Wybrzeże

61
POST BARDA
Demon uśmiechał się do Very. Był młody, przystojny, otwarty, współgrał ze wspaniałościami świata, które pokazywał jej za oknem. Był jednym z kolorwymi światłami, z morskimi stworzeniami. To kapitan Umberto była tam obcym elementem.

- Spośród setek, to ty przyciągnęłaś jego wzrok. - Wyjaśnił Ferbius, podchodząc bliżej. - Jesteś silna, gdy trzeba, łagodna, gdy wymagają tego bliscy. Myślisz o sobie, myślisz o swoich ludziach. Jesteś jegowybranką. - Uniósł na nią rozpalone spojrzenie. - Bądź pozdrowiona, Vero. Ul jest z tobą, choć mógł cię powitać jedynie poprzez moje ciało. Chce, byś została jego oblubienicą: poczniesz jego syna, który będzie władcą oceanów, który stłamsi jego wrogów. Twój syn, zrodzonym z ludzkiej kobiety i boga, by bronić prawych i niszczyć niesprawiedliwych.

Uroczysty głos demona rozlegał się w kajucie jak grom, choć nie było sztormu. Wszelkie stworzenia spłynęły w stronę Very, zwróciwszy się ku niej. Przyglądały się, czekały, tak jak Fineas i Ferbius. Wokół zapadła dziwna cisza, nie przerywał jej nawet szum bąbelków.
Obrazek

Wybrzeże

62
POST POSTACI
Vera Umberto
To, co usłyszała od demona, było ostatnim, czego kiedykolwiek w całym swoim życiu mogła się spodziewać. Początkowo zamarła, z półotwartymi w niedowierzaniu ustami, wpatrując się w jego przystojną twarz. Oblubienica? Przez jego ciało? Jej syn? Patrzyła na niego i próbowała przetrawić te informacje. Czy naprawdę nie było innej kobiety, będącej kapitanem statku? A Bella? Ona też okiełznała fale, a była stworzona do rodzenia dzieci, czy elfich, czy boskich, nie miało to znaczenia. Ul poważnie szukał sobie ludzkiej oblubienicy? Jeśli tak, dlaczego nie przyszedł tu osobiście? Skoro chciał mieć syna z Verą, gdzie było jego boskie ciało?
W końcu parsknęła śmiechem, raz, potem drugi, aż wreszcie roześmiała się szczerze, tak, jak nie śmiała się już dawno, ostatecznie prawie do łez. To było tak abstrakcyjne, że nie potrafiła potraktować tego poważnie. Datki na świątynię Ula raz na kilka miesięcy niczego nie tłumaczyły. To wszystko był absurdalny wytwór jej wyobraźni. Czy skoro śniło się jej coś takiego, to znaczyło, że podświadomie chciała mieć dziecko i szukała usprawiedliwienia w nocnych, demonicznych zwiastowaniach?
- To najbardziej groteskowa próba zaciągnięcia mnie do łóżka, z jaką w życiu się spotkałam - odpowiedziała Ferbiusowi, nie potrafiąc przestać się śmiać. - Z drugiej strony, muszę przyznać, że kreatywna. I wcale nie było ich tak wiele, więc poprzeczka nie leży wysoko.
Rozejrzała się dookoła, po obserwujących ją morskich stworzeniach, a potem uniosła wzrok na mężczyznę, niewinnie splatając dłonie za plecami. Co za absurdalny sen.
- Dziękuję za propozycję, ale nie mam warunków, żeby wychować boskiego potomka - kontynuowała z rozbawieniem. - Wiesz, kim jestem? To nie jest kupiecki stateczek, pływający spokojnie z Kontynentu na Archipelag i z powrotem. Zresztą o czym my w ogóle rozmawiamy? - oparła dłoń o czoło. - W życiu nie miałam tak abstrakcyjnego snu.
Obrazek

Wybrzeże

63
POST BARDA
Nastrój pomieszczenia zmieniał się z każdym kolejnym wybuchem wesołości Very. Kolorowe rybki odpłynęły, ławicą przeciskając się przez okno, rozczarowane reakcją wybranki. Nawet Fineas zsunął się z ramienia demona i podążył za innymi stworzonkami. Światła przygasły, lecz zamiast wprowadzić nastrój smutku, ten stał się bardziej... Kameralny?

W kajucie pozostali tylko Ferbius i Vera. Mężczyzna nie wyglądał na zachwyconego jej śmiechem. Na przystojnej twarzy pojawiły się zmarszczki, gdy Demon zasępił się jej brakiem wiary.

- Gdyby nie ludzkie ograniczenia, Vero, nie byłoby potrzeby, byśmy się tu spotykali. - Zaprotestował Ferbius. - Czyż Ina i Myra nie powstały z księżyców? Lecz potomek Ula ma być wyjątkowy, powstały z unii boga i śmiertelniczki, by połączyć te dwa światy. By był potężniejszy, niż jakiekolwiek demoniczne stworzenie. - Wyjaśnił kładąc chłodną dłoń na ramieniu Very. - To nie sen, Vero. Przez to, kim jesteś, przez to, kto jest obok ciebie, jesteś idealna, by być naczyniem jego łaski. Będziesz mu matką, a Corin Yett, błogosławiony między śmiertelnikami, będzie mu opiekunem. Boski syn wychowa się na statku, poznając rzemiosło swojego ojca. Rozważ. Ukorz się przed jego łaską.
Obrazek

Wybrzeże

64
POST POSTACI
Vera Umberto
Wraz z kolejnymi słowami Ferbiusa Vera stopniowo poważniała, aż wreszcie wpatrywała się w niego z niedowierzaniem i może odrobiną strachu. Bo co, jeśli to naprawdę nie był sen? Jeśli Ul wybrał ją sobie jako naczynie swojej łaski i chciał, żeby urodziła mu syna? Czy to dlatego wody sprzyjały im ostatnimi czasy? Dlatego przeżyli powrót z północy, atak lewiatanów i sypiące się na nich z nieba rekiny? Jeśli to wszystko nie było wytworem jej wyobraźni, a przybył do niej faktyczny posłaniec od boga, było to absolutnie szokujące i niewiarygodne.
I czy ona naprawdę miała podjąć taką decyzję? Czy oni wszyscy poszaleli? Czy Ul miał pojęcie, do kogo posłał swojego demona? Patrzyła na tego przystojnego, wysokiego mężczyznę i zaczynała rozumieć te wszystkie kobiety, które później rodziły dzieci takie, jak Samael. Patrzyła na złociste, tańczące w wodzie włosy i jaśniejące oczy. Corin przewyższał ją wzrostem, ale nie aż tak. Przeszło jej przez myśl, że mogłoby to być przeżycie, jakiego nie doświadczyła i nie doświadczy już nigdy. Jeden raz, w tym dziwnym świecie, który jednocześnie był rzeczywisty i nierzeczywisty. Nawet nie do końca musiałoby się to liczyć jako zdrada. Wystarczyło, że powie "tak".
Ale jak to potem wytłumaczy Yettowi? Gdy urodzi im się jasnowłose dziecko, porośnięte łuskami, kto normalny uwierzy, że było ono owocem boskiego nasienia? Sam oficer nie był szczególnie religijny, w życiu by nie dał wiary w jej usprawiedliwienia. Chociaż... co jeśli będzie na nią zły, że nie posłuchała bezpośredniej prośby od Ula? To nie było istotne. Jeśli się nie zgodzi, nie musiał się nigdy dowiedzieć. Chyba, że Ul wścieknie się na nią za odmowę i będzie teraz karał za to ją i jej załogę. Kimże była, by sprzeciwiać się jego planom?
- ... - wydusiła z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, zbyt skonsternowana, by powiedzieć cokolwiek bardziej konstruktywnego.
Nie, to nie wchodziło w grę. Byłaby okropną matką. Dziecko boskie, czy nieboskie, nie mogła mu tego zrobić i sprowadzić go na świat, w którym żyła ona.
- ...Nie mogę - powiedziała w końcu cicho, przestraszona zarówno swoimi słowami, jak i tym, jak mógł na nie zareagować demon i ten, który go przysłał. Oparła dłonie na oszpeconym blizną brzuchu. Czy jej okaleczone ciało było w ogóle w stanie donosić ciążę? - Przepraszam. Całym sercem sławię Ula i od lat składam mu podziękowania za każdy pomyślny prąd. Ale nie mogę, przepraszam, nie mogę.
Obrazek

Wybrzeże

65
POST BARDA
- Jesteś pełna wątpliwości. - Mówił demon miękko. Dłoń uspokajająco przesunęła się po jej ramieniu, by dodać jej otuchy w ciężkim czasie. Frebius nie miał dla niej odpowiedzi na pytania, które kłębiły się w głowie. Jego jasne oczy utkwiony były w kapitan. Nie pospieszał jej, wiedząc, że potrzebuję czasu. Dla kogoś innego, była to łatwa decyzja. Vera miała jednak zbyt wiele do stracenia.

Jeśli był rozczarowany odmową, nie pokazał tego po sobie. Nie odsunął się również.

- Jeśli masz pytania, możesz je zadać. Ul zsyła ci swoje błogosławieństwa każdego dnia, by przygotować cię do roli matki bogów. Zapytam cię jeszcze raz, Vero: czy przyjmiesz jego boskie nasienie?

Dłoń demona spoczęła na dłoni Very, na jej brzuchu.
Obrazek

Wybrzeże

66
POST POSTACI
Vera Umberto
Oczywiście, do cholery, że była pełna wątpliwości! Kto normalny by nie był?! Jedyną dobrą informacją w tym wszystkim był fakt, że skoro Ul wysyłał do niej posłańca zaraz po tym, jak z zimną krwią kazała wyrżnąć całą załogę statku Kompanii Handlowej Jego Własnego Błogosławieństwa, to gardził nimi tak samo, jak Vera. Tak musiało być, nie inaczej! To ją błogosławił, nie bandę starych dziadów w niebieskich płaszczach, klepiących się wzajemnie po plecach i raczących się delikatesami, podczas gdy niewolnicy umierali w ich obozach pracy. Jeśli miała jeszcze jakiekolwiek resztki wątpliwości na temat tego, czy jej działania są słuszne, teraz je straciła.
Ul też, w gruncie rzeczy, okazywał się całkiem okrutnym bogiem, skoro uważał Verę Umberto za oblubienicę idealną.
Dotyk Ferbiusa budził w niej sprzeczne emocje. Z jednej strony był obcy i niewłaściwy, z drugiej jednak było w nim coś magnetycznego. Ul, jak widać, dobrze ją znał, wiedziała kogo do niej wysłać, by miała dodatkowy problem z podjęciem decyzji. Uniosła wolną dłoń i mimowolnie przesunęła nią po ramieniu mężczyzny, chcąc pod palcami poczuć jakie jest w dotyku. Sięgnęła do góry, do lśniących, tańczących w wodzie jasnych włosów. Wahała się, wahała się bardzo mocno. Bo kimże była, żeby sprzeciwiać się woli boga, zwłaszcza, gdy przynosił jej ją ktoś taki?
Dwa słowa demona wystarczyły, żeby zadecydowała ostatecznie.
Nie była matką bogów i nie chciała nią być. Nie była stworzona do wyższych celów, do nadprzyrodzonych objawień. Nie chciała nawet być admirałem floty, choć miała już ku temu okazję, a co dopiero coś takiego? Lubiła swoje życie takie, jakim było, teraz bardziej, niż kiedykolwiek. Nie chciała niczego zmieniać. Chciała spędzić resztę życia z Yettem u boku, nieważne, czy został im miesiąc, czy kolejne siedem lat, nie martwiąc się o żadne kaszojady. A w razie gdyby te kaszojady jakimś cudem miały się pojawić, miały być Corina. Zwyczajne, ludzkie, bez boga za ojca.
- Nie - zabrała rękę i cofnęła się o krok. - Zawsze będę oddawać Ulowi cześć, bo jego morza są moim światem. Ale nie nadaję się na bycie matką bogów. Nie ja. Jeśli mówisz prawdę, nie potrafię wyrazić jak wdzięczna jestem za to, że wybrał mnie. Jaki to... zaszczyt. Ale popełnił błąd. Wielki błąd. Nie... - zawahała się i przetarła twarz dłońmi, sama nie dowierzając, że z pełną powagą mówi to, co mówi. - Nie urodzę Ulowi syna.
Obrazek

Wybrzeże

67
POST BARDA
Jego dotyk był jak ciepły piasek pod stopami, a biały mundur uszyty z materiału tak delikatnego, jak przelewające się przez palce fale. Nie zmuszał jej w żaden sposób, nie dążył do bliskości większej, aniżeli dotyk, dzielony jak między przyjaciółmi. Ferbius był cierpliwy, gdy Vera rozważała swoje możliwości.

Nie gonił jej, gdy postanowiła się odsunąć, podejmując ostateczną decyzję.

- Smucą mnie twoje słowa. - Przyznał. Jego sylwetka zaczęła się rozmywać, jak kropla atramentu w wodzie, kontury straciły na ostrości, a przystojna twarz stała się gamą zmieszanych kolorów. - Niech tak będzie. Oby nasz plan dalej miał cię w swojej opiece. - Życzył jej, choć jego postać niemal całkiem zniknęła. - Wezwij mnie w razie potrzeby.

Nie miała już komu odpowiedzieć. Ferbius rozwiał się, zaraz za nim kajuta, wodorosty i odległe stworzenia. Została sama na ciemnym, pustym dnie.

***

Obudził ją daleki grzmot. Krople deszczu uderzały o szyby i deski nad jej głową. Wciąż leżała na brzegu łóżka, z nogami zwieszonymi na podłogę. W pierwszej chwili brakło jej tchu, jakby wynurzyła się z głębin, choć była zupełnie sucha. Była sama.
Obrazek

Wybrzeże

68
POST POSTACI
Vera Umberto
Wezwij mnie w razie potrzeby? Więc jeśli Vera zmieni zdanie, będzie mogła dać mu znać i Ferbius pojawi się ponownie, wraz ze swoim podwodnym światem i obietnicami wielkości? W milczeniu obserwowała, jak znika, razem z ostatnimi światełkami, nadającymi podwodnej toni nastrojowego klimatu. Teraz otaczała ją tylko ciemność, pusta i nieprzyjazna, sprawiająca, że żałowała podjętej decyzji.
Gdy się obudziła, początkowo nie ruszała się z miejsca, uspokajając oddech. Potem leżała jeszcze długo, wpatrując się w sufit i wsłuchując w krople deszczu, uderzające o pokład nad nią. Pogoda psuła się już wcześniej, prawda? To nie tak, że jej odmowa sprawiła, że teraz będą ścigały ich sztormy, jeden po drugim. A może to nie wydarzyło się naprawdę? Może to jednak był tylko sen, dziwne pragnienia, które dały o sobie Verze znać w ten nietypowy sposób? Jak mogła poważnie traktować propozycję złożoną przez podwodnego mężczyznę, we śnie? Czy gdyby poprosiła go, by do niej wrócił, znów musiałaby spotkać się z nim w ten sam sposób? To by chyba świadczyło o tym, że mówił prawdę i nie był tylko wytworem jej wyobraźni.
W końcu westchnęła ciężko i usiadła, przecierając twarz rękami. Jedną, właściwie, bo druga przez szwy i opatrunek wciąż nie zginała się tak, jak powinna. Świadomość tego, co wydarzyło się przed chwilą i niepewność, czy wydarzyło się naprawdę, ciążyła jej strasznie. Musiała wyjść. Opuścić kajutę, pustą i ciemną, znaleźć Yetta, może posłuchać pierdolenia Osmara. To powinno przywrócić ją do rzeczywistości.
Bardzo nieudana drzemka.
Wstała i przeszła do biurka po butelkę z rumem i dopiero gdy ta znalazła się w jej dłoni, Vera wcisnęła kapelusz na głowę i wyszła na zewnątrz.
Obrazek

Wybrzeże

69
POST BARDA
Kajuta była taka, jaką ją zostawiła. Choć nie było jeszcze nocy, a ledwie wczesny wieczór, na zewnątrz było wyjątkowo ciemno. Chmury zbierały się nad Siostrą i Ul jeden wiedział, czy była to wina Very, bo odmówiła błogosławieństwa zesłanego za pomocą przystojnego demoniego ciała.

Kapelusz tylko częściowo chronił ją przed kroplami spadającymi z nieba. Deszcz nie był mocny, ale daleko było mu do mrzawki - krople były opasłe i zimne. Ci, którzy nie musieli zostawać na zewnątrz, pochowali się pod pokład. Taką drogę obrał również Corin z Osmarem, ale szybko zawołali Verę - kryli się w kajucie na dziobie.

- Hej, pani kapitan! - Niski głos krasnoluda dobrze niósł się po pokładzie mimo szumu deszczu i ryku fal. Bosman przywołał Verę gestem dłoni.

Vera wkrótce odkryła, że Osmar i Corin nie byli tam sami - zebrała się cała śmietanka, by spędzić razem czas podczas rejsu. Pogad, bardzo pijana Marda, Ashton i Ohar, Olena, Gerda, a nawet na wpół śpiący Sovran, rozsiedli się w pokoju spotkań, z nieodłącznymi butelkami w rękach. Kajuta oświetlona była płomieniem świec i lampek.

- Ty, Vera, co ty taka religijna nagle? - Zagadnął Osmar, wskazując na dekolt kapitan.

- To coś nowego? - Dopytał Corin. - Z Portu Erola?

Na cienkim rzemyku, na szyi Very wisiał rzeźbiony kawałek kości. Przedstawiał latającą rybę.
- Mówiliśmy właśnie o ślubie, kapitanie! - Ucieszyła się Gerda. - Nawet nie mamy sukienek! To znaczy, Olena ma, ale to tylko jedna...

- Nie musicie zakładać sukien... - Wtrącił się Ohar, zerkając na kolegów.

- Możecie przyjść bez! - Podsumował Ashton.
Obrazek

Wybrzeże

70
POST POSTACI
Vera Umberto
Grupka zebrana w kajucie na dziobie sprawiła, że Vera przyspieszyła kroku. Pomieszczenie już wcześniej było dość ciasne, a teraz, gdy zebrała się tam cała grupa, prawie siedzieli sobie na głowach. Zadowolona, że zabrała ze sobą rum, zamknęła za sobą drzwi, żeby zacinający deszcz nie wpadał im do środka, a potem oparła się ramieniem o ścianę obok Corina, chwilowo jeszcze nie szukając dla siebie miejsca siedzącego. Mimowolnie spoglądała na Yetta, początkowo wciąż nieco zdezorientowana po dziwnym śnie, ale dość szybko doszła do siebie.
I równie szybko wróciła do stanu przedzawałowego, gdy Osmar zauważył kościany naszyjnik, jaki najwyraźniej teraz zdobił jej dekolt. Chciała dowodu na to, że propozycja była prawdziwa, to teraz go miała. Uniosła rybkę i obejrzała z każdej strony, czując, jak bicie jej serca przyspiesza i szum krwi w uszach znów zagłusza wszystko dookoła. Ul wybrał sobie ją na oblubienicę i chciał, by urodziła mu syna. Ją, Verę Umberto. To nie był wytwór jej wyobraźni. Osunęła się na brzeg łóżka i usiadła, blada jak nowe płótno żaglowe. Nie miała odpowiedzi ani dla bosmana, ani dla oficera. Zaciskała naszyjnik w palcach, przed oczami wciąż mając ten jaśniejący wzrok swojego gościa sprzed chwili. To nie był sen. To naprawdę nie był sen.
Ze wszystkich kobiet na świecie, dlaczego akurat ja?
Z zamyślenia wyrwał ją śmiech mężczyzn, a gdy się skupiła, udało się jej zorientować, o czym była mowa. Wcisnęła rybkę w dekolt i zapięła koszulę wyżej.
- Pod warunkiem, że ty też przyjdziesz bez gaci - odpowiedziała Ashtonowi. - To będzie wydarzenie stulecia.
Przeniosła wzrok na Gerdę. Naprawdę niczego sobie nie kupiły, gdy byli w Porcie Erola? Nie pytała o to, bo bycie mądrym po szkodzie nic nie wnosiło, ale przecież wiedziały o zbliżającym się ślubie, mogły się tym zająć, jak im tak na tym zależało.
- Może znajdzie się coś na Harlen. Różne łupy zwożą na wyspę. Pamiętacie skrzynię z sukniami od Aspy? Może znowu będzie miał coś takiego, jeśli go złapiemy - pocieszyła dziewczynę. - Sprawdzimy też, co jest na Albatrosie. Miał przewozić jakieś tkaniny, może niektóre będą już w formie ubrań? Czasem trafiają się takie ładunki.
Obrazek

Wybrzeże

71
POST BARDA
- Vera? - Zagadnął Corin, widząc, że kobieta nie jest w pełni obecna myślami. - Kochana? W porządku? - Dopytał, wyciągając do niej dłoń. - Miałaś nieudaną drzemkę? I... Nie ma nic złego w byciu religijną. - Podkreślił, by nie czuła się źle z tym, że nosi symbol boga.

- Lepiej, żebyśmy mieli bogów po naszej stronie. - Dodała Pogad, choć sama też nieczęsto uciekała się do boskiego wstawiennictwa, wierząc w swoją własną siłę.

Wisiorek w dłoni Very nie był niczym dziwnym. Nie biła od niego nieznana siła, miał normalną temperaturę, nie wydawał się magiczny, a przynajmniej nie dla laika. Wiele świątyń sprzedawało tak wykonane wisiorki, czy to z kości, czy z drogocennych kamieni. Jeśli za pomocą tego konkretnego mogła porozumieć się z demonami, musiała to sprawdzić w praktyce.

Nie wszyscy jednak przejęli się stanem Very. Towarzystwo śmiało się, a komentarz kapitan tylko rozochocił zebranych.

- A właśnie, że przyjdę! - Zawołał butnie Ashton. - Zrobimy wesele nudystów!

- Po moim trupie! - Oburzył się Corin. - Możesz wyprawiać tak swoje własne! Właśnie, kiedy wasze wesele?

- Nigdy. - Marda była szybka do odpowiedzi.

- No widzisz, panie Yett!

Gerda zerkała na Corina i Verę, ekscytując się wewnętrznie ich relacją, tym, jak oficer patrzył na kapitan, jak kapitan znajdowała oparcie w oficerze. W niemądrej główce młodej nawigatorki musiała być to historia wyciągnięta żywcem z książki.

- Poszukamy na Harlen, ostatecznie możemy pożyczyć od Echo i Raylene. - Zgodziła się dziewczyna, podpierając się na ramieniu. - A może mogłybyśmy wziąć trochę materiału? Olenka umie szyć...

- Uszyjcie coś dla mojego Smoluszka! Taki straszny, ale w tych łachmanach to tak mniej! Co nie, Smoluszek?!

Sovran nie odpowiedział. Oparty o ścianę, drzemał mimo głośnych rozmów. Olena sprawdziła dłonią temperaturę jego czoła, ale nie skomentowała jej w żaden sposób.

- E, ten czarnuch!
Obrazek

Wybrzeże

72
POST POSTACI
Vera Umberto
- Ul nam sprzyja - odpowiedziała orczycy, trochę nieprzytomnie. - Bardziej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
Bóg chyba nie był na nią zły. Nie zostawiałby jej swojego symbolu na szyi, gdyby miał jej za złe odmowę. Może zdawał sobie sprawę z jej wątpliwości i dał jej możliwość zmiany zdania, gdyby kiedyś do takiej doszło? Kościany naszyjnik sprawiał, że jednocześnie czuła się spokojniejsza i absolutnie przerażona. Nie chciała być boską wybranką. Uniosła wzrok na Corina i uśmiechnęła się do niego niepewnie, bez przekonania. Po chwili wahania przysunęła się do niego i oparła głowę o jego ramię.
Ale tylko na chwilę, bo gdy zorientowała się, z kim tu siedzi, wyprostowała się, przesuwając spojrzeniem po zebranych.
- Zaraz, wy nie mieliście być na Albatrosie? Kto nim teraz żegluje? - spojrzała na Pogad, a potem na Osmara. - Zmieniliście skład? Ile czasu ja spałam? Jak daleko mamy do Harlen?
Była nawet zbyt rozkojarzona, by odpowiedzieć Ashtonowi złośliwym przytykiem, jak miała w zwyczaju. Nie miała nic do powiedzenia na temat wesela nudystów, ten temat wleciał jej do głowy jednym uchem i wyleciał drugim. Skupiła się na próbach wyciągnięcia korka ze swojej butelki, który sprzeciwiał się jej jak nigdy. Musiała się napić po tym wszystkim, po rabunku, po akcji z Yalą i po tym... śnie. Wizji. Jakkolwiek należało to nazwać.
- Potrafisz szyć takie rzeczy? - zdziwiła się, zerkając na Olenę. - Imponujące. W każdym razie, jasne. Myślę, że nie będzie problemu, żebyście wzięły jakieś tkaniny z Albatrosa, o ile jakiekolwiek będą się nadawać. Jak dopłyniemy, sprawdzimy co jest w skrzyniach.
Sovran nie wyglądał najlepiej. Powinien spać w swoim łóżku, a nie w tłumie, po drugiej stronie ściany.
- Kto go tu w ogóle przyciągnął? Dalibyście mu odpocząć. Atak strasznie go wymęczył.
Obrazek

Wybrzeże

73
POST BARDA
Pogad zmarszczyła brwi, zerkając na Corina, jakby ten mógł powiedzieć więcej na temat dziwnego stanu Very. Jasnym było, że załoganci mają prawo martwić się o nieprzytomną kapitan.

- Ul nam sprzyja. - Powtórzył po Verze, obejmując ją ramieniem, gdy postanowiła w końcu się o niego oprzeć. Kapitan nie mogła widzieć, jak rzuca Pogad wiele mówiące spojrzenie i wydyma dolną wargę, sugerując, że sam nie wie, co strzeliło jego narzeczonej do głowy. Skwitował to również protekcjonalnym pocałunkiem, złożonym na włosach Umberto, choć jej nagły ruch niemal wybił mu zęby. Szczęśliwie, sprawnie i odruchowo cofnął głowę. - Spałaś tylko chwilę, rybko. Dwadzieścia minut?

- Zdążyło się rozpadać, kurwa mać! To mówimy, idziemy sprawdzić co ze Smoluchem. - Wyjaśnił Osmar chętnie. - Włazim, a tam nasza Olenka i Gerda, a że ciasno jak w gnomiej dupie, to żeśmy się chcieli przenieść tutaj. I tak zrobilim, ale Smoluszka-choruszka nie zostawiliśmy! - Podkreślił, jakby była to zasługa godna orderu. - Olenka mówi, żeby go nie zostawiać! Tymi ręcyma go niosłem!

- Sam szedł, panie bosmanie. Gorączkuje, ale niezbyt poważnie. - Wyjaśniła felczerka, nawet nie spojrzała na Verę i przytulającego ją Corina, nieco zbyt intensywnie wpatrując się w śpiącego mrocznego. - Chcę mieć na niego oko, w razie gdyby się pogorszyło.

- Chwilę temu sam pił bimber. - Dodała Marda. To tłumaczyłoby, dlaczego stały przed nią dwie butelki. Musiała zaopiekować się również tą Sovranową.

Olena i Gerda siedziały po obu stronach drzemiącego elfa. Sovran miał zainteresowanie wszystkich obecnych kobiet, nawet jeśli z różnych powodów, ale nie wydawał się z tego powodu szczególnie szczęśliwy czy smutny, gdy w ogóle nie zwracał na nie uwagi. Ważniejsze było wrócenie do sił tak szybko, jak to możliwe. Gerda naciągnęła wyżej koc na czarnego i podsunęła się do jego boku, jakby tylko wstyd powstrzymywał ją przed przytuleniem mężczyzny.

- Bardzo nam pomógł. - Wyjaśniła swoją troskę nieco wstydliwie. - Dzięki niemu Yala żyje.

- Dzięki pani kapitan. - Poprawiła ją Pogad. Gerda zamknęła usta, ale nie zmieniła pozycji.

Vera słusznie zauważyła, że część załogantów nie powinna znajdować się na pokładzie. Pogad strzeliła spojrzeniem w stronę Osmara, a bosman uśmiechnął się tylko nieco szerzej i pociągnął ze swojej butelki, nie zamierzając tłumaczyć się za orczycę.

- Pogad nogi miękną na sam widok Sama! - Roześmiał się Ohar, czym zarobił sobie cios pod żebra od samej zainteresowanej. Z bólu zgiął się wpół, ale to nie przeszkodziło mu w dalszych podśmiechujkach.

- Nie chodzi o Sama! - Krzywiła się Pogad. - Kapitan Hewelion wysłał na Albatrosa chyba połowę załogi i wszystkich oficerów, łącznie z łapiduchem.

- Zrobiło się tłoczno. - Zgodził się Osmar. - Co się ma dziewczyna męczyć i słuchać pierdolenia wąsatego!

Corin bez żadnego komentarza wyjął Verze butelkę z dłoni i sam ją odkorkował. Porzucenie przytyków Ashtona było jeszcze dziwniejsze niż jej rozkojarzenie. Na moment zapadła cisza, przerwana tylko pyknięciem, gdy korek puścił.

- Szycie sukien nie jest trudne. Mogę was nauczyć. - Podsunęła Olena, ale nagle zrobiło się bardzo niezręcznie.
Obrazek

Wybrzeże

74
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie zauważyła pytających spojrzeń, nie zwróciła uwagi na zdezorientowane milczenie. Zatopiona w swoich rozmyślaniach błądziła palcami po wybrzuszeniu pod koszulą, jaki stanowiła kościana rybka, zawieszona na jej dekolcie. Raczej nikt nie przyszedł do niej, do kajuty i nie założył jej tego naszyjnika przez sen w ramach świetnego żartu, prawda? Obudziłaby się, obudziłyby ją otwierające się drzwi, a nawet jeśli nie, to ktoś majstrujący przy jej szyi już na pewno.
- Sovran nie ma zbyt mocnej głowy - odpowiedziała tylko, zerkając na butelkę, którą zaopiekowała się Marda. - Bez niego Yala mogłaby skończyć gorzej, niż z cienką raną na szyi. Niebieski chuj nie chciał ze mną negocjować. Na przyszłość trzeba będzie sprawdzać dokładniej wszystkie zakamarki, żeby nic takiego nie odjebało się ponownie.
Nie miała problemu z podkreślaniem zasług swoich załogantów i nie inaczej było w przypadku mrocznego. Wielu z nich mogło dziś zginąć, gdyby nie on. Nawet Pogad musiała zdawać sobie z tego sprawę. Fakt, że Vera dobrze wykorzystała jego umiejętności, to zupełnie inna kwestia.
Pokiwała głową, przyjmując do wiadomości powód, dla którego wrócili. Jeśli Hewelion wysłał tak wielu ludzi, to faktycznie nie było sensu, by się tam wszyscy tłoczyli. Wiedziała, jak irytujący bywał Labrus, zwłaszcza względem osób, które uważał za niższe stopniem od niego - nawet jeśli sam żadnego stopnia nie posiadał i było to tylko jego wąsate wyobrażenie, wynikające chyba z tego, że dzielił z Hewelionem kajutę kapitańską. Może i lepiej na tym wyszli, mogli posiedzieć teraz tutaj i wstępnie poświętować zwycięstwo nad Albatrosem w swoim małym gronie.
- Ja podziękuję - zaśmiała się, przyjmując otwartą butelkę od Yetta. Pociągnęła łyka, w roztargnieniu zupełnie nieświadoma niezręcznej ciszy, jaka zapadła. - I tak suknie noszę od święta. Na ślub już jedną mam i długo nie zamierzam zakładać kolejnej.
Z powrotem oparła głowę o ramię Corina, tym razem nie podrywając jej sekundę później. Nie zwróciła mu nawet uwagi na to, że pieszczotliwie nazwał ją rybką w towarzystwie, choć wiedział, jak tego nie lubiła. Gdzieś jej to umknęło. Oczami wyobraźni wciąż widziała przepływające wokół siebie ławice ryb i stada lśniących meduz. Jeśli Ul czegoś od niej chciał, dlaczego przysłał demona? Czy jej umysł nie poradziłby sobie z obecnością boga? Czy to, że była elastyczna i pojemna, jak to określił Tariq, miało jakiś wpływ na to, że została wybrana właśnie ona?
- Jak często bogowie kontaktują się ze śmiertelnikami? - rzuciła znad butelki pytanie w eter. - Czy ktoś z was kiedyś coś o tym słyszał? O bogach, którzy coś śmiertelnikom oferują, albo mogą od nich czegoś... chcieć?
Obrazek

Wybrzeże

75
POST BARDA
- Bimber pozwoli mu spokojniej spać. - Corin stanął po stronie załogantów, którzy upili osłabionego elfa. - Teraz nic mu nie przeszkadza w odpoczynku. Zobacz, aż mu z ust pociekło. - Wytknął, zadowolony ze stanu Sovrana. Sam oficer też już trochę wypił, a wcześniejsze emocje związane z abordażem pozwoliły mu zareagować na alkohol szybciej. Przynajmniej upijał się na wesoło. Wisiorek Very poszedł w zapomnienie.

- Fuj! - Pisnęła Gerda, odsuwając się od maga. - Olenka, zrób coś!

- Przesuń się, położymy go.

Pogad ostentacyjnie przewróciła oczyma, gdy dziewczęta szukały lepszej pozycji dla drzemiącego, który w ogóle nie reagował na manewrowanie jego ciałem, ale z pewnością podziękuje, gdy następnego dnia nie będzie bolał go kark. Pozostali nie zwracali uwagi, bo do kajuty wparowała kolejna osoba: Trip.

- Ale się rozpadało! - Zauważył, ocierając czoło, na które lała się woda z mokrych włosów.

- Masz? - Zdawkowo zapytał Osmar.

- Mam, panie bosmanie!

Tym, co Trip miał przynieść, były, naturalnie, przekąski. Kawałki suchego mięsa, krążki kiełbasy, kosteczki sera, trochę sucharów, a nawet warzywa i owoce, które udało się dorwać jeszcze na Harlen. Z braku wolnego miejsca na łóżkach, Trip znalazł sobie miejsce na podłodze.

Temat sukien nie przyjął się zbyt dobrze, bo chyba tylko Gerda była zainteresowana kreacjami.

- Pan Yett ma taką minę, jakby chciał cię widzieć w sukienkach częściej, kapitanie. - Zauważył Ohar, próbując sprowokować Verę z innej strony. W końcu miała rzucić jakimś niemiłym komentarzem!

- Widzieliście ją w Porcie Erola. - Rozmarzył się Corin.

- Nie dało się oderwać wzroku! - Zgodził się Ashton, ale kolejne pytanie na temat bogów wszystkich zbiło z tropu. Piraci popatrzyli po sobie.

- Bogowie? - Osmar podjął temat pierwszy. - A na co komu wsparcie tych obsrajtusów? Sami sobie dajemy radę! Jak czegość chcą, to sami sobie to biorą!

- Hej, Vera... - Corin mruknął jej do uszka. - Co się dzieje?
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia baronia”