POST POSTACI
Vera Umberto
Nie widziała, co działo się za jej plecami i jak skutecznie poradziła sobie pozostała dwójka, ale przecież znała możliwości krasnoluda, a Joe była wyjątkowo pewna siebie, jeśli chodziło o powalanie orków. Nie sądziła więc, że faktycznie będzie musiała się martwić warunkami stawianymi przez elfa, trzymanego elegancko na ostrzu sejmitara. Vera Umberto
Zaśmiała się cicho, gdy padły groźby.
- Przyjdą po mnie, tak? Nie będą pierwsi, ani ostatni. Ale ciekawa jestem, kogo będą szukać.
Ile czasu spędziła w Karlgardzie? Godzinę? Dwie? Nikt jej tu nie znał, nie kojarzył ani Siódmej Siostry, ani jej nazwiska. Czuła się całkowicie bezkarna i było to bardzo przyjemne uczucie, choć zdawała sobie sprawę, że wcześniej czy później to minie. Miasta na kontynencie nie dawały takiej swobody, jak Archipelag, nieważne czy na północy, czy południu.
Dotarło do niej jednak, że Rappe rzucał na szalę życie Josephine, więc zerknęła przez ramię, orientując się, że równowaga sił jest obecnie zbyt wyrównana, by mogła stawiać warunki. Mogła polecić Osmarowi zaatakować orka, ale bała się, że bosman nie zdąży, skoro tamten trzymał dłoń zaciśniętą na szyi dziewczyny.
- Kurwa - warknęła pod nosem.
Cofnęła sejmitar o centymetr, ale póki co go nie opuściła.
- Nie chcę cię zabijać. Chcę tylko wiedzieć, gdzie jest Faazz - skrzywiła się. - Joe poznałam pół godziny temu, jak ją zabijesz to tylko mnie wkurwisz, ale nie będę płakać. Za to uwierz mi, że jak to zrobisz, to z przyjemnością dorobię ci kilka kolejnych blizn na pół gęby. Czy jego goblinia dupa jest tego warta?
Cofnęła ostrze jeszcze odrobinę, w geście dobrej woli.
- Chcę z nim tylko porozmawiać. Moje intencje są czyste jak łza - nie kłamała. W końcu to Joe chciała jego śmierci.