Cesarski Kompleks Pałacowy

106
POST BARDA
Ushbar warknął coś pod nosem i na tym skończył dyskusję dotyczącą szkolenia Awarena - może i dobrze, że nie nalegał dłużej, bo gdyby postanowił postawić na swoim i mag musiałby dodatkowo rano biegać na treningi, chyba wykończyłoby go to już ostatecznie. Albo argumenty elfa przemówiły do księcia, albo po prostu nie chciało mu się jeszcze dzisiaj zajmować problemem, jaki stanowił brak umiejętności posługiwania się mieczem u jego sługi.
- Zobaczymy się niedługo - powiedział Ushbar, z jakiegoś nieznanego elfowi powodu uznając te słowa za wystarczająco uprzejme pożegnanie.
Złapał Awarena za kołnierz i szarpnął nim w górę, podrywając go z kamiennej podłogi, gdy ten wstawał zbyt powoli i niezdarnie. Przytrzymał go przez chwilę, dając mu czas na złapanie pionu i wsparcie się o kostur. Ta chwila pozwoliła mu też zreflektować się nieco i przypomnieć sobie, że przez Marię Elenę przemawiał ponoć sam Sulon, a przepowiednia dotyczyła też po części jego. Przeniósł swoje żółte spojrzenie na półelfkę, która zdawała się w ogóle nie zauważać grubiańskiego traktowania maga, bo nie ruszała się z miejsca, a jej rozciągnięte w delikatnym, uprzejmym uśmiechu usta nawet nie drgnęły.
- Dziękuję za spotkanie - dodał po chwili wahania.
Maria Elena skinęła głową, splatając dłonie na podołku.
- To dla mnie zaszczyt, wasza książęca mość. Zobaczymy się niedługo.

Ushbar polecił Awarenowi ponownie przykryć ich zaklęciem, choć widząc, ile go to kosztuje, nie kazał mu utrzymywać go tak długo, jak poprzednio. Gdzieś w połowie drogi czar przestał działać, a ork za kołnierz koszuli podtrzymał słaniającego się maga w pozycji pionowej. Wyszli zza załomu mniej-więcej w centralnej części pałacu, więc o ile było to zaskakujące dla tych, którzy mogli Ushbara obserwować, tak raczej nie byliby oni w stanie wywnioskować, skąd się tam wziął i dojść do tego, że odwiedził wieszczkę. Razem przeszli pod jego komnaty, a stamtąd już elf sam musiał dotrzeć do siebie. Przydałoby mu się z pewnością lepsze wsparcie, niż tylko kostur, ale niestety ork nie zamierzał go odprowadzać. Zmierzył go tylko oceniającym spojrzeniem, uprzedził, że porozmawiają o tym jutro, a potem zniknął w środku. Całkiem miło z jego strony - Awaren nie miał siły na próby rozwikłania zagadek Marii Eleny jeszcze dziś i możliwe, że książę doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zwłaszcza po tyradzie Khadi, nawet jeśli sprawiał wrażenie, jakby całkowicie ją zignorował.
Medyczka natomiast nie zamierzała się poddać, bo choć była zła na Awarena i bała się Ushbara, to mag zastał ją siedzącą na podłodze, pod drzwiami do swojej komnaty. Nauczona na własnych błędach, tym razem nie wchodziła do środka, tylko czekała na zewnątrz. Słysząc dźwięk kostura i ciężkich kroków zmęczonego elfa, poderwała się i po chwili wahania podeszła do niego, by zaoferować mu swoje wątłe ramię, na którym mógłby się wesprzeć, gdyby potrzebował. Wciąż się nie odzywała, racząc go starym, dobrym, obrażonym milczeniem, ale mało to było efektywne, gdy jednocześnie starała się mu pomóc. Serce tłukło się w jego klatce piersiowej w rytmie, który nie mógł być naturalny i zdrowy, a na elfie czoło wystąpił zimny pot i jedyne, czego chciało od niego jego ciało, to usiąść... a najlepiej położyć się i zasnąć na tydzień.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

107
POST POSTACI
Awaren
Poderwany, nie pisnął, a jedynie wydał z siebie słabe, podszyte zaskoczeniem stęknięcie. Podejrzewał, że podobnie mogły czuć się nowo narodzone jelonki, gdy po raz pierwszy usiłowały stanąć na swoich długich, drżących i rozjeżdżających się na boki nóżkach. Jego własne nie rozjeżdżały się, ale z całą pewnością drżały, gdy na nich stawał. Prawdę mówiąc, gdyby nie świadomość, że wciąż musiał wyciągnąć ich z pomieszczenia niezauważonych, bardzo kusiłoby go poddanie się na tym mniej więcej etapie, pozwalając Ushbarowi zostawić go za sobą lub przeciągnąć w drodze powrotnej bezceremonialnie po podłodze.
Przynajmniej wobec wieszczki książę raczył okazać na sam koniec minimum dobrego wychowania.

Gdyby ktoś zapytał Awarena, jakim cudem zdołał ich przeprowadzić przez całą połowę poprzednio obranej trasy, chyba nie do końca umiałby odpowiedzieć. Wyzucie się z vitea do poziomu bliskiego zera, było niebezpiecznym przedsięwzięciem dla każdego, nieważne jak potężnego czy uzdolnionego maga. Ciało i umysł pospołu zaczynały w takiej sytuacji nieprzyjemnie spowalniać, rozregulowywać i zaburzać swoje funkcje, pozostawiając ich właściciela skołowanego, wyczerpanego i nierzadko dotkniętego mnogimi dolegliwościami różnorakiego rodzaju. Nie inaczej było w jego przypadku.
Drogę pod komnaty Ushbara i kolejno pod swoją własne, pamiętał jak przez mgłę. Nie był nawet pewien, czy właściwie pozdrowił swego pana, gdy rozstawali się na kolejną godzinę, zbytnio skupiony to na łapaniu oddechu, to na dalszym przebieraniu kończynami. Fakt, że mimo okropnego słaniania się i wspierania zarówno o kostur, jak i pobliskie ściany, zdołał dotrzeć do celu, wydawało się obecnie znacznie większym zwycięstwem, niż dorwanie pojedynczego zdrajcy.
Łapiąc krótkie, płytkie oddechy pełnymi ustami, nie od razu rozpoznał czekającą na niego Khadi, choć gdy tak już się stało, był odrobinę zbyt zdezorientowany, żeby pamiętać, dlatego wciąż była na niego zła.
- ...kuję - wymamrotał w nieco niewyraźnym podziękowaniu, kurczowo łapiąc się ramienia kobity. No, w każdym razie łapałby się kurczowo, gdyby miał na to siłę. Ledwie utrzymywał obecnie w ręku własny kostur. - Możesz... Potrzebuję... wody - usiłował przekazać, beznadziejnie zdyszany. - Gdyby ktoś mógł... P-przynieść wody... Balię wody... Potrzebuję-... Dużo czystej wody... Proszę... Błagam- ostatnie dwa słowa wypowiedział niemal płaczliwie.
Wbrew ciężkości własnego umysłu, wciąż miał dość przytomności i głęboko zakorzenionego instynktu, żeby panicznie wręcz obawiać się konsekwencji, jakie mogło mieć dla niego stracenie przytomności w tym akurat momencie. Chciał spać. Nie mógł spać. I czuł się naprawdę, naprawdę parszywie. Kuło w piersi, gryzło w gardle. Los naprawdę był dla niego zbyt okrutny. Gdyby chociaż mógł usiąść... Gdziekolwiek było dobrze.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

108
POST BARDA
Ten dzień naprawdę wykończył Awarena do takiego stopnia, jakiego dawno nie doświadczył... a przecież nie dobiegł jeszcze końca. Jeśli było to jakiekolwiek pocieszenie, Ushbar wydawał się dać mu po bankiecie wolne do jutra, więc kto wie, może faktycznie będzie miał te kilka nadprogramowych godzin, żeby odpocząć...? Zakładając, oczywiście, że nie znajdzie sobie dziesiątek rzeczy do zrobienia i spraw do załatwienia, które uzna za niecierpiące zwłoki przed nadejściem nocy.
Nie wiedział, kiedy właściwie wszystko się wydarzyło. Khadi wyszeptała coś w przerażeniu, ale krew szumiąca elfowi w uszach nie pozwoliła mu usłyszeć, co takiego. Doprowadziła go do łóżka i pomogła mu przyjąć pozycję półleżącą, a potem wręczyła mu coś do picia. Chyba nie były to tym razem żadne zioła, a standardowe, rozwodnione wino, ale wciąż miło było przepłukać usta. W pewnym momencie kobieta zniknęła, a Awaren został sam i chyba na moment przysnął, bo gdy ponownie otworzył oczy, medyczka stała nad nim i mówiła jego imię, a z jej oczu biło czyste zmartwienie, tym razem już niezabarwione złością, jak przedtem. Gdy się przesunęła i odsłoniła mu resztę komnaty, ujrzał balię, możliwe, że nawet tę samą co przedtem, wypełnioną wodą. Kubek z winem leżał na podłodze, zawartość była rozlana - musiał wypaść mu z ręki.
- Powiedziałam, że ma być szybko, więc jej nie nagrzali - powiedziała przepraszającym tonem, choć przecież podjęła słuszną decyzję. Gdyby mag musiał czekać na ciepłą kąpiel, w życiu nie wyrobiłby się na bankiet, zwłaszcza teraz, gdy cała służba skupiona była na przygotowaniach do tego wydarzenia.
- Chodź - Khadi wyciągnęła rękę do Awarena i pomogła mu wstać, żeby doprowadzić go do wody. Nie proponowała, że wyjdzie i zostawi go samego, ale też nie przyszło jej do głowy, że miałby się teraz rozbierać. Nie znała się na magii na tyle dobrze, by znać szczegóły, ale zdawała sobie sprawę z tego, że zaklęcia żywiołu wody to te uzdrawiające, nietrudno było więc wyciągnąć nawet w miarę sensowne wnioski. Nie bacząc na ewentualne protesty, wpakowała elfa w ubraniach do kąpieli (a nie było to trudne, nawet jeśli się sprzeciwiał - była silniejsza od niego, zwłaszcza teraz) i stała obok, w milczeniu czekając, aż wydarzy się to, co miało się wydarzyć i czuwając, w razie gdyby Awaren miał zemdleć i się niechcący utopić.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

109
POST POSTACI
Awaren
Ulga, jaką poczuł, gdy tylko pozwolił swojemu strudzonemu ciału spocząć, była nie do opisania. Nic dziwnego, że wbrew wciąż walącemu sercu oraz jakiemuś tam pojęciu, że po zwilżeniu gardła wciąż trzymał naczynie w obu dłoniach, odpłynął niemalże momentalnie. Nie na długo, chwała czujności i wytrwałości pewnej młodej medyczki!
- Mmh? - wydał z siebie niezbyt elokwentnie, gdy przez pierwsze kilka sekund dezorientacji po ponownym wybudzeniu, usiłował szybkimi seriami mrugnięć odgonić wciąż obecną senność. Chętnie przetarłby oczy dla lepszego efektu, gdyby jego ramiona nie wydawały się ważyć po pięćdziesiąt kilo każde.
- Nie nagrzali? - powtórzył rozkojarzony i dopiero dojrzawszy balię, zrozumiał, co dokładnie miała na myśli Khadi. - Ah. Nie... Nieważne. Dziękuję - wymamrotał, zanim z wysiłkiem mimo udzielonej pomocy zebrał się na ponowne podniesienie.
Po drodze dostrzegł i bałagan, jakiego najwyraźniej narobił, gdy wypuścił darowane wcześniej wino. Nieważne. Jego komnata, jego bałagan. Posprząta. Kiedyś.
Awaren rzeczywiście nie planował ściągać z siebie ubrań. Mimo iż istotnie zdążył spocić się tu i ówdzie, tym razem nie tyle chodziło o umycie się i oporządzenie, ile przywrócenie sobie na tyle dużo sił i jasności umysłu, aby dać radę wytrwać do końca nadchodzącego bankietu. Pomyśleć, że jego plan podwójnego sprawdzenia, czy aby na pewno wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, i czy służba, aby na pewno pamięta o każdym, najdrobniejszym szczególe, poszedł się kochać dawno temu... Mógł mieć tylko nadzieję, że żadne z dań nie zostało przypalone, że wszystkie kąty rzeczywiście sprzątnięto na błysk, a którakolwiek lub którekolwiek kobiety cesarza, które zamierzały mu dzisiaj towarzyszyć, otrzymały z tej okazji tę całą, dziwaczną, ale ponoć popularną biżuterię z kości, którą dostarczono tydzień temu.
Półprzytomnie i z cichym syknięciem na zarejestrowany nagle chłód na ciepłej skórze, ale za to bez specjalnych obiekcji dał się wcisnąć do balii. Przylegające do ciała ubrania nie były niczym przyjemnym, lecz już przy trzecim, głębszym oddechu, był w stanie zrelaksować się na tyle, aby ostrożnie i w miarę wygodnie się ułożyć. Od tego punktu, praktycznie instynktownie zaczął sięgać po energię ukrytą w najbardziej kojącym ze wszystkich żywiołów. Wiedział, że do pełni mocy potrzebowałby przynajmniej kilku, o ile nie kilkunastu godzin porządnej medytacji, jednego lub dwóch sytych posiłków pomiędzy a po wszystkim może jeszcze paru godzin snu. Nie miał co liczyć na podobny luksus, dlatego wydobycie niezbędnego minimum było jego jedyną opcją. Odwykł od nich - od regularnych medytacji. Rzadko kiedy wykorzystując więcej niż połowę płynącej w nim energii, nie potrzebował na co dzień odnawiać jej masowo, a tym bardziej w krótkim czasie. Jak dobrze, że w przeciwieństwie do żywiołu ziemi, czy takiego ognia, sięganie do energii płynącej z wody było dużo prostsze, bezpieczniejsze, i o wiele, wiele mniej ryzykowne nawet w najbardziej kuriozalnych sytuacjach.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

110
POST BARDA
Khadi obserwowała go przez kilka minut, ale gdy upewniła się, że Awaren nie utopi się niechcący w balii, westchnęła ciężko i opadła na stołek, który przyciągnęła sobie tu wcześniej. Dłonie zacisnęła na brzegu drewnianej kadzi i oparła na nich czoło, tak, że jeśli elf uniósłby teraz na nią wzrok, dostrzegłby jedynie jej zwinięte w kok na czubku głowy, ciemne warkoczyki. Prawdopodobnie jednak był zbyt skupiony na próbach odzyskania choćby namiastki własnych sił życiowych, żeby teraz się rozglądać po otoczeniu, albo przyglądać towarzyszącej mu medyczce.
Nie wiedział, ile minęło czasu, zanim usłyszał jej cichy głos.
- Awaren, bankiet niedługo się zacznie - powiedziała miękko, a jej ciepła dłoń zacisnęła się delikatnie na jego ramieniu, kontrastując z chłodem wody, w której przesiedział... ile? Godzinę, może niecałą? Czuł się już znacznie lepiej, choć nie na tyle, by nazwać swoje samopoczucie dobrym. Przynajmniej nie trzęsły się pod nim nogi i nie miał więcej mroczków przed oczami, ale był niemal pewien, że rzucanie dziś choćby i najsłabszych czarów może się dla niego skończyć tragicznie. Pozostało więc mieć nadzieję, że Ushbar nie będzie tego od niego wymagał.
Gdy postanowił wstać, Khadi stała już tuż obok z dużym, suchym ręcznikiem, którym owinęła jego szczupłe ciało, gdy tylko znalazło się na zewnątrz. Nie powstrzymało to niestety rosnącej kałuży wody, jaka zaczęła tworzyć się pod jego nogami. Ręcznik był wyraźnie ciepły - kobieta musiała nagrzać go na słońcu, za oknem - a pocierając jego ramiona tak, jak pocierała je jego matka, gdy jako dzieciak wychodził z kąpieli, przywróciła krążenie do jego wyczerpanych kończyn. Przynajmniej nie proponowała kolejnych masaży, bo tego elf mógłby nie przeżyć. W drugi ręcznik wycisnęła jego włosy, ale nie zabierała się za rozczesywanie i układanie ich, chyba, że została o to poproszona. Wszystko to robiła w absolutnym milczeniu, dobrze wiedząc, że wszystko, co teraz powie na temat dbania o siebie, zostanie przez Awarena zignorowane.
- Nie jestem ci już potrzebna - zauważyła w pewnym momencie, splatając dłonie przed sobą i robiąc krok do tyłu, w stronę wyjścia z komnaty. Musiał się przebrać i raczej nie wymagał do tego jej pomocy. - Jak wrócisz... mam nadzieję... chciałabym... - zacisnęła usta na moment, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. - Musisz odpocząć. Co by się nie działo, Awaren, musisz odpocząć. Ja tu wrócę wieczorem. I jak nie zobaczę cię w łóżku, to przysięgam, że pójdę po Zolę, a ona siłą cię do niego zaciągnie i przywiąże. I masz coś zjeść na tym bankiecie. Dowiem się, czy jadłeś. I nie obchodzi mnie, co masz mi do powiedzenia teraz, albo co będziesz mieć do powiedzenia wtedy. Nie będę cię ratować drugi raz. Nie będę.
W jej oczach błysnęła determinacja, zanim pożegnała się z nim niechętnie i wyszła. I choć mag doskonale wiedział, że w razie czego oczywiście, że rzuciłaby się go ratować, bo na tym polegał jej zawód, to jednak dobrze byłoby nie mieć dwóch zawałów tego samego dnia. Został sam, mokry i owinięty w ręcznik. Miał niewiele ponad pół godziny, żeby doprowadzić się do stanu, w którym mógł pokazać się cesarzowi i całej jego świcie.

Główna sala bankietowa przygotowana została z najwyższą starannością. Nawet gdyby chciał, Awaren nie byłby w stanie się do niczego przyczepić - choć może wynikało to z faktu, że był zbyt zmęczony, by zachować swoją standardową czujność i uważność. Pomiędzy wysokimi filarami rozwieszono żółte, pomarańczowe i czerwone pasy tkanin, a na podłodze leżało mnóstwo dywanów, poduszek i siedzisk w tych samych kolorach. W żółte szaty ubrana także była cała służba, by w razie potrzeby dać się łatwo rozpoznać, ale też móc wystarczająco skutecznie wtopić się w tło. Przez wysokie, otwarte okna wpadało świeże, choć gorące karlgardzkie powietrze, pachnące kwiatami z ogrodu na zewnątrz. Orkowie mogli nie słynąć ze szczególnej dbałości o takie rzeczy, ale, jak się Awaren zorientował już wiele lat temu, były to tylko stereotypy. Cesarski pałac był czysty i zadbany, a podczas ważnych wydarzeń ozdabiany tak, by był miły dla oka... a także dla ucha. Ze wschodniego kąta pomieszczenia dobiegała muzyka - trzech muzyków, w tym, o dziwo, jeden wschodni elf, grała na bębnach i szałamajach, towarzysząc wchodzącym do sali rytmicznym i wpadającym w ucho, choć nieco prymitywnym akompaniamentem. Na poduszkach nieopodal nich siedziało kilka Everamek w skąpych strojach, pogrążonych w cichej rozmowie, zapewne będących tancerkami, które miały zapewnić rozrywkę później.
Kiedy mag wkraczał do sali bankietowej, posiłki rozstawiane były waśnie na niskich stołach, ustawionych wokół pomieszczenia. Najbliżej wyjścia na taras, na podwyższeniu, czekało miejsce dla Buliara, jego obecnej partnerki i cesarskiego potomstwa, w którego skład wchodził, naturalnie, Ushbar. Książę zresztą już tam stał. Oparty ramieniem o filar i pogrążony w rozmowie z Morną, prezentował się wyjątkowo elegancko w bordowej koszuli, przepasanej szerokim, haftowanym srebrną nicią pasem i bufiastych, białych spodniach wciśniętych w buty z cienkiej skóry. Przy jego biodrze wisiała znajoma Awarenowi szabla, której głowica z wstawionym w nią szafirem odbijała światło prosto w oczy elfa.
Ushbar zapewne zakładał, że jego doradca usadowi się w miarę blisko, choć nie mogło to być zbyt blisko - na pewno nie na podwyższeniu, przeznaczonym dla cesarskiego rodu i być może także szanownego gościa. Mógł też wtopić się w tłum służących, jeśli nie chciał rzucać się w oczy; decyzja należała do niego.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

111
POST POSTACI
Awaren
Zanurzony nie tylko w wodzie, ale też dużo głębiej we własnym, wyciszonym umyśle, o mało nie poderwał się do siadu pod wpływem nieoczekiwanego, ciepłego dotyku na skórze, który wytrącił go nieco zbyt szybko. Dobrze, że przynajmniej nad oddechem, który był bądź co bądź, był dość ważny w całym procesie, zdołał najpewniej dotąd zapanować.
Potoczył nieco zagubionym wzrokiem dookoła, by wreszcie zatrzymać go na znajomej, pozytywnie kojarzonej przez niego twarzy.
- To już? - spytał co prawda z pewnym żalem, ale i tak musiał zaraz po tym powstrzymać się przed jękiem ukojenia, gdy usłyszał, że jego głos nie brzmi dłużej, jakby umierał z pustynią w ustach. I tak, dobrze wiedział, jak to jest mieć pustynie w ustach! Dosłownie i w przenośni zarazem.
Podnosząc się do siadu, a następnie powoli i ostrożnie na próbę z powrotem na do pionu, był w stanie stwierdzić, że odzyskał przynajmniej tyle sił, aby ponownie móc poruszać się w miarę swobodnie. Bardzo możliwe, że dość, aby przetrwać bankiet. Nie był to najlepszy wynik, ale tyle musiało mu niestety wystarczyć. Miał szczerą i głęboką nadzieję, że wystarczyło.
Przez chwilę zaciskał i rozprostowywał jeszcze palce dłoni i stóp, starając się pozbyć pierwszego odrętwienia, zanim z lekkim uśmiechem raz kolejny przyjął pomoc Khadi. Podziękował jej przy tym cicho, ale wreszcie wyraźnie i składnie. Raz tylko kichnął, gdy wycierała go energicznie, na moment niemal pozwalając sobie na odpłynięcie myślami w stronę wspomnień, o których nie sądził, że nadal jest w stanie myśleć ciepło.
Zbierając swoje długie włosy i przerzucając je przez jedno ramię, obrócił się wreszcie w stronę Khadi z niemal zakłopotanym uśmiechem. Jakby to powiedzieć? To było nieco niezręczne po wszystkim, do czego między nimi doszło w trakcie tego, jakże szalonego dnia. Nie był do końca pewien, czy to, co czuł, to konkretnie wstyd, ale na pewno tlił się tam pewien rodzaj dyskomfortu, do którego nie nawykł. Jej mantra brzmiała doprawdy byt szczerze. Dostatecznie, by wydobyć z niego nerwowy, krótki śmiech.
- Więc TERAZ jesteście najlepszymi koleżankami? A podobno rzuciłaś jej kilka dostatecznie nieprzychylnych spojrzeń, żeby sama zdołała zauważyć - wyrzucił z siebie pierwszy potok myśli, jak nasuwał się na język, kiwając jednocześnie głową w bądź co bądź pokornej zgodzie. - Ah, rozumiem, rozumiem. W porządku. Naprawdę nie chcę jeszcze umierać i nie zamierzam kusić ku temu losu! Przysięgam zjeść i nie mdleć więcej tego dnia! Słowo! Będę w dostatecznie używalnym stanie, żeby, ahm, porozmawiać?
Później! Znacznie później! Nie chciał jeszcze na razie myśleć o tym, w jaki sposób brzmiało wypowiadane przez Khadi "ratować". Naprawdę nie był to najlepszy czas na panikowanie i zastanawianie się, jak bliski był... Był-... Ughhhh! PÓŹNIEJ!
Odrobię sztywno pomachał jej ręką na pożegnanie, a gdy w końcu został sam, odliczył pod nosem szybko do dwudziestu, poklepał się oburącz po twarzy i zaczął zrzucać z siebie obrzydliwie mokre, klejące się do ciała części garderoby. Nie miał wiele czasu, jak wspomniała Khadi, zatem i na przesadne cackanie się nie zamierzał go marnować. Szczęśliwie ubranie przygotował na tę okazję już dobre trzy dni temu. Ubranie było przewiewne i luźne, mimo swoich trzech warstw. Jak wszystko (więc niewiele), co posiadał, pomagało odnieść innym wrażenie, że wcale nie chowa się pod nim odrobinę zbyt chude ciało. Włosy przyszło mu po prostu spleść w długi, ciasny warkocz.
Spoiler:
Na bankiet udało mu się dotrzeć bez zadyszki. Pierwszy sukces! Co prawda musiał znacznie zwolnić kroku i zrezygnować z zahaczania o kuchnię w ramach ostatniej, kuszącej chęci doglądnięcia czegokolwiek, ale ostatecznie wyszedł na tym na dobre. Rozglądając się dookoła, dyskretnie starał się wyłapać obecność najważniejszych osobistości, jakie miały wziąć udział w wydarzeniu. Rzadko kiedy cała rodzina cesarska zbierała się w pełni w jednym miejscu, więc było na co popatrzeć. Kto jednak prezentował się najdostojniej? Hm? No kto? Oczywiście, że książę Ushbar! Woah! Naprawdę sporo minęło, odkąd widział go równie eleganckiego! Aż łezka dumy kręciła się w oku! Lepiej dobrze zapamiętać, bo pewnie minie drugie tyle, zanim zobaczy go takim ponownie! Eh, gdyby tylko wszyscy orkowie ubierali się w ten sposób na co dzień... Jedynie Morna psuła nieco obrazek, siedząc zdecydowanie zbyt blisko swojego brata. Nie mógł oczywiście zaprzeczyć, że zdecydowanie wolałby, aby Ushbar nie okazywał braku ufności wobec najbardziej podejrzanej osoby na pałacowych włościach. Co nie znaczyło, że czuł się dobrze, gdy potencjalnie największa rywalka siedziała na wyciągnięcie ręki od jego pana, nieważne jak dobrze uzbrojonego! Nie żeby Awaren był w stanie coś na to zaradzić. Kogo jak kogo, ale na Mornę bał się nawet patrzeć zbyt otwarcie.
Poprawiając nerwowo kołnierzyk, pisnął cicho, gdy zdradliwe ostrze oślepiło go na moment. I to z tej odległości! Czy wszystko musiało być przeciwko niemu? Nie w porządku!
Przetarłszy dłonią oczy (dziwnie było mu bez znajomych, długich rękawów...), skierował się w stronę bocznych, ale możliwie najbardziej wysuniętych do przodu miejsc, które nie wyglądały, jakby miał na nich usiąść ktoś wyższy rangą. Chciał mieć maksymalne pole widoczności zarówno na podwyższenie, jak i innych gości. Wątpił, żeby jego percepcja działała z taką samą dokładnością, jak zazwyczaj, dlatego wolał zapewnić sobie maksymalne wsparcie ulokowania. Czy przesadzał? Nie. Nigdy nie mógł czuć się dostatecznie pewnie!
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

112
POST BARDA
Khadi nic nie miała do powiedzenia na żarty Awarena. Skrzyżowała tylko ręce na klatce piersiowej i spiorunowała go wzrokiem, przypominającym mu zarówno o tym, że jego zdrowie i życie były poważnym tematem, jak i o tym, że wciąż miała względem niego pewien żal, którego prawie-umieranie nie wymazywało. Mruknęła tylko "nie o żadne rozmawianie mi chodzi", zanim prychnęła z niezadowoleniem i wyszła, jakimś cudem powstrzymując się nawet przed rzuceniem mu ostatniego, zmartwionego spojrzenia przez ramię.

Morna niezmiennie miała na sobie swoje ukochane skóry, choć tym razem inne - farbowane na czerwono, z geometrycznymi obszyciami przy szyi i wzdłuż brzegów rozciętej po bokach spódnicy. Rozcięcia te, tak samo jak oba jej przedramiona, zdobiły złote łańcuszki, kolorem idealnie współgrające z podkreślającym jej żółte oczy wzorem, jaki ktoś wymalował jej na czole i skroniach. Ushbar mógł ubrać się dobrze, ale jego siostra wciąż radziła sobie pod tym względem znacznie lepiej.
Stopniowo schodzili się pozostali - kolejna trójka książęcego rodzeństwa, ale taka, której nikt nie brał poważnie pod uwagę w kontekście pretendentów do tronu. Shura, Rarfu i Holbar od razu też zajęli się sobą nawzajem, pospieszaniem służby, a potem jedzeniem i piciem, bez czekania na jakieś oficjalne rozpoczęcia biesiadowania. Choć Morna i Ushbar w niewielu tematach się zgadzali, w ich oczach widać było niemal identyczną irytację, gdy spoglądali na młodszych braci i siostrę.
Oficjalnego rozpoczęcia zresztą nikt się nie doczekał. Gdzieś w międzyczasie dotarła do nich także Maria Elena, wraz z Mokkuth. Wieszczka zajęła miejsce na podwyższeniu, do którego zaprowadziła ją jedna z młodych służących, a nastoletnia goblinka przez moment stała, zdezorientowana, w miejscu, zanim rozejrzała się i dostrzegła Awarena. Był on jedyną osobą, która nie należała do służby odpowiadającej za organizację uczty, a którą było jej dane poznać. Po chwili namysłu skierowała się więc do niego, racząc go grzecznym i zupełnie nie-goblinim ukłonem.
- Czy mogę usiąść z tobą? - spytała, a zanim uzyskała odpowiedź, wpakowała się na dużą, pomarańczową poduszkę u jego boku i siadła, krzyżując nogi. Jej niewielka sylwetka całkowicie ukrywała się pod luźną, bezkształtną, białą sukienką, w jaką ubrała ją Maria Elena, zapewne chcąc dopasować wygląd uczennicy do własnego. W ciemnozielone włosy Mokkuth wpleciony miała ozdobny, biały sznurek, kończący się niewielką kokardką na końcu warkocza. Choć zajmowała zaszczytne stanowisko uczennicy najbardziej znanej i szanowanej wieszczki Herbii, wciąż była tylko dzieckiem i teraz, gdy nie wisiało nad elfem widmo właśnie usłyszanej przepowiedni, widział to ze zdwojoną siłą. Dziewczyna z infantylnym zachwytem wpatrywała się w leżące na niskich stołach owoce, ale przysiadła sobie ręce, by nie jeść, dopóki po jedzenie nie sięgnie Maria Elena.
- Daktyle są pyszne, prawda? - zagadnęła. - Nie jadam ich za często. Lubisz daktyle?
Wkrótce też pojawił się Buliar, wraz ze swoją partnerkę, której dekolt zdobiła dokładnie ta biżuteria, o jakiej przedtem myślał Awaren. Wyglądało na to, że nic złego nie stało się z organizacją podczas jego niedyspozycji. Może nie musiał doglądać wszystkiego aż tak dokładnie? Cesarz zajął swoje miejsce na samej górze, przeciągając spojrzeniem po zebranych, a po jego krótkim geście tancerki poderwały się z podłogi i zaczęły swój hipnotyczny występ z szarfami.
Niestety, przy głośnej muzyce i ze swojego miejsca Awaren nie był w stanie usłyszeć tego, o czym Buliar rozmawiał z tymi siedzącymi najbliżej. Zamienił kilka słów z Marią Eleną, potem z Ushbarem, nieco więcej czasu poświęcił Mornie i wręczył jej coś, na czego widok kobieta zmarszczyła brwi z niezadowoleniem. Służba zaczęła roznosić mięsa, a goście zaczęli robić coraz większe zamieszanie - samego maga prawie stratowało dwóch siłujących się, orczych młodzików, ale zdołał uchylić się w ostatniej chwili. Zauważał pewne niuanse, które nauczył się wychwytywać: ukradkowe spojrzenia, jakie Ushbar wymieniał z siedzącą kawałek dalej młodą orczycą o bujnej, rudej czuprynie; czujny wzrok Zoli, rozglądającej się po sali i zdeterminowanej, by zapewnić księciu bezpieczeństwo, w przeciwieństwie do strażnika Morny, który wzrok miał nieprzytomnie wlepiony w tancerki; zbyt szybko wymieniany dzban z alkoholem na stoliku zajmowanym przez młodsze rodzeństwo. W całym tym zamieszaniu Maria Elena zachowywała absolutny i zupełnie nie pasujący tu spokój, elegancko popijając wino ze swojego kielicha, a wreszcie sięgając też po pomarańczę, co pozwoliło Mokkuth wyciągnąć ręce pod siebie i natychmiast złapać garść daktyli. Dźwięki szałamai przeszywały głowę Awarena na wskroś, dużo bardziej irytujące, niż bębny.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

113
POST POSTACI
Awaren
Ze studiowania poczynań cesarskiego potomstwa oraz zachodzących między nimi interakcji, na moment wyrwała go Mokkuth. Mimo że dość szybko zauważył ją kątem oka, nie do końca oczekiwał, że zechce usiąść zaraz przy nim, a tym bardziej że spróbuje nawiązywać z nim konwersację.
Pochylając uprzejmie głowę i częstując ją standardowo nerwowym uśmiechem w odpowiedzi, nawykiem sięgnął po najbliższy dzban lub butelkę, aby napełnić stojący przed nią kielich, czy też kubek.
- Jeśli tylko nie wadzi ci moje towarzystwo - odrzekł, zastanawiając się, ale jednocześnie nie przejmując nadmiernie, jak w oczach goblińskiej uczennicy udało mu się zaprezentować te, niespełna godzinę temu. Z całą pewnością lepiej było słaniać się przed nie mającymi zabawić zbyt długo gośćmi niż przed członkami tutejszego dworu.
Przyglądając się dziewczynie od boku, dopiero teraz zdołał dostrzec, jak młoda w rzeczywistości była. Po zachowaniu dużo trudniej było to ocenić niż po wyglądzie. Czy kiedykolwiek w ogóle widział goblina tak opanowanego, szczerze uprzejmego i dobrze wychowanego? Najprawdopodobniej nie, a spotkał ich wszakże na swojej drodze więcej, niż spotkać sobie życzył. Maria Elena musiała mieć na nią dobry wpływ.
Zasłyszawszy o daktylach, na które chwilowo starał się nie patrzeć zbyt ostentacyjnie, ślina sama nabiegła mu do ust. Wzmacniające eliksiry, które w ostatnich tygodniach łykał częściej, niż powinien, nie tylko błędnie zastępowały mu część posiłków, które powinien zamiast tego spożywać, ale też same w sobie odbierały mu część apetytu, jak zauważył. Nigdy jednak, ani razu w trakcie całego tego ciągu ich popijania nie zdarzyło się, żeby nie skusił się, gdy w pobliżu leżały daktyle. No, może z wyjątkiem tych, które anonimowo otrzymał ostatniego wieczoru, a i to wyłącznie dlatego, że wciąż nie znał źródła ich pochodzenia.
- Mogę chyba śmiało i bez większego wstydu przyznać, że istotnie żywię ich względem pewną słabość - zaśmiał się, zerkając mimo woli w stronę najbliższej miski, zawierającej ponętną górkę wyżej wspomnianych owoców. - Nigdzie nie rosną tak dorodne i słodkie, jak na terenach Urk-hun! - zachwalał entuzjastycznie. - Jeśli je lubisz, i jeśli lubi je także twoja pani, polecam spróbować, a może nawet kupić na drogę i figi - zachęcał, wskazując ruchem dłoni inną miskę, a po chwili zastanowienia, wychylając się i przysuwając bliżej jeszcze trzecią. Być może zainteresują cię i orzechy migdałowców?
Mimo wczucia się w rozmowę, nie przestawał czynnie obserwować otoczenia. Całe szczęście w odgrywaniu człowieka-orkiestry nie było osoby lepszej od niego (kto by zresztą chciał?), nawet jeśli nie funkcjonował w pełni swoich zwyczajowych możliwości.
Wyłapując kolejne interakcje osób wokół podwyższenia, w tym i wielce interesującą wymianę między cesarzem, a Mornom, Awaren żałował, że wciąż nie tknął się próby nauki czytania z ruchu warg. Na taniec niestety nie mógł marnować swojej uwagi, a wielka szkoda, bo chętnie zrelaksowałby się na tyle, aby popodziwiać ich kunszt. Tymczasem zamiast tego, przyszło mu jeszcze robić uniki, aby przypadkiem nie stanąć żadną częścią ciała na drodze zbyt rozbestwionych młodzików. Eh, przynajmniej twarz rudowłosej orczycy postara się zapamiętać z tego wszystkiego. Może to wreszcie szansa, na którą czekali? Jeśli oczywiście kandydatka się nadawała. Sprawdzenie takich rzeczy podchodziło już pod jego obowiązki, nawet jeśli tylko i wyłącznie on o tym wiedział.
Choć wypatrzył Zolę, nigdzie nie widział orczycy, która również powinna być gdzieś w pobliżu. Marszcząc w konsternacji brwi i powoli nakładając sobie po trochu owoców, orzechów i obowiązkowo DAKTYLI, dokładniej rozejrzał się po całej sali w poszukiwaniu Rigi. Czyżby Ushbar kompletnie wymienił ją na Zolę na czas uroczystości? Nie wykluczał takiej możliwości.
Wzdychając cicho pod nosem, także i on wcisnął w siebie wreszcie pierwszego daktyla. Khadi może i nie była do końca szczera, grożąc mu konsekwencjami niejedzenia, ale jakoś nie czuł potrzeby tego sprawdzać. Zwłaszcza na własnej skórze. Wystarczyło mu dudnienie w czaszce. ...oby muzykanci zrobili sobie przerwę lub zmienili instrumenty, zanim jego głowa eksploduje. Lekkiego krzywienia się nie dał rady ukryć tu i ówdzie.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

114
POST BARDA
Ciężko stwierdzić, czy Mokkuth wybrała towarzystwo Awarena przez to, że uznała go za sympatycznego, czy przez fakt, że nie miała alternatywy. Nie wyglądała na niezadowoloną; zbyt dużo się działo dookoła, żeby przejmowała się tym, czy elf wyglądał słabo podczas spotkania z jej mentorką, czy też nie. Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie, błyskając swoimi ostrymi ząbkami, których typowy dla goblinów, pożółkły odcień nieładnie kontrastował z białą sukienką.
- Figi? Figi - powtórzyła, jakby próbowała zapamiętać. - Powiem pani Marii Elenie. Może te służące, które do nas przychodzą, mogłyby nam przynieść? Powiem. Jak wrócimy do pokoju. Orzechy... nie wiem. Orzechów chyba nie lubię. Nigdy nie próbowałam, ale wydają się strasznie twarde.
Chybocząc się do przodu i do tyłu, kątem oka niezmiennie obserwowała swoją nauczycielkę, gotowa zareagować w ciągu jednego uderzenia serca, gdyby ta dała jej znać, że jej potrzebuje. Nic na to jednak nie wskazywało, wieszczka zajęta była rozmową z otaczającymi ją orkami i choć była od nich dwukrotnie mniejsza, wyglądając na podwyższeniu jak jakaś odziana w biel, elfia niewolnica, nic sobie nie robiła z różnicy odcieni skóry, czy rozmiarów. Uprzejmie utrzymywała ten swój enigmatyczny uśmiech, przeskakując nieco nieprzytomnym spojrzeniem z jednego na drugiego, a potem na faktycznych służących, dostarczających im jedzenie i picie. W kielichu z winem zaledwie lekko moczyła usta, może nie chcąc otumaniać się alkoholem - czy potrzebowała czystego umysłu do swoich wizji? Awaren tego nie wiedział, choć może w trakcie bankietu lub po nim, jeśli będzie ku temu okazja, będzie mu dane porozmawiać z półelfką na tematy mniej zobowiązujące.

Z chwili na chwilę stoły zapełniały się coraz bardziej. Świeżo upieczone mięsa, zwierzyna jeszcze w całości, ze skórą skwierczącą od ognia, na którym była przygotowywana, obłożona owocami i warzywami; całe tace słodkich przekąsek, głównie właśnie owoców, suszonych, lub też nie; wszelkiej maści alkohole, dostarczane w butelkach i wtaczane w beczkach - wystawna uczta, w jakich Buliar się lubował. I nikt zupełnie nie przejmował się tym, ile zje lub nie zje Awaren, więc mógł z czystego rozsądku (albo i zachłanności) zapełnić swój talerz, a potem żołądek. Muzycy i tancerki, na całe szczęście, co kilka utworów robili sobie przerwę, co pozwalało magowi zachować poczytalność, a gdy goście rozbawieni już byli za bardzo, by granie miało sens, artyści całkowicie zrezygnowali ze swoich występów, zajmując się sobą w kącie pomieszczenia.
Rigi musiała zostać przez Ushbara odesłana, co Awarenowi nie do końca zgadzało się z permanentną paranoją księcia. Czyżby założył, że jednak na bankiecie jeden strażnik mu wystarczy? A może miał powód, dla którego nie życzył sobie orczej strażniczki tutaj? Gdyby elf chciał, być może zdołałby zapytać o to księcia, ale musiałby wstrzelić się w jeden z rzadko występujących momentów, w których nie przesiadywałby on na przeznaczonym dla cesarskiej rodziny podwyższeniu, albo nie plątałby się w okolicy nieznanej magowi rudowłosej. Jego zainteresowanie kobietą nie miało w sobie za grosz subtelności, choć trzeba było przyznać, że wykazywał się nadzwyczajną cierpliwością - w przeciwieństwie do innych obecnych na uczcie, od początku bez skrupułów skupiających się na mniej lub bardziej bezwstydnych, publicznych okazach namiętności, książę i nieznajoma wylądowali przy jednym z okien, słabo ukryci przez pomarańczową zasłonę, dopiero po dobrych dwóch godzinach. Cokolwiek jednak planowali tam zrobić (swoją drogą, czujnie obserwowani przez Zolę, a jednocześnie zupełnie nic sobie z tego nie robiąc), nie zdążyli.


Cesarz Buliar trzykrotnie uderzył rękami w uda, a w sali bankietowej momentalnie zapadła cisza.
- Widząca Maria Elena - jego niski, tubalny głos poniósł się echem wśród zdobionych pomarańczem filarów. - Przemówi.
Wszyscy zebrani, jak jeden mąż, przenieśli wzrok na drobną, ciemnowłosą półelfkę, która krzyżując nogi usadowiła się na swojej poduszce, tym razem nie przodem do cesarza, ale do zgromadzonych. Oddychała szybko, może odrobinę nerwowo, jakby skończyła właśnie wyczerpujący wysiłek fizyczny. Ushbar ze swoją kobietą wyszedł zza zasłony, chwilowo zapominając o tym, co robił, choć wciąż zaborczo opierając dłoń o jej biodro. Mokkuth wstała, nerwowo zacisnęła dłonie w piąstki i zrobiła krok w stronę Marii Eleny, ale poza tym trzymała swój dystans.
- To jest... coś jest nie tak - powiedziała cicho. - Czuję to. Coś jest nie tak.
Elf nie miał najmniejszego pojęcia, o co może jej chodzić, a ona nie zdążyła doprecyzować, zanim wieszczka gwałtownie rozłożyła ręce na boki i odrzuciła głowę do tyłu, wbijając niewidzące spojrzenie w sufit. Goblinka zamarła, a jej zielona cera nieprzyjemnie poszarzała.
- Coś jest nie tak - powtórzyła słabo, ledwie słyszalnym szeptem.
- Góry i morskie głębiny - zaczęła Maria Elena, a choć nie mówiła głośno, każde jej słowo było wyraźnie słyszalne dla każdego obecnego w sali. - Pustynie i miasta. Patrzycie na swoje cztery ściany, gdy świat wokół was zmienia się w ruinę. Mądry cesarz sam nie powstrzyma nadchodzącej zagłady. Nie powstrzyma jej z córką. Czarna fala wylewa się spod ziemi.
Nietrudno było ukryć, że zebrani spodziewali się zupełnie innej przepowiedni. W sali rozległy się szepty, pełzające po podłodze, przerzucane za kotarami, ukrywane w kielichach. Mokkuth zrobiła trzy kroki w stronę widzącej, każdy kolejny coraz bardziej niepewny, aż w końcu upadła na kolana, mamrocząc coś niewyraźnie w swoim języku.
- Idzie zemsta, rosnąca, kipiąca, przeleje się przez wyciągnięte ku niebu kamienie. Tysiące zębów, pazurów, oczu, tysiące ostrzy. Runą mury, trony i świątynie. Widzący pomógł już kiedyś, ale mógł zrobić to tylko raz. Ile warte są życia śmiertelnych? Ile warte są życia władców?
- Nie! - krzyknęła Mokkuth... a potem wszystko zadziało się jednocześnie.
Ściany pałacu zatrzęsły się, wraz z grzmotem, jaki przetoczył się po czystym, błękitnym niebie... ale choć huk się skończył, tak drżenie kamiennej podłogi pod ich stopami nie ustawało. Kilka zasłon odczepiło się i spadło, gdzieś ze ściany posypał się kawałek kamienia. Niektórzy poderwali się, chcąc jakkolwiek działać - Buliar wstał, robiąc krok w stronę wieszczki, Zola podeszła do Ushbara i rudowłosej, część w desperacji dobyła broni, jakby miało im to w czymkolwiek pomóc. Wtedy też dotarło do Awarena, że huk się nie skończył - po prostu przycichł, ale wciąż trwał, jakby coś mruczało nienawistnie pod pałacem, w samych trzewiach ziemi.
Ze szczupłego ciała Marii Eleny wystrzeliła fala mocy, zrzucając z podwyższenia wszystko i wszystkich, a jej sylwetka wyprężyła się nienaturalnie, unoszona czymś innym, niż siłą jej własnych mięśni. Podniosła się i przez dwa uderzenia serca można było mieć wrażenie, że wstaje sama, ale gdy zaczęła wznosić się ku sufitowi, nikt już jej o to nie podejrzewał. Zawisła dwa metry ponad ziemią, wykrzywiona w nienaturalnej pozycji, z rękami i nogami boleśnie wygiętymi do tyłu. Młoda goblinka załkała i ruszyła do niej, na czterech, przezornie nie podnosząc się z drżącej podłogi. Była to słuszna decyzja - kolejny wstrząs przeszedł przez pałac. Ktoś się przewrócił, jakiś bęben stoczył się ze stołu muzyków i potoczył prawie pod nogi Awarena.
A głos widzącej, gdy mówiła dalej, nie należał już do niej. Jego brzmienie nie mogło pochodzić ze śmiertelnej krtani - wywoływało ciarki na plecach, podnosiło włosy na głowie, paraliżowało. Zdawała się przemawiać tysiącem głosów jednocześnie, a jednocześnie tym jednym, jedynym, pozbawionym płci, tak boskim, jakiego nikt z nich nie miał przecież prawa usłyszeć. Tylko Mokkuth uparcie szła przed siebie, na kolanach, walcząc z niewidzialną siłą, która usiłowała ją przed tym powstrzymać.
- Otwierają się mosty - mówiła zawieszona w powietrzu Maria Elena. - Otwierają się przejścia, na pięciu krańcach świata. Stańcie naprzeciw, albo patrzcie, jak ten świat pogrąża się w ciemności.
Kolejny łomot zdawał się na moment zgasić niebo. A może to Awaren sam, mimowolnie, boleśnie zacisnął powieki na te kilka sekund? Gdy je otworzył, zobaczył, jak półelfka spada, niczym odcięta od sznurków marionetka. Jęknęła boleśnie, dosłownie chwilę później podniesiona do pozycji półsiedzącej przez swoją uczennicę, która dopadła do niej natychmiast, jak tylko obca siła przestała odpychać ją od wieszczki. Oczy ciemnowłosej były białe, pozbawione tęczówek i źrenic, policzki nienaturalnie zapadnięte, a całe ciało drżące.
- Dokonało się - wymamrotała Maria Elena, brzmiąc już z powrotem tak, jak brzmiała zawsze. - Dokonało się. Przejścia są otwarte. Nadchodzą. Wróg nadchodzi.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

115
POST POSTACI
Awaren
Po odpowiednim zareklamowaniu rozmaitych dóbr, jakie można było znaleźć wyłącznie w Karlgardzie, a pochodzących z całego Urk-hun, jak i wielokrotnym potwierdzeniu, że sprawy bankietowe zostały należycie dopilnowane, Awaren wreszcie poczuł się na tyle pewnie, by wreszcie móc przełknąć coś więcej, niż pojedyncze daktyle. Jego apetyt wciąż nie był najlepszy, ale i tak skusił się na nieco czerwonego mięsa, którego w swojej diecie nie zaznawał zbyt często. Z daleka trzymał się za to od alkoholu, wątpiąc, aby jego żołądek był w stanie dzisiaj poradzić sobie z czymkolwiek cięższym.
Kwestia Rigi wciąż ciążył mu z tyłu głowy, lecz te akurat kwestię postanowił na razie zrzucić na dalszy plan. Dopóki Zola stała czujnie na czatach, nic nie powinno pozostać niezauważone. Tyle musiało mu niestety wystarczyć. Pozostając na swoim miejscu, postanowił raczej skupić się na ciekawym obrocie spraw między księciem i rudowłosą orczycą. Chyba nie była to jakaś odległa kuzynka, czy inna, z dawna niewidziana krewna? Nieważne jak na to nie patrzeć, Awaren nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że nagłe zainteresowanie Ushbara jest nieco zbyt nienaturalne, jak na jego zwyczajowe standardy. Zmiana nastawienia może i istotnie była wyczekiwana, ale żeby nastąpiła ot tak? Raczej ciężko było w to uwierzyć. Gdyby nie wyzucie z energii magicznej, jak nic sam czmychnąłby w jakieś ustronne miejsce, rzucił na siebie zaklęcie i osobiście nadzorował rozmowę z pierwszego planu. Być może i było to dość bezwstydne, naruszające prywatę zagranie, ale czego książę nie widział, tego mu nie żal. Okoliczności były dostatecznie napięte, żeby przedsiębrać odpowiednie środki ochronne. Tymczasem wszystko musiał pozostawić w rękach jednej pół-goblinicy i prawdę mówiąc... Sprawiało to, że czuł się dziwnie bezsilny.

Gdy wreszcie nastał czas, na który wszyscy czekali i Maria Elena gotowa była do wygłoszenia wróżby, sprawy nie do końca okazały się pójść tak, jak to sobie wszyscy wyobrażali. Nie. To zbyt łagodnie powiedziane. NIC nie poszło tak, jak to sobie wyobrażali.
Wlepiając niespokojne oczy w elfkę, Awaren poczuł nieprzyjemne ciarki na ciele jeszcze zanim ta zdążyła wypowiedzieć pierwsze słowa. A dalej? Dalej było już tylko gorzej. Jeśli jego własna przepowiednia była niepokojąca, ta dosłownie mroziła krew w żyłach. Gdzieś w połowie jej pierwszej części, nie do końca świadomie podniósł się ze swojego miejsca, palce obu dłoni zaciskając na rogu stołu przed sobą i dzięki niech będą bogom, że trzymał się go naprawdę mocno.
W towarzystwie krótkiego okrzyku zaskoczenia na powitanie wstrząsów oraz nagle rozpętanego dookoła chaosu, szybko zaczął szukać wzrokiem księcia i dopiero gdy okazało się, że nic mu nie grozi i nikt ich fizycznie nie atakuje, wrócił w skupieniu do osoby wieszczki. Ta zaś wciąż miała do pokazania znacznie więcej.
- Dobry Sulonie... - sapnął na wydechu, niemal wykładając się na stole w celu uniknięcia zatoczenia się, gdy fale magicznej energii wraz z kolejnymi wstrząsami posłały większość gości na podłogę. Nigdy wcześniej nie czuł podobnej presji. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś równie na wskroś przeszywającego. Z przerażeniem patrzył i słuchał ostatnich wersów, starając się jednocześnie nie nabawić nowych zawrotów głowy za sprawą drzemiącej w przemawiającym do nich głosie mocy. Głosie niemogącym należeć do śmiertelnika. Nie był pewien, czy właśnie przez niego nie pociemniało mu na moment przed oczami, zanim wszystko skończyło się tak nagle, jak się zaczęło. Z tym że i to nie do końca. Nawet gdy ciało Marii Eleny zostało wreszcie uwolnione i runęło z powrotem na posadzkę, Awaren czuł pod stopami coś, czego nie potrafił określić inaczej, jak falami zupełnie innej, mrocznej energii, przelewającej się nieustannie głęboko pod nimi. Nigdy nie miał do czynienia z czymś podobnym i chyba wolał, żeby tak też mogło pozostać już do końca jego dni.
Wyjść zza stołu odważył się dopiero po kilku głębszych wdechach oraz upewnieniu się, że żaden więcej wstrząs nie sparteruje go w kolejnej sekundzie. Jeszcze raz sprawdził, czy Zola aby na pewno zapewniła Ushbarowi bezpieczeństwo, a następnie ruszył na tyle pospiesznie, na ile tylko mógł w stronę podwyższenia i do wciąż leżącej na posadzce wieszczki.
- Pani - odezwał się nerwowo, kucając przy niej i chwytając za nadgarstek w celu sprawdzenia pulsu. - ...Zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie przepowiedziałaś? - spytał z histerycznym niedowierzaniem, nie oczekując tak naprawdę odpowiedzi.
Koniec świata. Koniec... Naszego świata? , przebiegało mu wciąż i wciąż przez głowę, nie dając się zagłuszyć żadnym, nawet najbardziej wybujałym usprawiedliwieniom dla tej okropnej sytuacji. I pomyśleć, że jeszcze niedawno przejmował się czymś tak mało istotnym, jak podesłanie mu gadającej szabli.
Podczas gdy jedną ręką mierzył kobiecie puls, drugą przyciskał z upartą determinacją do podłogi - oczekując. Mając nadzieję, że to, co wcześniej poczuł, to nic więcej, jak tylko wytwór jego wyobraźni, a jednocześnie spodziewając się wyłapać te same drgania, które miały wywrócić ich życia do góry nogami.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

116
POST BARDA
Nic nie było ani Ushbarowi, ani towarzyszącej mu kobiecie, Zoli, ani cesarzowi. Ktoś po drugiej stronie pomieszczenia ktoś oberwał obsypującym się fragmentem ściany, ale skończyło się na stłuczonej czaszce, co na orkach nie robiło żadnego wrażenia. Wszyscy wokół skupieni byli na radzeniu sobie z szokiem i powoli ogarniającym każdego strachem, po dość mrocznej przepowiedni Marii Eleny. Można było być sceptycznym, jak hobgoblinka, zakładać, że to wszystko jedynie ogólnikowe bzdury, które później dało się przyporządkować absolutnie każdym wydarzeniom, jakie faktycznie będą mieć miejsce, ale to, co stało się tu i teraz, chyba zrewiduje poglądy Zoli dość skutecznie.

Gdy Awaren dopadł do wieszczki, ta siedziała na podłodze, kurczowo trzymając się szczupłych ramion swojej uczennicy. Jej oczy wciąż były białe, jakby zapadły się w głąb czaszki i już stamtąd nie wróciły. Półelfka drżała, a jej oddech był szybki i urywany. Puls przyspieszył do tempa, jakie mag rzadko miał okazję poczuć pod palcami. I ciężko powiedzieć, czy jej panika wynikała z wizji, którą właśnie zesłał jej Widzący, czy z jej własnego stanu.
- Wszystko... wszystko jest czarne - wyszeptała, zgodnie z przypuszczeniem Awarena nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że w jej stronę skierowano jakieś pytanie. - Wszystko jest czarne. Nic nie widzę. Nie widzę. Nie widzę.
Oczy Mokkuth błyszczały się od łez, spływających strumieniami po jej zielonych policzkach, ale nie wydała z siebie nawet pojedynczego dźwięku, który mógłby zestresować wieszczkę dodatkowo. Robiła wszystko, by stanowić dla niej podporę, zarówno fizyczną, jak i psychiczną, bo kobieta ewidentnie tego potrzebowała.
- Chciałabym wrócić z Marią Eleną do naszej komnaty - powiedziała do maga cicho. To, jak bardzo panowała nad głosem w tak dramatycznej sytuacji, było co najmniej imponujące. Widząca dobrze ją wyszkoliła. - Musi odpocząć.
- Nic nie widzę.
- Co to był za głos?
- odezwał się ktoś za ramieniem Awarena; gdy się obejrzał, zobaczył Mornę, poważną i całkiem możliwe, że odrobinę przerażoną. - Kto przez ciebie przemawiał, elfko?
- Wszystko jest czarne... ja... ja nic...
- Zadałam ci pytanie
- cesarska córka warknęła i pochyliła się tuż obok maga, nic sobie nie robiąc ani z obecności ani jego, ani gobliniej uczennicy. Złapała wieszczkę za ramiona i poderwała ją z podłogi, przyciągając ją do siebie. Kobieta nie zareagowała; jej ciało zadziałało jak popsuta marionetka, bezwładne i obojętne. Głowa opadła do tyłu, ręce zwisły bezsilnie. - Miałaś czelność przyprowadzić demony do pałacu władcy Karlgardu?
- ...Nie widzę
- szepnęła Maria Elena, ledwie poruszając spierzchniętymi ustami.
- Zostaw ją! - krzyknęła Mokkuth, łapiąc swoją mentorkę za suknię i ciągnąc ją w drugą stronę, z powrotem na podłogę. Równie dobrze mogła siłować się z drzewem. Morna warknęła na nią wściekle, ale na dziewczynie nie zrobiło to wrażenia. Krzyczała dalej. - To Sulon! Sulon do was przemówił! Nie rozumiecie? Przekazała wam słowa boga! Dajcie jej odpo...
Stęknięcie wypchnęło jej resztki powietrza z płuc, gdy oderwana od Marii Eleny silną ręką orczycy, poleciała na podłogę i uderzyła plecami o kamienne płyty. Orczyca nie była usatysfakcjonowana jej słowami; gotowa była własnymi sposobami wydusić prawdę z niemal nieprzytomnej wieszczki. Potrząsnęła nią, ale odpowiedziało jej tylko jedno, niewyraźne słowo:
- Nadchodzą.
- Morna!
- zagrzmiał Ushbar, nagle znajdując się tuż obok. - Zostaw ją. Za głupia jesteś, żeby zrozumieć powagę tego, co się właśnie stało?
Ziemia wciąż drżała, wypełniając klatkę piersiową Awarena przerażeniem. Chwilę mu zajęło, by zorientować się, że książę coś do niego mówi.
- Co jej jest, pytam się, elfie? - powtórzył.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

117
POST POSTACI
Awaren
Przyglądając się wieszczce, nawet przy dość pobieżnej ocenie jej stanu Awaren z trudem powstrzymywał chęć skrzywienia się. Pozbawiony chwilowo możliwości rzucenia choćby i najsłabszego zaklęcia, nie był w stanie zrobić dla niej niczego więcej.
Sztuka jasnowidzenia nie różniła się w zasadzie nadmiernie od innych dziedzin magicznych. Łączyły je wspólne prawa i zasady, o których wielu magów lubiło zapominać bądź też na pewnym etapie błędnie ignorowało. Im potężniejszy mag, tym potężniejsze konsekwencje jego działań. Potencjał potrafił być w ich wypadku największym wrogiem, ponieważ tak, jak zwiększał moc, tak jednocześnie zmniejszał margines błędu. Innymi słowy, będąc potężną wieszczką i potężnym medium, Maria Elena przyciągał również potężniejsze siły, których wpływ niekoniecznie mógł być dobry dla jej znacznie mniej potężnego, bo i śmiertelnego ciała oraz umysłu.
Zerkając w stronę młodej goblinki, Awaren wybrał tym razem rzadkie dla siebie milczenie w odpowiedzi. Szczerze wątpił, żeby odpoczynek był w stanie tutaj cokolwiek zdziałać.
Ledwie wypuścił z dłoni nadgarstek kobiety, gdy oto najmniej oczekiwany głos zmusił go do mocniejszego wciśnięcia nóg w podłogę. Przełykając ciężko ślinę, sztywno przekręcił głowę, aby móc spojrzeć na wiszącą nad nimi Mornę, która... Oh. Nigdy nie przypuszczał, że zdoła zobaczyć ją w TAKIM stanie. W innych okolicznościach zapewne czerpałby niezłą satysfakcję z tego drobnego przejawu słabości, ale obecnie znajdowała na to o wiele za blisko.
Choć porywczość i bezsens dalszych działań orczycy wołała o pomstę do nieba, Awaren nie zamierzał się w nie wtrącać. Struchlały, woląc wbić oczy w podłogę przed sobą, pozwalając sobie na dużo bezpieczniejszą bierność względem otoczenia. Ani wieszczka, ani tym bardziej jej uczennica nie były mu w żaden sposób bliskie, a że w zasięgu brakowało pewnej szerokiej sylwetki, zza której mógłby ewentualnie wyrazić swoje zdanie, wolał pozostawić wszystko w rękach... Właściwie kogokolwiek innego. Tym kimś okazał się co prawda już niedługo jego ulubiony książę, ale ten szczegół prawie udało mu się ominąć.
Wydając z siebie przejęte, ale prawie bezgłośne "ah", oderwał dłoń od podłogi niczym oparzony. Obejmując ją i przyciskając do klatki piersiowej, wreszcie podniósł wzrok na Ushbara, pewny, że kolory, które dopiero co zdołał odzyskać, ponownie opuściły jego twarz.
Ah, panie mój. To, co dzieje się z wieszczką, nie ma dłużej znaczenia, załkał w myślach, posłusznie otwierając jednak usta do oczekiwanej odpowiedzi.
- Wizje zsyłane przez Sulona to AŻ, ale jednocześnie JEDYNIE wizje. Mniej niż bardziej szczegółowy zlepek przesłanek, obrazów i symboli, niczym przypadkowo wyłapane myśli. Jednak to, co tu usłyszeliśmy... S-Sądzę, że nie była to po prostu wizja ani przepowiednia - spojrzawszy w stronę wieszczki z mocno mieszanymi uczuciami, Awaren poczuł kolejny, nieprzyjemny uścisk głęboko w klatce piersiowej. - Nawet jeśli sztuka jasnowidzenia nie należy do moich ekspertyz, jestem więcej niż pewny, że żaden śmiertelnik nie posiada ciała ani umysłu zdolnego do zniesienia presji nawiedzenia przez byt równie potężny, jak ten należący do bóstwa. Mój panie. To, co usłyszeliśmy, nie zostało nam przekazane przez Marię Elenę. Zostało przekazane przez samego Sulona - ostatnie słowa wypowiedział niemalże szeptem, zanim zacisnął usta w cienką linię.
Nie musiał być uczennicą wielkiej wróżbitki, żeby to zrozumieć. Nikt tu nie musiał być.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

118
POST BARDA
Usbar nie odpowiedział, choć przez jego spojrzenie przeleciał kalejdoskop emocji. Nie należało do nich jednak zaskoczenie. Musiał mieć podobne podejrzenia, jak zresztą powinien mieć każdy, kto posiadał jakąkolwiek wiedzę na temat Sulona i służących mu wieszczy. Słowa Awarena jednak nie uspokoiły księcia, który być może trochę liczył na to, że usłyszy inną odpowiedź. Taką, jaka wyjaśni to, co wydarzyło się z Marią Eleną, jako przypadkowy zbieg wydarzeń, w gruncie rzeczy znaczący niewiele więcej ponad bajania szalonej półelfki i następujące po nich, zupełnie przeciętne omdlenie. Ale obaj wiedzieli, że ta przepowiednia była czymś dużo, dużo większym. Mag wciąż czuł drżenie pod powierzchnią ziemi, jakby to, co znajdowało się pod nimi mruczało groźnie, emanując dziwną, pradawną siłą.
W pewnym momencie ściany pałacu zatrzęsły się ponownie, wyrywając Ushbara z tego zamyślenia i pomagając mu oderwać spojrzenie od własnego elfiego doradcy. A potem zapadła cisza, przeraźliwa cisza, niemal boleśnie dzwoniąca w ich spiczastych uszach. Przerywał ją jedynie przyspieszony, niespokojny oddech wieszczki.
Drżenie ustało i Awaren wiedział, że nie był to dobry znak.

Mokkuth podniosła się z podłogi, krzywiąc się z bólu, ale uparcie zamierzając powrócić do swojej mentorki, nieważne, ile razy i jak gwałtownie Morna zamierzała ją stąd odrzucać. Orczyca natomiast nie nalegała - wypuściła półelfkę z rąk, praktycznie prosto na Awarena i młodą goblinkę, którzy niezdarnie pochwycili widzącą. Wyszczerzyła wściekle kły na swojego brata, a Ushbar odpowiedział jej tym samym, w tak prymitywnym, a jednocześnie zupełnie dla nich naturalnym wyrazie irytacji i niechęci do siebie nawzajem. Mierzyli się lodowatym spojrzeniem, jakby wokół nie było nikogo innego. Elf widział, jak dłoń księcia drgnęła, gotowa sięgnąć po ostrze, gdyby Mornę poniosło i okazałoby się to konieczne, widział też dłonie orczycy zaciskające się w pięści i wydawało się, że jeszcze jeden oddech, jedno uderzenie serca, a wydarzy się tu znacznie więcej, niż tylko i aż przepowiednia końca znanego im świata.
- Dość - warknął Buliar, wracając na podwyższenie. Awaren początkowo nie zwrócił nawet uwagi na to, że cesarz mówi w orczym języku, nie we wspólnym. Dotarło to do niego dopiero kilka słów później, gdy któregoś nie zrozumiał. - Zachowujecie się, jak ugshâk. To nie miejsce, ani czas na wasze waśnie.
Upomniane przez ojca rodzeństwo uspokoiło się nieco, choć trudno było o pełen spokój, biorąc pod uwagę obecną sytuację. Buliar przesunął spojrzeniem po dziesiątkach uniesionych na niego oczu. Goście czekali na jakąś decyzję - jakąkolwiek, właściwie. Czy taką dotyczącą bankietu, czy wieszczki, czy może nawet planów na przyszłość związanych z przepowiednią. Tej ostatniej stary ork dla nich nie miał.
- Niech uczta trwa - odezwał się głośno, już we wspólnym. - Służba odprowadzi widzącą do komnat.
Powoli i z lekkim oporem wracały pierwsze rozmowy, spojrzenia stopniowo odwracały się od podwyższenia... nie wszystkie, oczywiście, bo po mrocznej przepowiedni osoba Marii Eleny i jej stan wciąż budziły silne emocje.
- Morna. Ushbar. Pójdziecie ze mną - zarządził Buliar, a potem wyszukał wzrokiem swojego własnego, osobistego doradcę. Wezwany nieznacznym gestem ork, pełniący rolę cesarskiego maga, bez pytania podniósł się z poduszki i ruszył za swoim władcą.
Zanim zniknęli za szerokimi, podwójnymi drzwiami, wychodzącymi na korytarze pałacu, książę zwolnił i zerknął przez ramię na Awarena. Przez chwilę wyglądał, jakby mocno się wahał. W końcu jednak przywołał go tym samym gestem, którym jego ojciec przywołał drugiego czarodzieja.
- Nie będziesz musiał czarować - powiedział, jakby chciał uspokoić elfa, jakiemu obiecał przecież odpoczynek po uczcie. Kolejne, chłodne słowa zepsuły to nietypowe wrażenie troski: - Ale spróbuj być przydatny.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

119
POST POSTACI
Awaren
W próbie posegregowania najgorszych, pojawiających się w jego głowie opcji zapowiedzianej inwazji oraz możliwości i sposobności, w jakich do niej już teraz gdzieś lecz nie wiadomo gdzie najpewniej dochodziło, wyrwała go Maria Elena, którą ni stąd, ni zowąd musiał łapać w swoje chude i niezbyt silne ramiona. Nie wyszło mu to najlepiej, ale fakt, że w ogóle wyszło, i tak powinien zostać nagrodzony słowem uznania. Może i na lepsze wyszło. Przynajmniej coś go dzięki temu skutecznie odwodziło od przypieczętowywania kolekcji nowych obaw oraz paranoi. Tymczasowo.
Wciąż z rękoma pełnymi wieszczki, nerwowo spoglądał od Ushbara do Morny i z powrotem, mając ochotę, lecz oczywiście za mało odwagi, aby przerwać tę nową walkę na spojrzenia. Może i istotnie wielokrotnie wyobrażał sobie, jakże cudownie by było, gdyby między dwójką doszło do tego jednego, decydującego starcia, ale czy naprawdę nie mogli odłożyć skakania sobie do gardeł na mniej palące warunki?! Nawet jeśli święcie wierzył w wygraną swojego księcia, sam wolał być w pełni formy w razie jakichkolwiek, nieprzewidzianych zwrotów, mogących wymagać medycznej asysty. Nic zatem dziwnego, że poczuł wielką ulgę, kiedy cesarz (o którego istnieniu w świetle obecnych wydarzeń zdołał, o zgrozo, zapomnieć!) postanowił osobiście przerwać mogące prowadzić do rękoczynów zapędy swych dziadków.
- "Ugshâk... - bezwiednie, ale zarazem bezdźwięcznie powtórzył użyte przez Buliara słowo, gdy oddawał wciąż słaniającą się elfkę pod opiekę strażników. Mimo mijających mu pośród orków lat, wciąż było wiele słów, które pozostawało zgłębić. Zwłaszcza z mowy potocznej, której sam nie miał zbytnio okazji używać.
Stojąc ponownie na równych nogach, Awaren z nasiloną wydarzeniami konsternacją przyglądał się, jak Buliar zarządza dalszym przebiegiem spraw. Życzenie kontynuowania bankietu nie powinno go dziwić, a jednak coś w jego wnętrzu rwało się do głośnego sprzeciwu. Bo czy naprawdę mieli na to teraz czas? Nienaturalne poruszenie magiczne pod powierzchnią ziemi może i ustało, ale co z jego konsekwencjami? Co ze źródłem? Ushbar dużo bardziej niż jego siostra wydawał się rozumieć powagę sytuacji. Czy zdołałby go namówić do rozesłania gońców? Do posłania do sąsiadujących z Karlgardem wiosek, a nawet reszty baronii?
Kręcąc się i z odległości przyglądając plecom oddalającego się za ojcem księcia, o mało nie podskoczył (...może odrobinę?), gdy tamten zatrzymał się, obrócił, a niedługo później przyzwał do siebie. Awaren nie potrzebował, żeby mniej lub bardziej wokalny rozkaz wydano mu dwa razy! Całkiem szybko, jak na swoją tymczasową kondycję znalazł się przy cesarskim dziedzicu, przypatrując mu się ze zdwojoną uwagą.
- Oh! Tak jest! Oczywiście! Co tylko rozkażesz! - zgodził się natychmiast, bo mimo standardowej nieprzystępności, jaką Ushbar lubił mu od zawsze okazywać, zdecydowanie był wdzięczny włączeniem go do tak ważnego spotkania. Nie mógłby wszakże tym razem wkraść się na nie pod osłoną zaklęcia.
Nerwowo wyłamując palce, ruszył zaraz za Ushbarem.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

120
POST BARDA
Cesarz, choć nie rozkazał przerwać uczty, nie zamierzał w niej już uczestniczyć. Musiał rozumieć powagę sytuacji, tak samo, jak rozumiał ją Awaren. Nie był uznawany za mądrego władcę przez ignorowanie ostrzeżeń i niepokojących wieści. A to, co sprezentowała im dziś półelfia widząca, nie było już ani jednym, ani drugim - było relacją z tego, co wydarzyło się w tej chwili gdzieś, w pięciu miejscach świata. Mag nie czuł już drżenia pod stopami, ale choć panowała cisza, zarówno ta zwykła, jak i magiczna, to ciężko było wyprzeć to uczucie z pamięci.
Cesarski czarodziej mówił coś cicho do Buliara, idąc kilka metrów przed nimi, ale słowa nie docierały do elfa wystarczająco wyraźnie, by był w stanie go zrozumieć. Stary ork zajmował to stanowisko od lat, ale choć wiedział o istnieniu Awarena i jego relacji z księciem, nigdy nie zainteresował się szczególnie tym tematem. Lekceważenie elfa było w tym pałacu na porządku dziennym, nawet jak widać wśród tych, z którymi poniekąd łączył go zawód. Ale może dobrze by było znaleźć sposób na nawiązanie z nim współpracy? Przynajmniej w kwestii amuletu, który na elfa działał tak, jak na nikogo innego. Czyż służąc Buliarowi, ork nie chciałby także chronić jego syna?
Za tą dwójką szła Morna, z dłońmi niezmiennie zaciśniętymi w pięści, a dopiero dobry kawałek za nią Ushbar z Awarenem. Gdzieś za nimi podążało jeszcze trzech strażników, w tym Zola, ale o nich już zupełnie nikt tu nie pamiętał. Byli jak ozdoby na ścianach i pomarańczowe baldachimy - można było po nich prześlizgnąć spojrzeniem i niemal natychmiast zapomnieć.
- Na ilu takich spotkaniach byłeś, elfie? - spytał nagle książę. Wystarczająco cicho, by nie usłyszała go siostra, naturalnie. - Niekoniecznie cesarza, ale i moich? Nieproszony, niezauważony?
Patrzył przed siebie, ale jego doradca niemal czuł te same ciarki, wędrujące wzdłuż kręgosłupa, jak wtedy, gdy ork mierzył go oceniającym spojrzeniem. Pytanie było bezpośrednie i takiej samej odpowiedzi od niego oczekiwano. Teraz, gdy Ushbar wiedział już o szpiegowaniu i zdobytych w ten sposób informacjach, gdy na własne oczy zobaczył do czego Awaren jest zdolny, wnioski nasuwały się same. Wciąż tylko niejasne było, dlaczego nie był na niego wściekły i jeszcze nie skrócił go o głowę. Kto wie, może planował jakąś bardziej okrutną karę za panoszenie się bez jego wiedzy i zgody, czekał tylko na odpowiednie okoliczności? Paranoja maga podsuwała wiele możliwości.
- Nie wiem, czy słusznie, ale założyłem, że tego byś nie odpuścił - mruknął Ushbar. - A nie chciałbym potem ratować twojego zadka przed złością cesarza, kiedy Yroh by cię wykrył.
Dotarli do schodów prowadzących na górę, ale nie tych, którymi dało się dotrzeć do komnat mieszkalnych. Musieli kierować się do pracowni cesarskiego maga.
- Zresztą mówiłeś o Sulonie. Sulon jest twoim bogiem - zamilkł na moment, zanim westchnął, a jego usta opuścił kolejny, zaskakująco szczery i otwarty komentarz: - Obawiam się, że tu nie wystarczy nawet połączona wiedza twoja i Yroha, elfie.
Obrazek

Wróć do „Karlgard”