Cesarski Kompleks Pałacowy

91
POST POSTACI
Awaren
Snucie przypuszczeń, łączenie ze sobą faktów oraz chłodne kalkulacje były czymś, co dość skutecznie pomagało w tymczasowym przesunięciu w czasie nawarstwiających się problemów. Czy było to zdrowe? Niekoniecznie. Wszystko, co odwleczone, miało paskudną tendencję do wybuchania mu prosto w twarz prędzej czy później. Plusem była jedynie możliwość pozwolenia, aby dochodziło do tego w zaciszu własnych czterech ścian, gdy nikogo innego nie było akurat w pobliżu. Mógł wtedy do woli lamentować, nasączać poduszki hektolitrami łez wewnętrznej udręki i paskudnie puchnąć na twarzy w całym procesie dopóty, dopóki nie wylały się wraz z nimi wszystkie, negatywne emocje oraz żale. Jeden silny wybuch wystarczył zazwyczaj, żeby mógł wrócić do swoich obowiązków, jak gdyby nigdy nic. Wystarczyło tylko utrzymać wszystko w szachu do odpowiedniego momentu.
Z odległości dzielącej go od księcia, miał świetną sposobność zaobserwowania wszystkich, nawet tych najdrobniejszych i najbardziej utajnionych ruchów, odruchów oraz gestów. To, co dostrzegał, nijako nie pomagało w pozbyciu się paskudnego wrażenia bycia branym za potencjalne zagrożenie, co może i z uwagi na obecne wydarzenia nie powinno go dziwić, ale też nie pozwalało na kompletną akceptację faktów takimi, jakie były. Trzy miesiące. Przez trzy miesiące trzymany był na większy dystans niż za czasów swoich pierwszych kroków na pałacowych terenach, potęgując jego własne niepewności oraz lęki. Trzy miesiące wyciskał z siebie siódme poty tylko po to, aby móc wrócić do tej względnie bezpiecznej i znajomej pozycji, z której zepchnął go pojedynczy incydent. I choć prawdopodobnie rozumiał zachowanie Ushbara lepiej niż ktokolwiek inny, będąc paranoikiem z długoletnim stażem, nie potrafił w pełni zaakceptować swojej roli w całym tym bałaganie, nieważne jak wiele razy powtarzałby sobie coś zupełnie innego. Być może był to skutek uboczny bycia poddanym wpływom medalionu. Świadomości, że nawet jemu wolno było odczuwać głębsze rozgoryczenie oraz złość. Na razie, nad tym także nie planował się na razie zastanawiać. Miał dość groźnych myśli na jeden dzień.
Nie niesłuszne tym razem oskarżenie przyprawiło go o nowy zestaw ciarek. Tak. Dobrze pamiętał, jak ręczył za tę trójkę. Ryzyko wydawało się wartę świeczki, jak zresztą za każdym razem, kiedy postawiony był pod ścianą. Wtedy ręczyć mógł, za co tylko mu kazano, doprawdy. Szczerze nie spodziewał się zbyt szybkiej zdrady ze strony osób, które świeżo odzyskały wolność i które za tę wolność winny czuć się zobowiązane. Z miejsca otrzymali wysokie pozycje i tak, jak Zola mogła być do pewnego stopnia ignorantką, z racji czego wolał trzymać ją bliżej i bardziej na oku, tak po pozostałej dwójce...
- ...naprawdę nie spodziewałem się podobnie niehonorowego splunięcia w twarz - skończył myśl, mamrocząc nieumyślnie na głos. - Twój marny sługa jeszcze raz prosi o wybaczenie! Obiecuję przykładać więcej uwagi do monitorowania ich zachowań! - bo przecież miał tyle wolnego czasu, że ta obietnica wcale nie brzmiała, jak świadome wybranie śmierci z wycieńczenia!
Skupienie się na sprawach bieżących było nieco łatwiejsze, kiedy książę w końcu postanowił czynnie zaangażować własne przemyślenia. Nie robił tego przy nim już od jakiegoś czasu, dlatego też w pewnym sensie było to tak mile odświeżające, że kompletnie nie miał głowy do odczuwania niepewności związanej z przeglądanymi przez niego niedbale notatkami. Nie żeby miał cokolwiek do ukrycia, ale jednocześnie miał do ukrycia całkiem sporo? Głównie przed oczyma osób, które mogłyby zechcieć w nich szperać pod jego nieobecność. To, co nie było częścią raportów, odpowiedziami na listy, sprawozdaniami lub rachunkowościami, a więc własne dopiski drobnym druczkiem lub osobno spisywane przemyślenia dotyczące części najróżniejszych problemów, planów oraz rzeczy istotne do dopilnowania, miał tendencje zapisywać w celowo łamanym elfickim, wspólnym i cząstkowym orkowym lub goblinim (liźniętego cząstkowo). Tyle dobrego, że pomimo lekkiego bajzlu, jakie tworzyły sterty papierów, księgi i porozrzucane poduszki, dbał, aby nigdy nie mieć w pomieszczeniu brudno. Huh. Czy to przypadkiem nie pierwszy raz, kiedy Ushbar gościł w tej ciasnej komnatce? Całkiem prawdopodobne.
Nawet mimo skwaszonej miny swojego suwerena, Awaren wyprostował się miast jeszcze bardziej skulić, przypominając sobie, dlaczego nigdy nie przyszło mu do głowy zmienić stron albo po prostu spróbować zostać zauważonym przez wciąż panującego jeszcze cesarza.
- Zola - podpowiedział usłużnie, kiwając głową. - To, co Wasza Książęca Mość sugeruje, byłoby skomplikowane, ale nie niemożliwe do osiągnięcia przy odpowiedniej ilości zasobów i wiedzy - zgodził się, przygryzając dolną wargę w strapieniu. - W przeciwieństwie do śmiertelnego ciała, magia sama w sobie nie zna ograniczeń jako takich. Sądzę... Sądzę, że zaklinacz z wieloletnim doświadczeniem mógłby tego dokonać.
I tu pojawiał się naprawdę poważny problem. Problem, który budził do życia jego odwieczną obawę stania się celem. A przecież tak dobrze mu szło pozostawanie w cieniu!
Upijając kolejnych kilka łyków naparu dla utopienia w nim cierpkiego smaku paniki, Awaren o mało się nie zakrztusił, zaskoczony przez dalsze rozkazy i zrzucone na niego nieoczekiwanie zobowiązania. Bardzo miło było oglądać zawzięcie Ushbara, to musiał przyznać. Kiedy jego mordercze intencje były kierowane w inną stronę niż jego, aż czuło się ten satysfakcjonujący dreszczyk emocji, aczkolwiek... Woah. Woah! Przesłuchać Zhoga?! Samodzielnie?! Nigdy nikogo wcześniej nie przesłuchiwał, a w przeciągu ostatnich lat nawet nie oczekiwał, że zapytana przez niego o cokolwiek osoba raczy odpowiedzieć! Jak niby miał to zrobić? Zagrozić mu, że go zapłacze albo zajojczy na śmierć?! Utopi w swoich łzach albo doprowadzi do zwiędnięcia uszu?! Ushbar nie mógł być poważny, racja? Z tym że wcale nie wyglądał, jakby sobie z niego drwił albo próbował nabierać. Był absolutnie poważny i w stu procentach miał na myśli dokładnie to, co mówił. A przecież było tyle lepiej nadających się do tego osób!
Innego dnia, próbowałby dyskutować. Próbowałby przekonywać, że to koszmarnie beznadziejny pomysł, choć oczywiście ująłby to w dużo mniej obraźliwe i niewchodzące nadmiernie na ego słowa. Było jednak coś, co stało dzisiaj murem w opozycji, i nie chodziło wyłącznie o obawę sprzeciwiania się, gdy książę nie był w nastroju do przełykania jego jęków i utyskiwań. Była to świadomość, że gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, jego głowa leżałaby teraz odseparowana od ciała z zupełnie innego powodu, niż się oryginalnie obawiał.
Awaren był tchórzem. Był strasznym tchórzem, którego nic nie przerażało tak, jak wizja własnej śmierci. Wbrew pozorom, podwijanie pod siebie ogona nie było jedynym, co tchórze jego pokroju robili dla uniknięcia podobnego losu. Przedwczesne eliminowanie pojawiających się zagrożeń przy użyciu dowolnych sposobów było tym, co często pozwalało uniknąć kompletnego pogrążenia się w ciągłej obawie. Foighidneach był dokładnie tym typem. Dotychczas wyrok ciążący nad Ushbarem nie był do końca jego własnym. Teraz sprawy się zmieniły.
- Tak! Oczywiście! Co tylko rozkażesz! - odpowiedział głośno i wyraźnie, nie musząc się nawet specjalnie zmuszać, by brzmieć dostatecznie energicznie. Kwestia przesłuchania nadal była dość kłopotliwa, ale podsunięta pod nos wizja odpoczynku, jeśli tylko uda mu się zakończyć je sukcesem, zrobiła swoje. Coś wymyśli. Zawsze był w stanie coś wymyślić. Od tego tu był.
Dopijając duszkiem resztkę płynu i odstawiając kubek na bok, czym prędzej wygrzebał się z pierzyny, usiłując w miarę możliwości poprawić to, co akurat miał na sobie. Nie był dostatecznie odważny, żeby poprosić o możliwość przebrania się. Zresztą, jego ubrania nadal były świeże. Tylko trochę pomięte... Część włosów także mógł zgarnąć i spiąć w luźny kok na biegu. Był do tego przyzwyczajony.
- Moje ciało może być słabe, to prawda, ale wciąż jestem w stanie funkcjonować bez snu przez trzy dni z rzędu i nadal wykonać swoją pracę należycie! - zatrajkotał nerwowo, ale optymistycznie. - A zatem, uh, panie mój? - spojrzał na księcia, niepewny, jak powinni to zaaranżować. Tym razem pamiętał też, żeby zabrać swój kostur. Na wszelki wypadek. Był na pewno lepszym wyborem, niż szabla, której pochwa magicznie wyparowała! - Możesz... Umm... Po prostu trzymać dłoń na moim ramieniu, gdy będziemy się poruszać a-albo chwycić mój za rękaw, jeśli to dla ciebie zbyt niewygodne? - zaproponował, chwytając kilka przypadkowych, pustych tub. Ot, dla zachowania pozorów.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

92
POST BARDA
Na kolejne przypuszczenia Awarena, Ushbar nie odpowiedział już nic. Potężny zaklinacz z wieloletnim doświadczeniem, nastający na jego życie wszelkimi dostępnymi sposobami, nie brzmiał jak coś, co ktokolwiek potrafiłby podsumować w kilku słowach, ani nawet zdaniach. Z jego ust wyrwało się tylko ciężkie, zmęczone westchnięcie, które średnio udało mu się ukryć przed elfem. Nie łączyła ich tego rodzaju znajomość, by książę otworzył się teraz i zaczął dzielić swoimi obawami i bolączkami, ale z całą pewnością przydałby mu się ktoś taki. Tylko, że jego najbliższy przyjaciel nie żył, a on sam nawet nie myślał o tym, by kimś go zastąpić, zbyt zajęty pogrążaniem się w swojej własnej, prywatnej paranoi.
- Nie musisz iść tam sam - mruknął książę, gdy mag teoretycznie bez wahania zgodził się zająć przesłuchaniem zdrajcy. Musiał wiedzieć, jakie elf miał wątpliwości, były one dość oczywiste. - Właściwie, nie możesz. Ktoś musi też pilnować ciebie, jak znajdziesz się w zasięgu mocy amuletu. Kazałbym go zniszczyć, ale to pozbawi nas tropu, prawda? Mam znaleźć innego maga, który pomoże ci to rozpracować? Ten młody człowiek z Akademii... ten nowicjusz - zaproponował, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nazir, młody Everamczyk, mógł się faktycznie przydać, by służyć jako dłonie Awarena, skoro ten wyraźnie nie mógł dotykać amuletu. - A może któryś z szamanów? Będziesz potrzebować pomocy, i nie tylko maga. Przydzielam ci też Zolę. Po wyjściu od Marii Eleny ma cię nie odstępować na krok... i już o tym wie. To znaczy, wie o swoim przydziale, nie o Marii Elenie. Będzie cię pilnować, głównie przed tobą samym. Sprawdziła się już.
Nie brzmiało to jak ten rodzaj straży, jaki pełnił pod jego drzwiami Zhog - ten, który nie pozwalał mu na opuszczanie komnat w ramach konsekwencji dotychczasowego szpiegowania. Przez krótką chwilę Awaren mógł mieć wrażenie, że Ushbarowi zależy na jego bezpieczeństwie, tak samo, zresztą, jak na swoim własnym. To wrażenie jednak przeminęło, gdy tylko ork warknął z irytacją, widząc, jak elf poprawia ubrania i fryzurę. Tyle lat i wciąż nie potrafił zrozumieć, dlaczego ktokolwiek przejmuje się czymś tak nieistotnym i marnuje na to cenny czas. Jego czas.

Gdy we dwóch przeszli przez próg komnaty, zastali tam Khadi, opartą plecami o ścianę i czekającą, aż będzie mogła wrócić do środka. Na widok elfa na nogach, do tego niosącego jakieś dokumenty i ciągniętego przez księcia nie wiadomo gdzie, jej oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem, a ona sama po chwili wahania stanęła im na drodze.
- Panie... on nie może...
Ushbar zignorował ją, jak natrętną muchę i jak owada też przygwoździł ją z powrotem do ściany jednym, zdecydowanym ruchem ręki. Kobieta stęknęła, kiedy uderzyła plecami o mur, ale żadnej krzywdy raczej jej to nie uczyniło, bo chwyciła orka za przedramię i uczepiła się go z prawie tak silną determinacją, z jaką zwykle robił to Awaren.
- Jest bardzo osłabiony! Powinien odpoczywać, po tym, co...
- Zamknij się, zanim stracę cierpliwość
- warknął Ushbar, strząsając ją z ręki. Medyczka zachwiała się i puściła go, by z powrotem złapać pion przy ścianie. - Odpocznie wieczorem. Wracaj do lecznicy, dziewko. Elf ma ważniejsze rzeczy do roboty teraz, niż picie twoich wywarów.
Nawet nie uraczył kobiety pożegnalnym spojrzeniem, gdy wyminął ją i skierował się na pierwszy rzut oka w stronę schodów, prowadzących do jego własnych komnat. Tylko oni dwaj wiedzieli, że zmierzają zupełnie gdzieś indziej. Awaren nie miał wyjścia, jak pójść za nim, choć faktycznie czuł słabość w kończynach, a oddychanie momentami sprawiało trudność. A może te objawy wynikały wyłącznie ze stresu? Jeśli zerknął jeszcze na Khadi przez ramię, zobaczył, jak kobieta stoi w miejscu, z dłońmi zaciśniętymi w pięści w bezradnej złości. Zoli nie było - zapewne udała się sprawdzić, czy kwestia Zhoga został dopilnowana.
Gdy Awaren z księciem dotarli pod drzwi jego komnat, elf poczuł, jak na jego ramieniu zaciska się ciężka, orcza dłoń. Choć pełen słusznych obaw i wątpliwości, Ushbar nie miał póki co innego wyjścia, jak zaufać w obietnice swojego doradcy i liczyć na to, że to zaufanie nie zostanie wykorzystane przeciwko niemu w najgorszy możliwy sposób.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

93
POST POSTACI
Awaren
Perspektywa bycia celem jakiegokolwiek maga kształcącego się pod przewodnictwem mistrzów Karlgardzkiej Akademii, miała prawo przyprawiać o dreszcze. Zaklinacze byli o tyle problematyczni, że z reguły cechował ich chroniczny perfekcjonizm pracy. Nic zresztą dziwnego, bowiem błąd popełniony przez zaklinacza skończyć się mógł naprawdę paskudnie. Owszem, wszystkie niewypały magiczne miały szansę się tak skończyć, z tym że gdy błąd popełniał zaklinacz, efekty partactwa lubiły kończyć się uwolnieniem jakiegoś demona, obłożeniem klątwą całej wioski, przypadkowym doprowadzeniem do masowych halucynacji-...
Podnosząc oczy na ciężko wzdychającego księcia, Awaren poczuł się niemalże niezręcznie. Ostatnie dni, najcięższe dla niego, samego Ushbara wydawały się dla odmiany nieco oszczędzić. Mimo tego, jego zmęczenie nigdy nie było równie oczywiste, co w tym konkretnie momencie i ta dziwna zmiana uderzyła w niego, niczym prawy sierpowy. Gdy Ushbar miewał gorsze dni, jeszcze przed zaistnieniem całej tej paskudnej afery z Ash'keenem, nietrudno było mu je poprawić. Wystarczyło zaoferować odpowiednio nasycony komplementami i pochwałami monolog, zmajstrować ulubione przekąski lub mocny alkohol, ewentualnie znaleźć i niby przypadkiem podsunąć informację o widzianym gdzieś, wystarczająco groźnym i imponującym zwierzu do zatłuczenia. Bam! Problem rozwiązany! Obecnie jednak nie potrafił sobie wyobrazić, aby cokolwiek z tego miało zadziałać.
- To mi przypomina...! Przeprowadzając zeszłoroczną inwentaryzację, udało mi się znaleźć stare, ale wciąż będące w świetnym stanie łańcuchy do pętania magów! - rzucił niby mimochodem. - Samo przenoszenie ich z jednego miejsca w drugie sprawiło, że zrobiło mi się słabo! Naprawdę wielka szkoda, że nie udało mi się znaleźć żadnych zapisków na temat osoby, która je wykonała! W każdym razie wciąż działają!
Przeprowadzanie inwentaryzacji w pałacu było jednym z jego ulubionych zajęć. Katalogowanie drogocennych i dziwnych przedmiotów, jakie zalegały czy to w skarbcu, czy to w innych miejscach na jego terenie, sprawiało mu wiele frajdy. Nawet sprawdzanie sprzętu zaopatrującego lochy i komnaty tortur miało swój własny urok. To jest... Tak długo, jak nie wyobrażał sobie, że miałby mieć z tym samym sprzętem bardziej bezpośrednią styczność.
- Oh... - wyrwało mu się cicho na słowa, których raczej nie oczekiwał usłyszeć. Jego pierwsze zdezorientowanie szybko zostało oczywiście ukryte pod pełnym wyjątkowo szczerej wdzięczności, ale wciąż nerwowym uśmiechem.
Więc... Nie musiał robić tego sam. I Jego Wysokość całkiem poważnie zamierzał mu tym razem... Pomóc? Zamiast zrzucać wszystkie szczegóły na jego głowę jak zwykle? Co u licha??? To jakaś pułapka? Brzmiało za dobrze, żeby mogło być prawdziwe.
- Wasza Książęca Mość jest zbyt łaskawy. W tym wypadku praca w pojedynkę rzeczywiście mogłaby być zbyt niebezpieczna. Obawiam się jednak, umm, że żaden z szamanów nie będzie zbyt szczęśliwy, musząc pracować-... Cóż... Uhh. Ze mną? B-Brak zrozumienia i współpracy mógłby być równie niebezpieczny, co zostawienie mnie zamkniętego w ciasnym pomieszczeniu w przeklętym talizmanem, jeśli miałbym posłużyć się alegorią! Oczywiście byłby to dla mnie wciąż zaszczyt! Za to nowicjusz, o którym wspomniałeś mój panie - klasnął lekko w dłonie. - Jestem pewien, że mógłby postarać się zdobyć coś, co przynajmniej tymczasowo zdołałoby zapieczętować lub pomoże zabezpieczyć medalion, gdy będziemy chcieli się mu przyglądnąć! Sporządzę odpowiedni list, gdy tylko skończy się bankiet!
Nawet jeśli chodziło tylko i wyłącznie o to, żeby jak najszybciej uporać się z rosnącym problemem w postaci zamachowców, Awaren nie mógł nie czuć się odrobinę, ociupinkę lepiej. Prawie, jakby był doceniony. Przynajmniej na razie księciu wydawało się nie zależeć na dłuższym rozważaniu jego ewentualnej śmierci! Nawet sprzedane w jego stronę warki nie zdołały go zupełnie wybić z rytmu, chociaż z pewnością pospieszyły. Mamrocząc rzucił pod nosem, że towarzysząc cesarskiemu potomkowi nie wypada mu pojawiać się przed wieszczką, niczym łachmaniarz, bo jakby to niby wyglądało?

Do komnat księcia powinni dotrzeć bez przeszkód. Tak się o dziwo nie wydarzyło. Kompletnie zdumiony, ale i nieco spanikowany absolutnie nierozważną decyzją Khadi, aby próbować stawać księciu na drodze, Awaren w panice przycisnął mocniej jedną ręką puste tuby do swojej klatki piersiowej, drugą nerwowo poklepując Ushbara po potężnym przedramieniu.
- Wszystko w porządku! Wszystko w najlepszym porządku! Medycy już tak mają, Wasza Wysokość! Zdrowie pacjenta ponad wszystko! Nie ma potrzeby jej za to karać! Khadi! Jak zawsze kawał dobrej roboty, hahaha! Odwdzięczę się! Słowo, czuje się świetnie! Nigdy nie było lepiej! Koniecznie musisz mi dać przepis na ten niesamowity napar! - uśmiechając się nerwowo, ponownie odsunął własną rękę od ramienia księcia, nie chcąc przeginać z testowaniem swojego szczęścia.
Pomachał jej krótko, posyłając przepraszający uśmiech, zanim bez zastanowienia ruszył dalej w ślad za księciem - co było niemal nostalgicznym doświadczeniem!
- Musisz wiedzieć, mój panie, że ta młoda medyczka to naprawdę świetna specjalistka w swojej dziedzinie - zaczął trajkotać, bo gdy raz język mu się rozplątał, bardzo ciężko było mu się powstrzymać. Zwłaszcza pod wpływem stresu! A z pewnością miał się czym stresować, gdy zrozumiał, co ich wkrótce czeka! No i kiedy po raz ostatni miał do tego okazję? Co z tego, że pomiędzy słowami musiał brać głębsze oddechy albo robić krótkie przerwy? - Może i wciąż jest w trakcie szkolenia, ale z pewnością zna się na swojej profesji! Sądzę, że powinieneś spróbować jej technik masażu! Wydajesz się ostatnio okropnie spięty i-... O-Oczywiście masz pełne prawo być, ale czemu nie ulżyć sobie nieco, gdy ma się okazję, racja? Nie posiada żadnych zdolności magicznych i osobiście mógłbym dopilnować, żeby nie wniosła ze sobą niczego podejrzanego ani zbędnego.
Jadaczkę raczył zamknąć dopiero pod komnatami Ushbara, gdzie złapał głębszy wdech i rozejrzał się dookoła. Ot, dla pewności, że nikogo nie było w pobliżu. Wtedy też sięgnął jedną ręką za plecy, dotykając rezerwuaru umieszczonego w kosturze, skupiając się na drzemiącej w nim energii. Lepiej było pożyczyć nieco z zawartej w nim magii, gdy był w takim, a nie innym stanie.
- Ukryj nas przed niepożądanym wzrokiem - zaklęcie wypowiedział pewnie, skoncentrowany na poszerzeniu jego zasięgu tak, jak to zrobił już dwa razu wcześniej. Teraz wystarczyło tylko nieco okrężną drogą dotrzeć do komnat Marii Eleny. Prosta sprawa. Nic trudnego. Tak. Da sobie radę. Wracając do spraw bieżących i pamiętając o ciążącej mu na ramieniu dłoni, mógł dalej udawać, że wcale nie ciążą nad nim konsekwencje jego własnych działań sprzed paru godzin! Ha! Jak sprytnie!
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

94
POST BARDA
Wiadomość o posiadaniu łańcuchów do pętania magów nie wydała się poprawić Ushbarowi humoru, nawet jeśli na pewno dobrze było wiedzieć, że w razie czego mógł zamknąć Awarena w lochu, gdyby przyszła mu na to ochota. Nie to, żeby akurat to planował - raczej cała jego złość skierowana była w stronę owego zaklinacza, który wykorzystał magię elfa przeciwko niemu i, tym samym, także przeciwko księciu. Ale dlaczego chciał pomóc? Skąd brała się w nim nagła chęć współpracy? Jedyne, co się zmieniło w ich relacji, to fakt, że Awaren przyznał się niechcący do swoich szpiegowskich zapędów i posiadania informacji, jakie udało mu się dzięki nim zdobyć. Ushbar mógł uznać to za cenną i bardzo wartościową umiejętność, nawet jeśli nie były to metody, które sam stosował. Mógł też obawiać się, że elf jednak zdobył coś przeciwko niemu i tylko na wszelki wypadek zachowywać się względem swojego doradcy lepiej, niż zazwyczaj... a może jego zachowanie wynikało jeszcze z czegoś innego, co wciąż pozostawało niewiadomą.
- Jest czas. Jak pognije w lochu przez kilka dni, zrobi się bardziej chętny do współpracy. Ten, kto dał mu amulet, nie wie jeszcze, że jego plan zawiódł i że go złapaliśmy. Raczej. Jest czas.
Rzucił Awarenowi krótkie, ale uważne spojrzenie. Z pewnością nie poświęcał dotąd ich relacji zbyt wiele swojej uwagi. Znalazł go na pustyni, a potem pozwolił mu wyżebrać możliwość służby dla niego i jakoś nie skupiał się potem na niej szczególnie; nie miał nawet pojęcia, jakie emocje budzą w elfie zachowania, które dla niego były naturalne i oczywiste. Fakt, jako pomocnik znacząco go odciążył, ale wciąż był tylko słabym elfem, którego wsparcia nie doceniał, kto zresztą docenia niewolnika? Teraz nie zmieniło się to aż tak diametralnie, to nie tak, że nagle Awaren poczuł się nadzwyczaj doceniony, ale miał niejawne wrażenie, że książę... widział go. Po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat.

Ale Khadi nie dostąpiła takiego zaszczytu i niezależnie od tego, co trajkotał na jej temat mag, Ushbar nawet nie spojrzał na nią ponownie, a propozycja masażu wleciała jednym spiczastym, zielonym uchem i wyleciała drugim. Ork miał teraz inne rzeczy na głowie, dużo istotniejsze, niż stan zdrowia elfa i brzęczącą za plecami ludzką kobietę.
Pod drzwiami do książęcej komnaty nikogo nie było - strażników, ani służby. Ushbar musiał ich odesłać. Nie było to najrozsądniejsze w perspektywie polowania na jego głowę, ale nikt nie sprzeciwiał się jego decyzjom, nawet jeśli wydawały się szalone. To pozwoliło magowi w spokoju rzucić zaklęcie, które przyoblekło ich ciała cienką warstwą magii i ze znajomym wrażeniem lekkiego chłodu na skórze, uczyniło ich niewidocznymi dla gołego oka. Awaren poczuł, jak dłoń zaciska się na jego ramieniu mocniej, jakby ostrzegawczo, ale ork nie odezwał się - poczekał tylko, aż dostanie informację, że czar jest gotowy i wtedy popchnął go do przodu, w kierunku znajdujących się w tym samym skrzydle komnat przydzielonych wieszczce i jej gobliniej uczennicy. Po drodze wyminęli dwie służące i kilku strażników, ale nikt ich nie zauważył, choć jedna z kobiet rozejrzała się niepewnie tuż przy nich, gdy wydawało się jej, że coś słyszy. Nic nie świadczyło jednak o tym, by cokolwiek zauważyła.
W końcu dotarli do wąskiego korytarza, prowadzącego do zajmowanego przez Marię Elenę pokoju gościnnego i tam, z daleka od głównego gwaru korytarzy cesarskiego pałacu, Awaren mógł ściągnąć zaklęcie. Osłabienie, jakie wywołało podtrzymywanie go tak długo, sprawiło, że zachwiał się na nogach i upadłby, gdyby wciąż zaciśnięta na ramieniu dłoń księcia nie podtrzymała go w pionie.
- Ogarnij się, elfie. Nie będę cię tam wnosić - warknął, chociaż puścił go dopiero, gdy mag odzyskał siłę w kończynach, a łomot serca i szum w uszach przestały zagłuszać mu rzeczywistość. - W środku sobie usiądziesz.
Bez pukania nacisnął klamkę drewnianych drzwi, a te uchyliły się z cichym skrzypnięciem.
Na środku komnaty, na dużej, zielonej poduszce, ze skrzyżowanymi nogami i kubkiem naparu w dłoniach, siedziała ciemnowłosa półelfka. Jej wielkie oczy wpatrywały się w gości nieco nieobecnym spojrzeniem, ale wąskie usta rozciągnęły się w uprzejmym uśmiechu, podczas gdy młoda goblinka biegała w tę i z powrotem, by naprzeciw niej przygotować siedziska dla księcia i jego doradcy.
- Książę Ushbar - odezwała się Maria Elena. Mówiła cicho, na wydechu, głosem, jaki wyjątkowo nie pasował do komnat orczego pałacu. - I Awaren Foighidneach. Cieszę się, że dotarliście do mnie obaj. Cali i zdrowi.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

95
POST POSTACI
Awaren
Przemierzając pałacowe korytarze pod osłoną zaklęcia jak gdyby nigdy nic, Awaren... Czuł się dobrze. Wręcz znakomicie. Problemy ze złapaniem tchu? Jakie problemy? Hahaha! Nie było żadnych problemów! Co, że niby ta lekka zadyszka? Jego kondycja fizyczna po prostu nigdy nie była najlepsza! A że trochę się już dzisiaj nachodził (nawet nabiegał!), mógł być zmęczony! Oczywiście, że mógł! Stąd też zresztą słabość w nogach i, em, reszcie ciała, naturalnie. Tak. Dlatego właśnie tego typu drobiazg nie miał prawa przeszkodzić mu w utrzymaniu pojedynczego zaklęcia nad sobą oraz księciem podczas tego, jakże przyjemnego przemarszu! Gdyby zaszłą taka potrzeba, z całą pewnością utrzymałby je i przez cały dzień! Żaden problem!
Ponoć kłamstwo powtórzone tysiąc razy stawało się prawdą. Gdyby spytać Awarena o jego zdanie na ten temat, nie potwierdziłby co prawda, ale również wstrzymałby się od całkowitego zaprzeczenia. Wkładając dostateczną ilość energii oraz wiary w dowolne kłamstwo, łatwo było nadać mu dokładnie taką samą wartość, co najprawdziwszej prawdzie. Stosując na ten przykład na samym sobie liczne autosugestie wywodzące się oryginalnie z kłamstw, był w stanie przekraczać liczne granice, które nie powinny być dla niego dostępne z ciałem takim, a nie innym. Jasne, udoskonalana przez lata kontrola nad uzdrawiającymi właściwościami żywiołu wody była powodem, dla którego w ogóle był w stanie sobie na to pozwalać, ale z jej pomocą jedynie sprawniej niż inni zapobiegał nieodwracalnym uszczerbkom na zdrowiu. Jak w innym wypadku zamknąć roczne rozliczenia podatkowe w ciągu tygodnia, zamiast miesiąca, jeśli nie przez ciągłe powtarzanie sobie, że nie czuje się zmęczenia, że jest się w pełni skoncentrowanym, że skrócenie ośmiu godzin snu do czterech to żaden problem, a drobne przekąski w pełni dadzą radę zastąpić pełne posiłki, bo przecież nie odstawi roboty tylko po to, żeby napchać brzuch i wytrącić się tym z raz dobrze podłapanej rutyny.
Obecnie wmawiał sobie, że wcale nie czuje się absolutnie mizernie, a wydarzenia dnia nie wpłynęły na jego kondycję psychiczną w takim stopniu, w jakim styczność z amuletem zdawała się wpłynąć na jego ciało-... Eee, to znaczy! Ekhm, amulet? Jaki amulet? Oh, ten, którym się chwilowo absolutnie nie przejmował? I jakie problemy z ciałem? Czyim? Jego? Nie, nie! Świetnie sobie radził! Szedł prosto. Trochę ciężko, ale stabilnie!
Doprowadzając ich niezauważenie do celu, złapał odrobinę rozedrgany oddech, zanim zupełnie ściągnął z nich magiczny kamuflaż. Uh-huh... Może jednak nie do końca czuł się dobrze.
- Tak jest, mój panie. Jak sobie życzysz, mój panie - wymamrotał w odruchowej zgodzie, choć przez lekkie zawroty pospołu z nagłym spadkiem energii, nie był pewien, czy zarejestrował to, co do niego powiedziano. Byli jednak na miejscu i nie mógł pozwolić sobie teraz na dalsze odpływanie uwagą. Potrafił wytrzymywać więcej, niż to! A jeśli nie potrafił, to wmówi sobie, że potrafi! Liczył się efekt, nie metoda i-...
- Panie...! - jęknął cicho na wtargnięcie Ushbara, którego nie poprzedziło nawet pukanie do drzwi!
AAAah! Przecież wiem, że potrafisz zachowywać się z klasą, kiedy chcesz!!! To zagraniczny gość! Zagraniczny gość! Nawet jeśli bez statusu mogącego mieć w tych rejonach znaczenie, wciąż jest poważaną osobą!
Cicho łkając w duchu, szybko wkroczył do pomieszczenia w ślad za orkiem, zanim zdoła jeszcze czymś obrazić wieszczkę! Mogła wyglądać, jakby nawdychała się za dużo oparów podejrzanego pochodzenia, ale wciąż była tą samą Marią Eleną, która zaproszona została w ich progi jako gość specjalny!
- Pani - odezwał się szybko, przywdziewając swój najlepszy, najsympatyczniejszy i najbardziej służalczy uśmiech, na jaki było go stać. Udało mu się nawet z gracją ukłonić-... Uh, miał przynajmniej nadzieję, że z gracją? Nie miał dzisiaj do siebie stu procent zaufania w kwestii zachowania wyuczonych pozorów galanterii i kurtuazji. Wolałby zdecydowanie promieniować energią (nawet jeśli nerwową) niż zmęczeniem, ale najważniejsze to robić dobrą minę i to najgorszej gry. - Jego Książęca Mość oraz ten marny sługa pragną powitać cię w Karlgardzie. Mamy nadzieję, że twój pobyt na pałacowych włościach będzie owocny i pełen wrażeń. Dziękujemy również za zgodę na to spotkanie, mimo iż trudy tak długiej podróży z pewnością wciąż muszą dawać się we znaki.
To zaskakujące, o ile łatwiej było mu zachować nerwy na wodzy w obecności drugiego przedstawiciela jego własnej rasy. Wschodniej odmiany, bo wschodniej, ale wciąż... Swojej.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

96
POST BARDA
Półelfka nie wydawała się mieć problemu z tym, że wtargnęli do jej komnat bez pukania. W końcu umówieni byli na określoną godzinę, prawda? Wiedziała, że wcześniej czy później dotrą do niej, a może wiedziała też trochę więcej. Napiła się naparu ze swojego kubka, unosząc wzrok na Awarena, gdy ten zaczął mówić, a kiedy skończył swoje uprzejme powitanie, uśmiechnęła się do niego uśmiechem takim, jakim dawno już nikt go nie obdarzył. Może Khadi czasem, gdy rozluźniała się i miała lepszy nastrój. W tym jednak było coś więcej, niż w uśmiechu medyczki, coś blisko troski, trochę przypominającej matczyną opiekuńczość, a trochę wynikającej z czystej sympatii. Ani jedno, ani drugie nie miało sensu, bo przecież nie było im dane się dotąd spotkać. Maria Elena nie znała Awarena i poza ogólną wiedzą, a także bladością jego twarzy i drobnych kroplach potu, jakie po wysiłku zrosiły jego czoło i świadczyły o złym samopoczuciu, nie powinna wiedzieć o nim nic. Zresztą, wyglądała na dużo młodszą od niego, choć na to mogły mieć wpływ jej dziecięce, wielkie oczy. W praktyce elf nie miał pojęcia, ile wieszczka mogła mieć lat - jego źródła o tym nie wspominały.
- Z czego wynikała ta nagła zmiana decyzji? - spytał Ushbar bezpośrednio, podchodząc bliżej i przesuwając spojrzeniem po poduszkach, jakie młoda goblinka ułożyła przed półelfką. W pomieszczeniu nie było krzeseł, tak jakby zostały celowo stąd wyniesione, może w ramach dziwnej fantazji gościa, więc książę nie miał wyjścia, jak zająć przygotowane dla niego miejsce na podłodze. Usiadł, krzyżując nogi. Gdy tak spoglądali na siebie, drobna wieszczka przed rosłym orkiem, wciąż miało się wrażenie, że to ona patrzy na niego z góry, nie odwrotnie.
- To, co wydarzy się po bankiecie, jest dla mnie mgliste - wyjaśniła Maria Elena, niezrażona zachowaniem księcia. - Zbyt mgliste, żeby snuć plany na ten czas. Ufam, że nie stanowiło to dla ciebie dużego problemu, panie?
Goblinka nie wtrącała się. Przyniosła tylko dwa kubki z naparem i postawiła je przed Ushbarem, a także przed Awarenem, gdy ten zechciał zająć miejsce u jego boku. Pachniało owocowo i trochę mdło, jak herbata z suszu. Raczej nie była to żadna mikstura alchemiczna, która miała ich wszystkich zaraz wprowadzić w trans.
- Nie. Chociaż miały miejsce pewne... nieplanowane wydarzenia - książę zerknął znacząco na elfa. Czy było w tym spojrzeniu upomnienie, nagana? Ciężko stwierdzić. Wciąż zmęczony długo podtrzymywanym zaklęciem, mag miał lekkie mroczki przed oczami, a serce łomotało mu nieprzyjemnie, co znacząco utrudniało skupienie się na rozmowie. - Dlatego przekazałem informację o przesunięciu godziny spotkania.
- Zdrada - odparła krótko kobieta, a ork zmarszczył brwi. - Skąd to zdziwienie, panie? Wiedza o pewnych rzeczach jest mi dana. O innych nie.
Książę wydał z siebie nieartykułowany odgłos, coś między mruknięciem, a warknięciem.
- Czy coś więcej na temat tej zdrady jest ci wiadome? - spytał.
- Nie wiem, panie. Łaska Sulona jest kapryśna i mało konkretna.
Napiła się, przenosząc wzrok na Awarena. Jak na marnego sługę, którym się nazwał, poświęcała mu zaskakująco dużo swojej uwagi. Jej spojrzenie zdawało się przewiercać go na wskroś.
- Twój sługa prosił o spotkanie, licząc na prywatną wróżbę dla ciebie - odezwała się po dłuższej chwili milczenia, wciąż wpatrując się w elfa. - Gdy zgodziłam się, Sulon pobłogosławił mnie wizją. I choć bardzo chciałam spotkać jednego z pretendentów do tronu, w szczególności tego, wokół którego narosło takie zamieszanie, tak wizja... nie dotyczyła jego.
Spojrzenie wieszczki stało się palące, a mag mimo braku umiejętności zaglądania w przyszłość doskonale wiedział, jakie będą następne jej słowa.
- Dotyczyła twojego elfiego maga, panie. Awarena Foighidneacha.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

97
POST POSTACI
Awaren
Awaren... Naprawdę nie wiedział, co myśleć o Marii Elenie. Nie mógł powiedzieć, żeby jakkolwiek się zawiódł albo zachwycił, ponieważ nigdy nie miał względem wieszczki żadnych konkretnych oczekiwań. Nie usiłował sobie wyobrażać, jaka będzie. Głównie dlatego, że miał nadzieję dowiedzieć się czegoś o jej osobie od swojego kontaktu z Archipelagu. Tego samego, który nie wniósł tak naprawdę absolutnie niczego przydatnego, mimo pobrania zapłaty za przyjęcie tego zadania! Ugh. Tak czy inaczej, nie tylko nie wiedział obecnie, co o niej myśleć, ale również nie potrafił stwierdzić, czy w ogóle chce i czy byłoby bezpiecznie jakkolwiek próbować ją oceniać, choćby i miało mieć to miejsce jedynie w jego własnej głowie. Spojrzenie i uśmiech tej, wydającej się tak nieziemsko drobnej w ich obecności kobiety, przyprawiały go o zupełnie inny rodzaj dyskomfortu, niż ten, w jaki zwykła wprawiać go stanowcza większość mieszkańców oraz bywalców terenów pałacowych. Obie te rzeczy oraz kryjące się za nimi intencje, doprowadzały go do jakiś koszmarnego dysonansu poznawczego, przez który czuł się niespokojnie we własnej skórze. Miał ochotę kręcić się i wiercić, co nie byłoby mądre, zważywszy na to, że wkładał obecnie bardzo dużo sił w utrzymanie się na prostych nogach. Nawet wtedy, gdy uwaga Marii Eleny została przeniesiona na Ushbara, a jemu wreszcie udało się upaść usiąść w miarę kontrolowanie i bez robienia z siebie błazna w klęczkach na poduszce (którą wcześniej dyskretnie przesunął nieznacznie w tył, bo przecież nie odważy się usiąść na kompletnie równej linii z księciem, pfff, miał dość rozsądku i dobrze znał swoje miejsce), z nogami mocno złączonymi ze sobą i wymagającymi od niego z tego tytułu maksymalnie wyprostowanej postawy, wciąż z trudem powstrzymywał się od kręcenia przez to nieoczekiwanie miękkie... przyjęcie.
Pozostając przez chwilę cicho, jako że dopełnił obowiązku prezentacji oraz powitania, nieco paranoicznie spojrzał w stronę podanego napitku. Nie czuł nadmiernego pragnienia po wcześniejszym naparze od Khadi, ale i tak naczynie drżącymi palcami, starając się resztkami sił bardzo dyskretnie sprawdzić, czy zdoła wyczuć w cieczy lub w parze jakąkolwiek formę zanieczyszczenia.
Podrywając oczy na Ushbara, gdy ten przytoczył wciąż świeży temat, przełknął ciężko i tym razem rzeczywiście poruszył się niespokojnie w siadzie, ściągając mocno łopatki. Uh, tak, powinien... Powinien teraz wyskoczyć z jakąś błyskotliwą, szybką wymówką, czyż nie? Gdyby jeszcze jego zajęcze serce łaskawie przestało sabotować go próbami opuszczenia ciała metodą wyłamania mu po drodze żeber, a świat dookoła przestały spowijać paskudne, czarne plamy... Co to on...? W ostateczności nie zdążył nawet dobrze otworzyć ust, zanim Elena obu ich zaskoczyła.
No dobrze. Była dobra. Czy przez swoje talenty, czy przez inne umiejętności, o której by się jej nie podejrzewało. Miał szczerą nadzieję, że w tym wypadku w grę wchodziły wróżbiarskie talenty. Do czasu wyciągnięcia z Zhoga informacji, wszelkie plotki powinny zostać zduszone w zarodku. Awaren miał nadzieję, że Ushbar dostatecznie nastraszył zarówno biorących udział w incydencie strażników, jak i Zolę, przestrzegając przed piśnięciem choćby słówkiem. Wciąż nie ważąc się wtrącać, z pewnym żalem przyjął do świadomości fakt, że kobieta nie chciała lub nie mogła pomóc im z szybszym ustaleniem sprawców.
Starając się opanować drżenie rąk na tyle, aby nie wylać niczego, gdy usiłował podnieść kubek do ust, Awaren zatrzymał się raptownie w połowie drogi. Nawet jego mięśnie wydawały się stężeć i skamienieć pod wpływem nagłej uwagi, jaka została na nim skupiona. Uwagi, która zdecydowanie nie powinna być na nim skupiona! To nie jego miało dotyczyć to spotkanie! Był tutaj jedynie w roli mediatora, gdyby się okazało, że jego drogi książę postanowi pokazać się ze swojej bardziej rozpieszczonej i rozkapryszonej strony!
Szybko opuścił wzrok i mocniej docisnął do siebie obie nogi, niezdolny do wytrzymywania tego typu intensywnych spojrzeń. Pomyśleć, że kiedyś sam stosował tego typu metody bez cienia wahania, nawet jeśli obiektami jego wzroczenia byli z reguły dużo młodsi studenci, zakłócający jego studia.
Wciąż czując na sobie wzrok Marii Eleny, zgodnie kiwnął głową na jej następne słowa. Tak, tak! Właśnie dlatego, że miała być to wróżba dla USHBARA, to USHBAR winien znajdować się w centrum zainteresowania i... Awaren zamrugał kilka razy i tym razem podniósł mocno zaalarmowane spojrzenie na kobietę, ignorując cały dyskomfort, jaki powodowało patrzenie w jej oczy. Wszystkie włosy na ciele stanęły dęba, zaś wcześniej bijące zbyt szybko serce, niemal się zatrzymało po raz drugi tego dnia.
- ...To taki żart, racja? - usłyszał swój własny, nienaturalnie przytłumiony przez cienki pisk w uszach głos. Tkwiącego między dłońmi naczynia nie upuścił tylko dlatego, że instynktownie zaczął na nim kurczowo zaciskać palce do stopnia, gdzie jego knykcie zupełnie zbielały. Chciał dodać coś sensownego. Chciał zacząć tłumaczyć, że to musi, MUSI być błąd, i czy Elena naprawdę chce zobaczyć, jak cesarski potomek rozrywa go na strzępy za cały problem i nerwy związane ze spotkaniem, które koniec końców ma go nie dotyczyć?! Nie tak to miało wyglądać!
Otworzył usta, żeby powiedzieć coś więcej, ale jego umysł, po raz pierwszy w całej, 42-letniej historii, stał się kompletnie pusty.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

98
POST BARDA
Powiedzieć, że Ushbar nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, byłoby niedopowiedzeniem. Ork jeszcze nie zdążył się odezwać, a Awaren już czuł narastającą w nim furię. Lata praktyki robiły swoje. Głowa księcia powoli obróciła się w jego stronę i chyba tylko obecność gościa spoza Urk-hun sprawiła, że jeszcze nie złapał elfa za kołnierz i nie pokazał mu, gdzie jego miejsce.
- Dotyczyła jego? - warknął i przeniósł wściekłe spojrzenie z powrotem na wieszczkę. - To po co mnie tu przyciągaliście?
Kobieta nie wyglądała na poruszoną jego złością. Uniosła swój kubek i napiła się niespiesznie, pozwalając mu buzować sobie do woli. Bo przecież nic jej nie mógł zrobić, prawda? Została zaproszona przez samego cesarza, była gościem honorowym. Zresztą, wyglądała, jakby już na ten bankiet była gotowa. Biała, bezkształtna suknia, którą miała na sobie, ozdobiona była na dole drobnymi, przezroczystymi kamykami, a na nadgarstkach miała pomarańczową farbą wymalowane kwieciste wzory - zapewne jakaś wyspiarska tradycja. Tylko rozpuszczone, ciemne i długie włosy opadały jej na twarz w nieładzie, co miało duży wpływ na wrażenie szaleństwa, jakie sprawiała na pierwszy rzut oka.
- To jest jakiś absurd. Jeśli to żart, to nie jest na niego czas ani miejsce, wróżko.
W kubku była znajoma Awarenowi herbata. Kobiety nie przywiozły ze sobą niczego własnego, po prostu zaparzyły liście, które miały dostępne tutaj, a o które goblinka zapewne poprosiła służbę.
- Przepraszam, może ubrałam to w złe słowa - półelfka poprawiła się w miejscu. - Sądzę, że książę Ushbar także był obecny w tej wizji, choć niebezpośrednio. Pozwolicie, że opowiem? Gniew zostaw na później, panie. Sądzę, że nie pożałujesz, że zostałeś tu... przyciągnięty.
Odstawiła kubek powolnym, niemalże nabożnym gestem, by spleść dłonie na podołku. Ork nie zaprotestował, choć mag doskonale widział, że zmusza się do zachowania spokoju ostatkiem sił. Czy trudno było mu się dziwić? Miał wystarczająco dużo spraw na głowie, po co miał marnować swój cenny czas na pierdoły dotyczące jego sługi? Wróżby dla Awarena były ostatnim z jego problemów.

Pomiędzy nimi przepłynęła fala chłodnej energii. Pragnienie poznania tajników tego, co kryje przyszłość, było prawie tak stare, jak świat. Mało kto zdawał sobie sprawę z tego, jaki wpływ takie przepowiednie mogły mieć na rzeczywistość i ilu faktycznym niebezpieczeństwom były w stanie zapobiec. Maria Elena słynęła z tego, że jej słowa miały wielką moc i choć pełne były niedopowiedzeń, ostatecznie miały zwyczaj okazywać się prawdą. Sulon pobłogosławił ją swoim spojrzeniem widzącego... i tę cząstkę boskości mogli prawie dostrzec, prześwitującą srebrem zza jasnych tęczówek jej oczu.

- Widziałam dzień, w którym powietrze zatonęło w bieli i szarości, a ośmiopalczasta dłoń sięgnęła w złotą misę i wyłowiła z niej czarną dalię. Kwiat był martwy i wyschnięty, ale wciąż biło w nim serce. Widziałam elfa - przeniosła niewidzące spojrzenie z powrotem na Awarena. - Wśród kości słoniowej, siedział na białym krześle. W dłoni dzierżył laskę, wokół której owinięty był wąż. Na jednym kolanie trzymał cesarskiego potomka, na drugim - odciętą głowę. Widziałam uśmiech demona, siedzącego na szczycie tysiąca stopni, ale to była tylko maska, nadana przez innych temu, kto wyciąga pomocną dłoń w stronę zdradzonego.
Ushbar milczał, mimo złości wyraźnie czując, że Maria Elena dąży do czegoś, co musieli usłyszeć obaj. Powiew wiatru zza okna poruszył półprzezroczystą, czerwoną zasłoną, a promienie światła o ciepłym odcieniu zatańczyły na jasnej sukni wieszczki.
- Widziałam zemstę pana - jej wzrok przeniósł się na Ushbara. - Furię, niesioną na całą rodzinę, ojców, matki, synów i córki. Ogień spadający z nieba na pałac ze szkła, wskazany elfim palcem. Usta pełne miłości i łono pełne miodu. Widziałam sowę z czarnym płomieniem nad głową, której szukało krwawiące oko, a ona wahała się, czy uciekać dalej, czy obrócić się i wbić w to oko zakrwawione już szpony. Płomień obrócił ją w miejscu. Płomień kazał działać.
Po tych słowach zapadła cisza, a Awaren poczuł, jak z nerwów i wycieńczenia znów zaczyna ciemnieć mu przed oczami.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

99
POST POSTACI
Awaren
Czując presję w powietrzu i rosnącą, morderczą aurę Ushbara, Awaren ze świstem złapał powietrze w płuca i wstrzymał oddech.
Nigdy by nie przypuszczał, że sytuacja eskaluje w podobnie paskudnym kierunku. Przerażony tym, w co wpakował się na własne życzenie, nie odważył się drgnąć, by nie sprowokować wybuchu - niczym mysz łudząca się, że pozostając w bezruchu dostatecznie długo, zdemotywuje wpatrującego się w nią kocura i uniknie zmiażdżenia jej ciałka jednym kłapnięciem paszczy.
Gdy jego sparaliżowany umysł powoli wrócił do życia, wciąż struchlały, odstawił kubek z powrotem na podłogę. Jeśli wylał nieco z zawartości przez dzikie drżenie dłoni, nie potrafił poczuć się z tym źle. Jego żołądek i przełyk i tak zacisnęły się zbyt mocno, żeby zdołał przełknąć choćby jeden łyk.
Spojrzenie, jakim obrzucił Marię Elenę w następnej chwili, zanim ta jeszcze dostała niemą zgodę Ushbara na kontynuowanie, było błagalne. Cokolwiek zamierzała im powiedzieć, nie mogło być to pierwszą lepszą wróżbą. Żadna bzdura nie przejdzie obok rozeźlonego księcia, tego był pewien. Awaren dość rozpaczliwie starał się skoncentrować, by zapamiętać każde pojedyncze słowo. Każdy, najdrobniejszy fragment.
Przepowiednia była długa. Długa, zawiła i niepokojąca. Jego rola w niej wydawała się więcej niż tylko znacząca i choć wszystko było dla niego dość mętne, wciąż był w stanie wyczuć, jak przeznaczenie zaciska pętle na jego szyi wraz z każdym kolejnym słowem. Przeznaczenie. Ughhh. Coś, czym nigdy nie spodziewał się zostać związany. Nawet jeśli wcześniej mówił o zrobieniu wróżbie na przekór, jeśli ta okaże się niesatysfakcjonująca dla ich sprawy, teraz wcale nie był już taki pewny, czy jest to możliwe. Słowa Marii Eleny niosły w sobie moc, której nie oczekiwał.
Kim tak naprawdę był wedle przepowiedni? Po której stronie w niej stał i czemu miało mieć to aż tak wielki wpływ na los Ushbara? Bo... Bo dobrze rozumiał, że miało mieć, jeśli widniał w niej jako "zdradzony"? O ile widniał w niej jako zdradzony? Jeśli nie, to czy był nim jako wspomniany potomek? A może chodziło dosłownie o dziecko lub następnego dziedzica? Na pewno nie chciał go portretować, jako ciętą głowę... Czy część o "uśmiechu demona" również dotyczyła jego? Miał co do tego bardzo mieszane uczucia. Nawet jeśli jego działania wpływały na wydarzenia w pałacu, nie powinien być dostatecznie istotny, aby móc, uhh... Zagmatwać sprawy do tego stopnia?
Mimo dreszczy na całym ciele i zaciśniętych w cienką linię ust, powtarzał w swojej głowie przepowiednie słowo za słowem w ślad za wróżbitką. Miał dobrą pamięć i nawet jeśli nie spisze wszystkiego od razu, będzie w stanie zrobić to później z ogromną precyzją. Potrzebował się tylko skupić i nie dać zagłuszyć własnych myśli. Nie był na razie pewien większości z tego co słyszał, ale pewne fragmenty... Pewne fragmenty wydawały się dostatecznie jasne, jeśli interpretować je tak dosłownie, jak brzmiały.
Czekało ich coś dużego. Był tego pewien. Coś dużego i niekoniecznie dobrego. Zemsta pana? "Pana", jako tego, który zsyłał wizję? Sulona? Zemsta? Czy to aby już nie miało miejsca? Dlaczego ta część wydawała się podejrzenie podobna do tego, co wydarzyło się w Heliar? Czyżby miała powiązania z Deszczem Szkła? Z Nocą Spadających Gwiazd?
Obejmując dłońmi głowę, Awaren szczelnie zamknął oczy, przed którymi znowu zatańczyły czarne plamy.
- P-Pani - odezwał się, a jego napięta dotąd postawa zapadła się w sobie. - Jesteś... Pewna? Mówisz, że to moja wróżba, więc... Będę bez dwóch zdań w centrum tych wydarzeń...? Czy to... Czy to nieuniknione?
Wciąż potrzebował sprawdzić pewne rzeczy. Dowiedzieć się pewnych rzeczy. Udać do biblioteki... Czy widział gdzieś księgę o języku kwiatów? Jeśli nie, będzie potrzebował ją zamówić. Ah, gdyby tylko nie czuł się taki ciężki. Taki okropnie słaby.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

100
POST BARDA
Marii Elenie też zajęło chwilę otrząśnięcie się ze stanu, w jaki wprowadziło ją powtórzenie wróżby. Wszyscy poza elfem milczeli, nawet Ushbar, który zapewne we własnej głowie rozważał to, co właśnie usłyszał i Awaren mógł być pewien, że miał swoją wersję tego, co oznaczać miały metaforyczne obrazy. Chyba trochę przeszła mu wściekłość, choć nie wiadomo dlaczego - może łatwiej było nie myśleć o własnych problemach, gdy pojawiała się dobra zagadka, za jaką mógł uważać przepowiednię? A może fakt, że ewidentnie był jej częścią, nawet jeśli nie główną i najważniejszą, zmotywował go do wysilenia się i prób wyciągnięcia mniej lub bardziej trafionych wniosków?
- Nigdy nie zapominam twarzy - powiedziała Maria Elena, znów sięgając po kubek. Jej dłonie drżały lekko. To zakładało też, że gdyby zobaczyła właściciela głowy, jaka w wizji leżała odcięta na kolanie maga, zapewne by ich o tym poinformowała. Z pewnością nie był to Ushbar.
Na drugie pytanie elfa odpowiedziała goblinka, wtrącając się z ubocza.
- Czas nie jest linią, tylko kulą. Wszystko, co nie miało jeszcze miejsca, już się wydarzyło.
Brzmiało to jak wyuczona formułka i zapewne tak było, biorąc pod uwagę, że dziewczynka mogła mieć nie więcej, jak dwanaście lat. Tak młoda dziewczyna raczej nie miała dużo do wniesienia w dyskusję. Wieszczka skinęła głową i napiła się.
- Czy wiecie, czym jest krąg śmierci? - spytała niewinnie.
- Krąg śmierci? - powtórzył Ushbar.
- Mhm. Wśród mrówek.
Książę parsknął pozbawionym rozbawienia śmiechem i pokręcił przecząco głową.
- Mrówki podążają za zapachem swoich współbraci. Jeśli pierwsza zacznie chodzić w kółko, pozostałe także to robią. A potem wpadają w niekończącą się spiralę. Idą tylko przed siebie, nie widząc, nie czując nic poza tym, co znajduje się tuż przed ich nosem. I gdy spojrzeć na to z góry, widać krąg śmierci, gdzie kroczą po ciałach kolejnych poległych towarzyszy, nieprzerwanie, dopóki nie padną z wyczerpania same. Czasem jednak jedna mrówka zauważa coś, co jest poza kręgiem i wyrywa się z niego, uwalniając nie tylko siebie, ale i całe stado. Którą mrówką jesteś, Awarenie? Tą, która patrzy tylko przed siebie, jak koń z klapami na oczach, czy tą, która wie, jak wyrwać się z tego, co zostało jej przeznaczone?
Elf nie podnosił wzroku na księcia, ale mógł przysiąc, że patrzy on na niego.
- Przepowiednia nie mówiła o jego śmierci - rzucił cicho.
- Nie? Może nie - półelfka uśmiechnęła się lekko. - Może więc to było nieco niefortunne porównanie. Upraszam o wybaczenie. Chodzi mi o to, że to, czy przepowiednia ma się wypełnić, czy też nie, zależy wyłącznie od tego, kogo owa przepowiednia dotyczy. Można potraktować ją jako wyrok, można jako drogowskaz. Dłoń Sulona nie jest wroga. Wskazuje nam ścieżki, nie spycha nas z klifów.
Znów zapadła cisza. W końcu książę poruszył się, poprawiając się w miejscu.
- Na Karlgardzką Akademię prowadzi tysiąc stopni - zasugerował, uprzejmie rozwiewając Awarenowi przynajmniej jedną niewiadomą.
Maria Elena skinęła głową.
- Możliwe. Nie wytłumaczę wam obrazów, jakie zechciał zesłać mi Sulon. Nie w mojej gestii to już leży.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

101
POST POSTACI
Awaren
Pojmując aluzję dotyczącą dobrej pamięci wróżbitki, Awaren wydał z siebie ciche, drżące westchnienie. Sprawy naprawdę zaczynały przybierać dla niego śmiercionośnie kłopotliwy obrót. I to z dużo większą skalą, niżby sobie tego życzył. Zamiast prostej wróżby dotyczącej przyszłości jednego, cesarskiego potomka, mogącej podpowiedzieć tak proste rzeczy, jak: to z kim się zwiąże, ile będzie miał dzieci i jaka jest jego realna szansa na tron naturalnie, dostali... Coś zupełnie innego! Najgorsze było w tym to, że prawdopodobnie powinien być za tę wizję, tak czy inaczej, wdzięczny. Być może obaj powinni być, zważywszy na jej wagę. Problem w tym, że Awaren wcale nie chciał jej brać na swoje barki. Jego barki były zbyt wątłe i kruche!
Po pozwoleniu sobie na chwilę zwątpienia, która nie była aż tak potężna, jak zwykle tylko i wyłącznie dlatego, że jego umysł działał na zbyt spowolnionych obrotach, żeby tworzyć dziesiątki, jak nie setki zdradzieckich myśli na sekundę, spróbował wrócić na ziemię i skupić się na dalszej wymianie uwag pomiędzy towarzyszącą mu dwójką.
Marszcząc brwi nad zamkniętymi szczelnie oczami, pokręcił powoli głową, nie czując się na siłach, żeby odpowiadać na tego typu pytania, ale też nie ważąc się ich zignorować. Nie chciał godzić się na żadną część przeznaczenia, które było mu nie na rękę. Na żadną jego część, która oznaczała upadek tego, co zdążył dotąd zbudować, nieważne jak niewielkie by to było. Nie chciał znowu pozwalać, żeby ktoś inny za niego decydował, tak jak swego czasu usiłowali decydować za niego rodzice. Jego obecne życie może i nie było usłane różami, ale wszystko, co robił, robił, ponieważ sam się na to zdecydował. Ponieważ tego chciał. Ponieważ miał cel, w który wierzył. Jeśli przeznaczenie nakreślone przez Sulona miało iść mu na rękę, chętnie podążyłby jego śladem. Jeśli szybciej popchnie jego plany, choćby i wcześniej musiał przejść po rozżarzonych węglach - przejdzie po nich, bo cóż za problem było zaleczyć rany, nieważne jak bolesne? W tym się przecież właśnie specjalizował. Jeśli jednak któraś jego część zamierzała w nich mącić, rzucać kłody pod nogi jemu lub władcy, w którego wierzył? Wtedy przeznaczenie powinno dostać porządnego kopniaka w piszczel. Powinno zostać zmienione, nadpisane lub kompletnie wymazane, tak jakby nigdy nie miało się oryginalnie wydarzyć.
Opuszczając ramiona, które podobnie jak reszta jego samego stały się zbyt ciężkie, by mógł dłużej je utrzymać w górze, Awaren wydał z siebie suchy, niezręczny chichot.
- Wydaje mi się... Że jestem przede wszystkim kimś, kto jest wyjątkowo beznadziejnym w podążaniu za tym, za czym nie chcę podążać, pani -odparł cicho, uśmiechając się niemrawo, ale bez wymuszenia.
Wystarczyło zrobić to, co zawsze robił. Przeanalizować, rozplanować, trochę podramatyzować i porozpaczać nad swoim losem dla spokoju ducha, a potem dalej odwalić swoją robotę najlepiej, jak tylko potrafił. Niezależnie od tego, ile kręgów będzie musiał przełamać, po ilu mrówkach zmuszony zostanie przejść... Sprawy zawsze kochały się komplikować, gdy wreszcie wydawało mu się, że do czegoś zaczyna się zbliżać. Czy powinien być zaskoczony, że skomplikowały się i teraz? Mógł mieć wiele wątpliwości i nie wierzyć w siebie zanadto, ale jeśli chciał wreszcie udowodnić swoją wartość, nie pozostawało nic innego, jak tylko spróbować wykorzystać podane na tacy informacje i zrobić z nich należyty użytek. ...Łatwiej powiedzieć niż zrobić, kiedy ledwie utrzymywało się pozycję siedzącą. Tak czy inaczej, na pewno nie szedł na żadną rzeź. Co to, to nie.
Drgnąwszy na nieoczekiwane wspomnienie o Akademii, Awaren wysilił się na ponowne otworzenie oczu. Choćby tylko po to, żeby móc rzucić księciu krótkie, pełne podziwu spojrzenie z ukosa. Hoho~ Proszę bardzo. Kiedy nikt się nie spodziewał, jego pan naprawdę potrafił zaskakiwać! Znowu Akademia, huh? I pomyśleć, że ilość stopni uznał raczej za dużo bardziej skomplikowaną metaforą.
- Ah... Wygląda na to, że problemy związane z Akademią naprawdę same proszą się o rozwiązanie, Wasza Książęca Mość - zauważył.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

102
POST BARDA
- Ale wyjątkowo zdeterminowanym, żeby podążać za księciem Ushbarem - odparła Maria Elena, wciąż uśmiechając się lekko.
Rozmowa z nią wywoływała nieprzyjemne ciarki w dole kręgosłupa Awarena. Jak można było czuć się swobodnie przy kimś, kto wiedział więcej, niż powinien wiedzieć i zdawał się znać cię lepiej, niż sugerowałaby logika? Półelfka nic sobie nie robiła z dziwnego wrażenia, jakiego była przyczyną, albo zupełnie się nad tym nie zastanawiała. Gdy miało się na głowie przyszłość całego świata, pewne rzeczy naturalnie schodziły na drugi plan - tak jak, na przykład, relacje z innymi śmiertelnikami.
Ushbar skinął nieznacznie głową, nie odrywając wzroku od swojego sługi. Cokolwiek działo się w tej chwili w jego głowie, nie dzielił się niczym. Kto wie, czy nie wyobrażał sobie właśnie tego, o czym opowiadała wieszczka - Awarena siedzącego na białym krześle z kości słoniowej, z trzema symbolami, z których każdy znaczył coś zupełnie innego i każdy kolejny był równie dla niego abstrakcyjny, co poprzedni. Tylko te tysiąc stopni wydawało się w miarę oczywiste, zakładając, że jego założenia były prawidłowe. Potwierdzało to te przypuszczenia, jakie mieli względem Zhoga i gdyby zdrada orka nie wyszła na jaw, być może byłaby pierwszą poszlaką do znalezienia tego, kto czyhał na głowę Ushbara. W tej chwili była kolejną; elf wcześniej czy później będzie musiał udać się na Akademię Czarnoksięską i w jakiś sposób poszukać na niej odpowiedzi... albo kogoś tam wysłać. Tylko czy jakikolwiek pośrednik był w tej chwili godny zaufania?
- Nie jesteś usatysfakcjonowany przepowiednią, Awarenie Foighidneach - stwierdziła Maria Elena po długim milczeniu. - Ani jej treścią, ani tym, że dotyczyła ciebie. Przyszedłeś po wróżbę dla swojego pana. Tego oczekiwałeś dzisiaj. Ale czy nie dotyczyła ona was obu? I czy nie jego dotyczyć też będzie po części ta przepowiednia, której oczekuje dziś cesarz? Otrzyma wizję swojej przyszłości, tak czy inaczej. Po to tu przybyłam. Jeśli w przepowiedni dla cesarza nie pojawi się książę Ushbar, czy to też nie będzie odpowiedź na pewne pytania?
Ork pokręcił głową i podniósł kubek, by w trzech dużych łykach wypić zawartość. Nie w jego stylu było degustowanie z namysłem przygotowanego przez Mokkuth naparu. Odstawił puste naczynie na podłogę z głośnym stuknięciem.
- Nic mnie już dzisiaj chyba nie zdziwi - mruknął, a uśmiech półelfki poszerzył się nieznacznie.
- Choć może się tak wydawać, moim celem nie jest zaskakiwanie i szokowanie - powiedziała miękko. - Wolę myśleć, że z drogowskazami, jakie przekazuję od Widzącego, ułatwiam podróż przez życie.
- Dlaczego mam wrażenie, że chodzi raczej o podróż do jego końca?
- U niektórych, owszem. Ale nie zawsze. Wyglądasz na przestraszonego, Awarenie. Dlaczego zakładasz, że to zła wróżba?
- Elf brzydzi się przemocą
- odpowiedział za niego Ushbar, z nieszczególnie ukrywanym rozbawieniem. Bo jak można było brzydzić się czymś tak naturalnym? Ze swoimi umiejętnościami musiał mieć do czynienia z krwią i poważnymi obrażeniami. Ork nie rozumiał, czym dla potencjalnego obserwatora różniło się leczenie od ich zadawania.
- Przemoc jest drogą do celu w świecie, w którym żyjesz. Wypadałoby pogodzić się z tym wreszcie, elfie - mruknął książę do maga. - Z tego, co słyszałem, dzisiaj jednak znalazło się w tobie trochę charakteru. Pierwszy raz w życiu trzymałeś broń w ręce? Dobre uczucie, co?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

103
POST POSTACI
Awaren
- To-... - zaczął i urwał, nagle dziwnie zmieszany rzuconą mu w twarz uwagą.
Coś, na co powinien automatycznie zacząć z gorliwością przytakiwać, na sekundę utknęło mu w gardle niczym ością. Nie dlatego, że nie było prawdą, ale też nie dlatego, że zgodnie ze sobą uważał to za pełną prawdę. Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, nigdy nie spróbowałby się nad tym zastanowić dwa razy. Uczepiwszy się swojej wielkiej wizji i aspiracji, a wraz z nimi i Ushbara, który miał stanowić swego rodzaju prowadzący do nich most, starał się dopasować do roli perfekcyjnego doradcy, perfekcyjnego pomocnika, perfekcyjnego sługi. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie robił tego przede wszystkim dla siebie. Bo oczywiście, że robił. Fakt, że orkowy książę okazał się kimś dużo bardziej wartościowym, utalentowanym i godnym podziwu jedynie sprawiał, że znacznie chętniej podchodził do swojej misji, nieważne ile sińców i złamań nabawił się po drodze. O ile łatwiej wszakże podążać za kimś, w kogo rzeczywiście się wierzy, aniżeli te wiarę jedynie odgrywać. Gdyby było inaczej, ah, jeśli nie opuściłby Karlgardu w przeciągu pierwszego roku, to przynajmniej spróbowałby w porę zmienić strony, biorąc pod uwagę jego dwulicowe tendencje. Teraz oczywiście było na to za późno. Zbyt wiele potu, krwi i łez poświęcił, żeby ot tak rezygnować, stąd i desperacja wydawać by się mogła słuszna, a jednak... Coś w uśmiechu Marii Eleny sprawiało, że jego własne rozumowanie i spojrzenie na sprawę wydawało mu się z nieznanego powodu błędne i nie do końca właściwe. Tym bardziej, teraz gdy aż nadto czuł na sobie wzrok swojego suwerena! Znoszenie jednej pary przenikliwych oczu było dostatecznie stresujące! Nie potrzebował dwóch!!
- Widzisz pani znacznie więcej od któregokolwiek z nas. Jestem pewien, że doskonale rozumiesz, dlaczego trudno byłoby znaleźć kogoś, za kim podążanie przychodziłoby równie naturalnie? - odpowiedział zatem, wyciskając z siebie pokłady uniżenia i szacunku, by jednocześnie nie niegrzecznie zasugerować, że skoro tyle wie, nie ma potrzeby wyciągać więcej. Choć z pewnością byłoby miło, gdyby Mości Książę wziął sobie te informację do serca i wreszcie przestał patrzeć na niego, jak na potencjalnego zdrajcę!
Dla kogoś, kogo życie twardą ręką nauczyło, o ile bezpieczniej jest pozostawać w cieniu, aniżeli pławić się w blasku uznania, obecność Marii Eleny była niczym wielka latarnia morska, wyrastająca znikąd, by bezlitośnie zacząć oświetlać każdy zakamarek w polu widzenia. Docierała do najbardziej ukrytych miejsc, rozganiała najgęściej szyty mrok i ujawniała najgłębiej pogrzebane sekrety. Wydawała się dostrzegać nawet to, czego druga strona sama dostrzec nie umiała lub nie chciała. Nic dziwnego, że Awaren nie potrafił się przy niej zrelaksować, niezależnie od tego, jak przyjazna z natury się wydawała.
Niezależnie od tego, co czuł i co myślał, nie zamierzał pozostawiać dodatkowego niesmaku po tym spotkaniu. Wróżba mogła mu się nie podobać, owszem, ale nie znaczyło to, że nie zamierzał wykorzystać każdego, darowanego choćby i w ten sposób skrawka informacji.
- Przy-przyznaję, że nie tego się spodziewałem - zgodził się, nie widząc sensu kłamać komuś, kto i tak widział prawdę. Frustrujące doprawdy. - Oczywiście, masz pełną rację, pani. Proszę, nie miej mi za złe mojej reakcji. Nie staram się być niewdzięczny, zapewniam! To... Po prostu wiele do przełknięcia, a jak sama już zdążyłaś, um, dostrzec i przewidzieć? Sytuacja z wielu powodów każe martwić czymś równie, ah, nieoczekiwanym.
Nie wspominając już o tym, że kompletnie nie wiedział, co o tej całej wróżbie myślał Ushbar! Co, jeśli zdecyduje, że wróżba mu się nie podoba, a zwłaszcza udział jego elfiego sługi w jej treści? Co, jeśli uzna go w niej za zagrożenie dla siebie, swego ojca i cesarstwa, nieważne ile wieszczka nie potwierdzałaby o jego lojalności? Miał przynajmniej nadzieje, że zaczeka z wyciąganiem wniosków do wróżby, którą Maria Elena wciąż miała przygotowaną dla jego ojca. Albo lepiej - do czasu, aż Awaren będzie zdolny samemu ją nieco lepiej rozszyfrować i przedstawić wnioski! Odrobinę upiększone, jeśli zajdzie potrzeba!
Wzdrygnąwszy się pod wpływem brzęku naczynia, z czystego przyzwyczajenia zaczął wyłamywać palce, na których nawet teraz znać było ślady po starym atramencie, który nie chciał dać się w pełni domyć w kąpieli. Marzył o drugiej.
- Tak, cóż, uhh, brzydzi, to dość mocne słowo, mój panie - wymamrotał, niespokojnie zerkając pomiędzy własnymi dłońmi a księciem.
Nie miało prawa go dziwić, że Ushbar zinterpretował to w taki, a nie inny sposób. To prawda, że nie nazwałby się fanem przemocy, ale sam jej aspekt nie był mu oby i nie gorszył go jako taki. Znając jednak swe ograniczenia, unikał jej głównie dla własnego dobra. Nie był typem osiłka, co każdy głupi mógł zauważyć a sztukę wojny i wojaczki znał jedynie od książkowej strony. Gdy ostatnim razem, a po raz pierwszy w swoim życiu przyłożył komuś pięścią w twarz, cieszył się jedynie z tego, że nie połamał sobie przy tym palców! Przemoc bolała, a jego ciało nie było dostosowane do aktów agresji. Poznał ją z bliska, doświadczając zarówno w Varulae, jak i w Urk-hun - bezpośrednio i pośrednio. Zdarzało się nawet, że ją inicjował, choć wyłącznie z daleka, posługując się do tego cudzymi rękoma. Ale o tym nie planował wspominać! Tak było bezpieczniej.
Ostatnie słowa księcia sprawiły, że ciarki zgrozy przeszły mu po ciele. Bardzo starał się nie myśleć o tamtej, groteskowo agresywnej wersji siebie! O nie... Co, jeśli te plotki się rozejdą jeszcze dalej po pałacu?! Chwila... Dlaczego odnosił wrażenie, że wyczuł w tym cień aprobaty? Musiało mu się zdawać, racja?
- Nie do końca pierwszy, a-ale... Wasza Książęca Mość, doświadczenie tego sługi w posługiwaniu się bronią jest praktycznie zerowe. Moje racjonalne myślenie zostało zaburzone i faktycznie mogło to dodać sporo brawury, ale gdyby doszło do starcia, zamiast na charakternego, wyszedłbym jedynie na głupca! Bardzo martwego głupca, mój panie!
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

104
POST BARDA
- Jeszcze możesz wyjść na martwego głupca. Powinieneś ruszyć się czasem zza biurka i nauczyć się posługiwać bronią. Przynajmniej w podstawowym zakresie - zasugerował książę cicho. Choć może Awaren chciałby ją usłyszeć, to w tych słowach nie było troski. Raczej pogarda do braku tych umiejętności. Bo jak można było funkcjonować w tym świecie, nie potrafiąc dzierżyć ostrza? - Nie da się wiecznie przed wszystkim chować. Myślisz, że gdyby nie stan, w jakim się znalazłeś wcześniej, schwytałbyś zdrajcę?
Odpowiedź była oczywista. Ushbar wciąż starał się nie mówić pełnymi konkretami, nie wiedząc, na ile zaznajomiona z sytuacją może być wieszczka, ale też nie miał skrupułów rozmawiania przy niej z samym elfem, jakby jej obecność nie robiła na nim żadnego wrażenia. Co w sumie było całkiem prawdopodobne; niewiele było osób, które książę otwarcie darzył szacunkiem i którym oddawał należytą cześć. Maria Elena znajdowała się na skali gdzieś pomiędzy - ork jej nie umniejszał, jak chociażby Zola, ale też nie uznawał jej za szczególny autorytet. Choć, trzeba było przyznać, przepowiednia z pewnością wyryła mu się w pamięci równie mocno, co Awarenowi.
- Wybacz mi, panie, że nie mam przepowiedni dla ciebie - półelfka opuściła spojrzenie i skłoniła lekko głowę. - Nie są dla mnie jasne decyzje Sulona, ani powody, dla których przekazuje mi to, co przekazuje.
Stwierdzenie, że same wróżby też dla niej nie są szczególnie jasne, pozostało niewypowiedziane, ale zawisło w powietrzu jako oczywista oczywistość. To musiało być ogromne brzemię, widzieć jedynie metafory przyszłości, a potem bezsilnie patrzeć, jak się ona rozgrywa i co czynią z nią inni. Mimo to, w jasnych oczach Marii Eleny nie było smutku. Może znalazłby się tam, gdyby jej spojrzenie nie miało w sobie charakterystycznego odcienia obłąkania.
- Przypłynęłaś z przepowiednią dla mojego ojca, nie dla mnie - odparł Ushbar. - Zresztą, powiedziałaś już wystarczająco wiele.
Kobieta skinęła głową, z powrotem unosząc na nich wzrok. Z pewnością odczuła ulgę, widząc, że ork nie żywi wobec niej urazy... a przynajmniej się do tego nie przyznaje. Dla uważnego maga też nie rzucało się w oczy większe spięcie księcia, niż ostatnimi czasy, więc możliwe, że przepowiednia go nie rozwścieczyła, a zaciekawiła. Lubił zabić sobie coś wielkiego raz na jakiś czas, ale to nie znaczyło, że nie doceniał wyzwań umysłowych... zwłaszcza takich, które zapowiadały przyszłość wyjątkowo krwawą.
- Do uroczystości została zaledwie godzina - zauważyła Maria Elena zaskakująco przytomnie i pragmatycznie. - Z pewnością potrzebujecie się przygotować. Skoro spotkamy się niebawem, nie ma chyba sensu, byście czekali tu na coś więcej. Pozwólcie mi oddać się modłom.
Żuchwa Ushbara drgnęła, ale powstrzymał się przed komentarzem, choć z pewnością cisnęło mu się na usta, że ma prawo w tym pałacu przebywać tam, gdzie tylko ma ochotę. Wieszczka miała rację. Może książę nie zamierzał się myć, ale z pewnością musiał się przebrać, natomiast Awaren... cóż, zarówno jego stan fizyczny, jak i psychiczny skorzysta na godzinie odpoczynku od coraz to nowych zmartwień. Zwłaszcza, jeśli mieli znów wracać ukryci pod zaklęciem.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

105
POST POSTACI
Awaren
Choć miał przemożną ochotę ściągnąć usta w cienką linię i spojrzeć na Ushbara z urazą, czując ten, nie tak do końca po dzisiejszym dniu obcy przypływ irytacji powodowany ignorancją księcia, jedynie uśmiechnął się w wyuczenie przepraszający i nieco bezradny sposób.
- Wasza Książęca Mość - zaczął ostrożnie, wyczuwając dobrze znaną mu już zmianę w tonie głosu orka. Słyszał ją więcej razy, niż mógłby zliczyć. Ha. Sądziłby kto, że do tej pory zdolny będzie przyzwyczaić się na tyle, by nie odczuwać dłużej tego, bardzo specyficznego rozczarowania z tyłu własnej głowy. - Nawet gdybym bardzo chciał... N-Nawet, gdybym się rozdwoił! Przez ostatnie tygodnie ledwie miałem czas na sen, czy choćby dwa pełne posiłki - że o rutynowym szpiegowaniu, czy umiłowanych wizytach w bibliotece nie wspominając! - Wychodzenie poza własną komnatę w innych celach niż dostarczenie odpowiednich dokumentów z miejsca w miejsce stało się dla mnie praktycznie niemożliwe pod ilością pracy i dodatkowych obowiązków. J-Jak miałbym zmieścić w tym wszystkim jeszcze pracę nad własną kondycją fizyczną? - starał się wyjaśnić w maksymalnie racjonalny sposób, przy okazji samemu również zmieniając własny ton na bardziej jękliwy i godny pożałowania.
Już sama myśl o zmuszaniu swojego słabowitego ciała do znacznego wysiłku bolała go mentalnie! I niby pod czyim okiem miałby to robić? Orkowym? Żeby została z niego mokra plama już po pierwszym dniu na jednym z ich brudnych, twardych i pełnych nierówności placów treningowych?! Jego bracia byli materiałami na wojowników, nie on! Był zresztą pewien, że żaden, nieważne jak dobrze wyszkolony Wysoki Elf, nie przetrwałby długo, gdyby został postawiony naprzeciw góry mięsa, na jaką składał się każdy jeden przedstawiciel orkowej rasy! Poza tym nie kłamał, gdy mówił, że ledwie miał czas na cokolwiek innego niż pracę. I czyja była to wina? ...Uh, tak, w znacznej części pewnie jego, fakt. Z tym, że nikt inny, jak właśnie Ushbar dołożył mu nowe pół tuzina obowiązków od tamtej, jakże felernej próby targnięcia się na jego życie.
Przynajmniej atmosfera nieco się rozluźniła i książę raczej go nie zbeszta za kradzież przepowiedni... To dobry znak. Chyba.
- Jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni, pani! - poprawił po wciąż niekwapiącym się o elokwencję orku, grzecznie skłaniając przed kobietą głowę na znak szacunku. - Zarówno za poświęcony czas, jak i łaskę Sulona, którą zechciałaś nam objawić. Mamy nadzieję, że nadchodząca uroczystość będzie dla ciebie zarówno owocna, jak i przyjemna.
Nie ruszywszy ostatecznie naparu mimo wszelkich chęci, Awaren sięgnął po swój kostur, by wesprzeć się na nim w próbie wrócenia na proste nogi. Mając godzinę, nie mógł liczyć na zrobienie ze sobą zbyt wiele, ale być może zdoła zregenerować się dostatecznie w kolejnej kąpieli, zaczerpując energii regeneracyjnej z wody.
Foighidneach

Wróć do „Karlgard”