Pałac w dzielnicy Oaza

1
Pierwszą rzeczą, jaka ukazała się oczom Savety po przebudzeniu, były gwiazdy, złociste gwiazdy rozsiane po liliowym niebie... Nie, to nie było niebo, lecz wiszący nad nią delikatny baldachim z muślinu, a gwiazdy były jedynie wyhaftowanym kunsztownie ornamentem.

Było jej wygodnie, bardzo miękko. Nic dziwnego - spoczywała we wspaniałym łożu, jakiego chyba w życiu na oczy nie widziała, na tuzinie wypchanych łabędzim puchem poduszek... Sen? Ha, wcale nie! Co więcej, wokoło roznosiła się ciężka, lecz przyjemna woń kadzideł, a do jej uszu docierały miłe dźwięki jakiegoś strunowego instrumentu. Jak się zaraz okazało, na instrumencie tym grała jedna z dwóch dziewcząt, młodziutkich, czarnookich i ciemnoskórych, które siedziały w nogach jej łoża. Obie odziane były w zwiewne, szafirowe szarawary i bluzki o zwiewnych rękawach, zebranych w nadgarstkach złotymi bransoletami. Chyba jeszcze nie zauważyły, że Madame Saveta się przebudziła.

A na przebudzenie nadeszła zresztą najwyższa pora, bo słońce stało w zenicie, prażąc bezlitośnie swymi promieniami całą Oazę - reprezentacyjną dzielnicę Karlgardu. Niebo było wściekle niebieskie i bezchmurne, panowała duchota, żar lał się z nieba. Szczęśliwie tu w okolicy rosły przynajmniej palmy, które dawały trochę cienia i chłodu mieszkańcom, którzy i tak o tej porze raczej niechętnie opuszczali swoje domostwa.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

2
Saveta delikatnie uniosła ciężkie powieki. Głowa nadal trochę pobolewała - wróżbitka domyślała się, że jedna z tych małych paskud-kreatur przywaliła jej czymś ciężkim. Pamiętała wzburzonego orka oraz ten krzykliwy duet z piekła rodem, ale później nie było nic, długie nic. W końcu obudziła się w niewiadomym miejscu o nieokreślonej porze, to nie wróżyło nic dobrego.
Przebudzenie było całkiem przyjemne. Czuła miękkie łoże, miłe zapachy, w jej uszach grała urokliwa muzyka, a przed nią siedziały młodziutkie dziewczyny, wyglądające jak wyjęte z fikuśnego obrazka. Zawsze to lepsze niż pobudka w wilgotnej norze, w której królują wyliniałe szczury. Jednak Madame Saveta już dawno nauczyła się, że to co nieopisanie piękne zawsze przynosi kłopoty - nieważne czy mowa o przystojnych młodzieńcach, drogich błyskotkach albo wyszukanych perfumach - taki jest już Los, zwykły skurczybyk.
Wróżbiarka dyskretnie rozejrzała się w poszukiwaniu swojej bezcennej torby, a w między czasie starała się sprawdzić, czy jej ukryte w ubraniu noże, nadal mogą chwalić się etykietką "ukryte".

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

3
Cóż, torba Savety nie znajdowała się niestety nigdzie na widoku, jednakże jej ukrytych wśród szat noży, jak i w ogóle całego ubrania, nikt najwyraźniej nie tknął.

Słodka melodia urwała się nagle, gdy czujne dziewczęta zorientowały się, iż wróżbitka już nie śpi. Ta, która do tej pory robiła za muzykantkę, teraz odłożyła ostrożnie instrument na niski stolik o śmiesznie zakręconych nóżkach i zbliżyła się do Savety. Jej urocza, śniada buźka z oczami jak dwa czarne diamenty zawisła nad wróżbitką w oczekiwaniu.

- Przebudziłaś się, Pani? - wyszeptała łagodnie. - Czy czegoś ci trzeba? Z pewnością jesteś głodna, zapewne pragniesz wziąć kąpiel, przebrać się w świeże szaty...

W tym czasie druga panna skłoniła się i wybiegła lekkim krokiem z komnaty, powiewając długimi szalami i podzwaniając bransoletami ze złota. Po paru chwilach wróciła w towarzystwie postawnego mężczyzny w średnim wieku. W całym jego wyglądzie, dość zwyczajnym dla zamożnego mieszkańca Karlgardu - ot, ciemna skóra, czarne oczy, przystrzyżona schludnie, delikatnie siwiejąca broda, długie szaty pokryte połyskującą arabeską haftów - uwagę zwracał przede wszystkim ciemnozielony turban, spięty nad czołem broszą z wielkim rubinem.

- Witamy w posiadłości rodziny Araputra. - Mężczyzna, najwyraźniej pan domu, sprawiał wrażenie autentycznie wzruszonego. - W najśmielszych snach nie oczekiwaliśmy, iż dobry Los ześle nam równie znamienitego gościa, zwłaszcza w tak ważnej dla nas chwili...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

4
Z dwojga złego lepiej mieć coś, niż nie mieć niczego, co nie zmieniało faktu, że Madame Saveta potrzebowała swojej torby równie mocno, jak własnej coraz bardziej trzeźwej głowy. Wcześniejsze wydarzenia pędziły na złamanie karku, dlatego przyszła pora, żeby tę całość podsumować.
Sytuacja, w której się obecnie znajdowała wydawała się być wielce korzystna - teoretycznie nikt jej nie porwał, prawdopodobnie nikt nie zgwałcił, zwyczajnie spała sobie w najlepsze, a teraz wszyscy skakali wokół niej, jak gdyby miała urodzić boskiego potomka. Wróżbiarka wiedziała, że jest znana ze swojej działalności wróżki widzącej w ludzkiej przyszłości wielką miłość, ogromny ból, niemałe bogactwa i rodzinne tragedie. Problem polegał na tym, że to ona musiała "ustawiać" klientów - z góry planowała jak będzie wyglądać ich rozmowa, jak przejąć inicjatywę, jaki ukazać uśmiech. W tej chwili była zdana na czyjąś łaskę, a to zły omen. Z zawiłych przemyśleń kobietę wyrwało pokojowe poruszenie.
Młode dziewczyny były upiornie irytujące. Do bólu miłe, przesadnie uprzejme - Sav miała coraz bardziej nieodparte wrażenie, że jej osoba będzie zmuszona znosić ich towarzystwo przez długi czas zanim zdoła wyjaśnić co się tu do cholery dzieje.
Gdy do komnaty wszedł prawdopodobny właściciel otaczającego ją bogactwa jej nadzieje na szybkie rozwiązanie sprawy zostały obalone niczym butelki mało wytrawnego trunku. Wróżbiarkia nie zdążyła zareagować na pierwszy potok słów, a już została zasypana kolejną uroczą wiązanką. Przedstawienie czas zacząć.
- Witaj, jaśnie Panie - skłoniła delikatnie głowę, siadając na brzegu wielkiego łoża - przepraszam, że zastaje mnie pan w takim żałosnym stanie, jednak niedługo doprowadzę się do porządku. Proszę zrozumieć, podróż była ciężka.
Aby podkreślić, jak trudna okazała się wędrówka przez twarz Madame przebiegł zrezygnowany grymas, a smukła dłoń zatoczyła nieokreślony krąg w powietrzu.
- Oczywiście dziękuję za przyjęcie mnie w progi tej cudownej posiadłości, jestem pod wrażeniem gustu rodziny Araputra - uśmiechnęła się, wskazując na otaczające ich ozdoby oraz meble. - Nie chciałabym być wścibska, jednak o jakiej ważnej chwili mowa?

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

5
Mężczyzna wyprostował się z dumą, a na jego twarzy wykwitł dostojny uśmiech, gdy pospieszył z wyjaśnieniem.

- Oczekujemy właśnie narodzin potomka naszego rodu. Jak nakazuje obyczaj, przy nowo narodzonym dziecięciu powinien pojawić się ktoś mądry, kto przepowie jego przyszłość i wybierze dlań odpowiednie imię, które przyniesie mu szczęście na całe życie... A kogo mądrzejszego od ciebie, Mario Eleno, mogliśmy znaleźć?

Och, a więc wyjaśniło się. Madame Saveta została omyłkowo wzięta za kogoś innego... I to nie byle kogo, lecz samą słynną Marię Elenę, półlegendarną już półelfią wieszczkę, znaną ze swych proroctw na temat Wieży i w ogóle ze swych niezwykłych, proroczych zdolności. Sława Savety może i sięgała dość daleko, lecz ze sławą tamtej nie mogła się równać. Ciekawe tylko, jak doszło do tej pomyłki... Tak czy inaczej, należało jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Tylko... powiedzieć prawdę, czy może lepiej grać tę rolę, w którą zostało się wplątaną przez przeznaczenie?

- Oczywiście możesz gościć u nas tak długo, jak tylko zechcesz, a my wszyscy tutaj dołożymy wszelkich starań, aby nie zabrakło ci żadnych wygód! Doprawdy, powiadam, Los okazał nam swą łaskę, kiedy nasza karawana natknęła się na ciebie, Pani! Szczęśliwy przypadek i prawdziwy zaszczyt...

Smukła służka w powiewnych szatach wspięła się na palce i szepnęła coś na ucho głowie rodu Araputra. Pan domu energicznie pokiwał głową, po czym zgiął się przed Savetą w pełnym szacunku ukłonie, pożegnał się i odszedł. Dziewczę podbiegło wdzięcznie do jej łoża i podało rękę.

- Pozwól, Pani, że zaprowadzę cię do łaźni, gorąca kąpiel już na ciebie czeka.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

6
Los i jego chore poczucie humoru. Madame Saveta nic nie powiedziała, skinęła jedynie głową. Pomyłka w końcu się wyda, bo przecież Sav nie ma nic z elfa, chociaż to nie wydawało się być największym zmartwieniem. Maria Elena prawdopodobnie osiągnęła jeden z najwyższych szczebli wieszczenia - fakt, uważano ją za pomyloną, jednak jej wizje zyskały sławę dzięki swojej nieomylności.
- Przepraszam, że pytam, ale czy wraz ze mną przywieziono także moją torbę? - Powiedziała po chwili zastanowienia, kiedy zgodziła się wziąć kąpiel.
Plan był prosty. Madame musiała trochę pobyć w pałacu, a później z niego uciec. Najgorsze było to, że bogacz najwyraźniej był zapatrzony we wszelkie wróżby jak w cudowny obrazek.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

7
- Oczywiście, Pani. Twój dobytek jest bezpieczny, nie ma się o co martwić - wyjaśniła panienka. - Chyba nie ma tam nic, co jest ci w tej chwili potrzebne, prawda? Tak w ogóle, mam na imię Laaila - dodała wesołym, śpiewnym głosikiem i powiodła Savetę długim korytarzem wśród kolumn i łuków do łaźni.

Służąca otworzyła przed wróżbitką hebanowe drzwi, odgarnęła zasłonę z różowego muślinu. Zabrzęczały cicho maleńkie dzwoneczki, którymi ozdobiona była tkanina, oznajmiając nadejście gościa dwóm kolejnym służkom, czekającym już wewnątrz.

Było to dość spore pomieszczenie w samym chyba środku pałacu, pozbawione okien, oświetlone za to blaskiem ażurowych lampionów, które rzucały chybotliwe cienie na wyłożone wielobarwną mozaiką ściany i podłogę. Można było doznać zawrotu głowy od całego tego orientalnego bogactwa, jak i wielości mocnych zapachów oraz kłębów pary, które spowijały pomieszczenie. Cienkie, rzeźbione kunsztownie i pomalowane na czerwono kolumny podpierały półkoliste sklepienie, na którym wymalowano stylizowane słońce - przypominało ono wielki pomarańczowy kwiat o tysiącu płatków. Stało tu parę niskich, wyplatanych stoliczków, a na nich porozkładano pudełeczka, fiolki, miseczki i buteleczki z najrozmaitszymi specyfikami, bez wątpienia służącymi higienie i urodzie. Na środku łaźni Saveta ujrzała wielką marmurową wannę - czy też może właściwie basen - na planie ośmiokąta, skąd unosiły się kłęby wonnej pary.

Zaraz podbiegły do niej dwie czarnookie dziewczyny, odziane jedynie w cieniuteńkie, przejrzyste koszulki i nic więcej, które przedstawiły się jako Dżamila i Zilfah. Ukłoniły się usłużnie, po czym, nie przyjmując do wiadomości ewentualnych protestów, zaczęły pomału zdejmować z niej biżuterię i odzienie, odkładając z pietyzmem każdy element stroju wróżbitki na ażurowy stolik.

Dziewczęta były raczej milczące, jak gdyby onieśmielał je majestat osoby, z którą, jak sądziły, mają do czynienia. Sprawiały jednak wrażenie, iż wystarczy je trochę zagaić i zaraz zaczną trajkotać jak ptaszyny w letni poranek.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

8
Łaźnię wypełniały przyjemne wonie olejków, pachnideł i kwiatów. Madame Saveta starała się wierzyć, że to wszystko naprawdę dobrze się skończy. Jej nadzieja rosła, kiedy wdychała delikatne zapachy, wypełniające całe pomieszczenie. Gęste, wilgotne powietrze wypełniało jej płuca, powodując lekkie osowienie. Służki sprawiały wrażenie miłych oraz otwartych na nowe znajomości - może taki miały przymus?
- Wasz Pan jest wielce łaskawym człowiekiem - powiedziała, żeby przerwać niezręczną ciszę.
Nieprzerwanie w głowie wróżbiarki kłębiły się najróżniejsze myśli. Planowała jak najłatwiej uciec od tej paradoksalnej sytuacji, gdyż doskonale wiedziała, że jej zdolności są właściwie niczym w porównaniu z możliwościami Eleny. Z drugiej strony odmowa ze strony Savety również nie zapowiadała niczego dobrego, dlatego też została zmuszona, aby nadal robić dobrą minę do złej gry. Wróżbitka ściągnęła swoje ubranie, spostrzegając swoje nagie odbicie w niewielkim lusterku - stwierdziła, że kąpiel na pewno jej nie zaszkodzi.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

9
- O tak, Pani, najłaskawszym! - zawołała śpiewnie Zilfah, pobrzękując bransoletkami. - Tak jak i cały jego ród, najszlachetniejszy w całym Karlgardzie! Niechaj Patroni czuwają nad rodziną Araputra i wszystkimi jej potomkami!

Kiedy szata Savety spłynęła miękko na mozaikową posadzkę, nieoczekiwanie rozległa się seria metalicznych uderzeń. Zapomniane przez wróżbitkę noże, dotąd skrzętnie pochowane w fałdach ubrania, teraz wszystkie jak jeden mąż wypadły z ukrycia i ujawniły swoją obecność.

Dżamila i Zilfah jednocześnie pisnęły i podskoczyły jak spłoszone, wielkookie łanie, wciąż śliczne i słodkie, nawet w tym swoim niemądrym przestrachu. Tylko Laaila zachowała zupełny spokój, schyliła się wdzięcznie, swymi ruchami przywodząc na myśl pięknego ptaka o rozpostartych skrzydłach, podniosła wszystkie siedem noży i bez słowa ułożyła je na stoliczku, po czym chwyciła leżący obok grzebień z kości słoniowej i zabrała się za rozczesywanie włosów Savety.

- Pani...? - zaczęła nieśmiało Dżamila. - Czy... czy przepowiadasz z noży to, co ma nadejść? Moja babka znała tę sztukę. Czy zechciałabyś... Wybacz, Pani, moją śmiałość! Czy zechciałabyś wywróżyć mi przyszłość?

- Dżami, głupia kózko - skarciła szeptem koleżankę Zilfah, co wróżbitka oczywiście doskonale usłyszała. - To Maria Elena. Ona nie potrzebuje do wróżenia noży, kart, kwiatów jaśminu ani gołębich wnętrzności! Ona wie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

10
Madame kiwała głową ze zrozumieniem. Bywa, że służące lubią skarżyć się na swoich możnowładców, narzekając na małą płacę albo paskudny charakter pracodawcy. Niejednokrotnie wróżbiarka widziała pobitą, zastraszoną albo niemiłosiernie zmordowaną pracą służbę. Zilfah, Dżamila i Laaila wyglądały na zadowolone ze swojego życia, jednak Saveta wiedziała, że pozory zostały stworzone do tego, aby zmylić nawet najbystrzejsze umysły.
- Macie wielkie szczęście, że właśnie tutaj pracujecie - powiedziała, uśmiechając się życzliwie. - Los nad Wami czuwa, co nie znaczy, że nie mogę szepnąć gospodarzowi dobrego słówka o was i waszej pracy.
Nagle w rozmowę wkradły się metaliczne brzdęki, kompletnie nie pasujące do tego wnętrza. Madame Saveta zachowała niewzruszoną minę, jak gdyby na co dzień z jej szat wypadały sterty noży. Reakcja Dżamila i Zilfah utwierdziła ją w przekonaniu, że jednak wewnątrz tych murów rzadko pojawia się broń oraz, że to Laaila jest głosem rozsądku owej wesołej trójki. Saveta w odbciu lustra spojrzała na służącą, która dopiero co ułożyła jej noże, ukazując swój przychylny uśmiech.
- Laailo, bądź taka, jaką jesteś a na pewno Twoja przyszłość sprawi Ci wielką radość - rzekła, spoglądając na rozczesywane kosmyki jej długich włosów.
- Oczywiście, nie potrzebuję noży do widzenia przyszłości - zaśmiała się. - Te siedem ostrzy, to moje świadectwo przykrych wspomnień.
Widząc zainteresowanie na twarzach służących, podjęła swoją drobną, zmyśloną historyjkę.
- Ludzie myślą, że nie wiem nic o plotkach na swój temat. Oczywiście to bzdura. Nieraz słyszałam o swoim rzekomym obłąkaniu, kompletnym szaleństwie. Czy na taką wyglądam? - zwróciła się do wszystkich, patrząc jednak w oblicze Laaily. - Każdy z tych noży kupiłam, kiedy w wizjach widziałam swoją śmierć, a zawsze w moich obrazach ginęłam z ręki drugiego człowieka. Noszę je przy sobie, żeby pamiętać, iż nie każdy jest tak dobrym człowiekiem, jak na przykład Wasz Pan.
Zakończyła z półuśmiechem na twarzy.
- Co nie znaczy, że karty, kule i inne narzędzia nie są przydatne - przyjęła mentorski ton. - One wszystkie pozwalają ludziom lepiej zrozumieć słowa, opisać to, czego właściwie nie idzie ogarnąć rozumem. To tak jak z wojownikami, gdyż każdy z nich używa innej broni, ale najznakomitszy z nich potrafi poradzić sobie bez niej.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

11
Śliczna buźka Laaili pomarkotniała troszkę - zdaje się, że dziewczyna liczyła jednak na jakąś ciekawszą wróżbę, a tu Madame Saveta zbyła ją takimi ogólnikami... Służąca nie wyraziła jednak swojego rozczarowania na głos, z pewnością nie śmiałaby. Zresztą chwilę później chyba już o tym nie pamiętała, bowiem na niesamowitą historię o nożach jej ciemne oczy otworzyły się szeroko. Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem, jej dwie towarzyszki zrobiły to samo, niczym jej dwa odbicia w srebrzystej tafli lustra.

- Pani! Oczywiście, że nie jesteś szalona! - wyszeptała Dżamila z przestrachem. - Te twoje wizje o śmierci... Czy sądzisz, że kiedyś się spełnią? Czy jest ktoś, kto chciałby cię zabić, Pani?

Prowadząc te pogawędki na bardziej i mniej poważne tematy, dziewczęta wciąż prowadziły przeróżne, bardzo zresztą przyjemne zabiegi, odbywające się zapewne w typowy dla tutejszej kultury sposób. Domniemana Maria Elena, obnażona ze swoich szat, została wprowadzona do płytkiego, ośmiokątnego basenu, wypełnionego po brzegi ciepłą wodą. Dwie służki w cienkich koszulkach weszły do wody razem z nią. Zilfah nałożyła na jej włosy coś, co z wyglądu przypominało tłuste błoto, ale, jak się zaraz okazało, wspaniale się pieniło i miało cudowny, słodki jak rodzynki zapach. Dżamila z kolei namydliła całe ciało wieszczki czarną pastą, zwaną tfal, zrobioną ze zmielonych płatków jaśminu, dzikiej róży oraz drogocennej glinki, której jedyne złoże występuje w okolicach Wushoh i jest podobno bardzo pilnie strzeżone. Trafił się Savecie powiew luksusu, hoho!

Po kąpieli dziewczęta wytarły ciało wróżbitki ręcznikami z puszystej wełny i namaściły je lśniącą oliwką. Na koniec tych wszystkich rytuałów Laaila zbliżyła się do wróżbitki, trzymając w dłoniach maluteńkie, owalne, blaszane pudełeczko, wysadzane półszlachetnymi kamieniami. Wewnątrz niego była jakaś czarna, połyskująca w migotliwym świetle ognia substancja. Służąca zanurzyła w niej koniuszek palca i zbliżyła ku twarzy Savety.

- Malujemy tym oczy przeciwko złym duchom i demonom - objaśniła. Rzeczywiście, zarówno ona, jak i jej dwie koleżanki, miały poczernione powieki.

- Pani... - zagadała po paru chwilach Zilfah, wyraźnie nie mogąc wytrzymać z ciekawości. - Czy wiesz już, w jaki sposób wywróżysz przyszłe losy dziecięciu, które ma się tu lada dzień urodzić? Z noży, z kuli, z kart? Czy po prostu popatrzysz w jego oczy i będziesz wszystko wiedziała? Pani Aynaba Rammi, matka, bardzo przejmuje się wróżbami, zresztą nasz pan również. Wszyscy tu niezwykle poważnie traktują rytuał przywitania potomka, od tego bardzo wiele zależy!

- I imię! Pani, czy wiesz już, jakie imię nadasz dziecku? - zaszczebiotała Dżamila, niezwykle przejęta. - Od tego zależy, kim w przyszłości będzie! Gdyby król miał na imię inaczej, nie byłby królem... tak mówi nasze przysłowie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

12
Saveta z uwagą przyglądała się wszystkim czyniącym pielęgnacyjne cuda dziewczętom. Była absolutnie przekonana, że będą dla niej cennym źródłem informacji - jeśli nie teraz, to w niedalekiej przyszłości.
- Czy ktoś chce mnie zabić? - Zaśmiała się. - Oczywiście, że tak. Wielu ludziom nie podoba się to, jaką przyszłość im pokazuję albo to, jak pomagam innym.
Madame wreszcie czuła się w pełni odprężona. Dla niej to niczym cisza przed burzą. Doskonale wiedziała, że niedługo wszystko szlag trafi, sufit runie na jej pusty łeb, żeby na koniec ktoś dobił ją tępym świecznikiem. I na co jej ten teatrzyk?
Jednak kojąca kąpiel, ciągła pielęgnacja i wonne opary sprawiły, że chociaż na chwilę Sav mogła zapomnieć o wszelakich zmartwieniach. Do czasu...
- Demony, oczywiście - powiedziała przybliżając twarz.
Powieki przez moment szczypały, jednak Madame postanowiła siedzieć cicho. Stwierdziła w myślach, że im mniej będzie jęczeć, tym lepiej dla niej. W końcu nie znała Eleny osobiście, nie miała pojęcia jaka jest - i żyła nadzieją, że tutejsi mieszkańcy też nie posiadają takiej wiedzy.
- Najpierw porozmawiam z Panią Rammi - oświadczyła, jakby to była najoczywistszą rzeczą w całej Herbii. - Należy pamiętać, że Los jest dla każdego człowieka inny, co nie oznacza, że nasi najbliżsi nie mogą mieć na niego wpływu. Miłość matki do dziecka niejednokrotnie zmieniała drogę przyszłości.
Odetchnęła, wdychając przyjemne zapachy.
- Imię - zastanowiła się. - Właściwie już wybrałam, jednak nie wypytujcie mnie o nie, bo chyba nie chcecie, żeby dostojnemu potomkowi Los dmuchał w oczy!
Pokiwała groźnie palcem, wpatrując się w swoje nowe-stare odbicie. Widziała kobietę, o której dawno zapomniała. Promienną, całkiem urodziwą, pewną siebie.
- I jeszcze żywą - pomyślała ponuro.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

13
Trzy służki zgodnie pokiwały głowami, nie wypytując już o nic więcej - choć z ich twarzyczek dało się wyczytać wysiłek, jaki musiały wkładać w to posłuszne milczenie. Skończywszy zabiegi pielęgnacyjne, odziały Savetę w przyniesione skądś szaty. Miały one intensywnie czerwony kolor, który w tych stronach, jak objaśniła Laaila, oznacza powagę, mądrość i dostojeństwo. Na strój składały się dwie rzeczy, obie zupełnie gładkie, pozbawione zdobień w postaci haftów, koronek czy falban - długa, zwiewna spódnica oraz krótka, odsłaniająca brzuch bluzka z długimi rękawami. Ta ostatnia swoją przejrzystością dorównywała fikuśnym koszulkom Dżamii i Zilfah i w innych stronach świata zapewne zostałaby uznana za najzupełniej nieprzyzwoitą, lecz tutaj wiele kobiet tak się nosiło i nie wzbudzało to żadnej sensacji.

Podczas ubierania - i dziwne, że dopiero teraz - Laaila dotknęła niechcący jednej z blizn na nadgarstku Savety. Wzdrygnęła się mimowolnie, choć bardzo lekko, ledwo dostrzegalnie, jak trącony przypadkiem kwiat. W jej oczach przez moment skupiło się przerażenie, ale dziewczyna była rozsądna, a nade wszystko taktowna, więc nie rzekła ani słowa.

Tylko Madame, której reakcja dziewczyny oczywiście nie umknęła, przypomniała sobie właśnie chwilę, w której narodziła się ta blizna. Ta i jej podobne. Znów stanęły jej przed oczami wszystkie rany, które sobie zadała...

- Pani, jeśli tylko sobie zażyczysz, zaprowadzę cię do Pani Rammi teraz - zaproponowała usłużnie Laaila, nakładając na stopy wróżbitki parę złoconych trzewików z kunsztownie zawiniętymi noskami. - Ona leży teraz w swojej komnacie i wypoczywa. Nadworny medyk mówi, że dziecko urodzi się dzisiejszej lub jutrzejszej nocy. Pani Aynaba Rammi z pewnością oczekuje z radością każdego słowa, jakie zechcesz skierować ku niej i jej potomkowi.

Na koniec służąca ułożyła na włosach Savety cieniutki welon z czarnej, półprzejrzystej tkaniny i skłoniła się przed nią z szacunkiem. Również dwie pozostałe panny zgięły się we wdzięcznym ukłonie i zamarły, czekając aż "Maria Elena" wyrazi swoją wolę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

14
Madame Saveta zdecydowanie nie należała do kobiet lubiących takie ubrania, jak to, którym została uraczona przez gadatliwe służące. Fikuśny strój nie krępował ruchów - wręcz przeciwnie, odsłaniał wszystko, co mógł odsłonić.
- Powaga, mądrość i dostojeństwo, co? - Pomyślała, utwierdzając się w przekonaniu, że z tego pałacu nie wyjdzie żywa.
Gdy Laaila przypadkowo musnęła jedną z blizn wróżbiarki, Sav uśmiechnęła się smutno i jakby przepraszająco, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego zachowała się tak, a nie inaczej.
- Tak, muszę spotkać się z Szanowną Rammi - powiedziała w zamyśleniu. - I to ja jestem rada z tego, że mogę pomóc tak wybitnej rodzinie.
Welon okazał się niemiłosiernie denerwujący - najmniejszy nawet powiew, powodował jego delikatne falowanie. Madame miała nadzieję, że nie wygląda głupio. Przydałoby się prezentować nieco tajemniczo.

Re: Pałac w dzielnicy Oaza

15
Trzy służące, wedle życzenia wróżbitki, powiodły ją poprzez plątaninę pięknych komnat, ażurowych krużganków i wyłożonych mozaiką korytarzy do pokoju Pani Rammi. Tam skłoniły się Savecie przed drzwiami i gdzieś zniknęły, zostawiając ją samą.

Aynaba Rammi, drobna, śniada kobieta z czarnymi włosami i wielkim brzuchem, spoczywała w olbrzymim łożu, wśród ciemnoróżowych i zgniłozielonych aksamitów. Miała podkrążone, lecz obowiązkowo umalowane oczy. Nad jej głową wisiał baldachim, haftowany srebrną nicią w gołębice i kwiaty róż. Były tu także prawdziwe, żywe róże, ułożone w dużej misie koło łóżka. Ich słodka woń przesycała powietrze, mieszając się z zapachem kokosowego mleka i wina z daktyli.

Na dywanie, koło misy z kwiatami, siedziała mała, na oko ośmioletnia dziewczynka. Gadała coś do siebie, co jakiś czas zwracając się do leżącej matki i podając jej wyciągnięty z bukietu kwiatek. Zajadała też rodzynki, usypane na srebrnej tacy, na fikuśnym stoliczku.

Na łóżku obok ciężarnej siedziała natomiast jakaś stara kobieta w ciemnej purpurze i mrucząc coś śpiewnie pod nosem malowała geometryczny wzór na jej brzuchu umoczonym w czarnej farbie palcem. Ujrzawszy "Marię Elenę" staruszka skłoniła się pokornie i opuściła pomieszczenie, znikając gdzieś za kotarą.

Komnatę przed ostrym światłem dnia i upałem chroniły ciężkie zasłony w oknach. Dzięki temu panował tu przyjemny półmrok i chłód. Dodatkowo ciężarną bez ustanku wachlowały dwie służące, wyposażone w wachlarze z palmowych liści, zwanych w tych stronach "dłońmi Sulona" - trafna nazwa, nie tylko ze względu na ich pięciopalczasty kształt, ale i na to, że Sulon to przecież bóg wiatru...

W tym właśnie momencie głowę Madame Savety przeszył ostry ból. Zachwiała się w progu i musiała złapać się czegoś, by nie runąć na posadzkę. Pociemniało jej przed oczami, a w jej uszach zawył dziki, boski wicher, który nagle ustał, pozostawiając po sobie nienaturalną, groźną, obcą ciszę. Pustkę. Samotność. Przez chwilę widziała, jak niebo ponad lasem płonie barwnym ogniem. Jak gwiazdy spadają, lecz ich światło nie jest już nikomu potrzebne w obliczu niegasnącej zorzy. Jak wielka puszcza dziczeje, zmieniając się w nieprzebyty gąszcz, do którego wstępu już nigdy nie będzie, a potem setki drzew usychają, nie chcąc dłużej ciągnąć soków ze spoczywających pod ich korzeniami elfów. Saveta zobaczyła też, jak potężny dąb, wyrwany z ziemi ostatnim podmuchem wichury, przygniata śmiertelnie jej wątłe ciało. A ona krzyczy, krzyczy, całe lata i setki lat krzyczy, ale nikt nie przychodzi na pomoc. Las zmienia się w pustynię, a ona nadal krzyczy, bezskutecznie błagając o pomoc.

I nagle wszystko ustało. Nie pozostał nawet ból w skroniach, nic.

- Witaj, szlachetna Tkaczko Losu - odezwała się słabym głosem Aynaba Rammi. - Fajsida... Fajsida! - zwróciła się do dziewczynki. - Ukłoń się Marii Elenie.

Dziewuszka rzuciła kwiaty i złożyła niezdarny, dziecięcy ukłon. Miała wielkie, czarne jak węgielki oczy, którymi wpatrywała się uparcie w Savetę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”