Re: Insorgot

31
Półork słuchałem swojego mistrza z iście kamerdynerskim spokojem. Jednakże ojcowski zwrot rozpalał krew w żyłach wojownika. - Nazywasz mnie swoim synem, jakbyś znał mnie od lat. - Chciał mu wykrzyczeć w twarz, zamiast tego jedynie stał i potakiwał z pogodnym uśmiechem. Gdy Mistrz nakazał mu nalać sobie wina, ten służalczo wykonał ten gest. - Niechaj ten głupiec myśli sobie, że jestem jego psem. Tak będzie lepiej...
Gdy Thurin popijał delikatne wino, jego uwagę zwrócił temat bramy w Zaavral. - Cholera, chce mnie wysłać tak daleko? Odseperować od brata? - W tym samym momencie do głowy przyszła mu dziewczyna którą zostawił w swoim pokoju, czy jak wolał myśleć, celi. - Przed wyjściem muszę ich odwiedzić i coś wymyślić. - Półork wysłuchał treści swojej misji do końca, po czym skinął głową i rzekł.

- Oczywiście Wielki Mistrzu, nie możemy pozwolić by jego badania wpadły w łapska Sakirowców, możesz na mnie liczyć. A jeśli ktoś zechce mnie zatrzymać... - Tu sięgnął dłonią do swojego półtoraka i uśmiechnął się przenikliwie.
- Wyruszę jak najszybciej zdołam. - Thurin ukłonił się, odwrócił napięcie i powoli wyszedł z pokoju na chłodny korytarz. W jego głowie kotłowały się tysiące myśli. Plany przeplatały się nawzajem. - Wczoraj to był tylko pokaz... Dziś dostaję prawdziwą misję, muszę udowodnić, że jestem tym za kogo mnie bierze. - Chłopak powoli ruszył w stronę zbrojowni...

Przed pomieszczeniem stał jeden ze strażników. Był nim średniego wieku ludzki mężczyzna. Po oczach akolita poznał w nim starego wojownika, zero strachu, zero zmartwień, tylko analiza otoczenia. Przedstawił strażnikowi jak wygląda sprawa, a ten bez słowa, wpuścił go do środka. Sama zbrojownia okazała się większa niż Półork przypuszczał. Pozwoliło mu to zastanowić się nad tym czy Płomienie to tak naprawdę paladyni, czy armia morderców. Dziesiątki mieczy, sztyletów, halabard, łuków, kusz czy korbaczy. Widział tu nawet wymyślne wnyki i pułapki. Małe zapalające bomby, egzotyczne sejmitary i kukri. Thurin podszedł do średnich tarcz i porównał je do swojej. Niektóre z nich były używane, inne za to lśniły nowością. Wymienił swoja wyrobioną już tarczę, na inną. Twardą, solidną i okutą metalem. Miała namalowanego kruka z rozpostartymi skrzydłami na brązowym tle. Następnie podszedł do mieczy i tu również zmienił swojego wyszczerbionego półtoraka, na inny, ostry jak brzytwa model. Zmienił też swoją zbroję, na lepszą, skórzaną, gdzie pasy nie były już tak starte jak w jego poprzednim modelu. Przed wyjściem sięgnął jeszcze po pas z trzema nożami, każdy o innej długości.

Tak wyekwipowany półork ruszył kolejno do stajni. Stajenny przywitał go służalczo, jak to miał w swoim zwyczaju. Thurin mrużąc od słońca oczy, przekazał mu słowa Wielkiego Mistrza i wkroczył wraz z nim do wnętrza. W środku znajdowało się wiele wierzchowców, jednak ostatecznie Thurin zdecydował sie na czarnego ogiera. Stajenny powiedział mu że jest to spokojne i mądre zwierzę, samo potrafi wyczuć zagrożenie i nie wymaga się ogromnych zdolności by go prowadzić. Ponadto wabił się Śmieszek.

Dzień zmierzał już ku końcowi, lecz Półork zdołał jeszcze dostać się do kuchni nim wszyscy kucharze zwinęli się do swoich pryczy. Poprosił ich by na jutrzejszy wschód słońca przygotowali mu porcję podróżną, gdyż wyrusza aż do Zaavral. Przy okazji posilił się, zjadając pieczonego bażanta i popijając winem.

Księżyc świecił w pełni gdy w końcu Thurin, zmęczony przygotowaniem do wyjazdu, wrócił do swojego zimnego pokoiku. W środku tak jak na to liczył, znajdował się Grunn i siostra Aishele. Jego brat podniósł pytająco wzrok, zapewne czekając na odpowiedź dlaczego nie widział Thurina przez cały dzień. Kobieta zaś siedziała skulona w głębi celi, przyglądając się braciom.
- Wiem, że być może masz do mnie kilka pytań Grunn. I nie martw się, zaraz na nie odpowiem. Wielki Mistrz zlecił mi misję, i był bardzo dokładny w tym, bym sam się na nią wybrał. Mam dostać się do Zaavral i sprowadzić stamtąd pewnego człowieka, misja nie będzie krótka, ani łatwa, jednak dam sobie radę. W czasie mojej nieobecności mam dla ciebie zadanie. - Tu przerwał by zastanowić się nad ułożeniem w słowa swoich następnych myśli. - Musisz wybadać kto jest najbliżej Wielkiego Mistrza, chcę poznać jego przyjaciół i wrogów, sam też musisz pojednać sobie kilku dobrych towarzyszy, ale nigdy nikomu kompletnie nie ufaj, rozumiesz? Spójrz na to miejsce w którym się znaleźliśmy, nie przyjmują tu dobrych ludzi, tylko... tylko takich jak my. Takich którzy zabijają gdy im się każe. - W tym momencie pewne zwątpienie pojawiło się w jego głowie, lecz odrzucił je niemal natychmiast. - Wiem że nie będzie ci tutaj łatwo samemu, ale dasz sobie radę. I musisz zaopiekować się tą dziewczyną. - W tym momencie Thurin przeniósł wzrok z Grunna na siostrę Aishele. - Wiem, że zrobiłem twojej rodzinie ogromną krzywdę, aczkolwiek nie miałem wyboru. Jeśli potrafisz stąd uciec, radziłbym ci to zrobić natychmiast. Jeśli nie, trzymaj się Grunna, on ci pomoże. Oczekujcie mojego powrotu... A teraz, lepiej pójdźmy już spać. - Ostatnie zdanie wypowiedział tonem który nie przyjmował sprzeciwu.

Następnego ranka pożegnał się z bratem i skinął kobiecie głową, po czym spakował swoje rzeczy w których znajdowały się podróżne przyrządy takie jak koc, hubka i krzesiwo, lina, oraz mały kociołek. Kolejno ruszył do kuchni i zabrał prowiant na podróż. Wychodząc z Insorgot jeszcze raz rzucił okiem na to miejsce. Był tu zaledwie kilka dni, a już czuł jakby znajdował się tam przynajmniej przez miesiąc. Wspomniał surowe warunki, oraz szaleństwo jakie znajduje się wewnątrz tych murów. Jego twarz wykrzywił grymas, po czym odwrócił się i odetchnął głęboko. Cytując Drwimira, wsiadł na Śmieszka i ruszył w kierunku murów miasta...


Thurin przenosi się do http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=25&t=270 - Niedługo napiszę posta w tamtym temacie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”