Wybrzeże

16
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera warknęła pod nosem, widząc, że jej cięcie było zbyt słabe, by powalić przeciwnika, albo on zbyt zdeterminowany, by przeżyć i zastąpić jej drogę. Odskoczyła do tyłu, chcąc uniknąć kolejnego ataku, cięła przez ręce, by pozbawić go możliwości dzierżenia broni, a potem kopnięciem przewróciła go na deski pokładu. Dobijaniem rannych będą mogli zająć się później, gdy żaden z nich nie będzie już próbował odpłacić im pięknym za nadobne; Umberto musiała dostać się do kapitana, on był jej priorytetem.
Widziała, jak otaczają go ludzie, chcący zapewnić mu bezpieczeństwo. Czy to znaczyło, że w gruncie rzeczy miała do czynienia z tchórzem, który nie potrafił sam stanąć do walki, czy ochraniali go dlatego, że był niedysponowany przez czar Sovrana? Nie zadziałał tak, jak miał zadziałać, może dlatego, że mag zrezygnował z prób łamania jego umysłu na rzecz łamania nóg pozostałym. Trudno, w takim razie Vera poradzi sobie z nim w standardowy sposób.
Zerknęła szybko na boki, sprawdzając, kto z jej ludzi jest nieopodal. Choć nie chowała się za nimi, wiedziała, że nie zostawią jej samej i że zawsze ktoś będzie obok; w końcu była kapitanem. Czy robili to dlatego, że czuli się zobowiązani do chronienia jej pleców, czy dlatego, że przy jej bitewnej furii przeciwnicy mieli zwyczaj skupiać się na niej, co dawało piratom w najbliższym otoczeniu nieco wytchnienia - nieważne. Vera lubiła myśleć, że chodziło o to drugie. Miała wiele kompleksów, ale to zdecydowanie nie był jeden z nich.
Przywołała do siebie tych najbliższych i razem z nimi ruszyła w kierunku grupki otaczającej wrogiego kapitana. Wierzyła w swoje umiejętności, ale nie do tego stopnia, żeby samobójczo rzucać się na nich sama.
Obrazek

Wybrzeże

17
POST BARDA
Vera odskoczyła przed kolejnym atakiem i uchroniła się przed ostrzem, choć nie całkowicie. Czubek zahaczył o łokieć, tnąc materiał koszuli tam, gdzie nie chronił jej pancerz. Broń cięła również skórę, i choć weszła płytko, rana zapiekła. Miej szczęścia miał ten, którego Vera zaatakowała. Trafiła w rękę, przez co mężczyzna wypuścił broń, a kopniak skutecznie posłał go na pokład.

Kapitan wyznaczał kierunek, na Siostrze nie było inaczej - wszyscy patrzyli za Verą, choć teraz, gdy rozgorzała walka, musieli uważać również na własne skóry. Wezwanie kapitan było jednak najważniejsze. Wkrótce dookoła niej pojawili się Corin, Pogad, Yala, Nepal i Polo. Ramię w ramię, przepchnęli się przez wrogów do przywódcy Albatrosa. Brodacz nie wyglądał na chętnego do walki, bo choć dobył miecza, nawet go nie podnosił. W przerażonym spojrzeniu wciąż czaiło się widmo tego, co pokazał mu Sovran.

Szabla uderzyła o pokład. Przywódca uniósł ręce w geście poddania.

- Rzucić broń...! - Zawołał, ale głos miał drżący i słaby. Mało kto go usłyszał.
Obrazek

Wybrzeże

18
POST POSTACI
Vera Umberto
Przebicie się przez zaporę z niebieskich płaszczy było nie tylko koniecznością, ale wręcz przyjemnością. Dźwięk ostrza zagłębiającego się w ciała i ich krzyki budziły w Verze niezdrową satysfakcję, tylko dlatego, że tak bardzo nienawidziła wszystkiego, co związane było z Kompanią. Starała się nie zwracać uwagi na ból rozciętej ręki; powierzchowna rana nie była niczym poważnym, niczym, co mogłoby ją choć trochę spowolnić. Miała póki co tylko jeden cel, który zapewne zmieni się, gdy brodacz padnie na pokład martwy.
Z bliska nie wyglądał na zbyt chętnego do walki. Czy mu się dziwiła? Absolutnie nie. Gdy Sovran pokazał jej świat, jaki zamierzali przynieść im mroczni, sama też wylądowała w przerażeniu pod przeciwległą ścianą, a potem bez zadawania żadnych pytań zażądała, by Corin i Osmar zabili go na miejscu. Co zobaczył ten tutaj? Widział inwazję elfów z podziemi, czy Verę Umberto, podrzynającą mu gardło na oczach jego własnej załogi? Pierwszego raczej nie dożyje, drugiego już jak najbardziej, choć chyba z jego punktu widzenia nie było się z czego cieszyć.
Widząc, jak szabla kapitana upada na pokład, a on sam podnosi ręce w geście poddania się, Vera nawet nie zwolniła. Doskoczyła do niego i kopnęła go kolanem w brzuch, a gdy się zgiął, złapała go za włosy i zmusiła do padnięcia przed nią na kolana. Szarpnęła, podnosząc jego twarz tak, by na nią spojrzał i oparła ostrze sejmitara tuż pod jego imponującą brodą. Nie bała się, że zostanie zaatakowana przez kogoś innego, bo miała swoich ludzi za plecami. Wpatrywała się w przerażoną twarz mężczyzny z absolutną pogardą i niechęcią, choć przecież nigdy w życiu go nie spotkała i w przeciwieństwie do niego nie miała pojęcia, jakie jej przeciwnik nosi nazwisko. Nie żeby miało to jakiekolwiek znaczenie.
- Wasz kapitan kazał rzucić broń! - krzyknęła ochryple, tak, by wszyscy ją usłyszeli i na nią spojrzeli. - Poddajcie się grzecznie.
Obrazek

Wybrzeże

19
POST BARDA
Vera, otoczona przez swoich ludzi, mogła w łatwy sposób przebić się przez marynarzy w kierunku dowódcy. Nie musiała obawiać się ataku zza pleców, bo ubezpieczali je zaufani załoganci. Miała łatwy dostęp do tego, którego zidentyfikowała jako kapitana.

Brodacz odpuścił walkę. Vera mogła łatwo sprowadzić go do parteru, celny kopniak pozwolił jej rzucić go przed sobą na kolana i zagrozić ostrzem przy szyi. Mężczyzna patrzył na nią pustym spojrzeniem, nie kryjąc bólu po otrzymanym ciosie. Większe jednak było cierpienie, które pozostawił Sovran przez krótką chwilę, gdy dręczył go w jego własnym umyśle.

- Rzucić broń! - Powtórzył nieco głośniej.

Jego ludzie poddawali się stopniowo. Najpierw ci, którzy stali bliżej, rzucali swoje bronie na pokład. Stal brzęczała uderzając o deski, gdy marynarze niechętnie poddawali się woli swojego dowódcy i Very. Wielu już było ranionych, ale więcej niż połowa zdolna była do dalszej walki. Nie dało się jednak ukryć, że dwie połączone załogi piratów były górą w tym starciu.

Do Very podszedł Hewelion, wcześniej dając rozkaz swoim ludziom, by spoczęli i zaprzestali rzezi. Strzepnął z szabli krew i otarł z własnej juchy policzek, naruszony podczas walki. Pomiędzy bliznami pojawi się kolejna - nie była to dla niego wielka strata.

- Dobra robota. - Pochwalił Verę, stając po jej prawicy. Wsparł się na biodrze. - Tak sobie myślę, może powinniśmy któregoś wypuścić? Żeby dał Kompanii znać, że Vera Umberto teraz spółkuje z diabłami?

- Nie! Nie diabeł! - Zaskomlał mężczyzna, odsuwając się odruchowo od kapitanów, a więc i od ostrza. Tymczasem rzeczony diabeł, Sovran, próbował zejść z Siostry na pokład Albatrosa. Ohar ubezpieczał go, podając mu rękę, na której mógł się wesprzeć. Elf nie był tak zwinny, jak reszta załogantów i wolał nie przeskakiwać przez reling. Zejście po burcie zajęło mu chwilę.
Obrazek

Wybrzeże

20
POST POSTACI
Vera Umberto
Choć czary Sovrana ją samą wpędziły w przerażenie na długie kilka dni, teraz z satysfakcją obserwowała, jak kruszą psychikę kogoś innego i słuchała, jak miecze kolejno z brzękiem lądują na deskach pokładu. Nie myślała w tej chwili rozsądnie, nie szukała najlepszego wyjścia z obecnej sytuacji, oczami wyobraźni widziała już, jak kolejne statki poddają się jej praktycznie bez walki, tylko dzięki magii mrocznego elfa, którego przyjęła do załogi. Czyż to nie było doskonałe? Kto inny mógł pochwalić się taką możliwością? Komu innemu mag podawał wrogiego kapitana na tacy? Niech tylko natkną się na Białego Kruka, na nich też ześle koszmary za pomocą mocy, którą krył w sobie Sovran. We dwoje byli niepowstrzymani.
Dopiero pojawienie się Heweliona obok i jego słowa sprawiły, że wyrwała się ze swojej wizji chwały. Zerknęła na niego krótko, zaraz wracając spojrzeniem do trzymanego na ostrzu sejmitara brodacza. Zwykle to Corin przychodził do niej z rozsądnymi propozycjami, gdy ją ponosiła ślepa furia.
Nie goniła przerażonego kapitana, gdy ten postanowił w panice się od nich odsunąć. I tak wszyscy byli na ich łasce; piraci zabiją każdego, kto choćby spróbuje schylić się po miecz. Zamiast tego odwróciła się do Sovrana, który postanowił zejść na pokład Albatrosa. W milczeniu poczekała, aż do niej dotrze, z zadowoleniem wsłuchując się w ewentualne szepty przerażenia tych, których mijał. Nie wiedziała, czy on sam czuje się z tym dobrze, z byciem straszakiem na wroga, ale w tym momencie nie miało to znaczenia, bo i tak nie mogli z tym niczego zrobić.
- Co mu pokazałeś? - spytała i skinęła głową w stronę spanikowanego brodacza. - Nie wiem, czy akurat jego. Wygląda, jakby się do niczego nie nadawał. I co chcesz z nim zrobić, Hubert? W szalupę i na morze?
Obrazek

Wybrzeże

21
POST BARDA
Sovran zszedł z Siódmej Siostry. W oczach większości był tym samym mrocznym elfem, którego widywali na statku każdego dnia, który z czasem przestał być straszny, ale wciąż pozostawał obcy. Dla załogi Albatrosa był jednak dziwolągiem wyjętym z koszmarów, gdy zbliżał się niespiesznie do grupy, eskortowany przez rosłego Ohara, przy którym wydawał się jeszcze bardziej wątły, a przez to niepozorny. Marynarzy z kupieckiego statku mogła zastanawiać również reakcja ich dowódcy: mężczyzna nie zważał na broń Very, odsunął się tylko po to, by paść na deski, z czołem przy pokładzie, błagając o litość. Było wręcz pewnym, że elf wpływał na jego postrzegnie siebie, tym mocniej, im bliżej był.

- Zostaw go! - Krzyknął któryś z marynarzy w niebieskim płaszczu, choć nie odważył się wyjść przed szereg. Wystarczyło, by Sovran uniósł dłoń, a pod mężczyzną załamały się obie nogi. Wrzeszczał, gdy padł na pokład, a jego szerokie spodnie szybko pokrywały się czerwienią z rozerwanej połamanymi piszczelami skóry. Nikt więcej nie odważył się protestować. Mężczyźni odsunęli tak od rannego, jak i od dowódcy.

- Zostaw to kapitanom. - Poprosił Corin cicho, kładąc dłoń na ramieniu Mrocznego, który szybko odpuścił dalsze ataki.

Gdy Sovran przeniósł spojrzenie na panią kapitan, Vera mogła dostrzec kropelki potu na ciemnym czole, słyszała przyspieszony oddech. Smoluch musiał być u kresu sił, ale wyglądał na zadowolonego z siebie. Potęga i wywoływanie strachu działały jak narkotyk, a w przeszłości była to przecież jego codzienność.

- Zobaczył to, co go czeka. Jego żonę. Jego dzieci. Ich dzieci. - Wyjaśnił spokojnie. - Wszyscy są straceni.

- Jesteś taki dramatyczny! - Zaśmiał się Hewelion, ale spojrzenie, które rzucił mu elf, nie pozwoliło mu cieszyć się zbyt długo. - Ale dobrze, niech wie, do czego prowadzi dołączenie do Kompanii. Ten się nie nada, masz rację. - Hubert potarł się po brodzie, zerkając na skomlącego brodacza. Zaraz też starł krew, która wciąż sączyła się z rozciętego policzka. Na szczęście Labrus zdawał się pozostać na pokładzie Dłoni, więc nie biegł z opatrunkiem. Vera coraz bardziej odczuwała ranę na łokciu. - A ten? - Hewelion podszedł do przypadkowego młodego majtka i złapał go za ramię. Chłopakowi nie przypadł w udziale niebieski płaszcz. - Potrafisz pływać, synek? Vera, wypuśćmy tego, może dopłynie do brzegu. To twój szczęśliwy dzień!
Obrazek

Wybrzeże

22
POST POSTACI
Vera Umberto
Zmęczenie na twarzy Sovrana wywoływało w Verze mieszane uczucia. Miło by było wiedzieć, że elf ma siłę robić to w nieskończoność. Że może zmieść wrogą załogę jednym wyciągnięciem dłoni. Z drugiej strony jednak, każdy mag miał jakieś swoje ograniczenia i Umberto nie zapominała o fakcie, że kiedyś może się okazać, że będą musieli go powstrzymać, z różnych powodów. Ale teraz? Teraz był jej największym atutem. Bez niego też by sobie poradzili, ale nie tak efektownie. I choć normalnie z pewnością zaprotestowałaby w reakcji na słowa Heweliona, bo nie chciała być kojarzona z nadciągającą inwazją, która miała zmieść znany im świat z powierzchni, tak teraz, na fali adrenaliny, nie widziała niczego złego w byciu Verą Umberto od diabłów i demonów.
Skinęła głową, przyjmując do wiadomości odpowiedź elfa, a potem przesunęła spojrzeniem po struchlałej załodze Albatrosa. Zabawne, wciąż liczyli na to, że posłuszne odrzucenie broni pozwoli im przeżyć. Ale pierwszy lepszy majtek nie był kimś, kogo wysłuchają osoby zasiadające na najwyższych stołkach organizacji. Nic nieznaczącemu młodzikowi nikt nie uwierzy, nawet jeśli uda się mu spotkać z kimś istotnym. Skrzywiła się z niezadowoleniem. Nie tego szukała.
- Który z was zna Levanta? - rzuciła głośno, unosząc głowę. - Hectora Levanta?
Poczekała, aż ktoś się zgłosi i tego też wskazała czubkiem sejmitara. Dwóch, maksymalnie trzech, jeśli było takich więcej. Jeśli jednak nie było na statku nikogo takiego, wybrała pierwszego lepszego mężczyznę w niebieskim płaszczu. Takiego, który wyglądał na wyższego stopniem, może oficera? A może po prostu kogoś z irytująco dobrą, wiarygodną twarzą. Razem z nim, czy też ze znajomymi Levanta, już niech będzie, przeżyć mógł ten majtek, którego wybrał Hewelion.
- Oni. Resztę zabić - poleciła głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Ignorując chaos, jaki zapewne rozpętał się wokół niej po tych słowach, powoli podeszła do płaszczącego się przed Sovranem kapitana. Złapała go za włosy i szarpnęła do góry, zmuszając do spojrzenia na nią. W gruncie rzeczy niewiele w tej chwili różniło mrocznego elfa i Verę; oboje byli pijani wpływem, jaki mieli na przeciwników. On czuł się jak w dawniej, a ona czerpała przyjemność absolutną z niesionej zemsty za krzywdy doznane przez nią, przez Corina, Erinela i wszystkich, o których wiedziała. I kompletnie nie interesowało jej to, że załoga Albatrosa może nie mieć akurat z tym nic wspólnego. Pod pokładem mieli znajdować się więźniowie - to wystarczyło, by usprawiedliwiała każdą swoją decyzję.
- Nie martw się - puściła włosy kapitana i pochyliła się nad nim, prawie czule przesuwając dłonią po jego policzku. - Cokolwiek zobaczyłeś w swojej wizji, już tego nie dożyjesz.
Zabiła mężczyznę, wbijając zakrzywione ostrze w jego klatkę piersiową.
Obrazek

Wybrzeże

23
POST BARDA
Sovran ostrzegł Verę, że jego magia jest wyczerpująca, lecz mimo zmęczenia nie wyglądał, jakby miał zemdleć, czy nawet położyć się pod żaglami, tak jak zrobił to Ignhys po napędzaniu statku.

Jeśli ktoś na statku faktycznie znał Levanta, to zataił ten fakt przed Verą. Marynarze patrzyli po sobie, lecz nie było chętnych na chociażby kłamstwo odnośnie konotacji z admirałem. Również ci przypadkowo wybrani nie przejawiali zbytniej wesołości, ale gdy padł rozkaz Very, chętnie pobiegli do burty i wyskoczyli, uciekając od szalonej Umberto i jej diabelskiej załogi. Pozostali próbowali jeszcze walczyć, gdy padł rozkaz zabicia ich wszystkich, ale ich wola była złamana. Nie mogli stawić oporu fali piratów. Ludzie Heweliona zeszli pod pokład, dobijając każdego, kto mógł się tam jeszcze kryć. Oficer, którego dorwała Vera, nie bronił się, w jego sytuacji, śmierć była wyzwoleniem od horroru, jaki w jego głowie zgotował mu Sovran.

Kiedy wrzawa ustala, Vera znalazła Sovrana pochylonego nad tym samym marynarzem w niebieskim płaszczu, któremu wcześniej połamał piszczele. Mężczyzna żył jeszcze i jęczał, gdy Sovran siłą magii starał się zrobić mu dalszą krzywdę, tylko dla swojej satysfakcji.

- Złam mu szczękę! - Zachęcał Nepal, który pierwszy zainteresował się elfem i jego wyczynami. Wkrótce również inni podeszli, by obserwować wydarzenie. Najpierw pękła żuchwa, przy akompaniamencie kruszonych kości i krzyku, piraci cieszyli się jak dzieci w cyrku.

- Lepiej mieć go po swojej stronie. - Zauważył Hewelion, samemu zerkając na zgrupowanie. Trzymał się blisko Very, gdy atak był przecież ich wspólnym przedsięwzięciem.

- Panie kapitanie, pani kapitan. - Do dowódców podszedł Samael. - Więźniowie są w ładowni. Skuci tak jak na Pegazie. - Tu kiwnął w stronę Very, która miała okazję przetestować kajdany Kompanii na własnej skórze. - Za zamkniętymi wzmacnianymi drzwiami. Możemy spróbować je wyłamać, ale to potrwa.
Obrazek

Wybrzeże

24
POST POSTACI
Vera Umberto
Szkoda, że żaden nie znał Levanta. Vera bardzo chętnie przekazałaby mu kilka słów od siebie, żeby przypomnieć mu, że zarówno ona, jak i Corin żyją, i że o nim nie zapomnieli. Uniosła lekko brwi w zaskoczeniu, gdy wskazani mężczyźni wyskoczyli za burtę, zanim zdążyła cokolwiek więcej na ten temat powiedzieć. Chciała dać im szalupę. Naprawdę zamierzali płynąć wpław do najbliższego brzegu? Niby nie było do niego tak daleko, ale znacznie łatwiej byłoby im z wiosłami i kawałkiem drewna pod tyłkiem. Cóż. Trudno. Nie jej problem.
Tak samo, jak nie jej problemem był Sovran, łamiący kolejne kości jednemu z pozostałych przy życiu. Jeśli potrzebował wyżyć się w ten sposób, coś odreagować, to na zdrowie, droga wolna. Umberto całej Kompanii życzyła nóg i szczęk połamanych przez mroczne elfy. Miała tylko nadzieję, że jak przyjdzie co do czego i mag będzie brał udział w normalnym ataku, zrozumie, że sytuacja jest nieco inna i torturowanie przeciwników nie wchodzi w grę. Zwykle Siódma Siostra chciała tylko ładunku, niczego więcej. Jedynie niebieskie płaszcze budziły w nich wszystkich słuszną żądzę mordu.
- Tak - zgodziła się z Hewelionem. - Gdyby nie on, nie poszłoby tak szybko.
Przyjęła do wiadomości raport Samaela i rozejrzała się.
- Oni raczej nie wyważali drzwi za każdym razem, jak chcieli się tam dostać.
Wróciła do kapitana, którego chwilę temu pozbawiła życia i wsunęła rękę najpierw do jednej, potem drugiej kieszeni niebieskiego płaszcza, ignorując rozlewającą się po jego ubraniach plamę czerwieni. Jeśli tam nie znalazła żadnego klucza, odsunęła poły płaszcza i sprawdziła, czy nie ma kluczy przypiętych do paska. W razie gdyby i tam nic nie rzuciło się jej w oczy, wyprostowała się i poleciła przeszukać pozostałych; piraci raczej nie mieli z tym problemu, zawsze istniała szansa, że znajdą przy okazji coś wartościowego dla siebie, z czego nie musieliby się rozliczać z kapitanami.
- Tak czy inaczej nie ma co tkwić tu bez sensu. Osmar! - zawołała krasnoluda. - Wyznacz grupę do żeglowania Albatrosem, niech się szybko zapoznają ze statkiem, bo zabieramy go na Harlen. Martwych wyrzućcie do morza. Niech mają to upragnione Błogosławieństwo Ula, którego imię tak dumnie noszą na swoich plugawych gębach. Ja zaraz wrócę.
Odwróciła się do Heweliona.
- My zejdźmy do więźniów, sprawdźmy co jest w ładowni, a potem ogarniemy kajutę kapitańską - zaproponowała.
Obrazek

Wybrzeże

25
POST BARDA
Coraz więcej osób przyglądało się czarom Sovrana. Mężczyźni obu załóg nakłaniali go do dalszej zabawy na wpół żywym mężczyznie. Padały kolejne propozycje łamania kości: nosa, żeber, kręgosłupa... Elf wahał się, nie wiedząc, do czego kolejnego przejść, ale nie przeszkadzała mu uwaga. W końcu mógł poczuć się częścią grupy.

- Że też nie wykorzystałaś go wcześniej. - Hewelion uśmiechnął się, wciąż zerkając na Ciemnego. - Z drugiej strony, skoro on jeden tyle potrafi... co będzie, gdy zaatakuje nas grupa takich? - Mruknął, a mina mu lekko zrzedła na tą wizję. - Miejmy nadzieję, że jakoś ich powstrzyma.

Samael zerkał na kapitanów okrągłymi oczyma, oczekując dalszych rozkazów. Vera mogła dostrzec, że różki powoli mu odrastały i kostne wypustki zaczęły przebijać się przez włosy. Niedługo będzie czekał go kolejny zabieg.

- Pogad! - Osmar odnalazł orczycę po rozkazie Very. - Ty dowodzisz Albatrosem! Potrzebuję piętnastu ochotników! Yala, Ashton, wy pierwsi chętni! Nepal, śmierdzący capie pierdolony, ty też! - Wyliczał, wskazując załogantów palcem. Mieli być w mniejszej liczbie, dlatego musiał odesłać na nowozdobyty statek tych, którzy najlepiej znali się na morskim fachu.

- Pamiętajcie, żeby ich przeszukać, zanim wrzucicie ich do morza! - Dodał Hewelion, jakby spodziewał się po swoich ludziach czegoś innego. Klepnął Samaela w ramię, dziękując mu za raport i wysyłając go do pracy razem z innymi. Piraci zabrali się za przeszukiwanie martwych i umierających. Przy bezpośrednim poleceniu kapitanów, porzucili nawet rozrywkę w postaci maltretowania niebieskiego płaszcza. - Złoto, zęby, kosztowności! Samael, odpowiadasz za to. W porządku, Vera, jestm gotowy. Ruszajmy. Znalazłaś klucz?

Vera wiedziała, gdzie szukać. Przy pasie oficera znajdował się pęk kluczy, nietrudno było wytypować, który pasowałby do drzwi pod pokładem. Duży, ciężki, mosiężny, musiał być sparowany z równie potężnym zamkiem. Ładownia, o której usłyszeli, znajdowała się na najniższym pokładzie. Z daleka uderzył ich smród niemytych ciał, ale też podniesione głosy więźniów. Kiedy klucz został przekręcony w drzwiach, w nikłym świetle wpadającym z wyższego pokładu mogli zobaczyć uwięzionych. Vera znała niewielu z nich, ale dwie, może trzy twarze wydawały się znajome wśród przeszło dwudziestu obcych.

- Kapitan Umberto! - Ucieszył się ork, który siedział gdzieś pośrodku jednego z dwóch rzędów więźniów. - Jest z panią kapitan Leobarius?
Obrazek

Wybrzeże

26
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie wiem. Staram się o tym nie myśleć - przyznała niechętnie, idąc z Hewelionem w stronę schodów prowadzących pod pokład. - Ale nie wszyscy tam u niego mają podobne moce, więc pozostaje nadzieja, że większość wystarczy dobrze nadziać na miecz. Może też uda się jakoś z nimi... porozumieć, nie wiem. Sovran uczy mnie ich języka, chociaż wątpię, by miało to mieć jakiś realny wpływ na nasz los, jak przyjdzie co do czego.
To nie tak, że puszczą wolno całą załogę Very tylko dlatego, że przemówi do nich w języku mrocznych. Co najwyżej może jej to dać przewagę w momencie, w którym elfy z podziemi będą zakładać, że ich nie rozumie. Tak czy inaczej, po tych kilku dniach potrafiła się tylko przedstawić, powiedzieć bardzo podstawowe rzeczy, jak choćby to, że jest głodna, spragniona i niechętnie, bo niechętnie, ale nauczyła się też prosić o litość. I choć może nie szło jej to najlepiej, bo nie miała wprawy w uczeniu się innych języków, to była zdeterminowana i nawet bez zająknięcia znosiła ewentualną irytację Sovrana na popełniane przez nią błędy. Nie robiła tego przecież dla siebie, dla własnego widzimisię.
Zamachała Hewelionowi pękiem kluczy przed nosem w odpowiedzi na jego pytanie i wkrótce oboje zniknęli pod pokładem.
Odór niemytych ciał sprawił, że Vera skrzywiła się, a przed jej oczami zdecydowanie zbyt wyraźnie stanęły wydarzenia z celi w Karlgardzie i z Pegaza. Bogowie, czy ona też wtedy tak śmierdziała? Spędziła pół życia na statku, co zmuszało ją do bycia dość tolerancyjną pod tym względem, ale wciąż w miarę możliwości starała się umyć codziennie, zwłaszcza, gdy pływali w słonecznym skwarze. Pochodziła wbrew pozorom z porządnej, mieszczańskiej rodziny, nie z Harlen. Miała pewne standardy. Zezwierzęcenie, do jakiego swoich więźniów zmuszała Kompania, sprawiało, że robiło się jej niedobrze. I płynęli do Taj'cah? W Taj'cah nie było niewolników, nie wchodziło to w ogóle w grę. Co oni chcieli zrobić z nimi na Archipelagu? Udawać, że to wysokiej klasy fachowcy, zatrudnieni na umowę o dzieło?
Nie była nastawiona na to, że znajdzie na Albatrosie Riverę, ale wciąż miała na to nikłą nadzieję. Brak mężczyzny wśród skutych łańcuchem niewolników wywołał w niej mieszaninę ulgi i rozczarowania.
- Nie tym razem. Teraz jest ze mną kapitan Hewelion - odpowiedziała orkowi, wchodząc do środka. Pochyliła się nad kajdanami pierwszego, najbliższego człowieka i zabrała się za szukanie pasującego do nich klucza. Jeden powinien pasować do wszystkich, brodatemu kapitanowi przecież nie chciałoby się za każdym razem sprawdzać całego pęku, prawda? - Leobarius czeka na Harlen, płyniemy tam zaraz.
Obrazek

Wybrzeże

27
POST BARDA
- Jego też można nadziać na miecz. - Parsknął Hewelion. - Może być magiczny, ale słyszałem, że krwawi jak my wszyscy. - Podzielił się informacjami, które z pewnością uzyskał od piratów Siódmej Siostry. W czasie podróży na Północ mieli wiele okazji, by powymieniać się plotkami. - Znajomość ich języka to jakiś atut... ale ja chyba odpuszczę.

Hewelion nie wydawał się mieć smykałki do języków, czy nawet do nauki jako takiej. Nauczenie się ciemnoelfiego z pewnością zajęłoby mu więcej czasu i energii, niż Verze, która codziennie łapała nowe słówka i wyrażenia. Sovran był cierpliwym nauczycielem, do tego wydawał się mieć dryg do przekazywania wiedzy.

W ładowni panował niemal całkowity mrok. Więźniowie zmuszeni zostali do siedzenia nie tylko w oparach swoich własnych ciał, ale też pozbawieni dostępu światła, gdy zamknięte drzwi nie przepuszczały go w ogóle. Teraz, gdy promienie padały na twarze pojmanych, Vera widziała pełne nadziei oblicza, nie było jednak wśród nich Rivery.

- Yoh-Ghurt? - Padło zza pleców Very imię. To Corin, którzy trzymał się kapitanów, rozpoznał głos orka. - Sądziliśmy, że zginąłeś pod Everam! Vera, to bosman z Kruka!

- Niech bogowie was błogosławią! - Odezwały się inne głosy, gdy kłódka puściła, a oni przewlekali łańcuch przez kolejne kajdany, by się wyzwolić.

- Jest tu ze mną Xion, z Białego Kruka, reszta nie jest piratami. - Dodał Yoh-Ghurt, chwiejnie wstając ze swojego miejsca. Miał prawo zesztywnieć podczas rejsu.

- Zabierzcie nas ze sobą! - Poprosił jeden z mężczyzn. Vera dostrzegła, że choć wysoki i o dobrym kośćcu, był skrajnie wychudzony. Nie tylko on jeden. - Nie możemy wracać do Karlgardu! Będziemy dla was pracować!

- Nie zostawimy was. - Postanowił Hubert. - Wychodźcie z tej ładowni, wszyscy, na górny pokład. Ilu was jest?

- Dwudziestu pięciu!
Obrazek

Wybrzeże

28
POST POSTACI
Vera Umberto
Leobarius z pewnością ucieszy się na widok dwóch swoich ludzi. Bosmana w szczególności, tak podejrzewała, bo z tym pracował bliżej. Czy ork będzie chciał teraz zostać na wyspie i nadal współpracować ze swoim kapitanem, gdy ten nie wypływał już na morze? Marnotrawstwo silnych, orczych mięśni. Vera w gruncie rzeczy mogłaby przyjąć go do siebie. Każdy przedstawiciel tej rasy w załodze zapewniał im dodatkową przewagę. To jednak była kwestia do rozwiązania na później; teraz trzeba było wyprowadzić więźniów z tej dusznej, cuchnącej dziury.
- Na górze ktoś wam da coś do picia i do jedzenia - powiedziała, po uwolnieniu wszystkich wypuszczając łańcuchy na podłogę. Pamiętała, jak wygłodzona i spragniona była po zejściu z Pegaza, choć ona opuszczała swoją niewolę w znacznie gorszym stanie i w bardziej traumatycznych okolicznościach. To był chyba cud, że udało im się wtedy uciec. Naprawdę cud.
- Nie jesteście piratami? To za co was zamknęli? - spytała, szczerze zaskoczona. - Sądziłam, że Kompania wzięła sobie za cel oczyszczenie mórz, nic więcej.
Nie była pewna, czy zabieranie ich na Harlen było dobrym pomysłem, ale z drugiej strony, tam każdego, kto będzie niebezpiecznie podskakiwał, będzie można skrócić o głowę i usprawiedliwić to dbaniem o spokój na wyspie. Przydadzą się tam ręce do pracy, niektórych może dało się nauczyć żeglarskiego fachu i wcielić do załogi? Skoro nawet Gerda już czasem łapała za liny, na spokojnych wodach, oczywiście, w przypadku silnych mężczyzn będzie dużo łatwiej.
Odsunęła się, by więźniowie opuścili pomieszczenie, a potem sama wyszła, zaraz za nimi. Mieli ładownię i kajutę kapitańską do sprawdzenia, a potem przecież jeszcze kuchnię - choć do tej zamierzała zabrać już Tripa, który lepiej będzie wiedział, co nadaje się na wesele, a co nie.
- Leobarius odzyska bosmana... szkoda, że nie Kruka przy okazji - rzuciła cicho do Heweliona. - Nie wiem, jak bardzo przywiązany jest do swojej posadki na Harlen, ale może będzie chciał raz na jakiś czas wyrwać się na wody? Może kupiłby od nas Albatrosa? To wystarczająco elegancki statek, żeby do niego pasował. Nie ma teraz funduszy nawet na budowę porządnego biura, które nie dzieliłoby ściany z karczemną ruchalnią, ale mógłby oddać pierwszy łup...
Myślała sobie na głos, zupełnie niezobowiązująco, idąc jednocześnie dalej, do ładowni. Łokieć wciąż ją piekł. Uniosła rękę, by odsunąć materiał i sprawdzić, jak poważna była rana, którą przez nieuwagę zdobyła.
Obrazek

Wybrzeże

29
POST BARDA
Yoh-Ghurt wyszedł z ładowni pierwszy. Vera dostrzegła w nim znajome rysy, gdy niejednokrotnie widziała go u boku Leobariusa, jednak nigdy nie miała okazji, by zamienić z nim choć słowo. Wysoki, jak na jego rasę przystało, również wciąż szeroki w barach i postawny, mimo połowy roku niewoli. Dobrze się trzymał, nawet włosy wciąż miał spięte tak, jak Vera zapamiętała.

- Dobrze cię widzieć. - Ucieszył się Corin, który znał chyba wszystkich. Klepnął orka w ramię w przyjacielskim geście, nie zatrzymywał go jednak, bo zza drzwi wychodzili kolejni.

Nie wszyscy trzymali się dobrze. Większość była wychudzona i wynędzniała, nie wydawało się jednak, by ktokolwiek z nich zmuszony był do niewolniczej pracy. Każdy miał też parę uszu w nienaruszonym stanie, lecz nie mogli mieć pewności, czy bestialstwo nie było jedynie domeną strażników z Ujścia.

- Ul ma nas w swojej opiece! - Cieszył się któryś z mężczyzn, mijając Verę i Heweliona i kłaniając się im nisko, składając przed sobą dłonie. - Sam pan mórz was nam zesłał! Modliliśmy się tak gorliwie!

- Zamknij się już... - Mruknął kolejny, który szedł tuż za nim.

Yoh-Ghurt zatrzymał się i obserwował przemarsz więźniów, jakby nadzorował, by na pewno każdy uzyskał wolność. Będąc w przeszłości bosmanem, musiał czuć się odpowiedzialny za swoją tymczasową grupę.

- Za każdego z nas jest wyznaczona nagroda na Archipelagu. - Mruknął ponuro. - To zbieranina piratów, morderców, złodziei, przypadkowych przedsiębiorców, którzy źle dobrali partnerów biznesowych... - Wyliczał ork, patrząc po wychudłych twarzach mijających ich mężczyzn. - Wydaje mi się, że ten transport to nie część ich akcji oczyszczania mórz.

- Po prostu chcieli zarobić na zbiegach. - Dokończył Hewelion, marszcząc nos. - Ale musieli skądś ich wziąć... to znaczy, że współpracują ze strażą i wojskiem.

Na celę wyznaczono jedynie część ładowni. Corin krzyknął na swoich ludzi i zaraz ktoś przyniósł pochodnię, by płomieniem rozgonić mrok. Mogli ocenić, że nawet w celi upchnięto skrzynie pełne dóbr, dobrze zamknięte i zapieczętowane, bez możliwości otworzenia gołymi rękoma. Kompania dbała o swój towar. Pozostałe części ładowni wypakowano po sam górny pokład, od podłogi do sufitu. Statek był pojemny, lecz zbudowany tak, by ciężar był dobrze rozprowadzony po całej jego powierzchni.

- Podliczymy się w drodze i na Harlen, co ty na to? To główny szlak, lepiej długo tu nie zostawać. - Podsunął Hewelion. - Co do statku... jest warty więcej, niż jeden łup. - Poddał wątpliwości oszpecony kapitan. - Choć moglibyśmy zrobić wyjątek dla kapitana Leobariusa. Z drugiej strony, Vera, rozmawiałaś z nim? Ta zdrada całkowicie go złamała.

- Zdrada? - Podłapał Yoh-Ghurt.

- Zdrajcy byli w waszej załodze, przyjacielu. - Yett pospieszył z wyjaśnieniami. - Choć nie znamy nazwisk. Być może Mikk.

- Mikk? Nie do uwierzenia... - Nachmurzył się ork.

- Możemy zaproponować, ale nie liczyłbym na to. - Ciągnął Hubert. - Jak mógłby zaufać teraz nowej załodze? I kto za nim pójdzie?

Łokieć Very krwawił, bo choć to ledwie skóra była przecięta, rana była w tak niefortunnym miejscu, że ciągły ruch nie pozwalał jej się zasklepić.
Obrazek

Wybrzeże

30
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera była nieco rozczarowana. Nie przypłynęła tu ratować jakichś pierwszych lepszych, za których była wyznaczona nagroda, tylko swoich. Tymczasem swoich znalazła tu trzech; kiepski wynik. Do tego wyglądało na to, że Albatros odpowiedzialny był jedynie za dostarczenie ich do Taj'cah, gdzie najprawdopodobniej wylądowaliby w lochu, albo na stryczku i nie było mowy o żadnej niewolniczej pracy. Cmoknęła z irytacją, ale nie podzieliła się tymi myślami z nikim. To nie było istotne, gdy mieli okazję pozbawić życia przynajmniej czterdziestu niebieskich, a do tego zyskali całą ładownię dóbr. Chwilowo ignorując pieczenie i krew ściekającą po przedramieniu i wsiąkającą w rękaw, oparła dłonie na biodrach i przesunęła spojrzeniem po skrzyniach.
- Masz rację. Zbierajmy się stąd. Na Harlen dotrzemy za kilka godzin, wtedy zajmiemy się tym, co najprzyjemniejsze - poklepała jedną ze skrzyń.
Uniosła wzrok na Yoh-Ghurta. Dla niego wieści o zdradzie były nowością, nie miał czasu oswoić się z tym już tak, jak oswojony był Leobarius. Pogodzony z myślą, że niesłusznie zaufał komuś w swojej załodze. Hubert mógł mieć trochę racji, coś takiego zniechęcało do wracania na morze, gdzie znów zależny byłby od służącej pod nim grupy ludzi i nieludzi.
- Nie wiem, kto. Może Mikk, może nie Mikk. On grywa sobie koncerty w Karlgadzie, pokażę ci później plakat. Możesz przejść na Siódmą Siostrę, zanim rozdzielimy statki, pokażemy ci listy, jakie przez ostatnie miesiące wysyłał mi mój człowiek - zaproponowała, oczywiście nie mając na myśli wszystkich, ale te, które dotyczyły ludzi z byłej załogi orka. - Widzieliśmy też Białego Kruka, gdy wracaliśmy z północy... bo po Everam wybraliśmy się tam na kilka tygodni. Nie spodziewałam się, że na kruku nie ma Leobariusa, chociaż powinnam była się tego domyślić, kiedy przed nami uciekł. Tak czy inaczej, byliśmy zbyt obładowani, żeby go gonić. Ale jeszcze na nich trafimy.
Machnęła dłonią i ruszyła po schodach na górę.
- Dobra. Zbierajmy się stąd. Mam nadzieję, że wyczyścili już pokład z trupów. Do kapitańskiej też możemy zajrzeć już po powrocie.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”