Karczma "Odpukać w niemalowane"

1
WCZEŚNIEJSZA CZĘŚĆ HISTORII TU Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta, a także ci którzy nie określili jeszcze swojej płci, witajcie w przybytku dziwolągów! Ta karczma, której nazwy nigdy nikt nie pamiętał, przyciągała najbardziej dziwnych typów w całej okolicy. Dlaczego? Cóż, w tym okropnym świecie tkwiącym w jakże trudnych czasach tylko jedno jednoczyło wszystkie istoty - odwieczne pierwotne umiłowanie do nieumiarkowania w jedzeniu i piciu. Można tu było więc spotkać istoty wszelkiego formatu. Do tego Wushoh było obowiązkowym punktem na drodze wszystkich wędrówek przez pustynię, więc to właśnie w tej knajpie osobniki takie jak chociażby Bruudz'th mogły łatwo znaleźć pracę. Chętnych do wynajmowania różnego rodzaju "usług" nigdy nie brakowało.

Dziś jednak knajpa wydawała się jakoś dziwnie pusta. Za szynkiem stał ork, którego Bruudz'th nie kojarzył. Przez blisko rok jego nieobecności najwidoczniej sporo się tu zmieniło... Nie ma się co dziwić, stary właściciel tego przybytku tonął w długach, a zadłużenia się bez możliwości spłacenia pożyczki u orka nikt nie powinien życzyć nawet największemu wrogowi... Po drugiej stronie stała jakaś orczyca z dość konkretnym "asortymentem", do której podbijał jakiś frajerzyna. Poza nimi, tylko przy jednym stoliku w rogu siedział dość osobliwy typ z drewnianą nogą, wąsami suma, w kamizelce i czarnym kapeluszu, który tak samotnie posiadywał i pił do lustra. Na widok wchodzącej tu kompanii Bruudz'tha zawołał:
- Hej, przyjaciele! Nie chcielibyście się przysiąść i dotrzymać towarzystwa staremu wilkowi morskiemu?
- Chętnie! - od razu, nie czekając na reakcję reszty, wyrzucił z siebie Rashudi, najwidoczniej czując ulgę że wreszcie spotkał tu człowieka...

Re: Karczma "Odpukać w niemalowane"

2
- Cztery tęgie kufle dla nas szynkarzu. I sporo pieczystego - złożył zamówienie Bruudz'th idąc do kontuaru.
Zatrzymał się w pół kroku i zrobił miejsce dla tłoczących sie za nim towarzyszy i pozwolił by go wyprzedzili oraz dosiedli się do nieznajomego. Potem Bruudz'th postąpił kilka kroków do szynku by zbliżyć się do oberżysty.
- I naszykuj nam jakiś pokój do odpoczynku. Będziemy potrzebowali się umyć i wyspać - przekazał Bruudz'th gospodarującemu tu orkowi. Spojrzał mu w oczy by upewnić się czy wszystko zrozumiał, a potem skierował się do stolika.
Dotarł do niego akurat gdy skończyły się wszystkie powitania. Bardzo dobrze - przeszło mu przez myśl - mniej do ględzenia.
- Co wilk morski robi w mieście w środku pustyni? - zapytał z żywym zainteresowaniem Bruudz'th

Re: Karczma "Odpukać w niemalowane"

3
Właściciel karczmy nic nie odpowiedział, popatrzył jedynie na Bruudz'tha beznamiętnym wzrokiem, co miało oznaczać, że zrozumiał wszystko co ork do niego powiedział. Wszedł za zasłonę za nim, najwidoczniej przekazując w kuchni zamówienie.
- Długa to historia, panie orku... - odpowiedział marynarz i czknął głośno. - Przepłynąłem wszystkie morza Herbii, wszystkie. Odwiedziłem każdy port, umoczyłem gębę w każdej knajpie i kutasa w każdej kurwie na tym kontynencie - widać było, że jest już nieco "podchmielony". - Ale w pewnym momencie straciłem wszystko. W zwadę z kapitanem wszedłem, a to był łajdak nie z tego świata. A wiecie dobrze, że tacy największy posłuch mają. I już na żaden statek wpuścić mnie nie chcą, a na własny mnie nie stać. Ale muszę coś zrobić! Słyszałem - tu zniżył głos do szeptu - że gdzieś tu, na pustyni, skarb jest. Jakbym go znalazł, kupiłbym statek, zatrudnił załogę i pokazał tej łajzie kto rządzi na morzu, ale... ahh, za długi jęzor, ależ ja mam długi jęzor...

W międzyczasie karczmarz przyniósł zamówione piwo i pieczyste. Bruudz'th był już do tego przyzwyczajony, ale reszcie nieźle wykrzywiło mordy. No, może poza Debrosem...
- Zagrajmy w kości, co panowie na to? - zaproponował marynarz.

Re: Karczma "Odpukać w niemalowane"

4
Jakość przyniesionych potraw pozostawiała wiele do życzenia, niemniej z chęcią zatopił kły w pierwszym kęsie. Połkną z nieukrywaną radością i zapił chaustem piwa.
- W dupie mam Twoje kości, wolę porządnie coś zjeść. Zresztą i tak nie umiem dobrze grać. Ale jak wy macie chęć to grajcie - Bruudz'th skierował ostatnie słowa do pozostałych.

Trochę zaciekawiło go to co mówił marynarz.
Oczywiście wcale nie było to dziwne że człowieka morza wyjebało w pizdu na środek pustyni, zamiast szukać roboty gdzieś po mniej znanych łajbach. Ale ork znał się na okolicy jak mało kto, więc może stary wilk morski znał jakieś interesujące szczegóły? Zamierzal go o to podpytać. Spodziewał się jednak trajkotania w stylu “hen pod wydmą leżą złota góry”. Takich opowieści słyszał już tysiące. W karczmach, na trakcie, wszędzie. Nawet został dawno temu najęty do podobnej roboty. Płacili dobrze, więc czemu nie? I tak znaleźli jedynie wielbłądzie gówno.

Bruudz'th upił jeszcze łyk piwa i skupił w sobie całą dyplomatyczną siła sprawczą, wszystkie znane gładkie słówka, każde charyzmatyczne zagranie. Pragnął aby to o co miał zapytać wyszło naturalnie i od niechcenia, aby rozmówca poczuł się mile połechtany konwersacją i aby odpowiedź delikatnie wypłynęła z niego sama. Przywołał w myślach tych wszystkich posłów, dyplomatów i legatów z którymi mial do czynienia, czy nawet których widział z daleka. Chciał nasladować ich w tym momencie w każdym szczególe zachowania i lekkoscią wypowiedzi. Zebrał to w szystko w głowie i otworzył usta:
- No to gdzie kurwa ten niby skarb jest? - zapytał ork.

Re: Karczma "Odpukać w niemalowane"

5
- Dawaj pan te kości! - zawołał w końcu Rashudi, najwidoczniej stęsknił się już za hazardem, a gra w karty na łodzi z Debrosem to chyba nie było do końca to, czego oczekiwał. Sam Debros też pewnie by chętnie zagrał, gdyby nie to, że był spłukany. Jednak i na niego orkowe piwo zadziałało, bo po chwili oznajmił, że musi do wychodka i wyszedł, zataczając się nieco.
- Zaraz wracam... - oznajmił po chwili Khalil, kiedy Debros zniknął z ich pola widzenia. Uśmiechnął się lekko i wyszedł, zawadzając swoim sporym brzuchem o stół i wpływając na zwycięstwo marynarza w pierwszym pojedynku w kości.
- A bo ja wiem? - odpowiedział na pytanie Bruudz'tha. - Gdybym wiedział, sam bym po niego poszedł. Wiem tylko tyle, że ci co go tam schowali, chyba gobliny, jakieś monstrum na straży postawili. Szukam więc takiego miejsca na pustyni, gdzie z jakichś powodów nikt się nie zbliża...

Re: Karczma "Odpukać w niemalowane"

6
Odchylił się opierając plecy o oparcie ławy i potarł podbródek w zamyśleniu. Cóż, zasłyszany opis pasuje w zasadzie do całej wschodniej i zachodniej baronii wyłączając trakty i miasta.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie pcha dupska na te niegościnne pustkowia. Może jakaś okolica pasuje jednak do tego zdawkowego opisu? Musi się nad tym zastanowić w podróży.

Priorytetem jest teraz dostarczenie Rashudiego w umówione miejsce, wymaga to jego zawodowy profesjonalizm. Dopiero w drodze powrotnej może sobie pozwolić na ewentualne zboczenia z trasy. No chyba że marsz z Rashudim biegłby jakoś po drodze…
Bruudz'th postanowił dokończyć posiłek słuchając jeszcze czy marynarz nie ma jeszcze czegoś do powiedzenia odsiewając to os ogólnego trajkotania.
Po tym chciał tylko iść się wyspać, zarwana noc powolo w dawała o sobie powoli znać.

Re: Karczma "Odpukać w niemalowane"

7
Debrosa i Khalila ork już zobaczyć nie zdążył, wszedł po schodach na piętro, gdzie znajdowały się pokoje, zostawiając Rashudiego grającego dalej w kości z poszukiwaczem przygód. Sam, woląc nie myśleć już o niczym, zmęczony podróżą wlazł do pierwszego lepszego pokoju zapominając o użyciu klucza. Efektem tego, nie bardzo zdając sobie sprawy co robi, wyrwał zamek w jednych drzwiach, które otworzyły się ukazując nagą ludzką niewolnicę uwiązaną za ręce pod sufitem batożoną przez również nagiego, choć w masce na twarzy, orka, którego można było uznać za takiego z Czarcich Gór, ale to raczej dlatego, że tatuaże zajmowały dość znamienną część jego ciała. Cofnął się więc, otwierając tym razem już właściwe drzwi, walnął się na łóżko i niemal natychmiast zasnął.

Kiedy obudził się następnego ranka, poczuł wielką ulgę. Wreszcie wyspał się tyle, ile trzeba i nikt nie ściągał go z łóżka na siłę. Jak znał Rashudiego, należało spodziewać się, że również jeszcze śpi, bo wczoraj musiał nieźle popłynąć... Choć wszystko zależało od wyniku gry w kości... Wiedział więc, że spokojnie może jeszcze się pobyczyć na wyrku i nawet nie brał pod uwagę ewentualności wstawania z niego, a tu nagle...
- Bruudz'th Ostra Dłoń, jak mniemam? - gruby głos stojącego nad nim orka w zbroi strażnika miejskiego wyrwał go z letargu. - Wstawaj, niejaki Debros powołał cię na świadka w swojej sprawie. Został oskarżony o kradzież.

Re: Karczma "Odpukać w niemalowane"

8
-Nie no, debil - powiedział Bruudz'th mimowolnie. Zrobił głęboki wdech z przymkniętymi powiekami i wypuścił powoli powietrze.
Wstał i ubrał się szybko pod okiem strażnika miejskiego. Spakował swoje rzeczy, poprawił paski i broń, po czym skinął strażnikowi oznajmiając zarówno jemu jak i wszechświatowi jako takiemu że jest gotów.
Poszedł żwawo za orkiem na dół do głównej izby mając nadzieję że znajdzie na dole Rashudiego i zdąży mu powiedzieć co i jak. W ostateczności może rzec kilka słów karczmarzowi z poleceniem aby ten zrobił to za Bruudz'tha.
Mimo że sprawy się trochę skomplikowały Ostra Dłoń nie miał chmurnych myśli. W najgorszym wypadku Debros położy dłoń pod topór. Co mu pomoże trzymać ręce… rękę przy sobie- pomyślał cynicznie

Re: Karczma "Odpukać w niemalowane"

9
Bruudz'th szedł za strażnikiem miejskim ziewając potężnie. Jednak po tak długim czasie nawet noc spędzona w normalnym łóżku mu nie wystarczyła... Rashudiego czy Khalila nigdzie po drodze nie spotkał, karczmarz zaś poinformował go, że obaj wiedzą już o całej sprawie i powinni spotkać się z orkiem na miejscu. Miał przy tym jakiś dziwny uśmieszek na twarzy, no ale cóż, orkowie ze współczucia i zbytniej empatii jednak nie słyną... Poszedł zatem spokojnie za strażnikiem na rynek, gdzie odbywały się wszystkie procesy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wushoh”