Re: Rezydencja Lorda Casimira

61
Podrapałem się po głowie. Intryga intrygę intrygą otacza. Powinienem się przyzwyczaić, ale jak to mawiają goblińscy sklepikarze na propozycję zniżki "Ni chuja!".
- Jeśli chodzi o mamusię, to cały czas obstawiam, że Cię po prostu polubiła. A jeśli chodzi o grono i hierarchię... Mógłbym bez problemu pokonać arcymistrza Oros, gdyż jest zwykłym śmieciem. Prawdopodobnie Inkwizytor Albrecht, wiesz, ten mój rywal i znajomy po fachu, zabiłby ich arcykapłana w walce. Hierarchia w takich szczeblach chuja znaczy.
A propozycje od Ingrid przyjmuj. A za fortel gratuluję. Uszczerbku nie mam, pieniądze zarobimy a prezent od baronowej jest. Tylko o co jej chodzi z tym prezentem.. Może chodzi o to, że będę mógł porozumieć się z dziećmi? To jedyne logiczne wytłumaczenie. Ale jak?

Ty mi lepiej powiedz, gdzie jest Walter, który jest inkwizytorem mającym kilka tysięcy lat.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

62
-Ej, Zakon nie jest aż tak przeżarty korupcją jak Oros, więc na wyższych stołkach powinni mieć kogoś kompetentnego. Zresztą myślę że arcykapłan nie należy do tych najlepszych z najlepszych, w końcu to szwagier Wielkiego Mistrza... Zdaje mi się że tak jak u magów prawdziwa machina jest ukryta gdzieś w cieniu.

Nie wiem jak, nie wiem po co i nie wiem co chce przez to osiągnąć. Dowiesz się pewnie prędzej czy później. Przyjmij jednak ode mnie pewną radę. Są różne kobiety. Słabe, silne, twarde, mniej twarde, bogate, biedne, piękne i brzydkie. Są także swoiste perły, które poznaje się na pierwszy rzut oka. Szlifuje je doświadczenie i czas, przebyte wybory i odpowiedzialność zdobią mocniej niż najpiękniejsza suknia. Przy nich te twarde stają się miękkie, piękne gubią makijaż, silne nie mogą ruszyć palcem, a zamożne wydają fortuny byleby się im przypodobać. Nie mówiąc nawet o mężczyznach, ci szaleją.
W swoim życiu spotkałem tylko pięć prawdziwych pereł. Dwie z nich musiałem pozbawić życia, dwie pokochałem i spłodziłem z nimi synów. Moja rada jest prosta: nie pozwól Ingrid odejść. Zabij ją, lub spraw by była przy tobie, lecz z nic jej nie odrzucaj po raz kolejny bo odtrącona perła gotowa jest spalić swoim blaskiem pół świata byleby dorwać cel.

Walter z kolei... Wiem że jest inkwizytorem. Przyszedł tutaj jak gdyby nigdy nic może w tydzień po twoich narodzinach. Nie mam naj-zie-leń-sze-go pojęcia skąd Zakon dowiedział się o tobie. Widziano jednak w w potomku potężnego sukkuba potencjalne zagrożenie dla Herbii, a jego właśnie wysłano by cię zabić... Ugadałem z nim nieco inne rozwiązanie. Nasza umowa była jasna: zostanie twoim nauczycielem, spróbuje wykształcić umiejętność panowania nad swoimi instynktami tak, aby przekierować twój rozwój na mniej destrukcyjne tory. Jeżeli się nie uda... wiadomo. Chyba się jednak udało, bo siedzisz tutaj i popijasz malinową nalewkę. Może nas teraz po prostu opuścił i uznał misję za wykonaną? Inkwizytorzy to dziwni zakonnicy, bywają... ludzcy. Ale parę tysięcy lat? Fiu fiu, nie wygląda... Serio parę tysięcy?

Re: Rezydencja Lorda Casimira

63
- Walter... A raczej facet, który się tak przedstawił walczył W wojnie przeciw śmierci. Do tego dysponuję magią najwyższego szczebla, taką, jaką w uproszczeniu mogę nazwać Boską. On zginął dzisiaj, a tajemniczy artefakt zwany wodą życia ożywił go. Całkowicie. Ze słów wywnioskowałem, iż ten cały Micheleto również jest inkwizytorem. I że to nie pierwszy raz, gdy umarł. Taki heros Herbii.

A wiesz jak odnaleźć Ingrid? Muszę dokończyć rozmowę z nią. Napisała mi na kartce, że zawsze byłem tym jedynym
- podrapałem się po głowie - Głupio się czuję. Wiesz, myślałem wtedy, że to będzie młodzieńcza miłość. Nie zrozum mnie źle, kochałem ją, ale no cóż to minęło. Ja pieprzę. A nie zabiję jej. Nie mam do tego serca. Może i jestem skurwysynem, ale nie aż takim.

A swoją drogą, dlaczego zabiłeś dwie? Musisz mi takie ciekawe historie opowiadać, gdy mam czterdzieści lat? I nie mogłeś mi tego ostrzeżenia dać zanim wyruszyłem w drogę? Cholera jasna, siedzimy tu przez Ciebie z zniszczoną willą i wojną w za-światach. Zjebałeś.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

64
Być może, być może, niejedno w życiu spieprzyłem. Jednak czy tak strasznie ci to wyszło w życiu? Inna rzecz mnie teraz intryguje. Woda życia... Czy to możliwe? -wyciągnął się w fotelu, upił kolejny łyczek trunku i zastygł w pozie, która nieodmiennie oznaczała u niego przywoływanie wspomnień- Kiedyś też wybrałem się w podróż po świecie. Nie w tym samym celu co ty, zawsze pasjonowali mnie ludzie, ich sposób myślenia, kultura i historia. Chyba nawet to doprowadziło do twoich narodzin, że byłem zbyt zafascynowany zupełnie innym niż ludzki sposobem myślenia sukkuba, by się go przestraszyć. A powinienem był, kiedy pojawiła się akurat ona. A próbowałem się bawić w przywoływanie duchów...

Mniejsza. Jest legenda, w różnej formie przewijająca się od północy na południe, od wschodu na zachód, niezależnie od samych bohaterów. Wszystko sprowadza się z grubsza do tego, że stwórca Herbii nie zdążył ukończyć swojego dzieła, gdyż został zamordowany przez innego boga, u nas mowa odpowiednio o Hyurinie i Dwimirze. To z grubsza wie każdy kto słuchał choć jednego kazania o religii.

Opowieść jednak się tu nie kończy. Ponoć gdy bóg otrzymał śmiertelny cios uronił łzę, w której zawarły się jego marzenia o idealnym świecie. Ta spadła z niebios na jałową pustynię, a tam gdzie wylądowała wybiło pierwsze na świecie źródło, które dało początek wszelkiemu życiu. Zawsze byłem przekonany że to jedynie legenda, w końcu czegoś takiego nie za bardzo można ukryć, a jednocześnie gdyby miało choć połowę właściwości opisywanych przez różne kultury... Wieczne życie, siła smoków, szczęście, miłość, wskrzeszanie umarłych przed latami- to ledwie ułamek. Źródło wody życia byłoby pewnym materiałem na obiekt potężnego kultu. I wojen oczywiście...

Ingrid z kolei wróciła pewnie do Ujścia. W końcu to tam ma większość swoich interesów. Tak nawiasem to chyba zrobiliśmy z siebie nawzajem inwestycje.
Zaś pozostałe dwie perły... Jedną była moja matka, najtwardsza kobieta, jaką kiedykolwiek znałem. Miała jedak w sobie magię, która działała na demony niczym latarnia na ćmy. I w końcu przyszło jaj się zmierzyć z czymś, czemu sprostać nie podołała. Nie mieliśmy czasu na wzywanie pomocy. Na jej prośbę ulżyłem jej w męce, kiedy już jedynie ostatkami siły woli powstrzymywała się od opętania przez demona. Do dzisiaj nawet nie wiem skąd ten bydlak pochodzi, ale wiem jak się nazywa. Więc jeśli kiedyś trafisz na imię Delodit... Tak, wiem że mogłem powiedzieć wcześniej, że nie umarła na gorączkę.
Druga perła była z kolei mieszczanką w Sarah Dun. Piękna, inteligentna, sprytna, ambitna. To ostatnie ją zgubiło, kiedy próbowała mnie zaszlachtować w dzień po ślubie. W wieku dziewiętnastu lat zostałem wdowcem. I nauczyłem się, że należy pisać intercyzy.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

65
Trudno mi uwierzyć w religijne legendy. No cóż, ale podobno w każdej jest ziarnko prawdy. Ale nie ma co się rozwodzić nad tematem. I tak nic z tym nie zrobimy. Nie wiemy nic konkretnego na ten temat..
Dziewiętnaście lat. Nieźle tatku. Więc po tobie jestem taki jurny. No i po mamie. A myślałem, że tylko po niej.
A babci szkoda. Żałuję, że jej nie poznałem. Ale nie można mieć wszystkiego.


Wstałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu po czym spojrzałem na ojca.
Muszę iść do Karlgardzkich magów i pewnej spółki, której muszę dać informację i wiedzę. W końcu praca czeka. Wpadnę potem się pożegnać.

Re: Rezydencja Lorda Casimira

66
Więc... Kochane żuczki i wiewiórki. Ponieważ przez dwa tygodnie internety miałem ograniczone do komunikatorów, toteż i gra została przeniesiona na tę płaszczyznę. Nadrabiamy zaległości.

Kalk:

-Ej, Nadal się nie nauczyłeś, żeby nie osądzać po pozorach? Poznaliśmy się jeszcze za dzieciaka, nasze rodziny były dobrymi znajomymi. Tak po prostu, wyjątkowo serce i interesy były ze sobą zgodne. Nie przewidziałem jedynie, że jej talenty zostaną wypaczone przez zwykła chciwość... Prawdziwa szkoda, wyrosłaby na najlepszego znawcę praw handlowych, jakiego można sobie wymarzyć. Tymczasem wiem juz na całe życie od czego są intercyzy.

Casimir dopił kieliszek i wstał, kiedy podniósł się Mak'si. Szybko podszedł do syna i mocno go uścisnął. To znaczy dla niego było mocno, Ambasador był od rodzica znacznie... drobniejszy, toteż odczuwał coś podobnego do znalezienia się w środku zgniatarki na śmieci.
-Jeżeli jednak musisz już lecieć, to leć, nie zapomnij jeno wpaść tutaj za jakiś czas. Ja zaś się tutaj ogarnę, posprzątam, zagonię służbę, zgarnę nieco nowej służby, może paru magów zatrudnię... W końcu jeśli choć połowa pomysłów Ingrid wypali, to będzie to jeno pierdnięcie, a nie wydatek. Leć, pamiętaj, że zawsze jesteś tu mile widziany.

I.... Ruszył! Dotarł do innego skrzydła, do własnego pokoju (ładny tam pokój, cztery komnaty plus klitki dla służby). Jedynym znakiem niedawnego chaosu było wybite okno i wbite w ścianę trzy sztylety sterczące z niej na wysokości wzroku. Czy takimi nie posługiwał się ten dziwny pająkowaty demon? Możliwe, wszystko działo się szybko.

Kiedy zajrzał do swojej torby szybko zorientował się, że... Nie znalazł torby, bo spłonęła. Nieznaną przyczyną jego podręczny bagaż uległ samospaleniu. Dosłownie, już dwa palce od kupki popiołu był lekko zakurzony, lecz nietknięty płomieniem dywan Po pospiesznym badaniu znaleziska Mak'si odkrył jednak, że zniszczeniu nie uległ mechanizm teleportacyjny od Bartosa. Co prawda futerał przeszedł proces spopielenia, lecz sam metal był tylko osmalony i po wypolerowaniu znowu mógłby wyglądać jak futurystyczny gadżet (w sumie nim był). Pozostałych przedmiotów dostanych w Oros niestety nie odnalazł.

Na łóżku za to pojawiły się dwa listy. Jeden płaski i lekki, zapieczętowany prawdopodobnie oficjalną pieczęcią rady miasta Kalgard, a drugi wręcz odwrotnie- szara, zaklejona na ślinę, skromna koperta z czymś cięższym w środku.

Ten z pieczęcią Kalgardu:
"Kiedy nastąpił atak nieco czasu zajęło nam opracowanie przeciwzaklęcia blokującego pierwszą grupę, za co pragniemy gorąco przeprosić. Niemniej wyrażamy głębokie zadowolenie, że pańska noc zakończyła się bez uszczerbku na zdrowiu u żadnego z naszych klientów. W ramach przeprosin postanowiliśmy załatwić za Pana sprawunki natury kurierskiej, jak również udzielić pani Ingrid von Pikle stuprocentowego rabatu na informacje mające na celu odnalezienie Pańskiej córki.
Życzymy miłego dnia oraz owocnej współpracy w przyszłości.
S."


List po minucie od otworzenia koperty zaczął się mechacić, zwijać, rozwarstwiać, atrament rozmył się i rozpłynął po kartce w niewyraźną plamę... Ciężko określić co to było, lecz efektem było samoczynne rozpadnięcie się papieru na pojedyncze włókna. Mak'si nie wyczuł żadnych objawów magicznych, zaś po spojrzeniu na kopertę zauważył, że ta pozostała nienaruszona.

Ten ciężki i w szarej kopercie:
"Mak'si
Wiem, że nie powinniśmy się tak rozstawać, jednak muszę Ciebie i Casimira opuścić. Nie moge podać powodów dla których to robię, wiedz jednak, że nie są związane bezpośrednio z Twoją osobą.
Zawsze jednak będę o Was pamiętać. To było niezapomniane czterdzieści lat. Naprawdę żałuję, że nie mogłem z wami pozostać.

P.S. Nie szukaj mnie. Coś mi mówi, że jeszcze się spotkamy, jednak teraz dla własnego dobra powinieneś pozostać możliwie w cieniu
P.P.S. Jeżeli będziecie szukali na mnie zastępcy, to polecałbym Iana, jednego z pomocników Twojego ojca. To człowiek godny zaufania i lojalny wobec Was.."


Koperta zawierała noszony przez Waltera medalik. Dopiero teraz Mak'si mógł go otworzyć, a w środku odnalazł maleńki emblemat z przypinką, taki jaki można przypiąc do klapy marynarki. Emblemat Zakonu Sakira, trzeba dodać. Nawet kiedy Waltera nie ma ambasador mógł odczuć jego przysłowiową nieomal ironię... Albo też przedmiot miał jakieś inne przeznaczenie, nie sposób dociec.


Kefir:

Po odczytaniu korespondencji moje uczucia do zaistniałej sytuacji były, delikatnie mówiąc - ambiwalentne. Z jednej strony miło z strony Shia'tsu, że zabezpieczył już miasto i załatwił za mnie robotę, z drugiej list Waltera... Przypomniał mi o jego odejściu. Był jak drugi ojciec. Przyjaciel. Wychowawca. To on nauczył mnie walczyć moim unikalnym, szermierczym stylem. Dżierżąc moją broń zawsze czułem się, jakby był przy mnie.

Rozważyłem ponownie treść jego listu. Przypinka zakonu Sakira. Walter był Inkwizytorem. Inkwizytorem Zakonu Sakira. Szykowało się coś kuriozalnego, skoro go ściągnięto. Coś na prawdę dużego, gdyż nie mógł się ze mną pożegnać. Sprawa była związana pośrednio ze mną. Powinienem zostać w cieniu. No cóż, Walter poszedł ratować świat i moją dupę. Poczułem się wielce uradowany.
Po chwili zszedłem do ojca do salonu. O dziwo minęło aż pół godziny. No cóż, lubiłem się czasem zadumać. Staruszek cały czas patrzył się w gwiazdy popijając drogie wino.

Pokazałem mu obydwa listy i rzekłem swoje przpuszczenia, poczyniłem wspaniałą i pełną napięcia przerwę i rzekłem
- Nie mogę się trzymać w cieniu. Cholera jasna, jestem Ambasadorem Oros, czeka mnie wiele pracy. W dodatku... jeśli będę stał w pełni blasku słońca - wróg będzie mnie mógł zauważyć. A to dobrze. Będziemy wiedzieli, gdzie uderzyć. Ale no cóz. Pamiętaj o tym Ianie. Posłuchałbym się rady Waltera. A poza tym, tatku, znów Cię muszę pożegnać. Oros wzywa. Dzięki mojej nowej zabawce będę mógł wpadać częściej. Jakby wpadły tu jakieś złotookie dzieciaki to odeślij je do mnie. Jeśli okażą się oszustami - prześlij mi ich oczy.

Podszedłem do ojca i klepnąłem go w dłoń - tak jak byłem mały, gdy przybijałem mu piątkę. Uśmiechnął się i zaczął lewitować wokół mnie. Zawsze lubiłem głupie psikusy. Nauczylem nawet tego kilka moich uczennic. Pamiętam, jakie skargi na mnie przyszły od Dziekana... Tylu latających studentów, których musiałem odczarować. Ubaw po pachy. Najśmieszniejszy był jeden, z gołym kutasem na wierzchu, przywiązany liną do Wieży Astronomicznej. Ubaw po pachy, mówię wam. Byłem jedynym profesorem, który się śmiał. Reszta tylko śmieszkowała, gdyż nie wypada mistrzowi magi śmiać się z nieodpowiedzialnego używania magii. Ale ja miałem to w dupie.
Zacząłem sam pływać w powietrzu, rozkoszując się stanem niewaszkości i rozpocząłem wyścig dookoła rezydencji - kto szybciej lata, ja czy staruszek? Oczywiście wygrałem. W końcu on nie umiał tego tak dobrze robić jak ja. Ale i tak podziwiam, skubańca, nauczył się korzystać lewitacji jeśli u niego ją wywoływałem. Krew jest silna.
Wymierzyłem mu kuksańca w tyłek i spadł lekko na ziemię. Uśmiechnąłem się, pomachałem i pierwszy raz głośno rzekłem dewizę rodu:

Per ardua ad impera

Popatrzyłem się w oczy ojca, najpewniej mocno wzruszonego, moje dłonie zapłonęły błękitem magii, nakreśiłem w powietrzu kilka znaków, po czym przeleciałem przez portal, prowadzący mnie do miejsca, którym bezpiecznie mogłem się teleportować do Oros za pomocą mego artefaktu. Przypinkę Walter nosiłem dumnie przy pasie.


Kalk:

Casimir przeczytał list, nieco się zasmucił, podrapał po głowie, po brzuchu... Potem oddał Mak'siemu dokument z zaleceniem spalenia go jak najszybciej.
-Wiesz co... Jak go znam, to mówiąc o trzymaniu się w cieniu miał na myśli raczej "nie rób nic tak głupiego jak na przykład ganianie za ludźmi do innych wymiarów". Wątpię by o co innego chodziło. Poza tym zabicie cię nie jest priorytetem dla nikogo poza twoimi własnymi ziomkami z wojny religijnej, tutaj śmierć Mak'siego vas Kaldard spowoduje 'tylko' skandal dyplomatyczny oraz pewność, że morderca, zleceniodawca, pośrednicy i ich rodziny nie będą żyli już zbyt długo. Chociaż... to może i coś w rodzaju "nadchodzą mroczne czasy"? W takim razie raczej zauważymy coś wcześniej.
Tymczasem bywaj synu, wpadnij jeszcze.


Zmieniamy lokację na region podmiejski. Yahooo!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”