Przebiłem demona mieczem. Cicho zastękała, gdy przesuwałem mieczem po jej brzuchu, wrzynając się w różne części ciała. Jej krzyk był mi najpiękniejszą muzyką, a ból - afrodyzjakiem. Czułem przez moment ogromne podniecenie. Czułem się jak dwadzieścia lat wcześniej. Dziki, nieujarzmiony, potężny.
Nie mówiłem nic, na kilka sekund pozwoliłem sobie o wszystkim zapomnieć. Po chwili mój miecz przebił jej serce. Znudziłem się. Aczkolwiek nowe doświadczenie było bardzo ciekawe.
Gdy widziałem co się dzieje na zewnątrz nawet się nie wściekłem. Byłoby zbyt pięknie, by obyło się bez strat. Nie mogłem nic zrobić. Nie zrozum mnie źle - potrafiłem tam błysnąć, to prawda. Zakłóciłbym przez to delikatną strukturę zaklęcia teleportacyjnego. I mogłoby nas wypieprzyć do kompletnie innego uniwersum. Albo przenieść nas obok... bez organów wewnętrznych.
Najważniejszy był zakładnik. Ochroniarz Ingrid nie pozwolił się jej zabić. Dobrze. Podszedłem do niej z wolna i położyłem rękę na skroni. Jej umysł zaczął mnie pochłaniać, lecz starałem się walczyć z tym. Potrzebowałem zdobyć z niej informacje. Złamać ją. A łamiący jest też ból fizyczny.
- Micheleto... zajmij się nią. Zdobądź z niej wszystkie potrzebne nam informacje. Jak przejść do ich wymiaru, jak ominąć straże, gdzie zabrali moją córką. Jak znajdę Waltera to on Ci pomoże. Jest w tym specjalistą.
Następnie podszedłem do Ingrid. Była nie dość, że załamana, to kamienie z planu Krinn zaczęły nią władać. No cóż... Wszystko tam było wspaniałe. Nie dziwota, że gardziły Herbią.
- Ingrid... Wstawaj - chwyciłem ją pod pachy i z lekkim trudem podniosłem - Uspokój się. Nie zabiją Lissandry. Nie mają w tym żadnego interesu. Zaufaj mi, znam sukkuby. W końcu w połowie sam nim jestem. Odbijemy ją. Naszą córkę. Obiecuję, dobrze? Proszę, idź pomóc mojemu ojcu, ja poszukam Waltera, bo pewnie gdzieś dobija niedobitków
Zacząłem chodzić po ogrodzie. Jedno miejsce zwróciło moją uwagę. Pod jedną z topoli parowało wiele demonicznych ciał. Błysnąłem tam i ujrzałem ciało Waltera... Przeszyte czymkolwiek się dało. A on wyglądał tak... spokojnie.
Uklęknąłem przy jego ciele załamany. On był dla mnie jak drugi ojciec. Wychowywał mnie, uczył walczyć mieczem, razem z Casmirem nauczyli mnie pisać, czytać, prowadzić ciekawe dyskusje... Bez niego nie byłbym tym, kim jestem. I to on pozwolił mi uciec wtedy z domu... A teraz leżał martwy. Łzy same zaczęły mi płynąć po policzku. Podobno nie ma bardziej żałosnego widoku niż dorosły facet, któremu płyną łzy.
- Wstawaj, Walterze. Wiem, że tylko udajesz... Nie dałbyś się zabić tym skurwysynem... Nie żartuj sobie ze mnie, tak jak wtedy z Kamą... Mój pies, którego miałem jak byłem mały... Sfingowałeś jej śmierć żebym nauczył się kontrolować emocję... Nie rób tego znowu, błagam...
Re: Rezydencja Lorda Casimira
31
Ostatnio zmieniony 23 lip 2014, 12:44 przez Mroczny Kefir, łącznie zmieniany 1 raz.