Ciemna uliczka

1
Aart przenosi się z rynku

Jedna z uliczek znajdujących się przy rynku. Jest ona dość wąska oraz kręta. Jeden człowiek jedynie może się w niej zmieścić. Dwie osoby czy też istota z wierzchowcem już nie. Mimo, że w Karlgardzia panuje upał oraz zaduch w tej uliczce było ciemno i wilgotno.
Kiedy to elf postanowił wejść do niej i sprawdzić to, co działo się w niej, jak na złość kobieta przestałą krzyczeć. Było cicho jak w grobowcu. Dosłownie. Głos kobiety został przerwany jakby ktoś go przeciął. Uliczka zaś wyglądała na spokojną.
A więc czy to był tylko wymysł wyobraźni elfa czy też coś naprawdę stało się w tej małej ścieżynce.

Tymczasem w stronę bramy kierowała się zbiegła kobieta z wozu. Za nią pędziło około 5 strażników, przeciskając się przez ludzi idących ulicami oraz tratując ich. Najważniejsze dla nich było złapanie dezerterki.

Re: Ciemna uliczka.

2
Coraz to dziwniejszy stawał się Karlgard w odczuciach elfa. Głupie osądy, mieszkańcy z piekła rodem, zabójcy, strażnicy, dezerterzy, łotrzyki małe i duże. Wielki to misz- masz, co powoli zaczynało działać mu na nerwy.
Głos kobiety z głośnego, nieznośnego błagania o pomoc, stał się zupełnie zgrany z dźwiękami miasta. Albo coś jej się stało, albo po prostu upatrzyła go sobie już dawno i planowała zrobić z niego głupka.
Nie mógł nic zobaczyć. To zupełnie mu nie przeszkadzało. Trzymając dalej napiętą cięciwę z osadzoną na niej strzałą, bezszelestnie podszedł bliżej źródła niedawno słyszanego dźwięku. Musi w końcu zobaczyć co jest, bądź było przyczyną jego interwencji.
W głowie zadawał sobie wciąż to samo pytanie: "czemu zostałeś w tym mieście?".
Głupia to była decyzja, mógł być nieugięty i uciec póki nic go nie rozpraszało.

Re: Ciemna uliczka.

3
Elf postanowił wejść w ciemny zaułek i zobaczyć co znajduje się w nim. Nie zrezygnował nawet wtedy, gdy kobieta niespodziewanie przestałą krzyczeć. Kiedy tak szedł uliczką mógł usłyszeć krzyk podobny do kwilenia dziecka. Dobywał się on z góry. Kiedy elf spojrzał w niebo mógł dojrzeć wielkiego sokoła, który właśnie oto kwilił, dając znać o swojej obecności. Ptak nieco zniżył się w zaułek, tak jakby chciał zobaczyć co się w nim dzieje. po paru minutach sokół odleciał z przeciągłym wizgiem. Elf zaś mógł poczuć pod nogami coś. Coś twardego i mocnego. Zastawiło mu to drogę. Nie była to jednak żadna bariera ani ściana. Dziwne znalezisko leżało na ziemi i zagradzało nieco przejście. Snop światła spadł jednak w uliczkę po tym jak wielki ptak odleciał. Dało się zauważyć, że na ziemi znajduje się coś okutane w ciemną materię. Coś na kształt człowieka. Zaś parę metrów od elfa dało się słyszeć strasznie plugawą mowę. Ktoś mówił niezrozumiałym języku dla elfa. Na pewno nie jest to wspólna mowa. Osób było kilka i wydawało się, że o coś się kłócą. Niemniej głos dobywał się jakby z wysokości pasa Aarta. A więc postacie przed nim nie mogły być za duże. Niemniej było ich około 3-4. Tak można było wywnioskować z ilości głosów. Na razie dziwne, małe istoty nie zauważyły, że ktoś wszedł do uliczki. Nadal się ze sobą kłóciły. A zakutana postać leżała u stóp elfa.

Re: Ciemna uliczka.

4
Rengar przenosi się z Rynku.

Brud, parszywy alkohol i coś co tutejsi nazywają strawą, a prędzej nadawało by się jako nawóz pod jakiegoś chwasta. No, chociaż atmosfera była przyjazna, każdy albo chce cię okraść i zabić, albo zabić a potem okraść. Sami sympatyczni ludzie. Jadąc na swym Szaraku wolnym kłusem, Rengar starał się sobie wmówić że ta twarda szara masa którą wcina to jest przepyszny, złocisty chlebek, lecz trudno jest oszukać kubki smakowe, które wrzeszczą i wołają o pomstę do nieba.
- To paskudstwo ma pewnie więcej pyłu w sobie niż mąki... - Spluwając przez ramię, stracił cały apetyt i wyrzucił nadgryzione pieczywo za siebie, które ledwo zdążyło wylądować, a już zostało przechwycone przez żebraków. Wtedy właśnie przejeżdzając obok przyciemnionej uliczki, usłyszał wizg sokoła. Sokoła? Troche dziwne miejsce jak na przebywanie tego stworzenia. Sokół który buszuje w śmieciach w jakiejś zapyziałej uliczce? Co się z tym światem dzieje... Nie mając nic innego do roboty, mężczyzna ześlizgnął się z konia i przywiązał lejce do słupa. Jego stary towarzysz był wystarczająco zdyscyplinowany, by kopnąć nieznajomego brudasa, który by to zbliżył się za bardzo z pomysłem jazdy konnej. Nie przebierając w środkach, mężczyzna dobył tarczę i wolnym krokiem ruszył w głąb ciemnicy.

Re: Ciemna uliczka.

5
Dziwne zdarzenia zdawały się nie dawać spokoju elfowi. Sokół w środku miasta, jakieś małe postacie krzyczące do siebie w jakimś dziwnym języku, a na dodatek chyba ludzka postać spowita czarnym dymem. Chłopak nie miał wątpliwości, ktoś tu użył magii, aby zabić tę krzyczącą kobietę, a z pewnością byli to oni. Pozostawała tylko jedna zagadka, kim oni byli. Czyżby gobliny? A może krasnoludy? Ukryty w cieniu dalej czekał, aż coś rozwieje jego wątpliwości.
Wtem usłyszał dźwięk kopyt, który bardzo szybko zamilkł. Potem zobaczył, jak jakaś postać zbliża się w jego kierunku. Miał nadzieję, że pozostanie niezauważony i dalej będzie miał przewagę w efekcie zaskoczenia. Jeszcze nie do końca wiedział w co się wpakował, więc wolał uzbierać jak najwięcej informacji, zanim przystąpi do działania.

Re: Ciemna uliczka.

6
Boczne uliczki Karlagrdu były bardziej brudniejsze, obskurne niż rynek. Znajdowało się na niej także więcej biedoty oraz szemranych typów spod ciemnej gwiazdy. Lepiej było się w nie nie zapuszczać żeby nie stracić sakiewki czy ... głowy.
Niestety, jeden z wędrowców, trafił właśnie w te strony. Jadąc swoim rumakiem, mijał grupki żebraczek, ladacznic, małych dzieci wystawiających łapki po jedzenie. Nagryziona kromka chleba była dla nich rarytasem, po który omal się nie pozabijano. Parę żebraczych dzieci przyczepiło się konia Rengara, chcąc wymóc na podróżnym dania kolejnej porcji chleba. To jednak nie nastąpiło, a Ren nie zwrócił najmniejszej uwagi na to co robiła uliczna tłuszcza. A powinien.
W momencie zejścia na ziemię i chęci wejścia do zaułka zdarzyło się wiele rzeczy naraz. Kiedy wędrowiec zszedł na ziemię usłyszał wielki huk, przekleństwa oraz orkową mowę. Nawet nie zdążył się zorientować się co się działo, a w jego stronę leciała jakaś dziwna, zakapturzona postać. Istota była o głowę jak nie dwie mniejsza. Biegła dość szybko, niczym kot, omijała zręcznie przechodniów znajdujących się na ulicy. W przeciwieństwie do strażników pędzących za nią. Oni to rozpychali się między przechodniami, tratowali ich. Wywoływało to spore zamieszanie oraz niesmak wśród ludzi. Niektórzy z nich odgrażali się, inni złorzeczyli im.
Tymczasem biegnąca szara postać najwidoczniej nie zauważyła Rengara i wpadła na niego. Mężczyznę od razu uderzył nieprzyjemny zapach potu, brudu i fekaliów. Uciekającą była przedstawicielka najniższych warstw społecznych. Ren mógł dojrzeć wysuwające się spod jej płaszcza szare kosmyki, oraz pomarszczone, żylaste i bardzo chude ręce. które złapały się silnie jego wierzchniego odzienia.
Kobieta najwyraźniej straciła równowagę oraz swoją wcześniejszą sprężystość, gdyż nie mogla za bardzo ominąć Rena. Mężczyzna zaś usłyszał z oddali krzyki strażników sugerujące to, że cwele zauważyły, że babka się potknęła. Krzyczeli żeby Ren ją złapał. Ale czy mężczyzna tak postąpi? Staruszka wydawała się skołowana i zdezorientowana tym, że wpadła na Rengara.

Tymczasem elf znajdował się w zaułku. Udało mu się usłyszeć głosy. Głosy jednak umilkły kiedy to dało się słyszeć z ulicy. Aart nie zareagował na to co się działo. To był jego błąd. Nieznajomy nie przyszedł do zaułka, został zatrzymany na ulicy przez staruszkę i goniących za nią strażników. Napastnicy usłyszeli zamieszanie na ulicy. Na chwilę przestali ze sobą rozmawiać, aby nasłuchiwać tego, co działo się dalej. Kiedy do ich uszów dobiegły głos y strażników dziwne istoty najwyraźniej spanikowały. Zaczęły biec ...w stronę elfa.
Aart mógł usłyszeć przed tym jak małe postacie na niego wpadły jęki na ziemi. Coś jakby ciało na niej ożyło albo jeszcze żyło. Odgłosy zostały jednak zduszone przez plugawa mowę, a także panikę i bieg w stronę głównej uliczki.
Na elfa natarło trzech małych ludków, sięgali oni zaledwie Artowi do pasa. Niemniej bestie dopiero teraz spostrzegły, że ktoś wszedł do uliczki i znajdował się w niej przez jakiś czas. I w tym momencie niestety nie zahamowały i wleciały na elfa. Posypał się stek przekleństw oraz plugawej orko podobnej mowy. Bestie nie wyhamowały i wpadły na długouchego, pozbawiając go równowagi. Jeden z osobników zaczął bić pięściami, inny zaś kopać. Takie spotkanie także nie mogło być przyjemne dla nikogo. (prosiłabym o opisanie reakcji na zetknięcie się z osobnikami, ewentualną reakcję obronną).


Kolejność dowolna. Proszę abyście skupili się na sytuacji w jakiej każdy z was się znalazł

Re: Ciemna uliczka.

7
Wszystko odbywało się w błyskawicznym tempie. Obserwowanie grupy kurdupli zdawało się nabierać wigoru. Już niemal dostrzegł ich twarze, gdy nowo przybyły bohater narobił niezłego ambarasu i cały plan zszedł na manowce. Cóż, byłoby wszystko ok., gdyby te stwory nie zaczęły biec w jego stronę nie dając jemu ani chwili na reakcję. Nie minęła chwila, gdy leżał już na ziemi, a one okładały go pięściami. Kątem oka dostrzegł też, że postać spowita czarną mgłą dawała oznaki życia.
Zdziwienie, niezadowolenie i ciekawość oplotły jego umysł swoimi sidłami. Starał się poukładać to wszystko w całość. Starał się jak najszybciej stanąć na nogi, odpychał małe stworki ze sporą siłą, miał nadzieję wybrnąć z tej sytuacji w jednym kawałku. Leżąc jeszcze na ziemi sięgnął po sztylet i rozprawił się z jak największą ilością karłowatych postaci. Jego ostrze, jak zawsze było zwinne i szybkie, więc nie powinno mu to sprawić trudności, jednak, jeśli mu się to nie udało, dalej stara się wstać. Gdy tylko uda mu się to zrobić zaraz złapie za łuk i wymierzy w najbliższego rywala, nie ma zamiaru bawić się w kotka i myszkę, a tym bardziej nie miał zamiaru być cierpliwym kotkiem. Teraz, albo w ogóle. Ma zamiar wybić wszystkich przeciwników poza jednym. Ten jeden posłuży mu jako źródło informacji, musi dowiedzieć się o co chodzi z tą obezwładnioną, jak mniemał kobietą.
W jego umyśle wciąż powtarzało się jedno zdanie:
- O co tutaj do cholery chodzi?!

Re: Ciemna uliczka.

8
Aart.
Walka w ciemnej uliczce rozgorzała na dobre. Kiedy grupa niewyrośniętych trolli. Gdy małe paskudy poczuły, że ktoś zastawił im drogę zaczęły się wydzierać wniebogłosy. Dodatkowo, jak poczuły, że przeszkoda potrafi się bronić, i wywijać sztyletem, postanowiły również wdać się w walkę. Jednego z trolli dźgnął w brzuch. Ostrze sztyletu weszło miękko w materiał ubrania i wszedł w ciało. Spowodowało to zwierzęcy jęk i wściekłość rannego. Zaczął miotać się niczym zwierzę zamknięte w klatce i zaczął zadawać ciosy na oślep. Zamroczony bólem ciął zarówno w elfa jak i w swoich towarzyszy. Spowodowało to jeszcze większy tumult oraz większy wrzask. Niestety Aart nie miał za wielkiej możliwości na podniesienie się. Przypadło do niego dwójka pozostałych trolli. Zaczęli napierdzielać pięściami, chcą utrafić w głowę elfa. Zraniony towarzysz uciekł do głównej uliczki ... z sztylet wbitym w swój brzuch. Aart utracił swoją broń. Był w tym momencie skazany jedynie na swoje umiejętności czy też cechy motoryczne, którą pozwolą mu uniknąć ciosów czy też powstać i wpuścić łomot dwóm małym trollom. Przypomnę jeszcze, że wszystko dzieje się w dość ciemnej uliczce, gdzie jest ograniczony dostęp do światła. Jeśli chodzi o szerokość uliczki to może poruszać się w niej całkiem sprawnie szczupła osoba. Gruba osoba ma problem. Dwie osoby w uliczce to już tłok. Tak więc miejsca jest niewiele.

Ps. Poprosiłabym o podesłanie kp ze statystykami jeśli zamierzasz je wykorzystać.

Jako, że Rengar nie odpisał na posta kieruję nieco jego postacią. Mężczyzna złapał starowinkę i ją przytrzymał do momentu dobiegnięcia strażników, którzy chcieli ją złapać. Kobieta jednak postanowiła się wyrwać. Tak więc szarpała się do momentu dobiegnięcia dwóch połokrów - strażników. A kiedy to oni przybiegli postanowił się wyrwać i uciec w zaułek znajdujący się zaraz obok nich. To ten sam, w którym znajdował się Aart oraz dwa trolle. Z niego również wybiegał ranny troll. Kobiecinie udało się wyrwać i pognać w głąb zaułka. Zaraz za nią zanurkował jeden straznik, drugi zaś został przy Rengarze i postanowił go wypytać o to w jakich okolicznościach spotkał starą kobietę.


Zygfryd oraz Anchet przybywają z Rynku
Anchet, Zygfryd
Wojak poszedł inną stroną niż karczmarz ze swoim kramem. Wojak widział brudne, obskurne uliczki, pełen żebraków, biedoty oraz dziwek. Długowłosy mężczyzna zwracał uwagę ulicznic swoim strojem oraz posturą. Chciały go zaczepić i sprzedać mu swoje usługi. Czy wojak uległ?
Oprócz ladacznic znajdujących się przy murach domów, Anchet mógł dojrzeć z odległości nie większej jak 4 metry, że przed nim znajduje się skupisko ludzi, które przygląda się czemu. Długowłosy nie mógł dojrzeć czemu przyglądano się.
W podobnej sytuacji znajdował się Zygfryd, tyle że po drugiej stronie ulicy. Również dostrzegł zamieszanie, ale nie wiedział co było jego przyczyną. Ponadto ciągnął ze sobą cały kram, co utrudniało szybkie poruszanie się. Malec prowadzący go do zleceniodawcy nie był za bardzo z tego powodu zadowolony. Kiedy zaś ujrzeli zamieszanie przed sobą, chłopak przystanął. Obrócił się do kupca i powiedział:
- Tędy nie przejdziemy, rabbi. Jest za wielu strażników. Oni będą pytać. Trzeba iść inną drogą.
Po tym podszedł nieco bliżej dwóch rozlatujących się domów i zniknął za nimi. Po chwili pokazał swoją ciemną głowę i krzyknął nieco zniecierpliwiony do kupca:
- Chodź ze mną! Mój pan nie będzie czekał - a następnie znowu go nie było.
Cóz, malec nie wziął pod uwagę, że kupiec posiada cały swój dobytek. Co ma z nim zrobić. Wóz z kramem na pewno nie zmieści się w tej uliczce. A więc czy kupiec zostawi swój dobytek i uda się za malcem czy też postara się przebrnąć przez zamieszanie. Ale straci wtedy chłopaka z oczów.

Podobnie Anchnet, czy postanowi przyjrzeć się bliżej całemu zajściu, czy też postanowi w jakiś sposób ominąć je (w zależności na to się zdecyduje, opisze możliwości wyjścia).


Kolejność dowolna.

Re: Ciemna uliczka.

9
Stojąc w połowie kroku, obserwując całą sytuację, przez głowę Rengara przechodziła jedna myśl. Czy da się na tym cokolwiek zarobić. Widząc nędzną babę i dwóch strażników, doszedł do wniosku że za takiego złodzieja to nawet dziękuję nie usłyszy, a i nawet prędzej pewnego wieczora znajdzie trochę zardzewiałego żelaza między żebrami od dziadków kobity. Ostatecznie stwierdził że lepiej będzie stać z boku i się przyglądać. Zaś na pytania półorka, mężczyzna tylko wzruszył ramionami i rzucił krótko w ciężkim dialekcie z wysp Taj'cah. "Nie rozumieć". Ignorując dalszą rozmowę z przedstawicielem prawa, postanowił wrócić na konia i stamtąd spoglądać w zaułek. Taka pozycja zawsze da mu trochę większe pole widzenia.

Re: Ciemna uliczka.

10
Anchet spokojnie przemierzał ulice miasta. Nie różniło się ono zbyt wiele od innych, które oglądał. Bieda, brud, kobiety gotowe oddać swe ciało za marne grosze. Taki ludzki standard, można rzec. Choć nie tylko.
Na zaczepkę prostytutek machnął tylko opancerzoną rękawicą i odszedł wśród chichotów. Spojrzenie w boczną uliczkę pozwoliło mu dostrzec, że coś tam się dzieje. Czy to miejsce z jego snu? Obrazy w jego pamięci powoli się zacierały, nie było już wyraźnych wizji, a jedynie zamglone i rozmazane kolorowe plamki. Co więcej, nigdzie nie widział długoucha, nie miał zatem pewności, czy to tutaj wszedł w uliczkę.
Trzeba zaryzykować, pomyślał. Skręcił w uliczkę i zaczął systematycznie przybliżać się do tłumu. Może znowu ktoś się bije? A może znowu kogoś biją? Tłuszcza uwielbia bezkarnie przyglądać się przemocy, a nierzadko również ją zadawać. Można wtedy ulec własnym instynktom, pofolgować pragnieniom oraz wyżyć się za niesprawiedliwość świata. Problemem jest, gdy pojawia się ktoś z mieczem, łukiem czy inną bronią w dłoni. Anchet nie znosił bezpodstawnej przemocy. Ale uwielbiał stawać się czyimś problemem.
Jeżeli ktoś tam jest szykanowany, bity lub gwałcony bez dokonania żadnej zbrodni, to dziś jest jego szczęśliwy dzień.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Ciemna uliczka.

11
- Czekaj, gówniarzu!
Co ten chłopak sobie myśli? Tak po prostu zaprowadzić szanowanego kupca w jakąś śmierdzącą aleję i oczekiwać, że zwyczajnie zostawi tam swój majątek? I to nie byle jakiego kupca - samego Zygfryda Thorgerda.
I jeśli gwizdną mi wóz, to czym ja, do cholery, zawiozę ten jego towar? Sytuacja była beznadziejna. Mimo wszystko kupiec długo się nie zastanawiał. Zeskoczył na bruk, wziął za uzdę Iskrę (w końcu był proszony o opiekę) i swojego bezimiennego wałacha, oraz najwartościowsze rzeczy z wozu - kolczugę i dwie kusze przytroczył do siodeł razem z kołczanem, a hełm założył na głowę. Trzecią, załadowaną kuszę trzymał w ręku.
W ten sposób podążył za malcem, pozostawiając ślepemu losowi dwa muły, wóz i wszystko, co na nim było. Ostatecznie - za hełm i kolczugę będzie w stanie kupić drugi wóz z mułami. Chłopak prowadził go przez wąskie ulice, które zapewniały cień. Było przyjemnie chłodno. Dzieciak bardzo się spieszył.
Zza rogu wychyliła się skąpo ubrana kurtyzana, wabiąco wyginająca swe ciało. Zygfryd skrzywił twarz z odrazą. Była półorczycą. Przeklinając "dopust boży", jak to określił, podążał dalej i ślepo za małym posłańcem.
Ostatnio zmieniony 20 sty 2013, 19:58 przez Glorfindel, łącznie zmieniany 1 raz.
All that is gold does not glitter,
Not all those who wander are lost;
The old that is strong does not wither,
Deep roots are not reached by the frost.

Re: Ciemna uliczka.

12
Nie spodziewał się, że jego sztylet zniknie w tak dziwnych okolicznościach- utknie w brzuchu karłowatego trolla.
Ciosy małych wojowników były szybkie, ale ona starał radzić sobie z nimi jak najlepiej. Blokował co tylko mógł, a w międzyczasie musiał jeszcze sam zadawać ciosy przeciwnikom. Do tego dochodzi także ciągłe próbowanie powstania, aby mieć przewagę we wzroście i ogarnięciu wzrokiem pola walki.
Jeden troll uciekł, pozostało dwóch, a więc mniejsza szansa na to, że zostanie zabity. Postanowił działać. Wojsko to nie zabawa, był przyzwyczajony do takich sytuacji. Leżąc na ziemi kopnął jednego z przeciwników w miejsce, gdzie każdy mężczyzna odczuwa śmiertelny ból. Gdy tylko ten zaczął się borykać z niedogodnością uderzył go mocno z pięści w twarz. Wtem wziął się za kolejnego. Obydwoma rękoma powstrzymywał jego ciosy. Chciał złapać obydwie dłonie, aby wymierzyć cios 'z główki'. Trolle powinny mieć za swoje. Jeśli mu się udało szybko powstał i wymierzył łukiem w przeciwników. Pierwszą ofiarą miał być ten, który dostał w krocze. Chciał po prostu pomóc mu w męczarniach i zakończyć jego cierpienie. Drugi troll był celem pojmania. Rzucił sie na niego biegiem próbując obezwładnić.
Jeśli nie udało mu się po prostu dalej leży i stara się, aby agresorzy nie poranili mu buzi, blokując ich ciosy.

Re: Ciemna uliczka.

13
Rengar.
Strażnik był widocznie zły kiedy to puściłeś ściganą kobietę. Jeszcze bardziej rozzłościło go to, że nie potrafiłeś powiedzieć nic w mowie wspólnej. Bo takiej właśnie użył orkowaty strażnik. Kiedy to przybysz postanowił wrócić do konia rozgniewał tym samy przedstawiciela stróża prawa. Mężczyzna odwrócił się, a wtedy to wielka i dość ciężka łapa zatrzymała się na ramieniu Rena.
- Stój - powiedział mocno strażnik. Rengar mógł nie rozumieć tego co mówiono do niego, ale ten charakterystyczny gest powinien odgadnąć w mig. Ponadto strażnik wskazał gestem, że chciałby zobaczyć co ma ze sobą podróżny. Pokazał na jego torbę znajdującą się przy Renie czy też przy koniu (nie wiem dokładnie czy coś takiego posiadasz, poproszę cię o sprecyzowanie). Zwykła rewizja? Sprawdzenie co ma ze sobą podróżny? A może zatrzymanie gościa? Tego nie dało się wyczytać z nieprzeniknionej miny orka. Niemniej jego gesty były tak jednoznaczne, że Ren musiał pojąć, że strażnik nie chce aby ten oddalił się i pragnie go przeszukać.

Anchet.
Wojak zaś oddalił się od głównej ulicy. Postanowił iść w jedną z bocznych i mrocznych zaułków, nie do końca bezpiecznych. Jednak miał powód do wędrowania nimi - tajemniczy sen, który wskazał, że w jednym z takich rynsztoków znajduje się elf, towarzysz podroży do Ujścia. Dróżka z początku była mała, kręta i długa. Znajdowała się ona za szeregiem kamiennych, ciasno przylegających do siebie domów. Uliczka oddzielała kolejne kamienne, ciasno postawione koło siebie domy. Można powiedzieć, że ciągnęła się w nieskończoność. Jednak przeszła w końcu w większą i szerszą przestrzeń. Dziwny prześwit między szeregami budowli. Niewielki plac było to wyjście z krętego zaułka na ulicę większą, podobną do tej na której znajdował się Ren. Ta była nieco mniej zaludniona jak ta wcześniejsza, z której wszedł Anchet. Oprócz opustoszałej uliczki mógł ujrzeć, że zza budynków wybiegł smagły malec o obdartej odzieży. Smyk przemknął dość szybko do zaułka znajdującego się obok niego. Był mały i sprytny, więc wbiegnięcie nie stanowiło dla niego większego problemu.
W sumie to wydarzenie było najbardziej warte uwagi, gdyż na głównym trakcie nie było nikogo.

Zygfryd
Kupiec zaś postanowił zostawić swój woź z końmi i wziąć z niego najpotrzebniejsze rzeczy. Jego kram został pozostawiony na pastwę losu. Nieobecność pana od razu wykorzystała biedota, która postanowiła zobaczyć co jest na wozie i wziąć co lepsze. Żebracy, jałmużnicy, dziwki jak głodne ptaki dobiegły do kramu. Konie, stojące przy nim przestraszyły się i zaczęły niepokojąco rżeć.
Ale tego Zygfryd już mógł nie słyszeć, gdyż pobiegł w uliczkę za chłopcem. Niestety, smyk był na tyle szybki, że szybko umknął kupcowi z oczów i kiedy ten wszedł w "swój" zaułek mógł jedynie poruszać się do przodu po omacku. Jego mały przewodnik zniknął dość szybko. A sam kupiec znajdował się mniej więcej w połowie uliczki. Nie widział jeszcze rozwidlenia i prostopadłej ulicy na której stał już Anchet.
No i dobiegły do uszów kupca niepokojące rżenia konia. Czy to wierzchowców, które miał przy kramie? Tak więc decyzja należała do niego - brnąć dalej w zaułek czy wrócić do swojego przybytku i sprawdzić co z nim.
(Dorzucam, że opis uliczki jest taki sam jak u Achneta, możesz kierować się nim).

Aart.
Elf zaś musiał borykać się z dwoma trollami, które zaatakowały go i zadawały ciosy na oślep. Dziecko lasu wymierzyło ciosy - jeden w przyrodzenie trolla. Okazało się ono bardzo skuteczne, mała kreatura zwinęła się z bólu i zaczęła wyć. Knypek zajęty swoim cierpieniem, nie spodziewał się ciosu w nos. Tutaj również powiodło się Aartowi. Cios trafił celu. Z nosa trolla buchnęła krew, opryskując ciało długouchego. Troll postanowił również wziąć nogi za pas i uciekać, niemniej w przeciwnym kierunku niż swój partner, który również zadawał ciosy elfowi. Ten uciekł już wcześniej, gdy zobaczył, że Aart trafił w przyrodzenie swojego kompana.
A więc co działo się za plecami elfa - Z głównej uliczki nadbiegała ścigana żebraczka, a za nią podążał strażnik ork. Spotkali się oni z rannym trollem, ugodzonym sztyletem elfa. Ani staruszka ani troll nie zdążyli wyhamować i zderzyli się ze sobą. Impet zderzenia był tak wielki, że zarówno troll jak i staruszka upadli na ziemię. Do uciekinierki zaraz dopadł strażnik. Złapał ją mocno za starą szatę i zaczął ciągnąc w stronę głównej arterii miasta.
- Teraz mi się nie wywiniesz wywłoko - wysyczał jedynie. Był bardzo rad, że udało mu się ją w końcu złapać.
Tymczasem troll po zderzeniu z staruszką padł na ziemię. Broń elfa wbiła się jeszcze mocniej w jego brzuch, zadając jeszcze większe obrażenia. Sama kreatura nie miała siły się podnieść po uderzeniu, była również ogłuszona i otumaniona. Wydawała z siebie ni to orczą mowę, ni to rżenie. Troll charczał w przedśmiertnej agonii. Ponadto bełkotał coś do strażnika, który złapał Sale. Komuch chciał odejść, ale słowa umierającego trolla go przytrzymały. Słuchał ich w skupieniu. Najwidoczniej wiedział co mówi troll.
Po parominutowym mówieniu troll z trudem łapał oddech i mówił. Sprawiało mu to sporą trudność. Potem jego głos stawał się słabszy, słowa wypadały nieco rzadziej. Az w końcu nie powiedział nic i odpłynął w niebyt.
Strażnik stał chwilę w milczeniu. Cały czas trzymał Salę mocno w garści, nie pozwalając jej uwolnić się. Żebraczka nawet nie próbowała, zasłuchana również w to co powiedział troll. Zdawała się również rozumieć tom co przekazał troll.
Milczenie trwało w zasadzie chwilę. Zaraz po tym ork strażnik odezwał się do Aarta. Elf miał gościa za plecami. Jeśli przysłuchał się, mógł zrozumieć, że ktoś rozmawia za nim. Ork rzekł zaś do Aarta w mowie wspólnej:
- Cóż, mamy cię bratku. Zabicie obywatela Karlgard grozi powieszeniem. Zabicie zacnego obywatela jakim był Ubrn Aheos Tind grozi stryczkiem na którym zapewne zawiśniesz razem z tą wywłoką oraz twoimi kompanami. Wszczynanie burdy na rynku udało się puścić płazem. Ale od każdego szczęście się odwraca - tutaj strażnik zaśmiał się dość perfidnie. Jak na orka, który nie powinien być zbyt inteligentny ten przedstawiciel rasy mówił dość sporo i całkiem z sensem. Elf znalazł się w niezbyt komfortowej sytuacji.
- Ha ponadto widzę, ze zraniłeś nie tylko tego nieszczęśnika co upadł - tutaj strażnik popatrzył na skulonego i jęczącego trolla oraz ofiarę, którą wcześniej napastowała trójka, pobitych, już poczwar.
Ale to nie był koniec tego co czekało elfa. Wszak przed nim działa się również ciekawa scena. Przecież jeden z nich uciekł, potykając się o zawinięte zwłoki. Kiedy o mało co nie upadł leżąca postać wydała z siebie okrzyk bólu. Ten wypadek spowolnił nieco ucieczkę trolla, który zatrzymał się na chwilę, aby zobaczyć kto jęczy. Chwila zastanowienia była jednak dla niego zgubnego, gdyż od głównej ulicy, z drugiej strony niż znajdowała się cała zgraja wybiegł mały ogorzały chłopiec. Malec poruszał się szybko i zwinnie niczym jaszczurka. Kiedy zauważył, że ktoś leży na ziemi przypadł do poszkodowanej osoby lotem błyskawicy:
- Pani, pani - zaczął mówić płaczliwym głosikiem. Dotykał poszkodowanej chciał, aby ta wstała. Ale jakoś się to nie udało. Wołał cały czas, prosił swoją panią by wstała. Kobieta jednak nie mogła. Jęczała cicho. To dawało sygnał, że żyła, ale jej stan był poważny.
Tak więc co zrobi w tej całej sytuacji Aart? Pójdzie za strażnikiem? Pomoże rannej leżącej kobiecie? A może coś innego?

Kolejność dowolna.

Dla lepszego rozeznania się w całej sytuacji podsyłam wam przeze mnie zajebiście wykonaną mapkę 8-) . Myślę że docenicie jej kunszt :D
Mapka.

Re: Ciemna uliczka.

14
Hołota bez poszanowania dla godności i mienia, pułapki, zaułki, orkowie, smród, dżuma, franca, cholera i tyfus, a do tego wszystkiego ten parszywy posłaniec, który znika sobie, jak chce. Zygrfryd miał dość tego miasta.
Wóz, dwa muły i wszystko inne, co tam zostało, a było niegdyś jego, Zygfryd spisał na straty z chwilą, w której wszedł w zaułek. Był zdeterminowany iść za chłopakiem i wiedział, że każda chwila zwłoki oddala go od celu. Nie wrócił się.
Przygotował kuszę do strzału, spojrzał na sztylet i prowadząc gęsiego dwa konie jak najszybciej szedł dalej tam, gdzie wydawało mu się, że ostatni raz widział chłopaka. Jego oczy przyzwyczajały się już do ciemności. Rozglądał się dookoła szukając oczyma chłopca lub drogi, cały czas powtarzając sobie w myślach, że to pewne, że smarkacz do kogoś go doprowadzi. W końcu to było zadanie tego dzieciaka. Doprowadzić Zygfryda do swojego pana. To musiała być prawda. W innym wypadku Zygfryd Thorgerd wyszedłby na ostatniego frajera - a to przecież nie przystoi.
Kupiec wyszedł szybkim krokiem na szerszą ulicę. Rozejrzał się i zobaczył Ancheta. Rycerz musiał widzieć dzieciaka.
- Anchet - krzyknął kupiec, podchodząc - widziałeś dzieciaka? Dokąd pobiegł?
All that is gold does not glitter,
Not all those who wander are lost;
The old that is strong does not wither,
Deep roots are not reached by the frost.

Re: Ciemna uliczka.

15
Gdy Rengar już myślał że obejdzie się bez problemu i będzie mógł spić się do nieprzytomności jakimiś szczynami w pobliskiej karczmie, półork postanowił użyć pradawnej mowy na migi. Może w innym wypadku, gdyby to nie chodziło bezpośrednio o Rengara, może by to rozweseliło mężczyznę, że półork "stara się", rozwiązać problem nie używając mięśni lecz głowy. Lecz niestety nie, nie było mu ni trochę do śmiechu, widząc dokąd zmierza cała sytuacja, wojownik postanowił działać. Jak to że nikt nie przepadał za tym gdy ktoś danej osobie grzebie po torbach, tym bardziej w oficjalny sposób, Rengar wpierw udał nieco zdziwionego i niechętnie lecz powoli zaczął otwierać torby podróżne ukazując ich zawartość, ale ale. Żeby lepiej się nim przyjrzeć półork będzie musiał sobie podejść do nich. A co za tym przyjdzie, zbliżyć się także do Rengara. A na to tylko będą czekały noże byłego awanturnika. Jeżeli strażnik podejdzie, Rengar jednym płynnym ruchem dobędzie noża w lewej ręce i wbije go dla przedstawiciela prawa w gardło, jeżeli owe ma zasłonięte albo po prostu ma takie karczycho że zabrakło miejsca na szyje, nóż powędruję w miękką tkankę pod brodą. Jeżeli zaś zielono-skóry nosi hełm, nożyk powędruje pod pachę lub oko przystojniaka. A co do zawartości torby, z punktu widzenia strażnika, będą to jedynie brudne szmaty, butelka brązowej cieczy i parę zawiniątek papieru.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”