POST BARDA
- Gówno wiesz!
Maruda nie pozwoliła, by Josephine jej dogadywała, rzucając obelżywości w jej stronę. Między Mardą i staruszkiem z pewnością istniała jakaś nić porozumienia, która nie pozwalała kobiecie po prostu wbić mu noża w bebechy.
- Gówno wiesz, więc zamknij mordę. - Sarknęła, zbierając się z brudnej podłogi. Stając na dwóch nogach jak człowiek, którym, zdawało się, wciąż była, wyglądała jeszcze gorzej - pomięte, brudne ubrania, włosy w nieładzie, ślad ugryzienia... również jej spojrzenie nie było tak jasne, jak być powinno. Alkohol wciąż przeszkadzał jej w funkcjonowaniu.
- Cholera go wie. Daj, ile masz.
Staruszek chętnie wyciągnął ręce po sakiewkę, nie wiedząc nawet, za ile zgodził się odkupić swojego osobistego alkoholika.
- I tak wrócisz! - Powiedział do Marudy, zadowolony.
Marda potoczyła się w stronę morza, by w chłodnej wodzie obymć twarz. Nie wydawało się, by przywróciło ją to do trzeźwości, co więcej, nie zamaskowało również jej zapachu. Nie miała ubrań, by je zmienić.
- Dobra. - Stwierdziła Maruda, prostując się. Spojrzała w niebo. - Mamy noc? Wieczór? - Zamrugała, najwyraźniej nie mogąc określić pory dnia po zaćmionym słońcu. Czy w ogóle zauważyła, że coś jest nie tak z księżycami? - Idziemy. Faazz, ta? Ja was zaprowadzę. - Pondosząc dłoń, Maruda ruszyła wybrzeżem, nawe nie oglądając się na dziada i swoje nowe towarzyszki.
Od Joe i Very zależało, czy podążą jej nierównym, cuchnącym śladem.