[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

256
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mhm... podziwiam twój optymizm - odparła na słowa Corina. - To wciąż mniej niż połowa tego, na co liczyłam.
Mimo to, przekonanie oficera było miłą odmianą od jej nieuchronnie pikujących w kierunku rezygnacji myśli. Postanowiła skupić się na tym podejściu, nawet jeśli nie należało ono do niej. Może faktycznie ktoś jeszcze zmieni zdanie przez noc. Może zostanie przekonany przez swoją załogę. Może obawa o własną dupę stanie się silniejsza, niż niechęć do działania, którego konsekwencją nie była skrzynia złota. Szkoda tylko, że wciąż nie znalazła nikogo chętnego na Mżawkę. Szkoda było, żeby taki statek zmarnował się gdzieś na płyciźnie Harlen, tak jak skończyła Fretka. W ostateczności mogli zabrać jednostkę Speke'a na Archipelag i tam ją sprzedać.
- Wąż morski - powtórzyła po Echo. Nie umknęło jej uwadze to, że kobieta oparła głowę o ramię Corina. Ewidentnie cieszył się powodzeniem wśród żeńskiej części załogi. Ciekawe, że Vera nie zauważyła tego przedtem. - Czy to nie jest po prostu przerośnięta murena?
Wcześniej trochę zdyskredytowała zasługi Pocałunku Krinn, gdy usłyszała o tym wężu po raz pierwszy. Może niesłusznie. Kto wie, czy wąż nie miał trzydziestu metrów długości i nie owinął się wokół kadłuba statku, miażdżąc go i wciągając pod wodę. To by wyjaśniało jego stan.
- W porządku. Sama też chętnie zobaczę, co takiego złapali. Nawet jeśli zarówno Brun, jak i Herring to wredne chuje, z którymi nie ma o czym rozmawiać - dodała cicho, ale nie kryjąc się szczególnie ze swoją opinią. - Chociaż już proponowali mi, że mogę go poujeżdżać, gdybym się za tym bardzo stęskniła. Grunt to bycie znaną z dobrych powodów, co? Powinnam podziękować temu od pieśni, jak mu tam było? Temu z Białego Kruka.
Uśmiechnęła się krzywo i napiła się, unosząc głowę, gdy usłyszała zawołania Ignhysa. Cokolwiek stary elf chciał powiedzieć, jego syn z pewnością nie chciał tego słuchać, wychodząc - może słusznie - z założenia, że zaraz się skompromituje. Dobrze, że tym razem przynajmniej miał na sobie spodnie. Wciąż trudno było jej uwierzyć Gregorowi, że mag może się realnie przydawać na statku.
- Leobarius mówił, że wezmą go ze sobą, kiedy ruszymy na Kompanię. Podobno nie jest wcale taki... bezużyteczny, jak mógłby się wydawać na pierwszy rzut oka. Mówią, że uratował Białego Kruka przed sztormem i ochronił Harlen przed... nie wiem, wielką falą? Nie dopytywałam dokładnie.
Jej spojrzenie mimowolnie przeniosło się na Ilithara i na nim zawisło na dłużej. Aparycja półelfa była miła dla oka.
- To jego syn, ten który ściąga go z podestu - poinformowała towarzyszy. - ...jakkolwiek może być ciężko w to uwierzyć każdemu, kto ma oczy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

257
POST BARDA


Corin posłał Verze uśmiech. Był dobrej myśli, bo nawet jeśli na końcu werbunku będą tylko cztery załogi, czy to nie dość? Nie mieli pojęcia, jak duży może być posterunek w Everam czy Karlgardzie, ale jeśli nie planowali otwartego ataku, nie potrzebowali więcej. Zebrane załogi mogły wystarczyć, by po cichu odbić więźniów, a resztę spalić do gołej ziemi.

Corin był niebrzydki, w miarę zadbany, łatwo było go lubić. Gdyby mu na tym zależało, bez większego problemu mógłby wyobracać każdą z panien na statku, z Verą włącznie. W pewnym momencie wyciągnął rękę za plecami Echo, zupełnie, jakby chciał ją objąć. Szybko okazało się, że zamiast tego, sięgał po swój kubek, dotąd odstawiony gdzieś z boku, za to wciąż prawie pełen.

Kobiety zaśmiały się na słowa pani kapitan.

- Śpiewali to dzisiaj u Silasa, Kapitanie! - Poinformowała ją Echo, chociaż nie było to dziwne. Pieśń trafiła do pirackiego repertuaru już dawno temu. - Piosenka była przed wami, czy to przez piosenkę...? - Podpita dziewczyna straciła wszelkie hamulce i wprost pytała o związek. Nie mogła mieć pojęcia, że pewne wynania i czyny były sprawą bardzo świeżą. - Nie widziałam, żebyście wcześniej coś.

- Olena ma teraz złamane serce, panie Yett! - Dodała jej siostra.

- A ten grajek to Mikk z Karlgardu. Równy z niego gość, chociaż trochę zadziera nosa. - Dodał Corin, wchodząc w słowo kobietom, bo nie uśmiechało mu się ciągnąć tematu felczerka. - I służy pod Leobariusem, tak jak Ilithar. I Ignhys.

- Oooh... - Raylene ożywiła się, gdy dostrzegła półelfa. Jego załoga wiwatowała, poklepując go po plecach, gdy sprowadził ojca z mównicy. W dłonie jego ostatniego wepchnięto zaraz kubek z alkoholem, mimo to, mag zwiesił smętnie głowę.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

258
POST POSTACI
Vera Umberto
Brwi Very powędrowały wysoko w górę, gdy padło bezpośrednie pytanie o ich świeży związek. W sumie dziewczyny były wyjątkowo otwarte, co prawda w innych kwestiach, ale miało to pewne przełożenie na resztę ich życia. Nie powinno jej to zaskakiwać.
- Piosenka... była przed - wydusiła z siebie po chwili konsternacji. - Ale to nie przez nią. Zresztą, nikt mi nadal nie umył pleców.
Uśmiechnęła się lekko, chociaż ukryła ten uśmiech za kubkiem, znad którego posłała Corinowi znaczące spojrzenie. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo zaraz po tym Umberto wróciła za swoją bezpieczną maskę obojętności. Była przeciwieństwem otwartości, jaką uosabiały Echo i Raylene, a mówienie o takich rzeczach nie przychodziło jej łatwo. Zwłaszcza, gdy Yett siedział przed nią.
- Nie miałam tego na celu - odpowiedziała tylko na wzmiankę o Olenie. Jej złamane serce nie było problemem pani kapitan, bo to nie ona stanowiła obiekt jej westchnień. Corin musiał poradzić sobie z tym sam... o ile w ogóle zamierzał. Wydawał się zadowolony z atencji, jaką obdarowywały go dziewczyny.
- Rozumiem, że wśród wielu rzeczy, które wydarzyły się wczoraj, a których nie pamiętam, przegapiłam też moment, w jakim stało się to oficjalne? - spytała Corina, chcąc w końcu dowiedzieć się na czym stoi.
- Ignhysowi wybudowali domek po drugiej stronie wyspy, a Ilithar nalegał, by mag w nim siedział i nie wychodził. Twierdzi, że tam jest szczęśliwy. Nie brzmi to, jakby Ignhys aktywnie służył na Białym Kruku. Raczej został tu przywieziony i tyle, chociaż teraz Leobarius rozważa zabranie go jednak ze sobą - jej spojrzenie nie odwracało się od dwójki, o której mówiła. - Mam wrażenie, że Ilithar go bardzo tłamsi. Ale może mi się tylko wydawać.
Podniosła się i uniosła rękę, by zawołać maga do ich małego zgromadzenia. Dostał alkohol, może przydałoby mu się chwilowe oderwanie od apodyktycznego syna.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

259
POST BARDA


Corin najpierw delikatnie zbladł, a następnie poczerwieniał po sam koniuszek uszu. Uciekł spojrzeniem gdzieś w bok. Echo i Raylene oparły się na jego ramionach w niemal identycznych gestach i zaśmiały dźwięcznie, na jedną melodię.

- Musisz nadrobić, panie Yett! - Żartowały z Corina, klepiąc go po klatce piersiowej. - To wasze przeznaczenie!

- Taa... - Mruczał oficer pod nosem.

- Kapitanie! I to pani krzyczała, że...

- Raylene! - Zwrócił jej uwagę Corin, wchodząc w słowo i odsuwając ramię z jej strony, jakby za karę. - Nie przypominaj. Kapitan po prostu dużo wypiła i dobrze się czuła. Ale... To fakt. Teraz każdy już wie, do czego doszło. Mówiłaś o... Wężu morskim.

Corin wyglądał na zawstydzonego, ale mimo to zadowolonego, gdy kiepsko krył rozbawienie. Powstrzymywał dziewczyny, najwyraźniej nie chcąc narazić Very na śmieszność po raz kolejny. To, co działo się po pijaku, powinno zostać tajemnicą.

- Zwyzywałaś też Pana Osmara! - Echo wtrąciła swoje trzy grosze.

- Echo! - Raylene pacnęła siostrę, sięgając nad Corinem.

- Ale to prawda!

Afera między dziewczętami zwróciła uwagę marynarzy, jak również Inghysa. Dziesiątki oczu skierowały się w ich stronę. Puszczony mimochodem komentarz na temat tego, że Yett dobrze radzi sobie z kobietami, a wąż jest ciągle zajęty, wywołał kolejną salwę śmiechu.

- Skoro Leobarius go szanuje, może nie jest aż tak dziwaczny, jak się wydaje. - Mruknął Corin, starając się wyplątać spomiędzy ramion sióstr, znów zmieniając temat. Wstał z miejsca, gdy niewykluczonym było, że chce uciec od żarów i wstydu.

Mag, za to, pozostał smętny, nawet gdy patrzył w stronę Very, ale poszedł, gdy go zawołano.

- Chciałem powiedzieć, droga Vero Umberto, że syreny oddychają dwojako: mają skrzela po bokach głowy, lecz również wykształciły workowate płuca, podobne do tych płazich. - Wyjaśnił bez kontekstu.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

260
POST POSTACI
Vera Umberto
Najpierw, gdy pozwoliła sobie na dwuznaczną sugestię, to Corin zbladł, ale kiedy usłyszała o wężu morskim, to z jej twarzy całkowicie odpłynęła krew. Domyślała się, że to ona mogła być odpowiedzialna za wyjście tej kwestii na światło dzienne, ale nie sądziła, że zrobiła to w tak żenujący sposób. Jak widać, miała w sobie subtelność chłopa pańszczyźnianego, która wypływała z niej po wypiciu odpowiedniej ilości grogu.
- O bogowie - wyrwało się jej cicho. - Przepraszam, Corin.
Rzadko używała tego słowa, ale teraz było ono wyjątkowo na miejscu. Prawdę mówiąc, powinna bardziej przepraszać samą siebie, ale nie miała już żadnego wpływu na to, co nawyczyniała poprzedniego wieczora. Na wszelki wypadek odstawiła kubek z rumem obok siebie i odsunęła go, jakby po wypiciu jego zawartości miała zaraz skończyć w takim samym stanie, jak wczoraj. Przecież nigdy nie miała tak słabej głowy! Musiała być naprawdę wykończona, fizycznie i psychicznie. Co za los.
- Nie nie nie! Nie uciszaj jej - uniosła rękę w kierunku oficera. - Ty nie chcesz mi powiedzieć, to może przynajmniej one będą chciały. Z wczorajszego wieczoru mam tylko przebłyski i poza tym, że się skompromitowałam, nie wiem nic więcej - wyjaśniła siostrom. - Zwyzywałam Osmara? Nic dziwnego, że jest od rana napięty jak skóra na baranich jajach. Za co? Zwyzywałam kogoś jeszcze, poza nim i Leobariusem? Powiedzcie mi wszystko. Jak już muszę żyć ze świadomością tego, że wczoraj przeszłam samą siebie, to przynajmniej chcę wiedzieć w jaki sposób dokładnie.
Byla gotowa na przyjęcie na klatę wszystkiego, co Echo i Raylene miały jej do powiedzenia, nawet jeśli wiązało się to z tym, że będą miały z niej nieziemski ubaw drugi raz w ciągu dwudziestu czterech godzin. A potem mogła odwrócić swoją i ich uwagę rozmową z Ignhysem, który na całe szczęście był wystarczająco interesującą personą, żeby zrzucić na niego tę odpowiedzialność. A jeśli nie, to zasugerowała dziewczynom, by poszły porozmawiać z Ilitharem. Nie wątpiła, że zarówno one, jak i sam półelf byliby zainteresowani tą znajomością.
- Są stworzeniami wodnymi, więc nie dziwi mnie, że mają skrzela. Workowate płuca, jak rozumiem, pozwalają im funkcjonować poza wodą. Nie zastanawiałam się akurat nad tym, jak Caldwell oddychała - odparła na jego rewelację. - Wszystko w porządku?
Poklepała miejsce obok siebie, sugerując magowi, żeby sobie usiadł.
- Leobarius mówił mi, że uratowałeś zarówno Białego Kruka, jak i samą wyspę przed żywiołem wody. W tym się specjalizujesz? W... wodzie?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

261
POST BARDA


Corin uśmiechnął się blado i machnął ręką, dając znać, że nie szkodzi, że nic się nie stało.

- Chciałaś, Kapitanie, żeby każdy zobaczył prawdziwego węża morskiego z piosenki, ale pan Yett nie chciał pokazać! - Z wyjaśnieniami popędziła Raylene. Yett spiął się i zaczął uciszać kobietę, ale dołączyła do niej Echo:

- Więc próbowałaś obnażyć go sama, ale zainterweniował Pan Osmar i kapitan Leobarius! To wtedy im się dostało!

- A Pan Yett się śmiał i potem pokazał i tak! - Zdradziły Siostry. - I inni też pokazali! Nawet Trip, i Pindyr z Królowej Balbiny!

Corin zasłonił twarz dłonią, załamany wydaniem się sytuacji, do której doszłoby poprzedniej nocy. I choć nie miał się czego wstydzić, wolałby, aby do tego nie doszło. Nikt nie musiał widzieć jego najcenniejszego.

- Mówiłaś, Kapitanie, że jest większy niż cały pan Osmar, a potem dałaś mu jeszcze w twarz, jak protestował!

- Chociaż, według mojej opinii, ich obu są porównywalne...

Dziewczęta bawiły się przednio, opowiadając o wydarzeniach poprzedniego wieczora. Corin w końcu złapał Echo i zasłonił jej usta dłonią w całkiem szorstkim gęście, zaraz jednak puścił, gdy go ugryzła.

- Auuu! ECHO!

Słysząc sugestię kapitan, dziewczęta chętnie popędziły ku Ilitharowi. Ożywiły się przez śmiechy z Corina i Very. Na pożegnanie, podpita, frywolna Echo złapała Corina za krocze, jakby zwieńczając historię z poprzedniej nocy.

Ignhys uśmiechał się uprzejmie, kiwając głową jak figurka, której głowa przytwierdzona była na elastycznym druciku. Odprowadził dziewczyny spojrzeniem i usiadł obok Very.

- Wesołe niewiasty. - Skomentował nie pasującym do sytuacji poważnym tonem. - Vero Umberto, nie udusisz syreny na powietrzu, ale też jej nie utopisz. - Mag zaoferowany był swoim odkryciem na tyle, by ominąć, a może wprost zignorować pytanie o swoje samopoczucie. Gdy syn o niego "dbał", nie było mu łatwo. - W wodzie? Skąd wniosek, że specjalizuję się w wodzie, Vero Umberto. Specjalizuję się w magii powietrza i energii. To dwie największe siły.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

262
POST POSTACI
Vera Umberto
Choć początkowo dość zdegustowana historią, w jakiej uczestniczyła wczoraj, a jaką poznawała dopiero teraz, Vera w końcu roześmiała się głośno, nie mogąc już powstrzymać się, gdy dziewczyny dotarły do momentu, w którym panowie z Siódmej Siostry i nie tylko ściągali spodnie. Nic dziwnego, że Corin nie chciał tego opowiadać. To było równie kompromitujące jak to, co robiła Umberto, jak nie bardziej. Ona przynajmniej nie świeciła publicznie częściami ciała, które zazwyczaj pozostawały zakryte.
- Nawet Trip? - powtórzyła ze śmiechem. - Nie wierzę, Gerda nie zemdlała?
Oburzenie Corina bawiło ją wyjątkowo mocno, może dlatego, że tym razem to nie ona była jedyną osobą, która przyniosła sobie trochę wstydu - nawet jeśli teoretycznie oficer wstydzić się nie miał czego. Wciąż, co to był za absurdalny pomysł? Przestała się śmiać dopiero w momencie, w którym rozochocona Echo pozwoliła sobie na zbyt dużą bezpośredniość. Wtedy upomniała ją krótkim "nie pozwalaj sobie" i groźnym spojrzeniem, rzuconym spod zmarszczonych brwi. Skoro kobieta wiedziała już o związku Corina i Very, od pewnych rzeczy wypadało się powstrzymać. Umberto doszła jeszcze do wniosku, że Osmarowi też była winna przeprosiny. Ciężki to był dzień pod tym względem. Nic dziwnego, że krasnolud się na nią boczył od rana.
- Nie wiem. Znam się na magii równie dobrze, co na uprawie roli, czyli wcale. Uznałam, że skoro okiełznałeś sztorm, to chodzi o wodę - założyła nogę na nogę i skupiła się na rozmowie z magiem, choć rozbawienie opowieścią sióstr do końca jej nie minęło. - Czy będąc specjalistą w tej... energii... jesteś w stanie leczyć ludzi? Rano nie odpowiedziałeś mi na to pytanie. Potrafisz zasklepiać rany? Usuwać zakażenia? Powstrzymywać krwotoki?
To były jej pobożne życzenia, ale gdyby mag odpowiedział twierdząco, jego uczestnictwo w wyprawie na Karlgard, czy inne Everam, byłoby bardziej niż pożądane. Czy naprawdę był aż tak szalony, że rozsądniejszą decyzją było zostawienie go na zawsze w prowizorycznej chatce na Harlen?
- Wydajesz się dzisiaj... przygnębiony, Ignhys. I to nie przez tę uroczystość.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

263
POST BARDA


- To Gerda z dziewczętami podpuszczała nas wszystkich. - Mruknął Corin, nim poprawił spodnie i ruszył między żeglarzy. Nie mógł być zły na siostry, tym bardziej znając ich usposobienie i to, jak zachowywały się wśród mężczyzn. Jeden dotyk jeszcze nikogo nie zabił, a Vera jasno pokazała, że nie należy naruszać jej rewiru.

Umberto po raz kolejny została sama z Ignhysem. Mag, choć miał cały kubek rumu, wydawał się nad wyraz trzeźwy.

- Vero Umberto. Czy możesz żeglować bez wiatru? - Zadał pytanie, na które odpowiedź nasuwała się sama. - Czymże jest morze bez powietrza... - Zamarudził pod nosem.

Na kolejne pytania Ignhys długo nie odpowiadał. Obracał w dłoniach kubek, moczył usta w rumie, stukał piętami o beczkę i rozglądał się, nim zebrał się w sobie na tyle, by mówić.

- Linia naboczna syreny zaczyna się u nasady płetwy ogonowej i kończy wraz z początkiem jej bioder. - Rzucił kolejnym bezużytecznym faktem. - Pierwotna energia trzyma świat w ryzach. Życie jednej istoty nie ma dla niej znaczenia. - Wyjaśnił płynnie, jakby ta myśl była połączona z poprzednią. - Życie tej istoty również nie ma znaczenia, jedynie nikłe dla mojego Ilithara. Czy twoje życie ma znaczenie, Vero? Nie jestem wiatrem na morzu.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

264
POST POSTACI
Vera Umberto
Słowa Ignhysa odebrała jako odpowiedź przeczącą, choć jak zwykle była ona zawoalowana i pozbawiona konkretów. Westchnęła i przeniosła wzrok na Ilithara, prawdopodobnie już obleganego przez pewne dwie siostry z jej załogi. Nie potrafiła zrozumieć maga, nawet gdy próbowała. Jego nieumiejętność posługiwania się słowami w prosty i pozbawiony metafor sposób była czasem problemem nie do przeskoczenia. Vera bardzo się starała, ale miała wrażenie, że niekoniecznie się jej to udawało.
- Lubię myśleć, że ma znaczenie - odpowiedziała w końcu na jego pytanie, po długim milczeniu. - A nawet jeśli go nie ma, to prawdę mówiąc nie zastanawiam się nad tym głębiej. Ten czas został dany mi i nieszczególnie rozważałam to, jaki wpływ ma moje życie na świat. Myślę, że prawie zerowe. Jak życia prawie wszystkich, którzy nie są władcami i niektórymi uczonymi.
Wzruszyła lekko ramionami. Była trochę rozczarowana, że Ignhys nie jest w stanie pomóc z leczeniem więźniów.
- Może teraz, jak otwarcie stanę przeciwko Kompanii, będę mogła mówić, że jest inaczej.
Obróciła głowę, by spojrzeć na Ilithara, którego mag wspomniał.
- Dla piratów życie rzadko kiedy ma znaczenie, dopóki nie jest to życie najbliższych, albo swoje własne. Twój syn chce, żebyś był bezpieczny, dlatego nalega, żebyś siedział na Harlen, prawda? - upewniła się. - Leobarius powiedział, że weźmie cię ze sobą. Będziesz mógł znów wypłynąć na Białym Kruku i kto wie, może spotkasz swoje syreny... chociaż ci tego nie życzę. Nie do końca wiedziała, skąd brała się w niej ta niewyjaśniona sympatia do Ignhysa. Czarodziej ewidentnie miał coś nie tak z głową i stanowił więcej problemów, niż przynosił pożytku, a jednak Umberto wciąż, pomiędzy uderzeniami frustracji, czerpała cichą przyjemność z rozmowy z nim.
- Podoba ci się tutaj? - spytała. - Na wyspie?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

265
POST BARDA


Ilithar cieszył się zainteresowaniem sióstr, a jego dłonie znalazły drogę do odpowiednich części ciała kobiet. I choć Trip starał się jeszcze śpiewać, coraz mniejsza ilość osób do niego dołączała, gdy zajmowali się rozmowami, rumem i zaczynającą się zabawą. Śmiechy rozbrzmiewały na Siostrze, a żałoba odeszła w zapomnienie.

Elfi mag nie podzielał nastrojów. I choć moczył usta w rumie, z kubka nie ubywało.

- Masz znaczenie dla swojego świata, Vero Umberto. Dla Szóstej Siostry. - Stwierdził mag, machając nogami jak brzdąc. Vera mogła dostrzec, że z jakiegoś powodu pozbawiony jest butów. Bose, blade stopy były bardzo brudne. - Załoga polega na tobie, jak załoga Białego Kruka na Kapitanie Leobariusie. Możesz stać się istotna dla większej ilości osób. Dla więźniow, o których mówiłaś. Syreny nie biorą więźniow. - Dodał, znów zbyt szybko, znów, jakby ciągnął jeden temat. - Ludzie, elfy, orkowie. Tylko my jesteśmy do tego zdolni. Dlatego wolę syreny.

Bez jasnego powodu, Ignhys wyciągnął przed siebie dłoń i wylał rum na pokład, patrząc, jak stróżka rozbija się o deski i rozlewa w kałużę.

- Podoba Ci się mój syn, Vero Umberto? - Zapytał, jakby to pytanie było konieczne przy każdym wspomnieniu Ilithara. - To mój synek. Chce dobrze. Ja chcę do domu. Ale zostanę, Harlen jest ładne. Ludzie mili.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

266
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie spodziewała się, że Ignhys postanowi wylać zawartość kubka na pokład, nie zdążyła go więc powstrzymać. Przez chwilę patrzyła, jak alkohol rozlewa się wzdłuż słojów desek, zbyt zaskoczona, by coś z tym zrobić, a potem uznała, że nie jest to w tej chwili jej problem. Nie ona czyści pokład; ten etap swojego życia miała już dawno za sobą.
- No ja za syrenami nadal nieszczególnie przepadam - odparła. - Zostało mi po nich zbyt wielu martwych, złe wspomnienia i brzydkie blizny.
Gdy po raz kolejny padło to samo pytanie o Ilithara, Umberto westchnęła i przewróciła oczami. No ile można?
- Tak, Ignhys. Twój syn jest bardzo przystojny. Myślę, że podoba się każdemu.
Półelf tłumaczył wcześniej, że jego ojciec miał wypadek, który uniemożliwiał mu normalne funkcjonowanie tam, skąd go zabrał. Gdzie to właściwie było? Gdzie był dom czarodzieja? Vera nie pamiętała, czy któryś z nich podzielił się z nią tą informacją. Jeśli tak, to kompletnie wypadło jej to z głowy. Wciąż jednak miała wątpliwości, czy działania Ilithara wynikały tylko z troski, bo jego kurczowo zaciśnięte palce na ramieniu Ignhysa i nastrój, w jaki wpadał elf w jego towarzystwie, nie świadczyły o niczym dobrym. Najwyraźniej jednak ten nie zamierzał dzielić się z nią swoimi smutkami. Może i dobrze. Nie była najlepsza w takie rozmowy, więc nie wiedziała, dlaczego w sumie drąży temat.
Mili ludzie, na Harlen? Vera nie wiedziała, jak nisko musiała znajdować się poprzeczka, by można było uznać piratów za miłych.
- Jeśli nie smakuje ci rum, mogę poszukać dla ciebie czegoś innego do picia - zaproponowała. - Na pewno mamy wino, może znajdą się też jakieś butelki z bimbrem.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

267
POST BARDA


Kiedy Ignhys rozlał już alkohol, uznał, że dobrym pomysłem będzie zsunięcie się z siedzenia, tylko po to, by pacnąć stopą w kałużę. Raz, drugi, trzeci... Trzy razy wystarczyły. Wrócił na swoje miejsce.

- Fascynujące. - Powiedział, ni to w temacie syren, ni w temacie kałuży na pokładzie, w której utkwił spojrzenie.

Podniósł wzrok dopiero, gdy wrócił temat synka.

- Bardzo przystojny, prawda, Vero Umberto? - Zgodził się z nią. - I taki zdolny. Może mogłabyś być tak miła i powiedzieć mu, by wrócił na uczelnię.

Choć Ilithar mógł nie odnosić się zbyt dobrze do ojca, to Ignhys widział w nim oparcie i dumę. I chociaż był na widoku, obściskując się z Echo i Raylene, mag wydawał się go nie zauważać.

- Dziękuję, Vero Umberto. Nie lubię alkoholu. Przyćmiewa zmysły. I tak już mgliste. - Dodał, jakby nagle zdając śpię sprawę z własnego stanu. - Dlaczego poświęcasz staruszkowi czas zamiast zabawiać gości?

Pytanie było zasadne. Ignhysa omijała zabawa, a wraz z nim, również Verę. Mogła spędzać czas z Ilitharem, pójść z Corinem, rozmawiać z Osmarem...

Chuda dłoń elfa spoczęła na jej ramieniu.

- Dziękuję.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

268
POST POSTACI
Vera Umberto
Pokręciła przecząco głową. Zgodnie z prośbą Gregora nie zamierzała wspominać, że mężczyzna na uczelnię wrócić nie może.
- Nie posłucha mnie. Nawet nie jestem jego kapitanem, a i podejrzewam, że Leobarius nie miałby na niego wystarczającego wpływu, żeby go do tego namówić - mówiąc to, przyglądała się aktywności, w jakiej obgadywany Ilithar właśnie uczestniczył. Bogowie, te dziewczyny były niewyżyte, a do tego nie miały za grosz wstydu. Zaraz jej rozkręcą jakąś orgię na pokładzie. Coś czuła, że będzie musiała przegonić ich przynajmniej pod pokład. Synek też ewidentnie nie był gorszy.
Na kolejne, zadane przez maga pytanie Vera wyjątkowo nie wiedziała, co odpowiedzieć. Faktycznie, mogła ten czas spędzać inaczej. Widziała Osmara po drugiej stronie pokładu, wypadałoby z nim porozmawiać. Mogła też dla odmiany posiedzieć trochę z Corinem. Dotąd było im dane zaledwie kilka wspólnych godzin, plus jedna noc, której nie pamiętała, ale raczej nic się między nimi nie wydarzyło, skoro oboje obudzili się w ubraniach. Zamiast irytować się na bezpośredniość innych kobiet ze swojej załogi, mogła sama ogarnąć temat i przestać napędzać swoją paranoję w jeszcze jednym z aspektów jej życia - tym, w którym nie powinna jej odczuwać.
Swoją drogą, ciekawe gdzie była Olena, skoro wszyscy znajdowali się tutaj. I jak leczyła swoje złamane serce.
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze, a gdy poczuła ciężar ręki Ignhysa na swoim ramieniu, uśmiechnęła się do niego lekko. - Wcześniej czy później będę musiała cię zostawić. Ale widziałam, że jesteś niezadowolony. Zastanawiałam się dlaczego - uniosła wzrok w górę, na zwinięte, pasiaste żagle i maszty obwieszone prowizorycznymi wstęgami, poruszających się na wietrze w świetle dziesiątek lamp i pochodni. Podobała się jej Siostra w takiej odświętnej wersji, jakkolwiek by to było niepraktyczne.
- Jeśli chciałbyś skorzystać z okazji i wypytać moją załogę o syreny, skoro już tu jesteś, nie miej skrupułów - zasugerowała. - Tam jest Ashton, ten wysoki. Ten, który zabił syrenę Silasa. Z nim stoi Marda, syreny dwa razy rozwaliły jej tę samą nogę. Cud, że jej jeszcze nie straciła. Zaprowadzić cię do nich?
Jeśli Ignhys się zgodził, poprowadziła go do wspomnianej dwójki, polecając im odpowiedzieć na wszystkie pytania maga, a sama skierowała się w stronę krasnoluda, którego tak okrutnie potraktowała wczoraj.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

269
POST BARDA


Ignhys westchnął. Zakołysał się w miejscu i ramieniem trącił Verę, mimo to, nie przeprosił. Możliwe, że wcale tego nie zarejestrował.

- To taki zdolny synek. - Westchnął znów mag, jakby powoli odpływał umysłem w inne miejsce, a rozmowa przestawała mieć dla niego sens. Leobarius mógł postępować lekkomyślnie, gdy planował zbrać kogoś takiego do bitwy.

Ilithar był zdolny, gdy prezentował swoje wdzięki przed kobietami. Łapiąc je tu i tam, grał na pierwotnych instynktach sióstr, którym zainteresowanie podobałoby się bardziej, niż być może powinno. Nieczęsto zdarzał się tak przystojny pirat, i to taki, który nawet miał wszystkie zęby!

- w moim wieku, przy mgle zasłaniającej umysł, nie sposób walczyć o szczęście. - Przyznał się Ignhys. - Ufam synowi. On wie, co dla mnie dobre.

I choć wrócił temat syren, mag nie wydawał się tak nim zainteresowany, jak wcześniej. Chętnie podszedł z Verą do Ashtona i Mardy, przedstawił się, podzielił faktem na temat syren, tym razem dotyczącym niecodziennego połączenia płetwy grzbietowej z kręgosłupem... Ashton i Marda byli bardziej zdziwieni spotkaniem, niż być może powinni, nie mieli jednak zamiaru sprzeciwiać się pani kapitan. Wzięli maga pod swoje skrzydła.

Umberto mogła podejść do Osmara.

Krasnolud rozmawiał z innymi mężczyznami o podróży z rannymi. Wspominał właśnie o Kapitanie, którego skatowano na pręgierzu, gdy podeszła Vera. Krome zamilkł.

- Kapitanie. - Odezwał się po chwili, tak formalnie, jak to tylko możliwe. Jego towarzysze wędrowali spojrzeniem od krasnoluda, do kapitan, wyczekując akcji. Najwyraźniej byli świadkami przepychanki słownej poprzedniej nocy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

270
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy tak patrzyła na Ilithara, wyglądał jej na osobę, która najlepiej wiedziała, co jest dobre dla niego samego, a nie dla ojca, ale co ona się tam znała. Po raz kolejny przyszła jej do głowy dość mroczna myśl, że dobrze się składało, iż jej rodzice już nie żyli. Przynajmniej nie musiała martwić się tym, co dzieje się z nimi na starość. Teraz mieliby już ponad sześćdziesiąt lat; ojciec na pewno powoli decydowałby się na zasłużony odpoczynek. Zawód, jaki dla siebie wybrał, okazał się jednak nieszczególnie szczęśliwy. Sama Vera zresztą nigdy nie zakładała, że będzie jej dane żyć dłużej, niż on, zwłaszcza odkąd przeszła na tę ciemną stronę prawa.
Najchętniej porozmawiałaby z bosmanem na osobności, ale skoro skompromitowała go wczoraj publicznie, to i publicznie powinna się z tego wytłumaczyć. Jego chłodne powitanie wyraźnie świadczyło o tym, jak bardzo był na nią zły. Wciąż jednak nie pozwalał sobie na bezpośrednie wyrzucenie jej swoich pretensji w twarz, więc chyba nie było aż tak bardzo źle... prawda?
Ugh. Nigdy więcej nie piję.
- Osmar - skinęła do krasnoluda głową. - Dotarły do mnie informacje o tym, co... działo się wczoraj. Niestety musiałam dowiedzieć się wszystkiego od osób trzecich, bo nie do końca kontrolowałam... siebie samą. I niewiele pamiętam.
Choć patrzyła na krasnoluda z góry, nie czuła nad nim wyższości. Będzie się chyba przez dobry tydzień zbierać po tym, co odwaliła poprzedniego dnia. Splotła dłonie za plecami, przez chwilę szukając kolejnych słów.
- Jestem ci winna przeprosiny - westchnęła. To nie był kapitan obcego statku, przy którym wysilałaby się na zawoalowane wyjaśnienia, by uniknąć faktycznych przeprosin. - Cokolwiek wczoraj mówiłam, bo podejrzewam że nawet nie powiedzieli mi o wszystkim, nie miałam tego na myśli. Byłam wciąż zła o to, co stało się w Ujściu, ale może nie powinnam mieć o to do ciebie pretensji, biorąc pod uwagę, że sama też nie potrafię się kontrolować najwyraźniej. W każdym razie, to mogło wpłynąć na moje zachowanie. Które było... ugh... nie na miejscu.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”