Wybrzeże

91
POST BARDA
Trip był przewidywalny, ale gdy patrzył na kapitan błagalnym wzrokiem, jak mogła ugiąć się i zmusić go do mówienia tego, czego tak bardzo wyjawić nie chciał? Bosman był jednak innego zdania:

- Smoluszek po naszemu nie mówił, a śpiewał jak pierdolony skowronek! Dajta mi szmatę i wiadro wody...

- Osmar. - Corin ostro go upomniał, bo chociaż zgadzał się na takie środki zaradcze wobec innych, to Trip był mu przecież prawie jak syn, którego nigdy nie miał.

- Poczekaj, gnojku, jak Corin nie będzie patrzał!

- Osmar! Dość. Siadaj, Trip. - Corin westchnął, czując to, co często czuła Vera - że musi opiekować się zgrają dzieciaków. - Vera ma rację, w tej grze to nielegalne, ale jesteś piratem... więc możesz nie zwracać uwagi na zasady. - Mówił, zerkając na chłopaka, który ze wstydem opuścił głowę.

- Nie wiedziałam, że młody coś ukrywa. - Odezwała się Pogad ze swojego miejsca, wciąż rozłożona tak, że inni musieli ją omijać. Podkuliła nogi tylko na chwilę, wcześniej, gdy Corin wirował z Verą. - Teraz sama mam ochotę go przycisnąć.

- Trip powie nam coś innego o sobie... - Yett zastanowił się chwilę, chcąc zmienić temat tak szybko, jak to możliwe. - Jaka jest najdziwniejsza rzecz, którą widziałeś na statku, ale zataiłeś to przed innymi?

- To proste. - Trip otarł nos. - Kiedy jeszcze mieliśmy kozę... widziałem, jak ktoś się z nią zabawia.

Wyznanie Tripa podniosło kolejną falę śmiechu i oburzenia.

- Kto?! - Dopytywał Osmar. - Kto przeruchał moją Betty?! Ja z niej mleko piłem!

- Kto taki niewyżyty? - Dopytywała Pogad. - Nepal?

- To pewnie ktoś niepozorny! Jak Danzel!

- Nie powiem. - Trip uśmiechnął się niewinnie. - Teraz ja! Marda! Na ciebie wypadło!

Zabawa trwała w najlepsze i nim spostrzegli, deszcz ustał, a statek zbliżył się do Harlen.

-> Na Wyspę Harlen
Obrazek

Wybrzeże

92
POST BARDA
-> Z opuszczonej świątyni w Varulae

Dżungla została daleko za nimi. Siostra grzecznie wypłynęła spodmiędzy skał, nie wpadając już na żadną mieliznę, a następnie sunęła po morzu jakby wyszła prosto ze stoczni. I choć dno nie przeciekało, Marda zdążyła uświadomić Verę, że po przypłynięciu na Harlen powinni sprawdzić dno, również od spodu. Ciężko było prosić o suchy dok w mieście piratów, ale żeglarze byli na tyle doświadczeni, że wyciągnięcie statku na plażę nie będzie dla nich żadnym problemem. Oczyszczenie kadłuba, usunięcie okrzemek i zakonserwowanie go na nowo było odsuwane w czasie już zbyt długo. Szykował się co najmniej tydzień wakacji na Harlen.

Lecz nim do tego dojdzie, musieli tam dopłynąć. Opuszczając wybrzeże Varulae płynęli dobrze znanym szlakiem ku Karlgardowi, by w odpowiednim miejscu odbić na południe. Było to miejsce uczęszczane tak przez wojsko, jak i kupców, bezpieczne... póki nie pojawili się piraci.

Vera i Corin spali, wymęczeni spotkaniem po paru dniach rozłąki i tygodniami, kiedy nie powinni się do siebie zbliżać. Był środek nocy, lecz na Siostrze zawsze ktoś czuwał. Tym razem spokój kajuty kapitańskiej przerwała Irina.

Elfka zapukała do drzwi i uchyliła je lekko, lecz nie na tyle, by mogła dojrzeć coś w ciemności kajuty.

- Kapitanie, łatwy cel w pobliżu. Proszę o pozwolenie na abordaż.
Obrazek

Wybrzeże

93
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie do końca uśmiechało się jej robienie takich porządków ze statkiem na Harlen, gdzie brakowało suchego doku i trzeba było wyciągać statek na plażę. Zdecydowanie wolała załatwiać te sprawy w Porcie Erola i dlatego też początkowo nie dała Mardzie jednoznacznej zgody. Dopiero po jakimś czasie, po przejściu się po niższych pokładach i posłuchaniu, jak pracuje drewno, doszła do wniosku, że faktycznie lepiej było tego nie przeciągać. Nie wiedziała, kiedy odwiedzą Archipelag, a na Harlen płynęli już teraz. Trudno, zorganizują sobie jakieś namioty, gdy przechylony statek nie będzie nadawał się do nocowania. Silas nie miał tylu pokoi, by pomieścić całą załogę.

Obudzona przez Irinę, Vera wyjątkowo nie czuła złości, bo elfka miała bardzo słuszne powody, by zapukać do kajuty. Kapitan podniosła się do pozycji siedzącej i przetarła twarz, szybko odzyskując przytomność.
- Udzielam - odpowiedziała. - Budź załogę. Za chwilę będę.
Jak obiecała, tak zrobiła. Wysunęła się z ciepłej pościeli i objęć Yetta, by ubrać się wygodnie i związać włosy. Nie miała jeszcze czasu wyczyścić pancerza po ekspedycji do świątyni w dżungli, więc zakładała go z lekkim obrzydzeniem, gdy musiała zapinać brudne sprzączki, ale przecież nie mogła wyskoczyć do abordażu w koszuli i spodniach.
- Corin - pochyliła się nad śpiącym oficerem i odgarnęła mu ciemne włosy z twarzy. - Wstawaj. Zaczynamy polowanie.
Wcisnęła kapelusz na głowę, a do biodra przypięła miecz. Przejrzała się w swoim prowizorycznym lustrze i przypomniało się jej, że gdzieś w rzeczach znalezionych na plaży było też normalne, porządne lustro ze szkła. Musiała sobie je wreszcie powiesić u siebie, a to oddać dziewczynom pod pokład. Poprawiła rękawy, które nierówno układały się pod karwaszami.
- Nareszcie. Brakowało mi tego. Kiedy polowaliśmy ostatni raz? - rzuciła, nie licząc na to, że Yett udzieli jej zwięzłej odpowiedzi, gdy się dopiero budził. - Mroczni, demony, cała reszta tego gówna... wreszcie coś normalnego. Zbieraj się, rybko.
Odkąd Yett tak ją nazwał, to określenie niezmiennie ją bawiło. Było zbyt absurdalne, by widziała w nim czułość, po prostu ją śmieszyło. Rzuciła mu drapieżny uśmiech, tak typowy dla Very Umberto, gdy malowała się przed nią wizja łatwego rabunku. Zostawiła oficera i wyszła na główny pokład.
To miała być dobra noc.
Obrazek

Wybrzeże

94
POST BARDA
Corin miał większe problemy ze wstawaniem. Nie dospał w czasie, gdy Very nie było na statku, a gdy w końcu mógł odetchnąć, budzono go w środku nocy. Na zewnątrz było ciemno, a niebo zasnuwały chmury. Odległa łuna sugerowała jakieś nadmorskie miasto, jednak przez późną porę nawet tam gaszono światła. Jedynie jasne punkciki na horyzoncie sugerowały przepływające statki, gdy nocna warta umilała sobie czas lampami. Nie można było pracować w całkowitej ciemności.

Ruch na pokładzie świadczył o tym, że piraci przygotowywali się do nadchodzącego ataku. Część z pewnością miała problemy tak duże, jak i Corin, lecz zebrali się z hamaków i wyszli na górny pokład. Yett usiadł w łóżku i potarł oczy, nie mogąc się dobudzić.

- Już wstaję. - Obiecał marudnie. - Idź przodem, zaraz do was dołączę. Już... mm, już dawno nie polowaliśmy. - Przyznał jej rację, opuszczając w końcu ręce i spoglądając na swoją kapitan. - Wracamy do normalności, kochanie. Rybko. - Uśmiechnął się, najwyraźniej nie żałując sposobu, w jaki kiedyś odezwał się do Very.

Na górnym pokładzie było już tłoczno. Mężczyźni i kobiety szykowali broń, natomiast Irina wspięła się na wanty, oceniając, jak daleko zostało jeszcze do celu.

- Nieduża jednostka kupiecka. Brygantyna, dwa maszty. - Oceniła, mrużąc oczy.

- Trzy. - Sovran przyszedł z pomocą, gdy widział lepiej w ciemności. - Jeszcze z tyłu, niski.

- Co robimy, kapitanie? Zatapiamy czy puszczamy wolno? - Dopytała Irina.
Obrazek

Wybrzeże

95
POST POSTACI
Vera Umberto
Mała jednostka kupiecka należała do tego rodzaju, jakie atakowali najczęściej. Takie nie miały szans uciec statkowi tak szybkiemu, jak Siostra, a wysoki kadłub pozwalał piratom z łatwością przeskoczyć na wrogi pokład. Umberto złapała lunetę i przesunęła spojrzeniem po horyzoncie, szybko wyłapując miejsce, w którym pojawiły się dwa dostrzeżone przez Irinę maszty i trzeci, który zauważył Sovran.
- Nie wiem jeszcze, zobaczymy - odpowiedziała na pytanie drugiej oficer. - Najpierw abordaż. Postraszymy ich i spędzimy w jedną kupę, jak zwykle. Jak grzecznie oddadzą ładunek, to niech sobie płyną dalej. Nie mam nastroju na wyżynanie całej załogi.
Oddała lunetę mrocznemu i ruszyła po schodach na górę, na mostek.
- Ale nastrój może mi się zmienić. Chodź ze mną, Sovran. Będziesz mi mówił, co widzisz.
W ciemności nawet luneta mogła niewiele dawać tym, którzy mieli oczy przyzwyczajone do światła dnia. Vera przejęła ster od tego, kto akurat przy nim stał i rzuciła kilka rozkazów. Jedne żagle zwinęły się, drugie rozwinęły, a prowadzona przez podekscytowaną kapitan Siostra zaczęła skręcać. Umberto poleciła pogasić lampy na pokładzie i pozasłaniać okna, by mogli niezauważenie podpłynąć jak najbliżej łupu. Czarna bandera, wciągana właśnie przez kogoś na ostatni maszt, wykrzywiała jej usta w niezmiennie tym samym, drapieżnym, choć niezbyt szerokim uśmiechu.
- Patrz na pokład tamtej jednostki, gdy zbliżymy się do niej na tyle, żebyś widział, co się na niej dzieje. Policz załogantów. Powiedz, co robią. Nikt z nas nie wypatrzy tego tak łatwo, jak ty - poleciła i uniosła wzrok na pasiaste żagle. Przyspieszyli, więc pęd wiatru rozwiewał jej włosy. Dobrze, że w tę stronę. Krótkie kosmyki, których nie mogła złapać w warkocz, wciąż ją irytowały. Nie wiedziała, po co w ogóle zaczęła je wiązać. - Krąży legenda, że Siódma Siostra to statek-widmo - rzuciła do Sovrana w ramach niezobowiązującej pogawędki, skoro już obok niej stał. - Duch statku z duchami żeglarzy, którzy niosą zgubę każdemu, kto ich zobaczy. Może wynika to z naszych nocnych ataków.
Wydęła usta, przez chwilę zastanawiając się nad czymś, zanim z przekonaniem stwierdziła:
- Byłabym wyjątkowo dobra w byciu mściwym upiorem.
Zerknęła na maga krótko.
- Czy nadal nie życzysz sobie, żebym traktowała twoją magię jak każdą inną umiejętność swoich załogantów, czy będziesz wykonywał moje rozkazy bez późniejszych pretensji? - upewniła się. - Nie umiesz jeszcze walczyć na tyle dobrze, żeby zostać na pokładzie, jeśli chciałbyś stać tu z samym mieczem. Jeśli nie chcesz czarować, będziesz musiał się schować w dziobowej, albo pod pokładem. Tylko uprzedzam, twoja reputacja wśród załogi znacząco na tym ucierpi.
Obrazek

Wybrzeże

96
POST BARDA


Stateczek nie wyróżniał się spośród innych, które przyszło atakować piratom w przeszłości. Małe jednostki kursowały między miastami południa, przewożąc towary pierwszej potrzeby, a przy odrobinie szczęścia, również te bardziej cenne. Najdroższe z łupów często przewoziły konwoje, do których najmowano ochronę. To nie był ten przypadek. Patrząc przez lunetę, Vera nie widziała nic, co mogłoby sugerować jakiekolwiek problemy.

Irina posłała Verze uważnie spojrzenie, lecz nic nie powiedziała w odpowiedzi na jej słowa. Skoro abordaż miał być spokojny, niechże takim będzie. Sovran przyjął lunetę z wahaniem, jakby chłodny metal mógł oparzyć jego ciemne dłonie. Do niczego takiego jednak nie doszło. Elf poszedł za Verą, wspinając się na mostek. Jasnym było, że nie miał doświadczenia w używaniu przyrządów. Yala oddała ster, a piraci zgodnie uwijali się przy żaglach, tak jak kapitan nakazała. Wkrótce zapadła ciemność na pokładzie, rozganiana tylko przez blask księżyca, co jakiś czas przeświecającego przez chmury.

Elf uniósł lunetę do oka. Milczał przez chwilę, próbując dostosować swój wzrok do nowego obrazu.

- Duże. - Potwierdził działanie lunety. - Załogi... Pięć. Nie, sześć. Widzę sześć. - Raportował. - Nie patrzą na nas. Coś robią. - Mówił, nie opuszczając lunety. Swoje nowe zadanie wziął na poważnie, gdy kapitan ufała mu i jego roli obserwatora. Nie opuścił przyrządu nawet wtedy, gdy Vera zaczęła mówić o duchach i upiorach. - Teraz nie niesiesz zguby. - Zaprotestował ostrożnie. - Nie zabijasz, jeśli nie musisz. A mś-...

- Mściwa.
- Yala popędziła z pomocą w trudnym słowie. - Niesie zemstę. Mści się.

- Jesteś?
- Dopytał, opuszczając na chwilę lunetę. - Nie. Jesteś dobra. - Zaprzeczył, potrząsając lekko głową. Jego białe włosy rozwiały się na wietrze. - Moja magią jest twoja. Będę walczyć.
Obrazek

Wybrzeże

97
POST POSTACI
Vera Umberto
Coś robili? A co robić mogła załoga podczas nocnego rejsu? Powinni leniwie pilnować swoich stanowisk i czekać, aż dotrą do portu. Vera zmarszczyła lekko brwi, ale nic nie powiedziała. Tak czy inaczej, Siódma Siostra miała więcej ludzi. Więcej, niż mogło się pomieścić na mniejszym, kupieckim statku. Nawet jeśli nie uda się im zaskoczyć ich tak, jak planowała, wciąż mogli zalać ich przewagą liczebną. No i wprawą w walce, naturalnie.
Słysząc, że jest dobra, kapitan roześmiała się szczerze i ucichła tylko dlatego, że nie chciała, by jej głos poniósł się po powierzchni wody do przeciwnika. Wciąż byli na to zbyt daleko, ale wolała nie ryzykować.
- Większość świata by się z tobą nie zgodziła - odpowiedziała Sovranowi. - Piratów trzeba tępić, bo są niebezpieczni i stwarzają problemy. Zdecydowanie nie należą do dobrych członków społeczeństwa. Chociaż może... coś w tym jest. Aspa na naszym miejscu już by się zesrał ze szczęścia na samą myśl o tym, ile krwi będzie mógł za chwilę upuścić.
Wolała myśleć, że jest po prostu rozsądna, bo słowo "dobra" paradoksalnie miało jakiś negatywny wydźwięk. Zbyt blisko stało słabości, o jaką elf ją wielokrotnie oskarżał. Z drugiej strony, czy ktokolwiek z nich był rozsądny? Byli bandą szaleńców, wspólnie przemierzających świat, każdy skrzywiony przez życie na swój sposób.
- Chodziło mi o to, że wystarczająco umiem działać na nerwy, żeby się w tej roli sprawdzić. Naturalny talent.
Miała dobry nastrój. Wizja nadchodzącej walki nie tylko Aspie, ale i Verze poprawiała humor, choć ją zdecydowanie bardziej od przemocy interesował łup, jaki mogli tam znaleźć. Będzie bardzo rozczarowana, jeśli okaże się, że jednostka nic nie przewozi, ale rzadko kiedy kupcy podróżowali na pusto.
Skinęła głową, przyjmując do wiadomości deklarację Sovrana. Jego magia z całą pewnością będzie dla niej użyteczna.
- Tylko nie przesadź znowu. Jak działałeś ze swoim oddziałem wcześniej, hm? - zagadnęła. - Musisz obserwować, co się dzieje. Nie zużywać wszystkich swoich sił. Ci, którzy walczą mieczem, też nie tłuką się do upadłego.
Obrazek

Wybrzeże

98
POST BARDA


Cokolwiek robili załoganci kupieckiego statku, Sovran nie chciał lub nie potrafił opisać. Nie miało to większego znaczenia, bo kupcy chwilowo nie wydawali się świadomi nadchodzącego niebezpieczeństwa. Elf spojrzał na śmiejącą się Verę, nie do końca rozumiejąc jej rozbawienie.

- Piratów. Nie ciebie. - Uściślił, jakby kapitan nie zrozumiała, o co mu chodziło. - Krew, czy nie krew. Martwisz się o załogę, o nas. - Wyjaśnił. - Nie zabiłaś mnie. Masz Corina. - Wymieniał, jakby to miało cokolwiek znaczyć w rozmowie, którą prowadzili. Uniósł lunetę na powrót, by przyjrzeć się zbliżającemu szybko statkowi. Zmarszczył jasne brwi. - Mówisz mi, co mam robić. Ja wcześniej straszyłem. Zmuszałem do pracy dla nas. - Ukradkowe spojrzenie rzucone Verze miało upewnić się, że nie powiedział za dużo. Wiedział już, że kapitan nie była dobrze nastawiona do sprawy niewolnictwa. - Rzadko walczyłem. Walczyli jangchilar, jak w dzungli. Jeśli będę musiał... Do upadłego. - Obiecał, używając słów Very.

Po chwili jednak skupił się w pełni na obserwowaniu statku. Vera widziała ruch żagli odcinających się bielą na ciemnym niebie, gdy łajba zmieniała trasę. Sovran zacisnął usta, krzywiąc się odrobinę.

- Wstali. Dużo ludzi. - Raportował. - Przy żaglach. Drugi statek, daleko.
Obrazek

Wybrzeże

99
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera wzruszyła nieznacznie ramionami, opierając się przedramionami o ster.
- Mmm. O was, tak - zgodziła się.
Ona nie rządziła żelazną pięścią, czekając, aż załoga wykona jej polecenia z czystego strachu. Nigdy też nie miała takich aspiracji. Na Siódmej Siostrze czuła się czasem wystarczająco wyobcowana, nie zamierzała dokładać sobie jeszcze dodatkowo będąc przysłowiowym chujem. Jakim cudem taki Erinel dobrze się czuł na własnym statku, gdy wszyscy tak się przed nim trzęśli? Zresztą nie było to istotne; nie porównywała się do niego długo. Jej załoga poszłaby za nią do piekła, a Pocałunek Krinn już o swoim czerwonowłosym byłym kapitanie nie pamiętał.
Słysząc relację Sovrana wyprostowała się i skupiła na chwili obecnej.
- Drugi statek? - zdziwiła się.
Rzuciła kilka rozkazów, a Siódma Siostra zwolniła nieco, by nie pędzić na spotkanie przeciwnika już tak beztrosko. Tutaj sprawa się trochę komplikowała, bo przecież oni byli tylko jedni. Dlaczego nie zauważyli tej drugiej jednostki wcześniej? Czy to byli inni piraci? Ktoś też go atakował? Mogliby im pomóc, gdyby odpowiednio zgrali się w czasie, a potem podzielić się łupem. Z drugiej strony, nikt się tym łupem wcale dzielić chętnie nie będzie, skoro to nie była robota dla dwóch załóg.
- Daj na chwilę - wyciągnęła do mrocznego rękę po lunetę i przytknęła ją sobie do oka, szukając spojrzeniem tego drugiego statku, o którym mówił. Może była w stanie go z oddali rozpoznać, albo przynajmniej zorientować się, czy ma do czynienia z jednostką piracką, kupiecką, czy innym okrętem wojennym. Potrzebowała wiedzieć cokolwiek, zanim zarządzi abordaż i nieodwracalnie wpakują się w walkę.
Obrazek

Wybrzeże

100
POST BARDA


Chociaż Vera nie brzmiała na przekonaną, Sovran nie drążył. Czy zauważył, że na Siostrze panowały inne zwyczaje, niż gdziekolwiek indziej? Przyjęto go niemal z otwartymi ramionami, biorąc pod uwagę jego aparycję i sposób, w jaki się spotkali. Gdyby trafił na kogokolwiek innego niż Vera, a za nią Corin i Osmar, dawno byłby pożywieniem dla ryb i nie zostałyby z niego nawet kości. Baty za niesubordynację należały do rzadkości, bo i gdy ktoś występował przed szereg, inni w porę go prostowali, a sprawa rzadko trafiała do kapitan lub bosmana. Najwyżej cela była okupowana, by winowajca przemyślał swoje zachowanie.

Siódma Siostra zwolniła, gdy praca żagli na to pozwoliła. Statek wolniej, lecz konsekwentnie zbliżał się do kupieckiej jednostki. Kiedy Vera przejęła lunetę, spostrzegła, że drugi statek znajdował się się w linii tuż za tym pierwszym, przez co początkowo zniknął za żaglami. Jego bryła nie wyróżniała się zbytnio, a odległość była zbyt duża, by ocenić, czy był to ktoś znajomy, czy zupełnie obcy. Na tle nieba nie widziała flagi, ani czarnej, ani żadnej innej.

- Co tam, rybko? - Corin zdołał wygrzebać się z pościeli i dołączyć do ukochanej na mostku. - Jak się czujesz, Sovran? - Zagadnął jeszcze do elfa.

- ... Będę walczyć. - Oświadczył Czarny, jakby o to pytał go oficer.

- Świetnie! Ale zanim zaczniemy, musimy w ogóle zobaczyć, czy jest po co. Klasyczny abordaż, kapitanie?

- Drugi statek.

- Hmm? Ktoś chce ukraść nam łup? Będziemy pierwsi?


Kiedy Siostra zwolniła, jasnym było, że to ten drugi statek szybciej osiągnie cel.
Obrazek

Wybrzeże

101
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie - odpowiedziała Corinowi chłodno, krótko i zwięźle, jasno dając mu tym samym do zrozumienia, co sądzi o zwracaniu się do niej w ten sposób przy załodze. Nie odsunęła nawet lunety od oka, do momentu, w którym nie nazwał jej kapitanem, jak należy. Nie to, że wymagała, by ją tytułował, ale rybko? No bez przesady. Nie przy ludziach. Podała mu przyrząd, by sam sobie zerknął w kierunku dwóch statków.
- Planowałam klasyczny abordaż, ale nie wiem, kim są ci drudzy. Nie rozpoznaję jednostki. Jeśli to inni piraci, jacyś nowi, co się tu przypałętali na nasze tereny, to możemy poczekać, aż zmęczą się walką, załatwiając problem za nas, a potem ich zaatakować. Jeśli to jakaś obstawa, wynajęta ochrona tego kupieckiego... Wiesz co, daj Sovranowi. Sovran lepiej widzi.
Poczekała, aż elf z powrotem otrzyma lunetę, zanim zasypała go kolejnymi pytaniami.
- Powiedz mi, co robią teraz na tym pierwszym statku. Powiedz, czy na drugim widzisz jakiekolwiek bandery, flagi, znaki, symbole, tarcze, kolory, cokolwiek. Spróbuj dostrzec kogoś na tamtym pokładzie. Czy wyglądają, jakby ich ścigali i szykowali się do ataku, czy jakby po prostu płynęli w formacji? Jeśli to drugie, nie będzie poruszenia. Jeśli to pierwsze... wiesz, jak wygląda szykowanie się do ataku.
Czekała na odpowiedź elfa przez chwilę, ale w końcu zniecierpliwiła się i nie czekając na żadne konkrety, jakie mogłyby zaważyć na jej decyzji, postanowiła nie zastanawiać się już dłużej. Jej cierpliwość względem niewiadomych skończyła się w momencie, w którym Ferbius rozpłynął się w powietrzu. Podpłynie sobie i sama sprawdzi, co tam się dzieje. Najwyżej przyjdzie jej unurzać miecz we krwi. To też zrobi dobrze zarówno załodze, jak i jej samej. Po tym wszystkim, co przeszła, po snach, dżunglach, grobowcach, ucieczkach i negocjacjach, Dobra Vera Umberto potrzebowała czegoś realnego, co dało się fizycznie dźgnąć mieczem, bo choć spędziła wreszcie tę wyczekaną noc z Yettem, to wciąż miała w sobie wiele emocji, które potrzebowały ujścia. Negatywnych emocji.
- Jebać. Cała naprzód - zarządziła. - Płyniemy im wpierdolić, ktokolwiek to jest.
Obrazek

Wybrzeże

102
POST BARDA


Corin nie zrozumiał wrogości Very lub też nie chciał jej zrozumieć, gdy stał przy niej z lekkim uśmiechem na twarzy. Słyszał ich tylko Sovran i może Yala, która jedynie przewróciła oczyma. Skrzyżował ręce na piersi, lecz zaraz je rozplótł, by przejąć lunetę.

- Wielkości Królowej Balbiny, ale to nie ona. - Ocenił, przyglądając się statkowi.- Poza tym, Aspa tu nie poluje. - Dodał z żalem w głosie. Mogliby przecież bez konsekwencji nakopać mu do rzyci, gdyby była okazja. Za elfim kapitanem niewielu przepadało.

Corin posłusznie oddał lunetę Mrocznemu. Sovran był odrobinę onieśmielony pytaniami, lecz dzielnie starał się na nie odpowiadać, przygryzając wargę, gdy zastanawiał się nad tym, co widzi.

- Ruch, biegają. Bronie. - Tłumaczył. - Mają broń. Ktoś ma kapelusz.

- Kapitan?

- Każdy może mieć kapelusz, panie Yett. -
Podsunęła Yala, gotowa przejąć ster, gdy tylko Vera zadecyduje złapać za szablę. I chociaż nie nosiła kapeluszy, rzadko można było ją zobaczyć bez chustki związanej na głowie.

- Masz rację, masz rację...

- Nie widzę kolorów. Nie ma tyle światła.
- Zmartwił się Sovran. - Ciemna flaga. Czarna?

- Czyli piraci.
- Podsumował Corin.

- Duży człowiek. Ork? Ciemny. Stoi, patrzy. Nie są przyjaciółmi. Nic dla siebie nie znaczą.

- Mógłbyś już przestać... Rozmawialiśmy o tym.


Decyzja Very o całej naprzód wywołała w piratach euforię. Podniosły się złowieszcze okrzyki i choćby zgasili wszystkie gwiazdy i księżyc, ich obecność była już znana tak kupcom, jak i drugiemu statkowi. To Biały Kurk miał być najszybszym statkiem na tych wodach, ale Siostra wiele mu nie ustępowała, gdy sunęła po falach.

- Brać się za nich, psubraty! Posłać na dno! - Darł się Osmar, choć wiedział, że ostateczna decyzja należy do Very. Nie przeszkadzało mu to jednak trochę postraszyć tych, których zaraz mieli złupić. Do statku dopadli jednak drudzy i kiedy zbliżyli się dość, dostrzegli, że druga załoga już walczy na pokładzie.

- Urong, pisakrew. - Skomentował Corin. - Ubiegł nas.

Statki zbliżyły się do siebie na tyle, że Vera mogła przeskoczyć na kupiecki statek. Na pokładzie odbywały się pojedyncze walki, lecz większość marynarzy umknęła przed piratami na burtę.
Obrazek

Wybrzeże

103
POST POSTACI
Vera Umberto
Kupiecki statek pędził w ich stronę, uciekając przed jednym atakiem i zupełnie nieświadomy tego, że zmierza prosto w paszczę kolejnego. Verze nieszczególnie przeszkadzało to, że ktoś ich już ubiegł. Nie zdarzało się to często, nie istniał więc żaden pisany kodeks, który zakładałby, że pierwszeństwo miał ten, kto pierwszy postawił stopę na łupionym pokładzie. Owszem, tamci byli pierwsi, ale była prawie pewna, że oni byli silniejsi. Czy chciała walczyć z Urongiem? Niekoniecznie, ale chciała, żeby jej ostrze dziś posmakowało krwi. I zawsze, niezmiennie, chciała więcej złota dla siebie.
Oddała ster Yali i wcisnęła kapelusz mocniej na głowę, by nie zwiał go wiatr. Zostawiła na mostku tych, którzy czuli jeszcze potrzebę sobie porozmawiać, sama szybkim krokiem przenosząc się bliżej dziobu, a tam łapiąc się jakiejś liny i wskakując na reling. Lubiła te momenty, chwile, w których zbliżali się do ofiar, do statków, które nie miały szans się przed nimi obronić. Gdyby kiedyś, gdy jeszcze potulnie służyła w marynarce, ktoś jej powiedział, jak będzie wyglądała jej przyszłość, zwyzywałaby go od idiotów. Nigdy nie miała pragnienia przemocy, a całe złoto, jakie miała, pochodziło z żołdu... i ze spadku po rodzicach. To drugie straciła, ale bogactwo, jakie miała zgromadzone w tym momencie, z nawiązką rekompensowało wszystko, co przepadło, gdy uciekła z Qerel. Zresztą, cholera, miała własny statek! Czy to nie było wystarczająco zadowalające?
Nie przejmując się Urongiem i jego załogą, z nieznacznym uśmiechem stała w miejscu, czekając, aż jej ludzie wprawnie podpłyną Siostrą pod burtę przeciwnika. To będzie problem dla przyszłej Very - jak się dogadać z orkiem, czy dogadywać się w ogóle, czy korzystając z okazji pozbyć się konkurencji, czy kompletnie odpuścić. Będzie się nad tym zastanawiać później.
- Do ataku! - krzyknęła i owinęła linę wokół nadgarstka, by pierwsza przeskoczyć na drugi statek.
Z mieczem w dłoni, czekała tylko na moment, aż ktoś rzuci się na nią i zaatakuje ją pierwszy, gotowa w kilku dobrze wyćwiczonych ruchach rozłożyć go i powalić na deski pokładu. Może zabić, jeśli będzie miotał się za bardzo.
- Poddajcie się i oddajcie ładunek, to może zostawimy was przy życiu! - zawołała, kompletnie ignorując obecność Uronga. Zresztą, nie widziała go tu nigdzie w okolicy. Póki co była jedynym pirackim kapitanem w zasięgu swojego wzroku i zamierzała z tego korzystać.
Obrazek

Wybrzeże

104
POST BARDA
Z bliska Vera potrafiła ocenić statek, który jako pierwszy dobił do tego kupieckiego - Duma, statek kapitana Uronga, orka, z którym niegdyś miała współpracować, pysznił się na falach tuż obok zdobyczy. Ludzie orkowego kapitana walczyli na pokładzie, lecz walka była z góry przesądzona. Co więcej, kiedy Vera przeskoczyła na pokład, licząc na udaną walkę, mogła zadowolić się powaleniem ledwie dwóch młodzików, którzy w przypływie paniki rzucili się na nią z mieczami. Nie stanowili żadnego wyzwania, będąc w walce tak nieporęczni, jak chociażby Trip.

Za Verą podążyli inni piraci z Siostry, mieszając się z tymi z Dumy, lecz nie wszczynając jeszcze bitwy między załogami. Póki nie dostaną rozkazu od zwierzchników, będą przyjaciółmi, tak jak zwykle na Harlen.

Ciężkie łupnięcie za plecami sugerowało, że pojawił się i sam kapitan. Równy stopniem Verze Urong puścił linę, pozwalając jej opaść między burty. Urong nigdy nie był zbytnio wygadany, powstrzymując się do najpotrzebniejszych słów. I tym razem nie zamierzał elaborować:

- To mój łup, Umberto. - Oświadczył, krzywiąc lekko usta.

Kupiecka załoga została zapędzona na rufę. Każdy z marynarzy klęknął i złożył ręce za plecami, rozbrojony i pokonany. Łup należał do piratów.

Obok Very pojawiła się Pogad. Vera mogła sobie przypomnieć, że jej załogowa orczyca weszła z Urongiem na wyższy poziom znajomości, dzieląc z nim łoże. Mogła być dobrą negocjatorką, o ile w ogóle Vera zamierzała negocjować. Gdyby zabiła Uronga tu i teraz, nikt nie miałby jej tego za złe: na tych wodach nie obowiązywały zasady Harlen.
Obrazek

Wybrzeże

105
POST POSTACI
Vera Umberto
Rozczarowujące. Położenie dwóch młodzików kosztowało ją dwa ruchy mieczem. Ani ona nie miała jak się wyżyć, ani jej załoga. Będą musieli zapolować ponownie, kiedy już skończą naprawy statku, może jeszcze przed akcją wstępnie omówioną z Otisem i na pewno przed wypłynięciem na północ. Vera opuściła broń i rozejrzała się po pokładzie. W ciemności nocy jedyne, co widziała, to zebrane na rufie resztki załogi. Uniosła wzrok na żagle, szukając jakiejkolwiek bandery, choćby świadczącej o przynależności do gildii kupieckiej, albo herbu któregoś miasta.
Chyba lepiej było odpuścić. Dać Urongowi zabrać zebrać sobie swój łup i nie wdawać się w bezsensowną walkę. Ork może nie był jej sojusznikiem, a już na pewno nie przyjacielem, ale też nigdy nie był przyczyną jej problemów. Nie był Buxtonem, którego zabiłaby w takiej sytuacji z wielką chęcią. Albo Aspą, chociażby. Umberto wiedziała, że nie ma żadnych argumentów świadczących o tym, że wypadałoby podzielić się łupem, bo dopłynęli na gotowe i rozsądek podpowiadał, by wróciła na Siostrę i pozwoliła orkowi zająć się swoją zdobyczą, ale jej druga strona rwała się przynajmniej do tego, by nie odejść tak całkiem potulnie.
Zwłaszcza, że obok stała Pogad, o której przygodzie miłosnej Vera sobie właśnie przypomniała. To nie musiało znaczyć zupełnie nic, jej samej też zdarzało się spędzać z kimś jedną, czy dwie noce, by potem rozejść się we własnych kierunkach i nigdy więcej tego nie powtórzyć. Ale co, jeśli jej ulubiona orczyca znalazła się właśnie w towarzystwie swojego umiłowanego? Umberto uśmiechnęła się pod nosem. Polowanie było nieudane, ale nie zepsuło jej to dobrego nastroju. Skinęła do Pogad głową, przywołując ją do siebie. Nawet jeśli jej wdzięki nie będą stanowić argumentu w tej dyskusji (choć mogłyby, mężczyźni byli idiotami i czasem wystarczyła para cycków, by dało się ich zmanipulować jak dzieci cukierkiem), to zawsze warto było mieć przy sobie orka, gdy negocjowało się z innym przedstawicielem tej rasy.
- No wiesz, Urong? - Vera przypięła miecz do boku i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. - Nie podzielisz się? Drobny upominek dla twojej dobrej znajomej, Very Umberto, z okazji urodzin?
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”