Rezydencja Lorda Casimira

1
Rezydencja, choć lepiej nazwać budynek pałacem. Jak sama nazwa mówi, należała do jednego z Lordów, a tym samym członka mniejszej rady miasta. Co to oznacza w praktyce? Że właśnie stoimy przed posiadłością jednego z najpotężniejszych kupców w Uruk-Hun, który dodatkowo zaczął bawić się w politykę. Za solidnymi murami, w niedostępnym dla plebsu wnętrzu kompleksu znaleźć można było wszystko, co mogłoby podchodzić pod słowo luksus. Tak niespotykane w pustynnym klimacie ogrody, fontanny, meble i ściany wręcz kapiące złotem... Tak, to miejsce należało do kogoś, kto nie musiał już przejmować się opinią innych w kwestii skromności. Oczywiście, należy wspomnieć o dywizji służby, ilości komnat, bieżącej wodzie w kranie, kilku garderobach... Ale na to nie starczy ni czasu, ni zachwytu.


Tutaj w końcu dotarł Mak'si podczas podróży z okolic bram miejskich. Stojący w bramie sługa rozpoznał i przepuścił go bez szemrania, choć był nieco zdziwiony nagłym przybyciem. Koń został zaprowadzony do stajni, ciuchy zimowe rzucone na krzesło i od razu zaniesione do prania przez wszechobecną służbę. Został od razu przebrany we właściwe dla klimatu ubrania, zaprowadzony do własnego pokoju... Dziwnym trafem nie różnił się on aż tak strasznie od tego, co miał w Oros...

Kiedy już został ogarnięty zgodnie z lokalnym rytuałem usłyszał to charakterystyczne pukanie. Tak ciche, że niemal nie do wychwycenia dla ludzkiego ucha, choć prawie pewnym jest, że byłoby słyszalne nawet w czasie huraganu. Walter, pierwszy lokaj Lorda.
-Panie, ojciec już czeka na twoje przybycie. Jako że podejmuje także innych gości, w tym niewiastę, jesteś proszony o ubranie się w strój adekwatny do okoliczności.

Niesamowite. Lokaj zdawał się nieomal szeptać, lecz każde słowo było słyszalne bardzo wyraźnie.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

2
Mój pokój! Mój wspaniały pokój! Może i ten w Oros był podobny, lecz nie był TYM SAMYM! Wiesz o czym mówię. Odczuwam ogromne przywiązanie do miejsca, w którym się wychowałem. To w nim przeczytałem swoje pierwsze księgi, opracowałem pierwsze zaklęcia i ruchałem służki! Popatrzyłem w kąt - magiczna beczka przechowująca żywność tu była. Przywiozłem ją tutaj dwa lata wcześniej. I oczywiście była wypełniona smakołykami. Wypiłem lampkę wina i zjadłem kilka miodowych bułek. Świeże, jakby z pieca wyszły. No chłodnego pieca. Nieważne!

- Witam Cię Walterze - uśmiechnąłem się do starego lokaja, jednego z mych wychowawców i pierwszych przyjaciół - Jak się masz? - przytuliłem go po męsku i poklepałem po plecach - Mam nadzieję, że staruszek nie każe Ci się nadwyrężać za bardzo, co? Swoją drogą widzę, że nasze bogactwo się zwiększa. I służby jakoś więcej. Musisz mieć pełne ręce roboty by ich wszystkich upilnować. Kto tam jest, swoją drogą? Bo nie wiem, czy założyć szmaragdowe szaty rodu, czy oficjalną, uniwersytecką purpurę. I cóż to za niewiasta? Opowiadaj, przyjacielu, bom niecierpliwy! - rzekłem ze śmiechem i usiadłem na łóżku, wskazując ręką lokajowi, że może zrobić to samo. Kochałem tego człowieka. Więc mu usłużyłem i podałem kieliszek z winem. Oczywiście lekkim! Tylko takie z Walterem piliśmy, gdyż w Karlgradzie było, jest i będzie gorąco. A alkohol szybko bierze!

Re: Rezydencja Lorda Casimira

3
Walter przejął kieliszek wina i jedynie umoczył w nim wargi.
-Obawiam się niestety, że jeszcze dzisiaj się wina napróbuję. Jeszcze nie znaleźliśmy kolejnego degustatora, a poprzedni... Cóż, Kalgard.

-Ogólnie sprawa jest niewesoła. Lord ostatnimi działaniami nadepnął na odcisk zbyt wielu możnym. I to się na nim teraz mści. Zapewne wiesz już o nagłych przybyszach o złotych oczach, prawda? Przynajmniej połowa z nich to dzieci mniej lub bardziej bogatej szlachty. Najmniej troje jest powiązana z najważniejszymi rodami Herbii. Co prawda kilku już się pozbyliśmy po dobroci, kilkoro... -tu wymownie spojrzał na swoją butonierkę, w której jak wiedział Mak'si znajdowało się kilka ostrzy do rzucania- spotkał nieszczęśliwy wypadek. Niemniej nadal największe rody pozostały w grze.

Lokaj spojrzał magowi bezpośrednio w oczy. Widać w nich było ten sam smutny, przeszywający na wskroś wzrok, co przed trzydziestu laty. Gdzieś tam ciągle palił się silny płomyk życia kogoś, kto, jak już dawno domyślał się ambasador, widział kiedyś za dużo. O co jednak chodzi nie drążył nawet Lord Casimir.
-Mak'si, znam cię od momentu, kiedy wybrałeś się do tego świata. Wiele razy już ratowałem ci tyłek przed czymś, czego nawet się nie domyślałeś. Tym razem jednak muszę cię ostrzec: w końcu może nadejść kres twojej beztroski. Wszyscy przybysze zażądali należnej im prawem części majątku, wpływu i tytułów. Wszyscy uznają się za twoich potomków i jako szlachcice mają prawo do próby krwi, by zweryfikować ojcostwo. Oficjalnie jesteś synem Lorda i nieznanej kobiety bez herbu. Waż słowa i licz się ze wszystkimi konsekwencjami. W komnatach Lord i twój brat podejmują baronową von Pikle z Ujścia, razem z córką. Córka ma złote oczy.

Coś świtało Mak'siemu w głowie na słowa Waltera. Tym czymś było kalgardzkie prawo stężenia, które definiowało uprawnienia w kwestiach dziedziczenia. On był oficjalnie szlachcicem półkrwi. A płodząc potomka ze szlachcianką zyskiwał potomka o krwi szlacheckiej w trzech czwartych... Czyli jego potomkowie mieli większe prawa do rodzinnej fortuny niż on sam... I jako mniej 'pełnokrwisty' nie miał możliwości wydziedziczyć dzieci innych, jak tych spłodzonych z chłopkami...
-Właściwie czemu przybyłeś bez zapowiedzi?

Re: Rezydencja Lorda Casimira

4
To był ten jeden z nielicznych czasów, gdy mój uśmiech był delikatny, pozbawiony swej niefrasobliwości. Wobec Waltera był pełen szczerości i przyjaźni - to mych myśli bezlitosny.
- Wiedz jedno przyjacielu... Nie mam absolutnie żadnego potomka. Jako mistrz manipulacji Mocą nigdy nie dopuściłem do wylania nasienia do pochwy jakiejkolwiek kobiety. Zawsze spuszczałem im się na cycki, bądź usuwałem spermę za pomocą magii... I dziękuję Ci za wszystko. Chociaż martwi mnie, że testujesz wino. Jesteś już naszym kamerdynerem, zarządcą, strażnikiem... Sporo tego. Jak już wrócę do Akademii to spróbuję podesłać Ci takie jedno cacko, które podobno wykrywa trucizny. Kolejny wynalazek mojego znajomego. Tego od tej beczki, w której jedzenie się nie psuje.

Nieszczęśliwy wypadek? - parsknąłem śmiechem - Już wyobrażam sobie protokół z tej sprawy "Komendancie, utrzymuje pan iż ta złotooka kobieta dźgnęła się sama trzydzieści razy w plecy z odległości stu metrów?". "Niewątpliwie, kapitanie!". I nikt nie odziedziczy tego majątku, póki ja żyję. W razie czego sporządzimy pismo, w którym oficjalnie oddaję me prawa mojemu bratu. Nie mogę tych sukinsynów od tak wydziedziczyć, ale kto powiedział, że nie mogę zrobić tego z sobą i całą mą linią?

A przybyłem, by załatwić parę spraw - rzekłem lekko przygaszony - Nie mogę o tym mówić. Troszkę spiskuje. Chcę... zmienić uniwersytet na coś lepszego. A przybyłem, gdyż użyłem nowej zabawki jednego z mych znajomych. Umożliwiła mi bezwysiłkową teleportację. Całą odległość pokonałem w kilka minut. Ciekawa sprawa.

Dobra... Komu w drogę temu czas. Założę... to - szmaragdowe szaty rodu odsłaniające obojczyki pojawiły się na mnie - Nie pozwólmy czekać panu ojcu i pani baronowej. I jak by co... Następnego oszusta daj zabić mi. Chodźmy!

Re: Rezydencja Lorda Casimira

5
Powstrzymywanie wytrysku. Wow. Może to by zaimponowało komuś z zewnątrz, lecz nie człowiekowi, który znał maga nieomal na wylot. Mak'si poczuł na sobie TO spojrzenie. To samo, które Walter wyciągał na twarz, kiedy uświadamiał ambasadorowi, że nadal jest idiotą.
-Mleko makowe, alkohol, zioła opiumowe, fisstech, refren, żywica snów, heroina, towar Kali... Wymieniać dalej? Połowa z tych środków już przy małej dawce odbiera zdolność trzeźwego myślenia. Każdy z nich brałeś, czy to z okazji orgii, czy też dla rozluźnienia przed schadzką.
Dodajmy drugi czynnik. Pochodzenie gatunkowe. Same sukkuby mają problem z rozmnożeniem się ze śmiertelnikiem, lecz kiedy to zrobią taki osobnik jest bardzo... płodny. Naturalny instynkt ku rozmnażaniu jest bardzo silny. Nawet nasienie potrafi wytrwać w drogach rodnych całe tygodnie.


Nie wiadomo było, skąd lokaj czerpał tę wiedzę. Była jednak ona kropka w kropkę tym, co dowiedział się od matki jeszcze przed wybraniem do Herbii.
-Dodajmy te dwa czynniki i mamy silny instynkt przeciwstawiony nieomal doszczętnie rozebranej sile woli. Takich sytuacji były dziesiątki, jeśli nie setki, a ty nadal uważasz, że nie możesz mieć potomka? Przez takie zachowania niekiedy wydaje mi się, że stanowisko ambasadora zdobyłeś tylko przez ojcowskie dotacje dla uczelni. I zacznij w końcu myśleć głową, a nie główką.

Walter nic nie robił. Ani gwałtownych ruchów, ani podniesionego głosu. I to było w tym wszystkim najbardziej złowieszcze- ten człowiek nigdy nie krzyknął, choć jego słowa niekiedy obijały się w głowie mocniej niż bicie dzwonów.

-Jedna z kobiet okazała się być bardzo uczulona na miejscowe orzechy. Pewien złotooki mężczyzna zginął, kiedy kucharz pomylił tymianek z cyjankiem, a trzeci został po pijaku zasztyletowany w uliczce przez nieznanych nadal rabusiów. Rzucenie ot tak nożem jest tak mało... finzeyjne. Nie doceniasz mnie. Również w kwestii trucizn. Mamy degustatora głównie dlatego, że opłaca się to czasowo. Z samowydziedziczeniem bym uważał, bo to oznaczałoby koniec ojcowskiej protekcji. A uwierz mi, nawet w ułamku nie masz pojęcia, jak wiele zrobił, byś nie został przez kogoś zabity, kiedy po pijaku szwendałeś się ulicami Salu.

-Do gabinetu powitalnego proszę za mną.

***

W bogato zdobionym gabinecie stał zastawiony poczęstunkiem stół i wokół niego kilka krzeseł. Nie było sensu opisywać pomieszczenia, które było definicją słowa luksus. Za to można było opisać kilka osób, które znajdowały się w pomieszczeniu. Cztery dokładnie. Ojciec Mak'siego, dwie kobiety i stojący niewzruszenie pod ścianą sługa przybyszek. Gdyby ktoś się tego spodziewał zauważyłby jak Walter i ochroniarz kobiet wymienili niemal niezauważalne skinięcia głową.

Ale ale. Najpierw trzeba by opisać kobiety. Były one w różnym wieku- matka i córka. Matką bła baronowa von Pikle (zestarzała się bidulka przez te dwadzieścia lat), kobieta roztaczająca wokół siebie aurę władczości i arystokracji. Ubrana w zdobioną w bogate hafty lekką suknię... Miała na piersi przypiętą broszę, tę samą, którą kiedyś mag podarował jej jako niezobowiązujący prezent. O cholera...

Drugą zaś była dziewczyna około dwudziestki. Bardzo podobna do matki, jednak miała niezwykłe u człowieka ciekawe świata złote oczy. Mak'si zauważył, że się uśmiechnęła na jego widok. Ten sam uśmiech, kropka w kropkę, już gdzieś go widział. Tak... w lustrze...

Po drobnym zaanonsowaniu od strony Waltera mag został pozostawiony tam gdzie stał. Chyba była jego kolej, by coś powiedzieć.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

6
- To był żart z tymi sztyletami, Walterze - skrzywiłem się, gdyż wiedziałem, że miał rację - I też mnie odrobinę nie doceniasz. Zrobiłem dużo rzeczy dla Uniwersytetu. I dla siebie. I jeśli nie będzie wyboru - wydziedziczę się. Może i jestem lekkomyślny i często nieodpowiedzialny, lecz nie narażę mej rodziny. W razie czego, to majątek przejdzie na brata. Na szczęście będzie miał tak szczerego i oddanego doradcę, jak ty - poklepałem Waltera po ramieniu i wszedłem do pomieszczenia.

Ojciec wyglądał jak zawsze. Jak na swój wiek był dość przystojny i sprawiał wrażenie faceta o miłym usposobieniu. Ale nie zawsze był taki. Gdy ktoś go zdenerwował... No cóż, w kogoś mam ten lekki sadyzm.

Podszedłem swoich delikatnie niechlujnym krokiem, który tak kochała we mnie baronową i skłoniłem się przed kobietami. Patrząc się głęboko w oczy matce mej... córki. Ubóstwiała je. A to był dobry czas, by ją delikatnie rozpalić. Dała mi swą dłoń do pocałunku, a ja oczywiście ją przyjąłem i delikatnie musnąłem ustami.
- Podobno z wiekiem uroda blednie, lecz Ciebie się to nie dotyczy, baronowo. Wyglądasz równie pięknie jak kiedyś. Dawno się nie widzieliśmy, prawda? - uśmiechnąłem się delikatnie i odwróciłem się w stronę mej... córki. Ja pierdole jak to brzmi. Czy Walter miał rację i to na prawdę była ona?! Nie wiedziałem do jasnej cholery jak mam zareagować. To było nowe doświadczenie. Przerażające i fascynujące zarazem. I ten jej uśmiech. Czemu ona miała taki zalotny uśmieszek?! I te oczy. Jak moje! Miałem ogromną ochotę ją wyściskać, lecz wiedziałem, iż byłby to znak, że ją akceptuję. Nie mogłem tego zrobić.

- Witam Cię serdecznie moja droga. Kogoś mi przypominasz - rzekłem wesołym tonem, pocałowałem ją w dłoń i podszedłem do mego ojca. W kontaktach dworskich nie wypadało okazywać zbytnich czułości rodzinnych. Lecz ja byłem świetnym dyplomatą dlatego, iż nie trzymałem się sztywno etykiety. W dawnych czasach mężczyźni witali się wpadając w swe objęcia. I tak też zrobiłem z ojcem.

Po chwili zasiedliśmy do stołu, a służba zaczęła dawać kolejne przekąski. Wszystkiego po trochu. Ba, nawet cholernie drogie, północne kraby. Jak ojciec je zdobył z terenu objętego wojną? Nie wiedziałem.

Był gospodarzem. Do niego należały pierwsze słowa.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

7
-Mi też miło znów pana zobaczyć -odpowiedziała baronowa z uśmiechem na ustach, a kiedy ambasador się pochylił dodała jeszcze cicho- Choć tak wiele się zmieniło.

Tak, dopiero teraz to zauważył. Baronowa wplotła w swój firmowy uśmiech więcej niż dodatkowe lata. Widać było, że patrzy na niego ciepło, jednak nie było to już pożądanie. Raczej zwyczajna sympatia. Przywitana dziewczyna nic z kolei nie odpowiedziała. Sięgnęła za to po jakiś notesik i zgrabnym pismem napisała odpowiedź:
"Mi też pan kogoś przypomina."


Ojciec pomimo lekkiego poddenerwowania przywitał się z synem czule. Zaraz po wymianie uprzejmości zostały wniesione dania. Lekkie, głównie przekąski nie licząc krabów wyłowionych w okolicach Salu. Po posiłku nastąpiła chwila na niezobowiązujące rozmowy. Mak'si dowiedział się, że kobiety przybyły do miasta niekoniecznie w celu przejęcia majątku jego rodziny. Powód był raczej prozaiczny: wojna w Ujściu. Uciekły z pomocą pracującego dla nich Czarodzieja i aktualnie to znajdująca się w Kalgardzie willa von Piklów była miejscem zamieszkania dla właścicielki jednej z największych prywatnych flot handlowych w Herbii.

Potem rozmowa przeszła na lokalną politykę. Tak Casimir, jak i baronowa Ingrid byli zainteresowani wykupem udziałów w spółce handlowej Milton, mającej swą siedzibę w mieście. Tak się ciekawie składało, że dokładnie tak nazywała się spółka, której Mak'si miał dostarczyć dokumenty przekazane mu przez magów...

A wtedy oboje z rozmówców na handlowym rynku spytało się ambasadora o zdanie na ten temat.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

8
Córka... Lissandra była do mnie bardzo podobna. Jej uśmiech był miły, pewny siebie i delikatnie trywialny. Oczy ciekawe świata, piękne i tętniące życiem. Ciekawiło mnie strasznie czy miała podobne usposobienie seksualne do mnie. No i dlaczego była niema? Czułem do niej przywiązanie. Krew jest wiążąca. Moje nasienie było silne.

Jednakże nie miałem czasu na rozmowę z nią. Sprawy niemalże z marszu zeszły na tematy polityczne. I jeden bardzo mnie intrygujący. Spółka Milton. Ta, która miała zdobyć ogromną władzę dzięki temu, co miałem przy sobie. Do tego córka... Mogła być kluczem do zabezpieczenia mojej sukcesji. A potencjalny mariaż pomiędzy ojcem a moją dawną kochanką byłby wspaniały.

Oparłem się o krzesło i wziąłem do ręki kielich, pełen czerwonego niczym krew wina. Umoczyłem w nim usta i uśmiechnąłem się lekko:
- Bardzo śmieszne, że o to pytacie. Spółka ta pnie się w górę na szczeblach handlowej potęgi. Dzięki nim ogromna ilość kupców zrezygnowała z rynku w Taj'Cah na rzecz Karlgradzkiego. Według moich informacji ich siła będzie systematycznie rosnąć i nie sposób im zaszkodzić. Są to informacje bardzo pewne, zaręczam.
A we dwójkę moi drodzy
- rozpostarłem ramiona udając przyjacielski uścisk - Moglibyście zarobić fortunę. Mój pan ojciec ma pieniądze, lokalne wpływy, wiedzę, ludzi i surowce. Ty, droga baronowo, flotę, znajomości na rynku wschodnim i dostęp do spekulacji w Ujściu. Pomyślcie o tym, a sądzę, iż nie pożałujecie. Ten mariaż utworzyłby nową... potęgę na południu. - uniosłem kielich w górę w geście toastu i duszkiem wypiłem jego zawartość.

Pomysł ten na pewno przeleciał ich dwójce przez głowę. A ja wzmocniłem tejże idei pozycję. Mogło być bardzo, bardzo ciekawie. Wzrost potęgi obydwojga równał się z wzrostem mojej siły. Gdyby ojciec zaczął płacić jeszcze więcej na Uniwersytet zdobyłbym sporą ilość popleczników. Co więcej, do zatwierdzenia swojej siły, potrzebowałem gwardii przybocznej. Wszystko układało się w wspaniałą całość.

Gdy ojciec i baronowa zaczęli między sobą rozmawiać ja słuchałem jednym uchem, a drugie nadstawiłem wobec Lissandry. Taki mój mały nieśmieszny żarcik. Twój uniżony sługa lubuje się w czarnym humorze, zapewniam.

- Droga Lissandro, cóż mówiła Ci pani baronowa o mojej osobie, hmm? Wielcem ciekawe. I rad byłbym dowiedzieć się czegoś o tobie. Pamiętaj! Najciekawsze są dla mnie zawsze pikantne szczególiki z życia! - nachyliłem się delikatnie nad nią i rzekłem cicho. Do tego polałem jej wina. Było dobre i mocne.

Ach, kochałem swoją rezydencję! Tyle się działo!

Re: Rezydencja Lorda Casimira

9
Kiedy mówił oboje kupców słuchało go w milczeniu. Po tym baronowa sięgnęła po kielich, oparła się o krzesło, a na jej ustach zagościł ten tajemniczy, pociągający uśmieszek. Cóż jej się kręciło w głowie?
-Niestety, podliczając migrację siły handlowej cały kontynent stracił ogromnie na rzecz Taj'Cah. Ogromny rynek zbytu, giełda, bogactwa naturalne... Archipelag ostatnimi dziesięcioleciami odkrył wiele złóż i materiałów. Dosłownie jakby ktoś pomagał w tym jego mieszkańcom. Wszystkie nici wpływów prowadzą zaś do faktycznego władcy Taj'Cah, Proroka. Kilku moich współpracowników spróbowało rzucić wyzwanie jego handlarzom i giełdzie. Wszyscy skończyli w niejasnych okolicznościach, po osiągnięciu bankructwa.

-Taj'Cah przejmuje w szybkim tempie handel na kontynencie. Nieliczni niezależni lordowie kupieccy przędą coraz cieniej i tak naprawdę walczą o przetrwanie. Właściwie Uruk-Hun posiada tylko jeden niezależny ważny ośrodek- Kalgard. Varuale bowiem od jakiegoś czasu posiada radę handlową, która mocno faworyzuje Archipelag. To kiepsko wpływa na interesy. Mam coraz większe problemy z zachowaniem niezależności, pan Casimir również. Powoli zaczynamy wręcz dostrzegać możliwość naszego upadku.

-Ty jednak ambasadorze przychodzisz i mówisz, że gra jest w toku. Że tworzy się w tym mieście handlowa siła, która zdoła się przeciwstawić potędze skarbców Archipelagu. Albo łżesz bez celu, albo naprawdę wiesz coś, czego nie wiemy my. Obstawiam tę drugą opcję. Teraz nasuwa się pytanie skąd wiesz i oczywista odpowiedź: Oros. Mam rację?

Baronowa przewiercała Mak'siego wzrokiem doświadczonego kupca. Prawdopodobnie dostrzegała każdy prawdziwy, bądź kłamliwy gest, w końcu trochę w tym fachu działała. Lord Casimir także przyglądał się całej sprawie z niemałym zainteresowaniem. Interesy obojga były prawdopodobnie bardzo zbieżne, a i prawdziwe były słowa o powolnym upadku ojca Mak'siego.
-Wypowiedzenie wojny handlowej Archipelagowi da walczącym zwycięstwo, lub zgubę. Wiele pieniędzy złożyłam swego czasu w dotacji na uczelnię i przekonałam się, że jej finanse to bardziej sito i pralnia pieniędzy, niż odpowiedzialna gospodarka. Masz jednak szansę. Przekonaj mnie, że warto w tej walce postawić na przeżartą korupcją uczelnię. Odkryj karty, do których nie dotarli nawet moi agenci. Udowodnij, że można zaufać instytucji niezdolnej do zatrzymania własnych pieniędzy na miejscu.

Zniknął przyjemny uśmiech, zmienił się także błysk w oczach. Teraz Mak'si siedział naprzeciw nie swojej dawnej kochanki, a dumnej, władczej kobiety. Zdecydowanie należało teraz ważyć słowa.

----

Dziewczyna kreśliła słowa na kartce w odpowiedziach, stosowała także niesamowicie oczywiste i złożone pantomimy. I ta mieszanka władczości pomieszana z ciepłem... Wdała się córka w matkę.
Oboje wiemy, co mogła mówić, panie ambasadorze. Opisy są raczej zbędne. Ja sama uczyłam i uczę się, by móc kiedyś zastąpić matkę. Szczególiki mają jednak to do siebie, że nie zdradza się ich bez powodu, prawda?

Mak'si podał jej wina, lecz dziewczyna grzecznie podziękowała i poprosiła o wodę. No tak, dopiero teraz zauważył, że w kielichu Lissandry pływa przezroczysta ciecz. Wtedy podszedł ochroniarz jej rodziny i spróbował napoju. Bez słowa chwycił cały dzban i wylał go do donicy z jakąś paprotką. Dopiero przy drugim nalał wody z cytryną baronównie.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

10
- Nieprawdopodobna dedukcja, baronowo - uśmiechnąłem się ciepło w jej kierunku i rozsiadłem się na fotelu, bawiąc się kieliszkiem - Masz rację z drugą opcją. Masz też rację co do Uniwersytetu. Że jest przeżarty korupcją... z drugiej strony jest jednym z najpotężniejszych ośrodków na kontynencie. I razem ze mną zawiązała się tam grupa... odnowienia. Renesansu naszej uczelni. I to jedyne informacje, które mogę wam udzielić. Cel mojego przybycia jest ściśle tajny. Musicie mi po prostu zaufać... Ta spółka zdobędzie władzę i potęgę. Dzięki informacjom od Oros. To tyle. To, co zrobicie jest waszą sprawą. Gdy tu przybyłem nie wiedziałem, że będę miał szansę przy okazji pomóc tobie baronowo i tobie ojcze. To, że w ogóle wam o tym wspomniałem... Lepiej, żeby nikt o tym nie wiedział, jasne? - na końcu zdania ton głosu stał się mocny i lodowaty. - Gdyż sporo zaryzykowałem ufając wam. W dodatku... jest mi bardzo na rękę wzrost waszego bogactwa i potencjalnego sojuszu. Wzmocnienie waszej pozycji równa się wzmocnienie mojej. Do tego każdy wie, iż nie oszukałbym swojego ojca. Mogę być sporym skurwysynem, ale zasady to zasady.

**********************
- Jakiś powód zawsze jest - odrzekłem jej z uśmiechem, po czym udałem ogromny smutek na widok odmówienia wina - Czemuż, oj bogowie, czemuż. Dwudziestoletnie Suleskie! Na bogów, musisz mieć w sobie krew demonów, moja droga, by odmówić takiej rozkoszy! Innych uciech też tak odmawiasz? Tak się nie robi - skrzyżowanie złotych oczu i porozumiewawczy uśmiech.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

11
-Może inaczej. Rozumiem, że dostałeś prawdopodobnie wytyczne i nie możesz powiedzieć wiele więcej. Wiadomym jest jednak, że podstawowa przewaga uczelni leży w technologii. Słyszałam, że Oros ostatnimi czasy opracowało nietypowe statki, jeden taki ponoć zniszczył trzy pirackie okręty w bezpośrednim starciu. Słyszałam, że dosłownie statek, nie załoga. Moja oferta jest prosta: wsparcie mojej floty handlowej technologią uniwersytetu w zamian za współpracę. Dostarczę funduszy i materiałów na zmontowanie takich cacuszek, zorganizuję zaufane załogi, dostarczę stocznię w miejscu odciętym od świata i ludzi, gdzie będzie można zbudować statki potajemnie.

-Oto jest moja cena za nawiązanie ścisłej współpracy. Domyślam się w jakiej sytuacji jest Oros próbując rozwijać potajemnie drugi pion finansowy. Potrzebujecie wsparcia, bo padniecie kiedy tylko nieco więcej danych wyjdzie na jaw. Potrzebujecie wsparcia finansów i wpływów. Otrzymacie je, lecz nie za darmo. Rzekłam.


Potem chyba uznała temat za wyczerpany, bo sięgnęła po jakąś sałatkę z śledziami i zaczęła inny wątek z lordem Casimirem.

---

Kilku ludzi też mówiło, że jestem demonem. Potem już nie mówiło. Wino zaś szybko uderza do głowy, a głowa to mój główny atut. Poza tym naprawdę wolę wodę. A pan, jak poznał pan mamę? Słyszałam, że było to jeszcze przed moimi narodzinami.

Mak'si chciał gry i ją dostał. Tutaj chyba córka wdała się w ojca...

Re: Rezydencja Lorda Casimira

12
- O nie nie nie - zaśmiałem się perliście chłopięcym śmiechem - Ja nie chcę zdobyć pieniędzy ani zabezpieczenia finansowego dla Oros w tej rozmowie. Ja chcę to zrobić dla siebie. Wszyscy mamy swoje cele i ambicje. A moją nie jest bycie sługą. Ale jak sobie życzysz baronowo. Może coś załatwię jak już wrócę do Oros. Jakby co skontaktuję się z tobą poprzez ptaki.

*******
- Przestali mówić z własnej woli czy ich do tego przymusiłaś? - pojedyncze winogrono bez pestek za pomocą telekinezy znalazło się przy jej ustach - Lubię zabawy przy stole. Na stole. I jedzeniem. A twoją mamę... No cóż, tułałem się po świecie. Zgłębiałem tajniki Mocy, poznawałem świat i rozkosze duszy oraz ciała. Przybyłem do Ujścia by zostać adeptem świątyń Krinn. Przypadkiem pojawiłem się na dworze rodu pani Baronowej. Twoja mama wtedy jeszcze nie rządziła. Robił to jej ojciec, Konrad. Była zafascynowana tym, że jestem skurwysyńskim, podróżującym marzycielem. Dużo ze sobą rozmawialiśmy. Miała świeże spojrzenie na wiele spraw. Poznaliśmy się troszkę bliżej, przez co byłem przez jakiś czas niepożądany w Ujściu - zaśmiałem się - Jakiś czas po tym jak opuściłem Ujście pisaliśmy do siebie listy, aczkolwiek ona przejęła schedę po tatulku a ja wstąpiłem w szeregi uniwersyteckich magów.
Nasze pierwsze spotkanie odbyło się nad morzem. Bez służby. Tylko my. Było... było w porządku. Chciałem po chyba roku czy dwóch wznowić znajomość, aczkolwiek byłem izolowany. Nie miałem jak tego zrobić. Moje listy zapewne były przechwytywane w drodze. Ach ci pretendenci do łoża.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

13
-Nie nadajesz się na typowego sługę, ambasadorze. Za dużo w tobie przekory. Z doświadczenia jednak wiem, że sługa to coś znacznie mniej uchwytnego niż rola, czy tytuł. No, w każdym razie kto już próbował perliczki?

Córka baronowej zezowała na winogrono. Bezbłędnie wbiła w nie widelec i dopiero w takiej formie włożyła do ust. Gra symboli szła jej całkiem nieźle, a właśnie zakomunikowała Mak'siemu, że niekoniecznie to on będzie rozdawał karty. Jeżeli w czymkolwiek zdołał jej zaimponować, to nie dała tego po sobie poznać. Nie, matka chyba za dobrze ją nauczyła politycznych ruchów.
Przymusiłam? Jak miałaby zrobić to słaba dziewczyna? Ale co do relacji z matką powiedzmy sobie wprost: był pan jej kochankiem. Wiem o tym od jakiegoś czasu, dwa lata temu matka pokazała mi przechwycone listy, które były dość... -tu zastanawiała się co napisać- Organiczne. Od tamtej pory wiem znacznie więcej. Wiem także, że zrezygnował pan z kontaktów po niewielkiej liczbie prób spotkania i poza matką miał pan mnogość kochanek. I dzieci ze związków z nimi.

Przez chwilę nieprzenikniona maska polityka zafalowała i ukazała oczy pełne żalu. Tylko na chwilę, bowiem zaraz po tym twarz była nadal pełnym uśmiechu obrazem dziewczyny.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

14
- Chodziło mi o typowego sługę, a nie jak o najbardziej zaufanego człowieka na świecie, czyli Waltera. Służba nie jest zła. Złe jest bycie niewolnikiem. A jedzonko przepyszne! Co tam w ogóle jadacie w Ujściu?
******

No cóż, to był ten jeden z nielicznych momentów, w którym przybrałem w pełni szczerą, skruszoną minę.
- Lissandro... Słuchaj. Nic nie wiedziałem. Nikt mi nie powiedział, że mam jakiekolwiek dzieci. Przy wjeżdżaniu przez bramę dopiero strażnik mi powiedział, że kręcą się ludzie z złotymi oczyma. Tylko ja takie mam. Myślałem, że się ktoś po de mnie podszywa. Wiesz jakie to jest dla mnie zaskoczenie? Gdybym wiedział... Przyjechałbym, na prawdę. - popatrzyłem jej w oczy i się delikatnie uśmiechnąłem - A co do kochanek... Moja droga córeczko, jestem pół-krwi demonem. Sukkubem. A dobrze wiesz, kim są sukkuby, co? - na moja twarz znów przywędrował figlarny uśmieszek - Mojej natury nic nie zmieni. W dodatku nie mów mi, że jesteś słabą dziewczyną. Jesteś moją córką. Jestem pewien, że znasz się co nie co na magii. A jeśli nie to Cię podszkolę. A zrezygnowałem z kontaktów. Cóż mogłem zrobić. Wtedy też myślałem, że po prostu jestem niechciany. A po drugie twoja mama miałaby ogromne problemy, gdybym tam się za często zjawiał. Miałem też zbyt słabą pozycję na uniwersytecie. I pamiętaj, jeśli będziesz kiedyś miała jakiś problem, mów mi o tym. Zawsze Ci pomogę. Dobrze? - pojawił się przed nią kolejny winogron.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

15
-Ujście to węzeł między południem, a północą. Generalnie wszystko to, co trafia podczas transportów po świecie miało już szansę się znaleźć i na stołach w mieście. Choć osobiście najbardziej przypadły mi do gustu bagienne grzyby z Serathii. Szkoda, że niemal całkowicie straciliśmy kontakt z tą częścią świata. Magowie wiedzą coś nowego na temat spadających gwiazd?


Tym razem chwyciła owoc w dwa palce i odłożyła na talerz.
Wiesz jak brzmi dewiza rodu Pikle? "Nie klękamy". Nie będę błagać o pomoc, tym bardziej, że jej nie potrzebuję. Wiem kim jesteś. Wiem kim JA jestem. Rozumiem o czym mówisz mając na myśli pożądanie, choć na szczęście nie doświadczam jego siły bardziej niż zwykły człowiek.
Wiem także, że wielu było złotookich i że pewnie dopiero teraz się o nich dowiedziałeś. Twój ojciec (a mój dziadek), a później także i moja matka dołożyli wielu starań, by tuszować twoje wybryki. Znam niektórych ze swoich braci i sióstr, większość z nich to wspaniali ludzie, choć zawsze w jakiś sposób kalecy. Niektórych musieliśmy... uciszyć dla dobra ogółu. Ktoś jednak się dowiedział. Ktoś znaczny, kto chce zaszkodzić nie tyle tobie, co twojemu ojcu.

Powiedz mi prawdę, czy ty masz jakikolwiek wyższy cel? Czy tylko władza i seks ci w głowie?

Może o to chodziło z tym przebłyskiem żalu? O uczucia zawiedzionej na braku wzorca w ojcu córki? Może. Nic pewnego, choć prawdopodobne.
Z tego co jednak dowiedział się właśnie Mak'si baronowa i lord Casimir mieli już okazję współpracować i to z naprawdę udanym skutkiem, skoro w obliczu nowych informacji ambasador nadal żyje po tych wielokrotnych urwanych filmach.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”