Rynek

1
Rynek Kalgardu. Południowe słońce odbija się od złoconych kopuł, alabastrowych ścian i szarego bruku, rażąc oczy każdego spoglądającego wiązką białych promieni światła. Tylko różnobarwne, liczne namioty i parawany na przestronnym placu wymykają się władzy złotej tarczy dominującej niebo tego miasta, oferując cień kupcom i kupującym.
Liczni, bogato ubrani gwardziści pilnują porządku i prawa. Plac jest na tyle duży, by pomieścić na nim bogaczy, ich sługi, handlarzy, stróży prawa, wszystkich średniozamożnych przechodniów zajętych miejscowymi interesami i żebrających biedaków, którzy korzystają z obecności całego wcześniej wymienionego towarzystwa. Miejsca szczególnego stłoczenia kolorowych stoisk handlowych i jeszcze szczególniejszego stłoczenia klienteli są rajem dla rzezimieszków.



W przyjaznym, choć nadal gorącym i nieszczęśliwie chroniącym niewielką tylko przestrzeń pasie cienia, przy jednym z boków rynku stał wóz zaprzężony w dwa muły. Nieopodal łatwo zauważyć było rój żebraków - w większości orków, ale również ludzi, krasnoludów, elfów. Jeszcze łatwiej dostrzec wyróżniającego się na ich tle mężczyznę w białym turbanie na głowie, jasnoniebieskim kaftanie, z mieczem u pasa i koniem prowadzonym za uzdę. Wyraźnie wypatrywał czegoś w tłumie. Odwrócił się do biedoty tyłem i krzyknął wspólnym językiem stronę przechodniów.
- Transport do Ujścia! Transport do Ujścia! - powtórzył w zgrzytliwej mowie orków. Był to Zygfryd Thorgerd. Głos miał silny, ale lekko ochrypły, zapewne od długotrwałego ogłaszania swoich usług. Chciał zabrać jak najwięcej podróżnych.
Odwrócił się znów do żebraków i zmierzył wzrokiem młodzieńca z rasy ludzi.
- Wiesz, jak należy ładować kuszę? - odezwał się doń we wspólnej mowie, której nie znała większość orków.
All that is gold does not glitter,
Not all those who wander are lost;
The old that is strong does not wither,
Deep roots are not reached by the frost.

Re: Rynek

2
Słońce niezwykle mocno raziło go w oczy. Cały ten krajobraz w ogóle nie przypominał mu Fenistei, w której było o wiele bardziej kolorowo, a domy z drzewa górowały nad miastem. Wolnym krokiem zmierzał przed siebie. Nie poszukiwał niczego. Każdy jego krok wydawał się bardzo płynny i zgrany z dźwiękami rynku. Elf z łukiem na plecach i mieczem przy pasie ciągnął swojego konia za lejce. Czarny rumak nie buntował się wcale, najwidoczniej przyzwyczajony był do takiego zgiełku osób.
Nagle doszedł do niego głos, który mówił coś o transporcie do Ujścia. Chciał się tam dostać. Wtedy będzie łatwiej przepłynąć statkiem do śród ziemia, skąd dostać się będzie mógł do Portu Salu. Pewnym krokiem ruszył w tamtym kierunku, aby za chwilę stać niedaleko grupki gapiów, tłoczących się obok niezindetyfikowanej postaci w białym odzieniu.

Re: Rynek

3
Dzień jak co dzień. Wszystko na rynku toczy się swoim normalnym rytmem, ludzie oraz inne istoty załatwiają swoje sprawy, kupcy nawołują do zajrzenia na swoje kramy, dziwki kuszą swoimi wdziękami mężczyzn, złodziejaszkowie baraszkują między dość gęstym tłumem w poszukiwaniem sakiewki zamożnego obywatela miasta, zaś żebracy proszą o jałmużnę.

W tym tłumie znajdziemy osobę, która proponuję transport do Ujścia. Gdzieś dalej,w tłumie, znajdował się elf, który zainteresował się propozycją podroży do wyżej wymienionego miejsca. Elf postanowił udać się w stronę nawołującego woźnicy.

Tłum wokół młodzieńca był dość gęsty. Elf miał trudności z swobodnym przedostaniem się do woźnicy. Ktoś co chwilę szturchał i popychał go, nie pozwalając na szybkie przemieszczanie się. Ponadto miał ze sobą rumaka, co dodatkowo mogło utrudnić przebicie się.W jednej chwili ktoś złapał go za poły jego wierzchniego okrycia i mocno szarpnął w tył. Naraz usłyszał rżenie swojego konia, który najwyraźniej czegoś się spłoszył. Zwierzę zaczęło niespokojnie kręcić się wśród ludzi. Ruchy konia spowodowały szemranie i niezadowolenie przechodniów, znajdujących się najbliżej elfa i rumaka. Kilka osób rzuciło niewybredne uwagi pod adresem prowadzenia konia w samo serce tłumy. Ktoś inny splunął w ich stronę. A ktoś ... mocno szarpnąl elfa z tyłu. Spowodowało to utratę równowagi przez Aarta, niepokój rumaka, większy rozgardiasz oraz złość przechodniów. Młodzieniec zaczął być nie lubiany w tłumie.

Tymczasem do woźnicy podchodziło na razie niewiele zainteresowanych. Głownie tłoczyła się wokół niego biedota.
- Panie, pomiłujcie i zabierzcie - sucha, starsza kobiecina, o suchej twarzy, pokrytej znamionami po ospie i równie chudych i brudnych rękach prosiła Zygfryda o zmiłowanie. Cuchnęło od niej niemytym ciałem, potem, fekaliami. Żebraczka była ubrana z szaroburą szatę, zakrywającą jej suchotnicze ciało. Spod kaptura, zakrywającego prawie połowę twarzy kobieciny, widać było pojedyncze i długie siwe kosmyki. żebraczka, podobnie jak tuzin innych ofiar losu, skupionych na rynku, liczących, że ich parszywy los odmieni się.
Jednak czy woźnicy zwróci uwagę na prośbę kobiety? Czy też bardziej zajmującą atrakcją będzie obserwowanie młodzieńca przepychającego się przez tłum ludzi w jego stronę. Gawiedź zdecydowanie była niezadowolona z postępowania lekkomyślnego elfa.


Kolejność dowolna.


W razie niejasności, piszcie na pw.

Re: Rynek

4
Gardło co raz bardziej bolało go od okrzyków a głowa od zgiełku. Napił się dwa łyki wody i przemył twarz kilkoma kroplami.
- Transport do Ujścia! Transport do ujścia! - wrzasnął, nie zwracając chwilowo większej uwagi na żebraczkę.
Nagle tłum zaczął się mieszać w okolicy wierzchowca. Hałaśliwa hołota.
- Zaczekaj chwilę, kobieto.
Zygfryd wsiadł na swojego konia. W tej pozycji był bezpieczniejszy i lepiej widział. Popatrzył w stronę swojego powozu a potem obcego konia. Właściciel będzie chciał jechać ze mną. Darmowa ochrona. Choć na razie nie potrafi sam przejść przez rynek. Nie reagując wcale na zamieszanie krzyknął znowu:
- Transport do Ujścia! Kusznika wezmę za darmo!
- Masz mi czym zapłacić? - zapytał cicho starej kobiety schylając się w siodle. Wiedział, jaka będzie odpowiedź, ale w końcu był człowiekiem interesu.
All that is gold does not glitter,
Not all those who wander are lost;
The old that is strong does not wither,
Deep roots are not reached by the frost.

Re: Rynek

5
Niby niegroźne przedzieranie się przez tłum zmieniło się, w mgnieniu oka, w teatrzyk, którego Aart był głównym bohaterem. Nieznośni gapie i nieprzyjemne szturchania powoli zaczynały działać mu na nerwy. Ludzie nie myślą, zamiast płoszyć konia, mogliby po prostu odejść.
Szybko się rozejrzał, chciał rozpoznać się w sytuacji. Jeszcze jeden osobnik ciągnący i popychający go ku ziemi, a nie wytrzyma. Jego dłoń już znajdowała się na rękojeści sztyletu.
Wtem usłyszał głos nawołujący ponownie. To handlarz krzyczał, że zmierza do Ujścia. Spojrzał mu w oczy, nie wie czy nawiązał z nim kontakt, w końcu dookoła niego znajdowało się sporo osób.
- Ja do Ujścia! - krzyknął chcąc być głośniejszym od tłumu.
Niedługa chwila minęła, a on już stał przy swoim rumaku twarzą w twarz spoglądając w jego niespokojne oczy.
- Ciiiiii mój mały. Spokojnie, nic ci się nie stanie, a jeśli tak wyrżnę ich wszystkich...- szepnął do niego spokojnym głosem, głaskając go po boku pyska.

Re: Rynek

6
Tłok Karlgardu łączył się, jak zwykle zresztą, z niesamowitym upałem, kakofonią głosów we wszystkich znanych językach i symfonią najróżniejszych zapachów. Przypraw, gotowanej w pobliskich karczmach starawy, potu setek ciał, oraz tego, co po zjedzeniu ciało musi wydać. Młodego Wędrowca zaczynała już boleć głowa od tego całego zamieszania, nie czuł się zbyt dobrze w ciasnych murach orkowego miasta.
Kiedy Anchet usłyszał słowa "transport do Ujścia", natychmiast zwrócił głowę w kierunku, z którego dobiegał głos. Jego źródłem był wysoki, postawny mężczyzna, o wyrazistych rysach twarzy.
Do Ujścia? Czemu nie, może czas na powrót do domu, pomyślał.
Trzymając Iskrę za uzdę przedzierał się przez ciżbę, był całkiem blisko jegomościa, więc nie zajęło to zbyt długo. Akurat jakaś kobieta przyczepiła się do niego i prosiła o zabranie. W oczach mężczyzny widział coś, co sprawiało, że znał odpowiedź na jej prośby. Ale mógł się mylić.
- Kuszą nie robię, ale mieczem całkiem nieźle. Z łuku też szyję. Przyda się? - zapytał, nim kobieta zdążyła ponownie wznieść swoje błagania.
Odetchnął głęboko smrodliwym powietrzem.
Byleby w końcu się stąd wydostać.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Rynek

7
Rycerz, pomyślał Zygfryd, gdy spojrzał na rynsztunek Ancheta. Z sakwą u pasa. Stojąc w tym miejscu i wrzeszcząc miał sporo czasu na obmyślanie, jak wyciągnąć ostatniego miedziaka z każdego człowieka, orka, goblina czy elfa.
- Przyda - odpowiedział rycerzowi, patrząc mu w oczy. - Razem bezpieczniej. Znam dobrze drogę. Myślę, że nie będziesz cały czas męczył wierzchowca. Miejsce na wozie dam za drobną opłatą. Jak dla ciebie pięć nieoberżniętych zębów teraz lub biorę swoją dolę ze wszystkiego, co upolujesz i zra... zdobędziesz po drodze. Wybór jest twój. Przy okazji, jestem Zygfryd Thorgerd - powiedział, wyciągając rękę do przybysza.
W momencie, w którym stwierdził, że zażądał zbyt niskiej ceny, usłyszał okrzyk elfa "Ja do Ujścia!".
- Tamtego też weźmiemy - powiedział do Ancheta, pokazując elfa palcem. - Gdybyś mógł, panie, sprowadzić go z tego tłumu... Popilnuję twojego konia - zaoferował, sięgając nieznacznie ręką po wodze.
All that is gold does not glitter,
Not all those who wander are lost;
The old that is strong does not wither,
Deep roots are not reached by the frost.

Re: Rynek

8
Zygfryd Thorgerd. Słyszałem o nim, wokół jego osoby krąży sporo plotek. Ciekawe ile z nich jest prawdą. Może w trasie uda się czegoś dowiedzieć?
Podał kupcowi rękę.
- Dam pięć zębów, niech będzie, na początek dobrej znajomości. Anchet z Oros - uścisnęli sobie mocno dłonie.
Następnie mężczyzna spojrzał we wskazanym kierunku, pokiwał głową i podał wodze Iskry kupcowi.
Przebijał się pieszo przez tłum ludzi, który wzgardliwie patrzyli na Elfa. Stanął tuż za jego plecami, gdy ten mówił do konia. Mimo szeptu usłyszał ostatnią część.
- Ambitny plan. Ten z wyrżnięciem wszystkich. Wątpię w jego powodzenie, ale do odważnych świat należy, jak to mówią. Chodźcie, panie Elfie, jak chcecie do tego Ujścia jechać.
Po czym odwrócił się, położył dłoń na rękojeści miecza i spojrzał po obecnych. Jeden uzbrojony osobnik, to ryzykowna zdobycz. Dwójka, to już ogromne wyzwanie i niemal pewna śmierć. Anchet liczył, że tłum też tak rozumuje. Wszak nic wielkiego się nie stało i szkoda ryzykować życiem z powodu kilku szturchnięć. Kątem oka spojrzał na Elfa, pobieżnie oglądając jego tatuaże. Na dłuższe podziwianie nie było jednak czasu.
Ruszył przodem, opierając rękę na głowicy broni. Tłum, choć nieco posępnie i mozolnie, rozchodził się w swoją stronę.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Rynek

9
Ludzi na koniach albo prowadzących wierzchowce było coraz więcej. Tłuszcza, zgromadzona na rynku, która z niechęcią patrzyła na elfa i była w stanie go zaszlachtować, musiała tym razem ustąpić. Widok dwóch innych jeźdźców przystopował rewolucyjne nastroje w co niektórych. Większość ludzi zaczęła się odsuwać i robić miejsce jeźdźcom. Tak więc zarówno Anchet jak i Aart mogli spokojnie przejść w stronę kupca i karawany zmierzającej do Ujścia.
Zygfryd zaś miał do czynienia z starą babinką - żebraczką, która chciała również zabrać się z karawaną, niemniej nie miała pieniędzy, aby zapłacić za przejazd.
- Panie dobry, zlituj się nad starą kobieciną i zabierz ją - powiedziała do Zygfryda żałosnym głosem - Nie mam grosza przy sobie, ale zawsze mogę ci pomóc - odparła dość cicho - Ponadto posiadam rozliczne umiejętności ... - babcia jednak nie skończyła mówić o swojej przydatności, gdyż w tłumie ludzi zaczęło dziać się coś niepokojącego.

Za naszymi jeźdźcami, Aartem oraz Anchetem, wybuchła na początku kłótnia. Z początku dało się słyszeć piskliwe glosy bab, kłócących się jak przekupki na bazarze. Swara na początku była dobrą rozrywką, wokół kłócących się zebrał się spory tłumek gapiów. Zwada zaczęła po paru minutach przybierać poważniejsze rozmiary. Oprócz paru kłócących się bab, kilka osób z tłumu zaczęło ze sobą dyskutować, niektórzy zaczęli się przepychać między sobą. Granda zaczęła przybierać poważniejsze rozmiary i rozprzestrzeniać się na coraz więcej osób. W ruch zaczynały iść kamienie, pięści oraz patyki. Parę małych kamyczków poleciało w różne strony. Kilka z nich niebezpiecznie blisko przeleciało obok wędrowców zmierzających do kupca.
Tłum ponownie zaczął falować oraz iść we wszystkie strony. Część osób uciekała od całego zamieszała, a inni, wręcz przeciwnie, postanowili wmieszać się w bójkę. Znowu powstał zator, nasi bohaterowie mieli trudności z przedostaniem się do kupca.

Zygfryd zaś widział całe zdarzenie z daleka. Co zrobił w tym przypadku? Tym bardziej, że ponownie odezwała się stara żebraczka:
- Panie, schowaj się, kamień leci w twoją stronę.
I jakby na potwierdzenie słów kobiety z tłumu poleciał kamyk wielkości pięści w stronę kupca.

Kolejność dowolna. Proszę panów o danie jednego odpisu w turze.

Re: Rynek

10
Zdarzenia zdawały się rpzybierać coraz większych rozmiarów bójkę. Młody elf nie wiedział czy on był przyczyną takiego zachowania ludzi, czy po prostu jest to kłótliwy naród. Rozejrzał się dookoła, starając się trzeźwo ocenić sytuację. Jakimś cudem wszystko zaczęło toczyć się dookoła tego, aby nie dostał się do handlarza. Jego wzrok powędrował na woja, który przybył mu z pomocą.
- Lepiej się nie zgub. Trzymaj się blisko. Krzycz, jeśli będą rzucali kamieniami.- Powiedział pewnym głosem, po czym dosiadł swojego rumaka.
Łuk umieszczony na plecach momentalnie znalazł się w jego dłoni. Lewa zaś ręka sięgnęła kołczanu i wyjęła strzałę, która zaraz znalazła się na cięciwie.
Jego koń ruszył przed siebie wolnym krokiem. Jego pysk skierowany był w stronę, gdzie niegdyś stał handlarz wraz ze swoją ferajną.
Ludzie boją się śmierci. Jeśli wycelujesz w nich łuk, zejdą ci z drogi. Tak właśnie robił wytatuowany elf. Strzała swoim czubkiem wskazywała to osobnika z lewej strony, to z prawej. Miał nadzieję, że nie będzie jej musiał użyć dla tak błahego celu, jak wydostanie się z tłumu. Jeśli jednak, ktokolwiek będzie starał się zaatakować, nie zawaha się strzelić. Jest doświadczonym strzelcem i przeżył już kilka takich sytuacji. Może i tym razem się uda.

Re: Rynek

11
Anchet był zdziwiony, gdy podniesione głosy, miast stopniowo zanikać, wzrastały. Odwrócił się w samą porę, by zobaczyć, jak kłótnia, zapewne o nic nie znaczącą bzdurę, zaczyna przeradzać się w coś poważniejszego. Przepychanie, wygrażanie sobie kijami przypominającymi wyglądem trzonki od kilofów, pojedyncze uderzenia. Nie wyglądało to dobrze. W końcu w ruch poszły i kamienie.
Elf kazał mu uważać, po czym wsiadł na konia i wyciągnął łuk, a następnie założył strzałę na cięciwę i wymierzył w jednego z przechodniów. Anchet pokręcił głową, według niego było to zbędne. Po pierwsze ognisko kłótni było już za nimi, a wygrażanie jakimś przypadkowym przechodniom jest bardzo prowokujące. Po drugie łuk nie był bronią do walki w tłumie. Zabiłby jednego, może dwóch, reszta by go dopadła i ściągnęła z konia bez większego problemu.
Ruszył w kierunku Zygfryda. Wyglądało na to, że znowu przerywa kobiecie w rozmowie z kupcem.
- Chyba robi się tutaj za gorąco - powiedział, odbierając wodzę Iskry. - Czy nie czas na nas?
W międzyczasie spojrzał jeszcze raz za siebie, lustrując oczyma sytuację na rynku. Nie podobało mu się to.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Rynek

12
Psia krew, trzeba było założyć kolczugę, pomyślał Zygfryd zasłaniając głowę rękoma. Uniknął kamienia tylko dzięki ostrzeżeniu tej starej kobiety.
- Wsiadaj na wóz - krzyknął do niej, jakby w formie podziękowania. - Straże! - zawołał zaraz potem w języku orków zdzierając prawie gardło. Przecież na rynku byli gwardziści, ale zielonoskórzy chyba nie kwapili się do pomocy ludziom i elfom.
Oddał wodze Iskry, tak jak chciał Anchet i ponaglił swojego bezimiennego konia w stronę wozu. Dwa skoki i był już obok. Nie było czasu na kolczugę, ale jedną ręką podniósł swój hełm z nosalem i szybko założył na głowę. Nie dobywał miecza, aby nikogo nie prowokować, trzymał za to rękę na głowni i poluzował ostrze w pochwie. Kłusem zbliżył się do miejsca, gdzie stał Anchet i nieznajomy elf. Próbował zrobić drogę w tłumie, krzycząc na przemian w mowie wspólnej i orków przekleństwa, które niejednego przyprawiłyby o rumieńce i odganiając wszystkich dokoła. Kłusował w kółko i zataczał co raz większe kręgi, by wywalczyć sobie miejsce. Co raz więcej miejsca. Kto bał się podeptania kopytami, musiał odejść na bok. Zygfryd też się bał - kamieni. Jakkolwiek w pędzie trudniej było go trafić i jechał wciąż szybciej, a pocisków nie mogło być dużo - wystarczyłby przecież jeden odpowiednio rzucony.
- W stronę wozu! - zawołał do Ancheta i Aarta.
All that is gold does not glitter,
Not all those who wander are lost;
The old that is strong does not wither,
Deep roots are not reached by the frost.

Re: Rynek

13
Sytuacja stała się na tyle poważna, że do akcji wkroczyli strażnicy pilnujący rynku. Z początku stróże prawa nie reagowali na sprzeczkę. Nie pierwsza, nie ostatnia. Kiedy jednak więcej osób zaczęło brać udział w burdzie, wojowie wmieszali się w tłum. Z okrzykami na ustach weszli w falujący tłum. strażnicy krzyczeli, torowali sobie drogę kopniakami, pięściami oraz krótkimi mieczami, które mieli przy bokach. Najbardziej niepokornych zabierali w pomniejsze uliczki, po to pewnie by zamknąć ich potem w lochach za zakłócanie porządku. Kilku krewkich mieszkańców miasta czy też przyjezdnych wdało się w bójki z stróżami prawa. A najgorzej mieli ci, który mieli wyciągniętą broń ...

Dwójka strażników zauważyła w tłumie elfa celującego do ludzi z łuku. Dziecię lasu ponadto siedziało na swoim rumaku przez co był on bardziej widoczny. Po krótkiej wymianie zdań między sobą, trójka strażników zaczęła przeciskać się przez tłum, aby dojść do elfa.
- Chłystku, porzuć broń i zejdź z konia! - wykrzyknął jeden ze stróżów prawa dość donośnym głosem. Ale czy rozkaz dotarł wśród gwaru i tłumu do Aarta?
Droga do wozu Zygfryda była o wiele łatwiejsza, kiedy to elf mierzył we wszystkich z łuku. Ludzie rozpierzchali się przed nim oraz Anchetem. Niestety, stróże prawa dość szybko zauważyli, że Aart używa łuku. Uznali go za potencjalne niebezpieczeństwo. Tłuszcza szybko wypatrzyła to, że strażnicy zbliżają się do elfa oraz wojaka.
- To on spowodował całe to zamieszanie! - dało się słyszeć okrzyki wściekłego tłumu. Pomruk niezadowolenia rozprzestrzeniał się przez kolejne warstwy ludności. Kilka osób zastawiło drogę Aartowi oraz Anchetowi, którym udało się dobić do wozu Zygfryda.
- Gdzie wichrzyciele! - dwójka dość postawnych chłopów o głowię większą od wojaka stanęła naprzeciw naszym bohaterom. W dłoniach trzymali kamenie gotowe w każdej chwili użyć przeciw nim.
Strażnicy zaś byli coraz bliżej. Tlum nieco hamował ich poruszanie się do przodu, w międzyczasie również musieli uspokajać co krewkich warchołów, tak więc wędrówka przypominała tor z przeszkodami niż spacerek. Niemniej trójka wojów powoli, acz systematycznie, zbliżała się do naszych bohaterów.
- W imieniu prawa i jego królewskiej mości nakazuję wam się zatrzymać pod zarzutem użycia broni. Stać! - jeden z strażników zaczął się wydzierać w stronę naszej trójki, gdy zobaczył że dojście do nich jest niemożliwe, a oni sami mogą bez najmniejszych przeszkód opuścić miasto którąś z bram, zostawiając za sobą taki burdel.

A więc czy nasi bohaterowie odjadą z miasta niczym awanturnicy, nakładając na siebie możliwość ścigania albo użycia przemocy czy też postanowią poczekać na strażników i postarają się wyjaśnić sytuację.

Kolejka dowolna. Możecie panowie naradzić się przed podjęciem działania. Nie wymagam od was działań nieskoordynowanych, a przemyślanych.

Re: Rynek

14
Krew elfów, psia mać. Chędożony ich temperament. Zygfryd miał nadzieję, że strażnicy nie okażą się kłopotliwi dla niego.
- Lepiej uciekaj, elfie. Wypatruj wozu na północnym trakcie - powiedział szybko do nieznajomego istotnie mając nadzieję odnaleźć klienta.
Kupiec miał dość kłopotów, dość klimatu południa i dość orków, ich więzień i dość Kalgardu. Nic dziwnego, skoro odsiedział tu pół roku w lochu. Rzucił więc swój hełm z powrotem na wóz, obok siedzącej tam starej kobiety, przeczesał ręką włosy i zgarbiwszy się nieco w siodle zrobił znudzoną minę. Nie miał ochoty na pogawędki z gwardzistami. W zasadzie zamieszanie nie dotyczyło jego osoby. Obserwował więc spokojnie otoczenie zatrzymując wzrok to na jakimś przechodniu, to na przedzierających się przez tłum gwardzistach.
- Mów jak najmniej - doradził krótko Anchetowi i odwrócił się od niego, jak gdyby nie łączył ich żaden interes.
Gdy gwardziści byli blisko Zygfryd postanowił jednak zagrać komedię.
- Transport do Ujścia! Najtaniej w całej Wschodniej Baronii! - krzyknął w stronę tłumu, ponownie w dwóch językach.
All that is gold does not glitter,
Not all those who wander are lost;
The old that is strong does not wither,
Deep roots are not reached by the frost.

Re: Rynek

15
Wiedziałem, po prostu wiedziałem, pomyślał.
Kiedy część strażników skierowała się ku jego nowemu towarzyszowi, on sam spróbował udawać, że go nie zna. Trzymając Iskrę na wodzy, rozglądał się się dookoła, udając zdezorientowanego sytuacją. Zygfryd nakazał elfowi uciekać, toteż on się nie odzywał do niego. Odezwał się za to do zastawiających mu drogę ludzi.
- Ludzie, czego chcecie? Co to, do mnie te krzyki? Ja z bronią na ludzi wychodzę? Ja się chciałem właśnie zapytać tego tu - wskazał palcem Zygfryda - czy można z nim do Ujścia. Czy już nie wolno tu nosić broni przy pasie, bo zaraz ciemnica czeka?
Jednocześnie miał nadzieję, że elf zepnie konia i ruszy naprzód, co by jednocześnie uciec i odwrócić od niego uwagę.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”