[Mroźne Morze] Statek kupiecki

1
Podczas cieplejszych miesięcy na Mroźnym Morzu nietrudno napotkać kupieckie statki. Za drobną opłatą mogą przewieźć zarówno towar, jak i pasażerów.
***
Podróż Mirgrota

Główna przystań

Mirgrota przebudziło skubnięcie. Najpierw małe. Potem już całkiem bolesne. Coś przegryzało jutę, dobierając się przy okazji do jego ucha i dziabiąc okrutnie, uskakując ze szczurzym piskiem dopiero, kiedy się diabeł gwałtownie poruszył, przez chwilę tak zdezorientowany po ocknięciu się, iż zapomniał, że wciąż siedział w worze i zaplątał się w nim gwałtownie. Bez skutku. Ktoś zawiązał worek szczelnie, tak, że nie sposób się było samemu wydostać. Bezsilny, Mirgrot nie miał z początku pojęcia, gdzie się mógł znajdować, lecz zmysły z wolna poczynały przytomnieć i wracać do niego. Pierw światło wydało się podejrzane, a raczej jego brak. Ani promyk nie przesączał się przez materiał, nie wspomniawszy nawet o cieple, ani choćby słaba poświata dnia. Do tego było cholernie zimno, chociaż diabeł należał do tych, co do chłodu nawykli. Słyszał buszujące gryzonie, nad sobą — głosy, przytłumione, charakterystyczny chlupot wody i skrzypienie zbutwiałych desek.

W końcu też, gdziekolwiek leżał, nie musiał leżeć sam. Ktoś spostrzegł wreszcie, że worek obudził się i wiercił się nieznośnie, gdzie brakowało powietrza oraz niechybnie zdążyły ścierpnąć wszystkie kończyny.

Ej... Ej, Jarno! — ponuro Mirgrot rozpoznał głos jednego ze swoich porywaczy, tego o kretyńskim imieniu. — Jarno, patrz! Obudził się!
I? Niechaj się budzi, w rzyci to mam. Droga jeszcze długa, zaraza...
To co z nim teraz?
Gówno. Chispwick jeszcze nie wołał. I daj spać, rzygać mi się chce...
Fidek zaczął coś gadać, lecz jakby się zawahał, umilkł.

Wreszcie jednak Mirgrot poczuł znowu dźgnięcie przez materiał, jakby lżejsze.

Ejże, ty tam... diaboł... — Fidek doprawdy nie brzmiał mądrze. Tym dziwniejsze jednak zdawało się, że umysł jego był całkowicie nieprzystępny, głuchy, jak i u jego towarzysza. — Diaboł! Żywyś? Jak ci tam?

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

2
Mirgrota rzadko kiedy ktoś porywał, więc i do doświadczenia w tej materii. Na szczęście przez większość czasu jego rola ograniczała się do bycia nieprzytomnym i wywiązywał się z obowiązku wyśmienicie. Przebudzenie nie należało do najmilszych, jego wrażliwe ucho poczuło ducha przygody, a raczej jego zęby. Pisnął i szarpnął ciałem odstraszając nieznajomego napastnika. Zaczął panikować nieco, oddech mu przyśpieszył a serce zaczęło bić mocniej. Miał mocne nerwy, lecz nienawidził bezsilności. Był słaby, mógł jedynie liczyć na litość jego wrogów, gardził sobą w tej chwili. Szarpnął jeszcze raz sprawdzając siłę więzów.
Gdy nieco ukoił nerwy, zaczął myśleć. Wyprężał mózg, jego najwspanialszy organ by zorientować się w sytuacji. Słysząc chlupot wody pomyślał o statku, nie dostrzegając światła i czując wybitnie niską temperaturę pomyślał o podpokładzie. Gdzie niosły go wiatry losu? Nie mógł tego wiedzieć, był skazany na słuchanie tej dziwacznej rozmowie dwój zbójów. Oh ileż męki kosztowało go by nie skomentować absurdu tej sytuacji. Gdy zwrócono się do niego, prosił Bogów o siłę. Wymuszenie na jego osobie bycia miłym było wyjątkowo trudne. Tym razem jednak jakoś musiał pokonać swoją dumę, na ten swój dziwaczny sposób Fidek był uroczy.
- Cóż, pomijając fakt porwania, guza wielkości Twojej pięści na mej łepetynie i potarganego futra... jest całkiem, całkiem, tylko ten wór, czy można by tego uniknąć?- gdyby mógł spojrzał by teraz pewnie błagalnymi oczami- Grzecznie prosiłbym o jego zdjęcie i porozmawianie jak ludzie i nieludzie na poziomie.
Tymczasem jednak wypełnił majestatyczne więzienie swoimi mackami, jak były mury to i musiał być gdzieś i budowniczy. Prześlizgał się przez liczne umysły. Cóż, miał przed sobą nie lada wyzwanie, krążył po nie wiadomo ilu swoistościach, a na dodatek było mu cholernie niewygodnie. Zdjęcie tego cholerstwa byłoby pierwszym krokiem do wolności.

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

3
Mirgrotowi odpowiedziała cisza, poza głuchym sapnięciem. Głowa Fidka musiała pracować na nieosiągalnych zazwyczaj obrotach, trawiąc jego słowa i tężejąc w milczeniu, diabelstwu nie pozostało tedy uczynić nic więcej, jak pomóc sobie choćby w niewiedzy, sięgnąć po swą magię. Wciąż był oszołomiony po bezpardonowym potraktowaniu i jeszcze gorszym przebudzeniu, osłabiony, czar porządził się więc nieco swymi prawami, nim Mirgrot w końcu zacisnął zęby i myślami powędrował ku górze. Zawiódł się z początku. Nie myliły go, co prawda, ograniczone zdolności dedukcji — natknął się na umysły żeglarzy, lecz te w większości płytsze, niźli niektóre kałuże w porcie Salu, skupione jeśli nie na robocie i klęciu na nią obelżywie, to na rumie pod pokładem lub rozpamiętywaniu panien w przystani. Te myśli Mirgrot opuścił jak najprędzej, plując sobie w brodę, że co ujrzeć zdążył, to jego... W końcu jednak natrafił na umysł charakterystyczny. Umysł oporniejszy. Nie tak nienaturalnie, jak głowa chłopaczka z Salu, czy Fidka, czy Yarno, a ustępujący z wolna, gdy diabeł wytężył siły. Kapitan, wyczuł z nadzieją. Któż, jak nie kapitan, miał wiedzieć i rozmyślać, dokąd niósł statek?

...ja im pokażę klar, wyroniom zasranym, myślał kapitan. Będą zapieprzać całą drogę do...

E! — poczuł nagle ostrzegawcze dźgnięcie w wór. — E, diaboł! Diaboł, ja cię wypuszczę... Ale lepiej ci, jak nic głupiego nie poczynisz...

Najwyraźniej przekonany w końcu oratorskimi zabiegami Mirgrota, Fidek zabrał się do rozwiązywania worka. Diabeł poczuł lekkie szarpnięcie, po czym juta opadła w końcu, a ciemność ustąpiła, ukazując mu niechybnie część ładowni, ciasną i przechodzącą wilgocią, zapakowaną gęsto skrzyniami, beczkami, z których dochodził charakterystyczny smród ryby, spiętrzonymi pakułami. I ukazała się nie zdradzająca obliczem dziedzictwa pokoleń wybitnej inteligencji, okrągła twarz przykucniętego chłopa, pokryta zarostem. W dłoniach chłop trzymał drewnianą pałkę, jakby na wszelki wypadek, łypiąc czujnie, czy diabelstwo nie rzuca się do heroicznej ucieczki pod pokładem. Za jego zaś plecami znajdywało się nic innego, jak inne plecy, odwrócone od nich i chrapiące na koi. Mirgrot pożałował widoku wytartych portek, zsuwających się z tyłku śpiącego oprycha.

Przez drewnianą kratownicę w sklepieniu przesączało się światło dnia.

Wybacz, diaboł, my tak nie po złości z tym worem, wystaw sobie... Mus to mus...

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

4
Magia to bardzo zawodne narzędzie, delikatne jak główka niemowlaka, a jak przypierdoli... to bójcie się Bogowie. Tak i teraz nie wszystko poszło po myśli Mirgrota, jego moce często były przekleństwem, wiedział o ludziach więcej niżby chciał. Straszne i milsze sceny przelatywały, i wylatywały przez jego umysł. Wzdrygał się za każdym razem słysząc ohydne myśli żeglarzy, nigdy chyba nie stanie się odporny na niektóre bluźniercze wspomnienia. Odetchnął z ulgą czują swoistość oporniejszą, bardziej wytrawną. Już wwiercał się w nią, pokonywał pierwsze warstwy. Diablęcie miała swoistą teorie na temat "warstw". Pierwsza zawierała myśli, nagłe uczucia, przelotne rozmyślania, była cienka jak papier i delikatna. Druga była grubsza, ciężka i otoczona swoistym murem, to wszelkie tajemnice, sekrety i myśli, których strzeżemy najbardziej. Ostatnia, najgrubsza to wspomnienia, sny, marzenia i zakodowany charakter. Problem polegał na tym, że trafienie w środkową warstwę było najcięższe, za duży nacisk i trafimy do podświadomości, za mały a będziemy mącić się w mętnym morzu powierzchownych myśli. Niestety tym razem nie trafił, pech był dzisiaj jego druhem.
Gdy obiecano mu wolność ucieszył się żałośnie. Niby coś, niby nic. Gdy tyko zdjęto z niego wór dotarł do niego cały zestaw zapachów, od którego go zemdliło. Czuł się co najmniej niekomfortowo, futro miał posklejane i brudne, oczy podkrążone, a guz promieniował nieznośnym ciepłem. Nie był to szczyt jego marzeń na ten dzień.
Miał ochotę wyżyć się na biednym Fidka, już miał krzyczeć ale patrząc na tę smętną gębę nie mógł się wysilić nawet na pisk. Spojrzał w jego dziwnie przyjazne oczy, szukając czegoś, sam nie wiedział czego.
- Wybaczam...- wybełkotał niepewnie- żadna praca nie hańbi, ponoć...
Nie był pewien co powiedzieć, nie był dobrym mówcą, ba był kiepski w gierkach słownych, bo po co rozmawiać jak można wyssać informacje ze świeżego móżdżku? Cóż, nie każdy mógł być nim.
- No dobra Fidek, jak już gadamy to trzeba coś wyjaśnić, po kiego mnie to łajbą wieziecie? Jeśliś z do Sakirowców chcecie mnie zaciągnąć to lepiej mnie tu wyrzućcie, rycerzykami też nie jesteście bo byście już mnie zabili, więc... czego ode mnie chcecie Fenek?
Nie wiedział czy chce znać odpowiedzi na te pytania, wszystko w okół niego było jedną wielką tajemnicą, miał coraz większe przeczucie że to nie przeznaczenie, a po prostu jego lekkomyślność znów dałą o sobie znać.

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

5
Chłop zmarszczył czoło. — Sakirowcy?... A, rycerze, zakon, diabłołapy! — ożywił się, kiedy w końcu pojął, o kogo chodziło małemu rozmówcy, w chwilowym przebłysku inteligencji. — Nie, diaboł, my nie do nich, my nie będziem was ubijać, ino interesa mają do was... — ugryzł się w język i urwał, nim wyjawił, kto i jakie znów interesy zamierzał sobie względem porwanego, każąc załadować go do worka i wrzucić na statek, płynący w nieznane. Mirgrot poczuł kolejny raz ukłucie żalu, że niepodobna było po prostu wyciągnąć, czego potrzebował, z tej papki znajdującej się pod czaszką Fidka i nie strzępić języka na próby konwersacji.

Interesa mają... — zamruczał Fidek — pewne interesanty...

E! Co z nim gadasz? Czemu on nie w worze?! — Źródła chrapliwego, noszącego znamiona lat gustowania w trunkach nieprzedniej jakości głosu, Mirgrot nie musiał długo szukać. To śpiący towarzysz ich wojaży zbudził się nagle, obrócił potargany, brudny, śmierdzący potem, jakby to diabeł nie jedyny spędził kilka godzin pod jutą, popatrzył dziko. Zerwał się z koi, lecz nim zdążył wyciągnąć łapska po diabelstwo, diabelstwo uskoczyć, a Fidek kryć głowę przed łomotem, klapa nad schodami na pokład otworzyła się ze skrzypnięciem. Wpadł szeroki snop światła, na świetle położył się ludzką sylwetką cień.

Cień, jak to cienie miały w zwyczaju, długi był i rosły, lecz gdy odezwał się, głos miał młodzieńczy, gładki, niemal chłopięcy. — Mam... mam polecenie wezwać pana Mirgrota!

Mirgrot popatrzył ku źródłu głosiku, lecz nie spostrzegł nic, poza czarną figurą o szczytu schodków, Fidek na Mirgrota z niemądrym wyrazem twarzy, Jarno na obu, obu z wyraźną ochotą zamierzając zdzielić w łeb, w tym jednego zapakować z powrotem do wora, jak kartofle.

Nie tak miało być! — warknął na sylwetkę. — Samiśmy mieli się diabłem zająć...
Takie polecenie! — odparł głosik, wcale hardo. — Polecenie, że pana Mirgrota wzywa się na górę, a worki można sobie pozakładać na zakute łby, cytując wiernie!

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

6
Cóż, wszystko było nieoczekiwane. Jakie to ludzie interesu, mają w zwyczaju porywać uniżonego usługodawce. Sprawa śmierdziała na kilometr, a i Mirgrot wyczuł że chodzi o coś albo delikatnego, albo wyjątkowo plugawego. W każdym razie, przy dobrej grze mógł ugrać coś dla siebie, można było to nazwać elastyczną moralnością, interesownością czy po prostu chamstwem, lecz diablęcie chciało osiągnąć swój cel, a do tego celu potrzebne mu były fundusze. Wsłuchał się w słowa Fidka, póki rzecz jasna kolejna zakałanoga nie utrudniała tego wszystkiego. Po cóż oni wszyscy... na jak na złość... wziął głęboki oddech by nie ukazać irytacji, nie wyszło mu. Mu się do wora nie śpieszyło, oj nie.
Na jego ogromne szczęście ktoś ulitował się nad jego stanem. Niczym anioł wyłonił się i miękkim głosem uraczył futrzaka nadzieją na wydostanie się z tego piekła. Kolejna poszlaka wydała mu się podejrzana, łajba to nie miejsce dla zniewieściałych chłopców, może pełnił tu funkcje kurwy nadmorskiej, niestety Mirgrot nie mógł zbadać tego ciekawego zjawiska.
Spróbował powstać i nagle coś mu strzeliło do głowy, czy on nazwał go per pan? Nosz coś jest wybitnie nie chalo pomyślał, kto się do zwykłego plebsu śmie tak odzywać, język się winno stracić według szlacheckiego prawa, coś tutaj śmierdziało i to niekoniecznie Fidek.
- Nie mam bladego pojęcia kto tu kogo w rzyć uderza i nie mam zamiaru tej zagłostki rozwikływać. Niech mi ktoś na Bogów wreszcie to wszystko wyjaśni, a pan Fidek może iść ze mną w celach organizacyjnych "PANIE", żeby wyjaśnić te zidiociałą sytuacje...

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

7
Polecenie było: tylko pan Mirgrot! — wyjaśnił głosik, a Fidek wyraźnie nie zamierzał się z nim sprzeczać, Jarno zaś poruszył tylko gniewnie wąsem, łypnął na diabła i niechętnie siadł z powrotem na tyłku, zapadając się w koi.

Mając w perspektywie dalsze przesiadywanie w śmierdzącej, wilgotnej ładowni, w towarzystwie dwóch opasłych chłopów oraz stada gryzoni lub rozruszanie kończyn i złapanie choćby odrobiny świeżego powietrza, diabeł zmuszony był wspiąć się po stromych schodkach, udać za chłopakiem. Zimne, morskie powietrze uderzyło jego nozdrza na zewnątrz, oczy — szarobiałe niebo, zakotłowane powałą chmur. Nie widział wiele zza wysokiej burty okrętu, lecz niektóre fale piętrzyły się wysoko i przelewały się przez nią, kołysząc małym stateczkiem, prującym po grzbiecie lodowatego Mroźnego Morza. Większość marynarzy pracowała, uwijała się przy olinowaniu i nie zwracała uwagi na ich dwóch, lecz ci, którzy patrzyli, wytrzeszczali oczy na pokraczne, długouche stworzenie, które wylazło na pokład. Niektórzy spluwali pośpiesznie, psiocząc na urok, na złe.

Za mną, panie Mirgrot, dalej — pogonił go pachołek. Był drobny i mały, niemal dziewczęcy w rysach, ni chybi mieszaniec elfiej krwi. Kiedy jednak diabeł sięgnął odruchowo do jego umysłu, obadać go, okazał się prawdziwie bystry. Jego nie chroniło nic, jak i reszty załogi, lecz gdy wdarł się głębiej, usłyszał jedynie dziecinny wierszyk, powtarzany przez chłopaczka w kółko wers za wersem, głuszący myśli.

Skierowali się pod balkon burty, na którym w przelocie Mirgrot dopatrzył się sylwetki sternika, do kajut kapitańskich. Chłopak pchnął rzeźbione drzwi i wpuścił porwańca jako pierwszego do ciepłego wnętrza, uderzającego znacznie przyjemniejszym zapachem, niźli w ładowni — ciepłej strawy. Zaburczało mu w brzuchu. Z początku nie widział wiele, po chwili jednak jego wzrok się przyzwyczaił. Pomieszczenie oświetlały zawieszone na żerdziach lampy oraz jedno, szerokie okratowane okno, wychodzące na morski szlak za nimi. Niewielki, okrągły stół nakryty do posiłku i parujący aromatem potraw zastawiał środek pokoju, otoczony bibelotami oraz meblami, nadającymi kajucie nietypowej elegancji, przytulności i bogactwa niemal. Deski zakrywał miękki, tkany dywan.

Siądźcie i częstujcie się — głos zaskoczył go, rozległ się bowiem niemal znikąd. Po chwili jednak z oddzielnej części pomieszczenia, zasłoniętej parawanem, wystąpił całkowicie przeciętnego wzrostu i całkowicie przeciętnej tuszy jegomość w schludnym, podróżnym wamsie, przepasanym, a u pasa z kołyszącym się wąskim brzeszczotem, być może rapierem — Mirgrot nie znał się na broni. Kiedy chudy chłopaczek zatrzasnął za nim odrzwia, to choć przeczesał pokój umysłem, nie wyczuł nic, żywego ducha i przez chwilę sądził, że zostawiono go całkiem samego.

Nie ma powodów do obaw. Tutaj nikt was nie napadnie. — Nieznajomy miał jasnoniebieskie, lodowato przenikliwe oczy i szpakowate włosy gładko zaczesane, twarz o ostrych rysach zakończoną bródką. — Musicie wybaczyć mi wszystkie nieprzyjemności, jakie was spotkały. Były konieczne. Z całą pewnością macie wiele pytań i do dobra chwila, by je zadać, nim przejdziemy do omawiania interesów. Spokojnie, wyjaśnię wszystko. Nie mogę pozwolić na dobranie się, ot tak, do mych myśli, a nawet moich... podkomendnych. W podobnym wypadku obawiam się, że po wykonaniu swojego zadania, musielibyście spotkać się z przykrym losem.

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

8
Dwa razy nie musiał powtarzać, Mirgrot „w podskokach” wyszedł zażyć świeżego powietrza. Oh jakże się poczuł błogo, gdy nie musiał wąchać szczyn i szczurzych bobków. Reakcja załogi go nie dziwiła, przywykł, a po jakimś czasie czuł pewną siłę gdy kolejni spluwali na deski wokół niego. Nie warci złamanej monety, śmieci, odpadki społeczeństwa, hah! Sam by chętnie splunął acz był na to zbyt „ludzki”. Najgorzej, że byli na pełnym morzu i więcej wydedukować się nie dało, żadnych poszlak na temat tego gdzie on do jasnej cholery był. Prychnął cicho, na ponaglenia byle elfiego bękarta, phi, ktoś taki będzie go popędzał? Niedorzeczne.
Gdy otworzono przed nim drzwi zawahał się, nie wiedział co czeka w półmroku, jaki potwór, bandyta, albo co gorsza szlachcic z niewiadomymi przesłankami. Za co Bogowie mnie tak krzywdzą? W sumie to wiedział, miał sporawo na sumieniu. Wziął głęboki oddech, jakby w drugim pomieszczeniu miało go zabraknąć. Ruszył niepewnie do środka, z przyzwyczajenia od razu macki jego umysłu rozpełzły się po pokoju szukając miękkiego mózgu jakiejkolwiek istoty. Niech to diabli pomyślał, czy teraz antymagiczne amulety rozdają na byle targowisku?!
Czując jedzenie i zaproszenie nie omieszkał spróbować jadła. Trucizny raczej mu nie dodali, to by było nieeleganckie zabijać we własnej kajucie. Wziął w swoje łapy kielich wypełniony do połowy winem i delektował się nim małymi łykami szukając wzrokiem gospodarza. Gdy ten się ujawnił Mirgrot musiał powstrzymywać się od podskoczenia, naturalnej reakcji na zaskoczenie, tyle że on nigdy nie był zaskoczony, aż do dzisiaj…
- Skąd panicz zdobył oryginalnie pleciony dywan z Eroli? Istne dzieło, robione na zamówienie, jedynie kilka sztuk powstało, wyjątkowo niedoceniany wytwór elfich rąk- sarkastycznie ujął pierwsze pytanie, używał swych zdolności dość swawolnie co nie jest godne pochwały, aczkolwiek nigdy nie umiał się opanować. Wyjmował historie przedmiotu od tak, szczególnie tych użytkowych, robionych masowo. Nie bez kozery nazywali go widzącym- a niedogodności… znośne, następnym razem proszę przysłać do mnie sługę, równie dobra metoda… polecam!- dodał nieco obudzony, jakiejkolwiek byłby rasy to nie mógł pozwolić na pomiatanie sobą, to zaprawdę poniżej jego godności- i tak, oczywiście wdzięczny jestem za dbanie o moje bezpieczeństwo, zaprawdę, jestem profesjonalistą i strzegę tajemnicy klienteli lepiej niż nie jeden krasnoludzki bank. Ale dobrze, dobrze, nie mamy jak mniemam oboje czasu na takie błahostki, sprawa pilna i najpewniej mało bezpieczna skoro takimi tajemnicami otoczona. Mówże paniczu czego chcesz od szarego obywatela Salu…, a jak panicz ma na imię jeśli można spytać?- uśmiechnął się kąśliwie, pozwalał sobie na dużo ale i to było liczone w cenę korzystania z jego umiejętności. Nie miał dużo pytań bo i one były potrzebne, nie interesowały go interesy płacącego, handlował sobą niczym najemnik i nie miał zamiaru tego zmieniać. Patrzył się w oczy jegomościa i udając zmienił punkt na którym skupił wzrok. Niech czuje swoją wyższość, nie myśli że jestem bezbronny i niech nie wie, że nigdy nie jestem bezsilny- pomyślał nadal głupio się uśmiechając.

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

9
Jegomość skrzywił się nieznacznie, lecz sarkastyczną uwagę diabelstwa pominął milczeniem. Odsunął krzesło z polerowanego dębu, siadł bokiem, wciąż zwrócony twarzą do Mirgrota, gdy ten mówił, i starannymi ruchami zaczął odkrajać z półmiska na posrebrzany talerz kawałek pieczonej gęsi. Nie tylko gęś parowała soczyście nad okrągłym stołem, przysparzając śliny w kącikach ust. Blat zastawiały dostatnio, choć bez przesytu — na dwie osoby, nie więcej — gorące, pełne dania, od opalonego nad wolnym ogniem ptactwa po śliwki na ciepło, świeżą pajdę chleba oraz bogate w wybór kompozycje ziół i warzyw. Pachniało szafranem oraz ciastem z pigwy.

Mężczyzna wysłuchał, co do powiedzenia miał Mirgrot, od początku do końca, częstując się chlebem oraz pieczenią. Nie spuścił z niego przez cały ten czas jasnych oczu o przenikliwie zimnym spojrzeniu. Nie przerwał mu ni razu, nie zareagował ostro, choć jak na postać swej nikczemnej rasy i postury, widzący pozwalał sobie na wiele względem mowy oraz obyczaju. Niebezpiecznie wiele. Wreszcie diabeł umilkł, lecz odpowiedzi na swoje pytanie nie doczekał się dłuższą chwilę, w której zapadła ciężka, niepokojąca cisza, nieporuszona przez żadnego z obecnych, poza stukaniem sztućców o talerz. W końcu nieznajomy strzepnął kilka zabłąkanych okruszków z wamsu, odsunął niedokończony posiłek.

Daray — przedstawił się. — Pan Daray — dodał, kładąc nacisk na tytuł. A potem zaczął mówić. Chłodno i spokojnie, coś jednak tkwiło takiego w tym chłodzie i w tym spokoju, że wcale nic dobrego nie zdawały się oznaczać. Nawet Mirgrot, pozbawiony szansy zgłębienia myśli oraz uczuć nieznanego człowieka w jedyny znany sobie sposób, jakim była magia, mógł zostać tkniętym nagłym przeczuciem, iż być może, być może, lepiej mu powściągnąć było język. Mówiąc, Daray łypał do na niego znad wąskiego, krzywego nosa. — Skłonię się ku założeniu, że głowa nie zaprzestała was jeszcze boleć i puchnąć, uprzykrzając wasz charakter. Nie poczynię tedy żadnych kroków względem bezczelności, jaką beztrosko okazujecie jedynej osobie, od której do czasu zejścia na ląd podlega wasz los. Do teraz. — Złączył dłonie czubkami palców. — Od teraz bowiem radzę wam ważyć każde słowo, jakim przyjdzie wam odpowiedzieć. Możecie podróż tę, czy odbyć ją chcecie, czy nie, spędzić w wygodach, syci i napojeni, a możecie wrócić do ładowni pod opiekę Jarno oraz Fidka. Z moim błogosławieństwem, by przetrzymali was w takich warunkach, jakie sami uznaliby za stosowne.

Ludzie, do których zmierzamy, nie nawykli do bezczelności. Nie nawykli do śmiałości oraz nietrzymania mowy na wodzy. Zwłaszcza ze strony stworzeń, które gdy urodzone wśród pospólstwa, zwykle kończą na dnie studni lub w rynsztoku. A za których skórę po dziś dzień oczekiwać można niebrzydkiej sumy nie tylko wśród zwolenników Zakonu — Daray upewnił się, że Mirgrot z tonu wywnioskować mógł powagę przestrogi, a jego wzrok nie poruszył się. — Wasz brzydki nawyk czynienia sobie chluby z buty i arogancji, przywar uprzywilejowanych wyższym urodzeniem, może wpędzić was w nie lada kłopoty, gdy tam będziecie się nim chwalić. Nie lada. Nim cokolwiek tedy umówimy, muszę wiedzieć, że pojmujecie to. I że gotowi jesteście współpracować.

Możecie odmówić, rzecz jasna. To wiązało się będzie z bezzwłocznym opuszczeniem pokładu Serpentii.

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

10
Mirgrot nie przejął się milczeniem, choć wyczuł że ma do czynienia z kimś, kto niesie ze swoją osobą coś więcej niż tytuł, może możliwości, może niebezpieczeństwo. Cisza sprzyjała powolnemu delektowaniu się mięsiwem wszelkiego rodzaju przez demoniczną istotę. Nie śpieszył się, mimo tego co mówił PAN Daray to wiedział, że jeszcze nie czas na wyrzucenie go za burtę. Uśmiechał się delikatnie, próbując być czymś więcej niż kudłaczem na łańcuchu Portowych Panów. W jego głowie często tłoczyły się myśli o tym, że stoi na złej stronie barykady, że już dawno powinien opuścić tych przeklętych bęcwałów. O zgrozo, on sam był częściej bardziej ludzki niż oni wszyscy razem wzięci. Sięgnął po gruszkę na przekąskę, gdy panicz odważył się wypowiedzieć kilka słów, taki których diablęcię nie zapomni. Delikatnie skrzywił swój pysk na te bluźniercze słowa, pogróżki, obelgi i puste przymioty. Bogowie musieli mu podesłać tak obleśny kąsek społeczeństwa? Nie mógł ukryć swoich emocji, jego ego przecięto na pół, a miał ogromne ego.
Z gniewem w oczach chapnął owoc, a sok popłynął stróżką po jego brodzie. Nagle jego stan się odmienił, nie patrzył w dół, skupił swoje wielkie oczy na czubku jego głowy ogniskując uwagę.

- Tak... głowę mą nękają bóle, szczególnie na morzu ale to naturalne gdy zostaje się porwanym, Panicz Daray musi zrozumieć, że, tak jestem śmieciem i odpadkiem waszej rasy, do której już nie należę i nie podlegam standardowym prawom co każdy chłop w dolinie. Jestem istotą nieczystą, niedumną ze swego pochodzenia lecz z wielkim mniemaniem o sobie, ponieważ znam i cenie sobie swoje umiejętności. Możesz mnie zamknąć, nie lękam się, możesz mnie bić, nie lękam się, możesz wszystko ale mnie nie stłamsisz. Także rozumiem pańskie zdanie, koniec pogaduszek...
Zamilknął na chwile dając swemu "łaskawemu" wybawcy by przegryzł część z tego co rzekł. Był śmiertelnie poważny, nie przeżył tylu lat będąc potulnym barankiem, był widzącym! Szacunek należał mu się z racji jego mocy, cholera niech weźmie heretyków którzy uważali go za śmiecia, on im jeszcze pokaże. W końcu wznowił swój wywód.
- Moje życie i uczynki poświęcone są eksterminacji- zaakcentował ostatnie słowo- demonów i utrudnianiu życia tych plugawych istot, piękną tę wizje zakłócają drzwi, drzwi które otwierają monety, duża ilość monet. Jak rozumiem moje zachowanie w miejscu które jest naszym celem odbije się na nas obu, czy jeśli okaże się mistrzem ogłady to mogę liczyć na godziwą zapłatę?Poczekał chwilę na odpowiedź kalkulując, potrzebował pilnie dopływu funduszy na wyprawę na północ. A wojownicy z prawdziwego znaczenia kosztują i to sporawo. Jego mózg rachował już ile krążków potrzebuje by spełnić swoje dziwaczne cele. Wziął kielich wina gdy zaschło mu w gardle.
- Cóż, oboje chyba wiemy że nie mam wyjścia, dziękuje za propozycje pracy dla pana i pana przyjaciół, teraz tylko proszę rzec kilka słów co mam zrobić, a ja uczynię wszystko co w mojej mocy.
Rozluźnił się nieco, nie było możliwości ucieczki, a on chciał to zakończyć jak najszybciej się tylko dało, nie miał czasu na głupoty i liczył że nie będzie musiał wróżyć przyszłości jakieś grubej hrabinie.

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

11
Zimne oczy Daraya błysnęły zagadkowo. Kiedy wstał od stołu i odezwał się, jego głos brzmiał jeszcze bardziej grobowo, niźli przedtem. — Obawiam się, że się nie zrozumieliśmy — stwierdził z grymasem na twarzy, który oznaczać mógł wszystko. — Postaram się tedy przemówić jaśniej. Zwłaszcza, kiedy będę objaśniał szczegóły naszej współpracy. Pozwólcie, tymczasem, za mną.

Ruszając przodem, mężczyzna powiódł Mirgrota, który rad-nierad, musiał również opuścić zastawiony jadłem stół. Obaj skierowali swoje kroki z powrotem na pokład Serpentii. Lodowaty północny wicher uderzył diabelstwo w chwili, kiedy otworzyły się drzwi kajuty, a zapach soli oraz morza zakręcił mu się w nozdrzach. Wiatr dął i ryczał w żagle, goniąc mały, zwinny statek po grzbietach fal rwanych przez dziób. Kiedy uderzały, Mirgrot widział, jak ich spienione korony przelewają się ponad burty okrętu. Musiał stąpać ostrożnie, by nie poślizgnąć się ani nie potknąć o leżące pod stopami olinowanie. Ani odzienie ani nawet kosmate futerko nie były w stanie ochronić go przed przenikającymi do kości podmuchami, w które zaplątywały się płatki śniegu oraz ostre drobinki lodu z deszczem. Przesuwało się nad nimi chmurne, szare niebo. Daray również musiał marznąć w swoim eleganckim wamsie, lecz nie dał tego po sobie poznać. Nie przerwał spaceru. Pod wantami przystanął na chwilę i chwycił za ramię znajomego chłopaczka trzęsącego się w kubraku i dziurawych portkach, i wydał polecenie, którego Mirgrot nie dosłyszał.

Zajęta takielunkiem załoga posyłała im ukradkowe spojrzenia, nie kryjąc obrzydzenia ni niechęci względem pokrętnego plugastwa na pokładzie. Gdzieniegdzie jawnej wręcz ochoty, by złożyć je falom w ofierze, nim miało ściągnąć im na łby boży gniew ze sztormem. Diabelstwo nie potrzebowało swoich sztuczek, by wyczuć to. Względem Daraya barometr odczuć oraz zachowań kłopoczących łącznie wszystkie umysły nieskomplikowanych, prostej wiary marynarzy był zgoła inny — szanowali go. Był to szacunek osobliwy, gdzie unikało się za wszelką krzyżowania wzroku oraz jakiegokolwiek kontaktu, oraz wchodzenia szanowanemu w drogę. Tak osobliwy, że do pomylenia ze strachem.

Kiedy dotarli do dziobu smukłego trójmasztowca, Mirgrot mógł na własne oczy ujrzeć, jak Serpentia przecina spiętrzone, ciemne masy wody. Galion w kształcie posrebrzanego węża ociekał pianą. Do diablęcia i mężczyzny, ku niezadowoleniu tego pierwszego, leniwie dołączyło dwóch znajomych chłopów, drapiąc się w portki. Fidek i Jarno zajęli miejsca u boku Daraya, nie odzywając się. Wyglądało na to, iż nie było takiej potrzeby. Mężczyzna chwilę jeszcze spoglądał ponad dziobnicę, na pusty, szary horyzont przed nimi, po czym odwrócił się, zerknął na Mirgrota i rzucił kamiennym głosem:

Brać go.

Diabeł nie zdołał nawet drgnąć, kiedy z obu stron żelazny chwyt zacisnął się na jego ramionach, podrywając go w powietrze. Kopanie i wierzganie rozpaczliwie zdawało się na nic. Dwóch osiłków wykonało polecenie w mgnieniu oka, bez słowa i bez zawahania.

Wyrzućcie go — rozkazał nieczule Daray. Mirgrot zdążył tylko poczuć, jak żołądek mu się ściska. — Stać, czekajcie. Nie róbcie tego.

Jarno i Fidek zatrzymali się z diablęciem przerzuconym do połowy przez burtę. Mirgrot wisiał kosmatą głową w dół, widziąc dokładnie srebrzyste łuski na łbie węża i rozpryskujące się z rykiem fale. Potężny kadłub Serpentii rozdzierał morze na poły. Szum głuszył go w uszach, a na twarzy rozbryzgiwały się kropelki słonej wody. Było wysoko, cholernie wysoko. Zabiłoby go samo rozbicie się o odmęty czy wciągnięcie pod niesiony wichrem statek? Czy śmierć dłużyłaby się okrutnie z każdym haustem lodowatej wody, wdzierającym się w płuca? Czy byłaby mroźna i przenikająca do kości, gdy zabijałoby go zimno? Daray pozwolił mu przyjrzeć się wszystkim tym możliwościom, zwisając trzymanemu za kostki i spoglądając żywiołowi w oko. Groźby śmierci nikt nie mógł oszukać, nie, gdy stając jej twarzą w twarz. Mirgrotowi serce tłukło w piersi, a w utach zaschło, jak gdyby nie pił od tygodni.

Wciągnijcie go. I puśćcie.

Postawiony z powrotem na twardy, kołyszący się lekko pokład, na własne nogi, diabeł zachwiał się. Czuł miękkość w kolanach. Żołądek z przełyku opadł mu z powrotem na swoje miejsce dopiero po chwili. Obaj mężczyźni wyswobodzili go z uścisku i odstąpili posłusznie, wciąż oczekując w milczeniu choćby gestu ze strony przełożonego. Ich twarzy nie kaził choćby ślad inteligencji, lecz byli gotowi wykonać polecenie bez szemrania.

Pan Daray nie spuszczał z pojmanego wzroku, w którym, o dziwo, nie było okrucieństwa ani złości, ani chęci dokazania mściwie. Tylko niepokojąca cichość.

Duma — przemówił spokojnie do oszołomionego diabelstwa — to przywilej, Mirgrot. Mieliście nieszczęście urodzić się w pozycji, której przyznaje się bardzo mało przywilejów. Której nie przyznaje się żadnych. A nawet wtedy, jeszcze potężniejszym od dumy przywilejem jest władza i wierzę, że otrzymaliście tego przykład. Słowo — tyle będzie potrzeba, by skrócić was o życie, jeśli z waszych ust jeszcze raz padnie podobnie śmiałe oświadczenie, jak w kajucie. Jesteście nam potrzebni, lecz nie aż tak potrzebni. Możecie mniemać o sobie wyżej, niźli sam król Aidan i nikt nie będzie o to dbać, póki mniemanie to zachowacie dla siebie. Zwłaszcza, gdy zejdziemy na ląd. Zgadza się bowiem, co powiedzieliście: racją krwi nie leżą na was takie same prawa, jak prawa chłopa z doliny. Chłopi są użyteczni i są niezbędni. O chłopa, gdy zabić go, gdzie stoi, ktoś może zapytać — czemu? O was nie. Zapomnieć o mniemaniu, to wierzcie mi tedy, działać we własnym tylko interesie.

Gestem odprawił Jarno i Fidka, i mężczyźni zebrali się bez szemrania. Zdawało się, że jeden rzekł coś do drugiego, trącając go ramieniem, a głową wskazując z powrotem w stronę dziobu, dopiero, gdy oddalili się znacznie ku zejściu do ładowni. I spoza zasięgu słuchu.

Wtedy też Daray kontynuował. — Nie zajmuje mnie, czym się trudzicie i jaki jest wasz prywatny, przyświecający wam szlachetnie cel. I nie będzie to zajmować nikogo innego. Mylicie się też srogo, jeśli myślicie, że wasze zachowanie odbije się na mnie w najmniejszym stopniu. Od waszego zachowania, między innymi, zależeć będzie tylko wasze życie. Ludzie, do których płyniemy, nie wszyscy obdarzeni są cierpliwością, wielu zaś władzą. Widzieliście, czym jest taka władza. Jeśli chcecie tedy życie to podtrzymać, będziecie się zachowywać i będziecie podążać za poleceniami. Pychę odrzucicie bądź ukryjecie. Wasze życie wtedy będzie waszą zapłatą. A tylko jeśli spiszecie się nad wyraz dobrze, będą nią pieniądze. Duża ich ilość, o to się nie martwcie. Pieniądze często idą w parze z władzą, a posłuszeństwo i skuteczność nagradza się hojnie.

Wspomnianą ogładę radzę zacząć ćwiczyć już teraz. Nigdy nie powtarzam się więcej, niż raz, a wy wyczerpaliście już tę szansę. Liczę tedy, że nie będę musiał wzywać moich podwładnych kolejny i ostatni raz. Jak wspomniałem, jesteście potrzebni, ale nie niezastąpieni — przypomniał surowo. Przygładził wams, a ze szpakowatych, starannie przystrzyżonych włosów strzepnął drobinki śniegu. Odetchnął i przemówił ponownie. — Płyniemy do Qerel. Jak dobrze znana jest wam sytuacja polityczna Keronu? Delikatna sytuacja? Mogę udzielać odpowiedzi, jeśli będziecie mieć pytania względem osób i wydarzeń oraz swego zadania. Rzecz jasna, tych, które przeznaczone będą dla waszych uszu. Zaistniała potrzeba, by odnaleźć pewną osobę, osobę, która zaskakująco dobrze się ukrywa. Lub jest ukrywana. Ludzie, dla których będziecie pracować, nie pokładają zaufania w magach i trudno wyrazić temu zdziwienie. Magowie są stronniczy, są rozpanoszeni i nigdy nie należy wierzyć, że działają w jakimkolwiek interesie, poza własnym. Gdy dotarły nas tedy pogłoski o waszej osobie i zdolnościach, jakich posiadanie sobie chwalicie, zdecydowaliśmy się działać szybko. Przede wszystkim dlatego, że w przeciwieństwie do naszych magicznych eminencji, jesteście od nas całkowicie zależni. Nie wątpcie w to nigdy. To nie będzie już znana wam Północ i lepiej, byście nie oddalali się nigdzie, gdy nie będzie takiej potrzeby.

Teraz, jeśli mamy te kwestią ostatecznie rozstrzygniętą i rozwiązaną, chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o was. Ogłada i przede wszystkim, dyskrecja, to dwie podstawowe rzeczy, których będzie się od was wymagać. Jak skuteczni jednak jesteście? Osoba, którą musimy odnaleźć wcale nie chce być odnaleziona i jak dotąd, broniła się przed tym bardzo skutecznie, a nie brak nam środków. Potraficie odnaleźć kogoś, kto być może sam wspomaga się czarostwem? — zapytał, spoglądając ponad burtę. — Czegokolwiek będziecie też potrzebować, by wykonać swoje zadania, dostaniecie to.

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

12
Niespodzianki, chytre sztuczki losu, które nie dawały biednemu Mirgrotowi skupić się na swej działalności, jakby miał mało kłopotów... Przywykł do okrutnych spojrzeń, pustych obelg i prymitywnych zachowań, tym razem miał do czynienia z kimś o wiele ciekawszym, a przez to niebezpiecznym. Czarownik skrzyżował dłonie próbując się bronić przed mrozem, oczy łzawiły od agresywnej kuli święcącej tuż nad nimi. Nie było w nim godności, czuł się jak zmarznięte zwierzę wywabione na otwarty teren i było to słuszne uczucie. Zignorował zagrożenie i szybko odniósł bolesne konsekwencje, z głową tuż nad wzburzonym morzem można przemyśleć wiele spraw, nawet cenę swojej godności. Serce mu się krajało aczkolwiek musiał się ugiąć, nie po raz pierwszy, wiedział, że kiedyś moneta się odwróci, że jego oczy zobaczą coś czego ta hołota nigdy nie dostrzeże. Posłusznie słuchał słów swego nowego pana, ostatnie karty zostały wyrzucone z jego kościstych palców. Gniew rozgrzewał go od środka ale po raz pierwszy dzisiejszego dnia zamknął swe usta. Cisza i skupienie malowało się na jego twarzy, jakby monolog mężczyzny go pochłaniał. Jakaś prawda to była, wreszcie doszli do momentu w którym dowiedział się po cóż został porwany na te cholerną łajbę. Jedynie na słowo Qerel zareagował cichy wyszeptaniem nazwy tego dalekiego miasta.
W głowie myśli krzyczały, wiły się, jakże mógł wrobić się w tak daleką podróż! Co z jego badaniami, dobytkiem, przecież to może potrwać wieczność nim znajdzie ich zbiega, na dodatek szybciej pewnie zawiśnie skoro próbowali na tyle wielu rzeczy, że teraz zgarnęli mutanta z ulicy.
- W mym umyśle nie kwitnie żaden obraz sceny politycznej Keronu Panie..., przez ostatnie miesiące byłem pochłonięty badaniami i przygotowywaniem się do misji. Będę wdzięczny, jeśli mi ją przedstawisz Panie- mówił neutralnym tonem, chociaż jedynie cienka linia dzieliła go od kpiny, której o dziwo nie przekraczał.
- O moją dyskrecje nie musisz się obawiać, jestem skarbcem tajemnic bez klucza, a co do ogłady to... postaram się dostroić do waszych norm Panie. Niestety będę zmuszony, zapytać o wszystko, a mówiąc wszystko mam na myśli fakty, plotki, historie i każda rzecz dzięki której będę mógł poznać nasz cel. Nie mogę obiecać pewnych sukcesów, moje moce są zależne od kaprysów moich przodków, aczkolwiek będę potrzebować przedmiotu należącego do jegomościa, a najlepiej gdybym przebywał w miejscu dla niego bliskim, mapy także będą przydatne, o składniki zadbam sam na miejscu i jeszcze jedno... jeśli nasz cel jest jak mówisz Panie... umagiczniony, to bardzo możliwe, że będzie tylko jedna szansa na złapanie go, moje moce pochodzą z innych źródeł lecz jestem pewien że jego czujne oko wyczuje moją obecność, za pierwszym razem wykorzystać mogę zaskoczenie, a drugiego razu... drugiego razu może już nie być więc proszę o szczerość w informacjach...

Re: [Mroźne Morze] Podróż Mirgrota

13
Surowe oblicze mężczyzny złagodniało, kiedy Mirgot przemówił w pokorniejszym tonie, odrobinę. Przygładził ciemne włosy, przetkane srebrnoszarą siwizną, wiatr niosący słoną woń morza rozwiewał je chłodnymi podmuchami oraz targał wiechciem kosmatych, rudych kłaków na głowie diablęcia. Dokuczało im zimno. Daray gestem wskazał tedy, by bezzwłocznie ruszali, kierując się z powrotem w stronę rufy i kajut, a gdy szli, splótł dłonie za plecami i zaczął wyjaśniać.

Otrzymacie wszystkie informacje, jakich potrzebujecie i jakie możemy ujawnić. Przestrzegam was jednak, Mirgrot, to, o czym od teraz będę mówił, to nie są plotki krążące po kramarkach. Za to się wisi, gdy się zwierzy niewłaściwej osobie — zapewnił go tym samym nieprzejednanym głosem, którym obiecywał pętle za choćby niepowściąganie języka. Posłuszeństwo, bezwzględna ogłada, dyskrecja... Wszystko wskazywało na to, że w porównaniu do ziem uwikłanych siecią politycznych zależności, na które miał zstąpić z trapu diabeł, pokład Serpentii i rozdzierane wichrem fale lodowatego morza mogły nagle wydać się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. — Nie zostałem upoważniony do przekazania wszystkich informacji, ale dowiecie się o nim, ile się możecie teraz dowiedzieć. Służycie samemu księciu Jakubowi, to powinniście wiedzieć przede wszystkim. Szanse są, że nie ujrzycie nawet razy na oczy, lecz polecenia przyjmujecie ode mnie, zaś ja, pośrednio, przyjmuję je znikąd indziej, jak z tronu w Qerel. Dobrze, byście o tym nie zapominali.

Człowiek, który skutecznie zapadł się pod ziemię i od którego szybkiego odnalezienia wiele zależy, nazywa się Reynfrey Loryng. Loryng jest... był... jednym z lordów doradców na dworze księcia Jakuba, pretendentem do tytułu lorda kanclerza. Był tedy ważny i był powszechnie zaufany, wystawiacie sobie. Przepadł ponad cztery tygodnie temu, nie stawiając się zawezwanym na dwór, a z garnizonu jego zabezpieczonego majątku, gdzie też ostatni raz był widziany, tuzinem ludzi ubył osobisty oddział lorda. Zawezwanie nie było bezpodstawne. Na dworze nie do uniknięcia jest obecność szpiegów i nasłuchiwaczy w każdej z warstw, zwłaszcza przy napiętych stosunkach ze stolicą, lecz gdy z Qerel zaczęły wyciekać coraz delikatniejsze treści, przeprowadzone zostało szeroko zakrojone i wnikliwe śledztwo, w wyniku którego kilka głów potoczyło się po bruku, a niemalże rykoszetem natrafiono na niezbite wskazówki ku nielojalności lorda Lorynga... Które, wszystko na to wskazuje, swoim zniknięciem potwierdził. Natura jego nielojalności musi pozostać tajemnicą, jak wspomniałem, udzielam tylko tych informacji, których mogę udzielić.

Istnieją dwa powody, dla których bezzwłoczne go odnalezienie jest konieczne — oznajmił Daray. — Lord doradca był w posiadaniu ważkich i poufałych wieści, które nie powinny dotrzeć do nieodpowiednich uszu. Jeśli istnieją szanse, że nie zdołał opuścić granic Prowincji przed wszczęciem poszukiwań, należy podjąć wszelkie kroki ku przechwyceniu jego oddziału, a przede wszystkim, samego Lorynga, nim się to stanie. Jeśli się to nie uda lub spóźniliśmy się, sprawiedliwość wciąż musi zostać wymierzona — wyjaśnił rzeczowo i twardo, a gdy stanęli u drzwi kajuty, uchylił je przed Mirgrotem, lecz przytrzymał, nim ten zdążył wejść do środka, popatrzył na niego z wysoka. — Sprawa jest pełna delikatnych szczegółów i zawiłości, panie Mirgrot, lecz wasze zadanie, póki co, jest proste: podjąć wszelkie wysiłki ku odnalezieniu tego człowieka. Konwencjonalne metody poszukiwań zawiodły. Moglibyśmy sprawdzić na wasze miejsce maga z Uniwersytetu, lecz tylko głupiec wątpi w to, że magowie nie działają w niczym interesie, poza własnym. Wy okażcie nam lojalność, a zostaniecie nagrodzeni ponad wszelką znaną wam miarę. I nie zapominajcie, o czym przestrzegałem wcześniej. Wkraczanie na salony rządzące się subtelnymi regułami. Nie zawahajcie się pytać mnie, kiedy coś was nurtuje, lepiej zapytać, aniżeli gorzko żałować pochopnego czynu lub słowa.

Kiedy znaleźli się z powrotem w suchym, oświetlonym lampą wnętrzu kajuty, pan Daray poprowadził go głębiej, gdzie okazało się, że poza jadalnią oraz sypialnią mężczyzny, miejsce wyposażone było w jeszcze jedno niewielkie pomieszczenie. Przejście wiodło przez główną część kajuty na jej tyły i oddzielone było pojedynczymi drzwiami. Daray wskazał na nie. — Możecie spędzić tam resztę naszej podróży. Chłopiec zadba o waszą wygodę, odzienie, wikt, upraszam jednak, byście trzymali swoje talenty na wodzy, nic wartościowego bowiem z niego nie wydostaniecie.

Na miejscu zadbamy, byście zostali wyposażeniu we wszystko, co niezbędne do wykonania zadania. Zdobycie przedmiotu należącego do lorda nie powinno nastręczyć żadnej trudności, lecz gdy zajdzie potrzeba, możecie udać się do jego majątku, jeśli to ma wpłynąć na działanie waszej... magii. Czy to was satysfakcjonuje? Jeżeli macie pytania, nie wstrzymujcie się. Odpowiem na te, na które mogę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Salu”