan na powrót zajął się Huanem. Zabrał od kupca rozpaloną żagiew i bez słowa wcisnął ją w ręce podróżnikowi.

- Poświeć tutaj - powiedział oschle, nawet nie patrząc w jego kierunku.

Nagle Bohdan wyciągnął zza pasa swój mały kozik; światło pochodni odbiło się od zakrzywionego ostrza. W powietrzu zawisła dziwna cisza, serca wszystkich biły jakby wolniej, czekając na pierwsze cięcie... które nie nastąpiło. Napięcie opadło tak szybko, jak powstało, bo nożyk zamiast na psiej skórze, wylądował na ziemi. Łowczy nie miał zamiaru kroić szczeniaka. Odwiązał od przewiązki małą, drewnianą pochwę, w której do tej pory spoczywał majcher i przyłożył ją do uszkodzonej łapy Huana. Chciał w ten sposób usztywnić pogruchotaną nogę zwierzaka; futerał na broń miał odpowiednią długość. Następnie mężczyzna zajął się nastawianiem kości. Cała sprawa polegała na odpowiednim ustawieniu rozłamanego gnata. Ta sztuka poszła mu całkiem sprawnie. Szczeniak zajęczał przeciągle, zakasłał i już było po wszystkim. Bohdan przytwierdził pochwę za pomocą rzemieni. Po skończonym zabiegu pogłaskał wyczerpanego Huana, który przez cały czas siedział cicho jak trusia, podniósł z ziemi kozik, wstał i przeszedł pod ścianę.

Całą sytuację od samego początku obserwował podchmielony kupiec, który wodził zamglonym wzrokiem po wszystkim dokoła, a najdokładniej przyglądał się kozie, w skupieniu przeżuwającej wysuszoną trawę. Koza z kolei obserwowała uważnie kupca, zerkając nań swoimi prostokątnymi źrenicami...


.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Salu”