Cesarski Kompleks Pałacowy

121
POST POSTACI
Awaren
Podążając za cesarzem, jego najbliższym doradcą oraz Morną, Awaren starał się trzymać tak blisko Ushbara, jak tylko mógł bez wchodzenia mu przy okazji pod nogi. Nawet jeśli prędzej zjadłby własne dłonie (metaforycznie, oczywiście!), niż przegapił równie ważne posiedzenie, wciąż brały w nim udział dwie osoby, od których normalnie starał się trzymać maksymalnie daleko. I nie, Buliara wcale nie było wśród nich, choć sam nie do końca wiedział dlaczego.
Choć jego krok nie był chwiejny ni niepewny, każdy po kolei stawiał z uwagą i ostrożnością, jakich nie przykładał do tego typu czynności od czasu swoich pierwszych miesięcy w Karlgardzie. Paskudne wrażenie, jakoby ziemia pod stopami miała w każdej chwili rozstąpić się i pochłonąć ich wszystkich, nie odpuszczało go od przestąpienia progu wielkiej sali.
Przytłoczony nadmierną ilościom złowrogich uczuć wiercących mu głęboką dziurę w trzewiach, nie od razu przyjął zadane przez księcia pytanie takim, jakim było. Dopiero po dobrej sekundzie lub dwóch przekręcił głowę, by spojrzeć na niego oczyma jak sarna. Nowa gula podeszłą mu do gardła, a zimny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa. Wbrew własnym, szczerym chęciom i przekonaniom, kłamstwo rozważał tylko przez krótki moment. Na co dzień mógł być wyjątkowo wprawnym krętaczem, ale dzisiaj nie był nawet dobrym magiem i nie ufał sobie na tyle, żeby próbować choćby zabarwiać fakty.
- T-To... Nie jestem pewny, czy mimo najszczerszych chęci potrafię odpowiedzieć na twoje pytanie, Wasza Książęca Mość - odpowiedział cicho i z przestrachem, ale za to zgodnie z prawdą. Potrzebowałby osobnej księgi rachunkowej, gdyby miał je wszystkie spamiętać i zliczyć! - Prawdopodobnie... Sądzę... - przełknął nerwowo i wziął głębszy wdech. - Na znacznej większości spotkań i narad, jakie odbyły się w przeciągu ostatnich dziewięciu ośmiu? Haha... Może dziewięciu. Sądzę, że od dziewięciu. Um. Odkąd język waszych przodków zaczął być dla mnie jakkolwiek zrozumiały. ...I gdy nie brał w nich udział doradca twego ojca, mój panie.
Nie wiedział, na ile pozostanie szczerym w tej nieoczekiwanej spowiedzi, pozwoli mu zachować życie. Miał chyba nadzieję, że dużo pilniejsze sprawy przyćmią nieco jego przewinienia, dając przy okazji pole do popisu i szansę na udowodnienie, że przyswojona przez lata wiedza i informacje nie będą nigdy używane w złej wierze. Choćby chciał, nie miał przecież do tego ani głowy, ani czasu!
Zapewne znalazłby jakieś dobre słowa do załagodzenia ewentualnej złości, racja? Być może nawet udałoby mu się zagadać Ushbara w dobrej wierze, podrzucając jakieś ekstremalne, ale zabawne anegdotki wyłapane przez lata o osobach, za którymi sam nie przepadał? Miał ich pięknie posortowaną kolekcję, jeśli trzeba! Czy zdołałoby go to na moment ugłaskać? Nie wiedział, ale i jak się okazało, nie musiał się jeszcze przekonywać.
Zaprzestając wykręcania palców, Awarenowi niemal udało się zapomnieć, że wisiała nad nimi nieznana groźba. Przywdzianie wdzięcznego wyrazu twarzy było łatwe i nie wymagało zbyt wielu wyrzeczeń.
- Twój uniżony sługa, jest Waszej Książęcej Mości niezwykle wdzięczny - odpowiedział z typowym dla siebie, nerwowym uśmiechem. - Obawiam się, że Wasza Książęca Mość mógłby mieć rację.
Przez lata służby dla Ushbara, zdołał się już nauczyć, że ork lubił czasami rzucić ochłap mogący dać złudne wrażenia okazania zainteresowania bądź empatii. A jednak, mimo pełnej świadomości dla tego typu naleciałości, łapał się za każdym razem na własnych, desperackich próbach karmienia się nimi, niczym poszczący tygodniami pies. Oczywiście, że było to żałosne. Oczywiście, że nie przystało to komuś jego pokroju. I co z tego? Były to takie same, niegroźne, a pomagające mu poczuć się lepiej kłamstewka, którymi pozytywnie nastrajał się każdego dnia, by mieć w ogóle siłę do wypełznięcia z łóżka. Prawdopodobnie z tego samego powodu nie do końca dawał wiarę własnym oczom, kiedy książę zaczął przejawiać bardziej... "nie-książęce" oznaki swojego charakteru.
- Jeśli wolno mi mówić otwarcie - zaczął z wolna, zerkając na Ushbara intencjonalnie, gotów zamknąć się w razie wyraźnego sygnały. - Mimo swych upodobań w stosunku do wyznawców, Sulon jest przede wszystkim bóstwem wpływającym na przeznaczenie każdego żywego stworzenia na świecie. Jeśli zostaliśmy przez niego ostrzeżeni, sądzę, że nie tylko nam, magom czy elfom będzie przyświecał w obliczu tego...? Tego, przeciwko czemu przyjdzie nam stanąć, mój panie. Jeśli wiedza dwóch magów nie będzie wystarczająca, żeby znaleźć rozwiązanie, zbierzemy ich po prostu więcej! Racja! Bushire zbytnio się rozleniwili ostatnimi czasy! Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo, mój panie. Co z cesarskimi szamanami? Nawet Akademia nie będzie w stanie pozostać tym razem neutralna! - roztrajkotał się, lecz mimo tempa wyrzucanych z siebie słów, wciąż był w stanie robić to przyciszonym głosem. - Wciąż nie wiemy, z czym dokładnie mamy do czynienia, ale czy ostrzeżenie nie mówiło, że wciąż możemy... Stanąć naprzeciw?
Wow. Chyba już dawno aż tak nie starał się zatuszować własnych, złych przeczuć. Dokąd jednak dotrą, jeśli czarne chmury zawisną nad rodem sprawującym w Karlgardzie władzę? Z ich dwojga, to przecież Ushbar miał stanowić solidną podporę dla cesarstwa. Jeśli już na wstępie zacznie mieć wątpliwości, nie ma mowy, żeby Awaren zdołał zachować jakiekolwiek opanowanie!
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

122
POST BARDA
Elfi mag prawdopodobnie spodziewał się wybuchu złości, częściowo może stłumionego ze względu na towarzystwo. Wypowiadając swoje wyznanie, jakim być może w ogóle nie planował się dzielić z Ushbarem, nie tylko teraz, ale w ogóle nigdy, mógł oczekiwać słusznej furii. Książę zareagował jednak zupełnie inaczej: długo milczał, wpatrzony w plecy siostry, zanim wyrwało się mu całkowicie niespodziewane i absolutnie dla Awarena szokujące parsknięcie śmiechem. I gdy elf uniósł na niego wzrok, zobaczył na jego twarzy szczere rozbawienie, jakby Ushbar usłyszał właśnie wyborny żart. Ork na krótką chwilę odwzajemnił jego spojrzenie, chyba po raz pierwszy tak, jakby faktycznie widział obok siebie kogoś wartego swojej uwagi, a nie irytującego, uczepionego własnej nogi byłego niewolnika. Trwało to może dwa uderzenia serca - czyli bardzo krótko, biorąc pod uwagę, jak w jakim tempie łomotało to tkwiące w klatce piersiowej Awarena - zanim ten niezwykły kontakt wzrokowy został przerwany. Gdyby mag nie wpatrywał się w swojego suwerena z absolutnie pełnym skupieniem, oczekując choćby najmniejszego drgnięcia mięśnia żuchwy, świadczącego o wściekłości, mógłby pomyśleć, że mu się to przywidziało. Mimo to, upragnionego komentarza się nie doczekał. I choć wiedział, że wcześniej czy później ten temat zostanie poruszony ponownie, gdy kilka kroków przed nimi nie będzie znajdowała się Morna, a jeszcze dalej sam cesarz i jego mag, tak ten krótki śmiech musiał świadczyć o czymś dobrym, prawda? Zresztą w świetle obecnych wydarzeń dotychczasowe wyczyny Awarena miały w gruncie rzeczy niewielkie znaczenie.
Kolejne parsknięcie śmiechem rozbrzmiało w chwili, w której przyznał, że zapewne nie powstrzymałby się przed próbą dostania się i na to spotkanie... a potem Ushbar westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią, ostatecznie już tracąc resztki rozbawienia.
- Akademia pewnie nic nie wie. Trzeba będzie ich poinformować - mruknął. - Tak czy inaczej, zostaw te przypuszczenia na czas spotkania.
Sporą wadą księcia było uparte zatrzymywanie większości swoich myśli dla siebie, podczas gdy jego doradca usiłował wyciągać wnioski z całej reszty, z czego się dało - z mimiki jego twarzy, z postury, z emocji kryjących się w spojrzeniu. Teraz nie było inaczej. Ushbar zamilkł i choć wyraźnie usiłował choćby częściowo przetrawić to, co się właśnie wydarzyło, swoimi przemyśleniami się nie dzielił. Przynajmniej dopóki nie dotarli na miejsce.

Pracownia Yroha była wszystkim, czego mógł pragnąć Awaren. Czy gdyby Ushbar zasiadł na tronie, on przejąłby te komnaty, jako cesarski mag, czy nadal zajmowałby je stary ork? Światło wpadające przez wysokie, zdobione barwionym szkłem okna, rzucało tęczowe odblaski na kamienną podłogę, na której wymalowano wzory i runy, na pierwszy rzut oka wyglądające jak trwały krąg do teleportacji w konkretne miejsce. Zaraz za nim ustawione było ogromne biurko, po lewej stał okrągły stół z sześcioma krzesłami wokół i właściwie nie było tu niczego więcej... poza zakrywającymi całe dwie ściany, sięgającymi sufitu regałami, po brzegi wypełnionymi wiedzą. Księgi, pisma, dzienniki, zwoje, mapy, stare i nowe pergaminy, w nieprzebranych ilościach, zbierane zapewne przez lata, jak nie całe dekady. Gdyby Awaren chciał przeczytać wszystko, co posiadał Yroh, zajęłoby mu to z rok czasu, zakładając, że nie robiłby w tym czasie niczego innego. W przeciwległej ścianie umieszczone były drzwi, prowadzące dalej, zapewne do części sypialnej komnat maga.
Wszyscy bez zastanowienia skierowali się do stołu, kolejno zajmując przy nim miejsca - najpierw Buliar, potem Yroh, Morna, na końcu Ushbar. I choć wciąż dwa krzesła pozostawały puste, nikt nie zasugerował Awarenowi, by zasiadł na jednym z nich.
- Co tu robi ten elf? - warknęła orczyca, rzucając mu nieprzychylne spojrzenie i tym samym zwracając na niego uwagę reszty.
- To Awaren Foighidneach, mój doradca - odpowiedział jej Ushbar chłodno. - Uznałem, że warto byłoby go wysłuchać.
- Hoho, to teraz książę Ushbar ma własnego doradcę? To musi być przykre, samemu nie potrafić już myśleć.

Kąciki ust księcia powoli powędrowały w górę, w nieprzyjemnym uśmiechu. Szybko okazało się jasne, co go wywołało - cesarz odchrząknął karcąco, absolutnie lodowatym spojrzeniem sprowadzając córkę do parteru. Buliar też zabrał ze sobą doradcę z bankietu. Jej komentarz przy tym stole był wyjątkowo nietrafiony. Ta wymiana trwała jednak zaledwie chwilę, bo potem wzrok wszystkich padł na elfa... i długo się nie odwrócił.
- Powiedziałeś, że przemówił do nas Sulon - odezwał się w końcu stary ork. - Yroh uważa tak samo. Jeśli żyjemy w czasach, w których mówią do nas bogowie, złe to będą czasy.
Cesarz w końcu westchnął i przeniósł spojrzenie na syna.
- Musimy zrozumieć, o czym mówiła. Co nadchodzi spod ziemi.
- Trzeba zmobilizować wojsko
- wtrąciła Morna, uderzając otwartymi dłońmi o blat stołu. Złote bransolety na jej przedramionach zagrzechotały. - Wysłać temu czemuś naprzeciw, cokolwiek to jest.
- Najpierw musimy wiedzieć, skąd i co nadchodzi
- sprzeciwił się Ushbar.
- Siedzieć na dupie i czekać? Doskonała taktyka - prychnęła orczyca. - Twój elfi doradca ci ją podsunął? O, chciałeś, żebyśmy go wysłuchali. Co masz takiego mądrego do powiedzenia, elfie? Słuchamy.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

123
POST POSTACI
Awaren
Zanim jeszcze bankietowe wydarzenia przybrały zwariowany obrót, Awaren zgodnie z zaleceniami Khadi zdążył uszczknąć paru lekkich potraw. Z czystej przezorności starał się nie raczyć niczym, po co wcześniej nie sięgnął ktoś przed nim. Teraz jednak wcale nie był do końca pewien, czy jego starania cokolwiek dały. Coś bowiem zdecydowanie MUSIAŁO być w jego jedzeniu! Jak inaczej wytłumaczyć równie dzikie halucynacje?! Ushbar się przecież NIE ŚMIAŁ! Nie obdarzał przychylnymi spojrzeniami i nie okazywał otwartego rozbawienia! To znaczy, jasne, był do tego jak najbardziej fizycznie zdolny. Dokładnie tak samo, jak każdy inny, poprawnie funkcjonujący humanoid. Potrafił się szczerze śmiać oraz reagować w sposób bliski przyjaznemu, jeśli tylko chciał. Wiedział, bo miał okazję tego doświadczyć kilka razy - gdy ork nie zdawał sobie sprawy z jego obecności lub po prostu o niej zapomniał, co też miało dość często miejsce we wcześniejszych latach. Sęk w tym, i Awaren świetnie zdawał sobie z tego sprawę, że nigdy akurat przy nim nie czuł się dostatecznie... Beztrosko. Ciężko było o swobodę w towarzystwie kogoś, komu nigdy dostatecznie się nie ufało. Właśnie dlatego to, co widział i słyszał, musiało być sprawką jakichś szalonych, wywołanych zaprawionym jedzeniem halucynacji!
Niczym w amoku, przyglądał się Ushbarowi jeszcze długo po przeminięciu tej niesamowitej wizji. Niezależnie od tego, ile prawdy było w tej krótkiej, ale jakże zapierającej dech chwili, wciąż nic nie wskazywał na to, żeby miał zostać ukarany. Nic nie świadczyło o tym, że czeka go droga przez ból i mękę. W każdym razie jeszcze nie. Nie tu i nie teraz. Pomijając trudne do wytłumaczenia roztargnienie, na kilka wariackich uderzeń własnego serca był w stanie poczuć także lekkość, której rzadko doświadczał w tutejszych murach. Ulotną, ale za to prawdziwszą, niż cała akcja tocząca się dookoła Marii Eleny i-... O! Drugi raz! Drugie parsknięcie! Zarejestrowane i zapamiętane!
- Jak sobie życzysz - odpowiedział cicho, mając bardzo niemądrą ochotę głupio się do siebie uśmiechnąć wbrew powadze sytuacji. Rzecz jasna nic takiego nie zrobił. Wciąż miał przy sobie resztki zdrowego rozsądku!

Przechodząc próg pomieszczenia, którego poza sypialnymi komnatami Buliara chyba jako jedynego w całym pałacu nie odważył się nigdy przestąpić, musiał się mocno pilnować, żeby nie zacząć wzdychać z zachwytu. Tym razem puls skoczył mu pod niebiosa z zupełnie innego powodu. Powodów! Wielu powodów! Rozmieszczonych, jak okiem sięgał od jednej ściany do drugiej! Ah, jak cudownie musiało być obejmować pozycję prawej ręki samego cesarza! Orkowy mag z całą pewnością nie musiał się martwić groźbą przypadkowego utonięcia w tonach piętrzącej się na ciasnej przestrzeni dokumentów, gdyby przypadkiem trącił jakiś zbyt wysoki stos. Awaren szerokimi oczyma chłonął każdy element i każdy szczegół, na dużo dłużej zatrzymując się na regałach pełnych ksiąg. Nogi wręcz rwały się, aby podbiec i położyć dłoń na choćby jednym tylko tomiszczu! Tomie. Tomiku chociaż! Hm, możliwe, że jednak jakieś przypadkowe, stłumione westchnięcie lub dwa wyrwały się wbrew najszczerszej chęci powstrzymania ich.
Zanim się zorientował, zajął swoje standardowe miejsce nieco za plecami Ushbara, jak to miał w zwyczaju, gdy jeszcze dotyczył go przywilej wleczenia się za nim niczym cień. Także na różnorakie, mniej oczywiście istotne narady lub zgromadzenia. Nigdy by raczej nie pomyślał, żeby usiąść obok ani nawet naprzeciw swego władcy, o ile nie padłoby polecenie. Co dopiero siadać przy jednym stole z najważniejszymi osobistościami w całym Karlgardzie, o ile nie Urk-hun! ...O bogowie. O Sulonie! Czy on właśnie aby nie był na cholernie ważnej naradzie z cholernie ważnymi przedstawicielami orkowej rasy?! Bez kamuflażu?!
Przełykając ciężko i prostując się niczym struna, gdy jego obecność została jako pierwsza wytknięta przez Mornę, usilnie starał się nie kulić ani nie chować perfidnie za Ushbarem. Pokazywanie się od swojej tchórzliwej strony nie wyglądałoby dobrze dla jego pana. Nie przed ojcem i siostrą. Z tego też powodu, unikając bezpośredniego spojrzenia rozeźlonej panny, przycisnął jedną dłoń do klatki piersiowej i pospiesznie skłonił się w ramach okazania szacunku. Bez pozwolenia nie planował się jednakowoż odzywać. Nie jemu zresztą zadawano na razie pytania. Poza tym, jakkolwiek niekomfortowo by się czuł przez pozostawania cicho, udzielone przez Ushbara odpowiedzi były... Bardziej niż pochlebne! Nieważne, czy wymuszone przez sytuację, czy nie! A jeśli sprawiły, że nieco mocniej wypiął swoją chudą klatkę piersiową, nikt nie miał prawa go winić! Nieco trudniej przyszło mu za to nie okazywać niezadowolenia, gdy Morna otwarcie kpiła ze swojego brata. Był to pierwszy raz, kiedy słyszał coś podobnego. Nic dziwnego, że dolna powieka jego lewego oka zadrgała w nerwowym tiku raz czy pięć. Co za parszywa ogrzyca! Gdyby nie dzielili krwi, splunąłby na przodków i kolejne pokolenia jej rodu! Dotychczas jedynie bał się orczycy, ale powoli zaczynał jej po prostu nienawidzić.
Jego złość prędko co prawda ostygła, kiedy więcej uwagi skierowało się w jego stronę. Kto by pomyślał, że ktokolwiek spróbuje pytać go o opinię. Gdyby jako pierwszy zrobił to Buliar, możliwe, że w nerwach nie potrafiłby przez długi czas znaleźć odpowiednich słów. Całe szczęście, nie cesarz starał się go przycisnąć. Starało się o to babsko, którym coraz szczerzej pogardzał za jej bezczelne i niegodne urodzenia zachowanie.
Łapiąc głęboki wdech i przywdziewając uprzejmy uśmiech, Awaren złożył dłonie nieco poniżej mostka, aby nie kusiło go nerwowe wyginanie i wyłamywanie palców.
- Czy moje słowa rzeczywiście okażą się mądre, mogę jedynie pozostawiać do oceny szanownym zebranym - udało mu się nawet zacząć bez zbędnych zająknięć! Świetny początek, oby tak dalej! - Jeśli miałbym cokolwiek poradzić, z pewnością nie byłoby to pochopne rozrzucanie armii w przypadkowych kierunkach - kontynuował, spoglądając raczej nerwowo w stronę cesarza i jego doradcy, aniżeli Mornę, której propozycję pragnął obalić choćby i z durnej tylko przekory. Co nie znaczyło, że chciał stracić animusz, jeśli ta spróbuje posłać mu wyjątkowo wredne lub wściekłe spojrzenie! Nie radził sobie z nimi zbyt dobrze. Nie radził sobie wręcz wcale. - Zaproponowałbym raczej próbę zlokalizowania zagrożenia i zdobycia o nim informacji, które mogłyby być kluczowe. Zważywszy na warunki panujące na terenach otaczających miasto, uhh, użycie gońców może nie być idealnym rozwiązaniem, ale, umm... - przygryzł na moment usta i spuszczając oczy, tym razem celowo udając głowiącego się aniżeli faktycznie się głowiąc tylko po to, żeby zaraz poderwać łepetynę. Odrobinę zbyt gwałtownie, ughh, aż mu się w niej nieprzyjemnie zakręciło. - Gdy... Gdy doszło do trzęsienia, które wszyscy odczuli w trakcie bankietu, potężne pokłady nienaturalnej, magicznej energii przez długi jeszcze czas zdawały się przepływać głęboko pod powierzchnią ziemi. Ten uniżony sługa byłby zaskoczony, gdyby tego samego nie poczuło wielu innych magów oraz adeptów Karlgardziej Akademii. Zważywszy na liczne talenty, które są tam kształcone, być może byłby rozsądnie przemyśleć próbę nawiązania współpracy? Niewykluczone, że ci, którzy czerpią swą energię z żywiołu ziemi, będą zdolni do zlokalizowania źródła, o którym mo-mowa.
Przy ostatnich dwóch zdaniach mógł nieco spanikować i wyrzucić je z siebie w nadmiernym pośpiechu, ale fakt, że nie piszczał w przerażeniu, jakby mu jaj-... jakby go ściskano imadłem, wciąż należało uznać za spory sukces. ...Nieźle się przy tym swoją drogą spocił na karku. Wciąż przerażająco było przemawiać przed tymi wszystkimi orkami!
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

124
POST BARDA
Morna nie wyglądała na zadowoloną z faktu, że elf miał coś wartościowego do powiedzenia, acz Awaren miał niejasne wrażenie, że nawet gdyby przyznał jej rację, twierdząc, że rozesłanie wojsk na cztery strony świata jest genialnym strategicznie rozwiązaniem, uznałaby go za idiotę. Jej żółte oczy świdrowały go intensywnie, z każdym jego słowem coraz bardziej negatywnie względem niego nastawione, choć nie wydawało się to możliwe. Mag nie wiedział tylko, czy wynika to z jej ogólnej niechęci do przedstawicieli jego rasy, czy konkretnie z jakiegoś powodu do niego. Czyżby natychmiastowe zanegowanie jej propozycji miało z tym coś wspólnego?
- To chciałem zaproponować. Wysłać kilka zwiadów. Niewielkich, maksymalnie pięcioosobowe grupy, żeby niczym nie były spowalniane. Nie usiedzisz w miejscu, więc możesz wybrać się z jedną z nich - powiedział Ushbar siostrze, która tylko strzeliła w jego stronę niezadowolonym spojrzeniem. Mniej niezadowolonym, niż przedtem, mimo wszystko. - Ja też mogę.
Deklaracja księcia miała dla Awarena dość oczywiste przyczyny: tutaj, w pałacu, ktoś nieustannie czyhał na jego życie. Poza jego murami, z dala od intryg i wiszących nad nim zagrożeń, przeklętych amuletów i zdrad, paradoksalnie będzie bardziej bezpieczny. Choć wydarzyło się właśnie coś wielkiego i zbliżała się przerażająca niewiadoma, Ushbar zmęczony był nieustannym spoglądaniem przez ramię. Zwiad w towarzystwie kilku sprawdzonych osób zdjąłby pewien ciężar z jego ramion.
- Elf Awaren mówi prawdę - potwierdził jego dalsze słowa Yroh, przenosząc wzrok na cesarza. - W trzewiach ziemi obudziła się obca magia. Zła magia. Zwykle, gdy czuję jej wibracje, jest to raczej... neutralne uczucie. Teraz nie było neutralne. Było bardziej pierwotne. Jakby nie pochodziło z naszego planu. Jestem pewien, że na Akademii zawrzało.
Książę tylko przez chwilę wyglądał na zaskoczonego. Mógł nie zdawać sobie przecież sprawy z tego, że dla osób wrażliwych na magię była to tak przełomowa sytuacja. Sądził, że Akademia Karlgardzka nie ma o niczym pojęcia, tymczasem to właśnie uniwersytety magiczne były tymi pojedynczymi miejscami, w których niemal wszyscy zdawali sobie sprawę ze skali wydarzenia, nawet jeśli nie mieli widzącej, która zapowiedziałaby im zagładę całego znanego im świata.
- Udam się tam później - zaoferował Yroh, gestem głowy wskazując pustą przestrzeń swojej pracowni, której jedyną cechą charakterystyczną był wyrysowany na podłodze runiczny krąg. Wnioski nasuwały się same, ork posiadał możliwość przenoszenia się za jego pomocą właśnie tam. - Akademia nie podlega Cesarzowi bezpośrednio, ale niezależnie od wszystkiego, jestem pewien, że w tym przypadku cele będziemy mieli wspólne. Sądzę, że spotkanie z rektorem uda mi się umówić jeszcze dziś, może jutro. Poproszę go o przybycie ze mną tutaj, żeby mógł rozmówić się z Waszą Wysokością.
Buliar skinął głową z aprobatą. To był dobry plan.
- Ja czerpię z żywiołu ziemi - Yroh zwrócił się nagle do Awarena.
W jego spojrzeniu nie było wrogości. W przeciwieństwie do wszystkich dotąd spotkanych przez maga orków, ten jeden nie wyglądał, jakby czuł się od niego lepszy. Jeśli jednak studiował na Akademii, spędził wiele lat wśród przedstawicieli innych ras, nie tylko swojej własnej. To uczyło otwartości. Fakt, że elf nie siedział, tylko stał, podczas gdy pozostali zajmowali miejsca przy stole, też w gruncie rzeczy sprawiał, że mógł na chwilę zapomnieć o tym, jak bardzo normalnie nad nim górowali.
- To słuszna koncepcja, elfie Awarenie. Jeśli cesarz się zgodzi, spróbuję później opuścić pałac i oddać się medytacji na nagiej skale. Być może będę w stanie wyczuć kierunek płynącej pod ziemią magii.
- Czy będziesz w stanie odnaleźć w ten sposób samo jej źródło?
- spytał Ushbar.
- Wątpię. Ale kierunek znacząco zawęzi obszar poszukiwania.
- A o co chodziło z tym, że widzący już kiedyś pomógł?
- odezwała się nagle Morna, odwracając wreszcie spojrzenie od Awarena i przenosząc je na Yroha. - Coś podobnego już kiedyś się wydarzyło?
- Nie wiem. Mam pewne... przypuszczenia. Ale musiałbym spędzić wiele godzin w księgach
- mruknął ork z namysłem i przesunął spojrzeniem po swoich zbiorach. - Nie jestem w stanie przeprowadzić skutecznych badań opartych wyłącznie na własnych domysłach.
Morna prychnęła z pogardą, jakby mag przyznał się właśnie do słabości, a nie wyjaśnił jej, jak funkcjonują historia i nauka. Zastukała ze zniecierpliwieniem palcami.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

125
POST POSTACI
Awaren
Czując na sobie przeszywające spojrzenie Morny, Awaren gotów był przyznać, że nie postąpił najrozważniej, kiedy wybierał otwarte i głośne powątpiewanie w słuszność jej propozycji. Niepotrzebne zniechęcanie do siebie osób większych i silniejszych nie należało z reguły do jego priorytetów. Zwłaszcza tych z władzą i możliwościami! Mógł to wszystko zrobić w dużo bardziej pokojowy sposób. Mógł ot choćby zacząć od kilku trafnych komplementów, zachwalić brawurę orczycy, zanim pokornie zaoferowałby innej opcje. Lizusowatość nie bez powodu była jego osobistą specjalizacją. Dlaczego więc nagle postanowił zachować się wbrew własnej naturze? Cóż. Ponieważ nawet jak na niego wydawało się to poniżej najniższego poziomu krytyki! A to już naprawdę coś oznaczało, kiedy było się równie nisko, jak on! Wyobrażenie zmuszenia się do uległości wobec tej... tej...! Ughhh! SZKARADY(!), wywoływało w nim nieoczekiwanie silne obrzydzenie do własnej osoby. Czy mógł to być efekt uboczny wystawienia się na działanie przeklętego medalionu sprzed paru godzin? Nie był pewny, ale wytłumaczenie wydawało się na daną chwilę dostatecznie wygodne. Jeśli w przyszłości spadnie więc na niego gniew Morny za ewentualną zniewagę, będzie miał na co zrzucać winę!
Propozycja, z jaką wyszedł z kolei Ushbar, była jak najbardziej słuszna, zrozumiała i... Diabelnie dla niego niewygodna!!! Tak, ork niewątpliwie potrzebował odskoczni od szalonych wydarzeń w pałacu, wrażenia ciągłego dyszenia mu w kark przez skrytych w cieniu wrogów... Okazji do rozładowania się. Do walki, możliwości zdystansowania się lub zwyczajnego odetchnięcia z dla od Karlgardu. Problem w tym, że samego Awarena stawiało to w diabelnie niekorzystnej pozycji. Z jednej strony wolałby nie spuszczać księcia na zbyt długo z oka, dopóki wszystkie wątpliwości nie zostaną rozwiązane. Z drugiej - przecież nie zabierze się z nim i nie zostawi kwestii amuletu oraz Zhoga zawieszonych w czasie, żeby raz kolejny stracić świeży trop, dając przy okazji sprawcom dodatkowy czas na swobodne działanie. Nie wspominając o tym, że nijako nie nadążyłby za szybko poruszającą się bandą orków - czy to piechurów, czy to jeźdźców. Nie na pusty. Nie w pełnym skwerze. No i był raczej beznadziejnym jeźdźcem. Wszelkie zwierzęta oraz stworzenia transportowe, wydawały się go z miejsca nie lubić. Niemal zawsze usiłowały kopać lub gryźć!
Namiętnie powstrzymując się od przestępowania z nogi na nogę, niepewnie, ale jednocześnie ze swoistym podekscytowaniem skierował wzrok z kolei ku cesarskiemu doradcy, którego do dziś dnia unikał przecież niczym ognia tylko przez pozycję oraz siłę, jakie reprezentował. Jego słowa najpewniej nie zostałyby wzięte pod uwagę z taką samą powagą, gdyby nie poświadczenie ze strony Yroha. I choć nie miało to nic wspólnego z sympatią, a jedynie wspólnymi interesami, stanowiło w dalszym ciągu ogromną pomoc. Mężczyzna wydawał się inny, niż Awaren tego po nim oczekiwał. Mniej arogancki. Mniej przytłaczający w całej okazałości. Gdyby tylko móc zbliżyć się do kogoś jego pokroju, z możliwościami i znajomościami, jakie posiadał... Czy dopadnięcie konspiratorów czyhających na życie księcia nie stałoby się dużo łatwiejsze?
Wzdrygając się, ale uciekając spojrzeniem tylko na moment, kiedy Yroh zwrócił się do niego bezpośrednio, szybko pokłonił przed nim głowę w wyrazie wdzięczności. Woah! To było trochę straszne! I stresujące!
- J-Jeśli będzie coś, w czym mógłbym służyć pomocą w tej naglącej sytuacji-... Za pozwoleniem Jego Książęcej Mości, naturalnie! Z wielką chęcią jej udzielę - usłyszał swój własny głos, wypowiadający myśli, których wcale nie zamierzał tak naprawdę uzewnętrzniać.
Ryzyko wplątania się w dodatkowe obowiązki i zagadki nie było do końca tym, czego pragnął na dany moment, ale biblioteczka Yroha...! Biblioteczka Yroha sama się na niego patrzyła! Był tylko elfem! Słabym i podatnym na pokusy losu! Jeśli coś stało na równi z jego instynktem samozachowawczym, to była to potężna, pierwotna dla jego ludu chęć zgłębiania wiedzy. Jego szanse mogły być niewielkie, ale teraz, kiedy powiedziane zostało co zostało powiedziane, mógł równie dobrze dalej brnąć w dół, który pod sobą kopał i nie wychodzić na pochopnie rzucającego słowa na wiatr głupca.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

126
POST BARDA
Całkiem możliwe, że nawiązanie współpracy z Yrohem nie było zupełnie poza zasięgiem Awarena. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, nigdy nie próbował, zakładając, że orczy mag będzie traktował go jak wszyscy - jako gorszego, jako byłego niewolnika. Jako elfa. Tymczasem nie wyglądało, jakby fizjonomia Foighidneacha miała dla niego jakiekolwiek znaczenie. Skoro Ushbar przedstawił go jako swojego osobistego doradcę, to chyba musiał coś sobą reprezentować i było to dla Yroha wystarczające poświadczenie.
Książę zerknął na elfa przez ramię, a potem przeniósł wzrok na orka. W jego głowie też kręciły się trybiki, snujące przypuszczenia, rozważające możliwości i potencjalne sposoby na rozwiązanie wszystkich ich problemów.
- Nie mam nic przeciwko - odezwał się w końcu. W reakcji na te słowa grzbiety książek niemal uśmiechnęły się do Awarena, a do jego nosa dobiegł błogi zapach zwiniętych w rulony pergaminów. Cała ta wiedza na wyciągnięcie ręki! Nawet jeśli mieli skupić się na konkretnych badaniach, to wciąż był zupełnie nowy świat, który stawał przed nim otworem.
Cesarski mag skinął głową.
- Z pomocą będę działać dużo szybciej. Dziękuję, książę.
- ...Rzecz w tym, że przed przepowiednią Marii Eleny elf tak czy inaczej miał dużo na głowie. Oddelegowałem go do... pewnych obowiązków
- zerknął na Mornę. Nie było nic dziwnego w tym, że nie zamierzał mówić o tym w jej towarzystwie, gdy stanowiła główną podejrzaną o zamachy na jego życie. Z drugiej strony, za młodu Awaren naczytał się różnych powieści, w tym mniej lub bardziej kryminalnych i winny nigdy nie był ten, kogo podejrzewało się najbardziej, prawda? - Chciałbym, żeby je kontynuował. Może moglibyście pomóc sobie nawzajem?
- Yroh jest wystarczająco zajęty
- upomniał go Buliar.
- Wszyscy jesteśmy. Może współpraca przyspieszy wyniki.
- Książę ma rację, wasza wysokość
- orczy mag skinął głową. - Jeśli elf Awaren wspomoże mnie w moich badaniach, znajdę odrobinę czasu, żeby wspomóc jego w tym, czym zajmuje się dla księcia. A jest to...?
Niedokończone zdanie wiązało się ze spojrzeniem, uniesionym na elfa. I znów patrzyli na niego wszyscy, mniej lub bardziej przychylnie. W spojrzeniu Ushbara widział nieme polecenie zachowania tajemnicy. Ani cesarz, ani Morna nie musieli wiedzieć o szczegółach; na pewno nie teraz.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

127
POST POSTACI
Awaren
Wyłapując spojrzenie rzucone mu przez księcia, Awaren struchlał w środeczku, niczym królik na widok wilka. O nie. Czyżby jednak powiedział za dużo? Nie w jego intencjach było rozeźlenie lub wpędzenie Ushbara w niekomfortową pozycję. Może powinien od razu zacząć przepraszać za swoją zuchwałość i niepotrzebne wyrywanie się przed szereg? Powinien? Nie powinien? Jak bardzo źle wyjdzie to w oczach pozostałej trójki? Tylko dlatego, że pozwolono mu na zabranie głosy, nie znaczyło, że stał się nagle kimś upoważniony do samowoli. Aaah! ...ah?
Zaciskając mocno usta, aby przypadkiem nie pisnąć w uciesze, Awaren niemal zapragnął uwiesić się na siedzącym przed nim orku. Niemal. Może gdyby nie groziło to złamaniem w pół w następnej chwili. Uwieszenie się na jednej z nóg byłoby znacznie bezpieczniejsze. Robił to w przeszłości tak wiele razy, że doskonale znał ewentualny zakres obrażeń. Nie żeby palił się do robienia za worek do bicia. Na pewno nie dzisiaj! Jego ciało groziło rozpadnięciem się na części pierwsze przy zaledwie jednym plaśnięciu otwartą dłonią. Pozostawało więc zachować gorączkowe podziękowania za zgodę na później i być może nieco ukrócić jeszcze bardziej gorączkowe spojrzenia w stronę biblioteczek. Przynajmniej na chwilę obecną.
Pozostałą tylko kwestia w miarę wygodnego dla nich wszystkich wytłumaczenia względem obowiązków, jakie narzucił na niego książę. Żaden problem! Dało się zrobić! Nie martw się nic, mój panie! Twój pokorny sługa ma wieloletni staż w sypaniu wymówkami z rękawa!
- O-Oh, tak, tak! Oczywiście. Ekhm! Z-Zgodnie z życzeniem Jego Książęcej Mości, od pewnego czasu prowadzę działania mające na celu stworzenie inicjatywy dążącej do zbudowania nowej, solidniejszej formy współpracy z Akademią Karlgardzką, mającą na celu zabezpieczenie zarówno przyszłości cesarstwa, jak i jej studentów - poinformował pospiesznie, przyciskając do ciała złożone na sobie zaraz pod przeponą dłonie.
Wiedział, że od czasu do czasu wzdrygał się mimo najlepszych chęci trzymania się prosto i w miarę stabilnie. Niewiele mógł jednak poradzić na wieloletnie naleciałości oraz własny przestrach związany już z samym przebywaniem w obecnym towarzystwie. Rzadko kiedy też więcej niż jedna osoba na raz zwracała na niego w ogóle uwagę. Jego nerwowość musiała w ostateczności wyjść na wierzch. Potrafił może i z miejsca przywołać krokodyle łzy, ale z zachowaniem stoickiego spokoju i opanowania było już niestety dużo gorzej. Jadaczką z kolei, bez względu na sytuację oraz stan własnego roztrzęsienia, potrafił kłapać tyle, ile musiał, a nawet więcej.
- Inicjatywa ta, umm, wyszła w pewnym sensie z przypadku, j-jeśli wolno mi tak mówić! Doszło do rozpowszechnienia oraz handlu pewnym typem niebezpiecznych artefaktów, których twórcą, sądząc po dotychczasowo zebranych poszlakach, najprawdopodobniej są osoby pracujące lub uczące się na Akademii. Dwa takie artefakty trafiły... Trafiły na tereny pałacu. Pierwszy został zniszczony, zanim zdążono się mu przyjrzeć. Drugi znalazłem osobiście stosunkowo niedawno, czego efektem jest, ah, mój niezbyt szczęśliwy dzisiejszego wieczoru stan... - to mówiąc, z lekko skrzywionym uśmiechem wskazał po sobie jedną ręką. Zawsze wyglądał słabo, ale dzisiaj z całą pewnością znać po nim było chorowitość. Na swoje nieszczęście widział to w lustrze. - Artefakty nie są groźne dla wszystkich. Poczynione zostały oczywiście odpowiednie kroki, uniemożliwiające zaszkodzeniu Waszej Cesarskiej Mości! Problem jednak pozostaje, a jeśli pozwolić mu się rozwijać, z całą pewnością zaszkodzi i utrudni życie wielu w zapowiedzianej przez Marię Elenę przyszłości. Jeśli szanowny Yroh zechciałby udzielić mi wsparcia, jestem pewien, że sprawa zostanie rozwiązana dużo sprawniej!
Starał się nie mówić za szybko, choć w pewnych momentach było to nieziemsko trudne. Presja otoczenia podsycała jego nerwy i wewnętrzną obawę o niedopatrzenia. Nie mógł do końca skłamać, by nie narazić się w przyszłości zarówno orczemu magowi, jak i jego panu. Sprawy będą wymagały koniec końców skonkretyzowania, jeśli faktycznie dojdzie między nimi do współpracy. Nie mógł jednocześnie podać całej prawdy. Nie przy wzroczącej krzywo Mornie, na którą tym razem zerkał od czasu do czasu, by sprawdzić, czy zareaguje na jego opowieść w jakikolwiek, podejrzany sposób. Zagrożenie ze strony rzekomych "artefaktów" nie mogło być też przesadzone, żeby nie padło na Ushbara oskarżenie o niedopatrzenie i niepoinformowanie swego ojca o sytuacji.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

128
POST BARDA
Rzucanie się Ushbarowi na szyję, czy dziękczynne przywieranie do jego nogi nie było obecnie najrozsądniejszym wyborem. Z jakiegoś powodu książę przedstawił go zebranym z większym szacunkiem, niż ten, do którego był przyzwyczajony, więc powinien zachowywać się stosownie. Całkiem możliwe, że tylko dlatego Morna nie postanowiła skręcić mu karku w próbie poprawienia sobie nastroju, a cesarz nie polecił go stąd wyrzucić. W dowolnej kolejności. Ale był tutaj osobistym doradcą Ushbara, więc wysłuchiwany był tak, jakby jego słowa miały równą wagę ze słowami Yroha.
Jego długi i zawiły monolog naturalnie sprawił, że cesarska córka warknęła z irytacją, najpierw gdzieś w połowie jego wywodu, a później ponownie, kiedy skończył mówić.
- Nie po to się tutaj zebraliśmy! - oburzyła się, zanim ktokolwiek zdążył skomentować słowa Awarena. - Elfia widząca zapowiada zagładę świata, a wy rozmawiacie o artefaktach! Co to zmienia, czy studenci na Akademii będą bezpieczni, czy elf będzie w dobrym, czy złym stanie! Nie o tym mieliśmy rozmawiać!
Yroh przez chwilę jeszcze przyglądał się drugiemu magowi z nieukrywanym zaciekawieniem, ale w końcu, po długim milczeniu, westchnął i przeniósł wzrok na kobietę. Trudno było odmówić jej racji... przynajmniej częściowo. Z pewnością jednak obaj podzielali tę samą opinię, mówiącą, że dużo łatwiej ustalałoby im się cokolwiek bez Morny, miotającej się przy stole niecierpliwie - nawet jeśli żaden nie wypowiedział tej myśli na głos, by nie urazić ani cesarskiej córki, ani samego cesarza.
- Twój elf bardzo dużo mówi - mruknął Buliar do syna. - Dużo słów, mało treści.
- Wiem.

Władca zastukał palcami o blat stołu i zamknął na moment oczy, pogrążając się w swoich przemyśleniach. W pracowni zapadła cisza, niezmącona absolutnie żadnym dźwiękiem, poza oddechami zebranych. Chwilę zajęło Awarenowi zrozumienie, dlaczego było to tak niepokojące - okna były otwarte, by świeże powietrze mogło wpadać do środka, a w ogrodach mieszkało przecież mnóstwo ptaków. Teraz nie śpiewał ani jeden.
- Dzisiaj Yroh uda się na medytację - zadecydował w końcu Buliar, otwierając oczy. - Spróbuje wyczuć kierunek, z którego płyną wibracje złej magii. Jutro z samego rana będziecie mogli wyruszyć na zwiad. Do tego czasu zbierzcie sobie ludzi i zorganizujcie dodatkowe grupy, jakie mają wyruszyć poza wami, bo dwie to zbyt mało. Bądźcie gotowi na ruszenie w pustynię i wypłynięcie w morze. Jutro z samego rana Yroh i elf zaczną badania, żebyśmy zrozumieli, z czym mamy do czynienia. Przed czym i jak się bronić. Dzisiaj...
Westchnął, a jego brwi zmarszczyły się w strapieniu.
- Dzisiaj nie zrobimy nic więcej.
- Co za bzdura!
- Morna poderwała się, a krzesło, na którym siedziała, przewróciło się z łoskotem. - Nie będę czekać. Wyjeżdżam już dzisiaj. Nie będę tkwić bezczynnie, podczas gdy czarodzieje będą przekładać pożółkłe kartki i pierdzieć w stołki.
- Za godzinę zapada zmrok, głupia dziewczyno
- przypomniał jej Ushbar, czym zasłużył sobie na wściekłe warknięcie. Orczyca doskoczyła do niego i zawisła nad nim z wyszczerzonymi kłami, ale książę nie wydawał się przejęty. Co innego Awaren; w końcu Morna skoczyła też w jego kierunku i zdecydowanie nie był do podobnych zachowań przyzwyczajony przez lata wspólnego życia.
- Uważaj co mówisz, gnoju - syknęła.
- Dość! - zagrzmiał Buliar, zmuszając córkę do wycofania się. Spuściła też trochę z tonu, ale nie usiadła z powrotem. - Zamierzasz się sprzeciwiać mojej decyzji, dobrze.
- Nie ma sensu siedzieć w pała...

- Wyjdź zatem. I jedź dokąd chcesz.
Brak aprobaty w głosie ojca sprawił, że orczyca zapieniła się ponownie i chyba tylko cudem powstrzymała się przed kolejnym wybuchem. Przesunęła spojrzeniem po zebranych, zawieszając je na dłużej na Awarenie i elf mógłby przysiąc, że w jej żółtych oczach widział czystą żądzę mordu... zanim odwróciła się i posłusznie wyszła. Drzwi za nią zamknęły się z łoskotem.
Znów zapadła cisza, która trwała, dopóki cesarz nie westchnął ciężko.
- Jakieś pytania? - spytał niechętnie.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

129
POST BARDA
Wygłaszanie długich, często zawiłych i skomplikowanych monologów, raportów czy wykładów, było czymś, w czym Wysokie Elfy od zarania dziejów znajdowały upodobanie. Związane z filozofią lub poezją dysputy, mogły trwać w złożonym z nich gronie godzinami. Miało to ścisły związek nie tylko z ich kulturą oraz sposobem życia, ale przede wszystkim z jego długością. Wysokie Elfy po prostu miały na to czas. Wiele czasu, którego brakowało innym rasom. I choć ten sam czas zdawał się obecnie dla nich przemijać na łamach historii, nie zmienili wcale swojej mentalności oraz przyzwyczajeń. Swoje dzieci wychowywali w dokładnie ten sam sposób, w jaki wychowywani byli przed setki laty. Awaren nie był wcale odstępstwem od tej reguły. Mówił dużo, a przy tym często niepotrzebnie zawile. Mieszkanie przez lata pomiędzy goblinami oraz orkami, nijako nie zdołały tego z niego wyplenić. Zamiast mówić krócej, często mówił szybciej, starając się zmniejszyć czas przekazywania konkretnych informacji. Nikt nigdy nie usiłował mu wytłumaczyć, że nie jest to tak pomocne, jak sam sądził. Nawet wtedy, gdy Ushbar przerywał mu w połowie wypowiedzi i nakazywał zawęzić wszystko do niezbędnego minimum, sądził, że jest to raczej spowodowane czystą chęcią szybszego pozbycia się go z pola widzenia niż czegokolwiek innego. Nie reakcja Morny więc (dzięki której i tak wydał z siebie stłumione jej krzykami piśnięcie i nieco skulił się za plecami księcia), a raczej słowa cesarza i następujące po nim potwierdzenie Ushbara sprawiły, że przez moment poczuł się niemalże... Zawstydzony? Nie był do końca pewien, ale uczucie, tak czy siak, przyprawiało go o zupełnie inny rodzaj dyskomfortu, niż odczuwalny zwyczajowo strach.
- Najmocniej upraszam o wybaczenie! - wydusił odrobinę zbyt znajomo wysokim tonem, zanim odchrząknął w porę i pochylił głowę. - Zapędziłem się...
Naprawdę szło mu za dobrze, żeby ta chwila mogła trwać wiecznie. Przynajmniej Yroh, w którego stronę spoglądał co rusz, nie wydawał się zniechęcony jego irytującymi nawykami. Huh. Chwalenie dnia przed zachodem byłoby zbyt pochopne, ale być może naprawdę istniała nadzieja, że zdołają znaleźć wspólny język?
Kontemplując przez chwilę w milczeniu, podobnie zresztą jak sam cesarz, Awaren dopiero po jakimś czasie zrozumiał, dlaczego cisza, jaka zapanowała, przyprawiała go dreszcze wbrew ciepłemu dniu. Nieznacznie przekręcając głowę, spojrzał w stronę okien i nadstawił długich uszu. To, co otrzymał w zanadrzu, to jednie mocniejsza fala ciarek na skórze i przyspieszone bicie serca. Z tego też powodu, niemal z ulgą przyjął powrót do problematycznego dla nich wszystkich tematu. Niemal.
Podnosząc głowę, zamrugał szybko kilka razy i zmusił swoje usta do swojego formalnego, acz bladego uśmiechu nr 3. "Z samego rana", rozbrzmiało prześmiewcze, złośliwe echo w jego myślach. "Z SAMEGO RANA", zakwilił zaraz potem jego własny, zrozpaczony głos w głowie, żegnając tym sposobem wolny dzień, jaki miał otrzymać na regenerację swojego, pożal się bogom stanu. Dzień jak co dzień z życia Awarena Foighidneacha, drodzy państwo! Dzień, jak co dzień!
Pozwalając spiętym ramionom opaść w rezygnacji, ale jednocześnie pocieszając się, że przynajmniej przez jakiś czas będzie wykonywał coś, za czym od dawna tęsknił, posłał nawet nieco bardziej naturalny, chociaż wciąż diabelnie nerwowy uśmiech w stronę orkowego maga. Na Sulona, dlaczego nigdy nie trafił na żaden podręcznik, który traktowałby o nawiązywaniu przyjacielskich stosunków z orkami?! To by tak wiele ułatwiło! Nieważne, jak dobrze znał tutejszą kulturę i najbardziej pożądane cechy charakteru, ciężko było się dostosować do standardów, gdzie liczyła się przede wszystkim siła.
Zarządzenia, czy raczej rozkazy, zostały w każdym razie wydane i zdawać by się mogło, że na tym zakończy się spotkanie. Wtedy jednak do akcji ponownie przeszła Morna. Tym razem z dużo większą agresją, niż kiedykolwiek i Awaren tym razem nie był w stanie nijako zignorować paniki, jaką w nim to wywołało. Jak raz złapał się oparcia krzesła Ushbara i uginając kolana, praktycznie się za nim schował. Szeroko otwartymi oczyma obserwował przebieg wydarzeń, gotów i wpełznąć pod stół, przy którym wszyscy siedzieli, jeśli kobieta wykona kolejny ruch. Patrzenie na nią z tej pozycji, z dołu, było dostatecznie przerażające! I o co się tak wściekała?! Ushbar nie starał się jej nawet porządnie obrazić! A mógłby! I dlaczego akurat na niego spojrzała w TEN sposób, kiedy wychodziła?! On nie obraził jej wcale! Ani razu! Nie wprost w każdym razie!!! Jak nic będzie miał po tym zupełnie nową serię koszmarów!
Odetchnąwszy drżąco, kiedy Morna wreszcie opuściła salę, wyprostował się z wolna raz jeszcze. Jedną ręką wciąż kurczowo zaciskając na meblu przed sobą, drugą niepewnie uniósł ku górze.
- Je-... Jeśli wolno - zaczął lekko rozedrganym po całym zajściu głosem i jeśli dostał znak przyzwolenia, kontynuował.- W miarę m-możliwości, proponuję wysłać z każdą grupą zwiadowczą przynajmniej jednego Air'qu, Wasza Cesarska Mość.
Szczerze nie obchodziło go, jeśli Morna nigdy nie wróci ze swojej wyprawy, ale Ushbar ,to już inna sprawa. Obecność przynajmniej jednego, znającego magię orka, nie mogła nikomu zaszkodzić.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

130
POST BARDA
W reakcji na sugestię Awarena, Buliar mruknął coś pod nosem i przeniósł wzrok na Yroha, który skinął głową.
- Znajdę do jutra odpowiednie osoby - zaoferował.
- Dobrze zatem - krzesło zaszurało, gdy cesarz podniósł się od stołu. - Wracam na bankiet, zanim rozpęta się tam panika. Ty idziesz ze mną, Ushbar.
Książę skinął głową i też się podniósł, zmuszając elfa do puszczenia jego oparcia. Zmierzył go enigmatycznym spojrzeniem i przez chwilę stał nad jego skuloną sylwetką, jakby chciał coś powiedzieć, ale szukał właściwych słów, albo zastanawiał się, czy w ogóle powinien. Odkąd dowiedział się o szpiegowaniu Awarena, zachowywał się wyjątkowo dziwnie, traktując go lepiej, niż kiedykolwiek. Jakby nie było to coś karygodnego, za co magowi należała się kara, a coś, co zwiększyło jego wartość w oczach Ushbara. Może gdyby nie to wszystko, do czego doszło na bankiecie, elf miałby okazję na spokojnie porozmawiać z orkiem i omówić ten temat, tymczasem nie było im dane ani to, ani wspólne rozłożenie pierwszej przepowiedni Marii Eleny na czynniki pierwsze, choć przecież mieli taki plan. Jutro rano książę wyruszał w stronę, którą wskaże mu Yroh i nie było wiadome, kiedy wróci.
- Jeśli będziesz dzisiaj ode mnie jeszcze czegoś potrzebował, po bankiecie będę u siebie - powiedział tylko, zanim oparł ciężką dłoń na ramieniu Awarena w prawie sympatycznym geście. Prawie, bo ciężar i brak wyczucia robił jednak swoje.
Gdy cesarz z synem i strażnikami opuszczali pracownie Yroha, ork skłonił głowę w pełnym szacunku pożegnaniu, podnosząc ją dopiero, gdy drzwi za tą dwójką zamknęły się. Zostali sami, we dwóch - elf i cesarski mag, którego ten pierwszy tak usilnie unikał do tej pory. Yroh zerknął na swojego gościa, ale nie wbijał w niego tak przerażająco intensywnego spojrzenia, jak ich dotychczasowi rozmówcy. Przeszedł do niewielkiej komody przy ścianie, z której wyciągnął miedziany dzbanek z długą szyjką i dwa szerokie kubki.
- Hmm. Herbaty? - zaproponował. - Jest już zimna, ale wyglądasz, jakbyś potrzebował zwilżyć gardło, elfie Awarenie. Możesz usiąść.
Czy otrzymał odpowiedź twierdzącą, czy też nie, uzupełnił oba naczynia i postawił je na stole, jeden przed sobą, drugi przed elfem. Napar pachniał słodko czerwonokrzewem.
- A więc doradca księcia Ushbara, tak? Słyszałem o tobie już wcześniej. Widywałem cię w pałacu - przyznał. Mówił spokojnie, jakby prowadził niezobowiązującą pogawędkę. Bo kto wie, może właśnie tak było? Może ta dyskusja wcale nie miała drugiego dna? - Nie wiedziałem, że oficjalnie zajmujesz to stanowisko. Cieszę się, że książę ma wsparcie kogoś uczonego. Jeśli mogę wiedzieć, którą ze Szkół Magicznych ukończyłeś? Widać po tobie, elfie Awarenie, że nie jesteś, hmm, jak to mówią, samoukiem. Zgadywałbym, że ukończyłeś Nowe Hollar, ale nie chcę brzmieć, jakby kierowały mną stereotypy.
Yroh usiadł przy swojej herbacie. Kubek w jego dłoni wydawał się mały, podczas gdy Awaren musiał trzymać go obiema rękami, by nie rozlać zawartości - choć to raczej przez drżenie rąk, czy to ze stresu, czy z wycieńczenia.
- Rozumiem, że magia ziemi nie jest twoją specjalizacją?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

131
POST POSTACI
Awaren
Mając pewność zagwarantowania choćby minimalnego wsparcia magicznego, Awaren przywdział na twarzy pełen wdzięczności uśmiech, ale zanim zdołał wykonać jakikolwiek krok w stronę mniej lub bardziej werbalnego okazania swojej wdzięczności, przyszło mu pospieszne odstąpienie od dotychczas zajmowanego za plecami księcia miejsca. Nie spodziewał się od tego punktu zbyt wiele. Co najwyżej odesłania do swoich komnat w najlepszym razie, nakazaniu wrócenia na bankiet w najgorszym. Tym większe było więc jego zdziwienie, kiedy Ushbar nie po raz pierwszy tego dnia spojrzał na niego bez złości, czy choćby śladowej irytacji.
Nadal nie wiedząc, jak zachować się w tej, zupełnie nowej dla niego sytuacji, niepewnie odwzajemnił spojrzenie własnym - pytającym. Utrzymanie kontaktu wzrokowego było nieco łatwiejsze, kiedy nie czuł się kompletnie przytłoczony przez drugą stronę, choć i wtedy nie zawsze.
Zachowanie księcia było głęboko dezorientujące. Awaren sądził, że z samej obserwacji zdążył poznać go na tyle dobrze, by wiedzieć, że bez dostatecznie dobrego powodu łatwo nie zmieniał swojego nastawienia, zarówno względem osób, jak i podejmowanych decyzji. Była to więc w jego oczach zmiana tak gwałtowna i tak niespotykana w porównaniu, że ciężko było mu w nią uwierzyć nawet wtedy, gdy miał ją tuż przed oczami. Zwłaszcza po porannym przyznaniu się do win. Najpewniej nie było to nic stałego i jakkolwiek niepocieszająca była to myśl, przynajmniej czuł pod jej ciężarem pewny, bo i dobrze znany grunt.
Następne słowa, jakie skierował do niego Ushbar, ani trochę nie pomogły mu się w tym wszystkim odnaleźć. Jeśli to możliwe, poczuł się jedynie jeszcze bardziej skołowany. Mógł-... Mógł, ale nie musiał odwiedzić go po bankiecie...? Jeśli czegoś potrzebował? Tak po prostu? Jak rzadko kiedy, nie potrafiąc odnaleźć odpowiednich słów, pokiwał jedynie energicznie głową na znak zrozumienia, intensywnie wlepiając oczy w orka. Nawet dyskomfort, jaki winien czuć pod absolutnie niedelikatnym, zmuszającym go do lekkiego ugięcia kolan naciskiem na ramieniu, nie był w stanie od razu obudzić go z amoku, w jaki wprawiło go to jedno zdanie.
Spoglądając za oddalającą się dwójką, dopiero po kilku sekundach zdołał przypomnieć sobie o protokole, by podobnie jak Yroh, zgiąć swoje ciało w pół.
- ...! - rozkojarzony i wpatrzony w drzwi jeszcze długo po zniknięciu za nimi cesarza i jego syna, serce Awarena o mało nie wyrwało się z piersi, kiedy głos orkowego maga przebił się przez cichy szum w jego uszach. Kompletnie o nim zapomniał! Co on właściwie jeszcze robi w jego komnatach???
Obracając się nerwowo w stronę Yroha, którego postawa nie wydawała się zmienić, odkąd zostali sami, z pewnym wahaniem odsunął krzesło stojące obok tego, na którym wcześniej zasiadywał jego pan.
- J-Jeśli to nie kłopot, byłbym zobowiązany! Dziękuję - odparł, nie widząc powodu, by odmawiać, a jednocześnie istotnie łaknąć czegoś, czym mógłby zniwelować suchość w gardle. - To odrobinę krępujące... Ale nie do końca wiem, jakim tytułem zwracać się do szanownego Yroha - postanowił zagadnąć, ze zmęczeniem opadając na siedzisko. Wciąż wiele mu brakowało do pełnej regeneracji. - Szanowny Yroh jest najbliższym cesarza Air’qu-shok, ale nazywanie go Sara'qu-shok nadal nie wydaje się dostatecznie stosowne. Ma-Mam na myśli, że szanowny Yroh wyraźnie wykracza ponad standardową rolę Sara'qu-shok?
Rola Yroha w służbie cesarza była wyjątkowa i niestandardowa. Wybiegała ponad odgórnie przyjęte schematy, co było jednocześnie niepokojące, jak i godne podziwu. Obejmując dłońmi zaoferowany kubek, w miarę dyskretnie pociągnął nosem ponad jego brzegami. Zapach był na tyle znajomy, że bez większego sceptycyzmu uniósł go z wolna do ust. Ciężki...
Awaren szczerze wątpił, żeby Yroh naprawdę o nim słyszał, a jeśli już, raczej nie było w tym nic nadmiernie pozytywnego, bo niby jakim sposobem? Przynajmniej starał się być... Miły? Na to wyglądało? W jakim celu, tego jeszcze nie był pewien, ale jeśli istniała szansa, chciał przez chwilę nie przejmować się prawdziwymi intencjami podjęcia takiego, a nie innego tematu.
- Oh - wydał z siebie, splatając pod stołem nogi, aby nie szurać nimi po posadzce w jednym z wielu, podsycanych nerwami odruchu. - Tak, cóż... Umm... Przez długi czas sam o tym nie wiedziałem - zaśmiał się, bo tak właściwie "doradcą" został nazwany przez Ushbara publicznie po raz pierwszy właśnie dzisiaj? Właśnie tutaj??? Oh. Czy to oznaczało, że naprawdę został oficjalnym doradcą? Nie zastanawiał się nad tym wcześniej! Nie było na to czasu ani sposobności! Czy mógł nazwać to awansem? Czy awansował? I czy za sprawą tegoż awansu ostatecznie zażegnał tymczaswe zagrożenie dekapitacji? Tyle pytań raz jeszcze i nadal tak samo niewiele odpowiedzi!
Czując się odrobinę pewniej jednocześnie przez tę nową perspektywę, jak i otwartość orkowego maga, Awaren rozluźnił ramiona i ożywił się nieco.
- Stereotypom w tym wypadku musi najwyraźniej stać się zadość. Nowe Hollar istotnie było miejscem mojej edukacji oraz zamieszkania przez blisko dwadzieścia dwa lata, zanim opuściłem Akademię, a razem z nią i miasto. Specjalizuję się w żywiole wody i jej leczniczych właściwościach, choć od pewnego czasu usiłuję zgłębić tajniki magii opartej na żywiole powietrza. Szanowny Yroh zapewne zgłębiał swoje tajniki na Karlgardziej Akademii? Słyszałem, że tamtejsza biblioteka kryje w swoich zbiorach wyjątkowo rzadkie egzemplarze - jego oczy pojaśniały, rzucając szybkie spojrzenie w stronę kolekcji Yroha na wysokich półkach. - ...Byłoby miło, gdybym kiedyś mógł ją odwiedzić - mruknął już bardziej do siebie, zanim upił kilka większych już łyków zimnej, ale jakże orzeźwiającej herbaty.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

132
POST BARDA
Yroh usiadł na swoim poprzednim miejscu, co sprawiało, że miał teraz Awarena po swojej lewej stronie. Gdy padło pytanie o tytuł, jakim elf ma się do niego zwracać, jeden kącik jego zielonych ust powędrował lekko w górę. Ork splótł przed sobą dłonie, przyglądając się swojemu gościowi z namysłem.
- Jeśli dobrze pamiętam, byłeś niewolnikiem, należącym do księcia Ushbara? - spytał, początkowo zupełnie ignorując wątpliwości elfa. - Z jakiegoś powodu przyprowadził cię do pałacu i zostawił u swojego boku. Ale widzę, że musiałeś ciężko pracować na to, by zasłużyć na zaufanie, jakim darzy cię teraz. Musiałeś też zaznajomić się z tutejszymi zwyczajami. Z tytułami, stanowiskami i wszystkim, z czym wiąże się życie tak blisko rodziny cesarskiej.
Uniósł herbatę do ust i napił się. W dwóch łykach opróżnił pół kubka. Awarena to raczej nie dziwiło. Yroh mógł być uczonym, ale wciąż pozostawał orkiem.
- Nazywam się Yroh Sarog Trugagh, elfie Awarenie. Nie pochodzę z Karlgardu, ale skończyłem Karlgardzką Akademię. Pracowałem z przedstawicielami wielu ras, twojej także. Kiedyś nawet było mi dane odwiedzić Nowe Hollar, dzięki kręgowi do teleportacji. Interesujący to był dzień - skinął głową. - Moja obecność i służba cesarzowi nie do końca wpasowuje się w standardowe schematy, o jakich, jak widzę, zdążyłeś się naczytać. Karlgard to nie są też Czarne Mury. Ani jeden, ani drugi z tych tytułów nie byłby odpowiedni, jak się tak nad tym zastanawiam. Nie wydaję rozkazów, nie zarządzam cesarskimi zasobami. Air’qu-shok... tak, nie da się zaprzeczyć, że nim jestem. Ale długi to tytuł i zupełnie w naszej sytuacji zbędny, nie sądzisz? Nawiązując współpracę z innymi uczonymi, dla różnych celów, nigdy nie rozważałem z nimi tego, jak powinniśmy się wzajemnie tytułować. W gruncie rzeczy to bardzo ciekawe. Sądzę, że możesz zwracać się do mnie bushire, jeśli chcesz. Nie jestem bowiem dla cesarza Buliara nikim, poza służącym radą. Czy ty chciałbyś, żebym tytułował cię w jakiś konkretny sposób? Musisz mi wybaczyć. Elfie zwyczaje nigdy nie znalazły się w zakresie moich badań. Niestety też nie zapamiętałem twojego nazwiska.
Yroh wypowiadał się i zachowywał inaczej, niż wszyscy orkowie, na jakich Awaren dotąd natknął się w pałacu. Lata spędzone na Akademii, wśród uczonych, odcisnęły na nim wyraźne piętno, zarówno w sposobie bycia, jak i wysławiania się. Wyłapał spojrzenie, jakie elf rzucił wysokim regałom, zapełnionym książkami.
- Sądzę, że jako mówiący w imieniu cesarskiego rodu, mógłbyś udać się na Akademię ze mną, elfie Awarenie - zaproponował Yroh, jakby było to coś zupełnie zwyczajnego; kolejna herbata, czy spacer po pałacowych ogrodach. - Ale przejście przez krąg jest wyczerpujące, a ty wyglądasz, jakbyś miał za sobą bardzo duży wysiłek magiczny. Nie sądziłem, że służba dla księcia Ushbara może być tak wymagająca. Jeśli posiadasz rezerwuary vitae, zastanowiłbym się nad skorzystaniem z nich.
Mag uniósł wzrok na najwyższe półki, pokryte kurzem.
- Czy jest jakiś temat, który interesuje cię szczególnie?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

133
POST POSTACI
Awaren
Awaren nie zdziwił się nadmiernie, kiedy Yroh napomknął o jego niewolniczej karierze. Była ona na terenie pałacu zaskakująco wręcz dobrze znana, swego czasu stanowiąc również pożywkę dla wielu niepochlebnych plotek. Z drugiej strony, może właśnie wcale nie tak znowu zaskakująco? W całym Karlgardzie ze świecą szukać było pojedynczej choćby sztuki elfa jego rodzaju. Tymczasem znikąd pojawił się zaobrożowany przedstawiciel tej, rzekomo dumnej rasy, by szlajać się niczym ten smród po gaciach za jednym z cesarskich potomków. Przynajmniej Ushbar miał z tego nieco ubawu i dodatkowego uznania. Bo kto to widział, czy nawet słyszał o Wysokim Elfie za niewolnika? Szczęśliwie, zainteresowanie jego osobą nie trwało nadmiernie długo, kiedy raz za razem dawał wszystkim przykłady tego, jak bardzo brakuje mu jaj hartu ducha. Dopóki działało to na jego korzyść i pozwalało lepiej wtopić się w tło, nie widział w tym oczywiście niczego złego. Teraz jednak, kiedy miał przed sobą kogoś, kto nie tylko nie patrzył na niego z góry, ale też pochodził z podobnych kręgów, otrzymał podobne wykształcenie i chętnie wdawał się z nim w dyskusje na wyższym poziomie? Wspomnienie niewolnictwa nagle zostawiało gorzki posmak na języku. Zwłaszcza w obliczu komplementów, których nigdy przenigdy nie spodziewałby się usłyszeć na swój temat.
Zaciskając mocniej palce na kubku przed sobą, z nieco większym niż zwykle wysiłkiem starał się utrzymać uprzejmy uśmiech oraz kontakt wzrokowy, jednocześnie uparcie walcząc z uczuciem gorąca z tyłu oczu. Co tu dużo mówić, było coś naprawdę dojmującego w fakcie, że jego wieloletni wysiłek potrafił dostrzec ktoś, z kim słowo zamieniał po raz pierwszy w życiu. Ba! Nie byle kim, bo osobą, której unikał równie namiętnie, co gorącokrwistej Morny!
-Ja... Dzi-Dziękuję - udało mu się odpowiedzieć, czując już ciepło nie tylko za oczami, ale także na karku, którego dla odmiany nie zalewał nerwowy pot oraz przy uszach. To dopiero nowość. - Nigdy bym się nie spodziewał, że szanowny Yroh zdoła zapamiętać drobnego sługę mojego pokroju - przyznał ciszej i z dużo wyraźniejszą dezorientacją, niż zamierzał. Ughh, jeszcze tego brakowało, żeby łzy trysnęły mu tutaj falami z oczu. Nawet jeśli Yroh słyszał o tym, jak wielkim w rzeczywistości był mazgajem, a słyszeć musiał na pewno, to nie znaczyło, że miał ochotę pokazywać się od tej strony już na samym początku. Nie komuś, dzięki komu jego własna praca być może stanie się w najbliższym czasie dużo łatwiejsza. Do bycia żałosnym sobą będzie mógł wrócić, gdy już opuści tutejsze komnaty.
- Prawda jest taka, że niewolnikiem zostałem w rzeczywistości na długo przed spotkaniem Jego Książęcej Mości. Gdyby nie zabrał mnie tamtego dnia ze sobą, zapewne umarłbym na pustyni dawno temu - przyznał, szybko przywracając swojemu głosu normalny ton. Pominął pomoc, jakiej sam wcześniej udzielił Ushbarowi. Nikt nie musiał wiedzieć, że jedynym powodem, dla którego książę nie zostawił go na pewną śmierć, było najpewniej przeświadczenie, że jest mu coś winny. "Życie za życie". Awaren był sobie w stanie wyobrazić, jak krzywo by na niego patrzono, gdyby wyszło na jaw, że zawdzięcza coś równie wielkiego miernocie jego pokroju. - Praca na cesarskim dworze może i rzeczywiście nie była najłatwiejszym, co mnie spotkało... - a z czasem stała tylko jeszcze bardziej wymagająca. - Ale możliwość zgłębienia nowego języka i wiedzy w trakcie kolejnych lat mojego pobytu była akurat z mojej perspektywy najprzyjemniejszą częścią.
Tego też zresztą najbardziej mu obecnie brakowało. Był tak zapracowany, tak zawalony obowiązkami i mnożącymi się w sprawie księcia problemami, że nie tyle snu, co właśnie ukradkowych wypadów do cesarskiej biblioteki brakowało mu ze starej rutyny najbardziej.
Nadstawiając swoich długich uszu, z dużo większą chęcią i jeszcze większą ciekawością przysłuchiwał się z kolei opowieściom oraz tłumaczeniom cesarskiego doradcy. Zaprawdę nie wiedział, jak mocno brakowało mu tego typu konwersacji, dopóki do podobnej ponownie go nie dopuszczono. Khadi mogła być dobrą partnerką do rozmów, ale wciąż brakowało jej tego czegoś, co wspólnie cechowało osoby wysoko wyedukowane oraz lubujące się w zgłębianiu wiedzy. Sposób, w jaki się wypowiadali, był zupełnie inny.
Kiwając od czasu do czasu głową ze zrozumieniem, chwilę trwogi przeżył dopiero wtedy, gdy ork zapytał go, czy powinien go jakkolwiek tytułować. Opcja wydała mu się tak nieprawdopodobna, że aż przerażająco niedorzeczna. Czym prędzej odstawił więc swój kubek, uniósł przed siebie dłonie i pokręcił głową.
- Nie, nie, nie, nie! - zaprzeczył od razu. - Zupełnie nie to leżało w mojej intencji! - zapewnił odrobinę spanikowany. - Nie ma potrzeby tytułować kogoś takiego jak ja! - kontynuował, kompletnie zapominając, że przed momentem określono go jako Ushbarowego doradcę. Pomysł tytułowania go brzmiał po prostu zbyt absurdalnie! I co, jeśli książę o tym usłyszy?! Że wymyślają mu jakieś tytuły bez jego wiedzy?! Za nich nie chciałby się z czegoś takiego tłumaczyć! Nazwał go swoim doradcą, tak, ale czy nie zrobił tego głównie po to, żeby nikt nie kwestionował jego decyzji o zabraniu ze sobą na ważną naradę jakiegoś śmiesznego elfa? - Nawet jeśli przeczytałem wiele ksiąg traktujących o orkowej kulturze, nadal mam pewne braki i-... To tak naprawdę pierwszy raz, kiedy prowadzę rozmowę z kimś na podobnie znaczącej pozycji. Ponad wszystko chciałbym uniknąć nieumyślnego znieważenia... - wyjaśnił, uśmiechając się przepraszająco. - Szanowny Yroh może się więc do mnie zwracać tak, jak uzna za stosowne. Foighidneach, to moje nazwisko rodowe, choć na tutejszych ziemiach za bardzo łamie języki tych, którzy starają się je wypowiedzieć, haha.
Jego wysokość potrafił mimo to wypowiedzieć je z perfekcyjnym akcentem, przeszło mu przez myśl. Nadal nie wiedział, jak się tego nauczył i nie sądził, żeby miał kiedykolwiek szansę się tego dowiedzieć. Zarówno on, jak i Yroh, wydawali się jedyni w swoim rodzaju pośród własnych braci i sióstr. Wciąż było o wiele za wcześnie, żeby ufać temu drugiemu, ale jakaś miła byłaby to odmiana, gdyby nadarzyła się podobna okazja.
- Mógłbym?!- podniósł nieumyślnie głos na dźwięk nowej propozycji, usiłując w swoim zrywie poderwać się z miejsca, co też skończyło się jedynie uderzeniem kolanem o twardy stół. Orkowe krzesła były zbyt ciężkie, żeby drgnęły bez użycia siły, o czym zapomniał. Z syknięciem wrócił z zadkiem na swoje miejsce, ale dłonie pozostawił oparte płasko na stole. - Ah! Przepraszam najmocniej! Miałem na myśli...! Jeśli to nie problem, byłoby ogromnym zaszczytem móc szanownemu Yrohowi towarzyszyć! - zadeklarował się, czując nowe zmęczenie, będące zapewne wynikiem nadmiaru emocji jednego dnia. Zignorował je, zbyt podekscytowany, żeby przejmować się błahostkami. - Zregeneruję tyle energii, ile tylko będę mógł i wykorzystam resztę z tego, co wciąż pozostało w moim rezerwuarze, więc... W-Więc na pewno nie będę dla szanownego Yroha ciężarem! - obiecał, za nic nie potrafiąc odmówić pokusy, jaką przed nim postawiono.
Celowo pominął część dotyczącą jego pracy dla Ushbara. Jeśli cesarski doradca naprawdę zechce mu pomóc z amuletem, będzie miał jeszcze okazję do podzielenia się tymi elementami. Na tyle, na ile uzna za słuszne. Być może godził się odrobinę zbyt łatwowiernie, ale nawet strach przed udaniem się gdzieś portalem z ledwie poznanym magiem nie był dostatecznie wielki, aby pokonać pragnienie odwiedzenia największej skarbnicy wiedzy po tej części kontynentu!
Zwracając tym razem oczy całkiem intencjonalnie w stronę biblioteczki, ale też zerkając co rusz w stronę jej właściciela, zwilżył usta językiem, zanim odpowiedział:
- Uroki mącące umysł, sztuka zaklinania i przeklinana przedmiotów - odpowiedział tak neutralnym tonem, jak tylko mógł. - Być może coś o podstawach zgłębiania magii powietrza, jeśli miałbym okazję na coś trafić oraz, ekhm, symbolika roślin? Symbolika w magii i wieszczeniu. Być może symbolika i znaczenia snów. Nie jestem do końca pewien, co o podobnym znaczeniu udałoby mi się znaleźć.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

134
POST BARDA
Yroh uśmiechnął się i skinął głową, gdy drugi mag dał mu pełną dowolność w kwestii tego, jak chciał być tytułowany. Zostanie więc pewnie elfem Awarenem, dopóki będzie trwała ich współpraca. Nie wyglądał, jakby zamierzał choćby próbować wypowiedzieć jego nazwisko.
- Z pewnością życie tutaj jest dla ciebie czymś nowym, elfie Awarenie. Nauka w Nowym Hollar nie mogła cię do tego przygotować, nieważne ile ksiąg o orczej kulturze tam przeczytałeś. Dopiero cię poznałem, ale prawdę mówiąc widzę, że jesteś wycieńczony. Czy to praca dla księcia jest tak wyczerpująca, czy stało się coś nadzwyczajnego? Nie będę cię tutaj trzymał długo. Będziemy mieli jeszcze czas porozmawiać, skoro czekają nas głębsze badania, zarówno nad tym, o czym opowiedziała Maria Elena, jak i nad artefaktami, o których wspominałeś. Nie chcę zabierać ci wieczoru, jakkolwiek okazał się on dużo bardziej interesujący, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Niestety, nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
W reakcji na wybuch ekscytacji, ork zaśmiał się cicho.
- Nie podejrzewałem, że będziesz dla mnie ciężarem, elfie Awarenie. Założyłem, że przyda mi się wsparcie drugiego Air... drugiego uczonego. Tak jak mówiłem, Akademia Karlgardzka nie współpracuje bezpośrednio z pałacem, osiągnięcie konsensusu może więc okazać się trudniejsze, niż przypuszczamy, mimo, że przecież mamy te same cele - zastukał palcami w ciemny blat stołu. - Ale mówię o wysiłku magicznym nie bez powodu. Jeśli zabraknie ci vitae, nie będziesz mógł wrócić. A gdyby zabrakło ci jeszcze bardziej, możesz utknąć w przestrzeni pomiędzy tym światem, a każdym innym i nie odnaleźć drogi powrotnej już nigdy. To równie wygodna metoda transportu, co niebezpieczna. Musiszbyć tego świadomy, elfie Awarenie.
Yroh nie wyglądał, jakby wymieniane zainteresowania Foighidneacha robiły na nim szczególne wrażenie. Nie miał skąd przypuszczać, że wynikały one z prywatnej przepowiedni, jaką przed bankietem zdążyła przekazać widząca. Słuchał, co mówił jego gość, a gdzieś w połowie wypowiedzi podniósł się od stołu i ruszył w kierunku wysokiego regału, któremu elf rzucał co chwilę tęskne spojrzenia. Po drodze złapał okrągłe szkła w metalowej oprawie i nasadził je sobie na nos, by z ich pomocą przesuwać spojrzeniem po grzbietach książek.
- To bardzo ciekawe, co mówisz, elfie Awarenie - stwierdził, z zaskakującym zadowoleniem wybrzmiewającym w głosie. - Symbolika snów od dawna leży w kręgu moich zainteresowań. Czy to nie niesamowite, że każdy z nas prowadzi tyle żyć, podczas gdy prawdziwe jest tylko jedno? Co się dzieje, gdy śnimy? Czy mówią do nas bogowie?
Wyciągnął rękę w górę i złapał dwie stojące obok siebie książki, by odłożyć je na blat biurka i wrócić do przeglądania w zamyśleniu swojej biblioteczki.
- O magii powietrza też coś mam, ale nie wiem, czy są to lektury na wystarczająco wysokim poziomie. W tym przypadku sądzę, że rzeczywiście lepiej będzie udać się do biblioteki na Akademii. Jeśli jednak byłbyś zainteresowany, mogę sam odpowiedzieć na twoje pytania i wątpliwości. Żywioł ziemi i powietrza to moje specjalności. Nie jestem wykwalifikowanym pedagogiem, ale jeśli będę w stanie jakoś ci pomóc w twoich poszukiwaniach, moje drzwi stoją dla ciebie otworem.
Odłożył okulary z powrotem na biurko i wrócił do elfa z dwiema książkami, które położył przed nim. Były nieszczególnie grube, zadbane, zakurzone tylko nieco. Na jednej widniał tytuł Sennik Trzeciej Ery, na drugiej - Patrząc złotym okiem.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

135
POST POSTACI
Awaren
Powstrzymując się przed uniesieniem dłoni do własnej twarzy, której mimo najszczerszych chęci nie miał przed bankietem czasu potraktować niczym, co zdołałoby ukryć niezdrową szarość skóry oraz głębsze niż zwykle cienie pod oczami, mógł jedynie zaśmiać się w próbie zamaskowania swojej niezręczności. Poza Khadi i być może od czasu do czasu także Zolą, nikt nie zwykł przejmować się na tyle, aby komentować sporadyczne odchyły od normy w jego wyglądzie. Co wbrew pozorom działało na jego korzyść! Pod kątem psychicznym, ma się rozumieć. Elfią naturą było dbać o prezencję i jeśli miałby na to czas oraz możliwości, chętnie zrobiłby ze sobą coś więcej, niż niezbędne minimum, słowo! Patrzenie na własne odbicie było momentami na tyle przykre, że zdarzało mu się odwracać stojące w komnacie lustro przodem do ściany, chcąc uniknąć pogrążenia się w niepotrzebnie depresyjnych myślach. Nie było na nie miejsca w codziennym harmonogramie.
- Ostatnie miesiące były więcej niż skomplikowane, to prawda - przyznał, starając się brzmieć naturalnie mimo ostrożniejszego dobierania słów. - Dużo bardziej... Wymagając, jeśli wolno mi to tak ująć. Psychicznie. Fizycznie - raz jeszcze splatając palce dookoła kubka, uniósł go i upił kilka kolejnych łyków. - Można chyba powiedzieć, że doprowadziło do tego wiele takich, "nadzwyczajnych" wydarzeń, ale... Dzisiejszego dnia sprawy przybrały dla mnie wyjątkowo zły obrót więcej niż raz i, ah, możliwe, że sam przekroczyłem bezpieczną granicę, haha? R-Również więcej niż raz? Ekhm! Jeśli szanowny Yroh rzeczywiście mógłby udzielić mi więc wsparcia w sprawie, o której wspomniałem, i którą zechciałbym lepiej naświetlić w nadchodzących dniach, byłbym ogromnie wdzięczny! Moje wcześniejsze tłumaczenia mogły nie brzmieć zbyt przekonująco, ale wierzę, naprawdę wierzę, że może mieć to ogromne znaczenie dla przyszłości cesarstwa! Zwłaszcza w świetle przepowiedzianego zagrożenia.
Wyjątkowo nie starał się, ale chyba i tak udało mu się zabrzmieć w swoich słowach dość dramatycznie. Koniec końców, sprawa rozchodziła się o życie najbardziej prominentnego (i żaden babsztyl nie zmieni na ten temat jego zdania!) spośród cesarskich potomków! Wątpił, żeby zamachowcy zaniechali swoich poczynań tylko dlatego, że na horyzoncie pojawiło się nowe niebezpieczeństwo. Wręcz przeciwnie! Wykorzystanie chaosu, jaki mógł się z niego zrodzić w najbliższych dniach i tygodniach będzie idealną okazją na odwrócenia uwagi! Biorąc to wszystko pod lupę, naprawdę będzie musiał przyłożyć się do zregenerowania swoich sił, huh? Nie chciał przegapić możliwości, jakie dawał mu Yroh, a informacja o posiadaniu potencjalnego zamachowca w szeregach Akademii, mogła być w odpowiednim momencie kartą przetargową dla ich obu spraw. Pomimo stanu, w jakim się znalazł, aż do teraz nie chciał zbyt pochopnie wykorzystywać reszty energii z jedynego rezerwuaru, w jakiego był posiadaniu, ale zdaje się, że oto nastała sytuacja awaryjna.
Uszy Awarena drgnęły na niedokończone przez orka słowo, ale on sam nie miał czasu, aby poczuć się zaskoczony, mile połechtany albo wręcz zawiedziony. Zamiast tego, kilkakrotnie przytaknął ze zrozumieniem głową, akurat to ostrzeżenie biorąc sobie głęboko do serca.
- O-Oczywiście! Rozumiem! Jeśli okaże się, że nie będę pewny mojego stanu-... - urwał, przygryzł usta i westchnął. - ...Zrezygnuję z podróży - zakończył wyjątkowo niechętnie, dla odmiany zerkając w stronę kręgu teleportacyjnego. Nigdy nie miał okazji do skorzystania z podobnego. Nie można mu się więc chyba dziwić, że perspektywa odpuszczenia podobnej okazji bolała na wskroś. Co nie znaczyło, że zamierzał ryzykować życiem dla zaspokojenia własnej chciwości.
Przekręcając się w krześle i siadając na nim bokiem, z otwartym zaintrygowaniem przyglądał się poczynaniom orkowego doradcy, gdy ten tak kręcił się przy regałach. Zawiść przebijała się przez jego spojrzenie nie dłużej, niż przez kilka uderzenia
serca, zanim kolejna dawka entuzjazmu wymazała go i posłała w niepamięć. Bo jeśli Yroh był rzeczywiście obeznany w części przedstawionej tematów i jeśli ich wzajemne relacje ułożą się tak dobrze, jak to obiecywała obecna wymiana zdań - być może kilka problemów naprawdę rozwiąże się dużo szybciej, niż to przewidywał? I to bez potrzeby rezygnowania z czasu przeznaczonego na należyty odpoczynek oraz posiłki? Brzmiało odrobinę zbyt dobrze, żeby mogło być prawdziwe, ale kto wycieńczonemu elfowi zabroni marzyć?
- Słyszałem o istnieniu gildii, której specjalnością jest wszechstronne czerpanie wiedzy ze snów, ale dla mnie samego, to wciąż zbyt świeża sprawa, żeby móc wiele powiedzieć - przyznał z żalem, który jeszcze kilka godzin temu musiałby udawać. Obecnie? Obecnie naprawdę ubolewał, że nigdy wcześniej nie zainteresował się tego rodzaju tematami.
Prawdopodobnie po części przez roztargnienie spowodowane przetaczającym się przez myśli echem jego własnej przepowiedni, a po części przez zwyczajne zmęczenie, z lekkim opóźnieniem zarejestrował kolejną, jeszcze bardziej nieoczekiwaną propozycję orka. Zaskoczony, wypuścił z rąk ciężki kubek i tylko dlatego, że trzymał go dosłownie trzy, może cztery centymetry nad stołem, nie przewrócił się ani nie ubił, naprędce na nowo pochwycony między niespokojne dłonie.
Nieufność oraz bojaźliwość, chodzące najczęściej w parze i stanowiące znaczącą częścią jego codziennego życia, odpaliły się niczym dwie, ostrzegawcze pochodnie. Jest zbyt uprzejmy!, odezwał się zaalarmowany głosik w jego głowie. Zbyt chętny do pomocy!, zawtórował kolejny. I miały rację. Miały rację. Od kiedy ktokolwiek wysilał się ponad niezbędne minimum, żeby pomóc mu bezinteresownie?
- Czy to...? - zaczął wreszcie po nieco zbyt długiej pauzie, odsuwając kubek daleko na bok, by móc ostrożnie i niemal z namaszczeniem przejechać palcami tuż nad tytułem okładki pierwszej z góry księgi. Nie odważył się jej na razie dotknąć, nagle świadom nieznacznych, ale wciąż obecnych śladów po tuszu na palcach. Prawdę mówiąc, nie był do końca pewien, czy kiedyś jeszcze będzie w stanie domyć swoje dłonie do końca. - Czy to aby na pewno w porządku..? - spytał, podnosząc na swojego rozmówcę komicznie szeroko otwarte oczy. -Niech szanowny Yroh nie zrozumie mnie źle! Możliwość nauczenia się czegoś od kogoś pokroju szanownego Yroha, to prawdziwy zaszczyt! Zwłaszcza dla tego drobnego sługi, który ledwie zapoznał się z podstawami nowego żywiołu! M-Mój czas był mocno ograniczony i... Nie mogę powiedzieć, żebym był w tym zbyt dobry. Ponad wszystko nie chciałbym sprawiać szanownemu kłopotów i zakłócać jego studiów! Ale jeśli naprawdę istniałaby na to szansa... Z radością chciałbym z niej skorzystać!
Awaren był tylko elfem. Długowiecznym, ale wciąż śmiertelnym. I jak każdy śmiertelnik, miał słabości, dla których przynajmniej mógł spróbować przesunąć odrobinę granicę własnych niepewności oraz lęków. Z tego też powodu, na tyle dyskretnie, na ile umiał, wytarł mocno dłonie o poły własnych szat, zanim wreszcie odważył się sięgnąć po księgi.
- A więc, umm, naprawdę mogę je pożyczyć? - zapytał jeszcze dla pewności, czując, że jego czas w komnatach cesarskiego doradcy dobiega powoli końca.
Foighidneach

Wróć do „Karlgard”