[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

361
POST BARDA
Ramiona Corina objęły Verę. Stojąc za nią, mężczyzna złożył głowę na jej ramieniu. Tydzień okazał się nad wyraz długim czasem rozłąki i musiał odbić sobie bliskość, którą utracił przez dystans między nimi.

- Widzieli cię przez chwilę, i to jeszcze w ciemności. - Przypomniał. - Ciesz się, że na ich plakatach w ogóle jesteś kobietą. - Żartował. Jego ciepły oddech drażnił wrażliwą skórę na jej karku. Spojrzał na plakat w dłoniach Very, zerkając nad jej ramieniem. - Sam się zdziwiłem. To dlatego nie chce wracać na ląd? - Zapytał, choć odpowiedź cisnęła się na usta sama i była dość oczywista.

Nie puszczając, a jedynie błądząc dłońmi po brzuchu i biodrach pani kapitan, Corin mówił dalej:

- Leobarius to kawał chuja. - Stwierdził bez ogródek. - Ale jego załoga go uwielbia. Nie dadzą powiedzieć na niego złego słowa. Pokręciliśmy się po Karlgardzie szukając możliwości, najwięcej znalazł Rivera, chociażby ten list. Ukradł go komuś, z tego, co mówił. - Yett najwyraźniej nie wnikał w sposoby załoganta. - Nie wydaje mi się, żeby między nami był zdrajca, ale nie możemy odpuszczać. Wiesz, Vero... - Przerwał, by złożyć pocałunek na jej skórze. - To było długie siedem dni.

Wstęp do czegoś milszego przerwało pukanie do drzwi.

- Pani kapitan! - Był to głos Gerdy. - Rivera już nam powiedział! Uczeszemy i umalujemy panią!

Jeden problem odpadał. Posiadanie kobiet w załodze odpłacało się.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

362
POST POSTACI
Vera Umberto
- Na to wygląda. Przed czymś przecież spieprzał jak poparzony - wspomniała tajemnicze pojawienie się chłopaka na Siódmej Siostrze. - Znając życie Trip to nawet nie jest jego imię, nie żeby to miało jakieś znaczenie. Może jest jakimś zbiegłym księciem, co? To całkiem pokaźna suma. Co to w ogóle znaczy, zbrodnie przeciw koronie? Przejdę się do niego z tym plakatem, chociaż to jest sprawa na później.
Skinęła głową, całkiem ukontentowana podsumowaniem Corina. Ufała w jego osąd. Jeśli uważał, że raczej nie było zdrajcy na ich dwóch statkach, mogła poczuć się odrobinę pewniej. Tak samo, jak pewniej się czuła, widząc swoją-nieswoją, pokiereszowaną twarz na jednym z plakatów. Ubrana w suknię i ufryzowana, nawet jeśli przyciągnie jakieś spojrzenia, to nie powinna kojarzyć się z tą, której według tego listu gończego poszukiwano. Może znajdzie w sobie jakieś resztki gracji i delikatności, żeby udowodnić Leobariusowi, że chuja o niej wie.
- Strasznie długie - zgodziła się, zwijając pergaminy z powrotem w rulon i obracając się przodem do Corina. Słysząc Gerdę za drzwiami, przesunęła palcami po linii jego żuchwy, uśmiechając się lekko. - I potrwają jeszcze trochę, przynajmniej dopóki nie wybiorę sukni. Im bardziej będziesz stęskniony, tym mniejsza szansa, że mnie wyśmiejesz, jak założę jedną z nich, bo nie będziesz chciał mi podpaść.
Poklepała oficera w policzek i wywinęła się z jego objęć, by podejść do biurka i w jednej z szuflad schować listy gończe. Nie chciała, żeby nagroda za Tripa rzuciła się w oczy komukolwiek innemu, kto będzie w najbliższym odwiedzał jej kajutę... o ile Rivera nie rozgadał tego już wszystkim, tak samo jak planów dotyczących tego pieprzonego balu.
- Wy, czyli kto? - spytała, otwierając drzwi przed nosem podekscytowanej Gerdy. - Zaraz ktoś powinien dostarczyć suknie. Jak przyjdzie skrzynia, niech przyniosą ją do mojej kajuty.
Odwróciła się do Corina.
- Czy ty masz coś bardziej eleganckiego, panie Threnardier?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

363
POST BARDA
Temat Tripa musiał zaczekać - kuk nigdzie się nie wybierał, jak również nie miał pojęcia, że jest poszukiwany za zbrodnie przeciw królestwu. Mógł dalej pichcić dla załogi, bez cienia troski na twarzy. Choć początki na Siostrze były nerwowe, teraz był przecież ulubieńcem kolegów! Nie było powodu, by psuć ten stan rzeczy przed tym, jak będzie to ostatecznie konieczne.

Vera miała większe problemy na głowie - bal! A przed balem całe przygotowania. Wyrwana z objęć Corina przez powinności, musiała teraz zmierzyć się z dziewczętami z załogi.

- Mnie wystroi Rivera. Zostawię cię z nimi. - Kiwnął na podekscytowaną zgraję kobiet i wymknął się, nim którakolwiek zdołała go zatrzymać.

Wkrótce dostarczono suknie. Aspa trafił na całkiem pokaźną kolekcję strojów jakiejś bogatej pani - były tam ubiory we wszystkich kolorach tęczy, ozdobione złotem lub srebrem, wszystkie długie, ale mniej lub bardziej wydekoltowane, z gorsetem lub zwykłym zapięciem. Vera znalazła również koszulkę, którą mogła założyć pod suknię. Biały materiał z koronkową kryzą pasował niemal do każdej z sukien, a przy okazji zasłaniał blizny na ramionach i dekolcie.

Nim jednak dziewczęta zarządziły przymierzanie, musiały Verę dokładnie wymyć w balii z ciepłą wodą i mydłem... nic nie mogło być proste, gdy chciała wtopić się w tłum arystokracji!

Do Siedziby Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula w Karlgardzie
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

364
-> z pokładu Siódmej Siostry

Słońce chowało się za linią wody, malując niebo krwistymi kolorami. Ci, których zgarnęli po drodze, a którzy jeszcze nie mieli okazji widzieć Harlen, mogli podziwiać jej nabrzeże w czerwieniach i pomarańczach. Gdyby załogantów było więcej, pewnie mogliby stanąć przy dziobie i chłonąć widoki, jednak w obecnym stanie Siostra musiała korzystać ze wsparcia każdego pirata, gdy manewrowała między zdradliwymi mieliznami okraszającymi wejście do portu. Zdradliwe płycizny zbierały żniwo, bo choć chroniły Harlen przed nieproszonymi gośćmi, stawały się niebezpieczne również dla starych bywalców. U wejścia do portu na mieliźnie zatrzymał się bryg, Ukojenie, jak brzmiało imię wymalowane na rufie. Rozorane dno sugerowało, że wrak na niewiele się już zda. Może dlatego nikt nie próbował go wyciągnąć, a jednocześnie stanowił ostrzeżenie.

Podobnym ostrzeżeniem były ciała wiszące przy wejściu do zatoki. Anna Caldwell i Speke ostrzegali, by nie zadzierać z piratami z Harlen. Nie bez zdziwienia Vera dostrzegła, że obok dwóch swoich zdobyczy wisi kolejna. Napuchłe, poczerniałe ciało nie pozwoliło się rozpoznać.

Nad Harlen opadła mgła, zwiastując chłodny wieczór.

- Niedługo będziemy mieć tu promenadę. - Mruknął Corin, licząc kolejne punkty handlowe, które rosły na wybrzeżu jak grzyby po deszczu. Nowe budynki, wyglądające, jakby były na szybko klecone z desek, wydawały się budowane odrobinę bezmyślnie. Każdy kupiec chciał mieć swój punkt jak najszybciej, by móc cieszyć się zyskami z ciężko zrabowanych dóbr!

W porcie stało kilka statków, lecz bez problemu znalazło się miejsce również dla o wiele większej od nich Siostry. Ci, którzy byli w stanie, zeszli z pokładu, uprzednio sprawdziwszy zawartość skrzyń zrabowanych ze statku Kompanii - głównie suszone jedzenie i trochę ceramicznej zastawy stołowej, malowanej w fantazyjne kwiaty - po czym skierowali się do Silasa.

Jak to zwykle bywało - u Silasa panowała niezmącona niczym zabawa. Na widok grupy Very podniosło się kilka wesołych głosów, jak również kufli, ciesząc się z widoku kolejnej załogi, która wróciła... w tym przypadku nie w jednym kawałku. Szybkie wyjaśnienia dały reszcie pewien obraz tego, co mogło wydarzyć się w Everam, bo choć znali część opowieści przywiezionej przez Aspę, atak był nowością, o której każdy chciał słuchać.

- Nie było co zbierać! - Opowiadał Osmar. Wokół krasnoluda zebrała się spora grupka, ale nie narzekał, bo dzięki temu jego kufel był zawsze pełen. - Żeśmy wzięli nogi za pas i spierdolili, to znaczy, kto jeszcze mógł. A po drodze tutaj jeszcze żeśmy zebrali elfa! Czarny jak węgielek! - Zdradził się krasnolud. - Ponoć te czarne skurwysyny atakują statki na naszych wodach, nie patrzą, do kogo należą. Trzba uważać.

- To może dlatego Dłoń Sulona spóźnia te parę dni? - Zauważył ktoś.

Labrus odstawił na stół kufel ze zbyt dużą mocną. Denko pękło, a trunek zaczął lać się po blacie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

365
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie było słów, którymi potrafiłaby opisać ulgę na widok Harlen, zatopionej w ciepłych blaskach zachodzącego słońca, zamiast w płomieniach, jakich się spodziewała. Nie zastali pozostałości po walkach, opustoszałych trucheł budynków i dogasających pożarów. Wszystko było w porządku, przynajmniej tutaj. Istniały dwa miejsca na świecie, jakich utrata bolałaby Verę najmocniej: pierwszym było właśnie Harlen, drugim - o ile można było ją nazwać miejscem - Siódma Siostra. Dopóki te dwie stałe w jej życiu wciąż jeszcze w nim były, była w stanie jakoś radzić sobie z pasmem niepowodzeń. Chociaż czy to faktycznie było pasmo niepowodzeń? Raczej wznosili się i opadali, jak miotany sztormem statek na otwartym morzu. Im wyżej podnosili się ku górze, tym boleśniejszy był później upadek.
Na widok rozrastającego się portu, Umberto uśmiechnęła się lekko, a z jej ramion spadł ogromny ciężar. Dopiero teraz do niej dotarło, jak bardzo obawiała się tego, co tu zastanie. Może przez to nie była w stanie rozluźnić się ani na moment, odkąd uciekli spod Everam. Choć ostatnie dwa tygodnie udowodniły jej, że nie może pozwalać sobie na nieostrożność i beztroskę, wciąż jak widać niepotrzebnie do tego stopnia martwiła się, że sprzedane zostało wszystko - nie tylko oni, ale też ich mały azyl. Mruknęła coś twierdzącego w odpowiedzi na słowa Yetta, nie odrywając wzroku od zarysu skalnych wzniesień za portową osadą, zupełnie ignorując też dodatkowe ciało, które zawisło obok jej ofiar.
Opuszczając Siostrę, ubrała się lepiej, jak zawsze, gdy schodziła na ląd, choć w tej chwili robiła to tylko po to, by poprawić swoje podłe samopoczucie. Upewniła się jeszcze tylko, że krata do celi z więźniem jest zamknięta i upomniała załogantów, żeby nie zbliżać się do niego w pojedynkę - nikt miał tego nie robić, nawet Ignhys, a może szczególnie Ignhys. Nie widziała jednak powodu, by ustawiać przy nim warty. Jeśli jakimś cudem wydostanie się ze swojego więzienia, zauważą go wartownicy na głównym pokładzie, bo nie było innej drogi zejścia ze statku, niż górą. Tym, czy będzie miał co jeść lub pić, zajmować się już mieli ci, którzy uparli się, by zachować go przy życiu.

Nastrój w tawernie Silasa był balsamem dla duszy i podejrzewała, że nie tylko dla niej. Gdy usiadła i zacisnęła ozdobione pierścionkami palce na kuflu, kolejny bliżej nieokreślony ciężar spadł jej z ramion. Duszkiem wypiła chyba połowę, zanim odetchnęła głęboko i rozejrzała się, by zorientować się, kto tu jest, a kogo brakuje. Nie przeszkadzała Osmarowi w snuciu opowieści; zawsze to robił, załoganci z innych statków wydawali się tylko czekać, aż krasnolud zacznie swoją efektowną paplaninę, od momentu, w którym wkraczał do karczmy.
Roztrzaskujący się kufel obok niej sprawił, że drgnęła, a potem szybko odsunęła się, by nie zostać zalana klejącym się trunkiem. Uniosła wzrok na Labrusa i dopiero wtedy dotarło do niej, co usłyszała, zdając sobie sprawę z faktu, że wcześniej była nieco nieobecna. Wyprostowała się i zawołała Silasa, albo którąś z karczemnych dziewek, by przyszli do nich ze ścierką.
- Spóźnia się? A co, ktoś był z nimi umówiony? Nie zawsze da się wyliczyć wszystko co do dnia - stwierdziła, trochę po to, by uspokoić lekarza. Nie wiedziała, że ma tyle siły w rękach. Jeśli jednak Dłoń Sulona padła ofiarą mrocznych elfów, to mogło nie być co zbierać. - Może natknęli się na twoją starą, Shiay, i muszą opłynąć ją dookoła. To zajmie im co najmniej kilka dni.
Wystarczyło im już stresów, Viridisowi również.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

366
POST BARDA
Nie wszyscy potrafili cieszyć się z rubasznej atmosfery tawerny Silasa. Ci, którzy słuchali opowiadań krasnoluda, otoczyli go wianuszkiem, inni zajmowali się swoimi sprawami. Kilku nowych na Harlen, w tym Samael, stało pod wiszącym truchłem syreny i zadzierało głowy, podziwiając okaz. Paru znalazło sobie partnerki do tańca i wywijało między stolikami do dźwięków muzyki granej przez nieznanego Verze skrzypka. Wśród dziewcząt obracanych w tańcu znalazły się Raylene i Echo. Dziewczęta najwyraźniej zostały na wyspie od czasu spotkania z Ilitharem.

Bawić się nie potrafił również Labrus.

- Bogom dziękuję, iż mimo obracania się w takim towarzystwie - zaczął lekarz, jednocześnie obrażając wszystkich zebranych, którzy zgodnie rechotali na przytyk Very, - zachowałem na tyle kultury, by nie kpić z możliwej tragedii. Będę pamiętał o twoim zachowaniu kolejny raz, gdy przyjdziesz do mnie prosić o poskładanie Corina. - Syknął w stronę pani kapitan, odłożył resztki kubka i wstał, by wymaszerować z tawerny.

- Sulonie, a jego co ugryzło? - Zastanowił się na głos Eldar. Uzdrowiciele poskładali go do kupy, ale choć był osłabiony, znalazł na tyle siły, by towarzyszyć załogantom Siostry w podróży do tawerny. - Przecież masz rację, kapitanie, na morzu nie sposób umawiać się na konkretny dzień...

- Powiem wam, panowie, że jakby ich te czarne dziwolągi złapały, to nawet deseczka z Dłoni Sulona nie zostanie! - Powiedział Osmar, gdy lekarz opuścił już przybytek. - No, ale my to żeśmy bitwę tylko z jednym takim chujem toczyli. I ja wam mówię, takie to paskudne, mordę taką jakby psią ma, a ślepia czerwone jak u królika! - Zmyślał, ale rozdziawione usta młodszych piratów sugerowały, że właśnie coś takiego chcieli usłyszeć. Dobra historia zawsze musiała być podkolorowana. - I pazury! Co nie, kapitanie? Pazury jak te, jak jakie jaszczury z Urk-hun. Te, Eldar! Pokaż jak cię dziabnął! To znaczy, zanim mu kapitan je ujebała przy samej dupie!

- Co? - Elf początkowo nie zrozumiał, do czego namawia go Osmar. Po chwili załapał jednak jego intrygę i rozpiął górne guziki koszuli, by pokazać ciągnącą się przez klatkę piersiową ranę, ładnie zabliźnioną przez uzdrowicieli.

- Widzita?! Tak go ten pytong pomarszczony dziabnął! - Osmar podniósł głos, by podkreślić wagę bitwy, jaką stoczyli z Sovranem. - Ale, hehe, żeśmy go potem wzięli w obroty i siedzi w ładowni, grzeczny jak wystraszona panienka.

- Panie Osmarze, my chcemy go zoabczyć! - Wyrwał się jeden z młodych.

- Pewnie w ogóle nie istnieje! Za dużo rumu, panie Osmarze!

- Jak babcię kocham, mamy czarnego w ładowni! Ja wam może lepiej powiem, jak kapitan Umberto go utemperowała, hehe! Żeśmy tylko słyszeli, bo zamknęła drzwi, ale piszczał jakby mu co najmniej wora chciała ukręcić! Tak było, Vera?

Sytuacja była do przewidzenia. Coraz bardziej wesoły krasnolud podsycał zainteresowanie gawiedzi, która w końcu zarzęła żądać dowodów. Siostra miała jednak swoje rozkazy i Sovran miał zostać pod pokładem, a odwrócenie uwagi seksualnością było zawsze dobrym pomysłem.

- A tamtą tam o, to żeście dla Silasa przywioźli? - Verę łokciem trącił inny mężczyzna, a wskazywał na Gustawę, która siedziała przy jednym ze stolików i wyglądała bardzo, bardzo nie na miejscu. - Coby też miał babę?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

367
POST POSTACI
Vera Umberto
- Labrus, daj spokój! - uniosła ręce. - Nie daj się wpędzić w paranoję, jakie są szanse, że akurat ich zaatakowali? Nic im nie jest!
Lekarz jednak wcale nie zamierzał jej słuchać, wolał wstać i wyjść, by nie musieć więcej znosić klimatu panującego w tej karczmie. Vera potrafiła to zrozumieć, ona też czasem miewała go dość. Ale teraz naprawdę nie miała na myśli niczego złego, złośliwego ani będącego nie na miejscu. Jak widać, mieszczańska duma Viridisa nie pozwalała mu pozytywnie reagować na podobne próby rozluźnienia atmosfery. Opuściła ręce, a bransoletki na jej przedramionach zagrzechotały, gdy uderzyła nimi o blat stołu. Miała szczerą nadzieję, że nieświadomie nie skłamała i że Dłoń Sulona wróci na wyspę lada dzień.
Ciężko było jej zaangażować się w historię, jaką opowiadał Osmar. Jakoś w przypadku syren było łatwiej; mogła kazać przyciągnąć truchło do tawerny i stanąć nad nim, jak zdobywczyni. Tutaj się tą zdobywczynią nie czuła. Jej bosman mógł mówić o tym, jak zgnietli pod obcasem wolę mrocznego elfa, ale w rzeczywistości to on zbrukał swoją magią umysł Very Umberto i sprawił, że w panice odczołgiwała się od niego w najodleglejszy kąt celi. Kimże by jednak była, gdyby psuła jego historię i poprawiała ją na taką, która byłaby zgodna z rzeczywistością? Uniosła kufel i napiła się znów, zerkając w kierunku tańczących. Nie pamiętała, kiedy sama ostatnio tańczyła. Jakoś nie była to chyba rozrywka dla niej.
Pokiwała głową, potwierdzając pazury, czerwone oczy i inne odrażające cechy fizyczne mrocznego. Ale słysząc o ukręcaniu wora, nie była już w stanie powstrzymać krótkiego parsknięcia śmiechem. To była technika przesłuchań, z jakiej nigdy nie korzystała. Możliwe, że dużo traciła.
- Istnieje - potwierdziła. - Ale nie zgodzę się na sprowadzanie go na Harlen. To za duże ryzyko. Jest magiem, nie wiem czy nie ma jakiegoś magicznego sposobu na przekazanie innym takim jak on tego, gdzie się znajduje. Może za dnia, kiedy nie będzie mógł zobaczyć gwiazd. Może od słońca oślepnie, cholera go wie.
Przeniosła wzrok na Gustawę. Biedna, przeżywała teraz pewnie oburzenie dziesięciolecia. W rezydencji pod Everam przynajmniej część rzeczy działa się na jej warunkach; tutaj była wrzucona na głęboką wodę i zupełnie nic nie zależało od niej. Vera nie czuła się w obowiązku, żeby pomagać się jej zaaklimatyzować.
- To gospodyni Aspy. Niech on zadecyduje co z nią zrobić - odpowiedziała na rzucone pytanie. - Na pewno nie zabieram jej z powrotem na Siostrę. Za bardzo nam Tripa przy gotowaniu przetyrała.
Zerknęła przez ramię na drzwi na zaplecze, gdzie przedtem miały miejsce dotyczące Kompanii ustalenia. Odkąd zostały podjęte w związku z tym konkretne decyzje, wszystko posypało się jak domek z kart. Opuściła wzrok na powierzchnię alkoholu w kuflu, która była już rozczarowująco blisko jego dna.
- Dobrze widzieć, że na Harlen wszystko jest w porządku. Nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, płynąc tutaj. Sprzedali naszą lokalizację tam, mogli sprzedać też tę tutaj.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

368
POST BARDA
To, czy opowieści Osmara bliskie były prawdzie, miało najmniejsze znaczenie. O wiele ważniejszy był styl, w jaki przedstawiał to krasnolud, oraz zwroty akcji. Okraszenie przygód Siódmej Siostry walorami pani kapitan było jak wisienka na torcie.

- Już macie go tutaj, na Harlen! Nie pochwalicie się? - Próbował przekonywać młody Shiay, nie obrażając się wcale za żart o jego starej. - Może ładnie wyglądałby obok syreny? Albo u wejścia do zatoki?

- E, a ten nowy chujek, co tam wisi, to kto? - Dopytał bosman.

- Przypłynął ostatnio z Aspą, mówił, że kupiec. Szybko wyszło, że zbiera wywiad, cholera wie, dla kogo, za dużo pytań zadawał. To żeśmy go powiesili, coby wszyscy wiedzieli, że tu sami uczciwi ludzie żyją! - Tłum zawtórował mu okrzykami i uniesienem kufli w wesołym toaście. Ten, który zginął w taki kiepski sposób, albo rzeczywiście był winny, albo miał bardzo dużego pecha. Jakkolwiek było, nie skończył dobrze. Piraci za nic mieli szacunek do ludzkiego życia. - Dbamy o naszych!

Gustawa wyglądała na kogoś, kto nie za bardzo wie, jak się zachować, tym bardziej, gdy zagadywali do niej podobni wiekiem piraci. Jeden z mężczyzn, dość niski i przysadzisty, ale z zacnymi bokobrodami, bardzo starał się wyciągnąć ją do tańca i nawet wydawało się, że jest bliski sukcesu.

- A, wygląda na taką, coby rozstawiała po kątach! Stary Hawold nie wie, za co się bierze! - Zaśmiał się któryś. - Ale żeście się spóźnili, kapitan Rrgus wypłynął parę dni temu w stronę Archipelagu. Mówili, że nie wiedzą, kiedy wrócą. - Dodał, by nie było wątpliwości. - Jeśli masz z nim jakieś interesy, to teraz wszystkie listy i takie tam zostawiamy u Silasa.

- Kapitanie!! - To Olena i Gerda odważyły się zawołać Verę. Wraz ze wzrostem alkoholu we krwi wróciły im też nastroje. - Ten elf! My takie widziałyśmy w Ujściu! Wtedy, co powiedziałaś, że to bajki! - Przypomniały, jakby za punkt honoru uznały wytknięcie Verze błędu. - I jeździli na wielkich pająkach!!

- Wam, dziewczynki, to już dość, co? - Zaśmiał się Osmar.

Zwracając uwagę na Olenę i Gerdę, Vera mogła dostrzec, jak za ich plecami przemyka Ighnys. Ostrzyżony i ubrany w zwykłe, marynarskie ubrania, nie rzucał się w oczy tak, jak wcześniej, gdy Vera spotkała go po raz pierwszy. Mag dopchnął się do baru, uniósł cztery palce, a otrzymawszy kufle, złapał je wszystkie i skierował się prosto do wyjścia. Czarodziej z pewnością coś knuł i do tego miał wspólników!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

369
POST POSTACI
Vera Umberto
Postanowiła zignorować prośby Shiaya, dochodząc do wniosku, że jak przyjdzie czas na powieszenie mrocznego na wlocie to zatoki, to z pewnością tam wyląduje. Kolejne ciało jako ostrzeżenie dla tych, którzy próbowaliby wpłynąć na Harlen i wykorzystać wyspę do własnych celów, tak jak zrobił to chociażby Speke. Skinęła głową aprobująco.
- Dobrze. Teraz trzeba być ostrożnym. Cholera wie, gdzie Kompania zapuściła macki - mruknęła.
Ponownie skupiła się na adorowanej Gustawie. Skoro Aspa zamierzał nie wracać póki co na wyspę, jego gospodynię też trzeba było w takim razie zostawić u Silasa, tak jak listy i wszystko, co chciało się kapitanowi przekazać. Była jednak przekonana, że Gustawa świetnie sobie poradzi z zorganizowaniem sobie zarówno noclegu, jak i wszystkiego, co tylko chciała. Z jej siłą charakteru i niezawodną bronią w postaci niepowstrzymanego, kobiecego płaczu mogła osiągnąć wszystko.
Gdy dziewczyny wspomniały o elfie w Ujściu, przez chwilę nie wiedziała do końca, o czym mówią. Dopiero po chwili przypomniało się jej, że faktycznie o czymś takim wspominały, ale zignorowała wówczas ich opowieści, mając inne, ważniejsze sprawy na głowie. Nie potraktowała ich zresztą poważnie, bo kto normalny uwierzyłby w elfa, jeżdżącego na wielkim pająku? Teraz dochodziła do wniosku, że skoro mroczne ujeżdżały owe tajemnicze lewiatany, mogły równie dobrze osiodłać coś takiego.
- Mroczny w Ujściu...? - powtórzyła, marszcząc brwi. - Więc znalazły też drogę dalej na północ?
Nie podobało się jej to. Na północy miał być spokój, zmrożony na stałe przez chłód i zasypany śniegiem. Ale skoro w Ujściu dziewczyny widziały mrocznego elfa w mieście - nie w jakimś odludnym lesie, czy innej jaskini - to czy to znaczyło, że ucieczka przed nimi na drugą stronę kontynentu niczego im nie da? Westchnęła ciężko. Poczeka, aż załoga zaprezentuje jej trzy wybrane kierunki, tak, jak pozwoliła im zrobić; wtedy będzie zastanawiać się, co dalej. Będzie trzeba spotkać się z oficerami, omówić jakiś w miarę sensowny plan działania. Ale to nie dziś, dziś wszyscy potrzebowali odpocząć, odreagować. Uniosła dłonie w pokojowym geście.
- Zwracam honor - odparła dziewczynom. - Miałyście rację.
Widząc Ignhysa przemykającego za tłumem, a potem zamawiającego cztery kufle, Vera po chwili namysłu podniosła się i przeszła do drzwi, by zaczepić maga, zanim uda mu się uciec z karczmy. Coś kombinował, a ona wolała mieć pewność, że jego bliżej nieokreślone plany nie dotyczą jej więźnia.
- Ignhys? - zagadnęła go, opierając dłonie na biodrach. Opuściła wzrok na trzymane przez niego trunki. - Nie chcesz zostać tu z nami? Komu niesiesz te kufle? - uniosła wzrok z powrotem na jego przystojną twarz. Wciąż nie mogła się do tego przyzwyczaić. - Nie miej mi za złe mojego wybuchu, tego z rana. Ten mroczny jest niebezpieczny. Nie chcę ryzykować.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

370
POST BARDA
- Możliwe, że był od nich. Za dużo wiedział. - Zgodził się rozmówca Very. - Sprawdzamy teraz dwa razy bardziej. Wiesz, Kapitanie, oni już chyba wiedzą, że z nami nie ma co. My się nie pierdolimy w tańcu.

Shiay straszył, a pozostali piraci tylko mu przyklaskiwali. Zbytnia pewność siebie zgubiła już niejednego, ale czy tawerna Silasa nie istniała po to, by podbudowywać morale?

Gustawa w końcu uległa urokowi pirata i gdy tylko wyszła na środek, nie było wątpliwości, że parkiet będzie należał do niej. Choć z nadwagą, ruszała się zwinnie jak lisiczka lawirując między stiolikami w ramionach Hawolda. Nawet Gerda i Olena zapatrzyły się na gosposię. Czy w głowie tej drugiej pojawił się podobny obraz, ale głównym aktorami była ona sama i Pan Yett? Corin wyszedł jakiś czas wcześniej razem z Ashtonem, przewietrzyć się, jak sam uznał. Zresztą, z jego nadszarpniętą fizycznością nie było mowy o tańcu. Z drugiej strony, Labrus już nie patrzył.

- To na pewno byli oni, Kapitanie. - Potwierdziła Gerda. - Może trzeba spytać tego czarnego? Weswald mówił, że jest straszny...że jak patrzy na ciebie to czujesz to tak, jakbyś już nigdy, nigdy przenigdy nie miała być szczęśliwa! - Nie musiała przekolorowywać, zebrani i tak słuchali.

- Dzięki, kapitanie. - Olena uśmiechnęła się do Very, zaraz zwróciła się jednak do pozostałych: - Hej, widzieliście Tripa?

Poszukiwanie kawalera dla Gerdy stało się rozmową kolejnych minut, gdy kuk wydał się najlepszym wyborem, lecz Vera zainteresowała się magiem, który w tłumie ćwiczył swoje umiejętności skradania się. Wydawał się zaskoczony, gdy kapitan zastąpiła mu drogę.

- Nie chcę! - Mag przyjął od razu postawę defensywną, cofnął się nawet o kroczek, a z jego kufli polał się trunek, spływając po palcach elfa i kapiąc na podłogę. Delikatniejszy ton wybił go z rytmu. - Niosę dla niego, Vero Umberto. I tamtych. - Opisał, a Vera mogła się domyślić, że chodzi o strażników na łajbie. Było ich jednak więcej, niż trzech, ale mag i tak ledwie niósł cztery naczynia. - Czy ty jesteś niebezpieczna, Vero Umberto? Jesteś. Czy zajmujesz miejsce w celi, obok niego? Nie. Dlaczego on ma tam zostać, a ty możesz być tu? Pokazał ci, co masz w środku. Mi też pokazał. On tego nie tworzy, Vero Umberto. Tylko wyciąga.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

371
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera przestała już zastanawiać się, czy Olena wciąż cierpi na złamane przez Corina serce. Miała teraz zbyt wiele poważniejszych problemów na głowie, by zaprzątało jej to myśli. Całkiem możliwe, że częściowo podzielały zresztą z Oleną emocje, biorąc pod uwagę, że do Yetta nie było wolno się teraz nawet mocniej przytulić. Co Verze było po takim kochanku? Może i taniec nie był dla niej, ale też obserwowała wywijańce Gustawy z własnymi przemyśleniami w głowie. Minął z miesiąc, odkąd z Corinem zdecydowali się na coś więcej, a na palcach jednej ręki mogła policzyć chwile, które mieli tylko dla siebie, za zamkniętymi drzwiami kajuty. Prawdę mówiąc, mogła się tego spodziewać. Jej problemy były ich wspólnymi problemami, na dobrą sprawę nie było jej dane się od nich oderwać nawet w jego ramionach.
- Tak - zgodziła się ze słowami Gerdy, nieco nieobecna. - Tak właśnie jest. I może ma rację. Może nigdy już nie będę.
Buntownicza postawa Ignhysa nie zdziwiła jej, ale nie powstrzymało jej to przed niepochlebnym wykrzywieniem ust, gdy usłyszała, dokąd elf zamierzał zanieść te cztery kufle, z których część zawartości już powylewał.
- Nie. On mi nie pokazał, co mam w środku. Mam w środku wiele więcej, niż to, co postanowił wyciągnąć na wierzch. A to, co zobaczyłam... to były moje największe obawy. Obiecywał w wizjach utratę tego, co dla mnie najważniejsze. Widziałam, jak umierają moi ludzie, jak płonie Qerel, Harlen. Znalazł to, co cenię najbardziej i obrócił to przeciwko mnie, więc o czym ty mówisz, że tego nie stworzył? Mówił, że to się spełni, wkrótce. Ignhys, on nie będzie twoim przyjacielem - westchnęła ciężko. - On nie życzy nikomu dobrze. Chce zobaczyć świat w ogniu, tak jak reszta jemu podobnych. Dlaczego mnie do niego porównujesz i chcesz mnie zamknąć w celi? Czy ja planuję spalić cały świat?
Przez chwilę milczała, wpatrując się w jego jasne, permanentnie nieprzytomne oczy, ale w końcu zrezygnowała i zrobiła krok w bok, odblokowując mu wyjście z karczmy. Nie będzie go przecież trzymała tu siłą, a jej argumenty i tak do niego nie przemówią.
- Nie chciał wina ode mnie, to może grogu od ciebie się napije - gestem dłoni wskazała drzwi, przez które ktoś właśnie wychodził. - Ale będziesz pić ze zwiastunem śmierci. Jak nie mojej, naszej, to wielu innych.
Pozwoliła mu odejść, jeśli nadal tego chciał, odprowadzając go tylko spojrzeniem w noc.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

372
POST BARDA
Piraci zajęli się parowaniem Gerdy i Tripa, choć kuk siedział w pewnym oddaleniu i zajmował się swoimi sprawami. Wkrótce jego buzia stała się czerwona już nie tylko przez alkohol. Zebrani starali się nie zwracać zbytniej uwagi na mroczne słowa Very. Nikt nie powinien psuć nastroju zabawy u Silasa. Czy nie była to pierwsza zasada tego przybytku? Smutki i konflikty miały pozostać na zewnątrz.

Ighnys gotowy był pogwałcić to przykazanie i stanąć z Verą w szranki.

- Powinnaś to użyć, Vero Umberto. Powinnaś stać się silniejsza, wiedząc, co może cię skrzywdzić. - Pouczył ją mag. Zakołysał się, a większa ilość trunku oblała jego dłonie. - A czy ty nie chciałaś zobaczyć świata w ogniu?

Z pytaniem Ighnys pozostawił Verę.

**

Poranek przyszedł niespodziewanie, niosąc ze sobą ciepło nagiego ciała leżącego obok Very, suchość w ustach i znajomy widok kapitańskiej kajuty. To, co działo się u Silasa, miało zostać historią - Umberto pamiętała Tripa tańczącego z Gerdą, wino, piratów, którzy nawet ją chcieli wyrwać do tańca, grog, uśmiech Corina, a nawet wesołe oklaski i wiwaty, choć nie mogła sobie przypomnieć, na jaką cześć. Wspomnienia wirowały, ale wydawało się, że był to dobry wieczór, zakończony zakazanym owocem w kajucie.

Corin spał i nie wydawało się, by szybko zebrał się z łóżka, bo gdy tylko zniknęła obecność Very, obrócił się na bok, plecami do świata. Oficer potrzebował swojego odpoczynku.

Na górnym pokładzie trwały targi - pozostałości załogi zebrały się, by dyskutować w świetle dnia o przyszłości.

- Zatoka Heliar! Tam musi być duży ruch statków!

- I dużo straży przybrzeżnej!

- To może jednak Archipelag? Tam najłatwiej o towar.

- Kapitan wyklucza wyłącznie Archipelag! - Ponad dyskusje przedarł się głos Osmara, który prowadził cały wiec.

- To może Grenefod? Złupimy całe miasto? Samael mówił, że może się opłacić.

- Albo zapolujmy znów przy Ujściu!

- Taaaa! Ujście to dobry kierunek!

- Uj-ście! Uj-ście! Uj-ście!

- Chuj-ście! - Zanegował Osmar.

Kiedy oczy Very przyzwyczaiły się już do światła i kształty straciły swoją poświatę, kapitan mogła dostrzec dodatkowy statek, który nad ranem musiał zawinąć do portu. Dłoń Sulona stała ledwie parę metrów dalej, a o jej reling opierał się Hewelion. Uniósł dłoń, pozdrawiając Verę, uśmiechnął się, w przeciwnieństwie do Labrusa, który stał przy jego prawicy. Skrzyżowane na piersi ręce i kwaśna mina mogły sugerować, że skacząca po barierce małpka, za którą wzrokiem podążał, była ciekawsza niż to, co działo się na Siostrze.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

373
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie spodziewała się obudzić w takich warunkach. Przebiegając myślami po mglistych od pewnego momentu wspomnieniach wczorajszego wieczoru, z bólem serca orientowała się, że po raz kolejny nie pamiętała dokładnie powrotu na statek. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie pamiętała jak wylądowała z Yettem w łóżku. Chciała pamiętać! Stęskniona, chciała nacieszyć się wreszcie tą chwila, a nie wpaść w nią nieprzytomnie po zalaniu się alkoholem u Silasa. Westchnęła ciężko i choć na kilka minut wtuliła się jeszcze w leżące obok niej, ciepłe ciało, by dopiero na dźwięk dobiegających z pokładu przekrzykiwań zmusić się do wysunięcia się z jego objęć i pozwolić mu obrócić się w drugą stronę. Przynajmniej wiedziała, że obchodzenie się z nim jak z jajkiem nieoficjalnie dobiegło końca.
Oporządziła się i ubrała, dochodząc do wniosku, że potrzebowała porządnej kąpieli. Może teraz, dopóki byli na wyspie, każe przynieść sobie do kajuty małą balię i w końcu doprosi się tego mycia pleców, które narosło już do rangi ogólnoświatowej legendy. Zapinając zdobione guziki jedwabnej koszuli, Vera wpatrywała się w oddychającego spokojnie Corina. W chwilach takich, jak ta, prawie mogła zapomnieć o tym, jak bardzo mieli przerąbane. Zatknęła kapelusz na czubek głowy i wyszła z kajuty, by zorientować się, co dzieje się na pokładzie.
Początkowo nie przeszkadzała załogantom w przekrzykiwaniu się i kłóceniu o to, które morze będzie teraz dla nich najlepszym miejscem do pokręcenia się przez jakiś czas. Mieli zaprezentować swojej kapitan trzy propozycje, tymczasem nie potrafili wybrać nawet choćby i tylu. Pokręciła głową z niesmakiem. Chcieli mieć więcej do powiedzenia w podejmowanych decyzjach, przypomniały się jej słowa Ashtona.
- Mhm - mruknęła z powątpiewaniem pod nosem do własnych myśli. Wciąż była rozczarowana i zawiedziona ich podejściem i założeniem, że wszystko, co poszło ostatnimi czasy nie tak, jest jej winą. Może dlatego też nie podchodziła do załogi, tylko oparła się o reling przy samych kwaterach kapitańskich i to spoglądała na nich, to rozglądała się wokół. Ciekawe, ile podobnych sytuacji mieli już za sobą, tylko Osmar w przeciwieństwie do Ashtona miał wystarczająco dużo oleju w głowie, by jej o tym nie mówić.
Dobrze było widzieć Dłoń Sulona w porcie. Wciąż nie rozumiała, dlaczego Labrus się na nią wczoraj obraził; próbowała przecież tylko go uspokoić, rozluźnić atmosferę, powstrzymać go przed zachowaniem się właśnie tak, jak się zachował. Odmachała do Heweliona, ciesząc się, że jednak ich statek nie poszedł w drzazgi po spotkaniu z mrocznymi. Po kliku minutach obserwowania tego, jak poranne słońce rozbija się na masztach Siódmej Siostry (jednak się za nią stęskniła przez te dwa tygodnie tkwienia na lądzie), odepchnęła się od barierki i ruszyła w kierunku trapu prowadzącego na pomost. Po drodze zaczepiła Osmara, na moment wyciągając go z zamieszania.
- Macie czas do południa. Wtedy chcę się spotkać z tobą, Iriną i Corinem w kwaterach oficerskich. Musimy omówić plan działania na następne dni - poinformowała go. - A może i tygodnie. Tak czy inaczej, ja przed południem wrócę.
Zeszła na ląd, kierując się w stronę starych i nowych punktów handlowych. Musiała wiedzieć, na jak długi rejs mogli się zaopatrzyć z tą resztką złota, jaką mieli. Pomyślała też, że miło byłoby zjeść świeży chleb, w ramach reminiscencji śniadań w rezydencji Aspy. Tamtejsza kuchnia zdążyła rozpieścić jej podniebienie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

374
POST BARDA
Po alkoholu puszczały wszelkie hamulce i znikał zdrowy rozsądek. Jeśli do czegoś doszło, to tylko dlatego, że zarówno Vera, jak i Corin, nie przejmowali się obrażeniami i nakazami, które zostawił im Labrus. Czas miał pokazać, czy był to dobry wybór. Pewnym było jedynie to, że Yett chciał skorzystać z chwili spokoju w kajucie, bo choć miał dość czasu na sen w Everam, tutaj, w objęciach swojej kapitan, mógł prawdziwie się odprężyć.

Na kąpiel również musiał przyjść czas. Vera nie miałaby serca, gdyby prosiła swoich załogantów o przygotowanie balii, gdy część z pewnością jeszcze odsypiała, za to inni dyskutowali o kierunku, który powinna obrać Siostra. Kiedy zobaczyli Umberto, nieco się uspokoili w swoich krzykach, ale gdy tylko kapitan zniknęła z pola widzenia, porzucając taktyczną pozycję przy relingu, wrzask rozpoczął się na nowo. Załoganci mieli wiele do powiedzenia, ale zbyt mało chęci do osiągnięcia konsensusu. Było ich niewielu. Co musiało się dziać, gdy statek był w pełni obsadzony?

Hewelion i Labrus wydawali się czerpać rozrywkę z tego, co działo się na Siostrze.

- Właśnie wracamy z Ujścia! - Podniósł głos Hewelion, by słyszeli go załoganci Very. Gdy przyłożył dłonie po obu stronach ust, jego głos niósł się wystarczająco. - Musieliśmy zmienić trasę, na głównych szlakach jest zbyt dużo marynarki! Nie płyńcie tam!

- Słyszycie?! Nie wracamy do Chujścia! - Denerwował się Osmar, który dał się ponieść emocjom tłumów i sam gotów był się kłócić, choć przecież miał być rozjemcą w tym konflikcie. - Niczego już tam dla nas nie ma!

Vera mogła się z nim zgodzić. Z drugiej storny kusiły figurki Jacoliniego, w których gustował Levant, kontakty, które mogły ją do niego doprowadzić... Ale czy naprawdę dalej chciała w to brnąć? I czy chciała znów widzieć resztki placu budowy, na których życie straciło tylu piratów? Ujścia było miejscem kaźni Erinela i wielu innych towarzyszy broni. Tylko widok zwiniętych żagli działał kojąco.

Osmar przyjął jej rozkaz do wiadomości, ale nie zawracał jej dłużej głowy. Na dsyksuje przyjdzie jeszcze czas, gdy spotkają się w południe.

Na lądzie panowało zamieszanie przy trapie Dłoni Sulona - na brzeg wywleczono stworzenie, które Hewelionowi udało się upolować w drodze na Harlen. Dziwaczna bryła żółwia większego, niż dwuosiowy kryty wóz, odcinała się czernią od jasnego piasku, a zainteresowani otoczyli cielsko, przyglądając się potworowi. Stworzenie pozostawało nieruchome, zapewne dzięki grubym linom, które oplatały jego ciało.
Spoiler:
Punktów handlowych przybyło. Najbliższa budka doglądana była przez młodego mężczyznę z jasnymi włosami i niedbałymi zarostem, który ustawiał na blacie dobra: drobiazgi przydatne piratom, takie jak ostrza, haki i inne metalowe przedmioty. Tylko małą część zahamowało to, co mogłoby się przydać kobiecie, od grzebieni na drobnej biżuterii kończąc. Tam zaciągnęły ją jednak zapachy pieczywa.

- Pani kapitan! - Ucieszył się. Sława Very przeganiała jej kroki. - Dobrze panią widzieć, ma pani ochotę na bułeczkę? Ostatnia dla pani. - Mężczyzna sięgnął pod ladę, by wyciągnąć owiniętą w papier drożdżówkę bogato obsypaną cukrem. - Na koszt mojego pracodawcy, pana Ildeborksa. Polecamy się do przyszłych handli!

Choć była to tylko akcja reklamowa, Vera uzyskała niezbyt miękki, choć wciąż zjadliwy wypiek.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

375
POST POSTACI
Vera Umberto
Oczywiście, że poszła zaspokoić swoją ciekawość i przyjrzeć się złowionemu stworzeniu. Przeszła pomiędzy zebranymi przy nim żeglarzami i pochyliła się, z zaciekawieniem spoglądając dziwnemu żółwiowi w oczy. Wielka, kolczasta skorupa musiała utrudniać zabicie go, bo wątpiła, by przebiły się przez nią zwykłe harpuny. Chociaż czy on właściwie był już martwy, czy jeszcze żył? Tak czy inaczej, całkiem imponująca zdobycz. Nie poświęciła mu jednak tyle swojej uwagi, co pozostali piraci, miała bowiem swoje plany do zrealizowania - czyli próby zdobycia świeżego chleba.
Stanowisko nieopodal przyciągnęło ją nie tylko zapachem pieczywa, ale też srebrem i złotem błyszczącym w porannym słońcu. Istniały rzeczy, którym nie potrafiła się oprzeć i jedną z nich zdecydowanie była biżuteria, nawet jeśli wolała rabowanie jej od wydawania na nią ciężko zarobionych pieniędzy (czyli tych, które dostała za inne zrabowane dobra). Nie przeszkadzało jej to jednak w przyglądaniu się wystawce. Gdyby żyła jak pani Levant i miała kogoś, kto kupowałby jej suknie i inne drogie prezenty, nietrudno - choć też nieszczególnie tanio - byłoby ją zadowolić.
Uniosła wzrok na blondyna w momencie, gdy wyciągnął słodką bułkę spod lady, a kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Pieczywo nie pierwszej świeżości, ale zawsze to coś.
- Dzięki - przyjęła prezent, ważąc go w dłoni. - Gdzie sprzedajecie? Jaki bierzecie procent i w której walucie wypłacacie?
Wciąż jeszcze nie wybrali sobie tutaj żadnego partnera handlowego, więc ten mógł być równie dobry, jak każdy inny. Może przez fakt, że jego budka była nowa, nie cenił się jeszcze tak wysoko, jak pozostali. A może naprawdę nie miało to żadnego znaczenia. Tak czy inaczej, póki co Umberto była dobre kilka rabunków w plecy, żeby w ogóle wyjść na czysto z tymi, którzy uratowali im życia. Swoją drogą, zastanawiała się, gdzie podziewał się Samael. Był tu pierwszy raz, ciekawa była jego opinii.
- Właściwie to szukam świeżego pieczywa - przyznała. - Czy ktoś na tej wyspie cokolwiek piecze? Wy jesteście na miejscu, ja z doskoku, więc pewnie lepiej wiecie.
Jedną bułką się z Yettem nie podzieli. Była to pewna zdobycz, ale nie do końca tego szukała.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”