Re: Dzielnica Tarasów

17
Spojrzał na Mak'siego z uznaniem.
-Niewielu wygrało z nami partię, a jeszcze mniej wybierała dokładnie takie pytanie. O wiele częstszą jest ciekawość kim jesteśmy, która zdaje się przeważać nad tym dokąd zmierzamy. Pan pozwoli, pokażę, nie jest to specjalnie daleko.

Otarł jeszcze usta chusteczką i wstał od stołu i zachęcił do tego samego ambasadora. Nie uiścił żadnego rachunku ni nic podobnego, jednak Mak'si miał bardzo silne przeczucie, że właściciel lokalu i tak nie będzie miał co żałować po takiej wizycie.
Poszli uliczkami i tak jak wcześniej podczas podróży ze strażnikiem handlarza, tak i teraz dyplomata miał to samo dziwne uczucie bycia rekinem w środku ławicy. Ludzie rozstępowali się dookoła, lecz nie widać bło, by robili to pod przymusem. Nocne życie dzielnicy toczyło się swoim trybem, jedynie przenosiło nieco dalej od nich.
-Słyszał pan o genezie naszego tytułu? Shia'tsu to uproszczona wersja od Shiatle aie Fatsu, słowa pochodzącego z dialektu klanu orków zamieszkujących to miejsce przed kilkoma tysiącami lat. W wolnym tłumaczeniu znaczy ono ni mniej ni więcej, jak "duch zatoki". Ich legenda mówiła, że kiedy cały świat otaczały mroki i niegodziwość oni przyjęli od tego ducha ochronę, by mogli przetrwać. Ta opowieść próbowała tłumaczyć, czemu to właśnie w tym miejscu może istnieć bujna zieleń, pomimo że już kilkanaście mil stąd, w tych samych warunkach i nad samą wodą ziemia jest wyschnięta na wiór. Być może jest ona prawdą, być może nie. Dawne opowieści niosą ze sobą jednak więcej niż tylko suche fakty, niosą symbole.

Przeszli na wyższy poziom tarasów i zmierzali ku ulicy Kupieckiej, która biegła stąd aż do bram miasta i stanowiła największy ośrodek handlu w tej części kontynentu.
-Widzi pan, wierzymy w wolność. Nie taką jaką wyznaje lud czy politycy, nie taką, która być może i odpowiada pana wizji. Wierzymy w wolność prawdziwą, a ta nie istniałaby bez podejmowania jej konsekwencji. Nie widzimy jednak prawdziwą wizji świata równych ludzi, oj nie. Nie uznajemy za właściwą także aktualnej, feudalnej wersji świata. Nie tytuł czy szczęście w urodzeniu w jakiejś rodzinie powinno decydować o przyszłości jednostki, lecz jej zdolności, ambicja, pasja, siła umysłu i inteligencja... Anarchia idealna można by rzec, ograniczana tylko tymi zasadami, które ludzie sami wybiorą.

Wyszli na główną ulicę, a właściwie jeden z wielu okrągłych placów rozmieszczonych na różnych poziomach tarasów i połączonych jedną drogą. Zgodnie z zapamiętanymi wspomnieniami o tym miejscu Mak'si nigdy nie widział, by to targowisko choć na chwilę zasnęło. Mógł w końcu przyjrzeć się posadzce, wow. Wtedy Shia'tsu przystanął.
-Zapewne pyta się pan teraz "jak niby wyeliminować ludzki czynnik, zwyczajne skurwysyństwo"? Taka wizja szybko uległaby tyranii, nieważne czy byłaby to władza religii, czy polityki. Tak trywialnym i zarazem poważnym problemem byłyby wyzysk i przemoc watażków. Takiemu światu potrzeba by opiekuna, strażnika zdolnego obronić wizję, lecz jej nie wypaczyć. Uważamy, że z pomocą Oros możemy się tego podjąć.

Młodzieniec podniósł dłonie, a plac handlowy... opustoszał. Tak po prostu, kupcy zwinęli momentalnie stragany, klienci ruszyli w dół, lub górę drogi, a żebracy uznali to miejsce za zbyt mało dochodowe. Plac opustoszał przez jeden umysł. Kilkaset osób naraz, nieźle. Ale co się okazało? Odkryta posadzka była tak naprawdę mozaiką przedstawiającą mapę znanego świata.
-Tego właśnie pragniemy, panie ambasadorze. Żeby świat stał się tym, czym w dzisiejszych czasach jest Kalgard i, niekiedy, Ujście. Chcemy świata pełnego konkurencji, ale i współpracy. Zła, ale i dobra największego. Emocji wzniosłych, jak i podłych, lecz przede wszystkim prawdziwych i nieskrępowanych niczym więcej, jak konsekwencjami ich zaistnienia. Jak tak się zastanowić... nasza wizja nie różni się znowu tak bardzo od tego, co serwowała filozofia Krinn w znanej tak nielicznym, pierwotnej formie. Jej wnioski wysnuwamy jednak z innego źródła, gdyż wiara także nie powinna dyktować innym ram. Tego właśnie chcemy, dlatego z powstaniem Kalgardu przyjęliśmy imię Shia'tsu i dlatego będziemy stali na straży tego miasta.

-Czy nasza odpowiedź jest wystarczająco wyczerpująca?

Re: Dzielnica Tarasów

18
Zacząłem się histerycznie śmiać opierając o kolumnę będącą obok. Shia'tsu był na prawdę zabawy. Ciekawiło mnie tylko, czy na prawdę wierzył w to co mówi czy po prostu był zwykłym skurwysynem, takim jak ja.
- Dzięki. Uśmiałem się. Wy po prostu chcecie władzy. Bycie opiekunem świata! - objąłem marionetkę ramieniem - Wspaniała perswazja, muszę przyznać. Specjalnie nawiązałeś do oryginalnej teorii Krinn, bym był wam bardziej przychylny, czy to tylko luźna myśl? Widzisz, śmieszna sprawa, bo ja również chcę takiego świata. Takiego, w którym ludzie mogą coś osiągnąć. Ale nie jest to świat równości. O nie, nie nie! To jest świat NAJWIĘKSZYCH nierówności. Większość, masa, tłum... to zbiorowisko idiotów. Powstają poprzez zwykłą, ludzką socjalizację, aczkolwiek przez brak edukacji, odpowiednich cech charakteru, syndromu Odyseusza i wreszcie zwykłego pożądania, nie ulegają autokreacji i indywidualizacji. W takim świecie takie jednostki jak ja, czy ty/wy stają się istotami elitarnymi, pełnymi władzy, mocy i potęgi! Obecne system feudalny ratuje prostaczków od tego okrutnego świata wolności. Szczególnie, że jednostki lepsze mogą nabywać drogą prawną herby, przywileje... Pozwala to utrzymać obecną kastę. Wasz świat nie jest bardzo różny od obecnego. Zawsze istnieje klasa mająca władzę, klasa chcąca władzy i klasa najliczniejsza, pełna zwykłych ludzi, chcących pozornej wolności, przeżycia i tym podobne... Oczywiście, podlega ona manipulacji klasy drugiej chcącej zastąpić obecną klasę pierwszą. Wprowadzenie stanu totalnej wolności spowoduje jeszcze większą dominację klasy pierwszej nad resztą, z o wiele mniejszym przyzwoleniem na migrację międzyklasową.

No cóż, ale cieszę się, że mamy podobne plany. Władza i potęgą są, moim zdaniem, wielce szczytnymi celami. Oros i Shiat'su mogą się tego podjąć, zapewniam.
- klepnąłem marionetkę po ramieniu - Odpowiedź mnie wielce satysfakcjonuję. Jeszcze jedna partyjka?

Re: Dzielnica Tarasów

19
Marionetka którą kierował handlarz uśmiechnęła się delikatnie.
-Władza. Każdy kto nas spytał o motywy i uzyskał odpowiedź interpretował ją tak samo. Nie dziwimy się temu, w końcu idealizm jest cechą głupców, a tej ktoś będący na naszym miejscu na pewno posiadać nie może. Żeby była jasność: mamy świadomość, jak nierealna jest wizja przez nas nakreślona i jak niedostatecznymi środkami dysponujemy by ją spełnić. Jednak... każdy ma swój własny obraz idealnego świata, coś wymarzonego, do czego próbuje w jakiś sposób dążyć wbrew wszelkiej logice. Czyż nie, ambasadorze? Ta pozorna naiwność dotyka chyba każde istnienie w tym i innych światach. Czujemy to wyraźnie i wiemy, że choć pańskie zmysły są w porównaniu z naszymi stępione, to pan też to odczuwa, nawet pod pojęciem tak mało konkretnym jak moc. Proszę, wracajmy do stołu.

Kiedy tylko weszli z powrotem w boczną uliczkę plac z mapą świata ponownie zapełnił się życiem. Być może kolejny człowiek, który zobaczy pełny obraz mozaiki będzie dopiero którymś kolejnym klientem handlarza.
-Czujemy jednak, że pomimo nierealności naszej wizji możemy przybliżyć jej istnienie choć trochę. W naszej mocy jest być jak Shiatle aie Fatsu z orkowych legend, duchem dającym szansę w obliczu beznadziejnej sytuacji. Możemy stać się swoistym aniołem, który przychodzi i pozwala sięgnąć po skrzydła, dać możliwość sprawdzenia, czy jesteśmy godni lotu w przestworza, czy też dane jest nam runąć w przepaść. Tak... Nie zmienimy świata, lecz możemy pomóc innym go zmienić. Dlatego zdecydowaliśmy się też pomóc Oros. Wydaje się nam, że jesteśmy światu to winni.

Dotarli w końcu i do stolika, z którego nic a nic się nie przemieściło. Ba, nawet owady nie zainteresowały się aromatycznymi owocami umieszczonymi na półmisku. Shia'tsu podniósł kieliszek wina.
-Proszę bardzo, zagrajmy. Tym razem proponujemy jednak grę dla czystej przyjemności, a prawo do pytania oddamy panu od razu. Rozmowy również mają wartość, którą potrafimy docenić.

Re: Dzielnica Tarasów

21
Młodzieniec przymknął oczy i powoli je otworzył. Tego pytania się być może nie spodziewał, a może po prostu przez maskę uprzejmości przebijała się niechęć do obiektu, którego dotyczyło pytanie?
-Prorok... Myślimy, że nie bez powodu silnie strzeże swojej tożsamości za murami Taj'Cah. Uważamy go za godnego przeciwnika, rywala. Inteligentny gracz, uzdolniony przywódca, groźny przeciwnik. Z dużym zapleczem i źródłem siły w formie wszelakiej. Za dużym, by pojawiło się dzięki jednej osobie w tak krótkim czasie, nawet jeżeli jest namiestnikiem bóstwa na Herbii.
Nie, Prorok niegdyś był zwykłym chłopem. Być może zawarł kontrakt, być może oddał swoje ciało lub duszę za bezcen, jak to często się zdarza z demonami uznawanymi za dobre. Myślimy, że właśnie tę drogę obrał niegdyś Prorok, zwany Jonem, że ktoś mu pomaga, steruje zza tronu marionetką niczym my sami i to z tym kimś przychodzi nam się mierzyć.


Szach, zbicie figury, roszada, kolejny szach i mat Mak'siego w odpowiedzi. Ambasador wygrał, lecz było to podejrzanie łatwe zwycięstwo.
-Czyli wygrał pan po raz kolejny, zdobywając tym samym możliwość zadania pytania, którą też pan właśnie wykorzystał. Zakładam, że ta odpowiedź pana satysfakcjonuje, prawda? Nie zdziwi pana pewnie także fakt, że pytania z gry są obłożone specyficznym zaklęciem ochronnym? Żadna ze stron nie może przekazać uzyskanych na ich podstawie informacji dalej pod groźbą... śmierci. Nieprzyjemnej, pełnej bólu i niszczącej tak duszę, jak ciało.

Handlarz pstryknął palcami, a figury z planszą na moment zajarzyły się plątaniną różnych znaków, które zdecydowanie nie dawały się odczytać. Może Mak'si nie był na tyle biegły w ich lekturze, a może zawierały w sobie runy maskujące? Tego nie wiedział. Nie wyczuwał też od znaków żadnej magii, co jeszcze bardziej utwierdzało w przekonaniu, że ma przed sobą nieomal legendarne i wydawało się zapomniane już runy traktatów. Najpewniej ostrzeżenie było prawdziwe i wyciek informacji będzie miał co najmniej opłakane konsekwencje dla gaduły.

Re: Dzielnica Tarasów

22
Oparłem się z podłym uśmiechem o krzesło i popatrzyłem na marionetkę.
- Potężna, starożytna magia. Idealna manipulacja mocą. Wpadłem w niezłą pułapkę. Pogratulować. Jestem jednym z bardziej uzdolnionych magów jeśli chodzi o jej wykrywanie. Syndykat magów-idealistów... Nieźle Shia'tsu. Nieźle. Jestem dość silny, ale nawet ja sam nie pokonam zaklęcia całej grupy potężnych czarowników. A raczej klątwy. Aczkolwiek nie wiem czy udałoby się wam zniszczyć moją duszę. Wszak mnie nie obowiązują prawa zwykłych śmiertelników. Prawdopodobnie przeniósłbym się do planu Krinn, ale nie chcę tego sprawdzać. Swoją drogą ktoś was uczył kiedyś czy po prostu jest to naturalny talent? I czy zgadłem z tym syndykatem?

I swoją drogą wiecie już coś o tej szajce, która stoi za Prorokiem? Swoją drogą mój uśmiech... Nie chodzi o tą pułapkę, bo to podziwiam i szanuję, jako zawodowiec. Ale Prorok... Sprzedać duszę w zamian za władze i wpływy. Żałosne. Doprawdy żałosne. Jak można chcieć władzy nie posiadając jej nad samym sobą? Nie szanuję, nie szanuję.

Re: Dzielnica Tarasów

23
-Syndykat? Może. Ucieczka? Niekoniecznie. Przy odpowiednim przygotowaniu zaklęcia wiąże ono nawet istoty boskie, różnica planów nie wpływa na jego siłę. A ponieważ planowanie to podstawa naszego fachu... Prorok zaś bł człowiekiem i stał się kimś na kształt anioła, to fakt ogólnie znany. Spekulowanie na temat powodu przemiany mogą być różne, jednak biorąc pod uwagę naiwność gorliwych wyznawców... Sam pan wie, jak łatwo manipulować szczerze wierzącymi i jak szybko można ich przekonać do oddania wszystkiego w imię wyższej sprawy. Statystyka skłania ku tej opcji.

Nagle stało się coś dziwnego. Chłopak wyprężył się jak struna, a gałki oczne wywinęły do tył€ pozostawiając samo białko. Dwie sekundy potem było już wszystko w porządku.
-Mamy dodatkową informację. Kiedy mówiliśmy o swoich klientach zaznaczaliśmy, że Oros nie jest jedynym z nich. Są także inni, w tym pańska matka, Vio'lenna. Zgodnie z zaleceniami mieliśmy panu przekazać tę informację, jeżeli przydarzy się jej coś... nieprzyjemnego.
No tak... Nie gadał z nią od czasu wyjazdu do Wschodniej. Ciekawe, co mogło jej się stać...


Zakręcił palcami, a ziarnka piasku naniesione na taras z pustyni wzbiły się na stół i wywołały małą burzę o kształcie kolumny. Kiedy się uspokoiły większość opadła, a na stole stała mała, piaskowa figurka matki Mak'siego. Tylko głos był lekko zniekształcony, ale czego się spodziewać po robionych na szbyko transmisjach międzywymiarowych.
-Mak'si, synku, jeżeli to oglądasz, to najpewniej siedzę właśnie w lochach własnej cytadeli. Jakiś czas temu wplątałam się w intrygę, do której przystąpienia coraz bardziej żałuję. Dowiedziałam się za dużo o planach niewłaściwych ludzi i za dużo w nich namąciłam, za co przyszło mi teraz pewnie zapłacić. Syneczku, musisz wiedzieć, że jesteś w niebezpieczeństwie, wielu chce mnie widzieć ostatnią krwią z rodu, bądź też pragnie mnie zastraszyć. Bądź czujny, szukaj innych swojej krwi i postaraj się ich także ochronić tak, jak my z ojcem robimy to od lat z tobą. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy, bywaj i pamiętaj, mama cię kocha.

Po tym ziarenka piasku zaczęły opadać, lecz handlarz znowu zakręcił dłonią, a po uspokojeniu się piasku oczom ambasadora ukazała się inna scena. Czwórka opancerzonych sukkubów uzbrojonych w bicze, podejrzanie znajoma demonica i... Vio'lenna. Zakuta w kajdany, czy coś równie pętającego.
-No no no... Więc nasza kochana Vio'lenne w końcu przede mną uklękła. Cóż za przepiękny widok...
-Tylko ciałem, Lilith, tylko ciałem. Wasze zamiary godzą w to, co jest mi najdroższe, a wolności nigdy się nie wyrzeknę, kochana
-Zawsze zadziwiało Mak'siego ile jadu jego matka potrafi wlać w jedno słowo. Nic dziwnego, były z siostrą podobnie niedobrane, jak ogień i woda.
-Inaczej będziesz śpiewać, kiedy skosztujesz gościny w twojej własnej sali tortur. Do lochów z nią. Albo nie... Mam lepszy pomysł, sprowadźcie mi jej bękarty. Wyda każdego z sojuszników, kiedy zaczniemy kroić tych mieszańców na jej oczach. -Już miała się oddalić poza to miejsce, kiedy piaskowa postać spojrzała bezpośrednio w stronę ambasadora. Ups... Vio'lenna dostała kopniaka po twarzy.- Gadaj dokąd prowadzi przekaz z tego lustra! I czemu jest aktywne! Liar, sprawdź co z nim.

Dłoń jednej z demonic została wyciągnięta w stronę miejsca, gdzie siedział dyplomata, widocznie one nadal go nie widziały, choć on je tak. Coś na kształt lustra erolskiego, tylko że z magią? Cokolwiek to było, było wyraźnie bolesne dla tej kobiety.
-He... Herbia. Południe. Ciepły kli...mat. Miasto... za...zatoka...
-Kalgard i Shia'tsu, mogłam się domyśleć, kto jeszcze maczał w tym palce. Wyślijcie grupę uderzeniową, przy odrobinie szczęścia złapiemy i mieszańca, i profana który go spłodził. RUCHY!


Jeszcze Mak'si widział, jak jego matka dostaje po raz kolejny po twarzy, a następnie widok z lusterka w jej komnacie przysłoniła dłoń bezwiednie podchodzącej sukkubicy. Podchodzącej za blisko. W pewnej chwili handlarz informacjami zakręcił po raz kolejny ręką, a dłoń po przeciwnej stronie została wręcz porwana dalej. Przez sekundę słychać było tylko zaskoczony krzyk kobiety, której ręka właśnie zmaterializowała się na stole w Kalgardzie, aby w chwilę potem zamknąć kanał komunikacyjny z dość... krwawym i płomiennym rezultatem. Ostatecznie cała zasypana chwilę temu piaskiem powierzchnia stołu zeszkliła się od gorąca, a dokładnie pośrodku stała pionowo rozczapierzona ręka sukkuba, idealnie ucięta w połowie przedramienia.
-Lustra są teraz nie do namierzenia, choć zalecamy jak najszybciej udać się do domu. Czy przyda się panu... wsparcie?

Re: Dzielnica Tarasów

24
To był drugi raz w moim życiu kiedy straciłem panowanie nad sobą. Za pierwszym razem... byłem młody i wyrżnąłem kawałek osady. Dawne dzieje. Nie chcę Ci o nich opowiadać. I wtedy... Usłyszenie głosu mamy, jej żałosny widok gdy jest pokonana i bezradna...

Wstałem, a raczej mimowolnie uniosłem się nad ziemię i fala uderzeniowa zniszczyła cały balkon. Jego zawartość poleciała na ulicę po de mną. Marionetka Shia'tsu została w miejscu... Chroniła ją silna magia. Popatrzyłem się na rękę sukkuba, wziąłem ją do rąk i za pomocą Mocy zmiażdżyłem, oblewając się krwią i pokrywając mięsem. Puste oczy patrzyły się w niedawny portal. Potrzebowałem chwili by to wszystko przetrawić, po czym usiadłem na podłodze.

- Jestem za słaby by uratować moją matkę. Nie mam na to środków. Tak. Potrzebuję twojej pomocy. Błagam Cię o to, byś skontaktował się z wszystkimi moimi dziećmi. Te słabsze sprowadź do Oros, do mojego przyjaciela Janusza. Tym silniejszym powiedz, że są w niebezpieczeństwie przez poczynania mojej matki. Przekaż, iż jest to informacja o de mnie i daj im możliwość skontaktowania się ze mną. Jak najszybszego. Jesteś moją jedyną kartą w tej grze. Prawdopodobnie możecie mnie im wydać. Mam nadzieję, iż tego nie zrobicie. Za pomoc - odwdzięczę się w odpowiednim czasie. I gdybyś był wstanie zapewnić mi w razie czego wsparcie ogniowe... Byłoby świetnie. Chociaż z przeciętną grupą uderzeniową powinienem sobie poradzić. W razie czego zostaniemy w kontakcie. Daj mi coś do komunikacji z wami, bym mógł wam w razie czego wszystko raportować, a wy mi. Z tego ci widzę, gnijemy w tym razem. A teraz wracam do pałacu ojca. Muszę ich uratować. Tam pójdą pierwsi. Wyślę ich na zachód. W razie czego zapewnij im ochronę. I rzadko to mówię ale... Dzięki za dzisiaj... Była to jedna z najciekawszych rozmów w moim życiu. Zaszczyt móc poznać was, idealistów. Ta rozmowa wpłynęła na mnie. Zapewniam. Do zobaczenia. Mam nadzieję

Odwróciłem się i skumulowałem w swych dłoniach moc. Wyobraziłem sobie miejsce docelowe - czyli salon pałacu ojca. Dłońmi zarysowałem okrąg, zanuciłem kilka słów pomagających koncentrację i przeszedłem przez portal.

Szybko zebrałem ojca, Waltera, baronową i córkę w salonie. Byli zdziwieni. I zaniepokojeni widokiem krwi na moim ubraniu. I zmienionych oczach. Schowałem je szybko do opakowania i rozpocząłem wyjaśnienia.
- Walterze, tato i córko. Powiem tyle. Mama dostała się do niewoli. Została pokonana przez jej siostrę, pierdoloną rasistkę. Chcą zabić Ciebie, ojcze i Waltera, gdyż wiadomo, że nasz przyjaciel będzie Cię bronił aż do śmierci. Mnie chcą schwytać i torturować przez wieki. To samo z moimi dziećmi. Nie pozwolę na to.

Musicie wyruszyć w miejsce dla nich niedostępne. Baronowa najlepiej też, gdyż jesteś matką mojej córki. Najlepiej moim zdaniem do orków, na zachód. Oni nie cierpią sukkubów. Prędzej wytoczą wojnę niż was im oddadzą. Szczególnie, że ojciec jest najbardziej szanowanym człowiekiem w kraju. Lissandra idzie ze mną. I to nie podlega ŻADNEJ dyskusji, gdyż przy mnie będzie najbardziej bezpieczna. Z resztą dzieci się nie kontaktujcie. Ja się tym zająłem. Zbiorę je wszystkie w Oros. Tam mam swoich popleczników, współpracowników i siłę, pozwalająca mi walczyć z wypadami. Musicie się spieszyć. Oddział szturmowy sukkubów już tu idzie.

Lissandro. Ty musisz uciekać JUŻ teraz. Weź to
- wręczyłem jej przyrząd do teleportacji - Wyjedziesz w przebraniu, na północ od Karlgardu. Weźmiesz również moje soczewki do oczu. Znajdziesz tam krąg. Rozumiesz? Gdy w niego wejdziesz, wyjmij urządzenie i skup się na nim. Teleportuje Cię to w okolice Oros. Jest tam zima, więc ubierz się ciepło. Przed bramą zdejmij soczewki. Jeśli ktoś Cię nie będzie chciał wpuścić to powiedz, że jesteś córką Ambasadora Mak'siego. Pojedziesz do mojego przyjaciela, Janusza. Porządny człowiek. Mieszka na ulicy handlowej. Z kamienicy wali cebulą. Poznasz od razu. Wyjaśnisz mu wszystko to, co powiedziałem tutaj. On wie o mnie i tak wszystko. Grażynka bardzo dobrze gotuje, z głodu nie umrzesz. Na razie nie będą Cię szukać, więc jesteś względnie bezpieczna, dlatego Walter od razu pojedzie z ojcem i Ingrid.

Dobra. A teraz wszyscy RUCHY. Po prostu mi teraz zaufajcie. Chcę was ochronić tak jak wy, chroniliście mnie. Może i jestem skurwiały, ale mam zasady. Tą zasadą jest krew. Będę jej chronił do swojej śmierci. Chociaż jeśli mnie dopadną to o śmierć będę się modlił. Ja zostanę tutaj i przygotuję się na atak, a następnie wykonam zadania zlecone mi przez Uniwersytet.
- gdy powiedział to wszystko tu wypiłem szklankę wina stojącą na stole i chwyciłem swój magiczny miecz w ręku. Czekając na przeciwnika

Re: Dzielnica Tarasów

25
Kiedy jeszcze Mak'si mówił kilka tarasów poniżej otworzyła się na moment szczelina między wymiarami, przez którą przeszedł jakiś demon w szacie. Być może zdołano namierzyć pierścień na palcu odciętej dłoni, zanim został zniszczony? Może coś innego... Błyskawicznie działali w każdym razie. Szybko zauważył maga i pędem ruszył ku niemu. Nie mógł jednak przewidzieć, że kilkanaście metrów od niego dostanie w plecy ogromnym, rzeźnickim nożem ciśniętym przez stojącego obok kupca. Nie zdołał także przewidzieć, że nie zdąży się podnieść, ponieważ dopadnie go zgraja dzieciaków, które zatłuką go kamieniami. A ponadto umierając nie pomyślał też, że jego śmierć przejdzie bez echa, dzieci wrócą do beztroskiego ganiania, a rzeźnik wyjmie nóż z pleców ofiary, obetrze w jakąś szmatę i jak gdyby nigdy nic wróci do zachwalania towaru na tłocznej uliczce.

Marionetka spojrzała znacząco.
-Niech próbują, nie oni pierwsi i nie ostatni. Przygotowaliśmy się na gości znacznie lepiej niż pańska matka. Dobrze jednak, spróbujemy skontaktować się z dziećmi, choć nie damy żadnej gwarancji, że się uda. Niepewna to materia i bardzo niezależna. Wielu z nich jest niechętnych i nieufnych. Spróbujemy jednak. Barrista, ruszaj za nim, jesteś przez resztę nocy pod jego rozkazami.

Potem rozpoczął zaklęcie teleportacji, co sprowadziło go z powrotem do domu ojca.

Dzielnica Tarasów

26
POST BARDA
-> Z dzielnicy portowej

Z pewnym wytchnieniem Vera i Josephine pozostawiły za sobą cuchnącą rybami dzielnicę portową, a udały się do lepszej części miasta - Dzielnicy Tarasów. Pnące się w górę ulice kusiły przepychem, którego nie sposób było spotkać w innych miejscach w Karlgardzie. Za dobrobytem szły również minusy - większa ilość strażników miejskich, rozstawionych niemal na każdym skrzyżowaniu, patrolujących ulice i uliczki, a także obserwujących wszystko i wszystkich.

Dla nikogo nie było zaskoczeniem, że Marda przyciągała uwagę. Idąc kilka kroków przed Verą i Jo, śmierdząc, marudząc i zataczając się, szybko zwróciła na siebie wzrok strażników, jednak póki nie wszczynała problemów, nikt nie reagował.

- Goblin, szuja, chuj... - Mamrotała przekleństwa, którymi wcześniej rzucały jej nowe towarzyszki. Kilka razy zatrzymywała się, rozglądając, jakby nie do końca wiedziała, gdzie i dlaczego się znajduje, jednak po chwili podjemowała trop jak dzielny pies tropiący.

W końcu jednak Maruda zatrzymała się przy jednym z lepszych budynków i ciężko usiadła pod murem.

- To tutaj. - Burknęła, chowając głowę między kolanami, gdy najwyraźniej opuściły ją resztki sił.

Vera i Jo znalazły się na jednej z główniejszych uliczek, między kamieniczkami. Żadna z nich nie była najbogatsza, jednak nie dało się im odmówić pewnej dozy przepychu, nieosiągalnej dla zwykłych obywateli.

Szybko zainteresowali się nimi strażnicy.

- Tu nie wolno żebrać. - Powiedział jeden z dwójki mężczyzn, ludzi.
Obrazek

Dzielnica Tarasów

27
POST POSTACI
Vera Umberto
Marda z pewnością nie była idealnym przewodnikiem, ale Vera pogodziła się już z faktem, że od momentu zejścia z pokładu wszystko tu było dalekie od idealnego. Słyszała o ziołach, które pozwalały natychmiast pozbyć się trucizny z organizmu. Magiczne jakieś, prawdopodobnie, a może i nie? Nigdy na nie nie trafiła, a szkoda, bo teraz przydałyby się im bardzo. Trzeźwa Marda stanowiłaby zapewne przyjemniejsze towarzystwo i takie, które nie przyciągałoby do tego stopnia uwagi wszystkich wokół, w szczególności straży.
Gdy dotarły na miejsce, Umbero przesunęła oceniającym spojrzeniem po fasadzie domu. Gdy mieszkała w Qerel z rodziną, mieli podobny standard życia - w końcu oficerska rodzina musiała żyć na odpowiednim poziomie. Potem wszystko się zmieniło, ale Vera nie tęskniła za powrotem na ląd. Dom w Qerel wciąż stał pusty, choć kto wie, może ktoś go już przejął, albo przekazano go dalszej części ich rodziny. Czy w swoim rodzinnym mieście została uznana za zmarłą? Czasem ją to ciekawiło, choć nie na tyle, by to sprawdzać.
- Gotowa? - zagadnęła Joe cicho. - Pamiętaj, że najpierw ja chcę uzyskać swoje odpowiedzi. I nie ryzykuj... hałasu. Nie chcę, żeby coś ściągnęło tu straż z całej dzielnicy. Chcę zdążyć wrócić na pokład ze wszystkimi swoimi ludźmi i wypłynąć.
Zamilkła, unosząc wzrok na zbliżających się właśnie wspomnianych strażników. Zaklęła w myślach. Mogła się spodziewać tutaj wzmożonej aktywności służb stróżujących, ale to nie znaczyło, że mieli się ich uczepić tuż przed wejściem.
- Ona nie żebrze. Posiedzi tylko chwilę, zaraz ją stąd zabiorę - skrzywiła się, podejrzewając, że strażnicy na to nie pójdą. - Chyba, że panowie chcą ją zabrać. Może posiedzieć przy wyjściu z dzielnicy. Wrócę po nią, jak załatwię swoje sprawy.
Obrazek

Dzielnica Tarasów

28
POST BARDA
Nic nie poszło tak, jak powinno. Choć strażników udało się przegonić, po dokładniejszych oględzinach, a następnie małym zwiadzie, okazało się, że Faazza, na którego dziewczęta polowały... nawet nie ma w mieście. Goblin udał się na wycieczkę w tylko sobie znanym celu i nikt nie wiedział, kiedy raczy wrócić.

Ani Vera, ani Joe nie miały czasu, by sterczeć pod domem Faazza w Dzielnicy Tarasów, tym bardziej, że strażnicy znów się nimi zainteresowali. Z drugiej strony, pozostawała jeszcze sprawa Osmara...

Jeśli kapitan Umberto wcześniej przejmowała się uwagą stróżów prawa, to po tym, jak wparowała do aresztu i wiedząc, że nie ma czasu do stracenia, w dość brutalny, acz skuteczny sposób odbiła bosmana, wszystkie oczy kogokolwiek, kto szanował prawo, zwróciły się ku niej. Obie kobiety salwowały się ucieczką, jednak w ferworze chwili rozdzieliły się gdzieś na ulicach Karlgardu.

Vera wróciła na statek i czym prędzej odbiła od brzegu, razem z kompletem załogi i jedną dodatkową alkoholiczką w postaci Mardy. Josephine, natomiast, ukryła się przed oczami strażników i kolejnego ranka mogła pójść swoją drogą.

[z tematu]
Obrazek

Dzielnica Tarasów

29
POST BARDA
-> z Bramy Akademii

Dzielnica Tarasów była o wiele bogatszą częścią miasta niż te, w których Kamira ogła spodziewać się odnaleźć swoją drużynę. W świetle dnia nie wyglądała może tak okazale, jak mogłaby, ale otwarte sklepiki i wystawione kramy robiły wrażenie mnogością dóbr i kolorami, które miały kusić kupujących.

- Łatwo się tu zgubić. - Mówiła Blanka, popędzając ich, gdy Cassim chciał stawać niemal przy każdej wystawie, w której błyszczała się choć miedziana blaszka. Było też dużo złota i jeszcze więcej srebra, obok których nikt nie mógł przejść obojętnie.
Skorpion stał między sklepikami i na pierwszy rzut oka nie wydawał się być przybytkiem, który mógłby oferować usługi cielesnych uciech. Dopiero pożegnawszy się z Blanką i przechodząc przez drzwi, do nozdrzy czarodziejki doleciał ciężki zapach kadzideł mających tuszować zapachy miłości, do uszu dobiegł daleki dźwięk jęków rozkoszy, za to przed jej oczami stanął obraz ładnie urządzonych wnętrz. Ciężkie kotary nadawały przytulności przestronnemu holowi z mnogością siedzeń i zakamarków dla spragnionych wrażeń mieszkańców. Nim zdążyła dobrze przyjrzeć się wystrojowi i obecnym, drogę zastąpił jej Kherkim. Pół-ork nie zmienił się wiele. Jedynym nowym elementem były czerwone szaty, które musiały byc jego pracowniczym strojem. Miały ten sam odcień, co kotary.

- Stój. - Polecił Kamirze i Cassimowi, zapewne w półmroku nie rozpoznając ich od razu. Potrzebował kolejnych dwóch sekund, by ją dostrzec. - Kamira... - Jęknął, odsuwając się o dwa kroki. - Zabierz go stąd. Każ mu odejść! - Rozkazał. - On zabił Mercilę!

Cassim za plecami czarodziejki nie miał słów kontrargumentów.
Obrazek

Dzielnica Tarasów

30
POST POSTACI
Kamira
Nie straci czujności... Ale bujda. Na pewno straci osąd jeśli jakikolwiek ma. Zresztą. Skoro nie zamierzał jej słuchać tylko "bronić" wedle własnego widzimisię, to na co był jej on? Pokręciła głową po jego słowach. Nie była zadowolona.

Na szczęście dzielnica tarasów, do której szli, była zupełnie inna, sprawiała totalnie inne wrażenie niż te ulice, które odwiedzała tutaj ostatnim razem. Kamira również się co jakiś czas zatrzymywała, by popatrzeć, na to co oglądał smok. Mimo to, po jakimś czasie poczuła się zmęczona jego zatrzymywaniem tak samo jak Blanca. Powoli rozumiała, że dalej ciągnie go do złota i niepotrzebnego skarbu, którego skarbu nie mógł posiadać w podróży. Po co mu to było? Miał przecież inne skarby... Przypominała się jej teraz ta historia o kobiecie karcącej uradowanego mężczyznę, który patrzył za inną. Konkurowała ze złotem? Czy miała szanse? Owszem miała, tylko że powoli przestawała chcieć je mieć.

Finalnie udało się im odnaleźć przybytek, w którym mieli znajdować się jej dawni towarzysze. Skorpion... Interesująca to była nazwa, lecz dla Kamiry była po prostu zwyczajna i raczej nie ona ją interesowała. Tutaj musiała rozstać się z Biancą. Na całe szczęście wiedziała, gdzie ją znaleźć jeśli potrzebowałby kolejnego z nią spotkania, choć... Miała wrażenie, że to może być ostatni raz gdy ją spotyka.

Już po postawieniu pierwszego kroku odczuła zapach unoszący się w powietrzu. Kadzidła — spodziewała się zapachu mocnego, takiego jak ten, ale czy aż takiego? Nie miała pojęcia, na pewno miało pachnieć ładnie, a natłok zapachu działał na nią dwojako... Nie wiedziała, czy da się do tego przywyknąć. Pozostawała jeszcze kwestia odgłosów, które roznosiły się po wnętrzu budowli. – To wszędzie tak słychać? — Zadała pytanie sama sobie w odmętach własnej głowy. Jakby nie do końca wiedziała, co o tym sądzić... Czuła się z takim natłokiem dość nieswojo. Zastanawiała się, co znajduje się za tymi wszystkimi kotarami i zakamarkami... Może tam jest ciszej.

Ktoś jednak zastąpił jej drogę... Głos... Wydawał się znajomy. Choć nie do końca, minęła chwila czasu. To on rozpoznał ją pierwszy. – Cooo? — Zapytała niepewnie, zerknęła na smoka nie kryjąc zakłopotania – Co zrobiłeś? Dlaczego? — Cofnęła się, zrobiła gwałtowny krok w tył, położyła rękę na Cassimie. – Co się stało? Wyjaśni mi to ktoś? Dlaczego to zataiłeś? — Zmrużyła oczy przypatrując się to smokowi to Kherkhimowi
Spoiler:
Spoiler:

ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”