[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

16
POST POSTACI
Kamira
Ciągle powtarzali o tej lampie i powtarzali. Czy naprawdę nie wiedzieli, co się może stać jeśli ją na chwilę odstawi i sobie pójdzie? Co z nich byli za wykształcenia magowie. Kolejny powód potwierdzający, że niechęć Kamiry do książek sprawiła, że zbyt wiele nie straciła na braku tej wiedzy. Niezwykle irytowała ją ta niemoc, była zła i nie była w stanie tego ukryć w każdym stawianym kroku, który był nieco cięższy niż przedtem.

Skarby czy nie, smok nie bez powodu wybrał to miejsce. Czy jego jedynym powodem byłby spokój? Wątpliwe skoro tak bardzo pilnował okolicy i dbałby, aby przypadkiem żadna karawana w pobliżu nie przejechała. Był albo bardzo głupi i bezrozumny, albo chciał zadbać o bezpieczeństwo swojego nowego leża. Na pewno nie bez powodu, bo gdyby nie chciał tu zostać, na pewno by je porzucił i nie zwracał na siebie uwagi. – Na pewno coś tu jest, nie wybrałby go bez powodu. Na pewno. Gdyby się chciał ukryć, to by nie palił karawan. — Nie znała się na tych bestiach, ale mogła domniemywać. Sama przecież gdyby miała skarb, to chciałaby go ukryć i nie informować innych o jego lokalizacji, no, chyba że przyszedłby czas by wydać całe te kosztowności.

Zdawali się nie rozumieć dylematu czarodziejki. Nic jednak dziwnego, sama najpewniej nie posiadała takich mocy jak ona a każdy czarodziej radził sobie z konserwacją energii magicznej na różne sposoby. – Noooo... Jeśli zamieniam się w ognika to im mniej rzeczy się zmienia... Tym lżej to utrzymać... — Nie kontynuowała, bo nie było czego kontynuować. Propozycja wykorzystania Azelila również nie do końca jej odpowiadała. – Właściwie to byłby konieczny do drugiej opcji... — Westchnęła i pokręciła przecząco głową – Ale nie tak jak myślisz — Dodała już z lekkim naburmuszeniem się. Co jak co ale Q'beu nie dawał się do zupełnie niczego. Pewnie nawet nie byłby w stanie zrobić tego co Azel.

– Daaaleko jeeeeszcze? — Zaczynała marudzić. Czuła na tej pustyni straszliwą duchotę a przecież mieli wodę. Mogło być dużo gorzej, a jej już było źle. To tylko zapewniało jej, że sama nie miała szansy przeżyć na takim odludziu, nie bez tony zapasów i dobrego przeprowadzającego przez te piaski. Męczyła się strasznie i pewnie nie tylko ona potrzebowała przerwy.

– To nie ja prowadzę tę ekspedycję, wiesz? — Zwróciła się do Wędrowca, do którego w końcu udało im się dotrzeć. Na ofertę przekąski pokręciła nosem, to nie było coś, co by zjadła, nie w przeciągu najbliższego tygodnia. Obecnie nie groziła jej głodówka, by zdecydowała się zmieniać swoje nawyki żywieniowe. – Pewnie orkowie się połaszą... — Naprawdę jedzenie skorpionów nie było w jej stylu. Blee. – Jeśli tak ciebie to interesuje, to sobie z nim zamierzam poważnie pogadać, bo za dużo tutaj karawan pali — Poskarżyła się na zgliszcza, które nie zwiastowały w okolicy niczego dobrego. – A ty gdzie idziesz? —


Spoiler:
Spoiler:

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

17
POST BARDA
Q'beu nie rozumiał, o czym może mówić Kamira, a co więcej, nie dociekał. Bardziej zainteresowany był zgliszczami, chociaż, jak się okazało, niewiele pozostało do znalezienia. Grzebał w popiołach końcem kostura i kręcił głową, mamrocząc do siebie. Poza spalonymi resztkami nie mógł znaleźć nic więcej. Shay, kręcący się obok starszego maga, podniósł czaszkę, ale ta zaraz rozpadła się w jego dłoniach na kilka części. Chłopiec wyglądał na niepocieszonego, gdy odrzucił kości na bok. Otrzepał ręce o własne ubranie, ale suchy pył przylgnął do nich zbyt skutecznie, by pozbyć się go w taki sposób.

- Nie słyszałaś? Ale ty jesteś głupia! - Zadrwił z czarodziejki, podbiegając do niej po szklistym podłożu. Ostatecznie oparł się o nią, nie wiedzieć, czy dla utrzymania równowagi, czy po to, by próbować wytrzeć dłonie o jej sukienkę. - Nie znasz legend? Smok tu był na długo przed orkami! A potem założyli strażnicę i ukradli mu całe złoto. To dlatego zapieczętowali go w kopalniach, żeby ukraść złoto! A potem zbudowano tam bastion. - Wyjaśniał zawile. - Żeby go pilnować, w razie gdyby chciał uciec i się zemścić. Teraz uciekł i zabije was wszystkich!

- Smok wrócił do domu. Ale czy tu nadal jest jego dom? - Do rozmowy włączył się wędrowiec. Choć jego uwaga wcześniej skupiona była na Kamirze, teraz płomienne spojrzenie utkwione było w Shayu. Zmrużył lekko oczy, jakby nie podobały mu się słowa chłopca. - Ofiarowałaś mu wolność, czarodziejko, lecz nie odnalazł się w świecie, jaki zastał po rozpostarciu skrzydeł. To... - Wskazał ręką zgliszcza. - To ledwie jego frustracja. - Stwierdził. Gdy opuścił dłonie, utkwił spojrzenie w jednym punkcie na horyzoncie. Czy tam była strażnica i smok?

Wiatr zdmuchnął kaptur z głowy Cassima. W świetle dnia Kamira mogła dokładniej przyjrzeć się twarzy wędrowca - miał niskie czoło i długie, choć delikatne brwi, kształtny nos i wysokie kości policzkowe, a kąciki jego ust unosiły się lekko, nadając jego obliczu wyraz permamentnego zadowolenia. Rysy Cassima wypaczone były przez wzory tatuaży, ciemnych na brodzie i szyi, jaśniejszych na policzkach i wargach. Wyglądały niemal jak blizny po oparzeniach, ale wiły się w zbyt regularnych splotach, by być pozostałością ran. Czarne włosy były przycięte, pozostawione w nieładzie na wietrze. Jego uroda była niecodzienna, nie wpisywał się w przyjęte kanony męskiego piękna, jak choćby elfia twarz Azel czy nawet, od biedy, ta Quetiapina.

Mężczyzna spojrzał znów na Kamirę, po czym uszczknął kęs stawonoga na patyku. Chityna chrupnęła między jego zębami, a on sam zmrużył oczy w zadowoleniu, mruknął przez zamknięte wargi. Kamira przyłapała go w chwili błogości, gdy cieszył się z przekąski.

- Ileż karawan już spalił? - Dopytał czarodziejkę po chwili, gdy poradził sobie z największym kawałkiem pancerzyka w ustach. - Co mu powiesz, czarodziejko? Chciałbym być świadkiem tej rozmowy. Pójdę z wami. - Zarządził. - Chciałbym ci towarzyszyć. Ufam, że w swej łaskawości mi na to zezwolisz.

Burgher krzyknął coś z przeciwnej strony pogożeliska, ale sens jego słów utonął w szumie wiatru. Podniesiona dłoń sugerowała, że wzywa ich do siebie. Należało ruszać w dalszą podróż.
Obrazek

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

18
POST POSTACI
Kamira
Kamirka nie tyle lubiła grymasić co przy quble inaczej nie dało się funkcjonować jak w ciągłym grymasie. Miał jednak racje. Nie znała legend no bo skąd. Jej lud zajęty był innymi sprawami a w Karlgardzie to przecież za dużo się nie nauczyła. Z kolei orkowie i inni z bastionu nie byli zbytnio gadatliwi na temat tego, po co i dlaczego jest bastion ani co może się wydarzyć. Tak to właśnie było, każdy zdawał się mówić istotne sprawy już po fakcie gdy nie były one wiele warte. – Ty też jesteś. Gdybyś miał olej w głowie, to by cię tu nie było. — Odsunęła się, nie chcąc dalej robić za podpórkę dla Shy'a. – Wszyscy wszystko wiecie. Tacy mądrzy. Szkoda, że po fakcie Phi... — Zamruczała pod nosem rozżalona na te wszystkie mądrości. Jeśli w czymś miała racje, to właśnie w tym. Gadali dużo, ale za późno. Mogli zapobiegać niektórym rzeczom, do których doszło, ale ich bierność albo duma na to nie pozwoliła. Równie dobrze Kamira mogła zwalić wszystko na nich. Właściwie to jako Mag Q'beu powinien pilnować tego smoka. Wystarczyło podnieść temperaturę złożyć ofiarę z goblina i się obudził. Musiał naprawdę płytko spać. Przeczuwała, że złoto smoka nie miało znaczenia. Jeżeli tutaj niczego nie było, to po co tutaj siedział, zamiast palić bastion? Nikt mu nie był w stanie tam zagrozić, dlatego tutaj coś musiało być. Coś, na czym zależało mu równie mocno.

– Na pewno jest. Coś tam jest — Wtórowała Kamira zapewniając, że na pewno nie wybrał tego miejsca bez powodu. Wiedział, że miał przewagę i był w stanie zrobić wszystko. Z jakiegoś powodu tego nie robił. Na słowa wędrowca i Kamira zmrużyła oczy – Ja zrobiłam tylko małe ognisko. Ofiarę złożyły gobliny. A niedbalstwem wykazał się on — Wskazała na Q'beua. Tak po prawdzie każdy był tutaj po trochu winny uwolnienia smoka. Czarodziejka nie czuła się całkowicie temu winna, bo przecież... Nie zrobiła niczego, co mogłoby do tego doprowadzić. Równie dobrze Gobliny mogły same sobie podpalić osadę i na jedno by wyszło... Właściwie to trochę tak było.

– To jest odrobinę mało sfrustrowany, skoro nie pali bastionu, tylko przypadkowe karawany. — Jeśli coś ją denerwowało to właśnie to, że atakował karawany i przypadkowych wędrowców, którzy najpewniej na taki los sobie nie zasłużyli, ktoś musiał ukatrupić albo ukarać tę bestię nim więcej podróżników padnie jego ofiarą. Ognik obserwowała Cassima i jego skorupiaka, do pewnego stopnia nawyki kulinarne wędrowca ją brzydziły, co miała wymalowane na twarzy – Pewnie tyle ile tędy przechodziło. Burgher może oszacować — Westchnęła, bo tak właściwie nie miała pojęcia, ale mając wiedzę, ile takich karawan podróżuje, a ile nie dotarło, to mogli mniej więcej oszacować, ile padło jego ofiarą na tym obszarze. – Nie wiem, co mu powiem. Pewnie nawet nie porozmawiamy. A jak chcesz z nami iść to porozmawiaj z Burgherem. To jego ekspedycja. — Nie miała zamiaru podejmować decyzji, które nie leżały w jej zadaniach. Wykraczało to poza jej kompetencje. Jeśli Burgher i inni będą chcieli Cassima to będzie musiała się pogodzić z jego obecnością i tyle. Nie miała zamiaru mu jednak odmawiać, jeżeli tak bardzo mu zależało. Spojrzała w kierunku Burghera i skoro mieli już iść... To chyba czas ruszać dalej.
Spoiler:
Spoiler:

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

19
POST BARDA
Shay nie pokładał się dalej na Kamirze, pozwlając jej pójść swoją drogą. Nim to jednak zrobił, wyszczerzył do niej ząbki.

- Wolę być tu niż w Bastionie! - Powiedział z pełnym przekonaniem. - I to nie my jesteśmy mądrzy, tylko ty nic nie wiesz! - Chłopiec nie pozwolił jej opdowiedzieć, ruszył w stronę Venli, by tym razem wytrzeć dłonie o jej szatę. To, co mówił do czarodziejki, przepadło w szumie wiatru.

Z mieszkańcami Bastionu był ten problem, że nie mówili dużo, a niczego nie można było się domyślić wprost. Legendy znał każdy mieszkaniec, ale czarodziejka nie miała czasu, by je poznać. Orkowie nie raczyli podzielić się wiedzą, zresztą, tak jak Q'beu i Venla. Nawet Azel na grzbiecie karena wolał mówić o rzeczach bardziej przyziemnych, aniżeli opowiadać o historii uwięzienia smoka pod Bastionem. Teraz, z chustą wokół głowy, przestępował z nogi na nogę, czekając na orków, wciąż śpiący i zmęczony. Czyżby nie wrócił do siebie po ataku demona?

Grupa powoli kierowała się w stronę Burghera, który czekał, aż zbiorą się wszyscy, nim ruszą w dalszą drogę. Cassim, za to, wydawał się być podeskcytowany tematem uwolnienia smoka i nie patrzył nawet w stronę orka dowódcy.

- Byłaś iskrą, dzięki której spłonęło miasto. - Stwierdził podniośle. Na moment nawet przestał przeżuwać skorpiona. Jego płonące ślepia zostały utkwione w czarodziejce. - Gdyby nie ty, czy gobliny zrobiłby to, co zrobiły? Jakie znacznie miała ofiara? Gobliny to tylko małe, plugawe istoty, traktowane raczej jako obelg, niż ofiara. Ktoś taki, jak on - mówił, mając na myśli Pomyja, - nie były w stanie powstrzymać nikogo. To ty, ty! Ty jesteś wyzwolicielką! Dzięki tobie smok wydostał się ze stuletniej niewoli!

Emocje brały górę nad wędrowcem. Opuścił patyk ze skorpionami, by wpatrywać się w czarodziejkę z... uwielbieniem? Szeroko otwarte oczy nie opuszczały postaci Kamirin nawet na moment, oddech przyspieszył.

- Jakie znaczenie ma Bastion? To tylko zawalone mury i orkowie, którzy sądzą, że mogą zmienić świat, a są jak mrówki w piasku. Jakie znaczenie mają karawany? Jakie znaczenie ma skarb, leże? Tylko ty masz znaczenie, Wyzwolicielko.

Cassim zrobił kilka niepewnych kroków w kierunku czarodziejki. Jego przekąska wypadła mu z dłoni, gdy z zaciętą miną najwyraźniej walczył ze sobą, by powstrzymywać emocje i podyktowane nimi odruchy. Wydawało się, że przegrywał: gdy był już ledwie dwa kroki od Kamirin, nagle padł na kolana i trzymając się blisko ziemi, złożył przed nią poddańczy ukłon, tak niski, że twarzą niemal dotykał szkła.

- Moim pragnieniem jest spłacić dług! Pozwól mi sobie służyć, Ty, która ofiarowujesz Wolność! Będę twoim najgorliwszym wyznawcą, jeśli tylko pozwolisz mi pozostać przy tobie.
Obrazek

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

20
POST POSTACI
Kamira
Złodziejaszek wolał obcować z pustynią niżeli siedzieć w miarę bezpiecznym bastionie. Dla magiczki były to pierwsze oznaki szaleństwa, bo tutaj było tylko gorzej. I sucho i gorąco i brakowało wody i zjeść ich mogło wszystko. Super wycieczka. Na szczęście sobie poszedł i dał jej już spokój.

Postawa Azela i jego... Wyjątkowe wręcz wyciszenie w pewien sposób ją irytowały. Nie wiedziała, skąd się to brało. Może to wszystko wina Burghera i jego obecności albo... Albo po prostu słońce i jemu uderzało do głowy. Choć... Możliwym było też to, że posiłek z nieznajomym go tak urządził. Podejrzewałaby przypadkowego podróżnika o dzielenie się czymś nie na delikatny elfi żołądek.

Nagle... Zaczęło się coś, o czym czarodziejka chciałaby jak najszybciej zapomnieć, ale chyba nie przyjdzie to łatwo. Jego wyniosłe słowa może i by do niej trafiały gdyby za cokolwiek z tego co jej przypisywał, chciała wziąć odpowiedzialność. W żadnym wypadku nie była skromną osóbką, ale uwolnienie smoka nie było czymś, czym chciałaby się przechwalać, zwłaszcza że było to w dużej mierze dzieło przypadku i przynosi więcej problemów niż korzyści. – Żadna ze mnie iskra! To nic nie znaczy. Przestań! — Mówiła głośniej w kierunku Cassima, by odwlec go od tego płaszczenia się, które nawet się jej nie podobało. Przypominał jej te nieszczęsne gobliny, które się płaszczyły, a finalnie nawet nie zamierzały jej słuchać. – Nie wiem jakie! I tak by to zrobiły. Może chęć zemsty tak buchała w ostatnich jego chwilach, że aż usłyszał go smok, kto wie! — Tłumaczyła, że nie miała wpływu na to, co zrobiły gobliny. Nie udało się jej uratować Esoma i bóg jeden wie, co się stało gdy spadał w podziemne odmęty.

– Tak, tak, wyzwolicielka smoka, zagłada goblinów... Już trochę tego słyszałam. Moje tytuły przyszłe, przeszłe i obecne są lepsze od tego. Phi. Zostaw to w spokoju. I mimo wszystko trochę uznania dla pana czarodzieja się należy, bo jednak moją magię potrafi powstrzymać. — Odpowiedziała z przekąsem Cassimowi, oddając jednak odrobinę uznania starszemu magowi, bo jeśli ktoś miał powstrzymać jej twory czy wytłumić jej magię, to właśnie on. Poza tym, gdyby nie jego interwencja to nie uwolniliby się od demona... Choć, ten temat wcale nie był zakończony.

– Nie wiem! Smoka zapytaj. Karawany? Takie same jak my i Bastion. Ja? Oczywiście, że ja mam znaczenie, ale nie przy smoku! Wbij sobie to do głowy, że to był przypadek i nic więcej — Było już wystarczająco gorąco, a ciśnienie się jej jedynie podnosiło i nie chciało spaść. Co nie jeden by się już bał, że zaraz dostanie od tej złości zawrotów głowy – Nie! Żadnych sług! Żadnych wyznawców! Czcij Dwirmira. Zaciągnij się do Kharkhuna, pomagaj Venli, Q'beowi, rób, co chcesz. Żadnych sług! Żadnego zostawania przy mnie! —Wydarła się już w stronę Cassima, bo zupełnie straciła do niego cierpliwość. Spoglądała nie tylko ze złością w oczach, ale i dozą braku przekonania, nie do własnych słów, ale do wszystkiego. Gdyby miała komuś powiedzieć prawdę, to właściwie odrobinę nawet się go obawiała. Nie wiedziała co ten czort, ze sobą przyniesie.

Odsunęła się jak najdalej, trzymając się w tej chwili dużo bliżej Buliona. Jeśli czegoś żałowała, to właśnie tego, że spotkał go taki los, jaki spotkał i że musiał tutaj z nimi być.
Spoiler:
Spoiler:

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

21
POST BARDA
Gobliny miały cel w swoim uwielbieniu - chciały Kamirę po swojej stronie, by więcej ugrać w Bastionie. Jaki cel mógł mieć nieznajomy, gdy płaszczył się przed czarodziejką? Niegdyś Kamirin chciała uwielbienia, a teraz, gdy nadeszło z tylu stron, rozmiała, że jest nad wyraz kłopotliwe! Cassim podniósł głowę, po chwili usiadł na piętach. Podniósł oczy ku Kamirze, jego zapał nieco opadł, ale ogień w spojrzeniu płonął tak samo.

- Goblin wpadł do morza ognia. - Powiedział jej z pewnością, jakby był tego naocznym świadkiem. - Nie interesuje mnie, kim byłaś dla goblinów, magów, kogokolwiek. Dla smoka, dla mnie, jesteś Wyzwolicielką. - Mówił, wyciągając dłoń, tak powoli i z wahaniem, jakby zastanawiał się, czy dotknięcie skrawka jej ubrania jest zaszczytem, którym mógłby się cieszyć.

- Kamirin, zostaw go! - Dobiegł ją niezadowolony głos Q'beua. Z oddali, gdy nie słyszeli słów, mogło to wyglądać dwuznacznie. To osoba na kolanach zwykle była ofiarą.

- Przypadki nadają losowi bieg. - Dodał Cassim, ostatecznie cofając dłoń. Nawet opuszki nie dotknęły czerwonej tuniki. - Jesteś zagubiona, pani. Nie chcę służyć im, służę tobie. Pozwoliłaś mi sobie towarzyszyć. Jeśli tego sobie życzysz, będę służył ci... z dystansu.

W jego tonie rozbrzmiał żal, a on sam opuścił wzrok, rozczarowany, ale też zraniony jej postawą. Przynajmniej przyjął do wiadomości, że nie życzyła sobie płaszczenia się przed jej osobą. Naciągnął kaptur z powrotem na głowę, pozostając w pozycji na piasku. Jak mógł się czuć, gdy ofiarował jej wszystko, co miał, ale został odrzucony? Zostawiony mężczyzna klęczał jeszcze chwilę, nim zebrał się z piasku. Po drodze sięgnął po swoją porzuconą przekąskę.

Bulion przygarnął Kamirin ramieniem do siebie i pospieszył, by w porę dotarli do grupy, która zdążyła zebrać się u krańca spalonej karawany. Nie było zdziwieniem, że każdy patrzył na nią podejrzanie.

- Kamirin, nie możesz... dręczyć przypadkowych przechodniów. - Zwróciła jej uwagę Venla, jakby sama nie wiedziała, jak ubrać w słowa to, co widziała. A przecież musiała nadać temu nazwę!

- Nie mamy czasu na twoje podbijanie świata. - Dodał Pomyj.

- Zmuś smoka, żeby się tak przed tobą płaszczył! - Dodał któryś z orków, a pozostali zarechotali zgodnie.

- Patrzcie, siedzę na jaszczurze! - Znikąd dobiegł głos Shaya i rzeczywiście, po chwili pojawił się przy grupce na grzbiecie jucznego potwora Cassima! Sam właściciel nie wydawał się tym przejęty, zbyt zraniony odrzuceniem czarodziejki. Pozostał tam, gdzie był z Kamirin, zerkając w ich stronę, pogryzając skorpiona z patyka. Przekąska musiała być cała w piasku.

- Dość! Idziemy.

Grupa ruszyła. Wkrótce zmuszeni byli zejść ze szklistego podłoża z powrotem na piasek. Szczęściem, nie pozostało im wiele mil podróży: wkrótce na horyzoncie Góry Czarcie odcięły się wyraźną linią, wcześniej zamaskowaną pyłem w powietrzu. Nie dalej, jak dwie godziny zajął im marsz do miejsca, gdzie skały zostały uformowane ludzką, czy też orczą ręką. Cassim trzymał się za nimi w sporym oddaleniu, na granicy widoczności. - Uważajcie. - Przestrzegł Burgher, prowadząc ich między strzeliste kolumny, które znaczyły wejście do Strażnicy. Między nimi cień dawał wytchnienie, a ubita droga pozwalała odpocząć nogom. Gdzieniegdzie zachowały się kamienne płyty, które kiedyś musiały pokrywać całe przejście. - W sercu twierdzy jest źródło świeżej wody. Przyciąga nie tylko smoki, ale też inne bestie.

Strażnica nie była dziełem sztuki - stworzona została jako miejsce schronienia w podróży, ale też jako koszary. Wojownicy nie mieli użytku z pięknych rzeźb i zdobień, dlatego zewnętrzna bryła była dość toporna w swojej budowie. Wiele lat opuszczenia również dało jej się we znaki. Mury gdzieniegdzie straciły swą foremność, gdy piaskowiec poddał się pogodzie i pokruszył się w gruzy.

Burgher zatrzymał się nagle, uniósł rękę, powstrzymując grupę przed dalszym podążaniem za nim. Szczęknęła broń - orkowie byli przygotowani.

Na niewysokich, dość płaskich schodach prowadzących do głównego wejścia stały trzy postaci przypominające z grubsza ludzi. Kołysały się, jakby próbując utrzymać równowagę na zbyt chudych nogach. Jeden z nich nie posiadał obu rąk, kolejnemu z kolei brakowało głowy. Tylko ten ostatni był kompletny. Istoty nie wydawały się wrogo nastawione, w ogóle nie zwracały uwagi na wędrowców. Zbyt wysuszone, by była w nich choć namiastka człowieka, starały się dostać do Strażnicy. Podwójne wrota, choć okute stalą, straciły część desek i ziały dziurami, w które istoty wkładały łapska, jakby to pozwoliło im przejść na drugą stronę.

- Posuchy. - Skomentował Q'beu z niesmakiem. - Tylko trzech?

- Chcę zobaczyć! - Zawołał Shay. Wcześniej zeskoczył z jaszczura i prowadził go za uprząż. - Są groźne?

- W grupach, tak. Skoro są tu posuchy, musi być też ktoś, kto je stworzył. A my musimy się ich pozbyć, jeśli chcemy przejść dalej. Kamirin, chcesz czynić honory? - Zapytał, jakby zlikwidowanie ożywieńców było rozrywką, aniżeli zagrożeniem.
Obrazek

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

22
POST POSTACI
Kamira
Sama obecność Cassima, jego nastawienie i sposób bycia wręcz ją obrzydzał, a sprawie wcale nie pomagało to, że zupełnie nie zgadzał się z tym co do niego mówiła. Zupełnie jak gobliny, o których wspominała. Wyzwolicielka czy nie. Ktoś, kiedyś, gdzieś powiedział, że jesteś tym, w co wierzysz (albo jesz i Kamirka coś pokręciła) a ona w żadne wyzwolenie smoka za swoją sprawą nie wierzyła. Żadna z niej wyzwolicielka, zwłaszcza że miast wyzwolić bastion to go przypadkiem doprowadziła do ruiny, a raczej — smok, którego przypadkiem pomogła uwolnić.

Głos Q'beua wyjątkowo do niej dotarł. Zirytowała się jeszcze bardziej i warknęła tylko zdenerwowana, odsuwając się najdalej, jak tylko mogła. Może i miał dobre chęci, to jednak nimi wybrukowane jest leże Garona. Chęci chęciami a wychodzi jak zawsze. Kamira już coś o tym wie, chyba najlepiej z całej ekspedycji. Cała jej obecność w tym miejscu oparta jest na dobrych chęciach, po których wyszło, co wyszło.

Przy orku mogła iść spokojniej, nie czując się zaczepiana przez tego natręta. Co jakiś czas zerkała czy aby dalej się na nią nie patrzy bezpowodu i bezwstydnie. Nie oczekiwała tylko jedno. Kolejnych "rad" od Venli która również miała błędne wyobrażenie o całej sytuacji, w jakiej znajdowała się młodsza magiczka. – Ugh... Nic nie rozumiesz! Czemu nie rozumiesz! To nie ja, to on mnie dręczy. Chcę, by się odczepił i szczędzę mu kłopotów, jakie ściągam... Na was już za późno — Próbowała dodać nieco żartu do tej niezręcznej sytuacji, choć tak po prawdzie nawet sama się nie zaśmiała, ot, lekko się uśmiechnęła, ale finalnie to na jej twarzy zagościło nieczęsto wręcz widywane zamyślenie. – Ugh... — Zamarudziła, słuchając dziadygi, ależ mu się chciała odgryźć. – A my nie mamy czasu aż stanie ci "mag wody" do rzucania zaklęć. — Odburknęła obrażona do starca. Był stary i pewnie nawet z odlewaniem się musiał mieć problemy a co dopiero z zebraniem energii do zaklęcia. – A wy? Was zaraz zmuszę do zbierania własnych popiołów z piasku, chcecie?! — Warknęła na orków, którzy również irytowali ją coraz bardziej, jak całe to towarzystwo tak właściwie. Mimo że było tutaj tyle "ludzi" to czuła się mimo wszystko, wyjątkowo samotna, bo zupełnie nikt jej nie rozumiał ani nie próbował zrozumieć.

Cały czas żałowała, że nie była w stanie dotrzymać od początku do końca żadnej ze złożonych obietnic, nawet gdy starała się, jak mogła, by to uczynić. Shy'em nie przejęła się zupełnie, była zbyt poirytowana na orków i czarodzieja, by przejąć się tym, że złodziej właśnie uczył się jeździć na jaszczurce. Nawet jeśli był to zabawny widok, to nie dzisiaj i nie dla Kamiry.

Kolejne godziny wcale nie poprawiały odczuć czarodziejki z tej podróży. Było daleko, ciężko i nogi ją bolały od chodzenia. – Mhm... Czemu jest aż tak daleko? Przecież nie kazałam mu zupełnie zniknąć... — Westchnęła znów, zupełnie nie rozumiejąc, co jest z tymi wszystkimi ludźmi ostatnio. – Wody? Że w środku!? Musimy je znaleźć — Zaaferowała się informacją, jaką podzielił się dowódca ekspedycji. Źródło wody było miejscem, do jakiego musieli dotrzeć, by myśleć o faktycznym zatrzymaniu się gdzieś w okolicy. Kamira na sztuce budownictwa się nie znała, aczkolwiek mogła pooglądać wykutą budowle. – I-i niby co mam zrobić? Jeden już nie ma głowy! Pochodnią będzie lepiej... Przecież jak go wybuchnę, to wstanie, skoro bez głowy chodzi! No i... No i pewnie głośno będzie i zleci się ich więcej! Albo nie zleci! A jak wywołam przypadkiem wstrząsy i się walić zacznie? — Wyraziła swoje obawy co do wysadzania Posuchów, o których na dobrą sprawę nie wiedziała niczego, ani tego jak z nimi walczyć, ani co jest ich słabą stroną. Gdyby miała kryształy i swój kostur, mogłaby podtrzymać wystarczający ogień, ale w tej sytuacji? Mogła jedynie robić wybuchy, a te raczej mogły się przy posuchach nie sprawdzić.

To nie tak, że nie była zainteresowana. Wszak szukała okazji do wybuchnięcia czegoś, ale jakoś... W tej chwili potrzebowała usłyszeć nieco więcej, nim rzeczywiście zdecydowałaby się oddać wysadzaniu suchotników-truposzy. Gdyby to byli wrodzy orkowie, czy gobliny pewnie by nawet nie pytała, bo ork czy człowiek, bez głowy za daleko nie pójdzie a taki posuch? No łba nie ma a dalej fika.

Spoiler:
Spoiler:

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

23
POST BARDA
Bulion nie opuszczał boku Kamiry. Spostrzegł, że osoba Cassima ją denerwuje, że magowie nie zachowują się, jak powinni w stosunku do swojej małej uczennicy. Był jednak tylko niemym wojownikiem, nie mógł zaoferować jej nawet słów wsparcia.

Staruszka Venla dalej była zakłopotana.

- Nie, Kamirin. To ty nie rozumiesz, a chciałabym, żebyś zrozumiała. To ważne. - Mówiła, równając krok z Kamirą i Ghorakiem. - Nie otrzymałaś formalnego wykształcenia, prawda? Kochana, możesz nie wiedzieć... nikt cię nie nauczył... z czym wiąże się profesja maga? Nie jesteś tylko osobą, która potrafi wykorzystywać energię świata. - Mówiła tonem zarezerwowanym dla sal i auli uniwersytetu, aniżeli dla bezkresu pustyni. Mimo to, kontynuowała wykład. - Jesteś uczoną, jesteś przewodniczką. Ci, którzy nie są tak uzdolnieni jak ty, będą szukać u ciebie przewodnictwa. Będą chcieli twoich rad, twojego protektoratu. Jeśli im tego odmówisz, będą padać na kolana, byleby wyprosić twoją łaskę. Od ciebie zależy, jak zachowasz się w takiej sytuacji. - Tłumaczyła, zdradzając jednocześnie, jak wysokie mniemanie ma o sobie i Q'ble. Skoro byli tacy ważni, nic dziwnego, że spodziewała się, iż Kharkun odpuści im niesubordynację. - Zastanów się teraz, co zrobiłaś nie tak. Ten biedak prosił cię o coś, prawda? O zelżenie gorącu pustyni? O walkę ze smokiem? O łaskę bogactwa? - Zgadywała, bo czegóż innego chciałby przedstawiciel proletariatu, za którego miała Cassima? - Odmowa nigdy nie jest prosta, ale on nie rozumie twoich powodów.

- Czarodziejka również nie zniża się do takich żartów. - Dodał Pomyj z miną tak kwaśną, jakby dopiero co ugryzł naprawdę niedojrzały owoc. - I szanuje swoich sprzymierzeńców. - Stanął po stronie okrów, którzy również krzywili paszczę w stronę Kamirin.

- Szacunek czarodziejki jest gwarantowany, ale trzeba pracy, by go utrzymać. - Mądrzyła się kobieta.

Bulion nie wytrzymał w końcu tych pouczeń i przygarnął Kamirin do siebie z niepotrzebną mocą, tak dużą, że drobne stópki czarodziejki podtknęły się na piasku. Przynajmniej dawał jasno znać, że on jest po jej stronie. Wystarczyło słowo, by jego silne dłonie stały się narzędziem zagłady w rękach Kamiry. Mógłby nawet pozwolić jej jechać na własnych ramionach, gdyby o to poprosiła!

Stojąc przed wejściem do twierdzy, Burgher oparł ręce na biodrach. Zmierzył budowlę spojrzeniem z góry na dół, zatrzymując wzrok dłużej na trzech posuchach. Przed swoim oddziałem mógł prezentować się jak prawdziwy wódz.

- Taki jest plan: dotrzeć do źródła. - Mówił z pewnością w głosie. Wydawało się, że zna strażnicę i rozkład jej pomieszczeń. - Jeśli chcesz zabić posucha, musisz rozbić mu głowę. - Pouczył, po czym podniósł rękę i dał znać swoim żołnierzom, by ruszyli na ożywieńców, skoro Kamira nie wyrażała chęci na rozprawienie się z nimi z dystansu.

Sześciu wyszło przed szereg - po dwóch na każdego przeciwnika. Nim posuchy spostrzegły, z czym mają do czynienia, jeden już stracił głowę, gdy ta została roztrzaskana przez młot jednego z orków. Kolejny ledwie zdołał wyciągnąć ręce, nim te zostały odcięte, by zaraz później szabla zagłębiła się między oczodołami, a sucha forma opadła bez życia w nie-życiu. To z tym bez głowy było najwięcej problemu - orkowie szukali chwilę porzuconego czerepa, jednak zmiażdżenie go ciężkim butem załatwiło problem.

Po poleceniu ze strony Burghera, ci sami orkowie otworzyli wrota. Nawet ze swojego miejsca za ich plecami, Kamirin mogła dostrzec, że nie byli sami - w pierwszej sali, do której prowadziły drzwi, znajdowała się mnogość przeciwników. Ożywieńce powoli przebierały nogami, przemierzając hol z jednej na drugą stronę. Nie mniej, jak dwudziestu pięciu posuchów poruszało się powoli, ale gdy w końcu dostrzegli intruzów, całą chmarą ruszyli na wyprawę orków z Khudamarkh! Ta trójka, która wcześniej została na zewnątrz, musiała szukać sposóbu, by dostać się do swoich pobratymców!

- Do broni! - Ryknął Burgher. - Czarodziejko! - Dodał, nie wiedzieć, czy zwracając się od Kamiry, czy Venli. To uzbrojona w bitewną magię Ognik mogła im pomóc w najlepszy sposób. Suche kości przecież tak dobrze się paliły.
Obrazek

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

24
POST POSTACI
Kamira
Venla znów zdawała się rzucać na Kamirę jakąś dziwaczną mądrość, która zdawała się nie mieć pokrycia ani w rzeczywistości, ani w przeszłości, ani nigdzie, była tylko wybujałym wyobrażeniem wspaniałego maga, który tak naprawdę nigdy nie istniał. Jakimś dziwacznym drogowskazem, który wręcz nikogo nie obchodził. Droga ognika też była inna. To nie tak, że Kamira była tego idealnym przykładem, bo wiele kłód już dawno temu zepchnęło ją z tej prostej, wydawałoby się ścieżki.

Wzięła głębszy wdech słuchając rad Venli, które jednak zupełnie do niej nie trafiały. Może i nie miała wykształcenia z Karlgardu, ale wiedziała, tyle ile potrzebowała, by żyć w okolicach swojego domu. Tutaj jednak było inaczej, bo wiele z tych reguł nie aplikowały się do innych społeczeństw... Choć, jej dziwactwa i tak i tak bardzo jej nie zaszkodziły, a raczej — To, że każdy chciał wykorzystać jej zdolności do swoich własnych celów.

– Zapominasz, że u nas ogników było, jest i będzie inaczej! Uczonym jest najwyższy uczony i zastąpi go kiedyś mag, który tytułuje się przyszłym najwyższym uczonym! Nie ktokolwiek! Tytuł to cel! Najwyższego rybaka tak samo może zastąpić tylko przyszły najwyższy, który rzuci mu wyzwanie i wykaże się lepszy... Albo gdy stary odejdzie! — Szybko wyjaśniła i przypomniała, że tradycje ogników są zupełnie inne niż te, jakimi parają się pozostali czarodzieje z wielkich uczelni. W gruncie rzeczy była to mała społeczność, gdzie większość ludzi posiadała mniejszy lub większy talent magiczny, wykorzystywany na różne sposoby, jak choćby do łowienia ryb bez wędki czy siatek. Spośród tego wszystkiego to jednak Kamirin miała okazję "nauczyć się" swoich... Wyjątkowo niecodziennych eksplozji. – Ugh... To wszystko brzmi jak jakaś kupa jaszczurzego... Nie powiem czego... — Skwaszona mina i grymas nie opuszczał twarzyczki. Miała ku temu wystarczająco dużo powodów, by tak twierdzić. W końcu, jakimi doradcami był Q'beu i Venla dla Kharkhuna? No żadnymi. I tak się ich nie słuchał. Jakimi przewodnikami byli dla Shy'a? No też żadnymi, bo się nie słuchał i był tutaj z nimi. Jakimi przewodnikami byli dla Kamiry? No również nie za dobrymi, bo finalnie żadne z nich nie potrafiło ją naprowadzić na właściwą ścieżkę w bastionie gdy jeszcze był na to czas. – O co prosił? — Zmarszczyła porządnie brwi, musiała jakoś ubrać to sensownie w słowa – Dokonywał bluźnierstwa przeciw Dwirmirowi, Xandowi i Krinn wznosząc mnie na piedestał. Mówił coś o wyzwoleniu i inne takie bzdury. Nie chce. Nie chce przy sobie kolejnych mentalnych goblinów, które i tak nie będą słuchać tego co mówię, tylko będą żądne krwi. To kwestia czasu kiedy zacząłby sączyć jad i mówić, że jesteście ciemiężycielami i powinnam was wybuchnąć. Tak samo było z goblinami. I jakoś bardzo na rękę mu uwolnienie smoka i podobają mu się spalone karawany. Mnie nie. — Mruknęła obruszona insynuacją, że mogłaby jakkolwiek zdenerwować się na kogoś, kto zachowywałby się jakkolwiek sensownie. Odsunęła od siebie szaleńca z dziwaczną smoczą fascynacją, to wszystko. – Gwarantowany? Taki szacunek, że Quetapin zrobił sobie ze mnie zabawkę i odebrał nawet szaty, bym go nie opuściła przypadkiem, a potem gdy szłam do Kharkhuna w pokoju Z TOBĄ to otruliście mnie i wrzuciliście mnie do celi, a potem nie uprzedziliście, co mi się stanie, jak jednak użyje magii. — Była już zupełnie zezłoszczona i nawet dotyk delikatnego orka nie mógł jej już powstrzymać od wewnętrznego gotowania się. Kipiała jak niemalże zagotowana woda – A jak Quetapin mnie uwolnił to oddał Azelowi do zabawy. Nawet nie wiesz, jak mnie wtedy skrzywdził. Nie wiesz, co czułam... Do tej pory nie wiem, co teraz czuje... Skrzywdziliście Ghoraka, bo był miły... Q'laira tak szanuje, że chciała mi łeb ukręcić z czystej zazdrości o nic! Przez te zazdrość Sefu został ranny, a ona prawie się wykrwawiła. Tacy jesteście ważni i dostojni a Kharkhun ma was zupełnie gdzieś. Co zrobiliście gdy ścinał Quetapina za zdradę? Nic. Zupełnie nic. Tyle wart jest ten wasz szacunek, że dzisiaj łazicie po pustyni, szukając smoka, bo "powiedzieliśmy władcy to, co chciał usłyszeć" Sparafrazowała słowa Q'beua robiąc zwyczajowe zawiasiki dłońmi, by wskazać, jak bardzo niedorzeczne jest to wszystko. – A na żadne pytania, które zadaje, żadne z was nie odpowiada. Czasem mam wrażenie, że w tych całych księgach nie ma nic dobrego poza "dodaj łyżkę mułu, by wzmocnić siłę czaru" Nawet Shy nie liczy się z waszymi radami! — Znów powtórzyła wykonanie symbolu, zupełnie kpiąc z nauki książkowej, która jak widać w przypadku pętania demonów i uwalniania ich, nie zawierała w sobie nic ciekawego poza opcją przeprowadzenia zabiegu, nie tłumacząc konsekwencji i dalszych kroków. Kierując się, tym torem myślenia, wszystko to można było osiągnąć metodą prób i błędów. Przynajmniej wedle Kamiry.

Znów była rozżalona na wszystkich i o wszystko.

Szacunek orków jej nie interesował. Doskonale wiedziała, że oni rozumieją tylko strach, to jedynie Bulion jest wyjątkowy spośród wszystkich i orkowie będą ją szanować, ale tylko jak zobaczą gdy wysadza jednego z nich, bo bycie miłą i przyjazną dla nich mogło jej przynieść tylko krzywdę.

Jak już Burgher wyjaśnił jej jak przebiega zabijanie posuchów to zrozumiała, że zabicie tych istot może rzeczywiście nie być dla niej zbyt trudne. Obserwowała poczynania orków z tymi kilkoma posuchami przed wejściem. Nie wydawało się jej to szczególnie trudne, ale zrozumiała, że najlepiej będzie dopaść te, które mają głowę gdzieś na widoku. Nie miała pojęcia, jak faktycznie twarde są głowy tych istot, ale postarała się znaleźć miejsce takie, dzięki któremu łatwo będzie jej obserwować zbliżające się bestie. Wpierw chciała wysadzać te poruszające się najszybciej. Starała się również wybierać te, które mogły przeważyć szalę któregoś z pojedynków. Jeden ork powinien sobie poradzić z jednym posuchem na pewno, ale gdyby walczył z dwoma albo go otoczyły... Takim sytuacjom starała się zapobiec, wybierając konkretne umarlaki do wysadzenia. Musiała wyczuć jak porządne eksplozje są jej potrzebne, dlatego, póki co obierała głowy tych na przedzie. – Eksplozja! — Raczyła rzec za każdym razem. W tym wypadku nie potrzebowała większych inkantacji, obierając za cel te łby, które wciąż trzymały się na cielskach. Miała jednak znacznie lepszy plan na czyszczenie tych korytarzy niż wybijanie w otwartej walce posuchów. – Strzały, czy inne! Macie coś takiego do strzelania? Mogę sprawić, że jak traficie w łeb, to eksplodują na mój znak. Wtedy wybijemy wszystkie szybciej w kolejnych pokojach! — Co jak co, ale to było dużo bezpieczniejsze rozwiązanie, niż bezpośrednia walka z posuchami gdzie ktoś mógł zwyczajnie zostać ranny albo otoczony przez te dziwadła.

Spoiler:
Spoiler:

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

25
POST BARDA
Venla wzięła głębszy oddech, jakby musiała specjalnie przygotować się do odbicia argumentacji Kamiry. Z tego wszystkiego aż zsunęła chustę, która dotąd zakrywała jej głowę. Nim jednak otworzyła usta, ktoś ją uprzedził:

- Droga Pustynnych Ogników nie jest prawidłowa. - Wtrącił się Pomyj, równie urażony słowami Kamirin. Venla aż na niego spojrzała, nie do końca pewna tego, czy takie otwarte przeciwstawianie się Płomykowi będzie początkiem czegoś dobrego. - Tytułujecie się, a to wszystko nic nie warte. - Warknął, nie kryjąc się z krytyką wobec ludzi z plemienia Kamiry. - Jeśli powiesz piaskowi, że jest żyzną glebą, niczego to nie zmieni. Pozostanie jałowym piaskiem.

- Kochany, nie tak ostro... - Upomniała go partnerka, zerkając na młodszą koleżankę. Spięła się wyraźnie. - Kamirin musi jeszcze wiele rzeczy zrozumieć.

- I im szybciej to zrobi, tym lepiej! Nie podobają ci się słowa tych, którzy chcą za tobą iść? Ukarz ich!

Shay, prowadząc jaszczura za uprząż, wydawał się nad wyraz rozbawiony całą tą sytuacją. Przysłuchiwał się, patrząc na rozmawiających, a na jego twarzy wykwitał z każdą chwilą szerszy uśmiech. Orkowie również zaczęli zwracać uwagę na dyskutujących, jednak uśmiechali się i kręcili z politowaniem głowami. Tyle wart był ich szacunek.

- Jeśli jest żądny krwi, zacznij od niego!

- Q'beu! - Venla pociągnęła go za ramię. - Przestań natychmiast! I masz rację, Kamirin, Quetiapin nie traktował cię odpowiednio, tak samo jak my, gdy z początku ci nie ufaliśmy.

- Nie ufałaś jej i dobrze! Dałaś jej szansę i spaliła całą wschodnią wieżę! A dzisiaj chce szacunku?! Dzisiaj śmie nas oceniać?!

- To teraz bez znaczenia!

Wydawało się, że Kamira zasiała ziarno niezgody między czarodziejami, czy też dolała oliwy do ognia konfliktu, który już wcześniej między nimi rozgorzał. Gdyby nie to, że zauważyli posuchy, kłótnia trwałaby w najlepsze, a głosy mędrców ciągle odbijałyby się echem wśród piaskowcowych ścian!

Oddział orków ruszył do ataku. Nie byli to byle uzbrojeni cywile, a doskonale wyszkoleni wojownicy, którzy niejeden bój mieli za sobą. Gdyby wysłać grupę posuchów na wieśniaków, wybuchłaby panika, a i ofiar byłoby wiele. Tymczasem z wojowniczymi orkami ożywieńcy nie mieli szans. Udział Kamiry w bitwie był pomocny, ale nie niezbędny. Kolejne czerepy wysuszonych zwłok wszelkiej maści i rasy umarłych wybuchały, sypiąc pył i cząstki kości, a ciała upadały w pył. Ilość posuchów była ich jedyną siłą, ale ta szybko zaczęła topnieć, gdy orkowie skutecznie pozbywali się kolejnych jednostek. Wkrótce wszyscy zostali pokonani, a żaden z żołnierzy nie został nawet ciężej ranny. Pojedyncze zadrapania zdarzały się, ale to wszystko, czym mogli zagrozić im zombie. Kamirze nie umknęło, że ani Venla, ani Q'beu, ani Shay ani nawet Azel nie brali udziału w potyczce. Elf znalazł sobie nawet miejsce w pewnym oddaleniu na kamiennym schodku, gdzie przysiadł i pogrążył się w rozmowie z odzianym w pomarańczowy płaszcz nieznajomym, który zdążył ich dogonić. On również nie dołączył do walki; wydawał się być bezbronny. Shay trzymał się blisko nich, starając się balansować na grzbiecie jaszczura, który chodził to tu, to tam, przewracając gładkim nosem kamienie, jakby szukał pożywienia.

Czarodziejka poczuła na ramieniu ciężką rękę. Nie wydawało się, by celem uścisku był ból, ale przez sam jej rozmiar i wagę, Kamira mogła spodziewać się pozostawienia śladu na skórze.

- Czekaj, czarodziejko. - Poprosił Burgher, nie podnosząc dłoni. - Driwłko. - Dodał ciszej, poprawiając się jakby tylko dla własnej przyjemności. - Eksplodujące strzały moglibyśmy wykorzystać na smoka, jeśli przyjdzie nam z nim walczyć. Mówiłaś... - Fuknął przez nos, jakby chciał oczyścić go z pyłu. - Mówiłaś, że tamten - wskazał podbródkiem na Cassima, - wie coś o smokach? Że podoba mu się, że uciekł? Co jeszcze wiesz?

Kamira nie mogła być pewna tego, jak Burgher wykorzysta informacje. Czy Cassim zasługiwał na gniew orczego dowódcy?
Obrazek

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

26
POST POSTACI
Kamira
Kłótnia mogłaby trwać w nieskończoność. Na szczęście posuchy im przeszkodził. Kamira nie miała więcej słów dla żadnego z magów. Wiedziała, że on nie ma racji. Oni byli wolni, nie byli uzależnieni ani od orków, ani od Karlgardu tak mocno jak się niektórym mogłoby wydawać. Co prawda też wysyłali tam swoje dzieci na szkolenia i nauki, jednak nie wszystkie dostępowały tego zaszczytu. A Q'beu? On był niewolnikiem Kharkhuna, tyle z jego dobrej drobi było. Co do tytułów również nie miał racji. Wraz z tytułem szedł cel, powinność i determinacja. Każdy ognik był swoimi marzeniami. A piasek mógł stać się żyzną glebą, jak powie tak najwyższy albo przyszły najwyższy, spośród pustynnych ogników ogrodników. Q'beu po prostu się nie znał na sile słowa i magii. Jedyne co robił to jakieś dziwne rytuały i zaklinał więzy.

Ironicznie, najbezpieczniej w ostatnim czasie, Kamira czuła się gdy chciała się zupełnie poddać Kharkhunowi, ale jak widać, świat tego nie chciał.

Brak dołączenia się Venli do walki był zrozumiały. Prawdopodobnie nie znała żadnych ofensywnych czarów. Do tej pory żadnego takiego nie pokazała i skupiała się na uzdrawianiu. Kamira obserwowała czy zajmie się orkami, których trupiaki podrapały. Zakażenia to nie fajna sprawa i mimo braku wiedzy to i mała magiczka wiedziała, że trupy gniją i roznoszą choróbska. Brak przyłączenia się Cassima i ostatnie zachowania Elfa również nijak się jej nie podobały. Nie miała bladego pojęcia co się z nim dzieje.

– Mogę przygotować, siła eksplozji zależy od tego jak dużo czasu nad tym spędzę i jakiej jakości jest metalowy grot. Gdyby strzelać złotem, kosztownościami i pięknymi kamieniami to na pewno będą silniejsze. — Wyjaśniła dowódcy ekspedycji, jak miałoby działać jej zaklęcie. Nie spodziewała się, że przebiłoby się przez smoka, była jednak pewna, że zaklęcie kilku strzał nie zmęczy jej bardziej niż kilka wybuchów, ale zaklęcie kilkuset, które mogłyby okazać się konieczne, mogłoby ją już zmęczyć a do wysadzenia strzał, musiałaby być na miejscu. – Sama detonacja będzie wymagać mojej obecności. Nie zmęczy mnie. Przygotowanie dużej ilości może zająć trochę czasu i zużyć jej dużo — Doprecyzowała niejasności, które znalazła w swoich informacjach. Gdy mówiła, starała się zupełnie odrzucić myśli związane z poprzednią rozmową z czarodziejami. Nie oczekiwała z nimi w tej chwili żadnej interakcji.

Jak tylko Burgher wskazał jej podbródkiem Cassima przyjrzała się jego interakcji z elfem. Co prawda była trochę zazdrosna, to jednak nie na tyle, by wkopywać Cassima jakimiś kłamstwami. Nie widziała jednak nic złego w powiedzeniu prawdy. Nie krył się z tym przecież, bo jak się kłaniał to przy niej tak, że inni widzieli i na pewno słyszeli fragmenty ich rozmowy. Gdyby nie to nie zbierałaby cięgów od czarodziejów – Zna legendy. Twierdzi, że jestem jakąś iskrą wyzwolenia smoka, mimo że to przypadek, że bastion nie ma znaczenia, karawany nie mają znaczenia, orkowie, ludzie, gobliny. Twierdzi, że tylko ja się liczę. Uważa, że służba mi spłaci dług za uwolnienie smoka... Nie wiem, o co mu chodzi. Ale na pewno ma coś za uszami.... — Westchnęła ciężko i dużo bardziej przyciszyła głos. – Mnie nikt nie posłucha, ale Q'beu na pewno potrafi wykrywać magie albo Venla. Jak sprawdzą Cassima dokładnie swoim magicznym szastu prastu to wierzę, że coś znajdą. Zwykli wędrowcy nie kłaniają się obcym ludziom, wiedząc dokładnie, kim są i nie oferują swoich usług ot, tak i nie czują się dłużni. To nie jest ludzkie. — Wzruszyła ramionami – Ten jaszczur też dziwny. Azel go dziwnie lubi. Dziwnie się zachowuje. Na pewno rzucił na niego urok — Kontynuowała swoje podejrzenia, wchodząc już na grząski grunt, lecz fakt faktem... Azel zachowywał się dziwnie. Zwykle żądny krwi i adrenaliny, wywyższający się... Nieuprzejmy i śmiały a dziś? Dziś było inaczej. Gdy skończyli Rozmawiać to przysiadła gdzieś sama w rogu i sięgnęła po lampę, zatrzęsła nią kilkukrotnie – Lampeczko powiedz przecie. Kto jest najsilniejszym magiem na świecie? Ej, obudź się. Wiem, że tam jesteś i na pewno ci się nudzi. Co mi możesz powiedzieć o tym podróżniku? Na pewno wiesz, gdzie jesteśmy. Na pewno czujesz, że coś tu nie gra. — Prawdę mówiąc oczekiwała, że istota z lampy jakkolwiek się z nią porozumie. Nawet jeżeli nie chciał współpracować, to za bardzo nie miał wyboru, bo innego towarzystwa miał nie będzie. No i na pewno się tam sam nudził. Czy w ogóle mogła się z nim porozumieć jeżeli bardzo się skupiła? Usiadła więc tak z lampą, zamknęła oczy i starała się "nastroić" i uspokoić.
Spoiler:
Spoiler:

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

27
POST BARDA
Żaden ork nie poszedł do Venli z prośbą o leczenie, sama czarodziejka również nie wyszła z propozycją. Może nie była chętna, by marnować swoją energię na byle zadrapania, a może taka była niepisana umowa między nimi, by zostawić rany do naturalnego wyleczenia - jakkolwiek było, do leczenia magią nie doszło.

Burgher wykrzywił usta, jakby sądząc, że słowa Kamirin są jedynie żartem. Bo jak to tak, strzelać kosztownościami?

- Mamy stal. Jest o wiele cenniejsza niż złoto. - Oświadczył, poklepując Kamirę po ramieniu ze swoją orkową siłą. Gdyby podłoże było bardziej sypkie, Kamirka zapadłaby się parę cali w piasek! - Przygotujemy strzały podczas postoju. - Zgodził się w końcu. To był dobry plan.

Azeliel rozmawiał z Cassimem spokojnie. Panowie wymieniali się jakimiś spostrzeżeniami, nie wydawało się, by między nimi doszło do jakiegokolwiek konfliktu. Elf uśmiechał się, zmienił pozycję ze zgarbionej na bardziej otwartą, gdy podpierał się rękoma za sobą. Poczęstował się nawet czymś, co podał mu wędrowiec. Z odległości czarodziejka nie mogła określić, czym jest kolejny smakołyk z pustyni. W pewnym momencie Cassim podniósł głowę i spojrzenia jego i czarodziejki spotkały się, choć tylko na kilka chwil. Mężczyzna odwrócił wzrok, Kamira mogłaby przysiąc, że wstydliwie.

Burgher również zerkał w stronę elfa i przybłędy.

- Pewno wyszedł na słońce w zenicie. - Zakpił ork, przychylił się jednak do sugestii Kamiry. - Taa, masz rację. To nie jest ludzkie. - Powtórzył po niej. - Siedział po prostu w ruinach, prawda? Może to jakiś demon, cholera wie. - Zastanowił się na głos, choć cicho, by tylko Kamirin słyszała. - Ty nie znasz się na demonach? Podobno miałaś własnego. Jeśli nie, to Q'beu go sprawdzi, tylko ostrożnie. Nie chcielibyśmy go rozdrażnić. - Burknął pod nosem, jakby naprawdę miał obawiać się mężczyzny. - A Azel to towarzyski gość, żeby urok od razu?

Kamira mogła znać tylko jedną stronę charakteru Azeliela. Być może w głębi ducha elf był właśnie tym pogodnym, rozmowym mężczyzna? Może to choroba po utracie duszy tak go zmieniła?! Głośny śmiech Azela, który rozbrzmiał w sali, nie był jednak spowodowany rozmową z Cassimem, a Shayem, który z hukiem spadł z jaszczura. Dzieciak zamarudził, jakby grożąć rozpłakaniem się. Kpiący rechot elfa sugerował, że z nim wszystko w porządku, złośliwość go nie opuszczała. Venla zaraz zaczęła go strofować, nim ruszyła z pomocą chłopcu.

- Pomyj! Do mnie. - Burgher kiwnął na maga, odchodząc z nim od głównej grupki. Miał z nim do pogadania na temat wędrowca.

Tymczasem Kamira usiadła na zwalonym kawałku kolumny i wyciągnęła lampkę. Wyglądała tak, jak wcześniej, jakby zawartość demona w ogóle na nią nie wpłynęła. Parę głębszych oddechów i wprowadzenie się w stan medytacji kosztowało Kamirę wyczucie istoty w środku. Tylko emocje, które jakby emanowały z naczynia i wypełniały umysł Kamiry sugerowały, że nie była to normalna oliwna lampka.

- Niczego ci nie powiem! - Minęło kilka dłuższych chwil, nim pijawka raczyła się odezwać. Demon kłebił się w Kamirze ciemną, burzową chmurką. Jego słowa rozbrzmiewały bezpośrednio w jej głowie. - Dlaczego mam ci cokolwiek mówić?! Zamknęłaś mnie tutaj! - Głos nie brzmiał zdenerwowaniem, raczej smutkiem, rozczarowaniem! - Masz oczy, by widzieć, uszy, by wiedzieć, co mówią! Jesteś tak mało spostrzegawcza, Kamirin! Nie widzisz, CO MASZ PRZED SOBĄ? - Warczał, a czarny dym jego istoty zdawał się wędrować po ciele Kamirin, z jej głowy do klatki piersiowej, i z powrotem, zupełnie jakby nerwowo tupał po dostępnej przestrzeni. - Taki potężny, a taki głupi! Jest głupi, głupi, głupi! Jeszcze głupszy od ciebie! Ciebie spotka taki sam los!
Obrazek

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

28
POST POSTACI
Kamira
Burgher mógł nie rozumieć, że w kamieniach kryło się więcej pokładów energii niż w zwykłym metalu. Czego jednak oczekiwać od orka, który wiedział, który topór jest mocniejszy i ten uważał za lepszy. W pewien sposób nie zdenerwowała ją ta orkowa prostolinijność. Tego właściwie oczekiwała. Możliwe, że taka amunicja wystarczy.

Obserwacja Cassima i Azela nie przynosiła Kamirze spokoju. Im spokojniejsi byli oni, tym bardziej niespokojna czuła się magiczka. – Może... — Skomentowała krótko potencjalną chorobę słoneczną elfa. Sugestie na temat Cassima odrzuciła wzruszeniem ramion. Nie miała pojęcia, skąd przylazł ani czego rzeczywiście chciał, a już na pewno nie chciała insynuować dalej przy Burgherze. – Nie znam. No był i właściwie tyle. — Podzieliła się swoją zastraszającą bestią o demonach, jaką posiadała. Nie miała pojęcia jakby ork zareagował gdyby potrząsła przed nim lampą, w której ów bestia sobie smacznie spała. – No może... Może się mylę — Co prawda potrafiła dostrzec inne strony Azela, ale tej... Tej jeszcze nie znała i wydawała się jej zupełnie nienaturalna. Nie zachowywał się jak ten sam elf, który dopadł ją w kryjówce, ani ten, który ciągnął ją po schodach ani ten, z którym dzieliła pokój. To nadawało się na powieść. Wiele twarzy Azelila. Nie wierzyła natomiast, że odebranie mu fragmentu "jego samego" przez demona, mogło go aż tak zmienić. Sama się przecież nie zmieniła.

Rozmowa z bestią była... Interesująca. Może i miał ją jak zawsze za kretynkę, to nie czuła się tym jakoś mocno urażona. On siedział w lampie, co mógł jej zrobić? Same odczucia, jakimi ją napełnił, może nie były najprzyjemniejsze tak... Poniekąd czytał jej w myślach. – No przecież wiem, że to jest smok. Za kogo mnie masz? Aż tak głupia nie jestem. Zdradził się losem karawan i kierunkiem, z którego nadszedł — mentalnie wręcz westchnęła, jakby nie do końca rozumiała, co miał na myśli przez jej los. Też miała zostać zamknięta w lampie? – Pewnie jakbym napierała energią na lampę i ty też to by cię wypuściła, co? Pewnie chciałbyś smoka, co? Możesz go mieć. Ale musisz oddać najpierw to, co zabrałeś. Ba! Mając smoka, zajmiesz sobie cały bastion. Zjesz Kharkhuna. Pomyśl sobie o tym i zastanów się poważnie i daj mi znać, co o tym sądzisz. — I tak oto miała zamiar zostawić go z tą myślą, choć, przez chwilę słuchała potencjalnego marudzenia. Gdy skończyła, skupiła się na Burgerze, Q'ble oraz felernej dwójce. Na Shy'a spojrzała ledwie na krótką chwilę. Interesowało ją to, co zrobi Q'beu i jak potoczy się jego rozmowa z Burgherem. Jeśli miała moment, to też wpatrzyła się w inne korytarze, aczkolwiek nie ruszała się z miejsca. Chciała się odrobinę rozeznać, również w tym co znajdowało się na suficie. Może jakieś pomieszczenia wysoko? Balkony? Któż to wie.

Spoiler:
Spoiler:

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

29
POST BARDA


Orkowie nie przejmowali się Kamirą. Przeczesywali pobojowisko nieumarłych, szukając sobie znanych wskazówek, Burgher rozmawiał z Pomyjem, a reszta zajmowała się sobą. Czarodziejka miała jeszcze chwilę, by rozmawiać z demonem. Kiedy skończyła połączenie z przyjacielem w lampie, potrzebowała paru sekund, by wrócić do siebie. Istota pożyczała sobie jej ciało na krótki moment, więc było to odczucie inne, niż to, gdy rezydował w jej umyśle na stałe. Musiało minąć parę oddechów, z którymi oczyszczała umysł z demonicznej siły. Oczywiście, demon chciał smoka, chciał zająć silniejsze ciało, lecz w jego obecym położeniu na chceniu się kończyło. I, rzecz jasna, odmówił oddania tego, co zdołał zabrać i przetrawić! Cząstki Kamirin i Azela należały już do niego!

Ork i czarodziej rozmawiali, co jakiś czas zerkając w kierunku Cassima. Wędrowiec skrzyżował nogi, przyglądając się marudzącemu Shayowi, którego głowę metodycznie rozcierała Venla, jakby to miało pomóc, gdy formował się guz. Jaszczur nie przejął się wypadkiem, dalej łaził po holu, interesował się nawet ciałami, podgryzając je i próbując.

- Czarodziejka, nie oddalaj się. - Powiedział Kamirze jeden z orków. - Może być niebezpiecznie. Ty słaba, słabsza nawet od elfa, ha! - Zakpił z niej. - Musisz być blisko nas.

To, co mogło znajdować się w Strażnicy, było Kamirze zupełnie nieznane. Jeśli pojawiłyby się kolejne posuchy, wiedziała, jak sobie z nimi radzić, ale co stałoby się, gdyby z ciemności wyszło coś gorźniejszego? Korytarze były długie i ciemne, nie zdradzając, co znajdowało się na ich końcach.

Choć Burgher rozmawiał z Pomyjem dłuższy czas, ostatecznie żaden z nich nie zrobił nawet kroku w kierunku Cassima. Zarządzono wymarsz. Paru strażników zapaliło pochodnie (korzystając chętniej z krzesiwa aniżeli mocy Kamirki), po czym ruszono jednym z wyznaczonych przed wiekiem przejść. Kamira, idąc pomiędzy dwoma rosłymi orkami, nie mogła zbyt dobrze podziwiać przejść. Nie wydawało się, zresztą, by podziwiać było co. Korytarze były dość szerokie, by minęło się dwóch orków, a także na tyle wysokie, by żaden nie zahaczył głową o sufit. Tam, gdzie piaskowiec nie był zbyt solidny, ściany wzmacniano belkami i cegłami. Gdzieniegdzie konstrukcje nadszarpnął czas, ale budowla trzymała się wystarczająco solidnie. Od głównego korytarza odchodziły pomniejsze odnogi i przejścia do pomieszczeń. Czarodziejka mogła przysiąc, że widziała cienie mniejszych stworzeń, które przemykały w mroku, wystraszone ilością gości w ich domu.

- Kiedy zobaczymy smoka? - Marudził Shay, a jego głos niósł się echem.

- Cierpliwości. Już niedługo go spotkasz. - Obiecywała Venla.

W końcu dostrzegli światło - wychodzili na owartą przestrzeń, gdzie przez świetlik w suficie docierało do nich słońce. Sala była zdecydowanie większa od tej, którą zastali po wejściu, choć tak samo zaniedbana. W centrum znajdowało się źródło, w niskiej fontannie błszczała świeża woda, a jej nieustanny strumień wypływał z kamiennej formy i rozlewał się między kamieniami. Z tego też powodu sala tętniła życiem - rośliny pięły się po ścianach i rosły między brukiem. Grube liście porastały tak pnącza, jak i drobne porośla otaczające fontannę. Drobne owady bzyczały we florze.

- Powinniśmy być bezpieczni. Tu się zatrzymamy. Kamirin, bierz się do zaklinania strzał. - Rozkazał głównodowodzący ork. - Zmiana planów. Zapolujemy dzisiaj na smoka.

Orkowie wydawali się zaskoczeni, ale żaden nie zniżył się nawet do zdenerwowanego szeptu. Zachowali powagę i przyjęli rozkaz. Na twarzy Cassima pojawił się uśmiech, jednak pozornie nikt nie zwracał na niego uwagi. Płomyk widziała, że oczy Burghera i Pomyja zwróciły się ku wędrowcy.

- Venla, wiesz, co masz robić.

- Tak. - Zgodziła się, z głosem podszytym bólem. Nim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, przyłożyła dłoń do głowy Shaya, tej samej, którą dopiero co z taką czułością głaskała. Błysnęło niebieskawe światło, a chłopiec zachwiał się na nogach. Venla złapała go, nim upadł.
Obrazek

[Wielkie wydmy] Północna Strażnica

30
POST POSTACI
Kamira
Przeczesywanie pogorzeliska nie było czymś, czym miałaby się zajmować sama. Raczej nie znalazłaby też tam niczego interesującego. Nie widziała sensu w grzebaniu po tych dziwacznych trupach.

Jeśli czegoś była pewna, to tego, że nie zamierza składać ofert więcej niż raz. Skoro nie chciał oddać jej tego co zabrał. To najwidoczniej nie powinna w ogóle marnować czasu na rozmowy z nim. Musiała zacząć podejmować takie decyzje. W ten sposób pogrzebał, jakiekolwiek szanse jeszcze miał na przejęcie smoka, bo nie miała zamiaru mu w tym pomagać, jak współpracować nie chciał.

Na pewno miała zamiar wciąż odebrać mu to, co skradł. To nie ulegało wątpliwości. Wszystko było kwestią czasu. Jeśli czymś starała się nie martwić, to właśnie istotami, jakie mogły skrywać się w tej budowli. To nie ich się bała. Ogień mógł ją ochronić przed nimi. Nie mógł natomiast uchronić jej przed pustynią i wszystkim, co znajdowało się na zewnątrz. Tego obawiała się bardziej. Orkom już nie docinała, choć skrzywiła się po ich przytyku. W środku coś było, ale bało się ich, póki co.

Nowa komnata, do której wkroczyli, zaimponowała jej już w tej chwili. Nie myślała, że spotkają tutaj... TAKI POKÓJ. Woda, która nie wyglądała na przegniłą, miejsce wyraźnie chłodniejsze, bo porośnięte czymś zielonym... Sprawiało inne wrażenie niż otaczająca budowlę pustka oraz inne, martwe korytarze. Po rozkazie Burghera fuknęła i kiwnęła głową – Zaraz się wezmę — nie miała pewności, jak wieczór się potoczy, ale wiedziała, że zaklęte strzały w ten czy inny sposób i tak się im przydadzą. Czy do wyeliminowania orków, czy smoka. Rozglądała się za jakimś wygodnym miejscem, gdzie mogła rozłożyć cały orkowy arsenał. Wtedy też odezwali się do Venli. Z założonymi rękami obserwowała, choć... Już teraz nie spodobało się jej, to co zrobiła stara magiczka. – Zaraz... Ale, że co? — Rzuciła w eter zbliżając się wpierw do Buliona, szepnęła kilkukrotnie w jego stronę – Pozbieraj od wszystkich strzały i co tam jeszcze mają.... Niech ktoś ci pomoże, niech ułoża je w okręgu — Potem, spojrzała na niego poważnie, poświęcając mu na chwilę całą swoją uwagę – Będę mówić teraz Bulion, jak krzyknę twoje prawdziwe imię, to wiedz, że powinieneś wyrzucić strzały... I wyrzucić je od Burghera i Azela jeśli będą je mieć. Nie wiem, co przyniesie dzisiaj, uważaj — Westchnęła ciężko, ale jeżeli musiałaby wysadzić wszystkich orków, to nie chciała robić krzywdy ani jemu, ani jego orkowym krewniakom. Azel... Tutaj liczyła, że ich po prostu nie będzie ich miał lub sama mu je odbierze, nie mniej, poinstruowała go.

Dopiero potem popędziła do Venli – Co mu zrobiłaś? Czyli on wcale nie zabrał się na gapę? — Nie miała pojęcia, w jakim celu przyprowadzili tutaj Shy'a, lecz wiedziała jego, nawet jeżeli wcześniej sama groziła mu zjedzeniem przez smoka i przez jaszczura, to przecież nie mogła wiedzieć, że oni naprawdę to planują, a prawda była taka, że nie pozwoliłaby sobie na coś takiego... Tak na poważnie. W trakcie tej chwili też zwróciła się wzrokiem w stronę Cassima. Nie podobał się jej, ale w tej chwili patrzyła inaczej bo w tym spojrzeniu prócz niechęci było coś jeszcze. Ciekawość, nie jego samego a tego co ukrywa. Chciała z nim pomówić.

Spoiler:
Spoiler:

Wróć do „Wschodnia baronia”