[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

151
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera miała wrażenie, że serce zatrzymało się w jej klatce piersiowej, zwyczajnie przestając bić. Gdy jakiś czas temu Corin, jeszcze w miarę przytomny na umyśle, stwierdził, że Anna nie może być syreną, mogła z całym przekonaniem przyznać mu rację. Bo przecież Caldwell była ludzką kobietą, czyż nie? Wyglądała normalnie, niczym nie różniąc się od żadnej z nich. Teraz natomiast okazywało się, że wszystkie te przypuszczenia Umberto mogła sobie wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi, a prawdą było to najmniej wiarygodne i prawdopodobne.
Więc syreny faktycznie przypłynęły za nimi. Przejęły inny statek, który nie miał na pokładzie załogantek płci żeńskiej i śladem Siódmej Siostry trafiły na Harlen, ze swoją królową, czy inną syreną-matką na czele, prowadzoną tu żądzą zemsty. Vera nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej doświadczyć czegoś podobnego. Wiedziała, czego spodziewać się po ludziach, elfach, krasnoludach i goblinach. Wiedziała, ile było wśród nich skurwysynów. Jak głupie i naiwne było ufanie każdej osobie spotkanej na swojej drodze. Ale coś takiego? Ta potworna magia, wobec której nie wiedziała, jak się bronić? Może i Caldwell miała rację. Było ich zaledwie kilka i być może nie były w stanie uratować nikogo.
Ale ona była jedna, a ich było pięć - przynajmniej tu, na pokładzie.
Strzała, wbijająca się tuż nad obojczyk kobiety, była dokładnie tym, na co Vera czekała. Korzystając z chwili zamieszania i faktu, że Anna skupiła się na czymś innym, podbiegła kilka kroków, by znaleźć się bliżej niej. Tamara, Pogad i Serratia zajmowały się otaczającymi ją mężczyznami, dzięki czemu Vera i Irina mogły skupić się na potwornej kapitan. Obeszły ją z obu stron, a Yett był jeden - nie mógł stanowić tarczy, którą osłoniłaby się ona przed każdą z nich.
Gdy szponiasta dłoń zacisnęła się na gardle Corina, a potem Umberto zobaczyła krew spływającą po jego szyi, z jej ust wydarł się wściekły wrzask. Może nie tak nieludzki, jak głos tej, która musiała czym prędzej umrzeć, ale pełen nienawiści i rozpaczy, jakiej nie czuła od lat. Nauczyła się godzić się ze stratami i żałobą, bo wymagał tego zawód, jaki dla siebie wybrała. Ale nie w tym przypadku. Nie Corin. Nie w ten sposób. Powietrze zatrzymało się w jej płucach. Zabiła go? Może nie. Jeśli zadziała wystarczająco szybko, może jeszcze zdąży go uratować. Może jeszcze nie jest za późno.
Jej pole widzenia zawęziło się i zaczęło pulsować czerwienią. Nie widziała już niczego wokół siebie, nie zwracała uwagi na ruszających do ataku, spowolnionych mężczyzn, ani na szykujące się do walki pozostałe kobiety. Nie obchodziło jej to, ilu z obecnych tu mężczyzn przeżyje, a ilu zginie pod ostrzami tych kilku dziwek, niezdolnych uratować nikogo. Widziała tylko Caldwell, swój cel, do którego musiała dopaść, zanim Corin się wykrwawi, o ile jeszcze w ogóle żył. Myśl ta nie paraliżowała jej, a napędzała do działania, bo jeśli ta kurwa właśnie zabiła jej oficera, to śmierć była najłagodniejszym, co Vera mogła jej za to zrobić.
- Irina! - krzyknęła ponaglająco, ruszając biegiem w stronę Anny. Musiały działać razem i musiały działać szybko. Jeśli syrena zasłoniła się mężczyzną od jej strony, elfka mogła strzelać dalej. Jeśli jednak obróciła go tak, by zrobić sobie z niego tarczę przeciwko łuczniczce, atak leżał w gestii Very. Zamierzała silnym ciosem odrąbać jej rękę, którą trzymała oficera, w miarę możliwości robiąc to tak, by go nie zranić. Gdyby było to niemożliwe, po prostu poprowadziła długie, płytkie cięcie wzdłuż jej ciała, tak, by ból zmusił ją do wypuszczenia Corina.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

152
POST BARDA


Pazury Anny zagłębiały się w szyi Corina. Ten momentalnie pobladł, a czerwona posoka spływała strugami po jego szyi. Jeszcze nie dotarła do jego ust. Syrena była jedna, ale miała zastęp sług, które skutecznie zajmowały Tamarę, Serratię i Pogad. Wrzaski przy burtach sugerowały, że również jej morscy podwładni chcą wdrapać się po deskach i dołączyć do walki. Dziewczęta z Siódmej Siostry były w potrzasku.

Krzyk Very poniósł się echem po porcie. Irina nie czekała. Widząc, że jakąkolwiek chwila zwłoki może skończyć się śmiercią mężczyzny, wypuszczała z łuku kolejne strzały. Nie dbała o to, że może trafić Corina - i tak była to ostatnią nadzieją na jego przetrwanie. Wszystkie strzały minęły Corina, kilka dosięgnęło celu. Vera wpadła w uzasadniony szał, którego Anna nie mogła się spodziewać, nie wiedząc, jaka relacja łączy kapitan i jej oficera.

Atak szablą ledwie musnął kapitan Caldwell. Delikatne drżenie ostrza wprawiło Verę w ekscytację, gdy wiedziała, że obsunęło się po żebrach bestii.

Anna Caldwell miała w zanadrzu jeszcze kilka sztuczek.
Spoiler:
Corin został odrzucony na bok jak szmaciana lalka, gdy postać Anny zaczęła rosnąć w oczach. Iluzja została zdjęta z jej ciała i pokazała swoją prawdziwą postać: wężowy potwór, dłuższy nawet niż jej siostry-syreny, z rzędami kolców na ciele i mackowatymi wypustkami. Nie była to zwykła kobieta, którą łatwo było pociąć szabelką, humanoidalna postać była jej tak daleka, jak to możliwe. Okropność, która stanęłam przed Verą, była trudna do opisania, gdy przypominała jednocześnie murenę, ośmiornicę i najgorszy koszmar, jaki mógł się przyśnić. Co więcej, Anna złapała Verę w pół i uniosla ponad pokład! Z ciała potworzycy sterczały strzały, jednak nie wydawały się robić na niej wrażenia. Kolejne pociski posyłane przez Irinę odbijały się od łusek i płytek, które chroniły jej ciało. Gdy stopy Very oderwały się od desek, kobieta dostrzegła drobne przerwy, pozostałe po wcześniejszych obrażeniach zadanych ludzkiemu ciału.

Mężczyzn zostało ledwie sześciu, jednak z mniejszą ich liczbą i uwolnieniem mocy, Anna zyskała nad nimi większą kontrolę. Nawet broczący krwią Corin poderwał się z pokładu i ruszył wprost na Tamarę, która obniżyła harpun, niechybnie po to, by pozwolić mu nadziać się na sztych.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

153
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera widziała w życiu wiele przerażających rzeczy, ale żadna z nich nie była tak nadnaturalna, jak ta. Doświadczyła momentów, w których serce stawało w miejscu, krew odpływała z twarzy, a ciało na kilka sekund kamieniało, pozostawiając ją w absolutnym przerażeniu. Żadna z tych chwil nie była w stanie przygotować jej na to, co zobaczyła teraz. Syreny same w sobie były upiornymi stworzeniami, ale fakt, że wydawały się mało rozumnymi drapieżnikami, korzystającymi jedynie z jakiegoś rodzaju wrodzonej magii, sprowadzał je do grupy przeciwników, na których wystarczyły harpuny. Nic, z czym Umberto nie potrafiłaby sobie poradzić, z mniejszymi lub większymi stratami w załodze, ale nadal. To, co stanęło przed nią w tym momencie, przekraczało już jej ubogie zdolności pojmowania. Ta istota nie była mało rozumna i nie działała wiedziona wyłącznie biologiczną potrzebą polowania. Ta przypłynęła tu z zemstą i w wyrafinowany sposób owinęła sobie pół wyspy wokół palca.
Gdy Anna urosła i zawisła nad nią, Vera poczuła się jak kukiełka. Jak marionetka, sterowana złośliwą ręką losu, który teraz postanowił rzucić ją przed coś tak nieludzkiego i zostawić samą sobie. Zawsze uważała, że nie brakuje jej odwagi i samozaparcia. Że cokolwiek rzuci przed nią życie, ona sobie z tym poradzi, tak, jak radziła sobie za każdym razem. Po raz pierwszy zaczynała dochodzić do wniosku, że się myliła. Patrząc, jak strzały Iriny odbijają się od cielska potwora, którego nie dało się już nazwać Anną Caldwell, kapitan zastanawiała się, czy jest w stanie zrobić jej cokolwiek za pomocą zwykłego miecza i dość przeciętnej siły dzierżącej go ręki.

Wtedy odrzucony w bok Corin postanowił wstać, niesiony siłą woli morskiej bestii. Czyli żył! Wciąż jeszcze żył! Syrena nie kontrolowała martwych, a to znaczyło, że Vera wciąż jeszcze jest w stanie go uratować. Stęknęła, kurczowo zaciskając dłoń na rękojeści miecza, gdy została schwytana i poderwana z desek pokładu. Co by się nie działo, wiedziała jedno - nie mogła wypuścić broni, jedynej, jaką miała, jakkolwiek nieskuteczna by się ona nie wydawała.
- Tamara, nie! - krzyknęła, z przerażeniem widząc opuszczany przez kobietę grot harpuna. - On nie ma broni! Ogłusz!
Szarpnęła się w uścisku syreny, nie potrafiąc skupić się na własnej walce, gdy życie oficera wisiało na włosku. Nie mogła jednak dać się zeżreć przez tę zębatą paszczę, nie mogła się poddać. Może i umrze tutaj i teraz, ale nie w ten sposób. Nie, zanim będzie mogła przyznać przed samą sobą, że zrobiła wszystko, co leżało w jej mocy, żeby zabić tę magiczną kurwę.
- Pierdol się! - warknęła butnie, choć może z punktu widzenia syreny nie wyglądała zbyt groźnie. - Pożałujesz, że nie zostałaś pod wodą. Twój jebany szkielet będzie moim galionem.
W jej odpornym na strzały cielsku widniały dziury i Umberto zamierzała je wykorzystać. Jeśli dosięgała, spróbowała wbić ostrze miecza w jedną z nich. Jeśli jednak była trzymana zbyt daleko, czekała na moment, w którym zostanie uniesiona wyżej, by wbić potworzycy broń w oko, czy inne podniebienie. Jak mnie zeżresz, to cię, kurwa, rozpruję od środka, przeszło jej przez myśl, choć doświadczenie podpowiadało, że syreny nie połykają ludzi w całości. Tak czy inaczej czekała na moment, w którym dane jej będzie zaatakować jeden z wrażliwych punktów na jej cielsku - czy to będzie istniejąca już rana, czy niepowleczona łuskami część twarzy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

154
POST BARDA
Sytuacja wcale nie stawała się łatwiejsza, choć kobiety dobrze radziły sobie z atakującymi je piratami. Kolejnych dwóch udało się ugodzić i zepchnąć do wody, wprost w objęcia syren. To wielkie stworzenie, które jeszcze przed długi czas miało budzić Verę z koszmarów, mimo to nie odpuszczało. Choć armia kapitan Caldwell była rozbita, wciąż miała własną siłę.

Czując, jak stopy odrywają się od desek, kapitan Umberto nie mogła wiele zrobić, jak tylko próbować uwolnić się lub też atakować. Każdy moment zwłoki mógł okazać się zbyt dużą stratą, by ją odrobić, a sprawa Corina zajmowała Verę bardziej, niż jej własne położenie. Tamara wykonała polecenie i w ostatniej chwili odsunęła harpun, jedynie zahaczając Corina na wysokości jego biodra, po lewej stronie. Oczywistym było, że Tamara, choć była twarda i niepowstrzymana, jest równie przerażona, co reszta załogi, przez co jej reakcje były wolniejsze. Walka z morskim potworem nie była tym samym, co z inną załogą. Co więcej, widziały już, do czego zdolne są syreny, a teraz stanęły przed ich królową!

Mała rana na biodrze nie powstrzymała Corina. Oficer dopadł do Tamary i zacisnął dłonie na jej szyi. Kobieta upadła, a harpun wypadł jej z dłoni, lecz walczyła, pazurami starając się wywalczyć sobie wolność. Zadrapania nie powinny zrobić Corinowi większej krzywdy.

Moment odwróconej uwagi wykorzystała Anna, unosząc Verę nieco wyżej, a następnie ciskając nią o pokład. Uderzenie zamroczyło Verę. W kolejnym momencie kobieta poczuła ból, gdy wężowe cielsko przygniotło ją do desek. W takiej chwili Vera mogła tylko miotać atakami na ślepo, jednak żaden z nich nie trafił w odpowiednie miejsce, odbijając się od łusek i płytek. Ból, który rozlał się po jej lewej stopie, sugerował, że kości nie wytrzymały i pękły pod naporem ciężaru potwora.

Verze mogło wydawać się, że oto nadszedł jej koniec - nawet nie rozerwana czy pożarta, ale przygnieciona przez potwora, na wyspie, którą nazywała domem. Wściekłość i ból zasłaniał jej wizję, ale zdołała dostrzec byłsk grotu włóczni. To Pogad ruszyła z pomocą! Szarżując na bestię i kląc, jakby jutra miało nie być, orczyca zaparła się i wbiła sztych prosto między łuski na wysokości żeber potwora!

Nieludzki wrzask przeciął powietrze, a Vera mogła poczuć, jak cielsko przelewa się w tył, odsuwa i uwalania ją spod swoich okowów. Do skrzeków potwora dołączyły również męskie głosy - w tym Corina - choć w chórze jęków i okrzyków Vera nie wyłapała sensu słów. Pozostali przy życiu mężczyźni się budzili, ale Anna została ledwie ranna. Nie dała jeszcze za wygraną.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

155
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera powoli traciła nadzieję na to, że przeżyją ten atak syren. Nadal walczyła i zamierzała walczyć tak długo, jak tylko będzie w stanie, ale zaczynała godzić się ze śmiercią. Siła kapitana nie leżała w jego własnej ręce, a w sile jego statku i załogi. Co Umberto miała teraz? Cztery kobiety, o ile żadna z nich jeszcze nie umarła gdzieś poza jej zasięgiem wzroku. Siódma Siostra stała jakieś sto metrów od nich, a mężczyźni, którzy zostali na jej pokładzie, teraz zapewne barwili wodę zatoki czerwienią, jak większość tutejszych. Ilu rzuciło się w morze? Ilu straciło życie, zanim Vera się zorientowała i ruszyła na Szkarłat, a ilu straciło życie teraz, podczas walki? Nawet jeśli jakimś cudem uda się jej zabić to potworne stworzenie, nawet jeśli niezwykłym zbiegiem okoliczności sama przeżyje, pozostałe syreny wciąż będą stanowić zagrożenie. Harlen było zgubione.
Uderzenie o pokład boleśnie wypchnęło jej powietrze z płuc, a przed oczami pojawiły się mroczki. Gdy syrena przygniotła ją całym ciężarem swojego wielkiego cielska, a ból miażdżonych kości wypełnił całą świadomość kobiety, kapitan nie próbowała nawet powstrzymać krzyku. Mimo to, rozpaczliwie usiłowała zrobić coś konstruktywnego, w desperackich próbach ocalenia własnego życia dźgając i tnąc nad sobą, choć otumaniona przez upadek nie była w stanie trafić w żaden z wrażliwych punktów bestii.
Mimo rezygnacji, którą już czuła, nie była tu przecież sama. Wiązka przekleństw, wypluwana przez Pogad i błysk grotu jej włóczni okazały się zbawienne. Choć prawie ogłuchła przez wizg, jaki wydarł się z gardła potwora, rozpaczliwie wciągnęła powietrze w płuca, gdy cielsko z niej spadło, najwyraźniej porządnie ranne - w końcu! Mężczyźni coś mówili, krzyczeli, jęczeli, choć Umberto nie była w stanie w tej chwili stwierdzić, czy wynika to z faktu, że współdzielą ból z Anną Caldwell, czy z tego, że odzyskali świadomość. Nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Iskierka nadziei, która pojawiła się wraz z orczycą, zmusiła Verę do podniesienia się z pokładu i ponownego stanięcia, choćby na jednej nodze i przy pomocy miecza. Adrenalina dodawała jej siły, choć nie wiadomo, ile miało to potrwać. Była zdeterminowana. Zabiją ją. Zabiją tę kurwę.
Poderwała miecz, o który dotąd się opierała by utrzymać pion i zamachnęła się mocno, celując w rozwartą do krzyku paszczę syreny. Z całym impetem, na jaki było ją stać, zamierzała wbić ostrze od dołu w to szare podniebienie, przebijając czaszkę i uśmiercając ją ostatecznie. Nie miała siły walczyć dużo dłużej, nie ze zmiażdżoną nogą, więc miała nadzieję, że w miarę unieruchomiona przez włócznię Pogad potworzyca będzie stanowić łatwiejszy cel, niż dotąd. Nie miała już nawet siły kląć, ani rzucać w jej stronę nienawistnych pogróżek. Po prostu chciała, żeby to się już skończyło, raz a dobrze.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

156
POST BARDA
Ostatnimi siłami Vera podniosła się z pokładu, wykorzystując moment, w którym Pogad ugodziła Annę i kupiła im kilka cennych sekund na przegrupowanie. Ból rozdzierał nogę Very od kolana w dół, gdy tylko próbowała oprzeć na niej ciężar. Kuśtykanie na jednej stopie było mniej niż rozsądne w momencie, gdy stał przed nią potwór. Ale, z drugiej strony, cóż miała do stracenia? Kapitan Umberto wiedziała, że to była ostatnia chwila, ostatnia szansa, by wygrać ten pojedynek.

Przestała być ważna Siódma Siostra, Corin, Irina i dziewczęta, a osoby takie jak Speke czy Erinel całkowicie odeszły w zapomnienie. Teraz były tylko one dwie: Vera i potworzyca przed nią. Podniesienie miecza i oparcie się na obu stopach wymagało nieludzkiej siły. Zaciskając zęby z bólu i wściekłości, Vera mogła tylko warczeć przez zęby, gdy unosiła ostrze w ostatnim zrywie. Dobrze naostrzony i wypolerowany miecz znalazł drogę do paszczy bestii w tej samej chwili, gdy Anna zanurkowała, by zacisnąć szczęki na samej kapitan Umberto. Vera nie wiedziała już, czy wrzask, który rozdziera jej uszy, wydobywa się z gardła Caldwell, czy jej własnego.

Miecz pokonał drogę do podniebienia syreny i przebił się na wylot, ujście znajdując z drugiej strony łba. Anna w ostatnim podrygu wbiła szczęki w ramię Very, zmuszając ją do puszczenia miecza. Kapitan Umberto nawet nie wiedziała kiedy upadła na deski pokładu. Obok niej wiła się wężowa postać, w przedśmiernych odruchach starając się wciąż wywalczyć zwycięstwo. Wielkie cielsko przełamało reling i z wielkim pluskiem spadło do wody.
Spoiler:
Postać umierającej Anny zatrzymała się w obrzydliwym stanie między potworem i człowiekiem, bardziej ludzka aniżeli inne syreny, nie tak ludzka, by nie nazywać jej potworem. Nieruchome ciało, pół kobiece, pół wężowe, przez chwilę trzymało się na powierzchni, a następnie zaotnęło w mętnej wodzie, zabierając ze sobą szablę Very. Syreny, które dotąd były jej towarzyszkami, zniknęły, porzucając przydówdczynię i miejsce żeru.

Vera nie miała siły, by podnieść się z desek pokładu, gdy świat wirował z powodu bólu i utraty krwi, a być może również jadu, który mógł pokrywać kły potwora. Dostrzegła Corina, który trzymał się za krwawiącą szyję, jednak wciąż nie pluł krwią, widziała Pogad i Irinę, które biegły w jej stronę. Pokład zasłany był ciałami martwych marynarzy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

157
POST POSTACI
Vera Umberto
Do ostatniej sekundy nie wiedziała, czy jej desperacki zryw zakończy się powodzeniem, czy wręcz przeciwnie, bo była już zbyt osłabiona i zbyt spowolniona, by cokolwiek zdziałać. Miała wrażenie, że jej zmiażdżona stopa płonie, promieniując bólem w górę, niemal do samego biodra, ale będzie miała czas na użalanie się nad sobą później, jak syrena zginie. I udało się jej - ostrze miecza przebiło głowę potwora, kiedy ten pochylił się nad Verą, by zaatakować swoją zębatą paszczą. Wieczność chyba trwało przebijanie się jej broni przez kości czaszki stworzenia, a może tylko tak się jej wydawało, ze względu na ból, jaki musiała jednocześnie znosić.
Resztki siły kapitan straciła w momencie, w którym kły wbiły się w jej ramię. Zachwiała się i upadła, zdecydowanie zbyt dokładnie czując, jak zębiska wysuwają się z jej ciała, a miecz z jej rąk. Zabawne. Druga broń stracona w tak krótkim czasie. Dopóki nie spotkała syren, sprzedany Silasowi sejmitar służył jej przez dobre kilka lat. Teraz stado tych magicznych drapieżników odbierało jej po kolei wszystko, łącznie z ostrzami, które dla siebie wybierała. Czy ostatecznie miały też odebrać jej życie? Przekręciła głowę na bok, w stronę przewalającego się przez reling, martwego cielska, a gdy zniknęło ono z zasięgu jej wzroku, przez chwilę tkwiła tak, nieruchomo, usiłując wypchnąć ze świadomości rozdzierający ból, wypełniający teraz już praktycznie całe jej ciało. Co prawda jeszcze żyła, ale ile miało to potrwać, zanim pozostałe syreny zjedzą resztę tych, którzy przetrwali? Nie wiedziała, co działo się w wodzie wokół Szkarłatu, statku o nazwie tak makabrycznie pasującej do koloru zatoki. Nie wiedziała, że stado odpłynęło.
Chciała zamknąć oczy, ale obawa o Corina zmusiła ją do obrócenia głowy i poszukania go spojrzeniem. Już nawet nie czuła ulgi, gdy ujrzała go, stojącego na własnych nogach, trzymającego się za szyję. Nie mogła do niego podbiec i mu pomóc, nie mogła kazać wszystkim świadomym rozbiec się po wyspie w poszukiwaniu eliksirów leczących - bo ktoś przecież, do cholery, musiał tu jakieś mieć - nie mogła zrobić nic. Wpatrywała się więc w niego w milczeniu, oddychając tylko ciężko. Była pozbawiona broni i resztek sił. Prawdopodobnie z chwili na chwilę była też coraz bardziej pozbawiona krwi. Jak poważne były rany, które zadała jej syrena? Przegryzła się przez naramiennik i napierśnik, ale można się było spodziewać, że skórzany pancerz nie zatrzyma czegoś takiego. Vera opuściła wzrok na własną rękę, leżącą bezwładnie na deskach pokładu, by sprawdzić, jak bardzo jest źle, by po chwili dojść do smutnego wniosku, że i tak nic nie jest w stanie teraz z nią zrobić. Nie wstanie i nie pójdzie przecież sobie jej opatrzeć.
Widząc, że Irina i Pogad biegną do niej, zamknęła już oczy, bo świat wirował jej przed nimi zbyt mocno, by była w stanie jakkolwiek na to zareagować. Skoro biegły, to znaczyło, że zagrożenie minęło. Że nie musiały walczyć z otaczającą je hordą otępiałych mężczyzn. Może śmierć Anny Caldwell, czy jak naprawdę miała na imię ta istota, wystarczyła, by przegonić syreny na dobre? Przeszło jej przez myśl, że może to właśnie ona była tym wielkim stworzeniem, jakie widziała pod wodą za pierwszym razem, na otwartym morzu, zakładając wówczas, że to tylko jakaś duża ryba.
- Zabiłyśmy tę kurwę - wymamrotała do dwóch kobiet, gdy z powrotem podniosła powieki i je nad sobą zobaczyła. - Pierdoloną... mmm... matkę syren.
Nie pytała o straty, bo nie chciała ich znać. Miała tylko nadzieję, że zabiorą ją na Siódmą Siostrę. I jeśli miała umrzeć teraz, od jadu, wykrwawienia, czy cholera wie czego, chciała to zrobić na własnym statku, we własnej kajucie, w swoim łóżku. A jeśli nie, to cóż, tym bardziej chciała opuścić pokład tego nieszczęsnego Szkarłatu Taj'cah.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

158
POST BARDA
Ból i zmęczenie przyćmiewały przytomność Very. Widziała, że Pogad mówi, nie potrafiła jednak wyciągnąć sensu z jej poruszających się ust. Czuła, że jest unoszona, co przyniosło kolejną salwę bólu, jednak niebo rozciągające się nad nią nie poruszyło się nawet o milimetr. Tylko mewy krzyczały... czy na Harlen zawsze było tyle mew?

Ugryziony bark uderzył o pokład ze zbyt dużą siłą. Szum w uszach zlewał się z szumem morza i szumem rozmów, ale pasiaste pasy, choć zwinięte, były pewną stałą i znaną na tle oślepiającego błękitu. Twarz Tripa, który się nad nią pojawił, była zatroskana do tego stopnia, że spod powiek uciekły mu pojedyncze łzy. Doprawdy, ten chłopak tak brzydko wyglądał, gdy płakał.

Pozostali... Vera, gdy przekręciła głowę, co skutkowało kolejną dawką bólu w barkach, ujrzała swoje załogantki. Pogad i Irina stały o własnych siłach, ale Serratia i Tamara zostały położone obok siebie na deskach, a następnie przykryte płótnem, co ostatecznie przypieczętowało ich los. Marda siedziała obok, ból wykręcał jej twarz. Znajdował się tam też Corin, z opatrunkiem wokół szyi tak grubym, że mógłby zostać uznanym za osobliwy kołnierz. Vera osiągnęła cel - Corin przeżył.

Mając pewne pojęcie o stanie swojej załogi, nim Vera znów odpłynęła w ciemność, zdołała jeszcze poczuć ciepłą, pulchną dłoń na swoim policzku. Osmar był tuż przy niej, jak i reszta jej marynarzy. Teraz, po walce, nie pozwolą jej umrzeć.

Dojście do siebie zajmie jej długi czas. Kości muszą się zrosnąć, ból w sercu po stracie kolejnych członków załogi również musi zgasnąć do tego stopnia, by nie przeszkadzał każdego dnia. Dobrze, że miała Siódmą Siostrę i Harlen, miejsce, gdzie w spokoju będzie mogła dojść do siebie. Choć nie każdy mógł w to wierzyć, uratowała wyspę. Trup Anny Caldwell, którego niedługo wyłowią i wywieszą w porcie na żer mew, miał być tego najlepszym dowodem.

***

Dzięki pokonaniu potwora na Harlen Vera zyskuje punkty:
+1 do długich ostrzy
+1 do nauk przyrodniczych

oraz stylowe blizny układające się w kształt szczęk na prawym barku.

Gratulacje!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

159
POST BARDA
Z Pokładu Siódmej Siostry

Powroty na Harlen zawsze były miłe. Wyspa była jak dom dla wielu piratów, również dla Very Umberto. I choć stanowiła spokojną, bezpieczną przystań, była zmienna, zupełnie jak morze. Pół roku to dużo czasu na rozwinięcie portu. Już z daleka kapitan Umberto widziała światła na brzegu, rozświetlające dużo większy obszar, aniżeli gdy była tam po raz ostatni. Powstały nowe budynki, przystań wydawała się jakby dłuższa, a jednak statków w porcie nie było wiele. Znalazło się miejsce zarówno dla Siódmej Siostry, jak i dla Mżawki.

Statki nie były w najlepszej kondycji. Burta Siódmej Siostry ucierpiała i wymagała napraw, choć nie tak pilnych, jak Mżawka. Ten drugi statek nabrał wody i przechylił się, spowalniając okręt flagowy Very Umberto. Przez to, w jakim stanie była fleuta, podróż wydłużyła się o parę godzin i kiedy zawijali do portu, było już całkowicie ciemno. Nim jedna zdążyli zarzucić cumy, w porcie zebrał się pokaźny tłum uzbrojony w pochodnie. Wesoła pieśń na ustach mężczyzn sugerowała, że załoganci Siostry zostaną przywitani raczej rumem aniżeli nieprzyjemnościami.

Wielu z piratów stalo tuż przy relingu, wpatrując się w Harlen. Ci, których Vera zwerbowała na przestrzeni ostatnich miesięcy, nigdy tu nie byli, dlatego nie tylko dla Weswalda i Mute'lakka była to nowość. Byli więźniowie powstrzymywali łzy.

- Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś ją zobaczę. - Mruknął przysadzisty człowieczek, stanąwszy obok Very. - Dziękuję, kapitanie. Jestem dozgonnie wdzięczny.

Vera mogła cieszyć się ze spotkania, przynajmniej dopóki nie usłyszała pokrzykiwań z brzegu.

- Mówiłem ci, że to Siódma Siostra!

- Umberto ratuje Speke!

- Hej, Speke, cożeś zrobił łajbie!? Dać handlarzynie statek!

Corin był blisko. Jeśli Vera potrzebowała wsparcia, mógł wyręczyć ją w tłumaczeniach. Chłopcy spuścili trap, jednak póki kapitan nie dała znaku, nikt nie schodził na nabrzeże.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

160
POST POSTACI
Vera Umberto
Harlen czekało, znajome i przytulne jak półmrok kajuty po powrocie z całonocnej libacji. Nawet mimo dodatkowych kilku godzin, jakie zajęło im dopłynięcie tutaj z powodu kolizji statków, Vera z lekkim uśmiechem na ustach przywitała niewielką zatokę. Spoglądała na rozbudowane nabrzeże, na nowe budynki, które były jej jeszcze obce, na pochodnie zbliżające się w ich stronę, gdy zaczęli cumować w porcie. Choć niektórzy wciąż obawiali się wyspy, wspominając traumy, jakich doświadczyli tu ostatnim razem, chyba widok Harlen wieczorową porą wystarczył, by pozbawić ich strachu i przywrócić dobrze znaną nostalgię. Nawet pół-ludzki, pół-syreni trup Anny Caldwell, będący już bardziej dziwnym, wysuszonym na słońcu kościotrupem, niż tym ciałem, jakie tu zostawili, dla Very w tym momencie stanowił drogowskaz do domu.

Nie do końca wiedziała, jak odpowiedzieć na podziękowania, bo nie była do nich przyzwyczajona, więc tylko uśmiechnęła się i skinęła głową. Zapewniła wolność ludziom, którzy nie sądzili, że kiedykolwiek ponownie jej doświadczą. Może i nie była altruistką, ale to było dobre uczucie. Nie znała go wcześniej. Chyba właśnie tego potrzebowała - po wszystkich ciężkich przejściach, po nieplanowanych śmierciach i nieudanych próbach leczenia, dostarczenie byłych więźniów na Harlen stanowiło sukces, na którym zależało jej od początku. Tak chciała czuć się po wypłynięciu z Ujścia i choć musiało minąć trochę czasu, to doczekała się tej emocji, wypełniającej ją od stóp do głów. I chyba... chyba, prawdopodobnie tak, mogła nazwać tę emocję dumą.

Harlen nie wiedziało, co robił Speke przez ostatnie miesiące. Nie miało pojęcia o jego powiązaniach i o zdradzie, jakiej dopuszczał się za każdym razem, gdy odwiedzał wyspę. Pewnie nikt nie połączył zniknięć piratów z zupełnym przypadkiem wypływającą z portu tego samego dnia Mżawką, bo kto spodziewałby się takich manewrów po kimś, kto miał być jednym z nich? Radosne pokrzykiwania piratów w porcie wywoływały w niej niesmak. Szybko przejdzie im sympatia do kapitana Mżawki, gdy dowiedzą się, za co był odpowiedzialny.
- Speke nie żyje - odezwała się głośno w odpowiedzi na zawołania i jako pierwsza ruszyła po opuszczonym trapie na brzeg. - Był zdrajcą. Razem ze swoją załogą porywali i sprzedawali naszych, korzystając z naszej nieuwagi na Harlen, w zamian za ciepłą posadkę w Kompanii Handlowej. Robił z takich jak my niewolników, których zaganiał do katorżniczej pracy... a ta Kompania, nawet bez Augusta, robi to nadal.
Weszła pomiędzy ludzi, przesuwając spojrzeniem po ich zaskoczonych zapewne twarzach. Odwróciła się i gestem zachęciła pozostałych, żeby zeszli na ląd - nie tylko swoją załogę, ale też tych, którzy z wyspy zniknęli wiele miesięcy temu i zostali uznani za martwych, lub zaginionych.
- Udało nam się uwolnić z Ujścia... niespełna dwudziestkę. Jeśli macie jakieś pytania, myślę, że chętnie wam na nie odpowiedzą. Ja też odpowiem. Tylko najpierw się muszę wreszcie porządnie napić - ostatnie zdanie mruknęła cicho pod nosem, bardziej do samej siebie, niż kogokolwiek innego.
Podejrzewała, że gdy szczegółowe informacje rozejdą się po wyspie, wzbudzą one słuszny gniew i zebranie załóg chętnych do zniszczenia Kompanii stanie się dziecinnie proste. Samo zniszczenie już takie łatwe nie będzie, ale hej, od czegoś trzeba było zacząć. Im więcej słusznie rozwścieczonych korsarzy, tym mniejsze szanse tej organizacji na odniesienie sukcesu. Chcieli oczyścić morza z piratów; nie zdawali sobie sprawy z wagi błędu, jaki popełnili. Może i załogi zazwyczaj działały osobno, każda sobie, ale Umberto była prawie pewna, że w tym przypadku kapitanowie znajdą powód, dla którego należało współpracować. Lepszy, niż kiedykolwiek dotąd.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

161
POST BARDA
Oświadczenie Very przyniosło zaskoczenie, ale również gniew. Podniosło się kilka głosów, domagających się sprawiedliwości, ale te ucichły tak szybko, jak się pojawiły. Same słowa Umberto nie wystarczyły za dowód i pojawiło się parę niezbyt przyjemnych uwag, które jednak szybko ucichły, gdy tylko na brzeg zeszli uwolnieni. Oni, jako świadkowie bestialstwa Kompanii, najlepiej mogli wskazać zdrajcę.

Niejeden z tych, którzy zeszli z Siostry, było uznane za zmarłych. Wesołe okrzyki witające powracających z zaświatów mogły być dla Very nagrodą lepszą, aniżeli wesoły pochód, który prowadził ją ku niezmiennie stojącej tawertnie Silasa. "Pod cycatą rybką", głosił napis nad drzwiami, a sama rybka, sucha, ale wciąż tak samo paskudna, jak wtedy, gdy dosięgnął ją harpun Ashtona, wisiała pod sufitem głównej sali.

Pierwsza runda napojów dla Siódmej Siostry poszła na koszt kapitana Białego Kruka, natomiast druga została opłacona przez załogę Królowej Balbiny. Vera nie musiała znać ich osobiście, nie musiała nawet wcześniej o nich słyszeć - nie miało to znaczenia, gdy rum spływał po gardle tak lekko, jak zwykł to robić w przybytku Silasa. Wkrótce pojawił się też sam łysy karczmarz.

- Vera! - Ucieszył się, rozkładając ramiona czy tego chciała, czy nie, przyciskając ją do piersi w serdecznym geście. Yettowi, który kręcił się nieopodal, uścisnął dłoń, reszcie musiały wystarczyć uśmiechy i skinięcie głową. Dnia by mu nie starczyło, gdyby witał się z każdym z osobna! - Z tobą zawsze przypływają jakieś rewelacje! Jak nie syreny, to zdrajcy! - Zaśmiał się. Nie miał czasu, by sadzać tyłek obok kobiety, a w międzyczasie zbierał puste kubki. - Temu Spekemu od zawsze krzywo z oczu patrzyło! Dobrze, że mamy ciebie. I pana... Ignhysa. - Wypowiedział imię z trudem. - Pewnie go jeszcze nie poznałaś, co? Będziesz mieć okazję!

Silas odwrócił się, by pozbierać więcej pustego szkła, a następnie wycofał się w stronę swojego szynkwasu.

Na środek wyszedł mężczyzna. Vera miała wrażenie, że już go znała, choć w pierwszej chwili nie mogła przypomnieć sobie, skąd.

- Ciesząc się przybyciem kapitan Umberto, chciałbym zaśpiewać pieśń! - Oświadczył. I kiedy zaczęto śpiewać, wiedziała już, kim był grajek.


Płynęliśmy Morzem Złotym
Wiatr silny dął od rufy
Siódma Siostra jeszcze cała
Do Harlem płyną zuchy!


Teraz, po pół roku, przyśpiewka miała więcej sensu, gdy oficer naprawdę mógłby zapoponować jej mycie pleców.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

162
POST POSTACI
Vera Umberto
Dokładnie tego potrzebowała: alkoholu lejącego się po gardle i braku zmartwień. Uszkodzone statki stały bezpiecznie zakotwiczone w porcie, nie było tu ani Speke'a, ani Anny Caldwell, wciąż miała wystarczająco dużo złota po ostatnich miesiącach, by nie przejmować się rabunkami jeszcze przez długi czas, a Corin... Corin był obok. I był jej, bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Nie dziwiła się w sumie, że stawiają im kolejkę za kolejką, bo odzyskali utraconych załogantów, z których większość zajmowała jednak wyższe stanowiska na swoich statkach, niż przeciętnych majtków - nie bez powodu przecież ich twarze znajdowały się na listach gończych. Teraz Vera przywiozła ich do domu.
Trzeba było przyznać, że renoma jej i jej załogi na Harlen stawała się zaskakująco wysoka. Najpierw przywiozła martwe syreny, potem przypadkiem uratowała wyspę przed ich królową, czy inną matką stada - nie wiedziała, nadal się na tym nie znała - a teraz odzyskała utraconych towarzyszy, pozbywając się zdrajcy. Nawet jeśli początkowo zdarzało się jej spotykać z lekkim rozbawieniem, związanym z faktem, że jako kobieta mianowała się kapitanem, to teraz raczej nikt już nie odważyłby się wyrzucić jej czegoś takiego w twarz. A na pewno nikt na tej wyspie. Udowodniła już wystarczająco wiele.
- Ignhysa? - powtórzyła. - Kto to? Jest tutaj?
Była ostrożna w stosunku do kapitanów (chociaż czy on był kapitanem? A może kimś jeszcze innym?), których jeszcze nie znała, bo dotychczas nie miała dobrych wspomnień ze świeżymi znajomościami. Speke był chujem, Caldwell była syreną. Z jakiegoś powodu podświadomie obawiała się, że ów Ignhys też może ją raczej nieprzyjemnie zaskoczyć. Nie nastawiała się negatywnie, bynajmniej, zwłaszcza po przedstawieniu Silasa, ale paranoja była silniejsza od rozsądku.
Gdy rozbrzmiała zbyt dobrze znajoma szanta, Vera roześmiała się i skinęła głową do śpiewającego, nie zamierzając mu jednak przerywać. Niektórzy jej załoganci jeszcze jej nie znali. Podejrzewała, że Weswald i Mute'lakk, którzy właśnie prawdopodobnie doświadczali swoich pierwszych alkoholowych przygód, za chwilę zejdą z zawstydzenia. Jej wzrok podążył jednak w kierunku siedzącego gdzieś nieopodal Corina. Nie miałaby nic przeciwko, żeby fragment piosenki dotyczący mycia pleców stał się teraz rzeczywistością. On prawdopodobnie też nie. Zanurzyła usta w rumie, uśmiechając się pod nosem.
Choć wciąż obawiała się w pełni rozluźnić, jakby kolejny kryzys tylko czekał na jej nieuwagę, Vera piła, jakby nie było jutra. No, może nie do końca, bo pilnowała, by zwolnić w odpowiednim momencie i nie stracić nad sobą kontroli, ale potrzebowała, naprawdę potrzebowała choć jednego wieczora beztroski. Rozmawiała z ludźmi, opowiadając raz po raz tę samą historię, tłumacząc wydarzenia z Ujścia i to, czego się dowiedziała. Kapitanom, jeśli jacyś akurat się tam znaleźli, sugerowała zastanowienie się nad powagą tego problemu i omówienie go razem w ciągu najbliższych dni, choć może nie brzmiała szczególnie przekonująco, gdy plątał się jej język. Z drugiej strony, wszyscy pili, więc kogo obchodziło, czy Vera mówi z sensem? Grunt, żeby Harlen wiedziało.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

163
POST BARDA
To nie była noc na planowanie odwetu. Piraci woleli pić, śpiewać, korzystać z dziewcząt i bawić się na wszelkie inne sposoby. Vera nie wiedzieć kiedy dostawała kolejne i kolejne kubki rumu, rozmawiała z ludźmi, których kojarzyła z nazwiska lub nie kojarzyła wcale, plotkowała, opowiadała i tak, jak nie chciała, tak w końcu się upiła.

Obudziła się rano nie w swojej kajucie, a w kajucie Corina, przytulona do ciała oficera. Oboje byli nie tylko w pełnym ubraniu, ale nawet w butach, najwyraźniej wcześniej będąc zbyt pijanymi, by pozbyć ich się przed wejściem na pryczę.

Poranek po takiej zabawie nie był łatwy, ale do przełknięcia, tym bardziej, gdy Trip poratował ich tłustym śniadaniem. Większość załogantów wróciła na Siostrę, nawet ci, którzy nie byli oficjalnymi członkami załogi, a jedynie oswobodzonymi więźniami. Mute'lakk i Weswald rozmawiali przy jednym z relingów, tak podeskcytowani, jakby stało się naprawdę coś niesamowitego.

Ci, którzy odpowiadali za uszkodzenie Mżawki, działali od samego rana pod nadzorem Iriny. Przeciągnęli okręt w stronę plaży i wiążąc liny w odpowiedni sposób, starali się wyciągnąć łajbę na brzeg, by załatać ją w suchych warunkach. Z dziobu Siostry Vera widziała tylko ich sylwetki, daleko poza portem.

Dłoń położna na biodrze Very Umberto zwiastowała pojawienie się Yetta.

- Co chcesz dzisiaj robić? Może powinniśmy odwiedzić tego całego Ignhysa. Harlen dotąd nie miało swojego własnego maga. - Zdradził jej coś, o czym nie pamiętała, nawet jeśli usłyszała o tym poprzedniego wieczora.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

164
POST POSTACI
Vera Umberto
Poranek nie był taki straszny, głównie ze względu na to, że obudziła się w całkiem miłym towarzystwie. Nie pamiętała, jak dotarli na Siostrę i jak wylądowali w kajucie Corina, ale najważniejsze, że trafili na swój statek - choć umiejętność wracania na niego w absolutnie każdym stanie, mieli już wypracowaną do perfekcji. I choć odrobinę czuła się jak zwłoki, jak za każdym razem, gdy wypiła za dużo, dziś jakoś łatwiej było doprowadzić się do względnego porządku. Umyła się, wciąż samodzielnie i bez pomocy swojego oficera, przebrała w świeże ubrania i nowy zestaw złotej biżuterii, a potem poszła zjeść śniadanie, które dość skutecznie postawiło ją na nogi.
Stała potem na dziobie od strony bakburty, oparta łokciami o reling tak, by nie widzieć załatanej na szybko dziury w kadłubie. Nie chciała psuć sobie nastroju z samego rana. Obserwowała plączących się po pokładzie marynarzy, zastanawiając się ilu z uratowanych faktycznie będzie chciało zostać w jej załodze. Zakładała, że wszystkich odstawi na Harlen, ale według Corina część z nich zainteresowana była pozostaniem na Siostrze. Pewnie wszystko wyklaruje się w ciągu najbliższych dni; póki co nie miała nic przeciwko temu, żeby siedzieli na jej statku. Przyglądała się naprawom Mżawki, a potem podekscytowanym z jakiegoś powodu chłopaczkom. Przeżywali wczorajszą imprezę, piosenkę o Verze i syrenach, ogólny nastrój panujący na wyspie, czy jeszcze coś innego? Harlen musiało być dla nich przeżyciem rodem z opowieści, jakich nasłuchali się w dzieciństwie. Piracka wyspa, z rumem lejącym się z beczek i szantami śpiewanymi przez pijanych mężczyzn. Żaden z nich nie doświadczył i raczej nie doświadczy w pełni trudów tego życia i Vera szczerze im życzyła, by doświadczać go nie musieli. Niech pożyją sobie w tym fascynującym świecie fantazji przez te trzy tygodnie, zanim wrócą do Tsu'rasate na swoje egzaminy.
Gdy poczuła dłoń Corina, opierającą się na jej biodrze, z automatu zerknęła przez ramię, czy nikt na nich nie patrzy. To było dość otwarte zachowanie, czy wczoraj w pewnym momencie postanowili przestać się ukrywać z tą świeżą zmianą, tylko Vera tego nie pamiętała? Generalnie wyglądało na to, że nie pamiętała wielu rzeczy.
- Jest magiem? - zdziwiła się, przesuwając palcami po dłoni mężczyzny i odwróciła się do niego, unosząc na niego wzrok. - Harlen ma własnego maga? Po cholerę ktoś taki postanowił przeprowadzić się tutaj? Możemy go odwiedzić. Nie mam planów na dzisiaj. Wyjątkowo, dla odmiany bardzo chciałabym chociaż przez jeden dzień nie mieć żadnych planów.
Zamilkła na moment, by po chwili dodać:
- Ale trzeba zająć się naprawą Siostry. Nie jest tak uszkodzona, żeby trzeba było ją wyciągać na brzeg, ale nie możemy wypłynąć na otwarte morze z taką łatą - parsknęła cicho śmiechem. - Chyba nie jestem stworzona do nicnierobienia. W każdym razie, wiesz gdzie szukać tego... maga?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

165
POST BARDA
To, czy wczoraj zdradzili się ze swoją mała tajemnicą, czy nie, miało pozostać w sferze domysłów Very. Kiedy stali przy relingu, nikt nie zwracał na nich uwagi. Jeśli jakieś ciekawskie oczy dostrzegły dłoń Yetta tam, gdzie oficer wstępu mieć nie powinien, to nie podniesiono alarmu, nie śmiano się, nie potępiano. Przemilczano całą bliskość, z którą Corin tak bezczelnie się afiszował.

- Tak mówili. - Corin westchnął, gdyż zapewne sam nie wiedział wiele o nowym nabytku Harlen. - Pojawił się ze dwa miesiące temu, niewiadomo skąd, załapał się na jakiś transport. Podobno zapłacił za wybudowanie chatki po drugiej stronie wyspy, zaszył się tam i rzadko go widują. Ciekawi mnie, co ma za uszami, skoro się tu ukrywa. Myślisz, że powinniśmy zanieść mu jakiś prezent?

Z magami nigdy nie było nic wiadomo i Corin im nie ufał. Skoro jednak jednego mieli już na Harlen, mogli go albo przegonić, albo oswoić.

- Zostaw naprawę mi i Irinie. - Poprosił Corin. - A ty spróbuj się odprężyć, przynajmniej przez kilka dni. Zasłużyłaś na to.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”