Re: Ciemna uliczka

46
Bieda i występek wypełniały uliczki tej dzielnicy Karlgardu. Nie odstraszalo to Taany, ale mobilizowało do czujności, choć - dalibogowie - nie miałaby nic przeciwko temu, by przeżyć że dwa dni w jako takim spokoju. Na szczęście nikt od niej nic nie chciał a jedyna zaczepka zwiastowała otwarcie kolejnej karty tego rozdziału jej historii.
Obrociwszy się na głos uświadomiła sobie, że już zdążyła założyć niepowodzenie w spotkaniu lichwiarza.
- Zależy od kogo - odparła asekurancko, ale podeszła do mężczyzny rzucając jeszcze okiem na budynek. Może zbyt asekurancko. Przecież i tak warunki będzie jej dyktował ten, kto wyposaży ją w jakiekolwiek środki i pomoże wypełnić braki w uzbrojeniu. - Owszem, człowieku. A pytasz, bo takowymi dysponujesz, rozumiem?

Re: Ciemna uliczka

47
Mężczyzna wyciągnął zza pazuchy fajkę, nasypał do niej nieco tytoniu (lub czegoś przypominającego tytoń), zaciągnął się i dmuchnął gęstym strumieniem śmierdzącego bardziej niż ta dzielnica dymu.
- Ja nie, ale Delfer tak - wstał z ławki i zapukał dość mocno w drzwi. - Klienta masz!

Na odpowiedź długo nie trzeba było czekać. Chwilę później drzwi się otworzyły, stał w nich wysoki mężczyzna o gęstych brwiach ubrany w jasnożółty płaszcz, ale nie taki jak ten na jego przydupasie, o wiele bardziej wartościowy. Miał też drogie buty ze skóry i pierścień na każdym palcu, był całkowicie łysy, jedynie jego długą twarz wieńczyła kozia bródka. Można było się zastanawiać po jaką cholerę ktoś taki jak on mieszka w tak zawszonej dzielnicy i dlaczego nikt jeszcze go nie obrabował... Cóż, najwidoczniej był to celowy zabieg, lichwa właśnie w takim środowisku może przynieść największe zyski, a lichwiarze są też na ogół dość wpływowi, należało więc się spodziewać, że każdy trzęsie tu przed nim portkami, czy cokolwiek tam nosi na tyłku.

- Wejdź, wejdź! - zaprosił Taanę do środka. Dom Delfera był na pewno najbardziej wystawny w tej dzielnicy, ale jakiegoś wielkiego przepychu też tu nie było. Była to chata pod wieloma względami przypominająca raczej kryjówkę złodzieja, aniżeli dom. Była tam tylko jedna izba, w której stało biurko z mnóstwem nieuporządkowanych papierów, łóżko, palenisko i nocnik. Ten skromny dość wygląd kontrastował jednak z tym, co stało na środku izby - szkarłatny fotel wyglądający na nowy, a w każdym razie bardzo zadbany, przed nim podstawka na nogi i fajka wodna obok, wszystko to zaś stało na mięsistym dywanie. Coś takiego tanie na pewno nie było...

Delfer rozsiadł się na owym fotelu i zawołał:
- Podaj mi i klientce coś do picia! - dopiero teraz Taana zauważyła, że za łóżkiem klęczy na podłodze jakaś dziewczyna i myje podłogę. Miała coś koło trzynastu, może czternaście lat. Była całkiem urodziwa, jasnobrązowe włosy miała związane w kucyk sięgający jej ramion, była dość wysoka i zgrabna. Miała na sobie czerwoną sukienkę, raczej dość starą, ale zadbaną, bo załataną i zaszytą w wielu miejscach. Na polecenie Delfera wstała i podeszła do paleniska. Obok niego stał dzban, z którego nalała do dwóch kubków wina i podała najpierw lichwiarzowi, potem Taanie, potem zaś odeszła z powrotem zmywać podłogę. Delfer nie mógł się powstrzymać przed uderzeniem jej w tyłek, po czym uniósł swoją porcję wina w górę i zwrócił się do kuny:
- No, to wypijmy za owocne interesy! - i wypił wszystko duszkiem. - No więc... ile chcesz?

Re: Ciemna uliczka

48
Machnęła głową w geście "No to prowadź" – i została zaprowadzona.
Do "sali tronowej" lokalnego Króla Monety.
Świetnie pasował do tego miesjca – choć pewnie właśnie chciał się wyroźnić. Jego szmaciane bogactwo w cudownym perspektywicznym skrócie, narysowanym tronem i nocnikiem, pokazywało naturę jego procederu. Ale – nie było rady. To była jej jedyna szansa.

Kiedy na zawołanie pojawiło się dziewczątko – Taanie przeszło przez głowę, że to jest właśnie coś, czego raczej nie chciałaby robić. Strzał w pupę, który wydawał się mieć większy kaliber, niż sam cel, dodatkowo to potwierdził. Jednak niekoniecznie chodziło Taanie o dumę – raczej o to, że spodziewała się dość prędko w takich okolicznościach zostać zmuszoną do zamordowania swego "pana" – i tyle by z tego wyszło.
Wino od dziewczynki wzięła, ale zignorowała toast Delfera i nie wypiła. Zastanawiała się nad pytaniem, które z jednej strony się spodzeiwała, ale które – z drugiej strony – objawiło jej kilka ważńych prawd.
Po pierwsze – że potrzebuje... wszystkiego. To będzie kosztować.
Po drugiej – że nie ma co dać w zastaw, czy jakkolwiek inaczej przedłożyć lichwiarzowi, zatem pozostaje dług; a jeden już miała.
Po trzecie – tknęło ją, że może ktoś podobnie kiedyś postąpił, jak ona, tyle że różniło go od Taany to, że posiadał córkę. I teraz ta córka właśnie myje niekończącą się podłogę i nalewa niekończące się wino klientom swego właściciela...
– Czterysta – odparła po krótkim namyśle twardym, cichym głosem, odwraca∆ąc wzrok od dzeiwczynki przez kielich na Delfera.

Re: Ciemna uliczka

49
Delfer patrzył na nią przez chwilę, aż w końcu wydobył z siebie krótki, zimny śmiech.
- Nie bój się, nie chcę cię otruć! Cóż to byłby ze mnie za przedsiębiorca, gdybym truł swoich klientów zanim zwlekają z oddaniem pożyczki... - wstał z fotela i podszedł do Taany, odbierając jej kubek. - No ale jeśli nie chcesz... - i przechylił go u swoich ust, wypijając zawartość i rzucając oba na podłogę w kierunku dziewczyny.

- Tak, tak... - mamrotał pod nosem, kiedy podchodził do biurka i chwycił jedną z leżących w nieładzie kartek. - Czterysta zębów. Na trzy tygodnie, pobieram dwadzieścia procent, to jest... tak, tak... W sumie za trzy tygodnie chcę zobaczyć czterysta osiemdziesiąt zębów w twoich... hmm, zębach? Haha, to dobre! Muszę sobie to zapamiętać... Zatem podpiszesz mi ten papierek, a potem jeszcze wpiszesz się do księgi długów. Kasę wyda ci Rabben, to ten pod drzwiami.

Re: Ciemna uliczka

50
Za trzy tyogodnie?! – grzmiało pytanie wewnątrz Taany, gdy patrzyła za toczącymi się po ziemi kubkami. Coś wtedy pękło w kunie.
– Po co poniżasz tę dziewczynę? Dodaje ci to pewności siebie? – zapytała głosem pozbawionym emocji, nacechowanym jakoby jedynie ciekawością. – Albo czery tygodnie zamiast trzech, albo piętnaście procent, człowieku.
Rzucila to niby od niechcenia, pchnięta odruchem w stronę, w którą potoczyły się kubki. Zamierzała chyba podnieść przynajmniej jeden z nich, zanim schyli się dziewczyna. Nie było w tym żadnej solidarności – choć na to mogło wyglądać Delferowi. Raczej odruch wyuczony w dhiracie. Tam wychowywano kuny na niższej pozycji społecznej, niż ta, którą posiadała teraz delferowa służka.
Jeśli Taana zdążyła przed nią podnieść kubek - oddała go jej, a sama podeszła następnie do biurka. Delfer na pewno był przygotowany na podpisy niepiśmiennych. W przypadku kuny podpis miałby postać dwóch znaków: T oraz QH. Nie zabierała się jednak za podpisywanie, dopóki nie zareagował na jej targowanie się.

Re: Ciemna uliczka

51
Delfer osunął się na stołek przy biurku i jeszcze raz zaśmiał się na swój charakterystyczny sposób.
- Poniżam? - zapytał, patrząc na Taanę i ukazując swoje żółte zęby. - Gdybyś tylko wiedziała skąd ona się tu wzięła... - nie ciągnął dalej tematu, tym bardziej że Taana podeszła do kubka i podniosła go przed dziewczyną. Ta rzuciła jej najpierw krótki uśmiech, ale później - ostrzegawcze spojrzenie. Delfer zaś wziął jedną z leżących na biurku kartek i podał ją Taanie, w odpowiedzi na jej targowanie się.
- Przyjrzyj się. Tu są dokładne zasady zaciągania pożyczek, wszystko jest rozpisane: jaka kwota, na ile czasu, na ile procent. Reguły to reguły, w naszym społeczeństwie rzecz święta.

Re: Ciemna uliczka

52
Taana złapała ostrzegawcze spojrzenie dziewczyny, ale nie powstrzymało jej to przed rzuceniem cichym głosem pytania - Jak masz na imię - kiedy wręczała jej kubek.
- Tak? Skąd zatem się tu wzięła, wyjaw, panie Delfer - zapytała wprost, wracając do biurka. Uznała też, że w kontrze do ogólnoprzyjętych prawideł społeczeństwa nie będzie wystepowac; jej pozycja negocjacyjna była mizerna i nie dało się na razie nic z tym zrobić.
- Rozumiem - odparła nie zerkajac na "zasady", czymkolwiek były, aby nie zdradzić się z analfabetyzmem. -Część mogę odpracować jako ochrona twojego biura - dodała krzyżując ramiona na piersiach. - Tamten człowiek... Wiesz: tacy jak ja poradzą sobie z nim Gołymin rękoma.

Re: Ciemna uliczka

53
- Eudoksja... - wyszeptała dziewczyna odwracając się. Dopiero teraz Taana zwróciła uwagę, że miała nieco szpiczaste uszy.

Delfer tylko wypuścił nerwowo powietrze i odpowiedział:
- Takich jak ona tu nie lubią. A powiedzmy, że miałem pewne... zobowiązania wobec jej rodziny, więc ją chronię. Tyle ci powinno wystarczyć.

Na propozycję Taany tylko się roześmiał.
- Z kim? Z Rabbenem? No nie wątpię, facetowi nogę odcięli. Nawet dzieciak by mu łomot spuścił. Nie, on tu nie jest od ochrony, od tego mam wielu innych. Ale jeśli chcesz... możesz dla mnie pracować. To co, podpisujesz? Musisz się jeszcze do księgi wpisać.

Re: Ciemna uliczka

54
Słuchała nieżyczliwych odpoiwedzi Delfera z dystansem. "Nie lubią"... że co: że elfka? Czy – że biedna? Zaraz jednak wyszło na jaw coś, czego się obawiała: że Edoksja (cóż to za imię!...) jest tu niejako wskutek układu powziętego przez jej własną rodzinę. Tak, Taana kojarzyła podobne mechanizmy. Jej własna matka pożegnała ją z surową niemą dumą, gdy ona, jeszcze wtedy nie Taanarrikeuen, miała osiem lat, i oddała w obce ręce bez żadnej gwarancji dobrostanu. I bez zainteresowania takowym. Pewnie dlatego kwestia Edoksji zupełnie nieoczekiwanie stała się przedmiotem zainteresowania kuny. Odwrócila się od biurka ku dziewczynie.
– No tak. Układ z rodziną. I potem rośnie takie stworzenie, nienauczone życia, nawet czytania i pisania... – odwrócila się znów do Delfera szybko, licząc na płynne przejęcie przeeń tematu i odpowiedź: – Ona pewnie nawet nie umie czytać, co? Chodź, dziecko – machnęła na nią ręką. – Spróbuj przeczytać o... to. – i wskazala jej dokument Delfera, mający wyjaśniać zasady zadłużenia. Sprawa była dla Taany ważna, choć dokładala starań, by wyszło to jako naturalne, acz nieistotne w tej scenie, zainteresowanie w przedłużeniu przypadkowego kontaktu nad kubkami. Cóż – nie uczono kunę łatwo łykać porażki, a porażką było – po razkolejny – to, że nie potrafiła czytać. Jeśli ktoś "przypadkiem" jej to przeczyta, to może tak znaczna usterka nie wyjdzie na jaw...

Re: Ciemna uliczka

55
Delfer znów wypuścił powietrze, ale tym razem z pewną nutką zażenowania. Oparł brodę na ręku z mnóstwem pierścieni i przyglądał się tej scenie bez słów. Eudoksja zaś spojrzała na niego, zapewne z zapytaniem "czy mogę?", lub też raczej "czy tak właśnie mam zrobić?", on zaś tylko kiwnął wspartą na ramieniu głową. Dziewczyna więc podeszła do stolika i przeczytała:

- Ja, Delfer z Karlgardu, zobowiązuję się wydać podpisanej niżej osobie czterysta zębów jako pożyczkę na okres trzech tygodni. Ja, niżej podpisany, przyrzekam zaklinając się na potężnego Drwimira, że całą pożyczoną sumę zwrócę w określonym terminie, uiszczę też zapłatę panu Delfrowi za udzieloną mi pożyczkę w wysokości osiemdziesięciu zębów, to jest dwudziestu procent pożyczonej kwoty. Oświadczam też, że wpisuję swoje imię do księgi dłużników.

Eudoksja skończyła czytać, Delfer zaś rzucił Taanie szybkie zadowolona?, po czym chwycił pióro, umoczył je w kałamarzu i złożył podpis na dokumencie.
- Możesz podpisać trzema krzyżykami jeśli chcesz, i tak mam świadków podpisania umowy - mruknął do kuny, podając jej pióro. Chyba jednak nie udała jej się ta sztuczka... - Musisz tylko podać swoje imię, abyś mogła być wpisana do księgi dłużników. Jeśli przekroczysz termin spłaty pożyczki mogą cię spotkać różne niemiłe konsekwencje, radzę tego nie robić...

Re: Ciemna uliczka

56
Wiadomo, że scena była szyta grubymi nićmi, ale i tak ważniejsze było to, co przeczytała Eudoksja.
– Osiemdziesiąt zębów opłaty za pożyczkę?? – Taana nie powstrzymała jawnego zdziwienia. – To kurewskie zdzierstwo jakieś... – pokręcila głową, ale wzięła pióro od Delfera i złożyla pod tekstem dokumentu dziwny zawijas. Tak ją uczono pisać pierwszą literę jej kuniego imienia.
– Arrike wpisz – wskazała podbródkiem na biurko, a w domyśle – na "księgę dłużników", która odtąd miała nosić jedną z wersji jej imienia. Mianowicię tę wersję, pod którą nikt tutaj raczej jej nie znał. – To jeszcze tylko powiedz, skoro mamy to już za sobą... jakie to nieprzyjemności mogą mnie spotkać po upływie terminu. Życie mam... dość bogate w wydarzenia i naprawdę nie wiem, kiedy co się może stać.
Jak, na Gaarana, ma spłacić czterysta osiemdziesiąt zębów w trzy tygodnie? Chyba napadając na konwoje z pieniędzmi... Czyżby właśnie podpisala na siebie wyrok zobowiązujący do wstąpienia w Karlgardzie na ścieżkę przestępstwa? A przecież – w jakimś sensie jednocześnie – przyjdzie jej zaraz przystąpić do zadania narzuconego przez Wolnych. I to, co ciekawe, również w kontekście zaciągniętego już długu...
Taanarrikeuen z Sellevge pokręciła głową do swoich ponurych myśli: chyba zaczyna się coś, co zwą spiralą biedy...

Re: Ciemna uliczka

57
Delfer już nieco znudzony sporządzał wpis w księdze dłużników. Nie patrząc na nią, odpowiedział na jej pytanie:
- No wiesz, jakbyś umiała czytać, to pokazałbym ci tę księgę. Zobaczyłabyś jak wielu ludzi zawdzięcza mi wszystko, na jak wielu mam haka... Ale tak to musisz mi wierzyć na słowo, że z ich strony może cię spotkać sporo nieprzyjemnych rzeczy. I mogą się one nie skończyć...

Już najwidoczniej znudził się ciągnięciem dalej tego wszystkiego. Schował więc księgę, podał Taanie dokument i zawołał:
- Rabben! Szykuj cztery stówy! - chwilę później pojawił się ów człowiek w niebieskim płaszczu i kuśtykając wręczył kunie woreczek dość sporych rozmiarów z pieniędzmi. - No dobra, swojej części umowy dotrzymałem...

Re: Ciemna uliczka

58
Nie zajmowala też Delfera dłużej, niż trzeba, choć uważała, że prawo do pytań w tej sytuacji jej przysługiwało. Przejąwszy pieniądze ruszyła do wyjścia, w progu jeszcze rzucając pytanie:
– Wskażesz mi dokąd się udać, aby kupić dobrą broń?

Re: Ciemna uliczka

59
Taana nie zdążyła jeszcze dokończyć swojego pytania, kiedy Delfer zatrzasnął za nią drzwi. Odpowiedział jej za to Rabben, który pokuśtykał z powrotem do swojej ławeczki i odpalił fajkę.
- Co, zagubiona? - odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym zaciągnął się porządnie, zbyt porządnie po zaczął dość okazale kasłać. - Niedaleko stąd mieszka kartograf, może znalazłby coś dla ciebie...

Re: Ciemna uliczka

60
Do kartografa po broń?
Taana nie była pewna, kto to jest kartograf. Chyba mierzy teren i rysuje plany... To pewnie zwykła nieżyczliwość – posyłać do kartografa kogoś, kto pyta o miejsce, gdzie możńa się wyposażyć w broń. No ale – nie ma rady.

Ruszyła we wskazanym kierunku, dopytawszy po drodze. Gdziekolwiek urzędował kartograf i kimkolwiek był – Taana bez zwłoki zabrała się za swoje sprawy.
– Potrzebuję kupić dobrą broń, buty, koszulkę kolczą, oraz sprzedać trochę ciuchów i kupić koszulę.
W kieszeni roboczej bluzy bręczały jej pieniądze. Bluza już wcześniej była w tym klimacie dalece za gruba, niewygodna i podejrzanie nieodpowiednia. Spodnie mogła sobie od biedy zostawić, natomiast widziała się działającą w giezełku i koszulce kolczej oraz w butach, w miarę możliwości.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”