POST POSTACI
Awaren
Okej. Tak. Potwierdzone. Słyszał głosy w swojej głowie. Głos - dokładniej rzecz ujmując. Jeden, ale wciąż o jeden za dużo. Świetnie. Wspaniale. Właśnie tego mu brakowało do szczęścia w ten, jakże istotny dla nich wszystkich dzień. Gdyby chociaż dano mu czas na spokojne poużalanie się nad sobą i być może uronienie kilku łez w poduszkę... Jakkolwiek żałośnie to nie brzmiało, pomagało załagodzić nieco stres, w porządku?Awaren
Krytyczne spojrzenia Zhoga nie pomagały w odnalezieniu resztek pewności siebie, ale mimo wielkich chęci, nie poprosił o wygłoszenie opinii na głos. Jeśli wglądał tak, jak się czuł - wolał nie wiedzieć. Zamiast tego obiecał sobie, że znajdzie czas na właściwe przygotowanie się. Prezentacja mogła nie być w Karlgardzie aż tak istotna, jak bywała w innych regionach Herbii, ale Awaren wciąż miał dobre powody, aby dbać o swoją aparycję. Po pierwsze, był elfem. Wysokim Elfem. Wierzcie albo i nie, ale nie wszystko prezentowało się dobrze na ich figurach! Pewna estetyka była w nich wyrabiana od maleńkości i jeśli nie musieli, nie chcieli się z nią rozstawać. Moda Karlgardu, a przynajmniej mniej orkowej części społeczności, odpowiadała mu. Górowały w niej wzorzyste tuniki, szaty i przepaski. Były wygodne i przewiewne. Dobrze chroniły przed zjadliwym słońcem Urk-hun, a samemu Awarenowi przywodziły w pewnym stopniu na myśl jego lata na Uniwersytecie. Większość jego ubrać była w piaskowych bądź mdło-zielonkawych, mało rzucających się w oczy kolorach, ale posiadał również dwie, czy trzy pary bardziej wyjściowe stroje. Lepiej ubrany sam czuł się lepiej. Zwłaszcza że kroje te łatwo oszukiwały wzrok i elf nie wyglądał w nich, niczym niedożywiona sierota. Nie wypadało, aby publicznie pokazywał się za plecami księcia, wyglądając, jakby dopiero co wypuszczono go z kamieniołomów.
Droga do komnat Ushbara dawno nie ciągnęła się tak, jak dzisiejszego poranka. Zupełnie, jakby szedł na skazanie, ah. Zazwyczaj w momentach jak ten, gadał, co ślina na język przyniosła. Tym razem jego gardło było zbyt ściśnięte. Mógł co najwyżej intensywnie wlepiać oczy w podłogę przez całą drogę. W ciszy, która i dla niego była zbyt przytłaczająca.
Mag był w połowie myśli kierującej go do boleśnie głębokiego wręcz ukłonu, gdy Ushbar spojrzał na niego w sposób tak dobrze mu znany, a jednak nigdy wcześniej niewywołujący u niego podobnie gorzkiego posmaku. Było to uczucie dostatecznie dla niego samego zaskakujące, aby na moment stanął niczym wryty zaledwie kilka kroków za wejściem. Nogi stały się ciężkie i niechętne do współpracy, niechętne do poniesienia go dalej. Tylko i wyłącznie tchórzostwo oraz zdrowy rozsądek pospołu, zdołały zmusić je po kilku, długich sekundach do zrobienia tego, co słuszne.
- Błagam o wybaczenie, Wasza Książęca Mość! - pisnął słabo, a w każdym razie słabiej niż zwykle i nieco przy tym ochryple. Jego gardło stało się nagle okropnie suche i to nie tylko z winy tego, że dopiero co wypełzł z łóżka, pozbawiony okazji zwilżenia go choćby łykiem wody.
Kurczowo przyciskając rulony i tuby z papierami do klatki piersiowej, aby utrzymać drżenie rąk pod kontrolą, zignorował przykre uczucie i wreszcie pokłonił się, jak należało. Nieco ciężej szło ignorowanie morzącego go i dopiero teraz porządnie odczuwanego głodu. Zestaw śniadaniowy Ushbara wyglądał dzisiaj wyjątkowo soczyście... Czy książę w ogóle wiedział, jak to jest być głodnym? Czy kiedykolwiek ssało go w brzuchu albo mdliło z winy pominiętego posiłku? Kilku posiłków? Odpowiedź była bardziej niż oczywista. Książę mógł być wojownikiem znającym trudy licznych treningów, pojedynków i niegościnnych warunków środowiskowych, ale wciąż miał w sobie to coś, co zrzeszało potomków wysokich rodów wszystkich ras i nacji - rozpieszczenie.
Ah, jakiegokolwiek ptaka podano, pachniał naprawdę obłędnie. Kiedy właściwie sam jadł po raz ostatni? Był prawie pewien, że przez pracę z papierami kompletnie zapomniał o kolacji poprzedniego wieczoru.
Podnosząc ponownie głowę, starał się raczej skupić wzrok na jednym z szerokich ramion księcia, aniżeli jego twarzy. Twarzy, która była w zbyt bliskim towarzystwie z jedzeniem. Patrzenie na jedzenie groziło ryzykiem niekontrolowanego ślinotoku w najmniej odpowiednim momencie. Naprawdę wolał nie poniżać się w sposób, który mógł wywołać obrzydzenie aniżeli współczucie lub chociażby politowanie.
Podchodząc bliżej i zatrzymując się dopiero dwa kroki od stołu naprzeciwko orka, elf starał się nie czuć dotknięty ostatnim przytykiem. Bardziej niż zwykle? Naprawdę? Bardziej niż zwykle?! Oczywiście, że tak! Był strzępkiem nerwów przez ostatnie miesiące i mimo, iż był do tego przyzwyczajony, jego wątłe ciało miało swoje limity! Podobnie, jak ilość mikstur wzmacniających i pobudzających, które mógł bezpiecznie spożywać w ciągu przeciętnego tygodnia. Co gorsza, prawdopodobnie przechodził właśnie jakiś bardzo podejrzany, bardzo nieoczekiwany, a przede wszystkim bardzo niepokojący kryzys, przez który zaczynał słyszeć głosy we własnej głowie! Był zmęczony i głodny. Pojedyncze odespanie kilku dodatkowych godzin nie było w stanie zdziałać cudów. Nie zdziwiłby się, gdyby wiecznie podkrążone oczy jeszcze bardziej niż zwykle rzucały się dzisiaj w oczy. Czuł osłabienie w uścisku ramion, w którym zaciskał dokumenty i odnosił coraz mocniejsze wrażenie, że jego głowa grozi eksplozją.
Awaren zwilżył spierzchnięte usta czubkiem języka, wziął głębszy wdech i zepchnął dość nietypowy dla niego napad gorzkich myśli skierowanych w stronę swojego pana i władcy na bok. To wszystko z winy zmęczenia, powtarzał sobie. Zmęczenia, głodu i beznadziejnego bólu głowy, którego MUSZĘ się pozbyć przed wieczorem.
Zamiast beznadziejnie się frustrować, powinien raczej być wdzięczny, że Ushbar nie poczęstował go czymś więcej poza krzywym spojrzeniem wbrew spóźnieniu, racja? Racja...?
- D-Doprawdy? - zaśmiał się nerwowo, przesuwając w stronę wolnej i dostatecznie dalekiej od widoku talerzy oraz ich zawartości rogu stołu, na którym zaczął powoli układać zwoje oraz pergaminy. Wbrew wszelkim chęciom nie potrafił uspokoić drżenia rąk. - Wasza Wysokość jest jak zawsze bardzo spostrzegawczy! - pochwalił, bo rozpoczęcie konwersacji od komplementu bądź dwóch było po prostu dobrym i często skutecznym pomysłem. - Widzisz, mój panie, to naprawdę duża i ważna uroczystość! Dopięcie spraw budżetowych było z tego najprostszą częścią. Ilość przygotowań przekroczyła nieco moje oczekiwania, ale... Wszystko jest w jak najlepszym porządku! Nie ma się czym martwić! - zaczął swoje standardowe trajkotanie, które prawdopodobnie można było nazwać także zdawaniem zbędnie rozwlekłego i opasłego w szczegóły raportu. - Mam rozpiskę wart, spis strażników odpowiedzialnych za ich pełnienie w konkretnych skrzydłach oraz poczynionych zabezpieczeń. - kontynuował, gdy jego długie, plątające się palce zdołały wreszcie rozsupłać rzemień i wyswobodzić jeden ze zwojów z tuby. - Nie było łatwo, ale dopilnowałem, Wasza Wysokość, żeby twoi ludzie zostali przemieszani z pozostałymi gwardzistami w stopniu, który pozwoli mieć na wszystko oko. Amulety zostały wcześniej naładowane energią magiczną i ponownie rozdysponowane wedle zaleceń. D-Dopilnowałem i sprawdziłem osobiście każdy z nich! - co nie było wcale łatwe, ponieważ orkowie w większości wciąż nie lubią nadmiernie polegać na magii, jeśli mogą polegać na własnej sile. Diabelnie trudno było czasami dotrzeć do ich grubokościstych łbów, starając się uzmysłowić im, że silna wola nie zawsze daję radę wpływowi potężnych zaklęć. - Zalecałbym również, abyś przez cały czas trwania bankietu trzymał w pobliżu przynajmniej jednego, zaufanego strażnika lub... Kogoś, kto będzie pod ręką. Z-Ze swojej strony proponowałbym Rigi?
Wybacz, Zolu. Naprawdę mi przykro! Postaram się wcisnąć cię gdzieś dostatecznie blisko głównych sal, ale zbytnio odstawałabyś od reszty, żeby brać udział w uroczystości!
- Oh! Racja! Jeśli wolno mi być odrobinę zbyt ostrożnym? - rozgadany, poczuł się dostatecznie pewnie, żeby spojrzeć Ushbarowi prosto w oczy. - Mój panie, pragnę nalegać, abyś nie jadł i nie pij niczego, co w trakcie dzisiejszej ceremonii zostanie ci podane z innego źródła niż prosto ze stołu i na twoich oczach. Mogę osobiście dbać o twój napitek, oczywiście! Nie będzie to najmniejszym problemem! Nie śmiałbym nawet twierdzić inaczej! Jeśli jednak gdzieś pomiędzy głównym posiłkiem przy wspólnych stołach zostanie ci coś zaproponowane, proszę, abyś odmówił, o ile ktoś inny nie spróbuje pierwszy.
Miej litość i nie każ tego przypadkiem robić mnie!, dodał w myślach.
Był pewien, że miał obmyślanych więcej "genialnych rad", o których życzył sobie usłyszeć Ushbar. Mniej lub bardziej możliwych do zignorowania, jeśli taka była jego wola. Problem w tym, że wbrew szybkiemu mielenia językiem, pulsująca głowa wciąż osłabiała jego koncentrację.