Dzielnica Portowa

76
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mhm - mruknęła twierdząco, uśmiechając się lekko i nie konkretyzując, która z tych odpowiedzi była właściwa; czy Joe była jej ochroniarzem, czy partnerką, jakkolwiek daleka od prawdy była ta druga opcja. Vera gustowała w zupełnie kimś innym i to nie blizny były tu problemem. Ona sama posiadała ich kilka, mniejszych lub większych, choć w porównaniu do Josephine wyglądała jak gładka panienka z dobrego domu. Zanurzyła się cała pod wodę, przepłukując porządnie włosy.
- Vera - przedstawiła się krótko, gdy wynurzyła się z powrotem i przetarła twarz dłońmi. - A Levant? Levant jest małym, sadystycznym chujkiem.
Zasłyszane komentarze mężczyzn zignorowała, zwłaszcza, że i tak nie mówili do niej. Nie miała ochoty na przepychanki słowne z grupą gołych facetów. W przeciwieństwie do zielonoskórej nie miała też czasu na wygodne wylegiwanie się na brzegu basenu, więc skupiła się na doprowadzaniu się do porządku. W sumie będzie to całkiem miła odmiana - pachnieć czymś innym, niż słoną wodą.
Gdy okazało się, że Snu wie coś więcej na temat złotych figurek, jej osoba nagle stała się dla Umberto znacznie ciekawsza.
- Zatrzęsienie? - powtórzyła. - Sądziłam, że to kolekcjonerska sprawa i trzeba szukać odpowiednich osób, żeby takie kupić, czy sprzedać.
Ta informacja trochę ją rozczarowywała. Sądziła, że idąc tym tropem, z łatwością trafi na Hectora. Tymczasem wyglądało na to, że równie dobrze mogła szukać kogoś, kto kupował jedwab, albo gliniane garnki. Skrzywiła się, przeczesując włosy palcami.
- Same figurki mnie nie obchodzą. Szukam człowieka, o którym póki co wiem tylko tyle, że przypłynął do Karlgardu, żeby takie kupić. Albo kupuje je przy okazji bycia w Karlgardzie. Jeśli chodzi o rozpłatanie gardła kogokolwiek... - zerknęła na Joe. Póki co miały przerwę w rozpłatywaniu. Krótką, bo krótką, ale obie chyba liczyły na to, że się ona nieco przedłuży. - Mamy co najmniej dwie osoby, które na to zasługują, ale jesteśmy wzorowymi obywatelkami, które nie robią takich rzeczy.
Mogła opowiedzieć Josephine o tym, dlaczego ścigała tego konkretnego mężczyznę, ale nie zamierzała tego robić w publicznej łaźni, w towarzystwie obcej orczycy. Mimo, że nie znała najemniczki zbyt dobrze, wciąż wiedziała o niej więcej, niż o zielonoskórej. Równie dobrze mogła ona być ze straży, rozebrana obecnie z charakterystycznego munduru.
- Czemu pytasz? Znudzona i chętna do rozpłatywania, hm? - spytała.
Obrazek

Dzielnica Portowa

77
POST POSTACI
Josephine
Woda nie była taka zła, jak Joe myślała. Jej przyjemny chłód obmywał spalone słońcem ciało kobiety, a zawarte w nich zioła kleiły się do jej skóry, zmywając smród i resztę pomyj, w których nieco wcześniej się taplała. Najemniczka zaczęła przecierać te najgorsze części ciała, nie będąc tutaj wszakże dla relaksu, a dla świętego spokoju karczmarza, któremu przeszkodził jej ujmujący zapach. W międzyczasie w basenie toczyła się rozmowa, zaś w męskiej części dzikie swawole i opowieści marynarzy o zapewne tych ciałach, których widoki mieli kiedyś przed sobą.

Zarejestrowała imię orczycy, ale samej nie chciało się przedstawiać, co zresztą wcale by jej nie pomogło, gdyby chociażby ją kojarzyła. Puściła mimo uszu także pytania dotyczące ich relacji, nie uznając za ważne odpowiadać na takie pytania. Skupiła się za to na szorowaniu swojego ciała, tylko prychając na słowa o wzorowych obywatelkach. Nawet ślepy by w to nie uwierzył, ale jakieś pozory chyba trzeba było zachować.

Josephine raz jeszcze zanurzyła się pod wodę, z zamkniętymi oczami przez chwilę tkwiąc tam, dopóki jej powietrze nie zaczęło się kończyć. Przepłynęła kawałek między nogami kobiet, dla zabawy chwytając znienacka kostkę Very, po czym wynurzyła się po drugiej stronie. Usiadła na skraju baseniku, wyciskając z włosów wodę i rzucając tylko znudzona do kompanki: — Szybciej, nie przyszłyśmy tutaj marnować czasu.

Dzielnica Portowa

78
POST BARDA
Snurla zaśmiała się, czy też fuknęła w rozbawieniu przez szeroki nos.

- Ta, kolekcjonerska sprawa. Jeśli tak interesują was te figurki, idźcie do domu aukcyjnego, co piętnaście księżycy jest tam wystawa różnych rzeczy, też tych figurek. - Kobieta podniosła się z miejsca i przeciągnęła niczym wielki, groźny kot. Pomruk przyjemności wyrwał się z jej gardła. Orczyca nie robiła sobie nic z nagości. - Kolejne aukcje są, bo ja wiem? Jutro? Pojutrze? Nie wiem, jak będzie liczone to zaćmienie. Swoją drogą, cholernie długo trwa, nie?

W łaźni okienka umieszczone były bardo wysoko, tak, by żaden podglądacz nie miał łatwego zadania. I choć zwykle miejsce było zapewne rozświetlone naturalnym blaskiem słońca, obecnie więcej światła dawały świece aniżeli czerwona łuna.

- Ten twój kupiec może tam być. A czy chętna... wolałabym, żeby więcej rozpłatywań nie było. Podobno poprzedni patrol natknął się na krwawą jatkę tu, niedaleko. Uważajcie na siebie, dziewczyny, Karlgard jest dobrze pilnowany - tu Snurla uderzyła się w pierś - ale czasem trafią się tacy popaprańcy. Zresztą, to było jakiś czas temu, pewnie już ich złapali. Specjalny oddział ma nakaz przeszukiwać wszystkie wychodzące z portu statki. - Podzieliła się informacjami.

Snurla wyszła z basenu i sięgnęła po leżący nieopodal kawałek materiału. Choć dla Very czy Josephine mógłby być ręcznikiem, dla wielkiej Snu nie był tak łatwy w użyciu.

- Ponoć sprawców było trzech, jednego pojmali tuż po zajściu. Współczuję biedakowi, będzie śpiewał jak przed bogami, jak nasi chłopcy się nim zajmą. Mówią też, że tych dwóch pozostałych, to kobiety. Powiedziałby kto?

Snurla zaśmiała się, ale nagle spoważniała. Przestając wycierać zielonkawe ciało, zamarła, spoglądając to na Verę, to na Josephine.
Obrazek

Dzielnica Portowa

79
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mhm, dzięki, zainteresuję się - Vera uśmiechnęła się krótko do orczycy, jednocześnie przyspieszając szorowanie się, skoro Joe ją poganiała.
To już był kolejny trop. Kiepski, bo kiepski, ale czy którykolwiek inny był choć trochę lepszy? Nie wiedziała, czy w domu aukcyjnym mógł pojawić się Levant albo Faazz. Jeśli tym handlowali, to raczej na czarno, w szczególności goblin - tak się jej przynajmniej wydawało, na podstawie tego, co opowiadała jej o nim najemniczka. Kto wpuściłby goblina do domu aukcyjnego, tak w ogóle? Na pewno nie Vera.
Wyjrzała przez okno, gdy Snu wspomniała zaćmienie. Fakt, trwało zbyt długo, jak na gust pani kapitan i nie prezentowało Karlgardu w najlepszym świetle, ale poza utrudnieniem w liczeniu dni i krwistą kolorystyką absolutnie wszystkiego, to nie było szczególnie problematyczne. Gdyby tylko wiedziała, z czym musi użerać się Joe, nie byłaby skora do takich stwierdzeń...
- Krwawą jatkę? - powtórzyła, z powrotem wracając w tryb czujności.
No tak, czyli dobrze zgadywała. Orczyca była ze straży. Dobrze, że miały na tyle rozsądku, by nie dzielić się z nią większą ilością szczegółów. I jeszcze lepiej, że wszystkie ubrania i broń zostawiły w szatni. Teraz były tylko dwiema niewinnymi kobietami, jedna dużo bardziej skrzywdzona przez życie niż druga, korzystającymi z udogodnień miejskiej łaźni. Nic nadzwyczajnego, prawda?
Kurwa.
No i wszystko musiało się spieprzyć, gdy Snu odwróciła się do nich i zaczęła mierzyć je podejrzliwym spojrzeniem. Domek z kart chwiał się niebezpiecznie, w każdej chwili mogąc runąć, a Verze bardzo nie widziało się bieganie nago po mieście. Tak jeszcze na Siostrę nie wracała i nie chciała zmieniać tego stanu rzeczy.
Całe szczęście, że pokerową minę miała opanowaną do perfekcji. Nawet nie drgnęła, dokańczając swoją kąpiel jakby nigdy nic. Dopiero dłuższą chwilę później odwzajemniła spojrzenie strażniczki, postanawiając udawać, że odbiera je jako troskę o ich bezpieczeństwo. Uśmiechnęła się, wynurzając się z wody i siadając na brzegu basenu, by wycisnąć wodę z długich włosów.
- Kobiety? No nie wiem... - zerknęła na grupkę stłoczoną po drugiej stronie pomieszczenia, jakby zastanawiała się, jak to w ogóle możliwe. - A może to były elfy? Ich czasem od kobiet trudno odróżnić. W każdym razie dzięki, będziemy uważać.
Przeniosła spojrzenie na Joe. Choć ta ją wcześniej poganiała, kapitan na pewno nie zamierzała znaleźć się w szatni jednocześnie ze Snurlą. Nie mogły ubierać i uzbrajać się przy niej. Orczyca musiała wyjść osobno, a one przynajmniej chwilę po niej.
Obrazek

Dzielnica Portowa

80
POST POSTACI
Josephine
Figurki, pierdółki, pomyślała Joe strzepując z siebie krople wody i wyciskając do reszta jej ciemne włosy. Średnio interesowały ją złote posążki, a na słowa aukcje głośno westchnęła. Yassid czasem łaził za starych dobrych czasów, żeby sprzedawać co jakiś czas swoje znaleziska. Musiała tam wtedy stać, słuchać bandy orków i goblinów, okazjonalnie jakiś ludzi wyzywających siebie kreatywnymi inwektywami, podczas gdy licytowane były jakieś stare talerze wykopane z piasku. Fascynujące jak cholera, chociaż zważywszy na kulturę tych mniejszych zieleńców, ich przebijanie ceny potrafiło w pewien sposób być ciekawym doświadczeniem.

Jej znudzone spojrzenie wyostrzyło się w momencie usłyszenia krwawej jatki. Natychmiast odwróciła podejrzliwie głowę, taksując spojrzeniem Snu-Snu, a gdy ta uderzyła się pięścią w pierś, wspominając przy tym o pilnowaniu miasta, instynkty Josephine praktycznie natychmiast kazały jej się poderwać z miejsca. Natychmiast rozejrzała się, oceniając sytuację, w której się znalazła. Trzpiotki siedzące po drugiej stronie basenu były wielką przeszkodą i nawet, gdyby udało się jej uciszyć strażniczkę, to te pindy zaczęłyby piszczeć, zaraz by się nazlatywało gołych marynarzy, wyszłaby kolejna jatka...

Joe wstała i podobnie do Snu, zaczęła energicznie się wycierać, nawet nieco za szybko. W tym czasie Vera coś tam mówiła o elfach, o uważaniu na siebie, ale najemniczka mało zwracała uwagę na te rozmówki. Skupiając się z marsową miną na wycieraniu nóg do czerwoności, zaczęła oddychać szybciej. Poczuła się nagle, jak osaczone zwierzę. Jeśli Snu odkryje, że to ona, co nie było takie kurwa trudne, zważywszy na jej parszywą mordę, to dojdzie ponownie do jatki, gonitwy przez miasto, kolejnym ukrywaniem się. Bez świadków od razu by się nie cackała, ale musiałaby wyrżnąć całą łaźńię, co nawet dla niej było niemożliwe. Była więc bez wyjścia, jak po prostu liczyć, że ta się nie ogarnie i to powodowało w niej instynktowną chęć ucieczki bądź bronienia się.

Przeniosła ręcznik na głowę, szorując tym razem włosy i opierając się po chwili o jakąś półkę właśnie z ręcznikami. — Nie mamy całego dnia — powtórzyła, patrząc, jak Vera sama się wyciera. Kątem oka patrzyła na orczycę, spięta, gotowa do obrony.

Dzielnica Portowa

81
POST BARDA
Snurla nie zrobiła nic, co zdradziłoby, że wprost oskarża dziewczęta o mord, jednak pospiech Josephine wydał się wprost podejrzany.

- Tutaj potrafią odróżnić elfa od kobiety. - Powiedziała sucho orczyca, przyglądając się bliznowatej. - Gdzie ci tak spieszno, wilczyco?

Zielona zamierzała złapać Josephine za ramię, ująć ją i zapewne przesłuchać, ale jej działania przerwał nagły wybuch... wesołości, połączony z dziewczęcym piskiem.

Jedna z czterech kobiet u drugiego brzegu basenu wrzeszczała z oburzenia, zakrywając swoje walory, a widząc, co się święci - dołączyły do niej koleżanki. Wszystkie cztery, zasłaniając się jedynie ramionami, wyskoczyły z kąpieli, bezmyślnie pozbawiając się zasłony w postaci mętnej wody. W tym samym momencie lichy parawan, który oddzielał dwa baseniki, runął. Rozwieszone na drewnianym stelażu płótno nie mogło zrobić wielkiej krzywdy, jednak Vera odczuła atak na siebie najbardziej, gdy materiał nagle przesłonił jej widok, oparłszy się na czubku jej głowy i popychając lekko w kierunku tafli wody.

- Aż, cholera! Miatek, wydałeś nas!

- Cicho bądź, Bogden!

- Chłopaki, spierdalamy!

- Stać!

Do wesołych przekrzykiwań podglądaczy, którzy oparli się o parawan i w rezultacie przewrócili go na stronę dziewcząt, dołączyła się Snurla. Podglądanie stanowiło zapewne pogwałcenie jakichś praw, więc orczyca rzuciła się biegiem dookoła basenu, chcąc złapać dowcipnisiów. Problemem były śliskie kafelki. Snurla pośliznęła się i upadła z impetem, przez który zatrzęsły się ściany.

- Stefen! Szybko!

Ludzkie dziewczęta, ofiary podglądania, uciekły do przebieralni. Również mężczyźni dawali nogi za pas!
Obrazek

Dzielnica Portowa

82
POST POSTACI
Vera Umberto
Stwierdzenie, że Vera nie była zadowolona z tego, jak rozwijała się sytuacja, to było ogromne niedopowiedzenie. Starała się jednak zachować spokój, w przeciwieństwie do Joe, która z tym sobie kompletnie nie radziła. Nie mogła jej jednak upomnieć ani uspokoić, w momencie, w którym orczyca wpatrywała się w nią jak sęp kołujący nad ofiarą, czekając tylko na jedno nieodpowiednie słowo. Kapitan uniosła wzrok na Snu, nie pokazując po sobie żadnych emocji, a w głębi duszy zastanawiając się, czy dałyby jej radę. Nie pamiętała, kiedy ostatnio walczyła bez broni, choć być może powinna się raczej zastanowić, czy kiedykolwiek walczyła nago. To był jakiś absurd. Czy w takim razie nigdzie już nie mogły się pojawić w tym mieście bez ściągania na siebie nieprzychylnych spojrzeń? Towarzystwo Josephine i nikogo więcej rzucało na nią zbyt wiele podejrzeń. Powinny były zabrać ze sobą kogoś jeszcze. Trzecią kobietę, dla niepoznaki.
Na szczęście, zanim strażniczka zdążyła zareagować, zaczęło się dziać coś, co znacząco poprawiło ich sytuację. Piski kobiet, parawan przewracający się Umberto na głowę i mężczyźni wpadający do kobiecej części łaźni były wybawieniem, za które dziękowałaby bogom, gdyby była nieco pobożniejsza. Z jej gardła wyrwał się zaskoczony okrzyk, gdy oberwała w głowę, a potem pozwoliła sobie na kilka sekund rozglądania się po pomieszczeniu. Widząc, jak strażniczka upada na podłogę, a cała reszta wybiega z łaźni, zawstydzona i rozchichotana, Vera doskoczyła do Joe i złapała ją za nadgarstek, by pociągnąć ją za sobą w kierunku szatni - tam, gdzie uciekli wszyscy.
- Nie mogłaś się zaśmiać i pokiwać głową, co? - spytała cicho, kompletnie zapominając o tym, że obie są gołe i zupełnie niewesołe, więc może w innych okolicznościach odczuwałaby znacznie więcej skrępowania. - Szybko. Ubieraj się i znikamy stąd.
Doskoczyła do miejsca, w którym zostawiła wszystkie swoje rzeczy i zaczęła na szybko naciągać na siebie choćby spodnie, koszulę i buty, póki co olewając gorset. Liczyła na to, że orczyca skupi się na grupie mężczyzn, którzy w tak bezczelny sposób pogwałcili podstawowe zasady korzystania z łaźni. W końcu niewielkie przestępstwo popełnione w tym momencie było ważniejsze, niż przypuszczenia poważnego, prawda?
Obrazek

Dzielnica Portowa

83
POST POSTACI
Josephine
Do swoich spraw — wycedziła przez zęby Joe, odsuwając się od Snu, widząc, że ta próbuje ją złapać. Była nawet gotowa do wszczęcia bójki w łaźni, byle tylko nie zostać osaczoną, ale nagłe okrzyki skutecznie odwróciły uwagę kobiet. Parawan oddzielający je od męskiej części łaźni upadł prosto na głowę Very, odsłaniając chamski widok.

Panowie, którzy najwyraźniej stwierdzili, iż dobrym pomysłem będzie podglądanie kobiet podczas ich kąpieli, niczym dziesięcioletni chłopcy, zwalili parawan, demaskując siebie. Schowane po przeciwnej stronie basenu dziewczęta zaczęły piszczeć i chaotycznie uciekać, zaś sama Snurla porzuciła pomysł przesłuchiwania Joe w imię gonienia nago bandytów śmiących oglądać cudze cycki. Widząc, że się wywraca na śliskich płytkach, Josephine nie potrzebowała nawet zachęty, by spieprzyć prosto do szatni razem z Verą, gdzie od razu rzuciła się na swoje ubrania, chaotycznie je zakładając. Nie cackała się nawet z ubieraniem pancerza, tylko chwyciła go do ręki, byle jak wciskając stopy w buty i przypasując swój miecz i dobytek z powrotem na miejsce.

Nie kurwa, nie mogłam — warknęła tylko najemniczka w odpowiedzi na oskarżenia Very, zajmując się jak najszybszym wybyciem z łaźni. Od razu zamierzała po wyjściu pociągnąć Verę naokoło, gdyby Snu się przypomniało, że jej podejrzane się zawinęły w trybie natychmiastowym.

Nie kręcimy się po tej zasranej karczmie długo. Zjeść możemy na twoim statku —rzuciła do niej tylko po drodze, jeśli udało im się wyskoczyć z budynku.

Dzielnica Portowa

84
POST BARDA
Mężczyźni pobiegli swoją drogą do szatni, za to Snurla została tam, gdzie upadła. Wyczulone na takie widoki oko Josephine dostrzegło ciemną stróżkę, która, mieszając się z mętnobiałą wodą, nadawała jej różowawy odcień... I choć zetknięcie z kafelkami skończyło się rozbitą głową, to przecież nic, co mogłoby zabić tak postawną orczycę... prawda?

Korzystając z zamieszania, kobiety wybiegły z łaźni tuż za czteroma ślicznotkami, które wcześniej były podglądane. Strażniczkę póki co miały z głowy. Obywatelski obowiązek nakazywał zająć się nieszczęsną zieloną, a przez zostanie na miejscu zdarzenia może nawet skutkowałoby to odciągnięciem od siebie podejrzeń, ale decyzja należała do Very i, po części, również Josephine.

Naciągając na siebie w pośpiechu ubrania, wyskoczyły na zewnątrz. Mokre włosy lepiły się do ich niegdyś suchych ubrań, ale teraz przynajmniej nie śmierdziały już posoką i pomyjami. Stanęły przed wyborem - wrócić po Snu-Snu, pójść na obiad, którego zapachy nęciły jeszcze bardziej, gdy tuż obok, w karczmie, smażyły się świeże rybki, czy też zdezerterować całkowicie i zaszyć się na statku.

Nikt ich nie gonił, nikt ich nie wołał. Mogły przystanąć na chwilę i ochłonąć.
Obrazek

Dzielnica Portowa

85
POST POSTACI
Vera Umberto
Widząc, że orczyca raczej nie będzie ich ścigać, Vera pozwoliła sobie jeszcze na wciągnięcie na siebie gorsetu, którego nie rozsznurowała przedtem do końca, więc i teraz wystarczyło w niego wejść i zaciągnąć wiązanie. Nie mogło się to co prawda równać z profesjonalnymi supłami Corina, ale jak na pośpiech to i tak było całkiem nieźle.
- Kurwa - warknęła bardziej sama do siebie, niż do kogokolwiek innego. Strażniczka właśnie wykrwawiała się w środku i być może Umberto byłaby w stanie uratować jej życie. Być może odsunęłaby wtedy od siebie część podejrzeń, a Snu byłaby jej wdzięczna i piratka miałaby pewne wtyki w straży, które sprawiłyby, że mogłaby poruszać się po mieście swobodniej. To jednak wymagałoby powrotu do łaźni i przede wszystkim zabrania tam ze sobą Joe, która ni cholery nie nadawała się do takiego rodzaju podchodów. Jej przecięta bliznami twarz była jak otwarta księga, a podawanie się za kogoś innego, czy udawanie czegokolwiek z nią u boku było niemożliwe.
- Kurwa! - powtórzyła, rozglądając się po uliczce i ze wściekłością zwijając długie, mokre włosy w niskiego koka.
Vera nie była w stanie tak funkcjonować na dłuższą metę. Warknęła, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę łaźni i prawie rezygnując z pomysłu pomocy orczycy. Nie mogła tego zrobić. Nie kiedy współpracowała z Joe. Z drugiej strony jednak... właściciel tej nieszczęsnej karczmy wiedział, że były w łaźni, bo sam je tam wysłał. Śmierć Snu mogła więc zostać kolejną, którą straż połączyłaby z nimi dwiema. Odwróciła się do Josephine.
- Idę sprawdzić, czy żyje. Nie chcesz, to tam nie wchodź, ale możesz przysłać do łaźni jakiegoś medyka, bo przecież pierdolonego nieprzytomnego orka nie wyciągnę. Jak nie, to idź już do tawerny i czekaj tam na mnie. Poćwicz uśmiechanie się i kiwanie głową. Może się, kurwa, przydać w przyszłości.
Nie czekając na opinię najemniczki, Vera obróciła się na pięcie i z powrotem wbiegła do łaźni, tym razem już dla odmiany nie nago. Doskoczyła do jedynej osoby w budynku - leżącej nieprzytomnie na podłodze Snu - by zaprzeć się i spróbować obrócić ją na plecy, a potem sprawdzić, co się jej stało i jak mogła jej pomóc.
Obrazek

Dzielnica Portowa

86
Wybiegając w popłochu razem z resztą kobiet, czujnemu oku Joe nie umknęła stróżka krwi, która leciała z rozbitego czoła orczycy. Naga kobieta leżała dłużej, niż ktoś w tej sytuacji powinien i przez myśli najemniczki przemknęło, że w sumie się tutaj wykrwawi zaraz. Nie zrobiła sobie z tego nic a nic. Dobrze jej tak, niech zdycha w najbardziej idiotyczny sposób.

Po ubraniu się i wypadnięciu na zewnątrz Josephine odetchnęła, czując się bardziej rozluźnioną nawet na tak podłym powietrzu, jakie miał Karlgard. Snu nie będzie jej podejrzewac, nie będzie kolejnej rzeźni i wszystko wróci na stary tor. Albo i nie, bo Vera zaczęła się rzucać, jakby w nią wstąpił jakiś wilkołak. Jo patrzyła na nią chwilę ze zmruzonymi oczami, powoli węsząc, co chce zrobić i już postąpiła krok do przodu, gniewnie gapiąc się na nią, gdy ta podjęła decyzję i wparowała do środka, żeby pomóc orczycy.

- Kurwa! - rzuciła tym razem Joe, podpierając się na boki i kręcąc z niedowierzaniem głową. Martwy strażnik to dobry strażnik, a w ten sposób nie mają nijak pewności, czy uratowanie babska z opresji odsunie od nich podejrzenia. A może to po prostu kobieta nie miała sumienia.

Z niechęcią weszła kilka sekund po Verze, ale nie wchodziła w brudnych butach na basen, tylko podeszła do jakiejś szatniarki, jeśli taka była. Z naburmuszona miną rzuciła w jej stronę: - Ork wam umiera na basenie, poślizgnęła się. Idźcie po jakiegoś medyka, czy coś.

Czując spełniony obywatelski obowiązek, wróciła na zewnątrz i oparła się o jakiś murek, oczekując powrotu pani kapitan.

Dzielnica Portowa

87
POST BARDA
Wyborem Very było powrócenie do orczycy i zadbanie o jej zdrowie, a może i życie, zagrożone rozbitą głową. Kiedy pani kapitan upomniała Josephine i wróciła do łaźni, Snu-Snu dalej leżała na kafelkach i krwawiła, ale ciche jęki i niemrawe ruchy zdradzały, że wracała jej świadomość, czy też szczątkowy kontakt z rzeczywistością.

Przerwócenie orczycy na plecy nie było łatwe, gdy wielkie cielsko ważyło więcej, aniżeli Vera mogła udźwignąć. Zaparwszy się jednak na śliskich kafelkach, w końcu udało jej się obrócić strażniczkę i ocenić straty: rozbite czoło i, co gorsze, ułamany jeden z zębów, którego resztki wbiły się w wargę. Usta krwawiły obficie ciemną posoką. Snurla kaszlnęła, gdy tylko krew spłynęła do wnętrza jej ust. Z gardła wyrwał się cichy pomruk i przekleństwo.

Tymczasem Josephine zajęła się obsługą łaźni, której bardzo nie podobało się to, jak Vera wparowała do części kąpielowej w pełnym rynsztunku.

- Co?! Umiera?! - Jedna z kobiet, które pilnowały porządku, zbladła wyraźnie. - Alisbeth, biegnij po medyka! Poinformujcie straż! To pani Snurla!

Czy tego im było potrzeba - więcej straży? Młódka, zapewne Alisbeth, wyrwała się do przodu, by wybiec z budynku i sprowadzić pomoc.
Obrazek

Dzielnica Portowa

88
POST POSTACI
Vera Umberto
Czyli nie umarła. Ulga Very była całkiem spora, choć gdyby orczyca nie była strażnikiem, to byłaby nieco większa. Trudno było obrócić na plecy wielkie, zielone, śliskie od wody cielsko i trzeba było przyznać, że dla kapitan było to coś nowego. Choć Snu nic sobie nie robiła przedtem z nagości, to gdy się rozbierała, pewnie nie zakładała, że ktoś ją będzie niedługo zbierał nieprzytomną z podłogi, hm?
- Żyjesz, całe szczęście.
Widząc, jak ta krztusi się krwią, zaparła się mocniej i pociągnęła ją za rękę do pozycji siedzącej; jeśli nie dała rady, to przynajmniej obróciła ją na bok, żeby krew mogła wypływać z ust strażniczki.
- Myślałam, że pobiegłaś za facetami. Później zorientowałam się, że zostałaś tu, a jak wróciłam, zobaczyłam krew na płytkach... słyszysz mnie? Rozumiesz? - pochyliła się i pomachała dłonią przed twarzą strażniczki.
Nie sądziła, by stało się jej coś poważnego. Uderzenie głową o płytki i złamanie zęba to nie było nic, czym ktokolwiek doświadczony życiem by się przejmował, ale jeśli Vera była praworządną obywatelką, to z pewnością nie miała do czynienia z takimi sytuacjami, prawda? Złapała pierwszy lepszy ręcznik i podała go Snu, o ile ta w ogóle kontaktowała już na tyle, by go od niej przyjąć. Jak nie, tylko zwinęła i podłożyła jej go pod głowę.
- Moja przyjaciółka pobiegła po medyka. Zaraz ktoś przyjdzie się tobą zająć - rozejrzała się nerwowo. Troska o ranną? Z pewnością. W rzeczywistości kobieta myślała tylko o tym, że zostawianie Joe samą, by działała na własną rękę, było ryzykowne. Nie mogła tu siedzieć w nieskończoność. Zresztą, jakkolwiek zestresowana i zdenerwowana, najemniczka miała wcześniej rację. Spieszyło im się.
- Muszę iść. Mamy spotkanie. Jutro rano wpadniemy tu jeszcze raz, gdybyś nas szukała.
Kłamstwo, naturalnie, ale Vera nie zamierzała tkwić tu już dłużej. Strażniczka żyła, więc nie zostaną powiązane z kolejną śmiercią. Mogła się zbierać na ten nieszczęsny obiad, choć dość skutecznie zapomniała o głodzie przez ostatnie kilka minut.
Obrazek

Dzielnica Portowa

89
POST POSTACI
Josephine
Joe patrzyła na na przerażone miny obsługi łaźni, nie do końca rozumiejąc czemu panikują. Powiedziała przecież - umiera, nie umarła. Wzruszyła jednak zaraz ramionami, obserwując wypadającą jak strzała dziewczynę, a następnie wyszła po niej, susząc w krwawym zaćmieniu mokre jeszcze włosy. I wtedy do niej dotarły słowa szatniarek.

WIĘCEJ STRAŻY.

Wkurwiona odbiła się od ściany i cofnęła do środka, wzdychając i przeklinając Verę. Znając życie okaże się, że Snurli nic nie jest, sama by się podniosła, a teraz będą mieli na głowie straż, która na pewno ja kojarzy już.

Minęła dziewczęta łazienkowe, nic sobie nie robiąc z ich jęków, jeśli narzekały na buty, a następnie weszła do miejsca, w którym uprzednio się rozbierała. Przez uchylone drzwi widziała Verę wstającą od zielonego cielska i nawet udało jej się zachować pozory, krzycząc w jej stronę: - Posłałam po medyka!

Machnęła na nią ręką, na twarzy wyraźnie się denerwując, a gdy pani kapitan znalazła się obok niej, tym razem Joe złapała ją za rękę i ciągnąc na zewnątrz rzuciła tylko cicho: - Spierdalamy, za chwilę zleci się straż do koleżanki.

Dzielnica Portowa

90
POST BARDA
Nie dało się ukryć, że to nie Vera i Jo były winne temu, co stało się ze Snurlą, a mężczyźni, którzy zrobili zamieszanie i zwrócili na siebie uwagę, a następnie uciekli z miejsca zdarzenia jak stado tchórzy!

Orczyca otworzyła powoli ślepia, powiodła nieprzytomnym spojrzeniem po suficie, by w końcu skupić wzrok na Verze. Zamrugała kilkukrotnie, by w końcu się uśmiechnąć półgębkiem.

- Nie zabijesz mnie tak łatwo.

W ton Snu wkradła się wesołość, gdy dźwignęła się do siadu z pomocą pani kapitan. Starała się otrzeć krew, jednak jej ciągły napływ z rozbitych warg utrudniał zadanie.

- Psia dupa. - Zaklęła, sięgając po ręcznik, którego nie zamierzała użyć w charakterze poduszki, a raczej opatrunku. Przycisnęła materiał do rany. - Dzięki, mała. Nie zapomnę ci tego. Leć, widzimy się jutro. Nie martw się, złapię tamtych nicponi.- Snu wydawała się wracać do przytomności po chwilowym zamroczeniu. Nie dało się ukryć, że Vera z pewnością u niej zaplusowała, zresztą, tak jak Joe, którą orczyca pozdrowiła ledwie uniesieniem ręki.

***

Josephine i Vera, bez przyciągnia wzroku, zbiegły z łaźni. Wymyte i w nieco lepszych, choć wciąż nerwowych nastrojach mogły wrócić do gospody. Nim jednak przekroczyły jej drzwi, podbiegł do nich chłopiec, nie mający więcej niż osiem lat. Blond strzecha włosów i mocno zdefiniowane rysy, nawet w tak młodym wieku, nie dawały żadnych wątpliwości co do tego, że chłopak musiał być synem karczmarza.

- Tata kazał po panie posłać! - Powiedział młodzik, przestępując z nogi na nogę. - Jedzenie jest gotowe! To panie idą Pod Śmierdzącą Rybkę?
Obrazek

Wróć do „Karlgard”