POST BARDA
Erinel nie odpowiedział Verze, ale posłał jej kolejny rozbawiony uśmiech. Czyżby stracił głowę dla Very? Wątpliwe, jednak noc i poranek mogły zawrócić mu w głowie. Emocje jeszcze go trzymały.Miłe wspomnienie kajuty zostało jednak przegnane przez nagannie zachowującego się marynarza, który raczył się narkotykami przy relingu. Kiedy Vera została zaproszona do grupki przy beczce, a także zaoferowano jej pajdę suchego chleba, ugotowane jajka i podsmażone plastry mięsa, Erinel zbliżył się do swojego załoganta. Ciężko było wyczytać emocje z jego twarzy, gdy zaciskał usta w wąską linię, zapewne samemu zastanawiając się, jak powinien zareagować.
- I co dokładnie przekonało cię do tego, Zabul, że wolno ci dobrać się do prochów przed tym, jak poinformujesz o nich mnie? - Wysyczał przez zęby, najpewniej hamując się przed Verą, by nie pokazać złości, która w nim kipiała.
Ten, którego nazwano Zabulem, młody ludzki mężczyzna o krótkich, kruczoczarnych włosach i jasnych oczach, podążył niebieskim spojrzeniem najpierw do Very, następnie do swojego kapitana, i z powrotem do kobiety. Sprawa rozumiała się sama przez się - nie chciał im przeszkadzać.
- Kapitanie, ja... - Wahał się Zabul, przynajmniej do czasu, aż usłyszał słowa Very. - T-tak! Jedna z figurek na dnie była pęknięta! Wysypał się z niej ten proszek, musiałem sprawdzić, co to!
Erinel wyglądał, jakby w jednej chwili chciał złapać za szablę i skrócić majtka o głowę. Zamiast tego uniósł dłoń do skroni i pomasował ją chwilę, jakby słowa mężczyzny zwiększały jego ból głowy.
- Cholera. Przynajmniej prochy łatwiej sprzedać niż to srebrne gówno. - Podsumował. - Vera, chciałaś jakąś, wybierz sobie. A ty, Zabul, zbieraj dupę. Będziesz wiosłował, akurat masz siłę po tym świństwie.
- Kapitanie. - Przerwał jeden z mężczyzn, który siedział przy beczce. - W nocy przypłynął nasz bosman, mówił o syrenach w zatoce. Żeśmy słyszeli jakieś drapanie w dno, może to syreny? Nie wiemy, czy jest bezpiecznie.
- Kurwa mać. - Erinel odwrócił się do Very. - Widzisz? Tak ich wystraszyłaś, że teraz będą srać ze strachu o byle gówno. - Zdenerwował się. - Wracamy do portu.