Re: Rynek

46
- Prowadź. - Powiedział Sullivan. Z kobiety nic nie pozostało, głupotą byłoby zostawać tu dłużej. W sumie oprócz sakiewek nie posiadali już niczego co mogliby stracić, dlatego pójście za chłopcem nie zdawało się już takim niebezpieczeństwem. Dwójka mężczyzn miała go jednak na oku, chłopak miał zbyt lepkie ręce. Nie były tu potrzebne długie rozważania, nie było tu odrobiny wahania. Sullivan i Brandr weszli po prostu na owianą złą sławą ulicę bluźnierców, bo kto przy zdrowych zmysłach nazywa tak ulicę?

Re: Rynek

47
Był poranek Isabella była właśnie na targu starając się zakupić pewne dość nietuzinkowe produkty takie jak perły, jedwab czy też ryż. Zastanawiacie się zapewne po co jej takie to też produkty? Nic prostszego, wszystkie te składniki potrzebne były jej do produkcji niczego innego jak pudru. Podstawa tegoż to tkwiła w jedwabiu który pozwolił na pozostawienie niespalonej pustynnym słońcem karnacji. Drobinki rozkruszonych pereł dawały jej pudrowi połysku. Kiedy też ryż robił za zapychacz, jednak bardzo pozytywnie działający na karnację. Prawdziwy sekret tkwił jednak w proporcjach. Udało się jej spokojnie uzupełnić zapasy, nie potrzebowała zbyt wiele, w końcu wystarczyło tylko troszkę pudru aby uchronić ją przed pustynnym słońcem. Na tym jednak jej zapędy pudrowe nie kończyły się czasem eksperymentowała z pudrami mineralnymi.

Kiedy dojrzała już kobieta zamierzała ruszyła w drogę powrotną dostrzegła mężczyznę, rasy najprawdopodobniej ludzkiej. Jego wzrok błądził od prawej do lewej jak by czegoś szukał. Z rana ruch na targu nie był największy, było kilka goblinów czy orków, ten człowiek rzucał się jednak w oczy, a sama Isabella wydawała się go skądś kojarzyć. Niewątpliwe błyskotliwy umysł dziewczyny szukał odpowiedzi na pytanie skąd. On jednak dostrzegając ją ruszył w jej kierunku. Wyglądał na wyczerpanego wędrówką przez pustynię, widziała to po jego kroku, lekko snuł się na nogach. Wskazywały na to również obecne na jego twarzy w postaci zabrudzenia. Dostrzegała też skórzaną torbę przewieszoną przez bok.

Panienka Anabella. — Dość szybkim i zdecydowanym ruchem ucałował dłoń w dość charakterystycznym geście. Isabella poczuła jednak że coś jest nie tak poczuła jak w wnętrzu jej delikatnej zadbanej dłoni coś się znalazło, było miękkie, gładkie, elastyczne. Przymknął jej dłoń jakby chciał bezsłownie przekazać jej aby to trzymała.

Ostatni raz widzieliśmy się w Akademii, oby było nam się spotkać ponownie. — Powiedział to nie tyle z uśmiechem co zmartwieniem wymalowanym na jego twarzy, nieco skrywającej się pod białą wełnianą peleryną. — Wybacz, ja muszę już iść dobrze?

Zapytał ją, spoglądając w jej oczy wzrokiem który był zdecydowanie spięty, nadal trzymał jej dłoń. Wówczas umysł Isabelli przetrawił skąd go zna, również studiował w Karlgardzkiej Akademii Czarnoksięstwa. Nie miała jednak nigdy okazji poznać jego imienia lub też zwyczajnie nie pamięta. Całość wydawała się wręcz podejrzana. Istoty na targu zachowywały się zdawać mogło naturalnie. Jakiś uzbrojony ork kupował sobie ryby, goblin nieopodal kosztował trunki, inny goblin powoli przechodził obok wymijając. Było oczywiście więcej osób na targu. Pasywnie jednak wyłapywała tyle istot w bliskim dystansie.
Obrazek

Re: Rynek

48
Isabella nie znosiła słońca, a już szczególnie tego południowego - zwyczajnie jej doskwierało, choć nie to było jej największym zmartwieniem. Słońce bowiem paskudnie wpływało na jej cerę, gdy swymi długimi promieniami starało się osmagać jej twarz i doprowadzić do jej zaciemnienia. Skórę ogorzałą od słońca mieli chłopi, pracownicy fizyczni, którzy robili na świeżym (lub też jak w przypadku południa - zapylonym) powietrzu, ale nie ktoś taki jak ona - osoba z pozycją, intelektualistka. A jednak słońce w Karlgaardzie zdawało się wciskać wszędzie, podobnie jak i piach, kolejna rzecz, która ją irytowała.

Kobieta dokonawszy wyboru produktów dokonała zapłaty, zapakowała swoje suweniry w specjalnie na tą okazję przyszykowaną, niedużą, skórzaną torbę przyczepioną do pasa i niemalże natychmiast poczęła się poprawiać - obciągnęła kaftanik, który jej zdaniem nieco się pomiął, potem pociągnęła jego rękawy, a na sam koniec kilkoma sprawnymi ruchami poprawiła swoje blond loki, ot by jak zwykle prezentowały się nienagannie, choć z pewnością osoba postronna nie byłaby wstanie zobaczyć różnicy zarówno przed poprawką, kiedy to włosy i tak były ułożone idealnie, jak i po poprawce. Ot, kto by jednak zrozumiał kobiety i ich fanaberię odnośnie dbania o swój wygląd, nieraz aż do przesady.

Isabella odwróciła się od kupca i już miała ruszyć w drogę powrotną, by jak najszybciej zejść z palącego słońca, gdy coś ją zatrzymało. Niby nic wielkiego, ale jednak zwróciła uwagę na mężczyznę, który ewidentnie się na nią gapił. Z pewnością w zwykłych okolicznościach, takich właśnie jak ta, zwyczajnie by ją to nie obeszło, ale człowiek ten zdawał się być z jakiegoś powodu znajomy. Spoglądała na mężczyznę, a on na nią, gdy nagle ruszył zdecydowanym krokiem w jej stronę i ku jej zaskoczeniu ucałował ją w dłoń, jednocześnie coś w nią wpychając.
- Isabella.... - Odpowiedziała mu chłodno. Jakże mógł ją pomylić z kimś innym? Lub przekręcić imię!? Jakkolwiek tym oburzona, coś innego zaprzątało jej myśli. Kim był, czemu do niej podszedł i czymże był pakunek, który usilnie jej starał się wcisnąć? Jeśli czegoś się przez lata zdołała dowiedzieć, to jak zaklinać przedmioty by sprowadzić nieszczęście, a jej właśnie, jakaś obca osoba (no dobrze, kojarzyła go z Akademii) podchodzi i daje coś w rękę. Wszystko to było dość podejrzane, od poczynania mężczyzny poczynając po normalność otoczenia włącznie.
- Ależ nie musimy się wcale rozstawać... Z chęcią nadrobię luki w naszej znajomości. - Powiedziawszy to jej błękitne oczy niemalże błysnęły własnym, wewnętrznym światłem, po czym sama złapała go za ręką, którą wciąż usilnie starał się jej wepchać jakiś przedmiot i uśmiechnęła się, choć trudno byłoby to nazwać miłym uśmiechem z uwagi na dziwaczne okoliczności.

Re: Rynek

49
Isabella postanowiła działać i to szybko. Nie dość że nie pozwoliła mu odejść słowami to jeszcze złapała go za rękę. Wielu mężczyzn nie miało by nic przeciwko. Uśmiech zawsze uśmiechem, więc to chyba pozytywna sprawa. Jednak w jego ochach kobieta widziała niepokój. Bardzo szybko jej odpowiedział swoistym wykrętnym słowotokiem.

Nie ma o czym teraz rozmawiać, naprawdę lepiej abym już poszedł. Nie chcemy sobie przeszkadzać, widzę że jesteś zajęta, pewnie będziesz musiała już ruszyć na pewne spotkanie z tym z akademii. Nie chciał bym aby coś stało ci się podczas tej podróży. A spotkanie już wkrótce, lepiej nawet ruszyć od razu, tylko ostrożnie.

Wypowiedział jakby podkreślając słowo spotkanie. Miękki obiekt w jej dłoni nadal był miękki jakiś taki gładki, możliwe że nawet jakby tłustawy. A może to się jej tylko tak wydawało. Mężczyzna z jakichś przyczyn nie starał się wyrwać. Zupełnie jak by to nie ją był zaniepokojony. Ork kupujący ryby zaczął głośno targować się z kupcem nieopodal wręcz wrzeszcząc. Co nieco utrudniało wam rozmowę, przykuło to zdecydowanie uwagę goblina który was wymijał. Sprzedawcą ryb oczywiście był goblin. Kto inny mógł proponować tak drogie ryby w Karlgardzie.

TY MAŁY SZKODNIKU RYBA ZA 2 ZĘBY?!

Wykrzyczał ork w pewnym momencie. Na co goblin wysunął spod lady ulubioną broń wszelkiej maści goblinów. Kuszę, która była już napięta razem z bełtem w kierunku orka.

Trzymaj pizdę przerośnięta małpo, kupujesz w cenie 2 zębów, albo stąd wypierdalasz bo sprzedam ci bełta w twoje śmierdzące dupsko które zawadza mi przy straganie!

Wyszło z tego niezłe widowisko, z jednej strony zdarzało się jednak zaraz mogło zrobić się niebezpiecznie. Zapewne jakiś strażnik zaraz ruszy aby uspokoić tą dwójkę, sztuka handlu chyba nie szła im najlepiej. Był to dość szalony dzień, a może to słońce od rana prażyło zbyt mocno w głowy mieszkańców sprawiając że byli bardziej drażliwi.
Wzrok rozmówcy Isabelli z jakiegoś powodu zatrzymał się na goblinie który ich mijał, zamiast sprzedawcy jak i orka którzy dosłownie zaczęli sobie grozić, spoglądał na niego z niepokojem.
Obrazek

Re: Rynek

50
Isabella patrzyła się mężczyźnie prosto w oczy, gdy z jego ust popłynął potok słów. Jak gdyby chciała przejrzeć go na wylot, zrozumieć jego motywy, przejrzeć go i dostrzec choćby cień kłamstwa w jego słowach. Jednakże kłamstwa nie było, a przynajmniej nie dostrzegała go, gdyż coś ją rozproszyło. Nie była to burda goblina z orkiem, która chwilę później wybuchła, a wręcz magiczne słowo, które padło z jego ust - "spotkanie z tym z Akademii". Kobieta zmrużyła wręcz oczy, jak gdyby nie będąc pewna, czy aby się nie przesłyszała. Lata temu zakończyła swą edukację i zdobyła ryty czarnoksięskie, ale przez ten czas nie została wezwana do Akademii ani razu, ani też nieszczególnie próbowano się z nią kontaktować, a wiedziała, że była to tylko kwestia czasu. Zawsze upominano się o swych absolwentów by poprosić ich o przysługę jaką są winni za wykształcenie, które otrzymali. Jak gdyby zawrotna suma pięciu tysięcy zębów nie była wystarczającą opłatą za uzyskaną wiedzę...

Uścisk ręki Isabelli momentalnie zelżał, gdy analizowała słowa mężczyzny i ostatecznie go puściła. Jeśli rzeczywiście przysłano go tu z Akademii, to... nie miała innego wyjścia jak się stawić na rzeczone spotkanie, choć cała ta sytuacja zdawała się jej śmierdzieć. Mężczyzna był zaniepokojony, nie tyle nią, czy burdą jaka miała właśnie miejsce, a jakimś goblinem. Ewidentnie człowiek ten był w pośpiechu, a ona nie do końca wiedziała czemu, choć pewnie to co zostało jej przekazane było ku temu jednym z powodów.
- Rozumiem... - Powiedziała przeciągle, wciąż nieco niepewna, ale nie wyglądało na to by mogłaby coś więcej z niego wyciągnąć jak zawiły bełkot. Jak gdyby nigdy nic odwróciła się od niego i ruszyła w swoją stronę.

Isabella zwróciła uwagę jednakże na kilka rzeczy - skoro człowiek ten był zaniepokojony goblinem, to niewykluczone, że ktoś mógł go śledzić, a to co jej przekazał mogło być całkiem ważne. Po drugie - zwrócił jej uwagę, że nie chciałby żeby coś jej się stało, więc ewidentnie było coś na rzeczy. Blondynka przyśpieszyła kroku, wciąż zaciskając w dłoni dziwny, miękki przedmiot i skierowała się nie do Akademii, tak jak jej powiedziano, a w kierunku swego domu. Skonkludowała, że dotrze na wyznaczone miejsce szybciej, jeśli weźmie konia, miast kluczyć między uliczkami pieszo. Poza tym była zaintrygowana tym co otrzymała, a nie sądziła, że chciałaby oglądać to na środku ulicy.

Re: Rynek

51
Isabela postanowiła puścić strudzonego absolwenta akademii czarnoksięstwa, ten powiedział jedynie.
Dziękuję. — Aby następnie ruszyć. Nie obyło się bez przemyśleń które sprawiły że była dużo ostrożniejsza szybsza i bardziej zdecydowana. Mężczyzna ruszył gdzieś w kierunku akademii. Wówczas kiedy ona udała się do stajni w Kargardzie, biorąc konia tego którym tu przybyła. Dziwne było by brać czyjegoś, lub też najmować go na jeden powrót. Choć w tym wypadku gdy obawiano się pościgu było to możliwe. Isabela podczas tego niewątpliwie szybkiego powrotu nie dostrzegła niczego podejrzanego, ani też nikogo kto by ją śledził. Dlatego też dostała się do rezydencji.


Teraz Tu
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”