Re: Rynek

31
A więc Rengarowi udało się jakoś wydostać z ulicy, gdzie ludzie o mało go nie stratowali, a potem zlinczowali. Wjechał na swoim koniu na rynek. Upal lał się z nieba niemiłosiernie, kurz lepił się do ludzi i zwierząt przebywających na rynku. Wiele osób wyglądało na spragnionych dlatego też miejska studnia, a także znajdująca się przy niej małe korytko było wręcz oblegane przez tłuszczę. Podobnie jak na ulicy z której niedawno wyszedł Rengar było tu tłoczno. Ludzie i zwierzęta tłoczyli się koło wody. Mężczyzna tak więc będzie musiał się natrudzić aby znaleźć miejsce dla siebie i swojego wierzchowca przy wodopoju.
Spoiler:


Tymczasem kupiec spotkał młodego, ogorzałego dzieciaka, który postanowił zaprowadzić ich do kramu, którego szukał on wraz ze swoimi towarzyszami. Niemniej Sullivan podziękował za pomoc małego, postanowił go wyminąć i iść swoją drogą. Chłopiec w pierwszej chwili dał się wyminąć. ale kiedy już kupcy odchodzili, młokos złapał Sullivana za rękę. Trzymał dość mocno jak na swój dziecięcy wiek. Kupiec, chcąc, nie chcąc, musiał się chwilę zatrzymać.
Jeśli kupiec się zatrzymał mógł usłyszeć:
- Radzę panom tego nie robić. Nie znajdą panowie pana Seratto. Muszą panowie pomóc najpierw nam, dopiero potem możemy poprowadzić pana do kupca. Miasta nie pozwoli na to abyście poszli bez odpowiedniej pomocy nam.
Kiedy zaś kupiec postanowi się nie zatrzymać tylko wyszarpać dłoń z uścisku ma;ca wtedy przed oczami stanie mu niezwykły człowiek. A w zasadzie kobieta. Stara, ubrana w ciemną opończę, z narzuconym kapturem na głowię, choć na zewnątrz panowało gorąco. Spod kaptura wystawały siwe, długie włosy. Nie było widać twarzy kobiety, ale po rękach i dłoniach wystających z szaty dało się zobaczyć chude, poszarzałe i kościste kończyny.
Kobieta, choć była niewielka, stanęła dosłownie znikąd przed podróżnymi i powiedziała do nich (stało by się to również kiedy malec nie zatrzymałby Sullivana):
- Panowie, bądźcie łaskawi żeby nam pomóc. My was zaprosimy do pana Seratto. Ale muszą nam wąćpanowie pomóc - kobieta powiedziała to cicho, jednak z konkretnym naciskiem, na to że została im złożona propozycja nie do odmówienia.

Re: Rynek

32
- Wygląda na to, że każdy tu zna pana Seratto - oznajmił spokojnie Sullivan opierając rękę przy pasie, była w tym pewnego rodzaju zapowiedź - zaczęło się od uczciwej propozycji, a teraz brzmi to bardziej jak wymuszona jałmużna.
Wtedy jego słowa jakby zaczęły przybierać na sile. Jednak wciąż była to rozmowa, choć szyta chłodnymi nićmi.
- Muszą?! Wie pani Kim jest pan Seratto? Jeśli tak to zdaje sobie pani z tego jaką pozycje posiada on w mieście? Nie zmuszam do pomocy, ale jeśli nie chce pani robić sobie problemów i nam, dobrze by było nieco opowiedzieć o panu Seratto. Może miejsce zamieszkania do końca nie jest nam jeszcze znane, ale nie mamy problemów ze znalezieniem innych równie ważnych miejsc. Z resztą czy to taki problem wyświadczyć komuś drobną przysługę i wskazać jedno miejsce? W końcu nie jest ono dalej niż na tym rynku i okolicznych uliczkach. A o tym, czy wąćpanowie muszą pomóc, zadecydujemy sami.

Re: Rynek

33
Gorąc i duchota, do tego swąd krwi. W sumie nic nowego. Podliczając swoje szanse na dostanie się do studni, Rengar postanowił jednak darować sobie to przedsięwzięcie i schował się przed słonecznym żarem, wchodząc w małą uliczkę. Dwie równoległe ściany dały nieco upragnionego cienia dla niego i jego rumaka. Postanawiając że to będzie dobry moment na chwilę odpoczynku, Rengar usiadł na ziemi i zaczął powoli czyścić swe ubranie płaszczem i odrobiną końskiej śliny. Miał jeszcze troche wody w bukłaku lecz przyda mu się ona na potem. Pragnienie jak wielkie by nie było, jest wstrzymywane poprzez dyscyplinę najemnika.
- Piekła na ziemi, daleko szukać nie trzeba. - Narzekając pod nosem kontynuował swoje pedantyczne zajęcie.
Ostatnio zmieniony 08 kwie 2013, 14:00 przez Rengar, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Rynek

34


Sala słuchała w spokoju tego, co mówił to niej przyjezdny kupiec. Najwidoczniej był on coraz bardziej zdenerwowany całą sytuacją. Kobieta nie przerywała mu, kiedy to Sullivan coraz bardziej zaczął być zdenerwowany. Na sam koniec odpowiedziała do niego:
- Pan Seratto poczeka, naprawdę poczeka. Na razie jednak zaproszę panów na wycieczkę w inne miejsce. Ponadto - tu przywołała ręką młodzieńca, który na samym początku zaczepił kupców - nie wiem czy szanowni ruszycie się gdzieś bez swoich sakiewek - Sala przechwyciła sprawnie dwie okazałe sakwy, które zapewne były własnością podróżnych - Jak widzicie panowie, to nie wy ustalacie tu reguły, to ulica sama je ustala. Tak więc naprawdę lepiej jak będziecie uprzejmi i mili w obcym sobie mieście i podporządkujecie się obyczajom w nim panującym. Pan Seratto naprawdę nie ucieknie. - staruszka w trakcie mówienia była naprawdę bardzo spokojna, jakby mówiła o pogodzie za oknem albo o najnowszej sztuce kuglarskiej, a nie zmuszała zamożnych i obcych kupców do uległości.
- Zawsze możecie sami iść do pana Seratto, ale to może skończyć się dla was naprawdę nieprzyjemnie - Sala ostatnie słowa wypowiedziała dość paskudnie. Staruszka nadal posiadała dwie sakiewki, skradzione przez młokosa, który stał obok niej i łypał na kupców złym spojrzeniem. I, chyba po to, aby pokazać, że nie żartuje Sala rozwiązała jedną z sakiewek i rzuciła nią do góry. Pieniądze znajdujące się w niej wysypały się, a następnie spadły na ziemię. Spowodowało to że przy kupcach, Sali i dzieciaku zebrała się chmara żebraków i najniższego elementu miejskiego, który zaczęli dość brutalnie i bezceremonialnie przeciskać się między sobą, aby złapać jak najwięcej monet. Tłuszcza biła się miedzy sobą, przepychała, gryzła.
Także kupcy nie byli bezpieczni, gdyż tłuszcza nie zwracała uwagi na osoby znajdujące się na ulicy. Pieniądze zostały rzucone, najważniejsze było ich zdobycie. Sullivan i jego towarzysze mogli poczuć się zagrożeni, gdyż w jednej chwili stracili równowagę i mogli upaść między walczący tłum.

Tymczasem Rengar znajdował się dalej od całego zamieszania z kupcami, jakieś 6 metrów najwyżej. Mężczyzna jednak nie podjął próby dostania się do wodopoju. Zajął się za to czyszczeniem swojego odzienia. Tymczasem przy wodopoju tłum ludzi i nędzników nieco zmalał dzięki zamieszaniu jakie wyniknęło z prawej strony Rengara, niedaleko kramów kupieckich. Coś niewielkiego poleciało w górę, potem upadło, a ludzi rzucili się niczym krwiożerce bestie. W tłumie dało się słyszeć glosy, że ktoś rzuca pieniędzmi. To bardziej pobudziło ludzi, że zaczęli jeszcze bardziej uciekać w tamtą stronę. Przez to zrobiło się lżej jeśli chodzi o miejsce przy wodopoju.
A co zrobi Rengar? Czy pobiegnie za wszystkimi w kierunku rzucanych monet czy zajmie się miejsce przy wodopoju.
Ostatnio zmieniony 18 kwie 2013, 0:57 przez Alicia, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Rynek

35
Brzdęk monet i ryk tłuszczy. Te dźwięki, zwane już prawie muzyką zwróciły uwagę najemnika i zanim zdążyło się rozpętać całe to zamieszanie, dając w prezencie Rengarowi mały ból głowy i uczucie deja vu, mężczyzna zauważył staruchę, mężczyzn i chłopca. "Ot stara jędza, siedzi z sakwą pełną monet. Rzuciła walutą. Rzuca kasą? Z dobroci serca? Po jej wyglądzie i o renomie slamsów, raczej nie. Zaraz, to była cała sakwa. Sakwa, jest jeszcze jedna. Rzuca pieniędzmi." Te myśli wertowały móżdżek mężczyzny aż doszedł do prostego wniosku. "Skoro chce się ich pozbyć, czemu nie zabrać całości." Ot prosta kasa. Nie ma nic przyjemniejszego niż sowite wynagrodzenie za praktycznie brak włożonej pracy. Nie zastanawiając się dłużej, mężczyzna wstał i idąc w stronę staruchy, dobył nóż i robiąc kolejny krok rzucił nim z dość dużą siłą, lecz nie miał zamiaru zabicia kobiety. Rzucił nożem w taki sposób by on albo uderzył całą swą powierzchnią lub tępą, stroną rękojeści, twarz kobiety, najlepiej skroń by ją otumanić. Następnie nie zatrzymując się na chwilę, mężczyzna dobędzie miecza, specjalnie zahaczy ostrzem o pochwę by odgłos wyciąganej klingi był jeszcze bardziej słyszalny. Po tym całym przedstawieniu, wszystko będzie zależało od lokacji sakwy. Jeżeli młokos ją złapie, Rengar go urąbie na miejscu, tnąc na ukos poprzez lewe ramie chłopca po jego prawy bok. Jeżeli baba dalej będzie trzymać sakwę, odrąbie jej dłoń. Co do samej czynności łapania sakwy, Rengar użyje lewej ręki z luźno wiszącą tarczą, dłoń tą ma wolną. No jeżeli do chwytania porwą się mężczyźni zostaną potraktowani szarżą z tarczy no i wtedy nieco pochwycenie sakwy się skomplikuje. Lecz biorąc pod uwagę ocenę ich postawy, po pierwszym rzucie oka, Rengar ocenił ich motywacje na dość niską do rozlewu krwi.

Re: Rynek

36
Spoiler:


Rengar postanowił iść w stronę zbiegowiska. Jego oczy wypatrzyły Salę, która robiła cały ten teatrzyk. Ren postanowił nie mieć skrupułów wobec staruchy. Złoto w sakiewkach należało się jemu, a nie komuś innemu.
Mężczyzna postanowił rzucić nożem w stronę kobiety, aby przestraszyć ją czy też dać o sobie znać. Jako że oko miał celne nóż poleciał bardzo blisko celu. Można powiedzieć, że trafił staruchę wręcz idealnie.
Sala, zupełnie niespodziewająca się ataku, zachwiała się po nim i wypuściła sakiewki z rąk. Spowodowało to wysypanie się pieniędzy na ziemię, a także "atak" tłuszczy, która zaczęła ponownie walczyć o monety, zabijać się i tratować. Powstało przez to niezłe zbiegowisko. Ludzie ponownie walczyli ze sobą o złoto.
Ten właśnie obrazek stanął przed Rengarem. Czy mężczyzna zacznie się przepychać wraz z innymi osobami czy też postanowi utorować sobie drogę w inny sposób. Sakwy wpadły w tłum.

W dość nieciekawej sytuacji znalazł się Sullivan oraz jego. Kupiec już wcześniej znajdował się w środku zamieszania, które teraz przybrało na sile przez przy unieszkodliwieniu Sali. Tłum napierał coraz mocniej, wydostanie się z niego albo zachowanie równowagi było nie lada wyczynem. Co więc zrobi kupiec?

Re: Rynek

37
Spoiler:
Wygląda na to, że kobieta nie miała problemów z pieniędzmi, skoro z taką łatwością potrafiła pozbyć się ich. Nim kupcy, zdołali dobiec do kobiety, ponieważ dla samych sakiewek nie było już co walczyć, ktoś ich uprzedził. W tłumie zabłyszczał nóż, który skutecznie dźgnął kobietę. Sullivan i Brandr byli zgodni, należało się starej kurwie. Tłum przepychał się o pieniądze, ale starucha jeszcze żyła. To nie była chwila na wahanie, zwłaszcza, że ich dłonie już dawno spoczęły na rękojeści broni. Lekko ugiąć kolana, gdyby ruch ręką nie był za bardzo możliwy i szukając jak najłatwiejszej drogi, ręka zacisnęła się na mizerykordii, która wychodząc z pod opończy wbiła się gładko w napierający tłum. Cóż miłosierdzie, trzeba było okazać sobie teraz samemu. Taki sztylet w tym miejscu był praktycznie jak zbawienie, niewidoczny, a gdy uderzał biedota po prostu osuwała się na ziemię. Pierwszego trupa nim zdążył upaść po prostu pchnął za siebie. Następnej osobie przytknął sztylet do brzucha i stopniowo zaczął napierać, aż go przepuści albo ustąpi gdy opuszczą go siły życiowe. Miał nadzieje, że Brandrowi również uda się w jakiś sposób wybrnąć z tego tłumu, był nieco większy od niego z pewnością łatwiej mu było przepchnąć się przez taki tłum. Jego celem była kobieta, on i Brandr jak dwa sępy chcieli przepchnąć się w stronę staruchy. Z pewnością musiała jeszcze mieć coś przy sobie.

Re: Rynek

38
Widząc że jego akcja wywołała reakcję.. no ców o wiele większą niżeli się spodziewał, mężczyzna wzruszył ramionami i zaczął przygwizdywać radosną melodyjkę, jednocześnie powoli oddalając się od tłuszczy.
- Łatwo przyszło, łatwo poszło. - Westchnął dość głośno i choć odsunął się na wystarczająco dużą odległość by nie być wchłoniętym przez legion, został nadal wystarczająco blisko by mów precyzyjnie określić co się dzieję z ludkami, w tym całym chaosie. A mianowicie wypatrywał staruchy, która to pewnie została pochłonięta przez tłuszczę, co jak co, złote jajka można poświęcić, lecz o wiele bardziej cenna jest kura które je znosi. Jak ta stara wiedźma zdobyła sakwy, kij jej w oko, liczy się sam fakt że je miała i nie śliniła się jak ladacznica widząca dobrze wyposażonego kupca. Po chwili namysłu mężczyzna dodał sam do siebie.
- Widać szacunek dla starszych jest w głębokim poważaniu w tym zadupiu. - Powiedziała to osoba co jeszcze przed chwilą prawie znokautowała wyżej wymienioną staruchę. Ironia nie ominęła mężczyzny i zaczął się śmiać.
- Dobra, zobaczymy czy mi gwiazdy dopiszą i drugi raz odstawię ten numer. - Wracając na konia, mężczyzna miał prosty zamiar. Dosiąść rumaka, dać o sobie znać skowytem zwierza i ruszyć szarżą na tłuszczę, w mniej więcej kierunku gdzie ostatni raz widział staruchę żywą.

Re: Rynek

39

Kupcy wśród napierającego tłumu mieli jeden cel - przecisnąć się przez niego, nie zostać stratowanym. Kupcy posiadali przy sobie broń, której postanowili w tym momencie żyć. To było dobre wyjście z sytuacji. Mężczyźni zaczęli wymachiwać swoja bronią, mizekordyją dokładniej wobec tumultu i ogólnego zamieszania. Jeden, drugi, trzeci i kolejne ciosy spowodowały, że tłum zaczął się przed nimi rozstępować, widząc, że kupcy stanowią zagrożenie. Sullivan i Brand postanowili udać się w miejsce, w którym znajdowała się Sala w celu odzyskania swoich sakiewek.
Rengar tymczasem nie przewidział takiej odpowiedzi na jego zagranie. Tłum rzucił się na staruchę, która została przygnieciona siłą naporu tłuszczy. Zabijaka postanowił jednak nie angażować się w całą sieczkę. Patrzył z boku na wszystko, a następnie postanowił zrobić sobie przejście w dość nietypowy sposób.
Ren nie został przez nikogo zauważony, ani to co robił. Wszyscy byli zajęci biciem się o pieniądze czy przyglądaniem się całej sytuacji. Mężczyzna zaś postanowił dosiąść konia i to właśnie na nim wjechać w rozszalały tłum. Co zrobił bez większego problemu. Dopiero kiedy postanowił swoim wierzchowcem wjechać w tłum zaczęły się problemy.
Obserwatorzy całego zdarzenia, nie uczestniczący w zamieszkach, tylko przyglądający im się niezbyt chcieli przepuścić Rengara na koniu. Mamrotali coś pod nosem, złorzeczyli, nie chcieli się przesuwać. Ciekawe w jaki sposób poradzi sobie z tym mężczyzna? Miał przed sobą grupę około 6 osób różnej postury, która stała mu do dostania się w sam środek zamieszania.
Tymczasem kupcy do tej pory z powodzeniem przeciskali się przez tłum. Większość tłuszczy po prostu przed nimi uciekała, widząc że są uzbrojeni. Dobra passa nie trwała jednak długo. W miarę przesuwania się do jądra konfliktu naprzeciw dwóch kupców stanął przeciwnik. Wielki i bardzo szeroki zabijaka. Był wyższy od naszych kupców o dobrą głowę, miał nalaną twarz, wielki nochal, czerwoną skórę zapewne od ilości wypitego alkoholu. Ubrany był niczym rzeźnik, kto wie może nim był. Miał na sobie koszulę i proste spodnie, nakryte fartuchem rzeźnickim. Do tego brudne i zakrwawione ręce do łokci. Dłonie niemniej były bardzo wielkie i grube. Coś na zasadzie dwóch ściśniętych zaraz przy sobie pięści.
Rzeźnik zastawił drogę kupcom od których był ze dwa raz szerszy, o głowę wyższy. Spojrzał na nich z wyższością i splunął w ich stronę. Jeśli Sullivan albo Grand nie odsunęli się któryś z nich mógł dostać plwociną. Mężczyzna zaś rzekł do nich chrapliwym głosem:
- Czego ścierwa tu chcecie - popatrzył na nich z pogardą, na ich stroje - Chyba szukacie guza - tu paskudnie się uśmiechnął. Nie zrobił jednak kroku. Nadal stał niewzruszony, blokując kupcom drogę do staruchy.

Spoiler:

Re: Rynek

40
Co jak co, ale rzeźnik to zawód, a nie biedota. Szanowany człowiek, przeważnie walczy gdy musi. Starcie zbrojne to ostateczność każdej wojny, najlepsze zwycięstwa powinno osiągać się językiem a nie bronią.
- Zamiast blazgonić, pomógł byś ratować tą staruchę. W kupie może by udało się przegonić tą hołotę - rzekł, mocno trzymając rękojeść swojej mizerykordii. Tylko idiota myśli, że pięścią zdziała coś przeciw stali. Sullivan nie wahał się by jej użyć, jeśli nastąpi taka konieczność. Taką hołotą nikt się nie przejmie.
Gdzieś parę kroków dalej duży i postawny, mężczyzna ogolony na krótkiego jeża, gruchnął rzeźnika, jeśli ten wpierw się nie usunął. Jeśli wcześniej się nie wahali to teraz tym bardziej nie mogli tego robić. Tak przynajmniej myślał Brandr, majster budowlany, jednak prowadzący zwykle znacznie bardziej brawurowe życie niźli sobie to zamierzał. Działo się tak zwykle przez to, że zawsze brakowało mu pieniędzy. Teraz był tym bardziej rozjuszony, gdyż stracił swoje oszczędności. Potem dodał tylko...
- Cepa nikt nie pożałuje...

Re: Rynek

41
I tyle z jego szarży, biorąc pod uwagę fakt że jeżeli ktoś się miał zainteresować poczynaniami Rengara, to już pewnie to zrobił i używanie przemocy jako argumentu przewodniego raczej nie wyjdzie mu na sucho tym razem. Ale i na to były sposoby. "Drogę mi blokują mazgaje?!" Zanim jego rumak stanął w miejscu, a raczej wpadł w ludzi, co jednocześnie postawiło by go w niebezpiecznej sytuacji w której mógłby być ściągnięty z konia. Rengar postanowił przejść na skróty, przed samym zatrzymaniem się czworo-nożnego zwierzaka na tłuszczy, Rengar stanął na grzebiecie zwierzęcia i wyskoczył przed siebie, używając pędu jaki nadała mu przejażdżka na koniu.
- NAAA POHYBEL! - Drąc się w niebo głosy, Rengar wpadł wpierw okutym butem w mordę rzeźnika zaś potem, doprawił to tarczą, tak by zmniejszyć obrażenia dla swego ciała i jednocześnie, jeżeli będzie to możliwe zakończyć lądowanie przewrotem w przód, używając lewej ręki z tarczą, jako przewodnią.

Re: Rynek

42
Kupcy mieli przed sobą wielkiego, niezbyt rozmownego i inteligentnego, ale zapewne silnego i niebezpiecznego typka zajmującego się zabijaniem zwierząt. Kto wie, może zabijanie ludzi przyszłoby mu z łatwością? Sullivan chciał w jakiś sposób porozmawiać z mężczyzną, ale na nic się to zdało. Typek nie należała do inteligentów i rozmowa z nim mogła być jedynie sprowadzona do rozmawiania z warzywem. Zero reakcji. Dawanie rad również spłynęło po rzeźniku jak po kaczce. Nic nie odpowiedział na radę Sullivana. Niebezpiecznie zbliżył się za to do kupca. Zacisnął jednocześnie swoje wielkie pięści, gotowe do wymierzenia ciosu.
Tymczasem towarzysz Sullviana, Brandra postanowił wkroczyć do akcji. Był on większy od naszego głównego bohatera, wysokością dorównywał wielkością rzeźnika. Można powiedzieć przeciwnik godny naszego zabijaki. Rzeźnik od razu skierował swoje zainteresowanie, na Brandra. Niestety, jego reakcja była mocno opóźniona.
Rzeźnik za późno zwrócił uwagę na Brandra, któremu udało się podejść do mężczyzny na tyle blisko i niezauważenie, aby zadać mu cios. Pięść majstra powędrowała prosto w łeb rzeźnika który nie spodziewał się zupełnie natarcia, dlatego też cios udał się w stu procentach. Mężczyznę mocno zamroczyło i zachwiało niezłe.

Wtedy też zdarzyła się niespodziewana ofensywa z tyłu. którą przeprowadził Rengar. Ren dokonał dość śmiałego czynu polegającego na wejściu na swojego wierzchowca, a także skoczeniu z niego w tłum. Śmiałe rozwiązanie, bardzo niebezpieczne w tak wielkim zamieszaniu. Koń Rengara był dość spłoszony i każde kolejne działanie mogło spowodować nieprzewidziane skutki. Tak było w tym momencie.
Kiedy to Ren chciał stanąć na swoim rumaku ten zaczął ponownie się płoszyć. Spowodowało to utratę równowagi przez Rengara i upadek na ziemię. Było to bolesne doświadczenie.
Ren zaplątał się jeszcze w chmarę ludzi kotłujących się przy koniu. To zamortyzowało upadek i sprawiło, że nie zginął on śmiercią tragiczną. Zabijaka miał na tyle szczęścia, że spadł na wielką i pulchną kobietę. Ren wpadł na nią i z impetem przewrócił na ziemię. Na całe szczęście tłum już się przerzedził i nie było tak wielkiego ścisku jak na początku, który mógł być śmiertelny.
Przewrócona kobieta w pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje. Była lekko skołowana i zdezorientowana. Dopiero po paru minutach zrozumiała, że ktoś na nią wpadł. Jej twarz pomarszczona i nieładna, naznaczona bliznami po ospie i brudna, wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie. Baba zaczęła się szamotać, pragnąc zrzucić nieprzewidzianego gościa na swoim ciele.


Tymczasem tłum nieco się przerzedził. Wiele osób zostało rannych, stratowanych albo uciekło z całej tej kotłowaniny. Wszystko zdawało się ustępować. Wtedy również cały tłum obleciała plotka z szybkością błyskawicy.
- Straż, straż! - to słowo przebiegło przez ludzi. Powtarzano sobie je sobie z ust do ust. Czy było ono jednak prawdziwe tego nikt nie wiedział. Wiadomo jedno - spowodowało ono trwogę wśród znajdujących się na rynku.

Spoiler:

Re: Rynek

43
Sullivan i Brandr spojrzeli jeszcze raz w tłum czy gdzieś jeszcze była ta kobieta. W tłumie mogła zniknąć, jednak może przy odrobinie szczęścia dałoby się ją dostrzec. I zabrać albo złapać w jakiś kąt, jeśli nie najlepszym wyjściem była ucieczka, w jakiś kąt lepszy czy gorszy nikt przecież nie chce być przesłuchiwany przez straż miejską, zwłaszcza jeśli miało się kilka trupów na koncie.
- To co zbieramy dupę w troki, bo zdaje mi się, że tutaj to straż nas przycapi?
- Dobrze by było, ale jakbym złapał tą staruchę. W tym tłumie ciężko ją dostrzec - oznajmił Sullivan, po czym oboje ruszyli z tłumem i przez tłum, licząc na łut szczęścia.
Ostatnio zmieniony 31 maja 2013, 3:34 przez Sullivan, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Rynek

44
Leżąc tak na babie, Rengar miał ochotę udawać martwego. Zżerał go wstyd, sumienie i logiczne myślenie, zaś w mordzie czuł smak krwi, dziwił się że jeszcze sobie języka nie ogryzł. Odsyłając kotłujący się w jego głowie i w sumie całym ciele ból na drugi plan, Rengar zaśmiał się. Co jak co ale przypomniał sobie że heroiczne czyny trzeba zostawić bohaterom, zaś takim "bystrym" łachudrom jak on pozostaje ściek albo ciemna uliczka. Zrywając się na nogi, jednym susem, prawie ponownie wylądował by na ziemi, gdyby nie zahamowało go cielsko rumaka. Zaraz przeklął pod nosem, może i takie szamotanie się było niezdrowe, lecz nie chciał ryzykować kolejną próbą kradzieży konia, jak na jeden dzień chyba wystarczy. Spluwając na bok różowawą flegmą, stwierdził że lepiej będzie być gdzie indziej niżeli tutaj. Jeżeli baba będzie miała jakieś ale, wskakując na rumaka ren odbije swą podeszwę na jej brzydkiej mordzie. Jeżeli obejdzie się bez większych problemów Ren odjedzie, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Przynajmniej miał taką nadzieję że mu się uda.

Re: Rynek

45


Kupcy postanowili się ewakuować z rynku gdzieś w bezpieczniejsze miejsce. Strażnicy byli coraz bliżej. Dwójka z nich zaczęła przeczesywać i rozganiać tłum. Kiedy ludzie zaczynali się rozsuwać można było ujrzeć wśród nich bezwolne ciało staruchy. Baba została zadreptana przez tłuszczę w przypływie szału spowodowanego wyrzuceniem monet. Przy niezbyt ciekawie wyglądających zwłokach znajdował się rozbebeszony mieszek zabrany jednemu z kupców. I ani jednej monety przy niej.
Starucha miała przy sobie małego łebka o ciemnej karnacji i włosach. Odziany luźno z turbanem na głowie, zaczepił naszych bohaterów na samym początku ich wejścia do Karlgardu z ofiarowaniem swojej pomocy w oprowadzeniu po mieście. W trakcie całego zamieszania mały Ahmed, bo tak miał na imię nicpoń, uciekł czym prędzej z centrum całego zajścia z trzeba złotymi zębami w kieszeni. Uciekł do małej uliczki przy rynków. Uliczki Bluźnierców.
Z niej także wyszedł kiedy to strażnicy zaczęli rozganiać burdę. Poszukał w tłumie kupców i bardzo szybko i sprytnie podbiegł do nich, lawirując między uciekającymi ludźmi. W mig pojawił się przy nich.
- Panowie - powiedział do nich - Chodźcie czym prędzej. Pokaże wam drogę ucieczki. Ponadto moja pani chce wynagrodzić wam stratę sakiewki i prosić o przysługę. - Czy chłopak mówił prawdę? To trudno było określić. Na pewno w niewielkiej uliczce Bluźnierczej ktoś się znajdował. Zakapturzona postać, nie wiadomo obecnie jakiej płci. Niewielka.
Czy kupcy posłuchają małego chłystka, który wcześniej sprowadził ich na manowce?


Rengar tymczasem musiał ewakuować się ucieczką. Baba na której leżał wrzeszczała i próbowała się spod niego wydostać. Spokojnie mogła to zrobić kiedy Ren zszedł z niej. Jego ucieczka zbiegła się jeszcze z zbieganiem innych osób w pomniejsze uliczki odchodzące od rynku. Mężczyzna mógł wybrać jedną z nich i wjechać tam (wiele małych, podobnych do siebie z różnymi nazwami - Rzeźnicza, Bluźniercza, Wełniana etc.). Mógł także jechać do jednej z głównej bram. Było ich w mieście kilka. Jednak mężczyzna przed dotarciem do nich musiał przejechać całe miasto.

Spoiler:
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”