POST BARDA
Cassim nie wykorzystywał swojej przewagi, wręcz był szczęśliwy, gdy mógł pomóc Kamirin w spełnianiu jej życzeń, nawet tych nieskomplikowanych. Czymże było wysłanie pod sufit świetlików, które miały rozgonić mrok? Czy tym samym, bezwysiłkowym ruchem będzie spalenie wrogów małej czarodziejki?
Jego akcje uzależnione były od słów Kamiry i patrzył na nią jak na przewodniczkę, gdy w istocie to on był tym, który znał twierdzę i jej sekrety.
-
Przegonił? - Cassim ostrożnie powtórzył po niej to słowo. -
To... to trudne do wykonania, pani. - Wyjaśnił powoli, z wahaniem, jakby bojąc się, że Kamira będzie niezadowolona z odmowy. -
Smok nie jest zniszczeniem, ale smok działa... ostatecznie. - Przypomniał. Stopiony piasek na pustyni mógł tylko dać wyobrażenie tego, jak gorący jest płomień. Taka moc nie służyła do straszenia, ale do destrukcji. Płomień, który nawet nie sięgnie celu, mógł zrobić krzywdę samą temperaturą, gdy rozgrzeje otoczenie. -
Smok może się nie pojawić. Jeśli go nie będzie, skąd wezmą bestię do upolowania? - Zapytał, proponując inne rozwiązanie. Gdziekolwiek i w jakiej postaci był smok, czy stwierdzenie, że nie zastali go w Strażnicy, nie będzie satysfkacjonujące dla Kharkuna? Nie mogli upolować czegoś, czego nie było.
Tymczasem wędrowiec rozstawił i zapalił kolejną z pochodni. Wokół płomienia szybko zaczęły krążyć drobne owady.
-
Smok odpowie na wszystkie twoje pytania. Jest ci to winien. Wyzwoliłaś go. - Przypomniał o swoim spojrzeniu na sprawę. Nie wyglądał, jakby kolejny raz chciał się spierać, czy to Kamira, Kharkun, Esom czy przypadek sprawił, że bestia wyrwała się z więzienia pod kopalnią.
Wedle życzenia Kamiry, Cassim zatknął między kamieniami kolejną pochodnię i ją również zapalił. Korytarzyk rozpalił się płomieniem, gdy i wędrowiec chciał przecisnąć się na drugą stronę zawaliska. Był zdecydowanie większy od Kamiry, ale jeśli ta obserwowała go, mogła w jego ciele dostrzec nienaturalną, wężową wręcz elastyczność. Bez trudu przeciskał się przez kolejne szczeliny, zostawiając dla czarodzieki te największe, gdzie mogła wleźć bez ryzyka utknięcia.
-
To przejście jest krótkie. Drugie, moja wyzwolicielko, prowadzi przez salę, której drewnane podłogi dawno zawaliły się do wnętrza ziemi. - Wyjaśnił, choć jego słowa dały jeszcze więcej do myślenia. -
Tam nikt nie wchodzi, nawet smok. To domena Innych. - Dodał, tonem, jakby rzecz była oczywista.
Wkrótce przeleźli na drugą stronę zawaliska i dotarli do krańca korytarza, wciąż trzymającego nadaną mu przez orków formę. Cassim nie musiał zapalać kolejnej pochodni - magiczne świetliki nie tylko zdawały się podążać za nimi, ale światło padało też od wylotu przejścia. Ktoś tam był.
Podniósł się warkot pustynnych bestii. Jedna z nich weszła w światło.
Stworzenie przypominało przerośniętego kota, z wielkimi kłami mogącymi rwać mięso od kości i pazurami wystawionymi w ostrzeżeniu. Jego skóra była porośnięta krótkim, sztywnym włosiem za wyjątkiem brzucha, gdzie było dłuższe, by chronić przed żarem piasku, jak rownież na plecach, gdzie rogowe wypustki przypominały wręcz łuski, mające stanowić barierę przed słońcem. Małe uszka i paciorkowate ślepia nie pomagały osłodzić wyglądu bestii - w żadnym wypadku nie była słodkim kotkiem. Bestia nie odważyła się atakować, jedynie obnażając zęby i powarkująć wściekle. Czy to przez obecność Cassima, który mierzył się z nią spojrzeniem?
-
Zbliżcie się! - nagle rozległ się kobiecy głos.
Korytarz poprowadził do kolejnej sali, o wiele większej od tej, w której znajdowało się źródełko. Sala nosiła na sobie ślady zniszczeń w zbyt regularnej formie - kolumienki ułamane były na mniej więcej tej samej wysokości, a gładkie ściany otarte z każdej strony te kilka metrów nad ziemią. W posadze, która na pierwszy rzut oka piętrzyła się nieregularnie jak wzburzone morze, zastygłe w kamiennej formie, wkrótce czarodziejka dostrzegła odbite fragmenty łusek, odciski łap, ślad łuk ogona...
Byli w smoczym leżu, ale na piedestiale, zamiast smoka, znajdowała się ona:
Kobieta o nieokreślonym wieku, ciemnozielona skóra i uroda zdradzały orkowe pochodzenie. Odziana w suknię zrobioną z czarnych skór, wspierała się na kosturze. U jej stóp znajdowali się związani, zakneblowani orkowie z Khudamarkh, jak również Azel, Venla, Q'beu i Shay. Ci ostatni ożywili się na widok Kamirin, Venla zaczęła kręcić głową, pobudzona. Czyżby dawała Kamirze znak, że ma uciekać?
Pozostałości jaszczura Cassima leżały na uboczu - posłużyły za posiłek dla bestii.
Kamirin zauważyła błysk przy swoim butku - z piasku wystawała złota moneta.