Cesarski Kompleks Pałacowy

166
POST BARDA
Isil jak zwykle uprzejmie nie reagowała na nagły wybuch emocji, jaki Awaren potrzebował wyrzucić z siebie po przebudzeniu. Jej milczenie nie było wymowne i oceniające, raczej zupełnie neutralne, ale czego innego można było się spodziewać po kimś, kto nie posiadał nawet śladu mimiki? Uprzejmie nie odzywała się, dopóki elf się z nią nie przywitał.
- Dzień dobry - odpowiedziała tylko, ale nie miała dla niego żadnego innego komentarza.
Dzisiejszy dzień obfitował w plany. Poza rzeczami, które wymienił mag, czekało ich jeszcze wysłanie zwiadowców w kierunku, jaki wskazać miał Yroh. Awaren nie wiedział jeszcze, czy jego wczorajsza medytacja zgodnie z jego sugestiami została zakończona powodzeniem i książę ze swoimi ludźmi odjedzie w kierunku konkretnego celu, czy będzie błądził po pustyni, jak narwana Morna. Oczywiście, to wiązało się także z tym, że mag będzie zmuszony do stawienia czoła temu, który po wczorajszej rozmowie chyba stracił całą nadzieję na to, że z jego doradcy kiedykolwiek wyjdzie ktoś więcej, niż wiecznie podporządkowany, przerażony i tchórzliwy (były) niewolnik. A było tak blisko...!
Gdy elf wyjrzał przez drzwi, w okolicy nie było akurat żadnego służącego. Dostrzegł za to u stóp niewielki pakunek, identyczny z tym, jaki Khadi zostawiła dla niego wczoraj - i z taką samą zawartością, jak się też okazało, jeśli zechciał to sprawdzić. Kolejna porcja ziół do zaparzenia, choć bez instrukcji, podpisu, ani żadnego, choćby pojedynczego miłego słowa naskrobanego w kącie, jakie medyczka z reguły dla niego miała.
W międzyczasie, gdy on rozpakowywał poranną przesyłkę, w okolicy w końcu pojawił się ktoś, kogo mógł poprosić o zorganizowanie dla niego kąpieli. Zmierzony przez służącego zdziwionym spojrzeniem - w końcu wyglądał dość nietypowo, we wczorajszej, zmiętej szacie i z włosami krótszymi o połowę - został zapewniony, że w ciągu najbliższego pół godziny przytoczona zostanie dla niego balia z ciepłą wodą. Sam chłopak, młody Everamczyk, spytany o sprzątanie zbitego lustra przez chwilę nerwowo przestępował z nogi na nogę, by w końcu obiecać, że wróci posprzątać sam, albo za chwilę kogoś do tego zadania przyśle. Trudno było mu się dziwić, rzadko kiedy służba kręciła się bez celu po pałacu, z pewnością miał już jakieś zobowiązania.
Faktycznie, ten sam chłopak, noszący imię Avin, jak przypomniało się Awarenowi później, zapukał do drzwi niecały kwadrans później, z miotłą i szufelką w dłoni, by bez zadawania zbędnych pytań zabrać się za sprzątanie. Pozbierał duże kawałki szkła i pozamiatał te drobne, kiepsko udając, że nie przygląda się z zaciekawieniem to elfiemu magowi, to pojedynczym długim kosmykom i krótszym odcinkom włosów, jakie wciąż dało się znaleźć na podłodze. Nie zadawał pytań i gdy już wszystko uprzątnął, ukłonił się Awarenowi i wycofał się z jego komnaty, praktycznie mijając się w progu z okrągłą, drewnianą wanną, w której elf ostatnio brał prysznic. Gdy dziewczyny z służby uzupełniały ją wodą, trudno było mu pozbyć się myśli, że przy poprzedniej jego kąpieli towarzyszyła mu Isil, która może nie miała oczu, ale doskonale wszystko widziała. Teraz, tak jak i wtedy, nie komentowała, zachowując uprzejme milczenie.
Komnata elfa była uprzątnięta, a w balii czekała na niego parująca woda.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

167
POST POSTACI
Awaren
Skoro Isil nie zamierzała zajmować go rozmową, Awaren również pozwolił sobie poddać się dalszym, wewnętrznym już monologom oraz rozważaniom. Najgorszym do przyczepienia się była chyba rosnąca świadomość, że zanim wybierze się gdziekolwiek i załatwi cokolwiek, czekało go ponownego spotkania z księciem. Już sama myśl skręcała jego bebechy mocniej, niż perspektywa niepowodzenia całego wyjazdu, czy może jeszcze gorzej - zorganizowania go w ciemno, o ile Yroh rzeczywiście nie znalazłby żadnego możliwego punktu zaczepienia. Nawet jeśli nie straszył wyglądem tak, jak zaraz po zmasakrowaniu swoich włosów, nadal czuł się z tym wszystkim zbyt świeżo. Z sobą i całością porażki poprzedniego dnia! Nie chciał się pokazywać Ushbarowi. Nie, więcej niż to! Po raz pierwszy naprawdę, ale to naprawdę NIE CHCIAŁ oglądać tego okropnego, bezwzględnego, samolubnego mężczyzny, dla którego zmarnował swoje najlepsze lata! ...Okej, być może nieco dramatyzował. Odrobinę.
Znalazłszy nie tak bardzo anonimowy pakuneczek od Khadi, niemal udało mu się na moment zapomnieć o wiszącym nad nim problemie. Tak, z całą pewnością należało napisać do niej ten list. I choć w dalszym ciągu nie potrafił czuć się kompletnie winny temu, co między nimi zaszło, nie zamierzał zostawiać problemu nierozwiązanego. Khadi była dobrą i sumienną dziewczyną oraz zdolną medyczką. Jedną z niewielu osób, które z własnej woli wysłuchiwały tego, co miał do powiedzenia. Martwiła się o niego i nawet jeśli nie do końca rozumiał dlaczego, nie miał powodu do okazywania jej niewdzięczności. Czy czuł, czy nie czuł się winny, mógł przyjąć na siebie jej całość bez bólu. Niczego na tym wszakże nie tracił.
- ...mogłaś chociaż zapukać - mruknął do ziółek, zanim kątem oka w końcu dostrzegł kogoś, kogo wreszcie mógł poprosić o pomoc. Odruchowo przeszedł do swojego przymilnego uśmiechu, udając, jakby to jak wyglądał oraz to, o co prosił, nie było niczym nadzwyczajnym. Kąpiel nie była.
W ramach czekania, naprędce przygotował dla siebie czyste ubrania, a następnie przysiadł do swojego niskiego biurka, wcześniej upewniwszy się, że nie posadzi tyłka na przypadkowym odłamku szkła. Pierwszy z listów, krótszy i zaadresowany do Khadi, napisał w gruncie rzeczy w mgnieniu oka:

"Droga Khadi,

Chcę żebyś wiedziała, że jest mi niezmiernie przykro z powodu tego, co się wczoraj wydarzyło. Bardzo żałuję tego, co zrobiłem i powiedziałem w porywie emocji. Nigdy nie zamierzałem wyładowywać na tobie swoich obaw i frustracji. Zachowałem się jak idiota.
Mój dzisiejszy dzień zapowiada się dość intensywnie, choć mam nadzieję, że dużo mniej niż wczorajszy. Wychodzę poza pałac i nie jestem pewien, kiedy dokładnie wrócę. Czy myślisz, że moglibyśmy się spotkać w mojej komnacie w porze kolacji? Chciałbym przeprosić osobiście.
Jeśli nie czujesz się z tą propozycją komfortowo, nie musisz się nią przejmować.

Dziękuję za susz. Pomógł.

Awaren"


W porządku. Ubrał wszystko w prosty i niewyszukany sposób, pokazujący pokorę. Pozostawało tylko liczyć na to, że naprawdę się pojawi. Nie zwykł pakować się w podobne konflikty, bo i nie miał z reguły z kim.
Odkładając zapieczętowany list na bok, zabrał się za nieco tylko dłuższą, ale bardziej formalną prośbę o udostępnienie mu do pomocy tego samego, młodego adepta, który czasem pomagał mu w jego drobnych ćwiczeniach. To, oraz artefakt, pieczęć bądź magiczny diagram, który mógłby choćby i tymczasowo zniweluje działanie możliwie niebezpiecznego przedmiotu niedużej wielkości. W szczegóły postanowił się nie wdawać, mimo że wysyłał swój list do względnie sprawdzonego na tym poziomie maga, który pomagał mu z obmyśleniem wcześniejszych talizmanów. Ostrożności nigdy za wiele.
- Ah! Niezmiernie dziękuję ci za pomoc! - zwrócił się swoim typowym, nerwowo-radosnym tonem w stronę służącego, który przyszedł pomóc mu w pozbyciu się szkła. - To bardzo miłe z twojej strony! Przepraszam, jeśli oderwałem cię od innych obowiązków. Nie będę cię tu dłużej zatrzymywał. Jeszcze raz, dziękuję!- pochwalił chłopaka, ale i szybko pożegnał, świetnie zdając sobie sprawę z tego, z jaką ciekawością był obserwowany, kiedy tamten myślał, że jest dostatecznie dyskretny. Ciekawe ile nowych plotek na ten temat powstanie dzisiejszego dnia w pałacu... Chyba nawet nie chciał wiedzieć.
Z nieco mniej nieszczerym entuzjazmem i praktycznie łzami w oczach powitał pełną wody balię. Chwała niech będzie Sulonowi!
- Ekhm - wydał z siebie znacząco, zrzucając wierzchnią część szaty. - ...Czy to dla ciebie nie niekomfortowe? - spytał, spoglądając przez ramię w stronę szabli. Osobiście mógł twardo ignorować bycie obserwowanym przez kobietę, istotę czy cokolwiek tylko siedziało w broni. Był w tym dobry. Zawsze był. Nie, zaraz... Czy nie doszedł już do tego, że właśnie stąd brała się większość jego problemów? Z drugiej strony naprawdę nie potrafił nadmiernie przejmować się paradowaniem nago po własnej komnacie. - Mogę się... okręcić ręcznikiem? - zaproponował.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

168
POST BARDA
Przygotowane przez Awarena listy zostały przyjęte przez jedną z służących, która obiecała dostarczyć je do odpowiednich osób tak szybko, jak to tylko możliwe. Pozostali opuścili komnatę, jak zawsze pozwalając elfowi wziąć kąpiel w spokoju i zamierzając wrócić po balię za godzinę lub dwie - w zależności od tego, ile zadeklarował, że potrzebuje. Teraz pomieszczenie wyglądało dużo lepiej: uprzątnięte z bałaganu na podłodze, z czekającą na niego, parującą kąpielą... gdyby się postarał, mógłby nawet zapomnieć o wydarzeniach poprzedniego wieczoru, jeśli nie zwracałby uwagi na dziwną lekkość włosów, które łaskotały go w ramiona.
- Nie musisz - odpowiedziała Isil na jego propozycję owinięcia się w ręcznik. - Wracam wtedy do bieli. Nie widzę, bo nie patrzę. Wiem, że to nieuprzejme.
Kąpiel, jak zawsze, przynosiła cudowne odprężenie. Zanurzony po szyję w wodzie, nawet podświadomie czerpiąc z niej kolejne pokłady vitae, mag czuł, jak odzyskuje utracone wczoraj siły. Choć czekał go ciężki dzień, pełen zrzucających na jego barki kolejne pokłady stresu wydarzeń, to łatwo było na spokojnie pogodzić się z tą myślą w chwili, w której nikt niczego od niego nie chciał, a jedynym, co go otaczało, były znajome cztery ściany i ciepła woda. Da sobie radę, bo ze wszystkim dawał sobie radę przez ostatnie lata, prawda? Ten dzień nie różnił się niczym od poprzednich. Poprosił Isil, by ta obudziła go wcześnie, więc miał jeszcze sporo czasu na przygotowanie się do spotkania z Yrohem.
W końcu, niestety, przyszedł ten rozczarowujący moment, w którym kąpiel wystygła, a marznięcie w niej niczego elfowi już nie dawało. Musiał wyjść, wytrzeć się, ubrać i doprowadzić dziwnie krótkie włosy do stanu, w którym mógł pokazać się nie tylko cesarskiemu magowi, ale także księciu Ushbarowi. Prawdopodobnie to będzie pierwsze, czym się z Yrohem zajmą - odesłanie zwiadowców w odpowiednim kierunku. Dopiero wtedy będą mogli skupić się na własnych badaniach. Może i dobrze, najgorsze Awaren będzie mieć z głowy, nie będzie to nad nim wisiało przez pół dnia, jak ciężka, burzowa chmura.
- Nie zabierzesz mnie ze sobą, prawda? - spytała Isil cicho, gdy mag się szykował. - Gdybyś zabrał, obiecuję siedzieć cicho.
Być może istniało usprawiedliwienie, które mógłby rzucić, gdyby ktoś wytknął mu nietypowe dla niego chodzenie po pałacu z bronią. Ale z drugiej strony, czy naprawdę ktoś przejmował się tym aż tak? Komentarz mógłby usłyszeć od Zoli, może od Ushbara. Pozostali raczej nie powinni uraczyć go niczym, poza zdziwionym spojrzeniem. Powoli uczył się rozpoznawać emocje w głosie szabli: Isil bardzo nie chciała zostawać sama.
Gdy służba ponownie przyszła po balię, dziewczyna od listów nie pojawiła się razem z nimi, elf nie dostał więc póki co żadnej odpowiedzi. Mógł mieć nadzieję, że reakcja na jego wiadomości będzie pozytywna, zarówno w jednym, jak i drugim przypadku. Potrzebował pomocy przy amulecie i przesłuchaniu Zhoga, a towarzystwo Khadi zazwyczaj było miłe i pozwalało mu odetchnąć w przerwie od ciężkiej pracy - szkoda byłoby zerwać ten most.
Jeśli był gotowy, z bronią lub bez niej, mógł ruszać na spotkanie z Yrohem.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

169
POST POSTACI
Awaren
Dopiąwszy sukcesywnie do końca część dotyczącą listów, Awaren postanowił sobie umilić kąpiel, dodając do niej nieco olejku jaśminowego. Nie była to tania przyjemność, a jednak na podobne specyfiki wydawał znaczącą część swojego wynagrodzenia. Nawet jeśli teraz, wraz z przemyśleniami dnia poprzedniego wydawało mu się to dość ironiczne, nie było powodu, dla którego miał nie umilać sobie choć odrobinę życia w pałacowych murach. Zasługiwał na to-... Tak sądził.
- Czyżby? Cóż. Nie, żebyś cokolwiek traciła. I tak nie ma na co patrzeć - odparł, naturalnie przechodząc na wymuszony optymizm, za który skarcił się chwilę później w myślach. - W każdym razie, rozbieram się - poinformował Isil, zrzucając z siebie swoje biedne, styrane odzienie. Być może i dobrze zrobił, niszcząc lustro. Nie był pewien, czy dałby radę zmierzyć się z resztą swojego obecnego wizerunku w pełni okazałości.
Wyrzucając na razie z głowy nieprzyjemne myśli, wszedł do wody i pozwolił sobie w niej jakiś czas tkwić w niemal kompletnym bezruchu, czerpiąc radość z kojącego doświadczenia. Nawet jeśli nie przypominało to prawdziwej medytacji, jednoczenie się w ten prosty sposób z zaprzyjaźnionym żywiołem wciąż przynosiło pozytywne skutki.
Wygrzawszy się należycie, porządnie umył swoje dziwnie krótkie włosy oraz resztę ciała. Po wyjściu narzucił na siebie wierzchnią, białą szatę i zaczął przygotowywania. Szczęśliwie wciąż miał w szufladzie małe, podręczne lusterko, w którym mógł cokolwiek zobaczyć. ...Na tym też mniej więcej etapie zaczął zaprzeczać swojemu wcześniejszemu stwierdzeniu, że dobrze zrobił, niszcząc jego większą, bratnią wersję. Żeby zobaczyć coś więcej, niż tylko część swojej twarzy, musiał co rusz odstawiać je oparte o jeden ze stosów dokumentów i odsuwać się, by lepiej ocenić wysiłki włożone w swoją pracę. Odwykł od układania krótszych włosów, a znalezienie fryzury, w której nie dałoby się dostrzec oczywistych nierówności w długości, dodatkowo wszystko utrudniało. Ostatecznie udało mu się z pomocą długiej, drewnianej szpilki upiąć większość w ciasny kok i przepleść go dla niepoznaki dwoma, drobnymi warkoczykami.
- Jest... Dostatecznie równo... Tak myślę...? - mamrotał do siebie, z bólem zakładając swoją ostatnią, bardziej wyjściową szatę. Naprawdę musiał zaopatrzyć się w nowy zestaw! - Isil? Myślisz, że jest równo? Potrafisz stwierdzić? - spytał nawet i ostrza, obracając się do niego tyłem.
Poważnie, potrzebował nowego lustra.
- ....Huh? Zabrać... cię? - powtórzył ostrożnie, zaciskając szeroki pas i spoglądając na szablę przez ramię z wątpliwościami wypisanymi na twarzy. - ...
Nigdy nie chciał nosić przy sobie broni. Nigdy nie chciał być zmuszony nie tylko do używania jej, ale choćby posiadania. To uczucie nie zmieniło się po dziś dzień i nie miał zmienić się także w najbliższej przyszłości, jeśli wciąż miał na ten temat cokolwiek do powiedzenia. Magiczne czy niemagiczne ostrze, pragnące wyrwać się z osamotnienia czy też nie - to wszystko stało na trzecim miejscu. Tak. Na trzecim. Ponieważ ponad jego własnymi uczuciami i przekonaniami stały jeszcze racjonalne myślenie i dalekosiężne plany wymagające zrealizowania. Zwłaszcza te ostatnie lubiły skłaniać do wielu wyrzeczeń na przestrzeni lat.
Pocierając w roztargnieniu kark, Awaren przez chwilę wpatrywał się we wciąż stojącą po środku ciasnej komnaty balię. Być może... Druga para oczu nie była takim złym pomysłem. Czy na Akademii, czy podczas przesłuchania, Isil mogła wciąż wyłapywać rzeczy dookoła. Nie chodziło przecież o to, żeby nią wymachiwał. Wystarczyło ją mieć.
- W porządku - zgodził się krótko, dbając o to, żeby jego ton brzmiał przekonująco i optymistycznie. - W porządku. Pod warunkiem, że będziesz mówić mi o wszystkim, co uznasz za dziwne lub podejrzane, kiedy będziesz przy moim boku, dobrze? Uh, jak by cię tu teraz...?
Awaren musiał rozejrzeć się za kaburą, a następnie przypasać ją przy pasie, co było dla niego jeszcze większym wyzwaniem, niż włosy. Gdy jednak zdołał się z tym wreszcie uporać, złapał głębszy wdech i z mieszanymi uczuciami przekroczył prób komnaty. Po drodze planował jeszcze szybko zahaczyć o pobliską kuchnię i złapać coś do skubnięcia. Obiecał sobie, że przynajmniej obiad postara się zjeść pełny.
Dotarłszy pod drzwi komnat Yroha, zapukał tylko po chwili wahania.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

170
POST BARDA
Isil potwierdziła, że fryzura Awarena jest wykonana równo, ale w jej głosie nie było przekonania. Cóż, będzie musiał załatwić sobie nowe lustro. Ramę po starym, tak samo jak wszystkie odłamki szkła zabrała służba, więc dobrze się składało, że mag w ogóle miał jakąkolwiek alternatywę, nawet tak małą. Bez niej nie byłoby szans, żeby z nowych włosów stworzyć coś sensownego.
Za to gdy zgodził się zabrać ją ze sobą, szabla przez moment wyglądała, jakby miała wstać i zacząć skakać. Niestety, lub na szczęście, nie potrafiła tego zrobić, więc tylko rozbłysła, jakby ktoś postawił ją przodem do słońca, a potem zgasła, wracając do swoich standardowych odcieni.
- Tak! Dobrze - powiedziała. Awaren nie widział jej twarzy, ale radość była dobrze słyszalna w jej głosie. - Będę czuwać.
Elf w końcu znalazł jakiś pasek, do którego mógł przytroczyć pochwę na broń. Miało minąć jeszcze sporo czasu, zanim przyzwyczai się do zupełnie dla niego nowego, zawieszonego u biodra ciężaru - choć był mniejszy, niż się spodziewał. Mimo to, ostrze plączące mu się obok lewej nogi było czymś zupełnie obcym. Początkowo musiał opierać dłoń na głowicy, żeby się o nie nie zabić, a po przejściu kilkudziesięciu metrów nauczył się nie potykać się o coś, o co potknąć się teoretycznie nie dało. Isil milczała, gdy nie działo się nic niepokojącego, a choć elf otrzymał kilka zaskoczonych, dwa razy nawet rozbawionych spojrzeń, tak nikt się go nie czepiał. Zresztą, biegał już z bronią po pałacu, i to nagą, czyż nie? Czymże przy tym było eleganckie przytroczenie jej do biodra.

Awaren nie musiał pukać. Duże drzwi do pracowni Yroha były otwarte i zgromadził się tam niewielki tłumek - na pierwszy rzut oka elf zauważył samego maga, ale i Ughrina, orczego wojownika, przez ostatnie lata często będącego przybocznym księcia podczas jego wypraw i polowań, charakterystycznego przez fakt bycia chyba jedynym czarnym orkiem w Karlgardzie, a na pewno w pałacu. Pod pomieszczeniem plątała się służba, stało tam też kilku strażników, w tym Zola, a na końcu korytarza, oparta ramieniem o ścianę, wszystkiemu przyglądała się czerwonowłosa orczyca, której odmówiono udziału w zwiadzie. Nie była ubrana już tak elegancko jak wczoraj, miała na sobie bordową tunikę i proste, choć porządne skóry, a włosy związała w wysoki kucyk. Przyglądała się wszystkiemu z oddali, wiedząc, że nie może podejść zbyt blisko, bo spotkanie jej nie dotyczyło.
Podchodząc bliżej Awaren dostrzegł też samego Ushbara, ale choć ich spojrzenia się spotkały, to książę szybko odwrócił wzrok, jakby zerknął w jego stronę tylko na chwilę, by sprawdzić, z czego wynika ruch na granicy widzenia, ale gdy zorientował się, że to jego tchórz, skrzywił się tylko niechętnie i z powrotem skupił się na tym, co miał im do powiedzenia Yroh.
- ...na północny zachód, w kierunku Czarcich Gór - dotarło do elfa, gdy zaczął rozróżniać słowa. - Nie jestem w stanie powiedzieć wam, jak daleko. Powinniście przygotować się na długą podróż.
- Do samych gór jest nie więcej, niż cztery dni
- odpowiedział Ushbar. - Za tydzień będziemy z powrotem.
- Tak, cztery dni, ale nie jestem w stanie stwierdzić, gdzie dokładnie jest źródło wrogiej magii. Może być przed masywem tak samo, jak i za nim. Zakładam, że... ah, elfie Awarenie, wejdź proszę.

Czerwonowłosa z daleka odprowadziła go spojrzeniem, a gdy zniknął z zasięgu jej wzroku, wchodząc do środka, wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę - jedne na chwilę, inne na dłużej. Wzrok Ushbara zawisł na szabli, gdy mag wkroczył do komnaty. Stary ork wskazał mu krzesło przy stole, to samo, na którym siedział wczoraj, a sam kontynuował odprawę.
- Zaznaczyłem na mapie to, jak płynie magia. Jedźcie śladem tej linii. Miejcie oczy dookoła głowy.
- Zawsze mamy
- mruknął Ughrin.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

171
POST POSTACI
Awaren
Dokładnie tak jak podejrzewał - przemieszczanie się przy broni było problematyczne. Niewygodne i dziwne. Zupełnie co innego, niż kostur, do którego nawykł. Tyle dobrego, że nikt nie usiłował go zatrzymywać ani przepytywać. Huh. Pomyślałby kto, że powinni. Przynajmniej w jego skromnym mniemaniu, na które i tak nikt nie zwracał uwagi. Nie planował oczywiście narzekać. Wręcz przeciwnie! Im mniej osób się go czepiało, tym mniejsze szanse, że będzie musiał zgrywać chojraka, którego zgrywać obiecał sobie nauczyć się w nadchodzących dniach. Z tym że psychicznie nie był na to ani trochę gotowy.

Docierając na miejsce, zdziwił się nieco, widząc, że być może jest jednym z ostatnich przybyłych. Był to plus, jak i minus. Minus, ponieważ bardzo nie lubił się spóźniać i na wstępie mógł nabawić się dzięki temu skurczu w żołądku. Plus, ponieważ najwyraźniej sprawa została potraktowana poważnie i profesjonalnie przez wielu.
Oczyma szybko przebiegł obecnie grono, zatrzymując się na dłużej na nie do końca oczekiwanej tu Shagar, a następnie na księciu. Reakcja, jaką uzyskał od niego na swoją obecność, nie mógł w żadnym wypadku określić jako nieoczekiwaną, co nie znaczyło, że nie wstrząsnęła nim na nowo, raz jeszcze rozbudzając w nim te wszystkie, niechciane uczucia. Najsilniejszy był wciąż żal. Głęboki, niedający się odgonić żal. Prawie miał ochotę odwrócić się na pięcie i opuścić salę, zanim ktokolwiek inny jeszcze go zobaczy. Zachować się jak totalny, nieodpowiedzialny, nabzdyczony młokos. Jakże zaskakujące, że w ogóle potrafił wyobrazić sobie coś podobnego.
Na dźwięk swojego imienia, spięty, postąpił krok, a potem kolejny i jeszcze następny, aż nie przekroczył progu. Czystą i niemal bolesną siłą woli zmusił się do prostego marszu, z głową uniesioną zamiast jej zwieszenia i oczami skierowanymi przed siebie. To było... Dużo trudniejsze niż podejrzewał i zapewne widoczne po obecnej, acz nie tak nieznajomej większości sztywności jego ruchów. Było tu więcej osób niż dnia poprzedniego. Więcej oczu skierowanych właśnie na niego. Przywykł raczej do ignorowania lub jedynie krótkich, niezbyt zainteresowanych nim spojrzeń w trakcie strategicznych narad, na których swego czasu lubił towarzyszyć Ushbarowi. Wtedy też poruszał się za nim raczej jak cień. Nigdy w pełni wyprostowany, rzadko krzyżując z kimkolwiek wzrok. Obecne, kompletnie różne od tego doświadczenia były zatem nie bez powodu dość przerażające.
- Szanowne grono raczy wybaczyć spóźnienie - odezwał się nieco piskliwe za sprawą nerwów. Oczywiście, że musiał zacząć w żałosny sposób. Czego innego się spodziewał? Niemal spuścił oczy w odruchu, dlatego szybko ukłonił się głęboko w celu ukrycia sprzecznych uczuć i walki w samym sobą. Nie! Nie tak powinno być i nie tak miało być. Da radę. Pierwsze kroki zawsze są trudne! Jak z nauką chodzenia lub mówienia! Nigdy nie jest perfekcyjne, ale praktyka czyniła mistrza!
Gdy ponownie się wyprostował, dla podniesienia własnego ducha położył dłoń na rękojeści przywieszonej do pasa broni. Nie miał kostura, więc musiał posilać się tym, co było i tak też skierował się do wskazanego mu miejsca. A więc będzie siedział... Nie stał tak jak zwykle przy czyimś boku lub zaraz za plecami. Będzie... Siedział. Na równi z resztą, chociaż sam zepchnął się z tego piedestału tak samo szybko, jak na niego wszedł. Aż dziw, że Ushbar nie postanowił go wykluczyć. Pewnie dlatego, że nie wyglądałoby to zbyt dobrze.
Rzucając orkowi nerwowe, szybkie i maksymalnie dyskretne spojrzenie, wcisnął palce w uda pod stołem, a następnie skupił się na mapie. Nie zamierzał upadać jeszcze niżej. Nie dzisiaj. Z tego co dotąd zostało powiedziane, zdołał wywnioskować, że przynajmniej jego sugestia odnosząca się do medytacji zadziałała z dostatecznie dobrym skutkiem, żeby móc wyznaczyć trasę.
- Akhm - chrząknął niepewnie i uniósł lekko rękę dla zwrócenia na siebie uwagi. Wow! Nigdy nie sądził, że jego ręce mogą być aż tak ciężkie! A niby skóra i kości! Kto by przypuszczał! - Szanowny Yroh pozwoli - udało mu się odezwać ściśniętym, ale już nie tak wysokim głosem. - Ma-Magia dostatecznie potężna, żeby zakłócić naturalne prądy magiczne ciągnące się przez kontynent często miewa swoją w-własną, specyficzną, um, sygnaturę?- przełknął ciężko. - Czy szanowny Yroh był w stanie coś... Wyczuć? Cokolwiek mogącego zasugerować jej oryginalne pochodzenie?
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

172
POST BARDA
Wrażenie, że jest spóźniony, było zupełnie naturalne, choć przecież z nikim na tę odprawę się nie umawiał. Nie ustalali też żadnej konkretnej godziny. Może gdyby nie spalił wczoraj tej rozmowy z Ushbarem, która dawała nadzieję na lepsze jutro, zostałby oficjalnie zaproszony na to znamienite wydarzenie z książęcego ramienia, tymczasem był gościem Yroha, pojawiającym się akurat w momencie, w którym zwiadowcy ruszali poza pałac. Ushbar nie zdążył jeszcze cofnąć swojej publicznej aprobaty, jaką obdarzył elfa wczoraj, więc nikt go stąd nie wyprosił. Nikt prawdopodobnie nie miał tu pojęcia, jak potoczyła się ich wieczorna rozmowa, bo minęło zbyt mało czasu i książę był zajęty zbyt wieloma innymi sprawami, by komukolwiek coś o tym powiedzieć. Awaren wciąż figurował w głowach zebranych jako jego oficjalny doradca i choć cesarski syn mógł być z tego powodu niezadowolony, to nie zrobił niczego, by to zmienić. Nie w tej chwili, przynajmniej. Ale może to dobrze? Nie będzie go przez kilka dni, podczas których elf będzie mógł cieszyć się tą odrobiną szacunku, jaką dzięki jego dobremu słowu otrzymał.
Otoczony przez orków, którzy nie przerastali go może tak, jak mogliby, gdyby należał do innego odłamu swojej rasy, wciąż czuł się wśród nich jak mysz pośród kotów, nawet jeśli wszyscy mieli wzrok utkwiony w rozwiniętym na stole pergaminie. Przez mapę Urk-hun przechodziła podłużna, cieniowana linia, narysowana najpewniej przez Yroha, prowadząca, tak jak mówił, od Karlgardu na północny zachód. Przechodziła nad Wushoh, przez Czarcie Góry, po Zatokę Krzyża, gdzie mapa się kończyła.
- Chciałbym mieć dla ciebie satysfakcjonującą odpowiedź, elfie Awarenie - westchnął stary ork ciężko. - Sygnatura ta, jak to ładnie nazwałeś, jest mi obca. Zupełnie obca. Mogę jedynie snuć przypuszczenia, a te nie są zbyt optymistyczne. Jeśli nie jestem w stanie powiązać tej magii z niczym z naszego świata, obawiam się wpływów boskich lub demonicznych.
- Demony też da się zabić
- rzucił Ughrin z pełnym przekonaniem.
- Nie wszystkie tak łatwo, jak sądzisz. Stare porzekadło mówiące, że wszystko, co krwawi, może umrzeć, nie do końca się sprawdza w tym przypadku.
- To jest nieważne w tym momencie
- zirytował się Ushbar, zerkając na Awarena krótko, z nagłą złością. - Jedziemy zrobić zwiad, nie rozbić siły wroga. Jak zobaczymy coś niepokojącego, wrócimy z informacjami do pałacu. Wtedy będziecie się zastanawiać nad oryginalnym pochodzeniem magii i tym, jak to zabić. Ty masz nad czym pracować pod moją nieobecność, elfie. Jak wrócę, oczekuję odpowiedzi.
Zgarnął mapę, bezceremonialnie wyciągając ją spod rąk pozostałych, zwinął ją i wsunął do tuby, którą miał pod ręką. Nie to, żeby była mu jakoś szczególnie potrzebna - prostą linię, jaką mieli się przemieszczać, mógł sobie wytyczyć i bez niej.
- Ruszamy - zadecydował i ruchem głowy popędził pozostałych pięciu orków do wyjścia. Nie minęło pół minuty, a już ich nie było. Nie wysilili się nawet na żadne pożegnanie, ale przecież za moment mieli być z powrotem. Pożegnanie za to prawdopodobnie w jakiejś formie miała otrzymać Shagar, czekająca na księcia na końcu korytarza, ale znajdujący się już w pracowni Yroha mag nie miał być świadkiem ich spotkania.
- Czy jadłeś śniadanie, elfie Awarenie? - spytał Yroh, podnosząc się z krzesła chwilę po tym, jak za pozostałymi zatrzasnęły się drzwi. - Wyglądasz dziś lepiej, choć nie wiem, czy to nie broń u boku dodaje ci powagi. Niepokoi cię wczorajsza przepowiednia? Obawiam się, że niewiele ci pomoże zwyczajne ostrze, jeśli źródło tej magii dotrze tu, do nas. Na twoim miejscu raczej zastanowiłbym się, jak ukierunkować vitae, żeby zaklęciem ochronić siebie i księcia Ushbara. Broń zostaw dla brutalniejszych od siebie.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

173
POST POSTACI
Awaren
Odpowiedź Yroha nie zaskoczyła go aż tak bardzo, jakby chciał. Nie spodziewał się usłyszeć niczego dobrego, choć z całą pewnością czułby się odrobinę pewniej, gdyby potrafili cokolwiek wywnioskować o sile, przeciw której stawali. Co byłoby dla nich lepsze? Wpływy boskie, czy demonie? Jego przepowiednia wspominała dość nieszczęśliwie o Garonie - najbardziej plugawym bóstwie w herbiańskim panteonie. Jego ingerencja w sprawy śmiertelnych nie różniłaby się tak naprawdę nadmiernie od demonich. Z drugiej strony, jeśli mieliby mieć w Urk-hun powtórkę z wydarzeń z Wieży-... Nawet nie chciał sobie tego wyobrażać! Mógł mieć niespełna trzy lata, kiedy do niego doszło, ale słyszał i czytał o nim dostatecznie wiele i z dostatecznie dużą ilością szczegółów, żeby móc wybrać sobie skutki drugiego takiego incydentu. Żadna opcja nie była dobra.
Kiwając głową ze zrozumieniem, z namysłem zaczął przyglądać się mapie. Podróż przez Urk-hun nie była prostym wyzwaniem dla tych, którzy nie znali tego regionu. Jeśli mieli jakąś przewagę, z całą pewnością tkwiła ona w tutejszym klimacie oraz warunkach.... Przynajmniej z logicznego punktu widzenia, a to wcale nie musiało imać się istot z obcego świata, tym bardziej bóstw. Potrzebowali więcej informacji.
Nie zdołał daleko zajść ze swoimi przemyśleniami, niemal poderwany z miejsca, gdy usłyszał głos Ushbara.
- Ta-Tak jest! - odpowiedział automatycznie, podnosząc głowę oraz oczy na orka, który tym razem nawet nie raczył zaszczyć go pojedynczym spojrzeniem, zanim opuścił salę.
Tym razem ukłucie w środku zdawało się fizycznie bolesne. Rozumiał. Naprawdę rozumiał, czym sobie na to zasłużył. A mimo tego smak goryczy, tak jak i uczucie żalu oraz urazy urosło w siłę. Wciskając dłonie mocniej w swoje nogi, zacisnął usta w cienką linię i przez chwilę miał wielką ochotę poderwać się, wyjść na korytarz, zawołać po imieniu tego... Tego.-..!!! ...Bardzo ładnie poinformować, że po powrocie liczy na audiencję, ponieważ ma coś ważnego do powiedzenia i liczy na wysłuchanie?
Zamiast wstać, prawie rąbnął głową o blat przed sobą, nie znajdując odwagi na zrobienie czegokolwiek. Szczęściem, Yroh przypomniał mu o swojej obecności, zanim zdążył rozłupać sobie przypadkowo czaszkę.
- Śniadanie? Nie. Nie, nie miałem jeszcze okazji - odpowiedział, przekręcając się w miejscu i starając się poświęcić maksimum swojej uwagi starszemu orkowi. Być może był to kolejny, tchórzliwy ruch z jego strony, uciekając od swoich obaw i zmartwień, ale przecież od początku dobrze wiedział, że zmiany nie przyjdą łatwo. Mógł... Kupić sobie nieco czasu, korzystając z nieobecności księcia. P-Poćwiczyć, być może?
Dotykając ostrożnie rękojeści raz jeszcze, uśmiechnął się słabo.
- Dziękuję szanownemu Yrohowi za te słowa. Nie jestem szermierzem, co na pewno po mnie widać. Nigdy nie planowałem takim zostawać. Na wszystko jednak dobrze jest być przygotowanym, czyż nie?
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

174
POST BARDA
Nawet jeśli Yroh zauważył kotłujące się w Awarenie emocje, z grzeczności ich nie skomentował. Zamiast tego wyjrzał na zewnątrz i znalazłszy tam jakiegoś służącego, polecił mu jak najszybsze dostarczenie posiłku dla dwóch osób. Już wczoraj wspominał, że nie należał do tak zwanych rannych ptaszków, sam też więc musiał nie mieć jeszcze okazji do spożycia odpowiednio sycącego śniadania.
- Ach tak. To mi przypomina dawne czasy. Też kiedyś nosiłem przy sobie broń i nawet raz było mi dane jej użyć! - przypomniał sobie z zaskakującym ożywieniem. Zamknął drzwi i odwrócił się do elfa z kącikami ust uniesionymi w lekkim uśmiechu. - Strącałem nią owoce z drzewa.
Albo bardzo dobrze udawał, albo był całkiem pozytywnie nastawiony na współpracę. Przeszedł na drugą stronę swojej pracowni, gdzie na biurku ustawione było nietypowe urządzenie, składające się z dwóch szklanych komór. Niespiesznie odpalił pod nim płomień, a potem przyglądał się mu przez chwilę, jakby chciał upewnić się, że nie wydarzy się nic nieplanowanego.
- Wiesz, czym jest kahva, elfie Awarenie? - zagadnął i postukał palcem w górne naczynie, wypełnione ciemnobrązowym proszkiem. - Hmm, może wiesz, nie zdziwiłbym się, gdybyś miał już z nią do czynienia, jesteś dość światowy. We wspólnym nazywają to kawą. Ciemny, gorzki napój, dobrze robi na żołądek rano, chociaż trochę też pobudza, a mam wrażenie, że możesz dziś tego pobudzenia wcale nie potrzebować. Jeśli jednak masz ochotę, mogę przygotować także jeden kubek dla ciebie. Ja się w tym rozmiłowałem ostatnimi czasy. Daje mi energię do pracy, bo tej zbyt często mi już brakuje. Liczba obowiązków nie maleje razem z wiekiem, hm?
Pozwolił szklanym naczyniom działać, a sam zgarnął stertę książek i pergaminów, które postawił na stole, przed swoim gościem. Niektóre tytuły elf rozpoznawał, inne były mu zupełnie obce. Na rozwiniętych pergaminach widniały mapy i świeże notatki, spisane drżącą ręką cesarskiego maga.
- Czy miałeś czas zapoznać się już z którąś z lektur, jakie zabrałeś ode mnie? - spytał Yroh. - Domyślam się, że po wczorajszym dniu wolałeś odpocząć. Dotarły do mnie bardziej szczegółowe informacje dotyczące tego, co się stało. Hm. No dobrze, przyznam, że właściwie nie dotarły same, tylko miałem okazję wypytać co nieco. To pozwoliło mi wyciągnąć pewne wnioski, nie wiem na ile słuszne, popraw mnie, jeśli źle przypuszczam.
Ork z westchnięciem zasiadł przy stole, naprzeciw Awarena.
- Artefakty, o których mówiłeś wczoraj, mają coś wspólnego z tym orkiem, którego trzymają w lochach? Słyszałem też coś o amulecie, wpływającym na twoje samopoczucie i... zachowanie, jeśli się nie mylę? Złapanie go w gołe ręce było z twojej strony równie odważne, co nierozsądne, elfie Awarenie - Yrok pokręcił głową, jakby nie był towarzyszem dzisiejszych badań, a jego profesorem z uczelni w Nowym Hollar... tylko trochę większym i bardziej zielonym.
- Czy to są te sprawy, którymi zajmujesz się dla księcia Ushbara? Jeśli mogę pozwolić sobie na bezpośredniość, jak konkretnie dotyczy to jego osoby?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

175
POST POSTACI
Awaren
Awaren zamrugał raz, drugi i trzeci. Łał. Nic się nie zmieniło. Nadal siedział w obecności cesarskiego doradcy i nadal wyglądało na to, że będzie z nim jadł śniadanie. Wspólnie. Przy jednym stole. Łał. Łał! Już nawet nie pamiętał, kiedy po raz ostatni miał okazję cieszyć się śniadaniem w czyimś towarzystwie! W ciekawym, inteligentnym towarzystwie! Być może dla niektórych nie było to nic wielkiego, ale dla niego, zwłaszcza obecnie, stanowiło powód do niemałej ekscytacji. Do tego odwodząca chwilowo od szaroburych myśli, niezobowiązująca pogawędka o niepowodzeniach w kontakcie z bronią białą? Awaren zaprawdę gotów był odrzucić na bok wszelkie wątpliwości, jeśli wciąż jakieś miał względem Yroha! Tylko dzięki tym dwóm, tak prostym gestom, zdołał poczuć się niemal normalnie, a już na pewno dużo lepiej, niż dosłownie przed momentem.
Parsknąwszy cicho w dłoń, poklepał drugą rękojeść Isil. Było to w dalszym ciągu coś bardzo nienaturalnego.
- Wiem, że to może zabrzmieć nieco stereotypowo i staroświecko, ale zawsze sądziłem, że każdy ork uczy się posługiwać bronią od najmłodszego - przyznał z nieszczerym, ale raczej przekonującym zawstydzeniem. Yroh mógł stanowić rzadki wyjątek od reguły, co nie znaczyło, że większość orkowych rodziców rzeczywiście tego nie uczyła! - Sam wcale nie mam lepszego doświadczenia. Jedyne co pociąłem, to siebie samego podczas jednego z pierwszych treningów. Całe szczęście, że w magii okazałem się na tyle dobry, żeby pozwolono mi niedługo później zbiec za mury Akademii.
Poza samym sobą, pociął jeszcze co prawda pewne lustro, ale jakoś nie czuł potrzeby wspominania o tym konkretnie incydencie. Tego typu rzeczy, lepiej było zostawić dla siebie. Dużo ciekawsze niż to, okazało się urządzenie, przy którym cesarski doradca zaczął majstrować chwilę później. Oczy zaświeciły mu się się niemal momentalnie. Nie miał bladego pojęcia, czym jest kahva i z tego też powodu jego zainteresowanie wzrosło drastycznie.
- Szanowny Yroh ma o mnie zbyt wielkie mniemanie - odparł, podnosząc się nieco ze swojego miejsca i przechylając, by lepiej móc przyjrzeć się urządzeniu. -Z tym większym wstydem muszę przyznać, że nie miałem okazji usłyszeć o podobnym wynalazku. Jeśli jednak nie jest to zbyt wielki problem, z chęcią spróbuję kahvy, którą szanowny Yroh tak zachwala! Jeśli moje obliczenia są prawidłowe, a obawiam się, że są, będę potrzebował sporej dawki energii, żeby przebrnąć przed dzisiejszy rozkład dnia.
Awaren mógł nie należeć do miłośników gorzkich, mocnych oraz ostrych smaków, ale trzeba było czegoś więcej, żeby powstrzymać go przed przetestowaniem potencjalnie wartościowego napitku.
Aparatura do sporządzania khavy wydawała się na pierwszy rzut oka dość prosta w swej budowie, choć bardzo chętnie przyjrzałby się jej z bliska, gdyby tylko miał na to więcej czasu. Do parteru oczywiście został sprowadzony, zanim przyszło mu do głowy spytać o podobne pozwolenie. Sprowadzony dość raptownie.
Wzdrygając się, usiadł z powrotem w krześle i by uspokoić tak łatwo przychodzącą mu nerwowość oraz spięcie mięśni, zaczął ostrożnie rozkładać położone przed nim materiały.
- T-... Tak. Miałem - przyznał zgodnie z prawdą. - Pozwoliły mi dojść do pewnych... Konkluzji... Nawet jeśli wciąż pozostało wiele niewiadomych, były ogromną pomocą. Z tego też powodu, umm... Pragnę jeszcze raz podziękować.
Podnosząc niepewnie oczy na Yroha, Awaren zaczął przyglądać się magowi ze wzmożoną czujnością. Nic dziwnego, że stary ork nie chciał, żeby budzono go dzisiaj zbyt wcześnie! Patrzcie tylko, ile zdołał zrobić w przeciągu jednego wieczora! Medytacja, notatki, wywiad środowiskowy i kto wie, ile jeszcze! Niepokoju wzbudzał tyle, co i szacunku.
- Szanowny Yroh z całą pewnością ma niesamowitą sieć informacyjną - odważył się zauważyć. - Zwłaszcza zważając na to, że cała sprawa miała pozostać ścisłą tajemnicą.
Powinien coś z tym zrobić...? Jeśli wieści dotarły do starego doradcy, kto wie, czy nie dotarły również gdzieś indziej? Być może zdoła jeszcze wezwać Rigi lub Zolę (o ile te nie zostały zabrane na zwiady razem z księciem) i poprosić, żeby jedna z nich stróżowała dzisiaj przy celi zdrajcy do czasu przesłuchania?
Skończywszy segregować papiery, Awaren położył przed sobą splecione razem dłonie. Językiem nerwowo zwilżył lekko spierzchnięte usta. Już poprzedniego dnia doszedł do wniosku, że ryzyko, które zamierzał podjąć, warte było świeczki, jeśli tylko oznaczało przeciągnięcie cesarskiego doradcy w pełni na swoją stronę.
- Jakiś czas temu miał miejsce pewien incydent. Być może do uszu szanownego Yroha doszła wieść o nagłej śmierci niejakiego Ash'keena? Był on, ah, bliskim towarzyszem Jego Książęcej Mości. Pod wpływem magii podobnej tej, którą nałożono na wspomniany już amulet, zdołano wpłynąć na jego percepcję, siłę woli oraz emocje i tym samym... Tym samym skłonić go do targnięcia się na życie księcia. Do zamachu.
Dla podkreślenia powagi sytuacji oraz zebrania własnych myśli, wykonał znaczącą pauzę.
- Większość śladów po sprawcach została dokładnie zatarta i niewiele udało mi się w tamtym czasie doszukać. W imieniu księcia Ushbara, przez ostatnie miesiące prowadziłem liczne dochodzenia oraz badania, nawiązując w tym celu kontakt z Akademią i wdrażając z ich pomocą pewne środki prewencyjne. Ochronne talizmany czy wyselekcjonowaną starannie od nowa straż. Samemu... Pozwoliłem sobie pozostać odsłoniętym. Wierzyłem, że będę dostatecznie wyczulony, żeby w porę zauważyć obce wpływy i być może pokierować się jego śladem - zaśmiał się niezręcznie. Jego sposób myślenia nie był do końca zły, ale przed nieszczęściem i tak nie zdołał go ustrzec. -Jeden z orków, za którego sam zresztą poświadczyłem - tu skrzywił się mimochodem. - Okazał się kolejnym, tym razem najprawdopodobniej przekupionym już zdrajcą. Amulet, który miał go chronić, został najwyraźniej starannie przekształcony i jeśli mam racje, jego działanie zostało celowo skierowanie... - przełknął ciężko. - Na mnie. Nikt inny nie cierpiał pod jego wpływem czy nawet za sprawą bezpośredniego kontaktu z nim. Nie wydaje mi się, żebym w innym wypadku odważył się biegać po korytarzach za potencjalnym zamacowcem z odsłoniętą bronią, czy łapać podejrzane amulety w gołe ręce. Moje myśli i emocje były rozchwiane. Obce. Negatywne. Przesycone absolutną agresją i skierowane w głównej mierze0 przeciw księciu pomimo tego, że wcale nie było go w pobliżu - wziął głębszy wdech, zanim zdecydował się kontynuować. - Kłamałem, mówiąc o artefaktach. Chciałem jednie wzbudzić zainteresowanie i zmusić do reakcji zebrane przy stole osoby. Ktokolwiek chce śmierci księcia Ushbara, może swobodnie poruszać się po pałacu, a jego kontaktami lub współpracownikami bez wątpienia są osoby lub osoba przebywająca w tym momencie na Karlgardziej Akademii. Miałem nadzieję dowiedzieć się więcej na uczelni i... Podczas przesłuchania.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

176
POST BARDA
- Uczyć się uczyłem - odparł Yroh, a kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Zupełnie innym, niż ten, jaki Awaren widywał na twarzy Ushbara. - Szybko jednak broń okazała mi się zbędna. Magia zapewnia mi zarówno odpowiednią defensywę, jak i ofensywę, w razie potrzeby.
Stary ork nie czuł potrzeby spieszenia się z przechodzeniem do konkretów, więc gdy tylko zobaczył zainteresowanie w oczach swojego gościa, od razu skorzystał z okazji, by opowiedzieć mu, jak działa stojące na biurku urządzenie - jak po zagotowaniu woda pod ciśnieniem przebija się w górę, przez zmielone ziarna, w górnym pojemniku tworząc już ciemny napar o intensywnym zapachu. Sprzęt był gnomim wynalazkiem, który został mu kiedyś sprezentowany przez jednego z tymczasowych współpracowników z Akademii, jak twierdził. Musieli jednak poczekać, aż woda zagotuje się na niewielkim płomieniu, jaki został pod nią rozpalony, więc ostatecznie trzeba było przejść do konkretów, które były już dla Awarena nieco mniej miłe.
Usłyszawszy o tajemnicy, Yroh w nieukrywanym zaskoczeniu uniósł w górę swoje gęste brwi.
- Czy rzeczywiście taką niesamowitą? Ciężko zachować w sekrecie wydarzenia, które miały miejsce w otwartym westybulu pałacu. Wydarzenia, w których uczestniczyły straże, a potem także medycy. Ale nie potrzebowałem sieci informacyjnej, jak to zgrabnie ująłeś, elfie Awarenie. Wystarczyło spytać o szczegóły odpowiednią osobę, osobę, która w tym wszystkim uczestniczyła, a taką nie było mi trudno namierzyć. Kiedy pytam, dostaję odpowiedzi, nawet jeśli niewystarczająco szczegółowe, żeby zrozumieć większy zarys sytuacji.
W czasie, gdy elf tłumaczył, gnomi wynalazek zaczął bulgotać niebezpiecznie, więc ork z powrotem podniósł się od stołu i podszedł do niego. Wyglądał, jakby poświęcał mu całą swoją uwagę, ale Awaren wiedział, że Yroh uważnie go słucha, nawet jeśli pochylał się nad gotującą się kawą, a potem przygotowywał na nią dwa kubki, w jego dużej, orczej dłoni wyglądające na karykaturalnie małe. Z jego profilu ciężko było wyczytać jakiekolwiek emocje, choć raz czy dwa zerknął na swojego gościa znad ciemnego, parującego naparu. Gdy wyjaśnienia dobiegały końca, przed Awarenem wylądowała kawa, o intensywnym zapachu i w kolorze, w jakim nie było mu dane jeszcze niczego pić. Sam ork ze stęknięciem z powrotem zajął swoje miejsce naprzeciw i oparł rozprostowane dłonie o blat stołu, po dwóch stronach swojego kubka, wpatrując się weń przez chwilę w milczeniu.
- To tłumaczy zachowanie księcia ostatnimi czasy - westchnął w końcu. - Dlaczego te informacje do mnie nie dotarły? Czy Ushbar wstydził się tego, że został zdradzony przez kogoś, komu ufał? Czy uznał, że zawiódł, nie widząc zdrajcy w swoim bezpośrednim otoczeniu? A może nie potrafił zaufać nikomu innemu? Powinien był powiedzieć o tym ojcu. Cesarzowi. Powiedzieć mi. Przecież cesarz nie działałby na szkodę własnego syna, ja także. Tyle dobrze, że pokłada ufność w tobie. Hmm.
Mruknął i zmarszczył brwi, unosząc spojrzenie swoich żółtych oczu na elfa.
- Widziałem te talizmany. Wyczuwałem je, chociaż nie wiedziałem, że mają chronić przed konkretnym, określonym niebezpieczeństwem. Dobra robota, elfie Awarenie. Zabezpieczyłeś całe otoczenie księcia i jedynie doświadczony mag mógłby wykorzystać to przeciwko tobie, a kto mógłby się spodziewać, że książę Ushbar ma takich wrogów? Teraz rozumiem twoje decyzje, nawet, co przyznaję niechętnie, te nierozsądne.
Zastukał palcami w stół, a potem jego kubek niemal zupełnie zniknął w uchwycie obu zielonych dłoni. Podniósł go i potrzymał przez chwilę, ale napar był zbyt gorący, by od razu go pić. Yroh odstawił kawę z powrotem.
- Więc to nie biblioteka Akademii cię interesuje, elfie Awarenie? - spytał z pewnym rozczarowaniem, ukrytym wyjątkowo kiepsko.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

177
POST POSTACI
Awaren
Wyjaśnienie udzielone przez Yroha wydawało się najbardziej logicznym, jednocześnie każąc mu przynajmniej przez chwilę zastanowić się nad tym, co on sam począł ze swoimi talentami i ich ukierunkowaniem. Jak na złość przywróciło to również wspomnienia z rozmowy, jaką przeprowadził zaledwie kilkanaście godzin temu (Do licha ciężkiego, czy od teraz wszystko będzie mu się kojarzyć z tym jednym, wyjątkowo depresyjnym momentem jego życia?! Nawet jego pobyt u goblinów wydawał się teraz w porównaniu mniej dobijający i upodlający!). Był pewien, że w porównaniu do starego orka, jego własne zdolności magiczne nie były specjalnie oszałamiające. Zaklęcia należące zarówno do ściśle ofensywnych, jak i defensywnych, znane mu były wyłącznie z teorii. Z ksiąg oraz zwojów. Nigdy sam takowych nie praktykował i nie myślał o poświęceniu im czasu. Nie na tym pragnął się opierać. W każdym razie nie za swoich akademickich lat. Żadne z zaklęć, których wyuczył się przez lata, nie mogło wyrządzić drugiej osobie krzywdy. Nie... bezpośrednio... Prawda? Dopóki pozostawał niewidzialny i wygłuszony, mógłby bez problemu poderżnąć gardło niczego niespodziewającej się jednostce. Zdecydowanie nie było to coś, czego chciałby spróbować, naturalnie! Nic z tych rzeczy! Co nie znaczyło, że nie posiadałby istotnej przewagi, gdyby kiedykolwiek spróbował się do tego posunąć. Mógł ukryć nie tylko siebie, ale i inną osobę, pomagając bezpiecznie przedostać się z jednego punktu w drugi, jak udowodnił już dwa razy. A jego magia lecząca? Czy nie oszukał z jej pomocą goblina, pozwalając, by rana tylko sprawiała wrażenie wygojonej? Nigdy wcześniej tego nie próbował, ale... Czy tak, jak potrafił zasklepiać urazy, regenerować tkanki oraz narządy, a nawet scalać kości, nie byłby w stanie przypadkiem doprowadzić do degresji tego samego? Powiększyć rany? Powstrzymać regenerację, być może wywołać martwicę w naruszonych częściach ciała...? Odwodnić je? Żaden aspekt magii nie był stuprocentowo bezpieczny. Każde zaklęcie można było nagiąć i zniekształcić, jeśli tylko wiedziało się jak.
Czując się z pomocą tej rewelacji dziwnie lepiej, Awaren nie miał tym razem żadnego problemu odwzajemnić uśmiechu.
- Mam ogromną nadzieję, że któregoś dnia szanowny Yroh zechce mi opowiedzieć nieco o technikach, w których się specjalizuje. Skłamałbym, mówiąc, że nie jestem tego ogromnie ciekaw.
Łatwo dał się zająć objaśnianiem działania stojącego przed nimi urządzenia, które swoją drogą okazało się diabelnie fascynujące. Jak przystało na gnomi wynalazek! Ah, jaka szkoda, że tragedia z Wieżą zniszczyła najbardziej technologicznie rozwinięte dzięki nim miasto na Herbii... Wiele by dał, żeby móc zobaczyć o wiele więcej ich wynalazków w jednym miejscu. Gdyby nie inne rzeczy, do jakich zaraz musieli przejść, na pewno próbowałby ubłagać Yroha, żeby ten następnym razem pokazał mu i pozwolił uwarzyć kawę samemu!
Krzywiąc się nieco na kolejne natomiast słowa maga, ciężko było powstrzymać westchnienie. Pozwolił sobie nawet unieść jedną rękę do skroni i rozetrzeć ją dwoma palcami.
- W tym właśnie rzecz - odparł i tym razem westchnął. - Ze słów Jego Książęcej Mości wywnioskowałem, że... Cóż... Że wszyscy, którzy mogli być potencjalnymi świadkami, zostali co najmniej zmuszeni do dyskrecji .
Gdyby podejrzewał inaczej, sam spróbowałby coś wymyślić! Choćby i miało to być później powodem jego ciężkich migren! Np, że zjadł coś dziwnego, albo wypił coś jeszcze dziwniejszego, co doprowadziło do całego zamieszania! Problem w tym, że był odrobinę niedysponowany po kontakcie z przekształconym amuletem (nadal nie starał się nazwać stanu, w jakim wtedy był!).
Podzielenie się cennymi informacjami z Yrohem, kosztowało Awarena wiele nerwów. Powiedział więcej, niż początkowo zamierzał, ale im dłużej obserwował mężczyznę i im dalej brnął w wyjaśnienia, tym większego nabierał przekonania, że naprawdę potrzebuje mieć kogoś po swojej stronie. Kogoś kompetentnego, zaradnego, doświadczonego i wpływowego. Kogoś nie tylko umiejącego, ale i chcącego pomóc. Mającego interes pomóc.
- W przeciwieństwie do wczorajszych wydarzeń, w pierwszym incydencie brali udział tylko trzej świadkowie. Książę, jeden z dowódców straży i ja- odpowiedział, ostrożnie przysuwając do siebie parujący napar, któremu przez chwilę przyglądał się z mocno mieszanymi uczuciami. Czy ta substancja powinna być taka... Ciemna? Czy to normalne? Nie pachniała źle, ale przez brak dobrych skojarzeń z zapachem, nie potrafił jeszcze w pełni stwierdzić, czy podoba mu się ten zapach, czy nie. Na razie postanowił poczekać, aż temperatura naparu spadnie o parę stopni. Kochał gorące kąpiele, ale posiłki i napitki wolał mniej wrzące. - Nie śmiem mówić za księcia, bo i mnie zupełnie nie ominęło trzymanie na dystans - mocno nagiął w tym miejscu prawdę, bo nie śmiał przyznać, że gdyby nie był dostatecznie przydatny i nie pchał się nogami i rękami do tego dochodzenia, prawdopodobnie zostałby całkowicie odstawiony na bok. Książę mu nie ufał. Po prostu zażyczył sobie udowodnienia lojalności w najkorzystniejszy dla niego samego sposób. To także wolał zostawić dla siebie. - Ale sądzę, że nie licząc nagłej utraty zaufania do całego swojego otoczenia, pozostaje jeszcze osobista chęć zemsty na sprawcach, którą być może, a i to tylko moje przypuszczenia, chce zesłać na ich głowy bez udziału innych.
Osobiście też nie był wtedy pewien, jak blisko cesarza mogą kryć się pomysłodawcy zamachu, dlatego nie usiłował sugerować sięgnięcia po tego typu pomoc. Wciąż nie był pewny, mówiąc szczerze. Niczego nie mógł być pewien. Z tych, raczej niezbyt optymistycznych myśli, wyrwały go słowa pochwały, którym udało się przyprawić go o rzadkie kolory na bladej twarzy.
- O-Oh. Dzie-Dziękuję...!
To pewnie głupie, ale naprawdę poważnie walczył teraz ze sobą, żeby nie uśmiechnąć się od ucha do ucha, jak jakiś młokos, którego wykładowca pochwalił za pierwszą, poprawnie wykonaną inkantację.
- Huh? Interesuje! Oczywiście, że interesuje! - zgroza, jaka go przejęła na myśl, że mógłby nie chcieć odwiedzić sławnej biblioteki Akademii Karlgardziej, była na tyle silna, że spróbował poderwać się z miejsca, ale ponieważ przysunął się zbyt blisko stołu, jedynie jednym z kolan w stół. Na tyle mocno, żeby z jękiem opadł od razu z powrotem, ale nie na tyle mocno, żeby choćby wprawić płyn w kubkach w drgania. Orkowe meble... Tak samo orkowe, jak sami orkowie.
- Ughhh... Jaki elf mógłby przejść obojętnie obok takiej okazji? - wystękał, hardo rozmasowując kolano.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

178
POST BARDA
Yroh sięgnął po pergaminy, na których porobił swoje prowizoryczne notatki i zabrał się za przeglądanie ich, poprawiając uprzednio na nosie ustawienie zdecydowanie za małych do jego twarzy okularów.
- Ach. Tak, z pewnością zostali. Sytuacja ma się trochę inaczej, gdy pytania zadaję ja. Odmówienie mi odpowiedzi może zostać potraktowane jako zdrada.
Stary ork nie był pierwszym lepszym pracownikiem cesarskiego pałacu, a prawą ręką władcy. Awaren mógł zapomnieć o tym, gdy w jego towarzystwie zaczynał czuć się swobodniej, niż w towarzystwie kogokolwiek innego, choć przecież otaczało go mnóstwo ludzi i nieludzi. Przez długą chwilę nie podnosił wzroku na elfa, skupiony na własnych zapiskach.
- Zajmiemy się tym później, elfie Awarenie, choć jeszcze dziś, jeśli zależy ci na czasie. Staram się patrzeć w przyszłość i zabezpieczenie życia cesarskiego syna leży też w moim interesie. Moim, i całego Urk-hun. Nie możemy też pozwolić na to, żeby ktoś z pomocą magii, lub bez niej, bruździł w pałacu, w bezpośrednim otoczeniu władcy i jego rodziny. Doceniam, że powiedziałeś mi prawdę. Sugeruję na przyszłość robić to od razu. Nie ja tu jestem twoim wrogiem, elfie Awarenie, ale łatwo mogę nim zostać, jeśli będę okłamywany.
Całkowity spokój, z jakim rozbrzmiały te słowa, nadały im tylko bardziej upiornego wydźwięku. Magowi łatwiej było już znosić ataki furii Ushbara i jego zirytowane powarkiwanie, niż takie lodowate ostrzeżenie, w którym zawarta była dość oczywista groźba. Mimo to, teraz porozumieli się w temacie, prawda? Mieli przed sobą wspólne cele, nad którymi musieli przysiąść, a ostrzeżenie było dokładnie tym: tylko ostrzeżeniem. Yroh nie chował urazy, gdy sprawa została rozwiązana i wolał skupić się w tej chwili na tym, co stanowiło zdecydowany priorytet.
- Wczoraj, idąc za twoją wyjątkowo dobrą radą, pogrążyłem się w medytacji, a poza tym, że pozwoliła mi ona pokierować grupę księcia Ushbara w odpowiednią, jak sądzę, stronę, tak poświęciłem także dużo uwagi samej tej obcej magii, pulsującej pod powierzchnią ziemi. Przepływając przez ziemię, przez piach i skały, była czymś, co w pewnym momencie wydało mi się... znajome. Obce, ale jednocześnie dziwnie znajome. Nie potrafiłem tylko przyporządkować tego do niczego konkretnego. Kiedy więc wróciłem do pałacu, wyjąłem swoje dawne notatniki, dzienniki Solfiego i zapiski królowej Mony, bo uznałem, że moja nieumiejętność połączenia tego wrażenia z niczym mi znajomym wynika z mojego podeszłego już wieku. Jeśli byłoby to coś, co wydarzyło się już dawniej, ale za mojego życia... mogę tego nie pamiętać. Przeżyłem już ponad półtora wieku, niektóre rzeczy się już zatarły. Nie sądziłem, że coś znajdę w jeden wieczór, ale znalazłem, choć ślad jedynie. Musimy się w to zagłębić, elfie Awarenie. Spójrz.
Podsunął w jego stronę wyblakły notatnik, wypełniony schludnymi i smukłymi zapiskami, tak różnymi w kształcie od pisma orka.
Dzień 27, Księga 44

Mroczne moce, jak strzępki ciemności, rozprzestrzeniają się pod naszymi stopami. Choć zaklęcia i rytuały jasnej magii tworzą harmonię z naturą i odzwierciedlają jej piękno, to ta mroczna siła wydaje się być innym obliczem tej samej rzeczywistości. Jest jak okrutne przypomnienie, że nie wszyscy dążą do dobra i równowagi.
Staram się eksplorować tę mroczną moc, aby lepiej zrozumieć jej naturę i potencjał. Wnikliwie studiuję zapomniane manuskrypty, odwiedzam grobowce dawnych magów i rozmawiam z duchami przeszłości. Obecnie czuję wewnętrzną walkę, gdyż wiem, że każde wciągnięcie mnie w wir tej mrocznej magii może prowadzić do straszliwych konsekwencji.
Wydaje mi się, że odpowiedź leży w równowadze. Może istnieje sposób, aby opanować te mroczne moce, by skierować je ku dobru i ocalić świat przed ich destrukcyjnym działaniem.
Gdy Awaren obrócił stronę, kolejna była już pusta. Yroh zdjął okulary z nosa i położył je na okładce jednej z książki, a potem napił się kawy.
- Solfi Isokor zostawił po sobie tylko te notatki. Przez lata wszyscy zastanawiali się, gdzie się podział. Jeśli dobrze liczę... jeśli nie mylą mi się lata... jego zniknięcie datuje się mniej-więcej na ten sam czas, co Przekleństwo Wieży.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

179
POST POSTACI
Awaren
Zanim sam zdołał to w ogóle zarejestrować, energicznie kiwał już głową na znak, że tak, doskonale się zrozumieli i nie było potrzeby mu grozić! Odruchowo wyciągnął też przed siebie ręce, niczym w obawie, że ork zaraz postanowi czymś w niego rzucić, choć nic przecież tego nie zapowiadało. Nie zdziwiłby się, gdyby krew odpłynęła mu przy tym wszystkim z twarzy. Uhhh, teraz rozumiał, co Yroh miał na myśli, kiedy wspominał, że gdy pytał, zawsze otrzymywał odpowiedź. Awaren wcale się temu nie dziwił, jeśli brzmiał w takich momentach choć trochę podobnie, jak tu i teraz! Dobrze, że siedział, bo nogi by się pewnie pod nim ugięły!
- Nie ma potrzeby! - zaczął szybko nawijać w przypływie nerwów. - Jestem ostatnią osobą, która chce sobie robić wrogów! Wystarczy, że mam już co najmniej jednego, który chce się mnie pozbyć! To więcej niż kiedykolwiek wcześniej i tyle w zupełności mi wystarczy, dziękuję!
Straszny!
Oczywiście nie miał powodów, żeby oszukiwać orkowego maga, dopóki ten rzeczywiście miał na celu dobro tak cesarza, jak i jego najbardziej udanego z potomków. Zarzekać się jednak w tej sprawie nie zamierzał, jeśli tylko mógł to obejść, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że być może byłoby to już jego pierwsze kłamstwo.
Odetchnąwszy po tej, odrobinę niekomfortowej dla niego sytuacji i wracając do istotniejszej części ich spotkania, podsunął sobie bliżej kubek z kawą. Dmuchając na wciąż gorący napar, szybko przeczesywał oczami jedną z podsuniętych mu przez Yroha notatek, dopóki tamten nie wspomniał, że mimo wszystko wyczuł w magii coś znajomego. Unosząc wysoko brwi, podniósł wzrok z powrotem na drugiego mężczyznę. Szybkość, z jaką wyciągał wnioski i znajdował połączenia dla zdawać by się mogło, niewiele mówiących elementów układanki, była wręcz onieśmielająca. Swoją drogą - 150 lat? To... Naprawdę sporo! Niby ledwie połowa z tego, ile żyła jego własna rasa, ale dla orka z całą pewnością był to bardzo szanowany wiek. Bo choć byli w stanie dożyć i dwóch setek, tak wcale nie działo się to zbyt często. Przez swoją głupią brawurę i wojowniczą naturę, mieli okropną tendencję do ginięcia dużo młodziej. Zazwyczaj w pojedynkach lub paszczach czegoś wielkiego, paskudnego i okropnie niebezpiecznego.
- ...Gdyby szanowny Yroh tylko chciał, jestem pewien, że zdołałby zostać głową każdej Akademii na kontynencie - mruknął, wyciągając długi ramię i uważając, by nie potrącić kubka, przyciągnął do siebie oferowany notatnik.
Mimo niezbyt obiecującej z wyglądu okładki, treść została pięknie zachowana, co z miejsca sprawiło, że Awaren rozluźnił ramiona. Bardzo nie lubił wczytywać się w wytarte lub wyblakłe czasem treści. Oczy tylko od tego bolały od sposobu, w jaki musiał je wówczas mrużyć. W samym notatniku nie zdążono zapisać wiele i najwyraźniej nie stało się tak bez dobrego powodu.
- Przekleństwo Wieży - powtórzył po Yrohu, zakrywając usta dłonią, z oczami wciąż wlepionymi w tekst niczym w zły omen sam w sobie. - Nie mogę uwierzyć, że jeszcze tego ranka wyobrażałem sobie inwazję demonów... - wymamrotał na głos, choć wcale nie miał tego w planie.
Paskudny, przeszywający dreszcz przeszedł go po plecach, aż zadrżał tam, gdzie siedział. Czuł się, jakby zapeszył, gdy myślał o tym niespełna godzinę temu.
- Czy szanowny Yroh sugeruje - zaczął z lekko zaciśniętym gardłem, odsuwając notatnik z powrotem lekko drżącą dłonią, którą wraz ze swoją bliźniaczką przycisnął następnie na powrót do ciepłego kubka. - Że energia, którą wy-wyczuł... Która była-... Która wydawała mu się znajoma...? - urwał, nie ważąc się dokończyć, ale jego oczy ponownie padły na notatnik.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

180
POST BARDA
Yroh uśmiechnął się pod nosem, słysząc ten nieoczekiwany komplement.
- Dziękuję, elfie Awarenie. Twoje słowa są miłe, nawet jeśli nigdy nie miałem takich aspiracji.
Potem niestety nie mieli już czasu ani na groźby, ani na uprzejmości. Kawa została zrobiona, mniej lub bardziej niezobowiązująca pogawędka dobiegła końca, a on musieli skupić się na tym, po co się tu spotkali. Później czekała ich wizyta na Akademii Karlgardzkiej, więc musieli mieć jakieś przydatne informacje, które będą mogli przedstawić rektorowi. W szczególności sam Awaren mógł skorzystać z tej okazji, by udowodnić swoją wartość, nie tylko przed Ushbarem, ale i przed osobami zajmującymi poważane stanowiska, zarówno w pałacu, jak i na uczelni. I, oczywiście, z pełną premedytacją z tej okazji korzystał, prawda? Gdy książę wróci i zobaczy, co elf osiągnął w międzyczasie, istniała szansa, że spojrzy na niego przychylniej.
- Mmm. To przerażająca wizja. Chciałbym, żeby to było jedynie mylne przypuszczenie, ale wszystkiego... wszystkiego dowiemy się, gdy zwiadowcy wrócą, za tydzień, może dwa. Chociaż jeśli to zaiste inwazja demonów, obawiam się, że wieści o tym dotrą do nas wcześniej. Dużo wcześniej, zanim, o ile w ogóle, wrócą cesarskie dzieci.
Ork oparł swoją dużą, zieloną dłoń na dzienniku i przyciągnął go z powrotem do siebie. Jego poważna twarz nie pokazywała żadnych emocji, choć przecież wypowiedziane przez niego słowa zabrzmiały nad wyraz brutalnie.
- Sugeruję, że ta energia nie pochodzi ze znanego nam świata. I cokolwiek posłało ją wzdłuż podziemnych linii Herbii, było tu już wcześniej. Nie w ten sam sposób, inaczej. Nie jestem biegły w słowach, elfie Awarenie, a choć chciałbym opisać ci to najlepiej, jak potrafię, niestety nie potrafię wcale - Yroh cmoknął i znów napił się kawy. - Czy twoja wiedza pozwala na wyciągnięcie jakichś wniosków, elfie Awarenie? Na wysnucie jakichś przypuszczeń? Zakładając, że się nie mylę, czy miałeś do czynienia z demonologią, albo magią z innych sfer? Może wiesz, do jakich ksiąg sięgnąć, albo do kogo moglibyśmy się z tym zwrócić? Nie jest to moja specjalizacja.
- Ja miałam do czynienia - odezwała się nagle Isil. Jej jasny, kobiecy głos stanowił kontrast do niskich pomruków cesarskiego maga, który wydawał się kompletnie nie zauważyć, by cokolwiek się stało. Tylko Awaren słyszał swoją gadającą broń.
- Jeśli to nie to, to prawdę powiedziawszy, nie wiem, gdzie szukać. Nie wiem, jak ubrać to w słowa, elfie Awarenie. Jak opisać siłę, która jest mi jednocześnie obca, a jednak przywołuje niewyraźne wspomnienia sprzed wielu lat. Zbyt niewyraźne, żebym odnalazł w nich odpowiedzi na swoje pytania - mówił dalej Yroh, nieświadomy faktu, że w przerwach od jego wypowiedzi, gdy unosił kubek do ust, wtrącał się ktoś inny.
- Czuję ich. Zakryję cię przed oczami tych, co nadchodzą. Zakryję cię przed złością Sulona. W tej formie będziesz bezpieczna - dodała Isil.- Kto to mówił? Kto to powiedział?
Obrazek

Wróć do „Karlgard”