Rezydencja Châtillard

1
Sporawa jak na Karlgardzkie standardy posiadłość. Należąca do rodziny szlacheckiej Châtillard. Zamieszkuje ją rodzina Châtillard która uciekła przed oskarżeniami w Keronie o demonologię. Rezyduje tu odbudowując swoje dawne wpływy, ale i spiskując jak zemścić się za swe wygnanie. W rezycencji znajduje się spora jadalnia, służąca czasem za salon, kilkanaście pokoi razem z gościnnymi jak i tymi dla służby. Kilka łazienek, kuchnia, domowa biblioteczka, piwnica z pracownią magiczną, przydomowa stajnia. Na terenie posiadłości jest również studnia.


Isabela przybyła do rezydencji konno pędząc nad wyraz szybko, przyjeżdżając do niej kurczowo ściskając w dłoni podejrzany przedmiot który zrobił się nieco mokry od potu kobiety. Dotarcie do rezydencji mimo że po części konno zajęło jej godzinę. Pozostawało jej się zająć koniem, jak i gdzieś w bezpiecznym miejscu zbadać co właściwie znajduje się w jej dłoni.
Obrazek

Re: Rezydencja Châtillard

2
Powrót do domu zajął jej stosunkowo dłużej niżby się spodziewała, ale i tak nad wyraz popędzała konia. Gorące powietrze smagało jej twarz, kurz osiadał na twarzy, włosach i ubraniu, a cała fryzura, rozwiana przez wiatr, była w niepodobnym dla niej nieładzie. Jednakże, wbrew jej podejrzeniom, szczęśliwie w drodze powrotnej nic się nie wydarzyło. Nikt na nią nie wpadł, nikt jej nie zaczepił, nawet się nie potknęła o żaden próg, ani nie zaszczyciło ją żadne krzywe spojrzenie. Wszystko zdawało się być absolutnie normalne prócz jej nietypowego spotkania na mieście.
Isabella wjechała pod niedużym łukiem na tereny domu i dopiero wtedy popuściła nieco cugli. Koń mógł w końcu odsapnąć, podobnie i ona. Dawno nie miała takiej gonitwy i oddychała ciężko. Gwałtowność z jaką wjechała na podwórze musiało zwrócić czyjąś uwagę, ale nie miała ona zamiaru czekać aż ktoś łaskawie zaszczyci ją swoją obecnością.
- Stajenny! - Krzyknęła tylko i zeskoczyła z wierzchowca. Gdzież ten pieprzony chłopak się podziewał? Isabella stuknęła zniecierpliwiona swoją stópką w podłoże, a potem, nie czekając na człowieka mającego oporządzić konia, obwiązała lejce w pobliżu stajni, a sama udała się do domu. Koń nie powinien uciec, wszak mieli go już trochę czasu i zdążył się przyzwyczaić zarówno do miejsca i ludzi, zresztą musiał on teraz chwilę odpocząć.

Stajenny miał zająć się koniem, a sama Isabella udała się do domu, a swe kroki skierowała do swej pracowni, gdzie i tak spędzała sporą część dnia, prowadząc swoje badania. Tym razem, w bezpiecznym miejscu, z dala od wścibskich oczu, chciała sprawdzić co też takiego zostało jej przekazane na targowisku...?

Re: Rezydencja Châtillard

3
Stajenny niemal od razu ruszył w kierunku panienki Isabelli, zamierzając się zaopiekować jej koniem. Obierając go za lejce od niej, prowadząc do stajni gdzie zadadzą jej paszę jak i wodę, wszystko to działo się bardzo powoli w porównaniu do Isabelli która ruszyła jak z procy do swojej pracowni, nikt właściwie nawet nie reagował, choć nie było to do niej zbytnio podobne. Zazwyczaj dbała o wygląd, a teraz pędziła niczym szalona. Nikt z służby nie chciał jednak ryzykować konfrontacji nawet mimo tego że prawie staranowała pewną pokojówkę. Ta jednak skrzętnie zrobiła unik wynosząc pościel. Aby ją wywietrzyć i nieco wytrzepać z kurzu na zewnątrz. W końcu była spokojna słoneczna pogoda.

Isabella wpadła więc do swojej pracowni w której panował pół mrok, należało w końcu odpalić jakąś świecę czy też knot. To drugie zaprawione z reguły wytopionym tłuszczem było zdecydowanie tańsze w wykorzystywaniu. Jedyne światło jakie wpadało do środka pochodziło z małego okienka bardzo wysoko umieszczonego okienka wyprowadzonego na dziedziniec. Pozwalało to widzieć gdzie znajdzie coś do zapalenia. Wyciągnęła jednak to co znajdowało się w jej dłoni. Wyglądało to na skórę. Z jednej strony jakby oprawioną, zawiniętą i zszytą aby utrudnić rozerwanie. Położyła to na stole aby odpalić światło co udało się jej skrzętnie. Przybliżając źródło światła do kawałka skóry zdała sobie sprawę że wygląda jak kawałek czegoś skórzanego, oddartego od reszty. Po chwili zdała sobie sprawę że ten mężczyzna miał podobną torbę, być może to stamtąd pochodził ten kawałek skóry. Po odwróceniu Isabella dostrzegła wyryte w tym kawałku garbowanej skóry znaki. "Niel labo Karl -> 135 N -> 40 E" Wydawały się zrobione bardzo pośpiesznie. Nie miała jeszcze pojęcia co mogą one znaczyć, właściwie to rozszyfrowanie ich wydawało się dość istotne. W końcu ktoś wcisnął kawałek najprawdopodobniej własnej skórzanej sakwy które nie są najtańsze z tą wiadomością. Musiał mieć jakiś powód. Wydawało się jednak że trzeba to jakoś rozszyfrować.
Spoiler:
Obrazek

Re: Rezydencja Châtillard

4
Isabella szybko zajęła się najważniejszą w tej chwili sprawą, a więc przyjrzeniu się czymże był tajemniczy pakunek, który otrzymała, a do tej pory nie śmiała sprawdzić. Po uprzednim zapaleniu kilku świec, wszak nie potrafiła świecić oczyma. W momencie gdy miała już światło i mogła się przyjrzeć temu co otrzymała poczuła... Rozczarowanie? Prawdę mówiąc nie wiedziała czego się spodziewa, z drugiej strony było w tym wszystkim coś tajemniczego. Wyglądało na to, że mężczyzna musiał się spieszyć... Być może nawet wykorzystał materiał ze swojej torby, sam też zachowywał się podejrzanie. Wiadomość jaka zawierał ten kawałek skóry musiał być dość cenny...
Kobieta poprawiła swoją fryzurę, zdając sobie sprawę, że jej włosy są w całkowitym nieładzie po konnej jeździe, gdy kilka kosmyków poczęło wchodzić jej do oczu. No cóż, wyglądało na to, że trzeba to zanieść do Akademii... Czy też spotkać się z rzeczonym człowiekiem na miejscu? Sama nie wiedziała jeszcze o co w tym wszystkim chodzi. Isabella zamknęła skrzętnie drzwi do pracowni by jej nikt nie przeszkadzał, odłożyła zakupione na targu specyfiki w odpowiednie miejsce i zaczęła bliżej analizować wiadomość.

Trzy słowa, prawdopodobnie były to skróty. W przypadku jednak słowa "Karl" pojawiał się problem. Mogło to być wszak imię lub też skrót od Karlgaardu. Biorąc pod uwagę cyfry Isabella sądziła, że prawdopodobnie chodziło o lokację. Prawdopodobnie coś na północny-wschód od miasta. Pytanie jaką odległość wskazywały cyfry, w milach? Stajach? I czym było to "niel labo" ? Przychodziło jej na myśl kilka rzeczy. Pierwszą, absurdalną - nielegalne laboratorium. Pasowało jak ulał. Może "Nielegalne laboratorium Karla" ? Wtedy jednak cyfry były bez sensu. Brakowało im punktu odniesienia. Niel... Niedaleko? Labo... Labo co?
Poirytowana Isabella wzięła się pod boki i obrzuciła kawałek skóry krytycznym spojrzeniem. Wcale się jej to nie podobało. Im dłużej się patrzyła tym jaśniejsze się stawało, że rozszyfrowanie wiadomości nie będzie takie proste jak się jej początkowo zdawało... Nie pozostawało nic do zrobienia jak tylko zakasać rękawy...

Re: Rezydencja Châtillard

5
Isabella poprawiła sobie włosy starając się dowiedzieć o co dokładnie chodzi. Wyglądało na to że jakoś się zawiodła. Nie było to zdecydowanie to czego się spodziewała. Mimo tego zabrała się za deszyfrację. Rozważania wydawały się bardzo płodne, miała już kilka teorii. Takich jak Karlgaard, bądź Karl, jakiś północny wschód, nielegalne laboratorium, zastanawiała się nad miarą. Staje raczej odpadały, taki dystans wskazywał by raczej na coś zakopanego. Zaraz obok miasta, a może temu że kopał był zabrudzony. Nie jego dłoń nie widziała się zabrudzona, a narzędzi do kopania również nie dostrzegła, może więc gdzieś je porzucił? Nie zapominajmy jednak że dokładność miar bywała obłędna. Krok orka nie równał się krokowi człowieka. A kto by to jeszcze wszystko liczył przy ogromnych dystansach. Isabelli przypomniało się jednak że człowiek który jej to przekazał wyglądał na takiego który przemierzył sporą trasę pustynią. Być może ten szaleniec odmierzał kroki przez pustynie? Mogło oznaczać to że dystans był spory. Jedyną więc logiczną miarą pozostawały mile. O czy jej rozważania były prawdziwe czy nie prawdziwe, wyglądało na to że zamierzała jednak oddać tą nietypową wiadomość w ręce akademii magicznej. Właściwie to zgodnie z tym co insynuował ten człowiek. Wydawało się to dość proste dostarczyć ten papierek i mieć to z głowy. Ale czy aby na pewno. Akademii magiczna była szanowaną instytucją byle kto z takim świstkiem był by wyśmiany. Jednak Isabella nie była byle kim była właściwie absolwentem. Nie zmieniało to faktu że trochę kładła by swoją renomę na szali.
Obrazek

Re: Rezydencja Châtillard

6
Isabella skrzyżowała ręce na piersi i westchnęła głęboko, spoglądając w zamyśleniu na kawałek skóry. Cóż miała z nią zrobić? Dostarczyć do Akademii? Wydawało się jej to... co najmniej lekkomyślne. Nierozważne. Co miałby ten papierek dowieść? I do kogo miała go niby zanieść? Z drugiej strony mężczyzna który jej go dał sprawiał wrażenie, że było to coś ważnego... a może był zwyczajnie obłąkany? Kobieta postukała się palcem po wardze nim obróciła się do jednego z lusterek stojących w pomieszczeniu, jej ulubionego wyposażenia wnętrz zaraz po łóżku i poduchach by zająć się poprawą swojego wyglądu. Twarz nieco przykurzona, podobnie i włosy i strój. Należało się nieco doprowadzić do porządku... Odpowiednie wyszykowanie się zajęło jej kilka minut, choć jej krytyczne spojrzenie uznało, że należało poświęcić jeszcze kilka nim wzięła "wiadomość" i udała się do wyjścia.
Cóż... Miała dostarczyć wiadomość, nie chciała robić za pieprzonego posłańca, ale z drugiej strony mogła się udać do Akademii i ostrożnie wybadać grunt. Kto wie, może ktoś oczekiwał takowej informacji? A sam mężczyzna, który jej ją przekazał, zdawał się być absolwentem uczelni. A przynajmniej go stamtąd kojarzyła. Hmm. Jeśli szedł przez pustynię, to słońce musiało niewiarygodnie mocno spalić jego czerep skoro zachowywał się tak... irracjonalnie.
- Konia! - Isabella zakrzyknęła od progu domu, mrużąc oczy, gdy tylko wyszła na podwórze. Uda się do Akademii i zobaczy co ją tam spotka.

Re: Rezydencja Châtillard

7
Absolwentka akademii czarnoksięstwa podjęła już decyzję. Była ona po części dyktowana tym że nie wiedziała co dokładnie uczynić w takiej sytuacji. Chciała być jednak ostrożna. W końcu kawałek skóry z znakami na sobie był średnim dowodem. Musiała to dobrze rozegrać. W końcu nie była posłańcem, a miała za takiego robić. Dlatego też Isabella ogarnęła ponownie swój wygląd aby ruszyć w drogę. Kiedy wyszła z domu krzyknęła głośno. Żądając wierzchowca. Dlatego też otrzymała innego konia który był już osiodłany i gotowy do drogi. Stajenny widać było że był zadziwiony tak szybkim powrotem do miasta. W końcu nie minęło więcej niż pół godziny. Nic jednak nie powiedział. Jego praca w końcu nie polegała na rozmowach. Isabella ruszyła wówczas konno w kierunku Akademi czarnoksięstwa.

Następnie tu
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”