Cesarski Kompleks Pałacowy

136
POST BARDA
Nic nie wskazywało na to, by zachowanie Yroha miało w sobie jakieś drugie dno. Ork był w pełni uprzejmy i skory do pomocy, traktując Awarena tak, jak nie traktował go tutaj nikt inny: jak równego sobie. Widział w nim uczonego, kogoś, z kim mógł rozmówić się bez upraszczania swoich słów na tyle, by dotarły do twardych, orczych czaszek, z jakimi do czynienia miał na co dzień. Nawet osoby tak bystre, jak Buliar, czy też jego syn, nie stanowiły dla maga rozmówcy całkowicie spełniającego pragnienie prowadzenia satysfakcjonujących rozważań nad naturą rzeczy.
- Nie martw się, jeśli jutro nie będziesz się jeszcze czuł na siłach, elfie Awarenie - uspokoił go. - Jeśli przed zapowiedzianym przez widzącą końcem świata będzie nam jednak dane choćby kilka tygodni, z pewnością będziesz miał jeszcze ku temu okazję.
Usiadł z powrotem na krześle zajmowanym przez siebie do tej pory, a jego brwi uniosły się w nieukrywanym zaskoczeniu reakcją elfa. W milczeniu przysłuchiwał się jego nerwowym tłumaczeniom, aż wreszcie uniósł zielone dłonie w uspokajającym geście.
- Jeśli nie będziesz czuł się z tym komfortowo, nie musisz korzystać z mojej pomocy. Uznałem po prostu, że miło będzie spędzić czas z kimś wykształconym, a do tego magiem, nawet jeśli miałbym pełnić rolę nauczyciela, jakiej nie było mi dane pełnić do tej pory. Drwimir jeden wie, że po Pałacu Cesarskim spodziewałem się czegoś więcej pod tym względem, tymczasem większość Air'qu woli praktyczne wykorzystanie swojej magii, czasem równie nieprzemyślane, co działania Morny - jeden kącik jego ust powędrował nieznacznie w górę, jakby wcale nie krytykował właśnie swojego władcy i wszystkiego, co go otaczało. - Ale to nasza cecha, wszystkich zielonoskórych, niestety. Brakuje mi czasem atmosfery akademickiej, jeśli wiesz, co mam na myśli, i może z tego też wynikała moja propozycja. Naprawdę nie jest to coś, co sprawiłoby mi kłopot... chociaż prawdę powiedziawszy nie wiem, czy nie pospieszyłem się z tą deklaracją. W końcu nadciąga zło, którego nie znamy - spoważniał z powrotem, a jego szeroka klatka piersiowa uniosła się w ciężkim westchnięciu.
Pokiwał głową, wyciągając rękę w kierunku książek, jakie przyniósł Awarenowi.
- Tak. Sennik trzeciej ery jest najbardziej szczegółowym kompendium symboli i znaczenia, jakie mogą za sobą nieść, jakie wydano na tej części kontynentu. Nie wszystkie mają sens, prawdę mówiąc. Niejednokrotnie tłumaczenie jest zbyt dosłowne. Ale wierzę, że wyciągniesz z tej lektury przynajmniej częściowo satysfakcjonujące wnioski. Złote oko z kolei dotyczy sztuki zaklinania. To podstawowe wprowadzenie do tematu. Jeśli przeczytasz już tę książkę, elfie Awarenie, mam kilka takich, które pozwolą ci zagłębić się w niego bardziej.
Awaren dobrze wyczuwał kończący się czas odwiedzin. Yroh splótł dłonie przed sobą i skinął głową.
- Tymczasem pozwolisz, że przygotuję się do medytacji. Jutro... bądź tak miły i nie przychodź razem ze wschodem słońca. Mam już swoje lata, nie będę zrywać się o świcie jak młodzik.
Tymi słowami pożegnał Awarena, uśmiechając się do niego i uprzejmym gestem wskazując mu drzwi.
Czy w tym wszystkim było coś podejrzanego, czy można było obawiać się w działaniach Yroha podstępu, nie dało się tego jednoznacznie stwierdzić. Paranoja maga mówiła jedno, zachowanie cesarskiego doradcy drugie. Ściskane przez elfa książki raczej świadczyły o szczerej chęci współpracy, bo przecież wcale nie musiał mu ich pożyczać i oferować kolejnych. Gdy zamknęły się za nim wysokie drzwi do komnat Yroha, elf został w końcu sam, zupełnie sam, bez nikogo dyszącego mu na kark. Mógł wrócić do swojej pracowni i odpocząć, przynajmniej przez te kilka godzin, jakie pozostały do końca dzisiejszego, pełnego emocji dnia.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

137
POST POSTACI
Awaren
O Yrohu dało się powiedzieć wiele rzeczy, ale gdyby to Awarenowi przyszło go ocenić po tym pierwszym spotkaniu, przede wszystkim powiedziałby, że nie jest on podobny do żadnego innego orka, jakiego można by napotkać na swej drodze. W jego zachowaniu, gestykulacji, a nawet głosie było coś, co zaskakująco skutecznie uciszało niepewność i gasiło niepokój. Gdyby nie był tego naocznym świadkiem, nigdy nie uwierzyłby w istnienie podobnego przedstawiciela zielonoskórej rasy. Tymczasem właśnie naprzeciwko niego siedział. Siedział i... I chyba był w stanie poczuć się nieco lżej, słuchając słów pełnych zapewnień oraz pokrzepienia. Życzliwych słów. Nie brzmiących wcale tak wymuszenie, jak chciał to tłumaczyć sobie umysł.
Awarenowi ciężko było również ponad wszystko zignorować czy po cichu nie pochwalić otwartej krytyki na temat pałacu, której mężczyzna wcale nie bał się przy nim wygłaszać. Ta odrobinę złośliwa i mściwa strona jego osobowości, do której zazwyczaj nawet przed samym sobą nie przyznawał się wprost, odważyła się w duchu przyklasnąć odważnym wyznaniom. Oh, gdyby tylko nie obawa przed pewnymi konsekwencjami, jakże wiele sam miałby na ten oraz wiele innych tematów do powiedzenia!
- Myślę... Myślę, że dobrze wiem, co szanowny Yroh ma na myśli - odpowiedział dużo spokojniej, gdy już złapał kilka pełniejszych oddechów i wyrównał oddech. Na tyle spokojnie, a przy tym bez potrzeby zmuszania się do zachowania tegoż spokoju, że aż odrobinę go to zaskoczyło. - Przepraszam za tę chaotyczną reakcję. O-odrobinę odwykłem od bycia traktowanym w podobny sposób i... Chyba po prostu nieco ciężko mi uwierzyć, że po ponad dekadzie znalazł się ktoś, z kim ponownie mógłbym rozmawiać na akademickim poziomie - uśmiechnął się do orka niezręcznie. - Dlatego, um, jeśli tylko sprawy pozwolą, z prawdziwą przyjemnością skorzystam z zaproszenia i mam nadzieję, że nie zawiodę jako kompan do dyskusji.
Miał także nadzieję, że przynajmniej w ten sposób uda mu się odrobinę zminimalizować kiepskie wrażenie, jakie mógł wywołać swoim wcześniejszym, spanikowanym trajkotaniem. Bo może i z reguły nie przejmował się aż tak bardzo, czy jest za coś lubiany, czy też przeciwnie, ale obecnie bardzo mu zależało na tym, żeby nie trafić do strefy nielubienia.
Wyważając księgi w dłoniach i wreszcie przyciskając je do własnej klatki piersiowej w niemalże ochronnym geście, powoli przesunął się w krześle na jego skraj, podniósł i z szacunkiem ukłonił przed cesarskim doradcą. Wizja dostępu do kolejnych pozycji ze zbioru maga, niemal pozwalała mu zapomnieć o wiszącym nad nimi zagrożeniu.
- Dziękuję! Zwykłe słowa nie są w stanie wyrazić mojej wdzięczności za tę okazaną mi szczodrość! Obiecuję dobrze o nie dbać! - zapewnił żarliwie. - I nie pojawiać tu razem ze wschodem słońca! Zdecydowanie da się zrobić!
Starając się nie uśmiechać niczym ostatni głupek, Awaren wyprostował się i życząc Yrohowi udanej medytacji oraz spokojnej nocy, wycofał się w stronę wyjścia. Jego nogi były ciężkie i lekkie jednocześnie. Bardzo dziwne wrażenie.
Już na korytarzu, pozwolił sobie na cichy chichot. Gdy raz zaczął, trudno mu było go powstrzymać, a nawet kiedy i tu osiągnął sukces, szeroki i z całą pewnością idiotyczny uśmiech wystąpił mu na twarz. Przynajmniej droga powrotna do komnaty wydawała się krótsza. Potrzebował to wszystko jeszcze raz przetworzyć. Najlepiej wyłącznie we własnym towarzystwie! Wciąż czekało go spotkanie z Ushbarem, gdy bankiet dobiegnie końca. Nieobowiązkowe, o czym wciąż dobrze pamiętał i przez co wyjątkowo nie potrafił odmówić sobie pokusy pojawienia się na nim. Zanim jednak to nastąpi, chciał odsapnąć i spisać słowa obu przepowiedni, dopóki wciąż je pamiętał. Dzięki Sulonowi za świetną pamięć!
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

138
POST BARDA
Całkiem możliwe, że duży wpływ na charakter Yroha miał jego wiek. Nie był już narwanym młodzikiem, gotowym do działania w każdej chwili, jak Morna, czy nawet Ushbar. Nie był też cesarzem, na którego głowie leżała przyszłość całego Urk-hun. Spędził lata na Akademii, prowadząc swoje badania i ucząc się sztuki magicznej, która wymagała przecież dużo cierpliwości. Medytacja, o której mówił, wydawała mu się czymś zupełnie naturalnym i oczywistym; który inny, znajomy Awarenowi ork dobrowolnie siedziałby przez trzy godziny nieruchomo na kamieniu, licząc na to, że poczuje przepływ energii magicznej, który potencjalnie może wskazać mu kierunek, z jakiego nadchodzi? Wyglądało na to, że mieli ze sobą z Yrohem więcej wspólnego, niż unikający go dotychczas elf mógłby przypuszczać.
Nikt nie przeszkadzał mu w drodze powrotnej do własnych komnat, choć gdy Awaren przekroczył próg, mocno uderzyła go różnica, jaka dzieliła zapewnione im pracownie. Można było bez przesady stwierdzić, że gabinet Yroha był czterokrotnie większy od tego, w którym musiał mieścić się elf... a nie było mu dane przecież nawet zobaczyć przyłączonej do niego części sypialnianej. Raczej nie było w tym nic dziwnego - stanowisko cesarskiego doradcy rządziło się swoimi prawami. Kto wie, może gdyby Awaren odważył się skorzystać z nastroju i dziwnie dobrego nastawienia Ushbara, zdołałby wyprosić od niego nieco większe kwatery, niż te, które zajmował jeszcze jako niewolnik? Nigdy nie wiadomo, jak długo potrwa książęca łaska.
Wcześniej tak niezwykle rozmowna szabla teraz milczała, pozwalając elfowi zająć się swoimi sprawami... a może był ku temu jakiś inny powód? Nie usłyszał od niej ani słowa, odkąd odzyskał przytomność. Nigdzie w okolicy nie było też widać Khadi, choć na swoim biurku znalazł papierowe zawiniątko z mieszanką ziół. W zapachu wyczuł dziurawiec, głóg, naparstnicę i coś, czego długo nie potrafił skojarzyć, ale w końcu nazwa do niego dotarła - był to rzadko spotykany na południu serdecznik. Medyczka przygotowała więc dla niego zestaw dobry na serce, wiedząc, że to ono go zawiodło. Zalanie ich wrzątkiem i wypicie nie mogło mu zaszkodzić, a zapewne gdyby dowiedziała się, że je zignorował, tak jak inne gesty dobrej woli i troski z jej strony, już kompletnie nie chciałaby z nim rozmawiać.
Miał czas dla siebie, właściwie po raz pierwszy od rana. Mógł spisać treść obu przepowiedni, póki wciąż były jeszcze świeże w jego pamięci, mógł sprawdzić niektóre symbole i ich znaczenie w pożyczonych od Yroha księgach, mógł też po prostu położyć się i zdrzemnąć, zanim pójdzie w odwiedziny do Ushbara, gdyby miał taką szaloną fantazję. Wieczór należał do niego.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

139
POST POSTACI
Awaren
Chwilowa radość, jak można się zresztą spodziewać, nie miała trwać w jego przypadku długo, kiedy ukłucie zazdrości jak na złość postanowiło dać o sobie znać raz kolejny. Tyle dobrego, że wszyscy najwyraźniej wciąż uwijali się dookoła bankietu, uniemożliwiając mu nieuważne wpadnięcie na kogoś i napytanie sobie tym dodatkowej biedy, gdy tak przewijał w pamięci obraz Yrohowych komnat. Tytuł cesarskiego doradcy i tytuł doradcy cesarskiego syna-... Z całą pewnością były od siebie bardzo oddalone, huh? Kompletna przepaść. Choć może i nie o to wcale chodziło. Ushbar najpewniej nazwałby go bądź określił w dowolny, wygodny dla niego sposób, zwłaszcza gdy miało to na celu zamknięcie jadaczek konkretnym osobom w pomieszczeniu. W tym przypadku - Mornie. Bo przecież raczej nie przegapiłby momentu, w którym oficjalnie otrzymałby tego typu tytuł! ...Racja?
Przyciskając do siebie księgi i zastanawiając nad tym, jaką szansę miał na uzyskanie jakichkolwiek odpowiedzi od księcia, dotarł wreszcie do swojej małej komnatki, która przed jego wprowadzką stanowiła najzwyklejszy składzik.
- Być może pewnego dnia - zwrócił się do siebie od progu, odkładając księgi bezpiecznie na róg posłania i zabierając za rozpalenie kilku świec. - Bądźmy realistami, Awarenie. Świat dookoła nie zmieni się w mgnieniu oka, niczym za machnięciem magicznej różdżki. W momencie, w którym zadasz zbyt bezczelne i aroganckie pytanie, z całą pewnością skończy się czyjaś dobra wola. Chcesz, żeby skończyła się czyjaś dobra wola? Oczywiście, że nie - tłumaczył sam sobie, dopóki o mało nie potknął się o własne nogi na widok szabelki, o której istnieniu do tej pory kompletnie zapomniał. - A-Ah! Dzień-...! Akhm! Dobry Wieczór...? - zwrócił się w jej kierunku niepewnie, a jednocześnie czując przy tym koszmarnie kretyńsko.
Wciąż nie był do końca pewien, ile z rozmowy z bronią wynikało z jego własnego stanu mentalnego, a ile z opowieści o jej rzekomym zaklęciu. Niezależnie od tego, jaka była prawda, zdecydowanie lepiej będzie się czuł, gdy wreszcie znajdzie jej futerał i być może porządnie przewiążę ją jakimś sznurem na noc. Wątpił, żeby w innym wypadku zdołał zasnąć spokojnie.
Wciąż mając miecz na uwadze i ostrożnie przenosząc go na niskie biurko, by mieć go w polu widzenia, odnalazł pakunek z ziołami.
- ...Wszystko wszędzie naraz, huh? - mruknął z rezygnacją, odnajdując drobny, nieco obtłuczony i wysłużony przez kogoś przed nim dzbaneczek z wysoką, ceramiczną podstawką z miejscem na niewielki kaganek, który po podpaleniu i wsunięciu pod dzbanek, był w stanie całkiem szybko podgrzać wodę. Nie miał okazji korzystać z niego tak często, jakby chciał.
Po przyszykowaniu wody i wrzuceniu jej pod ogień, poświęcił Awaren poświęcił chwilę dłużej na rozeznanie się w ziołach, czego później odrobinę pożałował. Nie był jeszcze gotowy wracać do wydarzeń z rana. Nie był gotowy uświadomić sobie, jak mogły się one dla niego zakończyć ani co oznaczały. Zamiast tego, wolał skupić się na uratowaniu dobrych relacji z Khadi, co wymagało spotkania i rozmowy. Kiedy jednak upchnąć to w grafik, kiedy zupełnie nowe problemy pojawiały się na horyzoncie do pakietu ze starymi? Być może będzie w stanie to zrobić w przerwie w pracy z Yrohem? Starszy ork najprawdopodobniej robił sobie przerwy. Z całą pewnością miał na nie czas.
Skończywszy parzyć napar, przygotowywać pergaminy, pióra, a także pożyczony mu Sennik trzeciej ery, Awaren wreszcie poczuł się gotów, by spisać słowa wieszczki, a następnie powoli i starannie, krok po kroku próbować rozszyfrować znaczenie pierwszej z nich. Druga z nich dostatecznie klarownie interpretowała się sama. Od czasu do czasu zatrzymywał pióro, by nasłuchiwać dźwięków z zewnątrz, mogących oznaczać zakończenie bankietu.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

140
POST BARDA
Szabla początkowo nie odpowiadała, kompletnie ignorując uprzejmości Awarena. Jej nietypowe milczenie stało się jasne w chwili, w której elf zacisnął dłoń na jej rękojeści. Momentalnie usłyszał w głowie pełne ulgi westchnięcie i znajomy już, kobiecy głos.
- Nareszcie. Z tą Zolą nie chciałam rozmawiać, a odkąd ona mnie podniosła, nie ruszał mnie już nikt więcej. Nie wiedziałam też, czy ty chciałbyś, żebym rozmawiała. Twoje życie wydaje się wyjątkowo skomplikowane.
Wnioski nasuwały się same - osoba zaklęta w tę nieszczęsną broń mogła porozumiewać się tylko z tym, kto dotykał jej jako ostatni. W tym przypadku była to hobgoblinka, bo w jej kierunku szabla została kopnięta, gdy mag dobiegł do walczących i to ona też musiała ją tu dostarczyć. Tak pozostawało do momentu, w którym Awaren nie postanowił przenieść ostrza na biurko.
- Bałam się, że będziesz najkrócej żyjącym ze wszystkich, którzy mnie dzierżyli - powiedziała jeszcze, zanim zamilkła ponownie, tym razem już ostatecznie, chyba że elf sam miał ochotę kontynuować tę dyskusję.
Mieszanka ziół nie pachniała najlepiej, ale napar w smaku nie był taki najgorszy. Magowi łatwo było jednak nie zwracać na to uwagi, gdy zagłębił się w swoich badaniach. Pierwsza przepowiednia dotyczyć miała jego samego, a nie całego, trzęsącego się w posadach świata, więc naturalnym było, że interesowała go bardziej. Mimo, że nadchodziło coś bardzo złego, to nie sprawiało, że poprzednia wróżba się przedawniała; raczej miało wydarzyć się jedno i drugie, splecione w mniej lub bardziej spójną całość, jak to zwykle z takimi przepowiedniami bywało.
Sennik Trzeciej Ery, zgodnie z przewidywaniami Yroha, nie odpowiedział na wszystkie pytania Awarena i nie rozwiał wszystkich jego wątpliwości. Zapewnił jednak pewien zarys niektórych elementów, ogólne znaczenie, z którego wnioski mógł wyciągnąć sobie sam. Dalia symbolizowała oddanie i wierność, ale temat jej koloru nie został nigdzie poruszony. Wąż owinięty wokół laski mógł być traktowany jako zdrada, ale także jako medycyna, leczenie. Spora część przepowiedni okazywała się niemożliwa do rozszyfrowania za pomocą tej jednej książki, więc może jednak warto było omówić ten temat z Ushbarem, albo nawet z Yrohem, jeśli Awaren byłby skłonny zaufać mu do tego stopnia?
Dopiero ostatnie zdania enigmatycznej wróżby nabrały dzięki Sennikowi więcej sensu. Elf niemal natychmiast znalazł dosłowne znaczenie w symbolach przyporządkowanych bogom: sowa należała do Sulona, czarny płomień do Drwimira, krwawiące oko do Garona.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

141
POST POSTACI
Awaren
Zasłyszawszy ponownie ten sam kobiecy głos, o mało nie wypuścił szabelki z rąk. Tak. To tyle by było z wmówienia sobie względnie bezpiecznych omamów słuchowych. Co za dziwaczna broń, swoją drogą. Dziwaczna i niestety dużo bardziej niebezpieczna, niż się mogło wydawać. Tyle dobrego, że przynajmniej myśląca dość racjonalnie i (jak na razie) niewydająca się życzyć mu źle.
- Tak, cóż... - mruknął niemrawo, nie mając dla szabli żadnego dobrego wytłumaczenia. Jego życie było, jakie było. Nie każdemu los rzucał pod nogi wyłącznie kwiatki i cienkie gałązki. - Ekhem! A zatem Zola! Zola, huh? - postanowił bezpiecznie zmienić temat, nie chcąc na razie roztrząsać najbardziej problematycznych części dnia. - Możesz więc rozmawiać wyłącznie z osobą, która cię dotknie? Bezpośredni kontakt fizyczny? Co, jeśli ktoś dotknąłby cię przez płótno? Albo, czysto teoretycznie, złapał za ostrze zamiast za rękojeść?
Dobrze było tego typu rzeczy wiedzieć zawczasu. Potrzebował tych informacji, zanim zdecyduje, czy chce ostrze zatrzymać, ukryć, czy najzwyczajniej w świecie się go pozbyć. Trzecia opcja wydawała się na razie najroztropniejsza, ale nie zamierzał zupełnie na ślepo pozbywać się czegoś, co równie dobrze mogło zwiększyć jego szanse na przeżycie w okrutnym świecie, jakim był otoczony. Zwłaszcza teraz, po wysłuchaniu obu przepowiedni.
Niezależnie od odpowiedzi uzyskanej od broni, Awaren zamknął się w swoim własnym, małym świecie w momencie, w którym pióro wylądowało w jego dłoni. Powtarzając słowa pod nosem raz za razem w celu upewnienia się, że zachowuje właściwy szyk, starał się spisać je tak starannie, jak tylko mógł. Dalej, łapiąc za zupełnie nowy, czysty zwój, zaczął rozbijać ją na części pierwsze i przy pomocy sennika, drobnych podpowiedzi uzyskanych od Ushbara, Marii Eleny oraz własnych przypuszczeń, starał się rozwikłać kryjące się za przepowiednią zagadki.
Pierwsza część była zdecydowanie zbyt zawiła i enigmatyczna, żeby móc ją łatwo rozwikłać. Jedynie część dotycząca kwiatu miała tutaj jakikolwiek sens - z drobną pomocą sennika, rzecz jasna. Awaren nie posiadał nadmiernie rozległej wiedzy o kwiatach niemających jako takich żadnych szczególnych właściwości, ale nawet on był w stanie odgadnąć, że przedstawiana w przesłaniu dalia nie przedstawiała niczego dobrego. Jej znaczenie prezentowało się pięknie tylko wtedy, gdy nie brać pod uwagi koloru, w jakim była prezentowana. Czerń nie bez powodu kojarzona była z mrokiem lub czymś z natury złym i wypaczonym. W tym więc wypadku mogła równie dobrze oznaczać odwrócenie znaczenia prezentowanego kwiatu. Mogła oznaczać zdradę. Laska owinięta przez węża mogła zostać, jak na ironię, zinterpretowana dość podobnie, choć Awaren bardzo mocno chciał w tym przypadku wierzyć w jej lecznice znaczenie. Kość słoniowa... Kość słoniowa... Często bywała symbolem piękna. Czy krzesło, na którym rzekomo siedział, zrobione było wśród kości słoniowej, czy raczej otoczone... Kością słoniową...? Piękno? Czy raczej śmierć?
Zatrzymując się na chwilę, roztarł zmęczone oczy dłonią i napił się nieprzyjemnie pachnącego naparu. Maria Elena określiła go w pewnym momencie ich rozmowy, jako wiernego. Wiernego księciu Ushbarowi. Czy jednak naprawdę tak było? Wtedy odpowiedź wydawała się oczywista, ale teraz, gdyby spróbował spojrzeć wgłąb samego siebie, czy wciąż potrafił nazwać się wiernym bądź oddanym komukolwiek innemu, niż samemu sobie? "Na jednym kolanie trzymał cesarskiego potomka, na drugim - odciętą głowę.", mówiła w dalszej części przepowiednia. Czyją głowę? I kim był "cesarski potomek"? Czy chodziło o dziecko? Czy raczej o osobę już będącą tymże potomkiem, jakkolwiek niedorzecznie podobny obraz prezentował się w jego wyobraźni? Nie bez powodu "uśmiech demona" skojarzył mu się z nim samym, kiedy po raz pierwszy usłyszał tę część. Był wierny, ale ile warta była jego wierność? Do jakiego momentu?
- Hahaha... - zaśmiał się sucho, wypił kolejny łyk i machnąwszy ręką nad głową, wrócił czym prędzej do pisania. To nie był odpowiedni czas na rozważanie własnej, wątpliwej moralności.
Tysiąc stopni oznaczało wedle Ushbara Karlgardzką Akademię. Tę samą, którą planował odwiedzić w miarę sposobności z Yrohem. Tę samą, w której krył się prawdziwy zdrajca. Oby w liczbie pojedynczej. Później sprawa przybierała bardzo mocno powiązany z bogami przebieg.
Sulon wraz z Drwimirem, poszukiwani, a może wręcz ścigani przez Garona, by ostatecznie zdecydować się z nim zmierzyć. Sulon. Drwimir. Garon. Wojna? Wojna bogów? Czy raczej wojna tych, którzy ich wyznają? Orkowie? Elfy? Jeśli tak, to stający przeciwko komu? Czemu? Temu, do czego prowadziła druga przepowiednia?
Awaren wzdrygnął się, lecz mimo tego odruchem podstawił dłoń pod końcówkę pióra, ratując pergamin od pojedynczej kropli, która z niego skapnęła. Byłby pewnie jeszcze raz zamoczył usta w naparze, gdyby nie to, że jego kielich okazał się pusty. Odłożył więc zamiast tego pióro, zatkał kałamarz, wstał sztywno ze swojego miejsca na podłodze i zaczął krążyć po pokoju, niczym zwierze zamknięte w klatce, rozmyślając i rozważając na głos.
- Jeśli zostanę... Jeśli zostanę...? - wzdrygnął się powtórnie, łapiąc oburącz za głowę. - Znajdę się w samym środku konfliktu...? Kataklizmu z przepowiedni Marii Eleny? Jeśli zostanę, przyjmę... Przepowiednię jako swoją? - przeciągnął dłonie w stronę twarzy, by zupełnie ją w niej ukryć. - Ughhhh! Dlaczego akurat ja?! Jestem beznadziejnym materiałem na bohatera jakichkolwiek przepowiedni! - jęczał.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

142
POST BARDA
- Gdyby było tak w przypadku ostrza, mogłabym rozmawiać z każdym, komu zadana zostaje z moją pomocą rana - zauważyła szabla. - Nie. Tylko rękojeść. Przez płótno... też nie. I w rękawicach nie.
Istota zaklęta w broń mówiła niepewnie, jakby nie była przekonana, czy to dobra, czy zła informacja dla Awarena. Wydawała się dziwnie wycofana w stosunku do tego, jak zachowywała się przedtem. Odkąd te słowa rozbrzmiały w głowie elfa, nie usłyszał już nic więcej przez bardzo długi czas. Pozwoliła mu pracować w ciszy, zagłębiać się w swoje długie i żmudne rozważania, wertować książki bez niczego, co by go rozpraszało i próbować dojść do wniosków, które w przypadku przepowiedni nie miały szans być konkretne. Pracując nad tym samodzielnie, bez rewidującego jego pomysły Ushbara bądź Yroha, mógłby siedzieć nad tym całą noc i prawdopodobnie znaleźć co najmniej trzy potencjalne wyjaśnienia wizji, każdą równie prawdopodobną, jak poprzednia.
Gdy Awaren podniósł się od biurka, na dworze zapadał już mrok. Wciąż panowała nienaturalna cisza, przerywana tylko co jakiś czas głosami z korytarza lub gdzieś z zewnątrz. Bankiet chyba dobiegł już końca, albo właśnie dobiegał. Rozpaczliwe próby sprzeciwienia się temu, co przygotował dla niego los, niczego niestety nie wnosiły - jeśli mag nie chciał przeżywać tego wszystkiego, jeśli chciał zostawić pałac za plecami i udać się choćby i na Archipelag, by założyć lecznicę i spędzić resztę życia pod dużymi liśćmi palm, z dala od problemów Cesarskiego Pałacu, czy cokolwiek stało mu na drodze? Nie był już niewolnikiem, mógłby opuścić pałac i nikt by go nawet nie zatrzymał, tak jak nie zatrzymywał, gdy udawał się do miasta w celu kupienia składników, czy zamówienia sobie ubrań innych, niż te noszone przez orczych służących.
- Ja też kiedyś usłyszałam przepowiednię - wtrąciła nieśmiało szabla. - Była ostrzeżeniem. Nie pamiętam przed czym, ale pamiętam, że nie posłuchałam.
Jej głos był w gruncie rzeczy całkiem miły. Nie miał w sobie agresji i nienawiści, jakiej można było oczekiwać po kimś zaklętym w broni. Gdy Awaren zerkał w kierunku ostrza, mógłby przysiąc, że kątem oka widzi odbijającą się w nim falę ciemnych włosów, albo niewyraźny zarys twarzy. Ale czy to nie było tylko wrażenie? Znikało, gdy przyglądał się bardziej. Był zresztą zmęczony, dzień przetyrał go dostatecznie.
- Jesteś magiem. Myślę, że to wystarczy, by zostać bohaterem. Macie moce, jakich nie mają inni - nieporadnie próbowała go pocieszyć, nie wiedząc w sumie, w czym tkwi problem. Zakładała też, że mówi do niej, bo dlaczego miałaby uważać, że rozmawia sam ze sobą? Nikt normalny tego nie robił, prawda?
Milczała znów przez chwilę, zanim odezwała się po raz kolejny.
- Przepraszam, że z tobą rozmawiam. Dawno nie miałam ku temu okazji. Jeśli wolisz, żebym się nie odzywała, to mi o tym powiedz. Często zabraniano mi mówić.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

143
POST POSTACI
Awaren
Awaren przyjął wiadomość z dwukrotnym potaknięciem głową, zapamiętując, żeby znaleźć odpowiednio cienki, ale wytrzymały i elastyczny pasek materiału, którym będzie mógł zabezpieczyć rękojeść w maksymalnie nierzucający się w oczy sposób. Nic nie dawało mu gwarancji, że komuś innemu niż trzymającej się go blisko Zoli, szabla nie wygadałaby się z większą łatwością. Ot choćby przez zwykłą chęć zmiany właściciela na kogoś jej zdaniem odpowiedniejszego.
Na zmianę w podejściu zaklętego oręża do jego osoby nie zwrócił jednak uwagi od razu. Jego myśli szybko pochłonęły inne, pilniejsze kwestie, na które przyszło mu przeznaczyć czas. Dopiero gdy to ponownie się odezwało, wytrącając go przy okazji z odrobinę histerycznych myśli oraz snucia nowych, mnogich planów awaryjnych, zdołał rzeczywiście wyłapać różnicę. Dość niesubtelną różnicę, warto nadmienić.
Zerkając ku ostrzu między palcami z niepewnością podobną do tej, jaka wcześniej brzmiała w jej własnym głosie, Awaren był przez moment pewny, że dostrzegł-... Nie. Nie, musiało mu się przywidzieć. Miał za sobą ciężki dzień, któremu wciąż trochę brakowało do zakończenia.
- Mówiłaś, że do tej pory miałaś wiele imion, więc co za tym idzie, równie wielu-... - urwał na moment. Słowo "właścicieli" prawdopodobnie brzmiało dość gorzko i niedelikatnie. -Posiadaczy - dokończył, nie znajdując lepszego określenia. - Naprawdę sądzisz, że spośród nich wszystkich, mag specjalizujący się w leczeniu, ukrywaniu i rozwiązywaniu problemów przy pomocy pióra oraz tanich podstępów, miałby być najlepszym wyborem na mierzenie się z czymś... - wykonał bliżej nieokreślony ruch ręką nad głową. - Z czymś, co ma burzyć mury, trony i świątynie? - spytał z niedowierzaniem, uśmiechając się kwaśno. - Cała sprawa z przepowiednią dotyczącą mojej osoby to jedno, ogromne nieporozumienie! Ledwie jestem w stanie sam utrzymać się przy życiu w mniej nienormalnych warunkach! - wyrzucił ramiona ku górze i niemal od razu pożałował nieprzemyślanego manewru, czując nieprzyjemne skurcze. Krzywiąc się i sycząc, opuścił je z wolna i zaczął rozmasowywać.
Być może nawet wieszczka pokroju Marii Eleny miała prawo się mylić. Być może przepowiednia wcale nie była ani drogowskazem, ani wyrokiem. Być może była po prostu ostrzeżeniem tak jak w przypadku gadającej szabli. Ostrzeżeniem przed zagrożeniem czyhającym nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz. Przed potencjalnym zdrajcą, ot choćby. Czy nie na takiego pasował tutaj lepiej? Czy samo myślenie o ucieczce nie było już pewną formą zdrady, tak na dobrą sprawę?
-Ah, wy-wybacz! Zdaje się, że odrobinę spanikowałem! Znowu! Hahahaha - dopowiedział szybko, zmuszając się do uśmiechu. - Często mi się to zdarza, więc nie musisz się mną zbytnio przejmować, kiedy będę to robił!
Pochylając się nad biurkiem, sięgnął po zwój, na którym rozpisał swoje przypuszczenia dotyczące fragmentów przepowiedni, zwinął go i schował za opinający go pas. Jeśli bankiet istotnie dobiegł lub dobiegał końca, mógł powoli udać się pod komnaty Ushbara i oby była to ostatnia wycieczka tego dnia.
- Eh? - wydał z siebie nagle, jeszcze raz przekręcając głowę w stronę szabli. - Zabraniano?
Awaren nigdy nie śmiałby przypuszczać, że pewnego dnia poczuje coś na kształt zrozumienia w stosunku do kawałka gadającego żelastwa. Nazbyt dobrze wiedział, jak to jest milczeć wbrew samemu sobie. Jak to jest być uciszanym, czasem i siłą, gdy jego głos zacznie być dla kogoś uciążliwy. Lubił rozmawiać. Lubił zarówno prowadzić monologi, jak i brać udział w dyskusjach. Czy można mu się dziwić, że ostatecznie nauczył się to robić sam ze sobą?
- Jeśli byłabyś tak uprzejma i postarała się nie mówić do mnie, kiedy będę nad czymś pracował, a-albo rozmawiał akurat z kimś innym, nie wydaje mi się, żeby mógł to być nadmierny kłopot - odpowiedział, odchrząknął i skierował do drzwi. - Idę zamienić słowo z Jego Książęcą Mością, więc muszę cię jeszcze raz zostawić. Mogłabyś... Popilnować dla mnie tego miejsca? Jutro poszukam twojego futerału i być może wtedy... Będę mógł zabrać cię gdzieś ze sobą.
Niezręcznie pomachał w stronę biurka, na którym leżała szabla, ostatecznie wychodząc z pomieszczenia. Cóż. Jeśli broń okaże się nie mieć wobec niego żadnych złych intencji, być może będzie mógł wykorzystać jej potencjał i obejdzie się bez zakopywania jej w gdzieś pod krzakami. Na razie jeszcze miał przed sobą ostatnią wycieczkę.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

144
POST BARDA
- Nie wiem, czy możesz się mierzyć - odpowiedziała szabla. - Wiem, że nigdy przedtem nie dzierżył mnie mag, zwłaszcza taki, który mieszka w pałacu. Pomyślałam...
Zamilkła. Wydawało się, że zbiera się do wypowiedzenia jakiejś prośby, jej głos pełny był nadziei, ale ostatecznie zrezygnowała. Elf miał wystarczająco dużo na głowie w tym momencie: przepowiednie, o których ona niczego w gruncie rzeczy nie wiedziała, drżące w posadach mury, trony i świątynie i całą resztę tych rzeczy, o których nie wspomniał w swoim nagłym wybuchu. Dużo łatwiej by się z nią rozmawiało, gdyby miała twarz, z której elf mógłby wyczytać emocje, ale niestety pozostawała jedynie kawałkiem stali.
Na słowa o spanikowaniu nie zareagowała. Może to i lepiej? Awaren dzięki temu nie musiał tłumaczyć się jej z niczego więcej. Dopiero później, gdy podał jej warunki, w jakich nie musiała się ograniczać i mogła wchodzić z nim w dyskusje, wyrwało się jej pełne ulgi "dziękuję". Początkowo nie miała pojęcia, do kogo trafiła; potem, po wszystkich perypetiach związanych z Zhogiem, Ushbarem w komnatach elfa i całym zamieszaniem, jakie powstało wokół niego, przed oczami stanął jej już pewien zarys sytuacji i zapewne stąd wynikała jej nagła niepewność.
- Dobrze. Cały czas patrzę. Popilnuję. Ale nie potrafię poruszać się sama, gdyby coś się działo. Nie ochronię twojej komnaty przed niczym.
Ta informacja mogła być jednocześnie uspokajająca, jak i rozczarowująca. Bo czy nie wygodnie by było mieć tu coś, co automatycznie broniłoby jego pracownię przed wścibskimi, niemile tu widzianymi oczami? Cóż, nietypowy strażnik, nawet jeśli pozostawał bezczynny, wciąż mógł mieć pewne zalety.
Szabla nie odmachała. Została na biurku, za zamkniętymi drzwiami, a mag mógł udać się do Ushbara na wizytę, na którą został zaproszony jeśli chciał. Odmiana równie miła, co zaskakująca. Książę musiał się go jednak spodziewać, wiedząc, że mają przepowiednię do omówienia i elf z pewnością zamierzał zasypać go radami na temat tego, na co i jak powinien uważać podczas zwiadu.
- ...Pojadę z tobą - dobiegł do Awarena obcy, kobiecy głos, gdy znalazł się on bezpośrednio pod drzwiami Ushbara. Były uchylone i stało przy nich dwóch strażników, w tym Zola. Mrugnęła do elfa krótko. Jeśli zajrzał do środka, dostrzegł znajome już, czerwone włosy orczycy, w której towarzystwie jego suweren spędzał dzisiejszy wieczór. Siedziała na biurku księcia, obserwując, jak ten krząta się po pomieszczeniu. Mag go nie widział, ale słyszał; ork musiał przygotowywać się na wyjazd.
- Nie potrzebuję balastu. To wystarczająco ryzykowne bez kobiety uczepionej moich pleców.
- Za kogo ty mnie masz? Nie jestem bezużyteczna!
- Z pewnością.
- Nie wierzysz mi? Mam ci udowodnić?
- zeskoczyła z biurka. - Stawaj! Udowodnię ci.
Ushbar westchnął i zatrzymał się przed nią, zasłaniając ją przed spojrzeniem maga.
- Wierzę. Ale mam sprawdzoną grupę. Niezawodną. Zgraną. Wracaj do siebie, Shagar.
Znudzony czekaniem, aż Awaren wejdzie do środka, drugi strażnik załomotał w drzwi, zwracając na nie uwagę rozmawiającej dwójki.
- Elf tu jest - rzucił.
Książę zerknął przez ramię i gestem głowy zachęcił maga, by wszedł do środka. Wyglądał na mocno sfrustrowanego, ale wyjątkowo nie przez swojego doradcę.
- Mam ważne sprawy do załatwienia jeszcze dzisiaj. Wracaj do swoich komnat, a potem do siebie, Shagar. Poślę po ciebie, jak wszystko się uspokoi.
Czerwonowłosa przez chwilę jeszcze wpatrywała się w orka butnie, ale w końcu warknęła prawie tak samo, jak miała w zwyczaju robić to Morna, wyminęła go i ruszyła w stronę wyjścia. Mało prawdopodobne, by uderzenie ramieniem, jakie przy okazji zarobił Awaren, było przypadkowe.
- Zamknij drzwi - polecił mu Ushbar zmęczonym głosem, wracając do pakowania czegoś do juków.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

145
POST POSTACI
Awaren
Choć był odrobinkę, odrobinkę, ociupiiinkę ciekaw, co dokładnie pomyślała o nim szabla, nie usiłował ciągnąć jej za język. Przysłowiowy język, ma się rozumieć. Uhhh. Zdecydowanie będzie musiał zaproponować dla niej imię. Coś ładnego, kobiecego i mniej żenującego, niż mieli w zwyczaju jego poprzednicy. Sprawa z jej nagłym pojawieniem się wciąż była dla niego oczywiście dość śliska i Awaren nie zamierzał ulegać żadnej pokusie, dopóki jej nie rozwikła, ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby do tego czasu zachowywać się uprzejmie i cywilizowanie.
Opuściwszy komnatę, Awaren jakiś czas zastanawiał się nad właściwym przeznaczeniem dla oręża, gdyby okazało się dla niego bezpieczne i chętne do współpracy. Jak już sam wspomniał - nie był wojownikiem. Nie był nawet dobrym szermierzem i wątpił, żeby miało się to zmienić. Jeśli jednak przyszłoby mu dzierżyć przy sobie jakąkolwiek broń białą, na pewno dobrze by było, gdyby potrafił nią posługiwać się, chociażby w tym minimalnym stopniu. Pomysł poddaniu się ćwiczeniom fizycznym nie był zachęcający, ale zważywszy na zmieniające się wokół warunki oraz nadchodzący konflikt, niewykluczone, że jego własne upodobania oraz odczucia będą musiały zejść na dalszy plan. A gdyby tak, zamiast tego udało mu się znaleźć odpowiednie zaklęcie? Wiedział, że istniały sposoby wezwania na pomoc magicznego oręża, które nie zawsze potrzebowało być dzierżonymi, żeby móc się poruszać oraz bronić swego przywoływacza. Być może nawet z odpowiednimi materiałami oraz przy pomocy odpowiedniego specjalisty, udałoby się podwójnie zakląć to samo ostrze i nadać mu odpowiedniej swobody? Oczywiście musiałaby mieć ona pewne ograniczenia. Nie widziało mu się za bardzo towarzystwo w pełni wolnego i zdolnego do ruchu, śmiercionośnego ostrza.
Mamrocząc do siebie pod nosem podczas rozważania mnogich za i przeciw, Awaren dotarł wreszcie do celu i kto by pomyślał, że nie będzie pierwszą osobą, jaka zawita w tym czasie do komnat jego pana. Spoglądając najpierw z lekką niepewnością w stronę orkowego strażnika, później ku Zoli, unosząc przy tym pytająco jedną brew, koniec końców bardzo ostrożnie i bardzo nieelegancko zbliżył się do szpary między futryną a drzwiami. Ah. Więc to TA kobieta. Kobieta, którą jego pan zdawał się zainteresować podczas bankietu. Shagar. Shagar, huh? Nie kojarzył jej, ale i to łatwo będzie mu zmienić, jak sądził. Z całą pewnością miała w każdym razie orczyca tupet, spierać się z samym księciem. ...Nie był pewien, czy mu się to podobało. Co właściwie powinien teraz zrobić? Wejść? Poczekać? Cóż, decyzja całkiem szczęśliwym trafem została podjęta za niego.
Wzdrygając się z przyzwyczajenia, ale nie kuląc tym razem, Awaren pokłonił się i przestąpił próg.
- Mój panie. Um, pani-... - ledwie zdołał dodać na powitanie, gdy silne łapsko orczycy o mało nie rozpłaszczyło go o ścianę.
Wydając z siebie zduszony dźwięk zaskoczenia, szybko wyciągnął własne ręce, by wesprzeć się o tę samą ścianę. Jego ciało wciąż znajdowało się w dość żałosnym stanie, gotowe zawieść go w najmniej odpowiedniej chwili. Po uderzeniu z pewnością zostanie mu ślad. Nic nowego.
- Akhm. Wasza Książęca Mość znalazł dzisiaj bardzo... Ciekawe towarzystwo - odważył się zauważyć, szybko zamykając drzwi zgodnie z poleceniem. Uhh, tak, to będzie spory siniak. Już czuł, jak rośnie.
Rozcierając obolałe ramię, Awaren przemieścił się, by stanąć ni mniej, ni więcej pośrodku komnaty,
- Panie mój...? Proszę wybacz swemu słudze wścibstwo, ale... Czy coś się stało? Wydajesz się dużo bardziej zmęczony niż... Niż gdy widzieliśmy się po raz ostatni. Mogę poprosić kogo trzeba o napar na lepszy sen, jeśli sobie życzysz!
Dziwne wycieńczenie, którego nie było po nim znać, zanim rozstali się w komnatach Yroha, zaniepokoiło go. Oby nie była to wina orczycy, którą dopiero co wyprosił ze swoich komnat!
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

146
POST BARDA
Czerwonowłosa nie odwróciła się nawet po to, by spojrzeć przez ramię. Opuściła pomieszczenie i gdy Awaren zamknął za nią drzwi, poza reminiscencją zamieszania nie został po niej żaden ślad. Książę za to zerknął w stronę wyjścia z komnaty, jakby spodziewał się tam ją jeszcze zobaczyć, ale na szczęście byli już sami.
- Oszczędzę ci podchodów i szukania odpowiedzi na pytania, których bardzo starasz się nie zadać - powiedział Ushbar. Dobrze go już znał. - To Shagar z klanu Nunga. Córka urq'shoka Mora. Ich przedstawiciele przybyli dziś na uroczystość, ona razem z nimi. Znamy się od dziecka, chociaż nie widzieliśmy się już dobre dziesięć lat.
Awaren słyszał o klanie Nunga. Kiedyś rościli sobie prawa do tronu, ale to było wiele lat temu. Teraz stanowili jeden z zaufanych rodów u boku cesarza i zapewniali koronie licznych dobrze wyszkolonych wojowników. Gdzieś musiała umknąć mu informacja o tym, że urq'shok ma córkę mniej-więcej w wieku Ushbara, pewnie przez fakt, że książę dużo bardziej zajęty był ostatnimi czasy swoją paranoją, niż spotkaniami towarzyskimi z przedstawicielkami płci pięknej - o ile można było tak ją nazywać w przypadku orków. Shagar wydawała się całkiem... dorodna. Elf spędził w jej towarzystwie za mało czasu, by ocenić jej charakter, ale poruszała się prężnie, a jej sylwetka była stosunkowo smukła, jak na orczycę, przy czym wydawała się dość silna. Prawdopodobnie gdyby chciała, mogłaby zmiażdżyć głowę Awarena jednym zaciśnięciem uda. Nie wiadomo tylko, dlaczego miałaby to robić, ale kto wie, co czas przyniesie?
- Żaden napar, przestań. Nic się nie stało. Shagar mi głowę zawracała, to tyle - odpowiedział książę i chyba nie kłamał, bo nie miał ku temu żadnych powodów. Mimo to, znów zerknął w stronę drzwi, jakby nie był w stanie tego do końca kontrolować.
- Jak spotkanie z Yrohem? - zagadnął zaskakująco uprzejmie, brzmiąc, jakby go to faktycznie interesowało.
Jednocześnie skończył pakowanie juków i przewiązał je grubym rzemieniem, by ostatecznie opaść na wysoki fotel w kącie pomieszczenia. Obok stał drugi, pusty, ale Ushbar nie proponował go elfowi. Może jako doradca sobie jeszcze na to nie zasłużył, a może ork dobrze wiedział, że mag pewnie zemdlałby wtedy z nadmiaru przerażająco pozytywnych emocji.
- Myślałeś o przepowiedniach? O tej pierwszej, którą mi ukradłeś? - uśmiechnął się nieprzyjemnie. - Ja nie mam zbyt wielu pomysłów, tylko pojedyncze przypuszczenia, ale pewnie nie będzie to nic, czego ty swoimi podstępnymi elfimi sposobami nie wydedukowałeś już sam. Co masz?
Pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach, wbijając w Awarena swoje intensywne spojrzenie.
- Chyba też spełnia się twoje marzenie, elfie. Cesarz mocno wierzy w słowa Marii Eleny. Wszystkie, nie tylko te dotyczące zła czającego się za rogiem.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

147
POST POSTACI
Awaren
Chociaż zrobił, co tylko w jego mocy, żeby przynajmniej wyglądać na odpowiednio zawstydzonego łatwością, z jaką został przejrzany, wbrew spuszczonym oczom od razu nadstawił uszu. Jego pan mógł być zmęczony, ale dobre samopoczucie najwyraźniej nie zniknęło bezpowrotnie, skoro własnowolnie skory był podzielić się z nim tego typu informacjami. Nawet jeśli nie były w gruncie rzeczy niczym specjalnym, ciężkodostępnym czy wybitnie zakrawającym o prywatę, nadal wymagałyby od niego odrobiny myszkowania. Że nie wspominając o zmartwieniach, jakie trawiłyby go do czasu ich zdobycia. A więc urq'shoka Mora miał córkę? Ciekawe, po którym z rodziców odziedziczyła swój przemiły charakterek. Część, której doświadczył w każdym razie. Nie żeby uprzejmością jakoś specjalnie zdawała się różnić od większości orków, jakie dotąd poznał. Shagar, tak? Nie za bardzo wiedział, co o niej myśleć. Wydawała się zbyt krnąbrna i pewna siebie, jak na kogoś, kto pojawiał się przed obliczem księcia po dobrych dziesięciu latach. Nawet jeśli za dziecka byli sobie bliscy, zbyt łatwo porzucała przed nim należyty szacunek! Awaren prawie chciał być o to zły, ale widząc zerkającego w stronę drzwi Ushbara, zaczął się zastanawiać... Być może właśnie tego od czasu do czasu potrzebował? Shagar mogła istotnie nieco za bardzo wchodzić mu na głowę i irytować, ale nie wydawała się przy tym wzbudzać w nim złości jako takiej. Być może przy starej znajomej zdolny był odnaleźć cień równie starej normalności, której tak wyraźnie mu brakowało przez ostatnie miesiące. Kim był Awaren, żeby oceniać, gdzie miał jej szukać?
- Co tylko powiesz, Wasza Wysokość - odparł, ignorując gorycz, jaką przyniosły mu jego własne, zdradzieckie myśli.
Znał swoje miejsce, w porządku? Dobrze wiedział, że jego własna obecność częściej niż rzadziej drażniła w sposób mniej chętny do tolerowania, nieważne jak mocno starał się, żeby to zmienić. Niecodzienna zmiana w podejściu Ushbara uświadamiała mu to bardziej niż cokolwiek innego. Ściskała za gardło boleśniej niż fizycznie zaciśnięte na nim palce. Bo choć wyczekiwał czegoś podobnego przez lata, ot zwyczajnego bycia traktowanym jak coś innego niż wyjątkowo natrętny kundel, teraz, na dłuższą metę wydawało się to tak nienaturalne, że niemal przerażało.
Przełykając ciężko ślinę i starając się zbyt intensywnie nie przyglądać siedzącemu przed nim księciu, starym zwyczajem zaczął wyłamywać swoje palce - raz jeszcze świeżo naznaczone atramentem.
- Prze-Przeszło... - zaczął z początku z wahaniem. - Przeszło zaskakująco pomyślnie - kontynuował, zaskoczony tym, jak wiele było w tym prawdy. - Naprawdę zaskakująco pomyślnie! - dodał pewniej, kompletni nieświadom tego, jak jego zmęczone spojrzenie pojaśniało. - N-Nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że szanowny Yroh może być-... Może być... Jak powinienem to ująć? Jest kimś absolutnie niepodobnym do żadnego Air’qu-shok w pałacu! Ha! Gdybym był ślepcem, w ogóle nie powiedziałbym, że jest orkiem! Jest spokojny! Stonowany! Absolutnie niesamowicie racjonalny i wyrozumiały! Przypomina raczej naukowca i mędrca aniżeli doradcę! Jest zupełnie jak mój stary wykładowa run i numerologii z Nowego Hollar! I wydaje się naprawdę chcieć pomóc? Użyczył mi nawet swoich ksiąg i obiecał dopomóc radą oraz własną widzą, gdybym tego potrzebował! Co oczywiście wydało mi się podejrzane! Naturalnie, że się takie wydało! Nie jestem naiwny, mój panie, słowo! Ale tym razem niemal mogę uwierzyć na słowo, że szanowny Yroh jest osobą godną zaufania? Co jest dziwne, ale bardzo ekscytujące, nie uważasz, panie?! Jego pomoc mogłaby się okazać nieoceniona! Wydaje się mieć wielką wiedzę i umiejętności! Nie interesuje się też najwyraźniej polityką jako taką, a to bardzo istotne, jeśli... J-Jeśli... - wyhamował i wreszcie urwał, z przestrachem łapiąc się wreszcie na tym, jak w ekscytacji zamienił się raz kolejny w drażniąco trajkoczącą katarynkę.- ...poszłobardzodobrze! - zakończył więc nerwowo, zanim Ushbar raz kolejny straci do niego cierpliwość. Nieco zresztą zakręciło mu się w głowię od własnego paplania. Za dużo gadania, za mało oddychania.
Blednąc nieco pod wpływem kolejnych słów księcia, Awaren z całą pewnością spuściłby po sobie swoje długie uszy, gdyby tylko mógł.
- Ja-... T-Tak. Tak, naturalnie, zacząłem szukać i-i-i starałem się z niej wyciągnąć tyle, ile tylko mogłem, ale... Mój panie! Proszę bądź wyrozumiały! Nie mam przy sobie dostatecznej ilości materiałów i nie mogę powiedzieć, żebym był chwilowo w najlepszej formie. Postaram się jednak skończyć, zanim wrócisz do pałacu! Masz na to mojego słowo! - odpowiedział szybko, lekko drżącymi dłońmi sięgając do swojego pasa, za którym bezpiecznie schował swoje notatki. Nowa dawka stresu łatwo przyćmiła wcześniejszą, krótkotrwałą ekscytację. Stresu spowodowanego nie tylko przez docinki Ushbara, ale i nagłą świadomość tego, w jak wielu miejscach jego interpretacje mogły brzmieć, jakby to on sam stanowił tutaj problem.
Zmuszając swoje ciężkie nogi do ruchu, zbliżył się do siedzącego w fotelu orka i kłaniając się, oburącz wyciągnął pergamin w jego kierunku.
- Wasza Wysokość ma na myśli... Część dotyczącą waszego ojca oraz córki? - spytał tym razem cicho i niepewnie, nie do końca przekonany, czy celuje właściwie. Ushbar potrafił być czasami równie enigmatyczny, co niejeden mag, słowo dawał.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

148
POST BARDA
Siedzący na fotelu Ushbar podparł głowę na dłoni i utkwił spojrzenie w elfie, który znów rozgadał się bez jakiejkolwiek kontroli. Obserwował go w milczeniu, czekając, aż ten skończy i nie kwapiąc się do przerywania mu. Może był zbyt zmęczony, albo zwyczajnie mu się nie chciało, bo było to jak walenie głową w mur; Awaren po prostu musiał mówić i najprościej było się do tego przyzwyczaić. Nie znaczyło to jednak, że książę nie mógł westchnąć ostentacyjnie, kiedy mag urwał nagle, orientując się, że rozgadał się jak katarynka.
- Yroh jest stary - podsumował ork, nie podnosząc głowy z własnej dłoni. - I spędził całe życie w książkach. Nie dziwi mnie to, że się dogadujecie. Jest wierny cesarzowi.
Czy miał na myśli, że Awaren zachowywał się jak starzec, czy że wieloletnie zgłębianie literatury naukowej miało na niego wyraźny wpływ, tego nie doprecyzował. Obserwował go tymi swoimi zielonymi oczami, w typowy dla siebie, enigmatyczny sposób, z którego mag nie był w stanie wyciągnąć żadnych wniosków. Tak czy inaczej nie wybuchł gniewem, gdy zalał go potok słów, a to niewątpliwie była miła odmiana.
Wyprostował się dopiero, gdy mag wyciągnął ku niemu pergamin z wnioskami, które wyciągnął z pierwszej przepowiedni Marii Eleny. Oparł się wygodniej i zaczął przesuwać spojrzeniem po notatkach elfa, początkowo nic nie mówiąc. Podrapał się tylko raz po skroni, zmarszczył brwi, podrapał się ponownie.
- Elfka narobiła niezłego zamieszania, co? - zagadnął nagle, nie odrywając wzroku od tekstu. - Chociaż powinniśmy się cieszyć, że nas ostrzegła. Jeśli to, co mówiła, to prawda, o tych mostach na pięciu krańcach świata, przynajmniej będziemy mogli się przygotować. Wielu nie ma tej możliwości. Wątpię, żeby cesarz zamierzał ostrzec innych władców, a nawet jeśli, to niewiele zmieni. Nie ma czasu, skoro to już się stało. To, co przepowiadała.
Zastukał palcami w podłokietnik.
- Tak. O tym mówię. Morna wypadła z łask i nie wiem, czy przez swoje idiotyczne zachowanie podczas spotkania, czy przez słowa Marii Eleny.
W końcu westchnął i oddał zapiski elfowi.
- To mogą być dobre wnioski. Mogą też nie być. Nigdy nie wiadomo z tymi pieprzonymi widzącymi - rzucił z nieukrywaną irytacją. - Ja doszedłem do własnych. Nie wiem, na ile to trafione przypuszczenia, ale Akademia wydaje się mieć tu duże znaczenie. Masz tysiąc stopni, o których ci już mówiłem. Masz osiem palców u dłoni i osiem kolegiów. Na szczycie Akademii stoi rektor, jak ten demon na szczycie schodów. Wielu posądza go o najgorsze, ale jeśli dobrze rozumiem przepowiednię, to mówi ona o nim jako o sojuszniku, który ma wyciągać pomocną dłoń w stronę zdradzonego. Kto jest zdradzony?
Nie odpowiedział na swoje własne pytanie, choć wygodnie byłoby przyjąć, że mowa tu była o nim samym. Gdyby książę miał sprzymierzeńca w osobie Zakkuma, szanse na pozbycie się tych, którzy czyhali na jego życie, znacząco by wzrosły. Wbił spojrzenie w Awarena, przez długą chwilę przyglądając mu się z namysłem.
- Co konkretnie robiłeś w Nowym Hollar, poza nauką? - spytał nagle. Interesował się przeszłością elfa? To była nowość. - I czemu cię wywiało na południe?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

149
POST POSTACI
Awaren
Dziękując w myślach przychylnemu losowi, który niezwykle skutecznie łagodził dzisiaj nastroje księcia, Awaren zgodnie przytaknął głową, nie przyjmując ani przez chwilę do wiadomości, że mógłby zostać w jakimkolwiek stopniu określony starym. Pewne rzeczy były po prostu nieakceptowalne. Nawet dla niego.
Czy Yroh faktycznie był taki wierny cesarzowi, czy może raczej samemu sobie oraz własnym przekonaniom - tego nie zamierzał na głos poddawać w wątpliwości. Nie lubił się z polityką jako taką, jak sam wszakże przyznał, ale kierując się czystym rozsądkiem oraz interesami mającymi na celu dobro cesarstwa, służył najwyraźniej wiernie temu, kto faktyczne dobro potrafił zapewnić. Tak przynajmniej sugerowałoby jego dotychczasowe nastawienie oraz sposób bycia, ale kto go tam tak naprawdę wiedział. Może kryła się za tym również jakaś inna, osobista historia? Niewykluczone.
Wyczekując reakcji na notatki z mocniej bijącym sercem i koniec końców ponownie nie doczekawszy się nawet jednego, krzywego spojrzenia w swoją stronę, Awaren powoli zaczynał się martwić o zdrowie księcia. Może się nie mylił i naprawdę zjadł coś nieświeżego? Oby tylko nieświeżego, a nie trującego! Nie pracował zbyt wiele na truciznach, ale magiczne usuwanie ich z organizmu było paskudną robotą, że nie wspominając już o tym, jak bardzo dla obu stron nieprzyjemną! O, racja. Nawet gdyby chciał pomóc, prędzej sam padłby tutaj trupem. Prawie zapomniał.
- Teraz, gdy o tym wspominasz, mój panie - odezwał się z namysłem, lekko marszcząc brwi. Głowa od jakiegoś czasu już go ćmiła ze zmęczenia, ale nie było to nic, do czego nie był przyzwyczajony. - Czy to nie zaskakująco szczęśliwy zbieg okoliczności? Przepowiednia Marii Eleny mogła tak naprawdę dotrzeć gdziekolwiek. Do dowolnej krainy, do której zechciałby ją skierować Sulon. A mimo tego przybyła właśnie tutaj. Do tej konkretnie krainy. Zastanawiam się... Co może się wiązać z przewagą, jaką dostaliśmy. Cześć nie jest tu oddawana Sulonowi nawet w połowie tak mocno, jak na Archipelagu, czy choćby i w Nowym Hollar. A jednak to nas postanowił ostrzec przy pomocy najzdolniejszej wieszczki znanej Herbii?
Teraz gdy o tym myślał, było to istotnie diabelnie zastanawiające. Dlaczego akurat Karlgard? Dlaczego Urk-hun? Z uwagi na siłę, jaką reprezentowali? Czy może dlatego, że jako pierwsi mieli doświadczyć przedsmaku nadciągającej zagłady? Być może byli najbliżej jednego z tych całych pięciu "mostów"? Czy naprawdę mieli szczęście, czy było wręcz przeciwnie? Nie chciał brać udziału w upadku miasta, ale jeszcze bardziej kuła go świadomość, że dziesięć lat ciężkiej pracy miałoby pójść na marne w przypadku wzięcia nóg za pas. Tylko dlatego, że należał do długowiecznej rasy, nie znaczyło, że lubił bezsensownie marnować swój czas! Przynajmniej Morna dostała przy okazji całej afery po rzyci.
- ...Oba, jak sądzę - mruknął z nieco zbyt nietypową dla niego złośliwością, a następnie odchrząknął w wierzch dłoni dla jej zamaskowaniai. Byłoby lepiej, gdyby nie wybrał stroju pozbawionego długich rękawów, za którymi normalnie łatwo było ukryć dowolny procent twarzy...
Za plecami zielonoskórej pretendentki do tronu może i czuł się dostatecznie dzielny, żeby mówić o niej nieprzychylnie, ale gdyby przyszło mu stanąć z nią twarzą w twarz? O, Sulonie. Nie w tym życiu!
Odbierając swoje notatki dużo mniej drżącą dłonią, niż gdy je podawał, Awaren poczuł, jak uśmiech zachwytu wypełza mu na twarz. Nic nie dało się na to poradzić! Właśnie dlatego przecież w ogóle zdecydował się podążyć za Ushbarem! Potrafił być toporny i cholernie nieczuły w swoim zachowaniu, ale jego umysł był na kompletnie innym poziomie! Nie ma co, jaki ojciec, taki syn! Gdyby tylko częściej chciał pokazywać się z tej strony publicznie.
- Właśnie tego mój panie nie jestem czasem w stanie zrozumieć! - jęknął przeciągle. - Dlaczego ktokolwiek w ogóle chciałby słuchać Morny, kiedy to ty otrzymałeś i mózg i mięśnie jednocześnie, a nie tylko jedno z dwojga?!
Frustrujące, doprawdy!
- Wciąż nie znam w pełni struktury Karlgardziej Akademii ani wielu rzeczy, które jej dotyczą, więc to naprawdę pomocne! Jeśli wszystko dobrze pójdzie, będę miał być może szansę w najbliższych dniach nieco-... - zawahał się. - Zinfiltrować Akademię. Um... Być może też poznać osobiście kilka wysokich głów, z którymi prowadziłem korespondencję w ramach współpracy przez ostatni miesiąc. Mój panie, jeśli sam rektor naprawdę skłoniłby się ku nam, być może nie tylko problem zamachowców udałoby się rozwiązać. Akademia będzie bronić swoich murów przez nadciągającym atakiem, ale gdyby chciała, jestem pewien, że byłaby w stanie zapewnić ochronę znacznie większemu obszarowi. Zapewnić środki i pomysły, których będzie brakować, jeśli naprawdę mówimy o początku wojny z kompletnie nieznanym przeciwnikiem.
Perspektywa była kusząca ponad miarę, ale i zapewne niepozbawiona haczyków. Ludzie zasiadający na szczycie nigdy nie wyciągali pomocnej dłoni bezinteresownie. Nie szkodzi. Na wszystkich istniały sposoby. I jeśli Awaren czuł się w czymś pewnie, to właśnie w wyszukiwaniu ich.
- Poza nauką, mój panie? - powtórzył głucho, potężnie zbity z tropu nietypowym pytaniem. Nie, nie, pytanie samo w sobie nie było nietypowe. Nietypowym było zadawanie go właśnie jemu! Dlaczego Ushbara miałoby interesować jego życie? Zwłaszcza to odległe, mające miejsce na długo przed wylądowaniem w Urk-hun? Czyżby aż tak bardzo chciał oderwać myśli od spraw bieżących?
- Poza nauką... Uciekałem przed obowiązkami rodzinnymi i małżeństwem, jak sądzę? - odpowiedział wprost, bez wstydu czy poczucia winy, którego można by oczekiwać po podobnym wyznaniu. - Co w gruncie rzeczy wiązało się tak naprawdę z jednym i tym samym. Moja rodzina to głównie szermierze. Znacznie mniej spotykani wśród Wysokich Elfów niż magowie z profesji. Nawet jeśli jako mag podnosiłem prestiż, wydaje mi się, że wciąż chcieli zachować tradycję rodu i znaleźć mi partnerkę z podobnym do ich wyszkoleniem? Znaleźli więc tę... Kobietę - skrzywił się, gdy ciarki przeszły mu po plecach na samo wspomnienie. - A-Ale odbiegłem od tematu! Najmocniej przepraszam! Tak czy inaczej...! Udało mi się zaszyć na długie lata na Akademii, unikając niepotrzebnego wychylania nosa poza jej mury, a kiedy nie mogłem przedłużać na niej swojego pobytu dłużej niż dwa lata po ukończeniu, zostawiłem list i opuściłem Nowe Hollar! Wydaje mi się, że odległe południe nie było nawet moim pierwotnym celem. Chciałem podróżować, uczyć się i zdobywać wiedzą z różnych zakątków świata, ale, ughh. Mogło się zdarzyć, że nieco... Zabłądziłem, gdy byliśmy w drodze do Ujścia...? Po tym, jak karawana, z którą podróżowałem została zaatakowana przez bandytów... Tułałem się trochę po dżunglach i bagnach. Nie było aż tak źle. Chyba miałem sporo szczęścia. To jest, dopóki nie miałem i przypadkiem sprowokowałem kilka dzikich słoni. Na swoją obronę dodam, że chciałem wykonać tylko kilka szybkich szkiców! Jedna rzecz doprowadziłą do drugiej, ucierpiały spore połacia goblińskich upraw i trafiłem do niewoli nie mając czym za to zapłacić.
Wreszcie zamilkł, nie mając bladego pojęcia, co powinien zrobić dalej. Starał się nie rozdrabniać tak, jakby mógł ani jak byłoby dla niego samego wygodniej. Nie wiedział, czego Ushbar od niego oczekiwał. Jakiej odpowiedzi ani czy taka, jaką otrzymał, była dla niego satysfakcjonująca. I czy naprawdę było z nim w porządku, skoro w ogóle pytał!
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

150
POST BARDA
Ushbar zerknął na Awarena znad pergaminu i lekko wzruszył ramionami.
- Albo po prostu jej odwiedziny w Karlgardzie przypadkiem zgrały się z tym wydarzeniem - odparł dość obojętnie. - Nie wszystko jest skutkiem boskich planów, elfie. Niektóre rzeczy się po prostu dzieją.
Mag mógłby przysiąc, że po jego reakcji na komentarz o Mornie, prawy kącik ust księcia uniósł się nieznacznie. Mimo to, chwilę po tym jego brwi zmarszczyły się w dobrze znajomym wyrazie niezadowolenia, nawet jeśli mało było ono w tej chwili wiarygodne.
- Nie pozwalaj sobie - warknął w chwilowej potrzebie podkreślenia statusu swojej siostry, nieważne, jak irytująca by ona nie była.
Szybko udało się jednak księcia ugłaskać. Komplement okazał się skuteczny, jak prawie zawsze, więc i wyraz jego twarzy złagodniał. Ushbar nie był też szczególnie oddany pilnowaniu honoru Morny, bo sam miewał jej dość. Awaren nie wiedział, czy po spotkaniu było mu jeszcze dane dziś mieć z nią do czynienia, ale raczej nie - orczyca poszła organizować sobie swoją własną grupę uderzeniową i już dziś zamierzała wyruszyć poza miasto w poszukiwaniu niewiadomego, co zapowiadało wielki sukces.
- Yroh zna sporo osób na Akademii. Współpracuje z nimi. Nie musisz infiltrować, po prostu powiedz, żeby zabrał cię ze sobą i przedstawił - zaproponował książę, zmylony nieco słowem wybranym przez elfa i nieświadomy tego, że cesarski mag sam to już proponował. - Może spotkasz się z rektorem. Może... coś o tobie wie? - zastanowił się. - Nie wiem, przepowiednia o tym nie mówi. Nie wiem, dlaczego cię z nim łączy. Ale tak. Trzeba ustalić warunki współpracy w kontekście nadchodzącego zagrożenia. Nie mój to problem, cesarz się tym zajmie.
Podobne negocjacje leżały poza obowiązkami Ushbara, dopóki to nie on siedział na tronie. Po oddaniu notatek i zadaniu pytania o przeszłość, z powrotem wsparł głowę na dłoni i wpatrzył się w swojego doradcę. Jego twarz była jak maska, choć Awaren znał go już na tyle, że był w stanie wyłapać pojedyncze, kryjące się za nią emocje. Zauważył więc zaskoczone drgnięcie brwi, a potem błysk rozbawienia w zielonych oczach, choć teoretycznie niczego po sobie nie pokazywał.
- Wolisz mężczyzn? - spytał nagle, korzystając z krótkiej przerwy w monologu maga, którą ten wykorzystał na skrzywienie się po wspomnieniu owej kobiety. Kącik jego ust znów był uniesiony w rozbawieniu, tym samym, jakie wywołał komentarz na temat Morny. Przesunął spojrzeniem po smukłej sylwetce maga, tak często mylonego z osobą płci przeciwnej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, choć Awaren nie wiedział, jak patrzono na tę kwestię w Urk-hun i czy przyznając się do takich preferencji, nie ściągnąłby na siebie jeszcze gorszego szykanowania, niż to, z którym musiał użerać się do tej pory.
- Słonie...? - powtórzył książę i wyprostował się. Choć on siedział, a elf przed nim stał, fizycznie patrząc na niego z góry, to równowaga sił w pomieszczeniu była zupełnie odwrotna. Ushbar mógłby leżeć plackiem na podłodze i wciąż górowałby nad swoim rozmówcą.
- Więc gdzie nauczyłeś się tego wszystkiego? - spytał, w końcu poruszając temat, który go tak intrygował. - Szpiegowania, infiltracji, zdobywania informacji? Czarów, które ukrywają? Po co to wszystko? Czy twoja magia nie miała być lecząca?
Obrazek

Wróć do „Karlgard”