POST POSTACI
Awaren
Snucie przypuszczeń, łączenie ze sobą faktów oraz chłodne kalkulacje były czymś, co dość skutecznie pomagało w tymczasowym przesunięciu w czasie nawarstwiających się problemów. Czy było to zdrowe? Niekoniecznie. Wszystko, co odwleczone, miało paskudną tendencję do wybuchania mu prosto w twarz prędzej czy później. Plusem była jedynie możliwość pozwolenia, aby dochodziło do tego w zaciszu własnych czterech ścian, gdy nikogo innego nie było akurat w pobliżu. Mógł wtedy do woli lamentować, nasączać poduszki hektolitrami łez wewnętrznej udręki i paskudnie puchnąć na twarzy w całym procesie dopóty, dopóki nie wylały się wraz z nimi wszystkie, negatywne emocje oraz żale. Jeden silny wybuch wystarczył zazwyczaj, żeby mógł wrócić do swoich obowiązków, jak gdyby nigdy nic. Wystarczyło tylko utrzymać wszystko w szachu do odpowiedniego momentu.Awaren
Z odległości dzielącej go od księcia, miał świetną sposobność zaobserwowania wszystkich, nawet tych najdrobniejszych i najbardziej utajnionych ruchów, odruchów oraz gestów. To, co dostrzegał, nijako nie pomagało w pozbyciu się paskudnego wrażenia bycia branym za potencjalne zagrożenie, co może i z uwagi na obecne wydarzenia nie powinno go dziwić, ale też nie pozwalało na kompletną akceptację faktów takimi, jakie były. Trzy miesiące. Przez trzy miesiące trzymany był na większy dystans niż za czasów swoich pierwszych kroków na pałacowych terenach, potęgując jego własne niepewności oraz lęki. Trzy miesiące wyciskał z siebie siódme poty tylko po to, aby móc wrócić do tej względnie bezpiecznej i znajomej pozycji, z której zepchnął go pojedynczy incydent. I choć prawdopodobnie rozumiał zachowanie Ushbara lepiej niż ktokolwiek inny, będąc paranoikiem z długoletnim stażem, nie potrafił w pełni zaakceptować swojej roli w całym tym bałaganie, nieważne jak wiele razy powtarzałby sobie coś zupełnie innego. Być może był to skutek uboczny bycia poddanym wpływom medalionu. Świadomości, że nawet jemu wolno było odczuwać głębsze rozgoryczenie oraz złość. Na razie, nad tym także nie planował się na razie zastanawiać. Miał dość groźnych myśli na jeden dzień.
Nie niesłuszne tym razem oskarżenie przyprawiło go o nowy zestaw ciarek. Tak. Dobrze pamiętał, jak ręczył za tę trójkę. Ryzyko wydawało się wartę świeczki, jak zresztą za każdym razem, kiedy postawiony był pod ścianą. Wtedy ręczyć mógł, za co tylko mu kazano, doprawdy. Szczerze nie spodziewał się zbyt szybkiej zdrady ze strony osób, które świeżo odzyskały wolność i które za tę wolność winny czuć się zobowiązane. Z miejsca otrzymali wysokie pozycje i tak, jak Zola mogła być do pewnego stopnia ignorantką, z racji czego wolał trzymać ją bliżej i bardziej na oku, tak po pozostałej dwójce...
- ...naprawdę nie spodziewałem się podobnie niehonorowego splunięcia w twarz - skończył myśl, mamrocząc nieumyślnie na głos. - Twój marny sługa jeszcze raz prosi o wybaczenie! Obiecuję przykładać więcej uwagi do monitorowania ich zachowań! - bo przecież miał tyle wolnego czasu, że ta obietnica wcale nie brzmiała, jak świadome wybranie śmierci z wycieńczenia!
Skupienie się na sprawach bieżących było nieco łatwiejsze, kiedy książę w końcu postanowił czynnie zaangażować własne przemyślenia. Nie robił tego przy nim już od jakiegoś czasu, dlatego też w pewnym sensie było to tak mile odświeżające, że kompletnie nie miał głowy do odczuwania niepewności związanej z przeglądanymi przez niego niedbale notatkami. Nie żeby miał cokolwiek do ukrycia, ale jednocześnie miał do ukrycia całkiem sporo? Głównie przed oczyma osób, które mogłyby zechcieć w nich szperać pod jego nieobecność. To, co nie było częścią raportów, odpowiedziami na listy, sprawozdaniami lub rachunkowościami, a więc własne dopiski drobnym druczkiem lub osobno spisywane przemyślenia dotyczące części najróżniejszych problemów, planów oraz rzeczy istotne do dopilnowania, miał tendencje zapisywać w celowo łamanym elfickim, wspólnym i cząstkowym orkowym lub goblinim (liźniętego cząstkowo). Tyle dobrego, że pomimo lekkiego bajzlu, jakie tworzyły sterty papierów, księgi i porozrzucane poduszki, dbał, aby nigdy nie mieć w pomieszczeniu brudno. Huh. Czy to przypadkiem nie pierwszy raz, kiedy Ushbar gościł w tej ciasnej komnatce? Całkiem prawdopodobne.
Nawet mimo skwaszonej miny swojego suwerena, Awaren wyprostował się miast jeszcze bardziej skulić, przypominając sobie, dlaczego nigdy nie przyszło mu do głowy zmienić stron albo po prostu spróbować zostać zauważonym przez wciąż panującego jeszcze cesarza.
- Zola - podpowiedział usłużnie, kiwając głową. - To, co Wasza Książęca Mość sugeruje, byłoby skomplikowane, ale nie niemożliwe do osiągnięcia przy odpowiedniej ilości zasobów i wiedzy - zgodził się, przygryzając dolną wargę w strapieniu. - W przeciwieństwie do śmiertelnego ciała, magia sama w sobie nie zna ograniczeń jako takich. Sądzę... Sądzę, że zaklinacz z wieloletnim doświadczeniem mógłby tego dokonać.
I tu pojawiał się naprawdę poważny problem. Problem, który budził do życia jego odwieczną obawę stania się celem. A przecież tak dobrze mu szło pozostawanie w cieniu!
Upijając kolejnych kilka łyków naparu dla utopienia w nim cierpkiego smaku paniki, Awaren o mało się nie zakrztusił, zaskoczony przez dalsze rozkazy i zrzucone na niego nieoczekiwanie zobowiązania. Bardzo miło było oglądać zawzięcie Ushbara, to musiał przyznać. Kiedy jego mordercze intencje były kierowane w inną stronę niż jego, aż czuło się ten satysfakcjonujący dreszczyk emocji, aczkolwiek... Woah. Woah! Przesłuchać Zhoga?! Samodzielnie?! Nigdy nikogo wcześniej nie przesłuchiwał, a w przeciągu ostatnich lat nawet nie oczekiwał, że zapytana przez niego o cokolwiek osoba raczy odpowiedzieć! Jak niby miał to zrobić? Zagrozić mu, że go zapłacze albo zajojczy na śmierć?! Utopi w swoich łzach albo doprowadzi do zwiędnięcia uszu?! Ushbar nie mógł być poważny, racja? Z tym że wcale nie wyglądał, jakby sobie z niego drwił albo próbował nabierać. Był absolutnie poważny i w stu procentach miał na myśli dokładnie to, co mówił. A przecież było tyle lepiej nadających się do tego osób!
Innego dnia, próbowałby dyskutować. Próbowałby przekonywać, że to koszmarnie beznadziejny pomysł, choć oczywiście ująłby to w dużo mniej obraźliwe i niewchodzące nadmiernie na ego słowa. Było jednak coś, co stało dzisiaj murem w opozycji, i nie chodziło wyłącznie o obawę sprzeciwiania się, gdy książę nie był w nastroju do przełykania jego jęków i utyskiwań. Była to świadomość, że gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, jego głowa leżałaby teraz odseparowana od ciała z zupełnie innego powodu, niż się oryginalnie obawiał.
Awaren był tchórzem. Był strasznym tchórzem, którego nic nie przerażało tak, jak wizja własnej śmierci. Wbrew pozorom, podwijanie pod siebie ogona nie było jedynym, co tchórze jego pokroju robili dla uniknięcia podobnego losu. Przedwczesne eliminowanie pojawiających się zagrożeń przy użyciu dowolnych sposobów było tym, co często pozwalało uniknąć kompletnego pogrążenia się w ciągłej obawie. Foighidneach był dokładnie tym typem. Dotychczas wyrok ciążący nad Ushbarem nie był do końca jego własnym. Teraz sprawy się zmieniły.
- Tak! Oczywiście! Co tylko rozkażesz! - odpowiedział głośno i wyraźnie, nie musząc się nawet specjalnie zmuszać, by brzmieć dostatecznie energicznie. Kwestia przesłuchania nadal była dość kłopotliwa, ale podsunięta pod nos wizja odpoczynku, jeśli tylko uda mu się zakończyć je sukcesem, zrobiła swoje. Coś wymyśli. Zawsze był w stanie coś wymyślić. Od tego tu był.
Dopijając duszkiem resztkę płynu i odstawiając kubek na bok, czym prędzej wygrzebał się z pierzyny, usiłując w miarę możliwości poprawić to, co akurat miał na sobie. Nie był dostatecznie odważny, żeby poprosić o możliwość przebrania się. Zresztą, jego ubrania nadal były świeże. Tylko trochę pomięte... Część włosów także mógł zgarnąć i spiąć w luźny kok na biegu. Był do tego przyzwyczajony.
- Moje ciało może być słabe, to prawda, ale wciąż jestem w stanie funkcjonować bez snu przez trzy dni z rzędu i nadal wykonać swoją pracę należycie! - zatrajkotał nerwowo, ale optymistycznie. - A zatem, uh, panie mój? - spojrzał na księcia, niepewny, jak powinni to zaaranżować. Tym razem pamiętał też, żeby zabrać swój kostur. Na wszelki wypadek. Był na pewno lepszym wyborem, niż szabla, której pochwa magicznie wyparowała! - Możesz... Umm... Po prostu trzymać dłoń na moim ramieniu, gdy będziemy się poruszać a-albo chwycić mój za rękaw, jeśli to dla ciebie zbyt niewygodne? - zaproponował, chwytając kilka przypadkowych, pustych tub. Ot, dla zachowania pozorów.