Wybrzeże

196
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy lina spadła w ręce załogi Dłoni Sulona, Vera odetchnęła z ulgą i przez chwilę jeszcze siedziała na rei, próbując uspokoić łomoczące serce. Po co ona się do tego rwała? Za dużo rumu wypiła, czy co? Do reszty już straciła instynkty samozachowawcze? Poczekała, aż przywiążą topsztag do dzioba i dopiero wtedy zsunęła się na pokład. Uśmiechnęła się do Gerdy, a potem opuściła wzrok na własną, podziurawioną spódnicę. Musiała iść się przebrać; z całą resztą poradzą sobie sami, prawda?
Otóż nie, bo ktoś musiał poradzić sobie z Hubertem.
Zaklęła pod nosem i podeszła z powrotem do masztu, podnosząc głowę do kapitana.
- Nie wiem, co to jest, ale powinieneś najpierw skupić się na tym, że ci się statek rozpada - rzuciła do niego, a potem uniosła dłoń, wskazując drugą zerwaną linę. - Trzeba zawiązać drugi sztag i posprawdzać resztę, bo ktoś tu chyba wyładowywał emocje na linach. Zaraz coś jeszcze pierdolnie, a Samael nie ma już siły łatać drewna na bieżąco.
Spojrzała wyżej, w stronę siedzącego na maszcie rogatego, a jej brwi zmarszczyły się w zaniepokojeniu. Nie była pewna, czy siedzi tam dlatego, że dochodzi do siebie tak samo, jak chwilę temu ona dochodziła do siebie na rei, czy jest tak wycieńczony, że zaraz z tego masztu spadnie. Dość mocno nadszarpnęli jego możliwości.
- Sam? - zawołała, osłaniając oczy dłonią. - Żyjesz?
Obrazek

Wybrzeże

197
POST BARDA


Chociaż Vera przypłaciła sytuację nerwami, rozerwaną spódnicą i możliwym bliskim spotkaniem ze śmiercią, to nie tylko przetrwała, ale i uratowała sprawę. Nikt jej nie popędzał, gdy spokojnie mogła zejść na pokład, gdy załoganci radzili sobie z nowo zawiązanym sztagiem.

- Brawo, pani kapitan! - Gerda rzuciła się Verze na szyję i w emocjach ucałowała ją w policzek jak bohaterkę, którą się stała. - Uratowała pani nas wszystkich!

Również Hubert powoli, ostrożnie, schodził z olinowania. Wanty były o wiele łatwiejsze do nawigowania po nich, aniżeli gładki maszt. Kapitan wkrótce pojawił się przy Verze.

- Co tam, rozpada! Miało pierdolnąć, to pierdolnęło! - Hewelion nie zdradzał po sobie zdenerwowania. Wręcz przeciwnie, uśmiechał się, jakby sprawa była wyłącznie drobną niedogodnością! Jego nastrój tym bardziej poprawił Labrus, który, choć pijany, a może właśnie dlatego, że pijany, tanecznym krokiem podszedł do partnera i pozwolił objąć się ramieniem, jakby tam było jego miejsce od zawsze. Wąsaty nawet nie spojrzał na Verę. - Ty, Vera, ale czemu ty poszłaś na górę tam, co?

- Bo nasza kapitan robi wszystko najlepiej!
- Gerda pospieszyła z wyjaśnieniami.

- Samael tak postanowił. - Naskarżył Aric, wznosząc palec na Jelonka na żaglach. Obejmując nogami i rękoma maszt, siedział na rei, wracając do siebie. Nie słyszał nawoływań Very lub też nie odpowiedział z innego powodu. - Ufa bardziej obcym niż swoim.

- Vera jak się z Samem za coś zabierze to wiesz, że będzie dobrze zrobione.
- Ciężka dłoń Heweliona spoczęła na ramieniu bosmana. - Kurde, Verka, chciałoby się mieć was na pokładzie cały czas. Te, Aric, weź zbierz chłopaków i zawiąż drugi sztag. A my se zobaczymy, co w wodzie siedzi! Ty myślisz, że to ten kraken?!

- Na tych wodach to tylko ty jesteś postrachem, Hubercie.
- Odezwał się słodko Labrus. - Tylko ty możesz niszczyć Dłoń.
Obrazek

Wybrzeże

198
POST POSTACI
Vera Umberto
Chyba nigdy dotąd Gerda się tak względem niej nie zachowywała. Vera zaśmiała się i objęła dziewczynę jedną ręką, poklepując ją po plecach. Musiała przyznać, że to było miłe; na Siostrze wszystko, co robiła, było naturalne i oczywiste. Mogła wznosić się na wyżyny brawury i wyczyniać niesamowite rzeczy, a załoga była już do tego chyba tak przyzwyczajona, że nie robiło to na nich żadnego wrażenia. Tutaj byli w innych okolicznościach, więc i ona widziana była przez dziewczyny w innym świetle. Tak, całkiem miłe.
Przeniosła chłodne spojrzenie na Arica i przez chwilę po prostu patrzyła na niego w milczeniu. Potem powoli, bez słowa zlustrowała jego sylwetkę i z powrotem odwróciła się do Heweliona, nie zaszczycając bosmana nawet słowem. Wiedziała, że jej nie lubił; ona za nim także nie przepadała, więc nie musieli tu angażować się w dyskusje nie wiadomo po co.
- Jestem lekka, w porównaniu do wszystkich tych twoich chłopów. Wasze maszty są cienkie i giętkie. Mogłam wejść wysoko, ryzykując mniej, niż oni. Już pode mną Sam musiał łatać drewno; gdyby wszedł tam ktokolwiek inny, nie mielibyśmy już masztu. Nie mielibyście - poprawiła się.
Wciąż obejmując Gerdę, Vera znów uniosła wzrok na Samaela. Przynajmniej siedział na rei, więc nie powinien spaść, ale przeszło jej przez myśl, że mogłaby mu przydać się pomoc. Skoro nie była już potrzebna załodze i nikt od niej niczego nie chciał, mogłaby chyba znów wejść do niego na górę i upewnić się, że wszystko jest (przynajmniej we względnym) porządku.
- Hubert - westchnęła. - Pamiętasz, co opowiadali o tym krakenie? Uciekli mu tylko dlatego, że zeżarł inny statek. Gdyby nie to, że napatoczyła się inna jednostka, nie byłoby co z nich zbierać. Ja wiem, że chcesz upolować wszystko, co istnieje. Wiem. I naprawdę to rozumiem. Ale może zanim podpłyniemy tam i zaczniesz rzucać w wodę harpunami, to poczekasz, aż powiedzmy... wynurzy się na powierzchnię? I sprawdzimy, co to jest? Z krakenem nie będziemy mieli szans, wiesz o tym, prawda?
Obrazek

Wybrzeże

199
POST BARDA


Gerda nie odsuwała się od Very, wciśnięta w jej bok niemal tak, jak Labrus w bok Heweliona. Dziewczyna była dumna ze swojej kapitan, ze swojej przyjaciółki, która uratowała stado mężczyzn. Aricowi nie było to w smak i patrzył na obie tak, jakby chciał zabić je samym spojrzeniem. Nie odezwał się jednak, a wykonał polecenie Huberta, odchodząc w stronę dziobu, gdzie naciągano topsztag.

- Ano, są cienkie i giętkie, ale wytrzymują każdego! - Hewelion pochwalił swoje maszty. - Chociaż jak się łamią, to lepiej wysłać kogoś leciutkiego. Gerdę wysłać, to Sam w ogóle by nic nie robił! - Pochwalił dziewczynę, a ta tylko zachichotała perliście, zadowolona z komplementów. - Hej, Sam, W PORZĄDKU? - Ryknął Hubert i na jego wołanie Rogaty w końcu uniósł dłoń, dając znak, że żyje. Labrus przy boku partnera skrzywił się na to krzyczenie do ucha.

- Dlaczego nie schodzi? - Zatroszczyła się Olena, która miała wyjątkową słabość do oficera.

- Zmęczył się, zaraz mu przejdzie. Pewno jeszcze pilnuje! Zuch chłopak! To jak z tym krakenem? - Ciągnąc przy sobie lekarza, kapitan skierował się do burty, by patrzeć w stronę plamy, średnio widocznej z tego kąta. Mogła być skupiskiem glonów tak samo, jak i potworem. Za Hewelionem podążył wianuszek dziewcząt.- Wyobraź sobie taką mackę pod sufitem, Verka! A jak wcale się nie wynurzy? A tak to, o, dźgnie się go raz czy drugi i się pokaże, czymkolwiek jest.

- Mój myśliwy... -
Mruknął Labrus, którego alkohol zaczął powoli zwalać z nóg. Lekarz chwiał się, podtrzymując kapitana.

- Doktorkowi to chyba dość! - Zaśmiała się Pogad. - Chodź, doktorku, zaprowadzimy cię do łóżka. - Podeszła, gotowa przejąć balast od Huberta.
Obrazek

Wybrzeże

200
POST POSTACI
Vera Umberto
Trochę jej ulżyło, gdy Sam podniósł rękę. Nie wyglądał, jakby faktycznie wszystko było w porządku, ale nie było też chyba tak strasznie źle, skoro zareagował tak, a nie - na przykład - kręcąc przecząco głową. Vera postanowiła, że jak się nie pozbiera w ciągu kilku minut, to jednak tam do niego wejdzie. No, a jeśli nie ona, żeby Aric znów się nie pieklił, to zasugeruje Hewelionowi, żeby jednak kogoś do oficera wysłał. Nie do końca wiedziała, jakie bywają objawy przeciążenia magicznego, czy jakkolwiek to nazwać. Ignhys mdlał, gdy wysilił się zbytnio, a Sovran rzygał jak kot i na tym kończyła się jej wiedza. I szczerze, wolałaby, żeby Sam porzygał się na żagle, niż stracił przytomność i spadł. Zerkała więc na niego raz po raz, nawet jeśli mogłaby sobie nie poradzić ze złapaniem go, gdyby faktycznie zleciał.
- Uważałabym na niego - powiedziała cicho. - Naprawdę kosztowało go to dużo wysiłku. Jak nie będzie miał siły zejść, trzeba będzie po niego pójść.
Westchnęła ciężko, pocierając brwi palcami. Hubert naprawdę był przypadkiem beznadziejnym... i Labrus teraz, niestety, też. Coś czuła, że gdy wytrzeźwieje i nadejdzie syndrom dnia następnego, nie będzie jej już tak bardzo wdzięczny za pomoc i towarzystwo. I z jakiegoś powodu wątpiła, by dał się namówić na leczenie tym samym, czym się struł. Uśmiechnęła się do niego lekko, choć on chyba kompletnie już nie wiedział, co się wokół niego dzieje.
- Może to dobry pomysł - zgodziła się z Pogad. - Doktor Viridis powinien się położyć. Przyda mu się odpoczynek - zerknęła na Heweliona. - Czy już... w porządku? - spytała. Nie chciała dopytywać o szczegóły, ale chciała wiedzieć, czy zażegnali konflikt przynajmniej chwilowo i czy jeśli nie uda się jej odwieść go od polowania na ciemną plamę pod wodą, to nie umrą pokłóceni.
Westchnęła cicho, puszczając Gerdę, opierając się o burtę i wytężając wzrok. Nic nie dostrzegła z tak daleka, więc rozejrzała się w poszukiwaniu lunety. Ktoś gdzieś powinien taką tu przecież mieć, albo mogła się znaleźć leżąca w skrzynce, tak samo, jak zawsze jedna leżała gdzieś na głównym pokładzie Siódmej Siostry. Może w ten sposób mogliby dokładniej obejrzeć to, co kryło się pod powierzchnią. Musiała przyznać, że załoga Uronga nastraszyła ją i nie była zbyt optymistycznie nastawiona na polowanie na każdą ciemną plamę po drodze. Statki? Pewnie, wszystkie. Ale nie podwodne niewiadome.
- A może zamiast tego byśmy upolowali jakiś stateczek, hm? - zaproponowała. - Nie jesteśmy jeszcze na terytorium Archipelagu, a niedaleko stąd do głównych szlaków handlowych. Może dorwiemy trochę złota na zakupy w Porcie Erola?
Obrazek

Wybrzeże

201
POST BARDA


Samael, mimo uwagi pani kapitan, pozostawał wysoko na żaglach i nic nie wskazywało na to, że ma plan zejść. Vera nie musiała jednak kłopotać się do niego na górę, bo jeden z załogantów zaczął się do niego wspinać z liną, która również wymagała zawiązania. Przynajmniej topsztag naprostował już maszty i jeśli zostały jakieś pęknięcia, to Jelonek mógł się nimi zająć.

- I jak ty go stamtąd ściągniesz? - Zapytał jeszcze Hubert, zadzierając głowę ku górze. - Sam zejdzie jak będzie gotowy. - Dodał, nie przejmując się zbytnio. Nachylił się do Labrusa, który bardzo chciał pożegnać się pocałunkiem, nim zostanie zabrany przez Pogad. Musiał mu jednak wystarczyć hewelionowy policzek, gdy kapitan nie chciał pokazywać zbytnio swojej miłości w towarzystwie. - Dzięki, Pogad. Idź się zdrzemnąć, Labrus.

- Hubercie...! Kochany!

- Nie ma sprawy, kapitanie. Należało mu się odprężenie. Chodź, doktorku.
- Siła orczycy nie pozwalała Viridisowi walczyć o pozostanie przy boku ukochanego.

Hubert westchnął, nieco zawstydzony zachowaniem partnera. Chrząknął, starając się rozproszyć uwagę, jaką mógł przyciągnąć Labrus. Oczy Gerdy błyszczały, zaś Yala i Olena odwracały twarze gdzieś w bok, nie chcąc być świadkami wylewności lekarza.

- Potem pogadamy. - Zbył jeszcze pytania Very. Nie chciał dzielić się tym w towarzystwie, tym bardziej, że zbliżał się do nich Aric.

- Topsztag gotowy, kapitanie! - Zaraportował.

- Dobrze! Świetna robota, Aric. Słuchaj, kapitan Umberto chce zapolować na statek.

- Dzisiaj to pierwsza mądra myśl z jej ust!
- Wyszczerzył się bosman.

- Ale tam? Tam coś jest. Przynieś-no lunetę, Sam! Sam? A... Khm, niech ktoś przyniesie lunetę! -Hubert rozejrzał się, szukając wzrokiem majtka. - Aric? Co ty tam widzisz?

- Coś wystaje z wody, kapitanie.

- C-co?
- Hubert rzucił się do burty, by sprawdzić doniesienia Arica. - Vera, patrz! Coś tam jest!

Między falami wystawała... Wysepka. Nie dłuższa niż dwa metry, miała dziwy strzelisty kształt i dwa otwory, jak dwa nozdrza. Co gorsza, wysepka zaraz zniknęła.
Obrazek

Wybrzeże

202
POST POSTACI
Vera Umberto
Skrzywiła się, słysząc komentarz Arica. Ten człowiek naprawdę działał jej na nerwy. Czepiał się jej z jakiegoś powodu, choć nigdy nic mu nie zrobiła, a z całą pewnością mogła. Przeszkadzało mu, że wykazała inicjatywę? Że powstrzymała maszt przed złamaniem się i zleceniem na ten jego głupi łeb? Na Harlen też miał z nią jakiś problem, choć wtedy akurat tylko siedziała sobie przy ognisku i nikomu nie wadziła. Może trzeba by było nauczyć go szacunku, żeby odwalił się raz a dobrze?
Może. Ale nie teraz i nie tutaj. Uśmiechnęła się do niego nieprzyjemnie.
- Nieźle, to już jedna więcej, niż u ciebie - rzuciła tylko krótko.
Odwróciła się z powrotem do burty i wytężyła wzrok. Znów zmarszczyła brwi i przysłoniła oczy dłonią, ale niewiele jej to dało. Coś, co wyłaniało się spod fal, by zaraz potem pod nie wrócić, musiało być gigantyczne i z jakiegoś powodu przeczuwała, że pospieszne oddalenie się stąd będzie najrozsądniejszą opcją.
- Czy to jest... Tylko część tego czegoś? - spytała mimowolnie, choć przecież dobrze wiedziała, że to tylko podjudzi Heweliona. - Tu nie ma wysp. To musi być ogromne.
Wychyliła się i wyjrzała w dół, pod wodę, chcąc sprawdzić, czy cień nie przeniósł się przypadkiem pod Dłoń.
- Powinniśmy rozwinąć żagle i spierdalać - stwierdziła z pełnym przekonaniem, a potem wyprostowała się i odepchnęła od relingu.
Skupiła się teraz na Hubercie, posyłając mu nerwowy uśmiech. Zbyt dobrze zdawała sobie sprawy z własnej niemocy na tej jednostce. Nie była tu nikim istotnym, nie miała żadnej siły przebicia, poza argumentami i rozpaczliwymi próbami negocjacji.
- A może zostawilibyśmy to coś w cholerę i to my byśmy się zmierzyli, hm? - zaproponowała. - Płyńmy stąd, ja pójdę po miecz. Ten jeden raz ani Corin, ani Labrus nie będą truć nam nad głową. Bardzo chętnie skorzystam z okazji i ci złoję dupę, kapitanie Hewelionie - ukłoniła się uprzejmie. - Taka okazja może się nie powtórzyć.
Obrazek

Wybrzeże

203
POST BARDA


Aric podparł się pod boki, zadzierając głowę ku górze, ku zalogantom, którzy wiązali kolejny sztag i rozmawiali z Samaelem, wciąż uwieszonym masztu. Jego mina szybko zmieniła się, gdy Vera otworzyła usta, a wzrok skierował się ku kapitan.

- Kapitan Umberto taka pewna siebie nawet na obcym statku? - Zapytał sucho.

- A co ma nie być? - Zapytał wprost Hubert. Jego nastrój poprawił się znacząco, gdy na horyzoncie pojawiła się zdobycz. - Jest gościem na Dłoni.

- Tak... Pamiętam.
- Burknął Aric. - Wracam do obowiązków, kapitanie.

- Doskonale! Przygotuj statek do opuszczenia żagli. Tylko może patrz na sztagi, coby nic się nie zrobiło znowu!

- Rozkaz!
- Zgodził się Aric, bez spojrzenia na Verę i dziewczęta odchodząc w kierunku dziobu.

- Straszny z niego buc. - Mruknęła cicho Olena. Zwykle nie wypowiadała się źle o kimkolwiek, więc Aric musiał zajść jej za skórę! - Proszę się nie przejmować, pani kapitan.

- O kurwa...

Yala spojrzenie utkwione miała w wynurzającej się wyspie. Vera nie musiała już patrzeć pod wodę, bo przed nimi wyrósł żółw.
- O kurwa!! Patrzcie! - Powtórzył Hubert wskazując na stworzenie. Nie był to morski żółwik, do widoku jakich mogli nawyknąć, ani nawet taki, jakiego jakiś czas temu Hewelion upolował i podzielił się z całym Harlen. To stworzenie było dłuższe i szersze niż cała Dłoń Sulona! - Będziemy walczyć potem! Patrz!

- Kapitanie! Musimy płynąć.
- Gerda złapała Huberta za ramię. Była przerażona widokiem pokrytego kostnymi guzami gada, który mógłby przepołowić statek jednym kłapnięciem paszczy! - Proszę!

- Ale patrzcie!!!
Obrazek

Wybrzeże

204
POST POSTACI
Vera Umberto
Ul tylko jeden raczył wiedzieć, ile złośliwych komentarzy i prowokacji Vera miała już na podorędziu. Była jednak gościem, na szczęście i nieszczęście, wypadało się więc dostosować do oczekiwań kapitana - a ten raczej nie oczekiwał, by prała się po mordach z każdym, kto ją zirytuje. Zresztą, wydawało się jej, że przez ostatni rok znacząco dojrzała. Może był to wpływ Corina, może wszystkiego tego, co przeszła, ale nie rzucała się już bezmyślnie z mieczem na każdego, kto zaszedł jej za skórę i czasem też udawało się jej kontrolować to, co miała do powiedzenia. Nie była tą samą Verą Umberto, która zabiła w Karlgardzie elfa tylko za to, że kombinował i chciał sobie na niej zarobić, czy jakiekolwiek tam miał pomysły. Nie była tą samą Verą Umberto, która teraz zrobiłaby wszystko, żeby udowodnić Aricowi swoją wyższość i fakt, że z ich dwojga to ona była samcem alfa. Może kiedyś; może na Harlen.
- Straszny - zgodziła się tylko z Oleną, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Co zrobisz, ego go uciska.
A potem już kompletnie zapomniała, zarówno o bosmanie, jak i o linach, żaglach i masztach. Z rozchylonymi w niedowierzaniu ustami patrzyła, jak spod wody wynurza się monstrualny żółw, większy od statku, na którym właśnie płynęli. Zrobiła dwa nieprzytomne kroki z powrotem do relingu i chwyciła się go mocno, tak jakby miało to w czymkolwiek pomóc, gdyby ta istota postanowiła ich staranować i przewrócić.
- Patrzę przecież, kurwa mać - odpowiedziała Hewelionowi. - Bogowie, jakie to jest wielkie. Przecież to jest większe, niż Dłoń!
Chyba nie zamierzał na to polować? Żółw wyglądał na trudnego do przebicia choćby harpunem, nie tylko w miejscu, gdzie okrywała go skorupa, ale także na głowie i szyi; jego stwardniała, przedwieczna skóra musiała być odporna na wszystko. Gdzieś z tyłu jej głowy pojawiła się zdecydowanie niemile widziana tam myśl, że gdyby zabili coś takiego i przyholowali to na Harlen, legendy o tym czynie śpiewane byłyby jeszcze przez wiele, wiele lat. I być może dosięgłyby dalszych krain, niż szanta o cyckach Very Umberto, ujeżdżającej morskie węże.
Nic nie mówiła, bo swoje już powiedziała. Zmusiła się tylko od oderwania wzroku od żółwia i przeniesienia go na kapitana. To on decydował teraz, co robić i być może gdyby wciąż był pod pokładem, z Viridisem, mogłaby tu przy pomocy Samaela przekonać załogę do rozsądnej ucieczki. Ale teraz? Teraz Hewelion był odpowiedzialny za to, jak potoczą się ich losy. I coś czuła, że nie ma co liczyć na jakąkolwiek roztropność. Był zbyt podekscytowany.
Cholera, powinna biec pod pokład po miecz, chociaż nie był on niczym więcej, niż wykałaczką, przy czymś tak ogromnym.
Ale stała, jak słup soli, z naglącym, pytającym spojrzeniem wbitym z Huberta. Co dalej? Czy jego załoga naprawdę trwała na co dzień w takiej niepewności, nie wiedząc, czy dożyją dnia kolejnego, bo ich kapitan miał niekończące się, niespełnione ambicje łowcy?
Obrazek

Wybrzeże

205
POST BARDA


Aric nie był już największym zmartwieniem Very i dziewcząt, bo bestia z głębi morza wyciągnęła łeb, by przyjrzeć się statkowi, który zaburzył jego odpoczynek. Szyja stworzenia była gruba, grubsza od największego drzewa na Harlen, wyciągała się dłużej i dłużej, jakby był to wąż, a nie skryty w skorupie żółw! Okrągłe, żółte ślepia utkwione zostały w Dłoni, a pokryty płytkami dziób rozchylony nieco.

Krzyki na pokładzie zasugerowały, że załoga szykowała się do walki. Ktoś nawet podbiegł do Heweliona i włożył w jego dłoń harpun.

- Patrzcie!! - Ekscytował się Hewelion, zachwycony jak mały chłopiec na widok straganu ze słodyczami. - Jak my zajebiemy takiego kolosa?!

Gerda dopadła do kapitana i złapała go za ramię.

- Wcale! Zobacz, jaki on jest wielki!

- Jak my zabierzemy go do brzegu?!

- Wcale, kapitanie! Zostawmy go!


Bestia wpatrywała się w Dłoń z niemądrym zaciekawieniem. Zbliżyła łeb do burty. Z bliska... Z bliska żółw wyglądał jeszcze bardziej przerażająco!
Obrazek

Wybrzeże

206
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera jeszcze tylko przez chwilę wpatrywała się w Heweliona, by potem rozejrzeć się po pokładzie. Nikt tu nawet nie zastanawiał się nad tym, czy z walki zrezygnować. Nikt nie myślał, że może bezpieczniej będzie wycofać się, zanim to gigantyczne stworzenie przewróci statek i tyle z tego będzie. Nikt nie sugerował, żeby rozwinąć żagiel i uniknąć walki. Ta załoga była tak samo szalona, jak jej kapitan. Umberto uniosła dłoń i odgarnęła włosy z twarzy, zastanawiając się, co właściwie powinna teraz zrobić, ale nie doszła do żadnych konstruktywnych wniosków, bo na cudzym pokładzie nie miała zbyt wielkiego pola do popisu.
- Gerda - zwróciła się do przerażonej dziewczyny. - Idźcie z Oleną pod pokład. Schowajcie się tam. Przyjdę po was, jak już będzie po wszystkim.
Uniosła wzrok na Pogad i Yalę.
- Idźcie z nimi, jeśli chcecie. A jeśli wolicie zostać tutaj... kurwa mać, chyba trzeba pomóc - westchnęła i w końcu ruszyła się z miejsca, żeby znaleźć jakiś harpun.
Mogła iść pod pokład po miecz, ale mijało się to z celem. Jej broń była zbyt mała, nie zrobi żółwiowi żadnej krzywdy. Widząc, że jej słowa nie miały żadnej siły przebicia do głowy podekscytowanego nadchodzącą śmiercią Heweliona, postanowiła pozwolić mu działać - a jeśli wyczuje chwilę, w której będzie należało uderzyć, może bez wpadania w morską toń i tonięcia, to też zrobi. Chwyciła pierwszy lepszy harpun, o ile w ogóle jej na to pozwolono, a potem czekała na rozwój wydarzeń.
Obrazek

Wybrzeże

207
POST BARDA


Hubert był gotowy atakować, a i jego załoga wiedziała, jak zachowywać się w towarzystwie kapitana, który nie odpuszczał żadnej potworze. Mężczyźni zebrali się na pokładzie, uzbrojeni i gotowi, by wesprzeć swojego przywódcę.

- Kapitanie! Musimy uciekać! - Wrzeszczała cienko Gerda, ciągnąc Heweliona za ramię.

- Chodź, Gerdusia, pokażę ci, jak zabić potwora!

- Kapitanie!
- Jęczała dziewczyna, aż została odciągnięta przez Olenę, jak sugerowała Vera. Lekarka rzuciła Verze wiele znaczące spojrzenie: lepiej, by kapitan nie próbowała powstrzymać szaleńca!!

Pogad była już przygotowana i podała Verze harpun. Ostrze zasadzone na długim drzewcu musiało wystarczyć, choć żółw okuty był w swój naturalny pancerz, ciężki do przebicia nawet najostrzejszą bronią.

Żółw zainteresowany był statkiem. Niezbyt piękny, owalny łeb zbliżył się do burty, gdy stworzenie starało się wywąchać, z czym miało do czynienia. Pęd powietrza, opuszczający nozdrza, pchnął łajbę.

- Ale wielki obrzydlak! - Cieszył się Hubert. Czekał, z nogą wspartą o reling. Musiał być gotowy. Kiedy żółw znów zbliżył łeb do burty i wtedy Hewelion działał. Wybił się z miejsca i przeskoczył na wielką głowę.

Harpun kapitana wzniósł się i opadł z wielką siłą prosto w czaszkę bestii. Słońce błysnęło w ostrzu, które nie przeszło przez pancerz, ale złamało się i spadło do morza. Żółw wydał się niezainteresowany.
Obrazek

Wybrzeże

208
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie rwała się do walki z czymś, co równie dobrze mogło być starsze, niż cały Archipelag. Dla tego żółwia nie stanowili żadnego zagrożenia i Vera nie potrafiła pojąć, dlaczego nie widział tego ani Hewelion, ani żaden z jego ludzi. Załoga Siódmej Siostry szybko zwinęłaby się stąd, tak, jak szybko zwijała się, gdy na horyzoncie pojawiały się lewiatany, czy inne smoki. Statki kupieckie, na których ich przeciwnikami mogli być co najwyżej doskonale wyszkoleni wojownicy, najęci jako ochrona? Pewnie, Umberto z krzykiem na ustach rzucała się na nich pierwsza. Ale to? Co mogli zrobić czemuś takiemu? Potrzebowaliby maga. I to szkolonego konkretnie w zakresie magii ofensywnej, choć Vera nie miała pojęcia jakiej konkretnie.
Zaklęła pod nosem, gdy Hubert przeskoczył na łeb potwora, ale nie podała mu kolejnego harpuna. Nie wiedziała, co on sobie myślał. Sądził, że upoluje go, jak jedną ze swoich wielkich ryb? Nikt nie wydawał się skłonny do tego, by go od tego pomysłu odwieść, wręcz przeciwnie. To było niewiarygodne.
- Polowaliście kiedykolwiek na coś tak wielkiego? - spytała pierwszego lepszego załoganta Dłoni Sulona, jaki przypałętał się w jej okolicę, nawet jeśli był to Aric.
Tak czy inaczej, musiała być gotowa na najgorsze. To znaczy, na tak naprawdę najgorsze przygotować się nie mogła, ale mogła upewnić się, że gdy żółwiowi znudzi się obserwowanie kadłuba statku i z powrotem zanurzy się pod wodę, kapitan nie zanurzy się razem z nim, znikając w wirze wody już na zawsze. Podbiegła do długiego zwoju jakiejś nieszczególnie najgrubszej liny i zawiązała ją mocno na relingu, a drugim końcem obwiązała się wokół pasa, zostawiając sobie jeszcze u boku drugą, dużą pętlę, z którą mogłaby wskoczyć za monstrum do wody i w której w razie potrzeby mogłaby zacisnąć Heweliona.
Obrazek

Wybrzeże

209
POST BARDA


Hubert wyraźnie postradał zmysły. Gdy jego bosak pękł, samym drewnianym trzonkiem starał się zrobić żółwiowi krzywdę, wbijając w jego głowę drzazgi. Nie był jednak niczym ponad męczącą muszkę, która brzęczała obok żółwiego ucha.

- Nigdy! - Pirat obok Very sam cieszył się na widok potwora. - To będzie największa zdobycz kapitana!

Ktoś rzucił Hewelionowi kolejny harpun i pirat działał tym razem ostrożniej. Vera nie mogła jednak skupić się na jego próbach pozbawienia żółwia życia, bo szukała liny. Lin na pokładzie bylo dość i bez problemu znalazła taką, która sprostałaby jej wymaganiom. Nikt jej nie powstrzymał.

- W oko, kapitanie, w oko! - Zachęcił ktoś z pokładu i Hubert posłuchał sugestii. Przesunął się po łbie rezygnując z próby wbicia harpuna między łuski, za to chcąc pozbawić zwierza wzroku.

Żółw nie był przygotowany na taki atak. Kiedy tylko postać kapitana znalazła się w zasięgu jego spojrzenia, gwałtownie szarpnął głową, cofnął ją, chcąc schować do skorupy. Hubert jakimś cudem wciąż utrzymał się na łbie, lecz nie miał już szans, gdy bestia potrząsnęła łbem, chcąc pozbyć się natręta.

Hubert spadł do wody wiele metrów od statku. Żółw, zniechęcony takim przywitaniem, zaczął się wycofywać, na głębszą wodę.
Obrazek

Wybrzeże

210
POST POSTACI
Vera Umberto
Trzymając harpun w dłoni, choć nie wiadomo właściwie po co, Vera przyglądała się próbom Heweliona. Trzeba przyznać, że mimo wielu, ale to wielu obaw, jakie w tym momencie miała, ekscytacja załogi odrobinę się jej udzielała. Gdy zawiązała wokół siebie tę linę, oparła się drzewcem harpuna o pokład i spoglądała na Huberta z bezpiecznego pokładu Dłoni. Nie prosił o pomoc, więc nie pomagała, bojąc się, że wścieknie się na nią za ingerowanie w jego polowanie. Wielki żółw miał być jego ofiarą, niczyją inną, tym bardziej Very Umberto - w końcu ona była tutaj tylko gościem.
Spięła się, gdy stworzenie cofnęło głowę, a potem doskoczyła do relingu i wychyliła się mocno, podążając spojrzeniem za odlatującym w morze kapitanem. Co on sobie myślał? Naprawdę sądził, że wetknięcie temu czemuś wykałaczki w oko będzie w stanie to zabić? To mogło co najwyżej połowicznie oślepić kolosalne zwierzę. Chciała na głos rzuć komentarz "idiota", ale w porę przypomniała sobie, że otaczają ją załoganci tegoż idioty, więc zmieliła to słowo w ustach i tylko skrzywiła się z irytacją.
Ale nie skakała jeszcze za nim. Fakt, że wpadł do morza, o niczym nie świadczył, a już na pewno nie o jego końcu. Potrafił pływać, a zanurzający się pod powierzchnię żółw nie wytworzył wiru, który wciągałby Heweliona w głębinę. Vera wpatrywała się więc w miejsce, w którym zniknął jej on z oczu, czekając, aż się jednak wynurzy. Zamierzała przeskoczyć burtę z liną ratunkową dopiero wtedy, gdy nie będzie go widziała zdecydowanie zbyt długo. Jednocześnie kątem oka obserwowała też pozostałych - co robiła załoga? Musiała być przyzwyczajona do podobnych akcji i mieć pewne rozwiązania na sytuacje takie, jak ta.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”