[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

391
POST POSTACI
Vera Umberto
- Gustawa będzie piekła chleb - poinformowała zebranych piratów z Białego Kruka, zanim zajęła miejsce, jakiego ktoś ustąpił jej wśród nich. Opadła na skrzynię, ruchem głowy wskazując suchary. - Nie musicie tego jeść.
Zerknęła na Samaela, który zaskakująco dobrze odnalazł się wśród członków tej załogi. To zawsze była jakaś alternatywa - jeśli Leobarius postanowi opuścić Siódmą Siostrę i czekać na powrót własnego statku, to rogaty mógł czekać razem z nim. Kto wie, może wcale nie musiała załatwiać mu miejsca na Dłoni Sulona, bo i tak nie skorzysta z tej możliwości. Tak czy inaczej wszystko zależało teraz właściwie od Gregora, łącznie z wieloma planami samej Very.
- Mam nadzieję, że to nie będzie tradycja - odparła na słowa starszego kapitana. - Wyciąganie się nawzajem z co chwilę innego gówna. Dobrze będzie, jak przez jakiś czas nikt nie będzie musiał ratować nikogo.
Przyglądała się mu przez chwilę. Dobrze było widzieć, że medykom udało się doprowadzić go do stanu, w jakim był dziś. Nie chciałaby urządzać pogrzebu również jemu. Choć irytował ją niezmiernie i nawet według Corina był chujem, to wciąż łączyło ich już coś więcej, niż tylko zawodowa kurtuazja - o ile w ogóle można było mówić o czymś takim wśród pirackiej braci. Ale nie ostało mu się zbyt wielu ludzi, tak samo zresztą jak samej Verze. Oboje byli w dość kiepskiej sytuacji, chociaż ona przynajmniej w przeciwieństwie do niego miała statek.
- Niedługo będziemy wypływać, choć nie jestem jeszcze zdecydowana dokąd. Jakie są wasze najbliższe plany? - spytała, a choć pytanie teoretycznie zadała do wszystkich, mówiła tylko do Gregora. W końcu to on tu był osobą decyzyjną. - Chcecie zostać na Harlen i czekać na Kruka? To szybki statek, nawet bez pomocy Ignhysa może pojawić się tu całkiem niedługo.
Założyła nogę na nogę, milcząc chwilę, zanim odezwała się ponownie. Kolejne jej słowa wiązałyby się z sytuacją, która dla Leobariusa nie mogła być szczególnie przyjemną wizją.
- Jeśli nie liczycie na jego powrót, jesteście mile widziani na Siostrze. Możecie zostać. Zbyt wiele zresztą mamy tu teraz pustych koi.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

392
POST BARDA
Wśród piratów doszło do poruszenia - a to wszystko przez wieść o zbliżającym się ciepłym, świeżym chlebie. Mężczyźni patrzyli na siebie i trącali się, a na ich niekiedy przystojnych, niekiedy mniej przystojnych twarzach malowały się uśmiechy! Nawet Samael się uśmiechnął, choć nieco bardziej blado. Najwyraźniej jeszcze nie do końca otrząsnął się po stracie Agnogga i Zigiego, którzy byli przecież ostatnimi z jego poprzedniej załogi. Teraz tylko on był ostatnim żyjącym członkiem załogi Chyżego.

Suchary zostały odłożone, również przez Leobariusa.

- Gustawa nas rozpieszcza. - Przyznał z rozbawieniem. - Będziemy tęsknić za wygodami Everam, prawda, panowie?

- Zdecydowanie! - Odpowiedział mu któryś z jego ludzi.

- Ale masz rację, Vero. Zapłata była zbyt duża. - Pokiwał głową. - Miejmy nadzieję, że to jedyna i ostatnia konieczność, gdy musieliśmy przyjść sobie z pomocą.

Kapitan Białego Kruka odebrał od kogoś butelkę, najpewniej z rumem lub innym trunkiem. Nieznakowane, bursztynowe szkło skutecznie ukrywało zawartość. Gdy Gregor pociągnął łyk, skrzywił się delikatnie. Nawykł do cherry bardziej, aniżeli do samogonu.

- Mikk powtarzał, że Biały Kruk jest najszybszym statkiem na tych wodach. Dzięki Mistrzowi, Siódma Siostra ukradła ten tytuł. - Dodał, ale bez złości. - Rozmawiałem z moimi ludźmi, poczekamy.

- Za góra dwa, trzy dni powinni tu być! Z okrojoną załogą może być im trudniej!

- Proszę Ula, by dał im dobry wiatr i spokojne wody. - Leobarius wzniósł modły. - Dziękuję, Vero, za propozycję, ale masz słuszność, skoro czekamy na własny statek, nie powinniśmy nadużywać twojej gościnności. - Gregor oddał butelkę i powoli wstał. Jego aktualna kondycja nie pozwalała mu na zbytnią żwawość. - Zejdźmy na ląd, chłopcy. Pozwólmy kapitan Umberto ocenić, ilu ludzi potrzebuje.

Załoganci Białego Kruka podnieśli się, zaczęli też nawoływać tych, którzy nie siedzieli z nimi. Przeliczyli się szybko - było ich ledwie dwudziestu czterech z prawie dwa razy większej załogi, jaka opuszczała Harlen poprzedniego razu. Samael i kilku zabłąkanych Siódmosiostrowiczów wycofał się pod ściankę, nie chcąc wmieszać w ludzi załogi Leobariusa.

- Vero. - Gregor uniósł dłoń do ramienia kapitan, oparł je jednak lekko, jakby brał pod uwagę, że Vera jest ledwie panienką, nie innym mężczyzną. - Oby nasze drogi jeszcze się spotkały.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

393
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie sądzę, żeby ukradła. Płynąc za Pegazem na skrzydłach magicznego sztormu, Kruk wciąż był szybszy - przypomniała.
A więc zamierzali czekać na powrót swojego statku. Vera prawdopodobnie zrobiłaby to samo, ewentualne poważniejsze decyzje podejmując dopiero wtedy, gdy jej okręt nie wróciłby przez dwa, może trzy tygodnie. Nie dziwiła się więc. Skinęła głową, choć gdy Leobarius kazał swoim ludziom się zbierać, uniosła w zaskoczeniu brwi.
- Nie wyganiam was stąd - podkreśliła. - Jeszcze przez dwa, trzy dni zostaniemy na Harlen. Nie musicie szukać dla siebie miejsc na wyspie, kiedy na Siostrze są puste koje. Przyszłam tylko dowiedzieć się, jakie macie plany, żebym mogła do tego dostosować własne.
Ale nie zamierzała też zmuszać ich do pozostania tutaj. Jakoś trudno było jej odesłać stąd Gregora i jego ludzi, gdy nie mieli dokąd iść. Ona też lepiej by się czuła, gdyby zobaczyła Białego Kruka, wpływającego do portu. Może z Ilitharem, by Ignhys mógł znów zobaczyć swojego syna. Podniosła się, gdy Leobarius postanowił się z nią pożegnać i uczyniła to samo, co on - oparła dłoń o jego ramię.
- Na pewno się spotkają i mam nadzieję, że w nieco przyjemniejszych okolicznościach, niż ostatnie. Oboje ledwo uniknęliśmy śmierci. W ramach równowagi los powinien przynieść nam teraz choć chwilę spokoju - uśmiechnęła się do drugiego kapitana i dotarło do niej, jak rzadko w jego towarzystwie to robiła.
Odprowadziła spojrzeniem załogę Białego Kruka. Nawet jeśli ostatecznie postanowią wrócić na noc na Siostrę, teraz z pewnością byli zbyt mocno przejęci wizją świeżego chleba, by siedzieć tu, gdzie do jedzenia były tylko stare suchary i suche racje żywnościowe zrabowane Kompanii. Gdy wyszli, przeniosła wzrok na Samaela i przywołała go do siebie gestem głowy.
- Kapitan Hewelion z Dłoni Sulona, na której służy Viridis, zgodził się przyjąć cię do załogi, jeśli będziesz tego chciał - poinformowała go. - Potraktuj to jako moją rekompensatę tego, co musiałeś tu znosić od Pogad i reszty.
Spoglądała na niego chwilę, oczami wyobraźni widząc, jak pochyla się nad umierającym Zigim. Został sam, z okrętu, na którym przecież z tego, co mówił, pełnił ważną funkcję oficera. To tak, jakby Yett przeżył jako jedyny. Vera nie potrafiła nawet wyobrazić sobie emocji, jakie musiały nim szargać.
- Żałuję, że nie udało się nam uratować wszystkich - powiedziała cicho. - Każda strata boli, ale pewnie najmocniej boli utrata tych ostatnich. I tych najmłodszych.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

394
POST BARDA
Leobarius odpowiedział uśmiechem. Na jego szczupłej, zwykle strapionej twarzy pojawił się uśmiech, podobny do tego Verowego.

- Masz załogę do skompletowania, Vero. - Przypomniał jej Gregor. Nie wydawał się obrażony odejściem, choć w gruncie rzeczy sam się odesłał. - Przeciągnęliśmy twoją gościnność. Musimy znaleźć dla siebie miejsce, rozbić namioty, przygotować nocleg. Nie możemy zostać pod gołym niebem, gdy Siostry zabraknie w porcie. Silas nie przyjmie nas wszystkich. - Klepnął Verę w ramię i opuścił rękę. Obejrzał się na swoich ludzi, wyratowanych z masakry, im również skinął głową. - Powinniśmy sfinansować budowę porządnej noclegowni na Wyspie. Myślę, że Silas będzie zainteresowany rozbudową swojego przybytku. Na razie, Vero... cóż, do zobaczenia. - Pożegnał się ciepło i zarządził wymarsz.

Gdy ostatnie tupanie ciężkich butów ucichło na górnym pokładzie, Vera jeszcze raz mogła ocenić straty, do jakich doszło w Everam. Teraz, gdy zniknęli również załoganci z załogi Leobariusa, pokład wydawał się jeszcze bardziej pusty. Zbyt wiele hamaków kołysało się na falach bez właścicieli, zbyt wiele skrzyń z rzeczami osobistymi zostało bezpańskich. Wkrótce pozostali załoganci rozdysponują je między sobą, jednak nim do tego dojdzie, stanowiły przykry widok.

A odejść miała jeszcze jedna osoba.

Samael nie wahał się, gdy Vera przywołała go, choć ledwie gest był nieco uwłaczający. Rogaty nie spodziewał się niczego złego, co kapitan mogła ocenić po zaciskających się w coraz węższą kreskę ustach diabelstwa, gdy za wszelką cenę chciał ukryć narastające w nim emocje.

- Nie spodziewałem się, że tak szybko mnie odeślesz, kapitanie. - Stwierdził w końcu, wprost wyrażając swoje myśli. Jak mógł się poczuć? Nie był dobrem, prezentem, który Vera ofiarowała Hewelionowi, a raczej ciężarem, przerzucanym z pokładu na pokład, niezależenie od tego, ile sobą prezentował.

- Ach, cholera. Szkoda. - Skomenotwał inny załogant, Ember, doświadczony, z pokaźnym stażem na Siostrze. Razem z innymi dwoma przysłuchiwali się rozmowie Very i Samaela. - Nie łam się, Sam, może tam zobaczą w tobie więcej, niż rogi.

Okrągławe oczy diabolęcia zwróciły się ku jego własnym butom.

- Dziękuję, kapitanie. Zigi na pewno... na pewno znalazłby się w tej załodze. - Odpowiedział sucho, tym razem chowając odczucia za tonem. - Pójdę spotkać się z Kapitanem Hewelionem... bezzwłocznie. - Mruknął i nie czekawszy na odpowiedź Umberto, minął ją, by skierować się na górny pokład, a następnie po trapie w dół. Skoro go odsyłała, nie musiał już przed nią odpowiadać.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

395
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie takiej reakcji się spodziewała. Uniosła brwi w zaskoczeniu, nie pojmując jak to się stało, że jej słowa znów zostały zrozumiane jako wyrzucanie kogoś ze statku. Dlaczego Samael był na nią teraz zły? Przecież zapewniła mu miejsce, nie musiał plątać się jak wyrzutek po Harlen, ani tkwić na Siostrze, gdzie musiał unikać Pogad, która najchętniej obiłaby mu twarz i odłamała rogi. Szukała słów, którymi mogłaby mu odpowiedzieć, ale nie potrafiła ich znaleźć, zbyt skonsternowana jego rozgoryczeniem. Miała przeprosić? Od początku mówiła mu, że tak będzie. Gdy rozmawiali w sadzie przy willi, uprzedziła go, że najprawdopodobniej dowiezie go na Harlen i tyle, na tym się skończy. Mówił, że jest na to gotowy. Nawet zakładając, że Agnogg i Zigi zostaną na Siostrze, on godził się z tym, że zostanie odesłany. Teraz nagle miał z tym jakiś problem? Czy chodziło o to, jak wcześnie musiał odejść? Minął już jeden dzień, lada moment będą wypływać z powrotem, nie mógł tu siedzieć w nieskończoność. Z drugiej strony, Vera nie powiedziała mu, że ma iść natychmiast i nie chce go już widzieć. Tylko raczej nie na miejscu było teraz obiecywanie, że wciąż będzie widywać się przecież z tymi, których polubił w załodze Siódmej Siostry, gdy oba statki znajdą się w tym samym porcie, a wśród ludzi Heweliona z pewnością nawiąże nowe znajomości.
- Znalazłam dla ciebie miejsce. Sądziłam, że tego chcesz - powiedziała, wciąż zdezorientowana. - ...Hewelion jest z Labrusem w karczmie.
Kolejny, którego odprowadziła spojrzeniem, czując, że wszystko robi nie tak. Westchnęła ciężko. Odechciało się jej już schodzić na najniższy pokład i sprawdzać, co dzieje się z mrocznym. Przez chwilę stała w miejscu, zanim podążyła za Samaelem i ciężko weszła z powrotem na górę, by skierować się do własnej kajuty. Uniosła wzrok na niebo. Do południa zostało wcale nie tak dużo czasu.
Niezależnie od tego, czy Corin zgodnie z jej prośbą jeszcze tam był, czy też nie, zaraz po wejściu zwaliła się na łóżko, wbijając puste spojrzenie w sufit. Ogarnęło ją niewyjaśnione poczucie winy i porażki. Może faktycznie była zbyt słaba. Powinna zarządzać swoją załogą tak, jak robił to Erinel. Żelazną pięścią, zamiast liczyć na to, że cokolwiek w pirackim życiu może opierać się na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Może tak było z pierwszą jej załogą, która rozumiała i podzielała jej podejście; teraz było zbyt wielu nowych, zbyt wiele problemów, zbyt wiele rzeczy, których nie kontrolowała, albo błędnie wydawało się jej, że kontroluje. Przestało ją to już frustrować; teraz po prostu czuła się ostatecznie wyzuta z resztek sił i jakiejkolwiek motywacji.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

396
POST BARDA
Reakcja Jelonka mogła sugerować, że coś zmieniło się od czasu, gdy rozmawiali w Everam. Może to przez to, że podczas wspólnej ucieczki zdążył znaleźć wspólny język z załogantami? Może czuł się na tyle dobrze na Siostrze, że nie brał nawet pod uwagę faktu, iż Vera mogła go rzeczywiście odesłać, zostawić na wyspie, gdy został z niczym? Pogad i reszta orków była ledwie przeszkodą, ale czy na tyle dużą, by nie mógł pokonać jej ciężką pracą i udowodnieniem swoich umiejętności? To poozostawało dla Very zagadką. Samael zatrzymał się na moment, by przyjąć do wiadomości ostatnią uwagę Very, po czym skierował się do wyjścia. Vera znalazła dla niego miejsce, tylko po co, gdy on zdążył już zagrzać sobie własne na Siostrze? Samael nie był już dzieckiem i nie zamierzał płakać w kącie nad nieuczciwością losu. Musiał łapać kolejną okazję, skoro taka się nadarzała.

Ember westchnął ciężko i skinął na swoich towarzyszy, skierowali się w stronę koi. Nieoczekiwane przedstawienie skończyło się, a załoga stopiała o kolejną duszę.

Corin pozostał w kajucie. Zdążył obudzić się i usiąść na skraju łóżka, zdołał nawet wciągnąć na siebie koszulę, by zakryć nocną nagość, jak i otworzyć okno w celu pozbycia się duchoty. Butelka znajdowała się w jego dłoniach.

Pojawienie się kapitan nie zdziwiło go wcale, ale jej reakcja wyraźnie zaskoczyła. Położył się przy niej, gestem zachęcił, by oparła głowę na jego ramieniu. Nie wydawało się, by cierpiał po nocy.

- Co się stało? - Zapytał niezobowiązująco. - Ciebie też jeszcze boli głowa? Wczoraj nam się należało. - Zdradził powód, dla którego gnił w łóżku do południa. - Czym się martwisz, co? Załogą? Rozmawiałem wczoraj z paroma piratami z Ukojenia, szukają nowej łajby. Lada dzień wypłyniemy? - Mruknął, na nowo przymykając powieki. - Niczym się nie przejmuj. Jeśli chcesz, mogę zająć się rekrutacją.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

397
POST POSTACI
Vera Umberto
Skoro Corin oferował swoje ramię, głupio byłoby z niego nie skorzystać. Oparła o nie głowę i wcisnęła się w jego bok, w cieple znajomego, wciąż jeszcze zaspanego ciała znajdując przynajmniej ten jeden nieszczęsny pozytyw. Początkowo nie odpowiadała, wciąż jednak nieprzyzwyczajona do tego, by zwierzać mu się ze wszystkich swoich wątpliwości. Zawsze miała wszystko pod kontrolą, zawsze wiedziała, czego chce od życia i od swoich ludzi, zawsze była pewna siebie i zdecydowana. I nawet gdy przychodziła do niego po porady, nie była tak pozbawiona motywacji, jak teraz. Zamknęła oczy, wzdychając ciężko.
- Co gdybyśmy teraz to wszystko pierdolnęli i wynieśli się na Archipelag? - spytała w końcu. - Oddali statek Osmarowi i Pogad i zaczęli to życie, o którym mówiłeś, którego chciałeś? Będę nosić sukienki i wstążki we włosach, i nauczę się piec chleb.
Choć te słowa brzmiały jak żart, w jej głosie nie było rozbawienia. Może gdyby była inna, byłaby już bliska płaczu. Teraz czuła się tylko... pusta. Zniechęcona. Nie miała ochoty opuszczać tej kajuty i udawać się na żadną naradę. Nie miała ochoty przyjmować sugestii od załogi i obierać kolejnego kursu. I w sumie nie musiała tego robić; to ona ustaliła to spotkanie, mogła im wszystkim powiedzieć, że mają dać jej spokój, po czym zapić wątpliwości w samotności własnej kwatery, tak jak robiła to wcześniej.
- Możesz się zająć rekrutacją - zgodziła się niechętnie.
Nie bolała jej głowa. Nie czuła się fizycznie źle. A jednak kiedy myślała o ponownym podniesieniu się z łóżka, całe jej ciało protestowało. Nie pomagała jedwabna koszula i złote bransoletki, którymi usiłowała poprawić sobie nastrój rano. W sumie, czy małpka Heweliona oddała jej tę, którą dała jej do zabawy? Chyba nie. Nieistotne. Całkiem możliwe, że zachowanie Samaela było kroplą, która przelała czarę goryczy, z jaką do tej pory Vera jakoś sobie radziła.
- Kupilibyśmy konie i zwiedzalibyśmy wyspy - rzuciła cicho, wracając do poprzedniego tematu, zupełnie zapominając o tym, że nie dość, że nie mieli żadnych sensownych oszczędności, to jeszcze Leobarius w ich imieniu zaciągnął ogromny dług, a żaden z kapitanów nie pozwoli na to, by pozostał niespłacony. - Wieczory moglibyśmy spędzać w mieście, a potem wracać do siebie.
Jej dłoń błądziła bezwiednie po klatce piersiowej Corina. Łatwiej było wyobrażać sobie to, niż skupiać się na teraźniejszości, która była kompletnie beznadziejna.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

398
POST BARDA
Corin był ciepły i choć po gorącej jemu również przydałaby się kąpiel, zapach był znajomy i nie nieprzyjemny. Gdy Vera przymknęła oczy, mogła czuć tylko oplatające ją ramiona i spokój, który powoli sączył się do jej serca.

- Twierdzisz, że dzieci są już na tyle duże, żeby dać sobie radę samemu? - Zażartował Yett. Załoga na nich liczyła, niewiadomym było, kto stanąłby u sterów, gdyby ich zabrakło. Było wielu starszych stażem od Pogad, którzy z pewnością walczyliby o rolę przywódcy, Osmar nigdy nie aspirował do roli kapitana. Vera poczuła pocałunek złożony na jej włosach. Corin musiał wiedzieć, że rozmowy na taki temat oznaczały wyłącznie problemy, które nawarstwiały się w życiu kapitan Umberto. Przynajmniej rzucony komentarz na temat rekrutacji sugerował, że Vera wciąż pamiętała, gdzie i kim jest, jak również to, że musiała myśleć o przyszłości. - Wiesz, że wystarczy słowo, żebyśmy pożeglowali w stronę Archipleagu. Którą wyspę wybrałaś? - Ciągnął temat. Oddanie się wyobrażeniom nikogo nie krzywdziło, a czasem było potrzebne, choć czas naglił.

Zza drzwi dobiegły ich odległe przekleństwa Osmara. Nie pozwalał im zapomnieć, gdzie byli.

- Codziennie jedlibyśmy w innej karczmie. - Ciągnął wyobrażenia Corin. - Ale twój chleb i tak byłby najsmaczniejszy. A potem...

- Księżniczki, my już gotowi! - Osmar załomotał w drzwi kajuty.

Z piersi Corina wyrwało się głębokie westchnienie.

- Zaraz będziemy! - Odpowiedział krasnoludowi, jednocześnie poluzował uścisk na ramionach pani kapitan. - Jest coś, co powinienem wiedzieć? Mamy spotkanie? Co się stało, Vera? To dalej przez tego... mrocznego elfa?

Należało wrócić do tu i teraz.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

399
POST POSTACI
Vera Umberto
- Erola - odparła. - Gdzieś na wschód od Portu. Może nie coś wielkości tego, co miał Aspa, ale mniejsze... z tak samo bielonymi ścianami i kwitnącymi drzewami... i z widokiem na morze, na te mniejsze wysepki między Erolą, a Taj'cah.
Teoretycznie wystarczyło jedno jej słowo, w praktyce nie było to takie proste. Ale czy załodze brakowałoby Very? Corina z pewnością, ale za nią szybko znalazłby się ktoś, na kogo mogliby zrzucić winę za wszystkie niepowodzenia. Nie otwierała oczu, niechętna do powrotu do rzeczywistości. Pod powiekami widziała biały domek, którego nigdy nie będzie jej dane mieć, a którego nigdy nie chciała tak bardzo, jak w tej chwili. Kiedyś nie wyobrażała sobie zejścia na ląd, teraz nie chciała wracać na morze. Nie chciała przekraczać progu tej kajuty. Nie chciała wychodzić z objęć tych ramion.
- Byłby okropny - zaprotestowała. - Zakalec, tak twardy, że można by nim było zabić. Porządna kobieta potrafi upiec chleb, tak mówiła Gustawa. Ja nie jestem porządna.
Jęknęła boleśnie, słysząc głos Osmara, przywołujący ich do teraźniejszości i do tych rzeczy, które dla odmiany miały szansę się zdarzyć. Wcisnęła się mocniej w bok Yetta, nie jak kapitan odpowiedzialna za statek i resztki załogi, a jak zbuntowane dziecko, protestujące przeciwko obowiązkom. Znów milczała długo, ogromnym wysiłkiem woli powstrzymując się od poinformowania go, że pierdoli to wszystko i mają ustalić wszystko sami, bez niej, a ona wyjdzie z kajuty jak uzna za stosowne, czyli prawdopodobnie nigdy. Ale nie mogła. Miała zobowiązania. Można było ją określić na wiele sposobów, ale nie jako nieodpowiedzialną.
- Za szybko przyszło południe - wymamrotała. - Nie. Nic się nie stało. Osmar ma propozycje od załogi, dokąd chcą płynąć. Chcę waszej opinii, więc ustaliłam spotkanie. Zwykle nie śpisz tak długo, sądziłam, że wcześniej wstaniesz, przepraszam. Do tego Hewelion zaproponował mi dziś rano połączenie sił i wspólne uderzenie na północ, w kierunku Thirongadu. Trzeba to wszystko omówić.
Czując niemal fizyczny ból, podniosła powieki i usiadła na brzegu łóżka. Nie tak wyobrażała sobie swój powrót do niego, gdy opuszczała karczmę po śniadaniu. Chciała wrócić do Corina i znaleźć jeszcze chwilę wspólnej przyjemności, zanim będą musieli zająć się konstruktywnymi rzeczami. Nie potrafiła stwierdzić, dlaczego sytuacja z Samaelem tak wytrąciła ją z równowagi. To chyba po prostu było już zbyt wiele. Za dużo pretensji o wszystko, jeszcze od niego, choć akurat od niego się ich nie spodziewała. Przetarła twarz dłońmi i wstała, by poprawić koszulę i włosy. Załatwi wszystko, co miała do załatwienia i wróci do kajuty, pozwalając Corinowi zająć się rekrutacją, Osmarowi załogą, a sama odetnie się od wszystkich i w dupie będzie miała przytłaczające ją ze wszystkich stron oczekiwania i opinie. To brzmiało jak dobry plan na resztę dnia.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

400
POST BARDA
- Będziemy mieć domek na takiej wyspie. Obiecuję. - Mruknął Corin, na powrót ściskając Verę mocniej. Taki scenariusz był osiągalny. Mogliby odłożyć kilka, kilkanaście zrabowanych łupów i uczciwie kupić domek na jakiejś małej wysepce. Nie potrzebowaliby Siódmej Siostry - mała łajba wystarczyłaby, by przemieszczać się z lądu na ląd.

Śmiech Corina wstrząsnął jego klatką piersiową.

- Nie mów tak. Nie chcę żyć z Gustawą, tylko z tobą. I twoim zakalcowatym chlebem.

Kilka kolejnych pocałunków później Corin zmusił się do tego, by oderwać się od kapitan Umberto i na powrót usiąść na łóżku. Potarł twarz; nie spieszyło mu się do opuszczenia łóżka.

- Przepraszam. Wczoraj... naprawdę za dużo wypiłem. Mam tylko przebłyski, mam nadzieję, że nie wygłupiłem się za bardzo. Osmar wyciągnął do tańca Olenę, Gerdę i Pogad, w tym samym czasie! To pamiętam. - Zaśmiał się krótko na wspomnienie wygłupów wcześniejszej nocy. - Ja chyba próbowałem tańczyć z... z Gustawą? A potem chyba z Samem? Ależ ten chłopak ma ruchy! Bo ty nie chciałaś. - Dodał z żalem w głosie, tłumacząc się jednocześnie. - Ale potem przyszliśmy tutaj, tak? - Zerkał na nią, chcąc potwierdzenia swoich słów.

Zaraz sięgnął do swoich spodni, lecz nie po to, by je założyć, lecz by wyciągnąć z nich susz. Szybko nabił fajkę ziołami i podpalił niewielkim krzesiwkiem. Dopiero po pierwszym zaciągnięciu mógł mówić dalej.

- A już sądziłem, że zdążę zatęsknić za Labrusem. - Zaśmiał się. - Naprawdę chcesz się z nim sprzymierzyć?

Wkrótce jednak nawet pan Yett musiał skompletować ubranie, przemyć twarz w czystej wodzie i nieludzkim wysiłkiem wyciągnął Verę z jej własnej kajuty. Osmar i Irina już czekali w sali narad, urządzonej w korytarzyku. Pojawiła się tu również Pogad i Ashton, choć byli nieproszeni.

- Ujście, Grenefod i Zatoka Heliar. Tyle udało się wymyślić naszym tęgim głowom, psia ich mać. - Zaczął Osmar na powitanie. - Z chujami na łby się pozamieniali, ja wam mówię. A ilu chciało do Karlgardu wracać...! Albo do Everam! Popierdoliło niektórych do reszty.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

401
POST POSTACI
Vera Umberto
Przynajmniej Corin miał dobry nastrój. Słysząc jego śmiech, znajdowała w sobie trochę więcej siły do funkcjonowania, choć szybko przypominało się jej, że jej życie niestety do Corina się nie ogranicza i mała, lśniąca w słońcu bańka mydlana pryskała, znikając na dobre. Zwłaszcza, gdy sam z siebie wspomniał rogatego.
- Bo ja nie potrafię tańczyć - zauważyła, zgodnie z prawdą. - Sam... Samowi załatwiłam miejsce u Heweliona. Sądziłam, że zrobiłam dobrze.
Teraz już nic nie wiedziała. Ale nie miała już siły na marne próby rozwiązania kolejnego problemu, który stworzyła niechcący. Skoro Yett czuł się już lepiej, może on zrobi to za nią. Niejednokrotnie już tłumaczył jej działania tym, którzy nie potrafili się z nimi pogodzić. On rozumiał, niektórzy nawet nie próbowali. Jakoś teraz, na dniach, mijało siedem lat, odkąd zdezerterowali i jeszcze niedawno myślała o tym, że trzeba będzie urządzić jakieś obchody. Siedem lat, Siódma Siostra, to mogłaby być uroczystość, na której bawiłaby się cała wyspa. Teraz Vera już nie wiedziała, czy w ogóle mają co świętować. Czy ma z kim świętować. Z pierwszej załogi została zaledwie garstka.
- Na to wygląda. Nie pamiętam - przyznała z rozżaleniem w głosie, rozczesując włosy kościanym grzebieniem. - Tyle czasu czekaliśmy, a jak się doczekaliśmy, to ja nie pamiętam. Chciałam do ciebie wrócić i nadrobić to niedopatrzenie dziś rano, ale teraz już nie ma... - wzruszyła ramionami. - Czasu, powiedzmy.
Nastroju też nie.
- Nic nie chcę - skrzywiła się. - Współpracować z nikim. Płynąć nigdzie. Nie chcę nowych załogantów i nowych planów. Nic nie chcę.
Umberto wciąż nie chciała też wychodzić na zewnątrz, ale zrobiła to, wyciągnięta tam właściwie przez Yetta. Przesunęła spojrzeniem po zebranych, nawet nie zastanawiając się, dlaczego jest tam też Pogad i Ashton. Opadła na krzesło i oparła się łokciem o blat stołu, ostatecznie wbijając nieobecny wzrok w krasnoluda.
- Tak się kończy większa decyzyjność załogi - mruknęła, wspierając głowę na dłoni. - Grenefod jest za blisko Qerel, a Siódma Siostra jest tam zbyt znana. Zresztą co jest w Grenefod, po chuj tam płynąć? To miasto nie przymiera przypadkiem? Na Ujście jest jeszcze za wcześnie. Teoretycznie nie jesteśmy tam spaleni, w praktyce nie będę teraz ryzykować, skoro zwiększyli liczbę patroli. Zatoka Heliar...
Zamilkła, przesuwając palcem po obrysie słoja, zdobiącego jedną z desek stołu. Szklane Morze. Tam jeszcze nie byli, to nie był taki zły plan. Mogliby zaktualizować mapy, zanim zabraliby się za ataki. Po Szklanym Morzu też musiały pływać krasnoludzkie statki handlowe, bo przecież gdzieś tam, trochę głębiej w ląd, dalej na północ, leżało miasto, o jakim mówił Hewelion.
- Dłoń Sulona chce płynąć z nami na północ, we współpracy zająć się krasnoludzkimi transportami. Moglibyśmy to połączyć z propozycją popłynięcia pod Heliar. Potrzebujemy dobrych rabunków, żeby spłacić długi. Potrzebujemy załogi, żeby ogarnąć dobre rabunki. Corin zajmie się rekrutacją resztek ludzi z Ukojenia.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

402
POST BARDA
- Osmar też nie potrafi tańczyć, a obracał trzy panny. Na raz! - Przypomniał. Wyczyn krasnoluda z pewnością był godny podziwu i gdyby w karczmie był Mikk, może nawet napisałby o tym piosenkę. Niestety, wyglądało na to, że bard albo został na Białym Kruku, albo w Everam, pośród innych piratów poległych w bitwie. - I co ty mówisz... u Heweliona? - Powtórzył Corin, wydawał się zdziwiony wieścią na temat Rogatego. Zmarszczył lekko czoło i zaciągnął się znów ze swojej fajki. Gryzący dym opuścił jego płuca w obłoku, który szybko rozmył się w powietrzu. - Cóż, to twoja decyzja. Może tak będzie lepiej. - Skomentował bez szczególnego przekonania, ale i emocji. - Mniej problemów dla nas, przecież... nawet nie mógłby zejść ze statku w większości portów! Musielibyśmy się grubo tłumaczyć, gdyby ktoś go zauważył. A jednak... jeszcze wczoraj po południu rozmawiałem z nim o przyszłości Siostry i kolejnych rejsach...

Jeśli Samael z jednej strony słyszał pochwały, plany i obietnice, zaś z drugiej szorstkie odesłanie do innej załogi, nic dziwnego, że nie odebrał tej decyzji zbyt dobrze. Musiał pamiętać, że to Vera jest głównodowodząca, ale słowa każdego z oficerów miały jakąś wagę.

- Poprosiłem go też o kilka drobnych napraw. Miał się tym zająć dzisiaj, od rana, nie mam pojęcia, czy zdążył już je wykonać... odesłałaś go już może? - Dopytał, nie będąc do końca pewnym, jak podejść do sprawy. - I Hewelion przyjął go bez kręcenia nosem? To znaczy, sam nie jest zbyt piękny, więc wygląd Samaela powinien być jego najmniejszym zmartwieniem. Zresztą... nieważne.

Oficer rozgadał się na temat kogoś, kto nie powinien mieć dla nich żadnego znaczenia, nie teraz, gdy powinni cieszyć się swoim towarzystwem. Westchnął i sięgął po grzebień, by pomóc jej z włosami. Samemu też być może powinien ogarnąć swoje, ale w ogóle się tym nie przejął.

- Przepraszam, to pewnie ja naciskałem. - Wziął winę na siebie. -Żeby zrobić na przekór Labrusowi? Nie wiem, czemu tak nalegał na abstynencję. Może po prostu nie mógł na nas patrzeć, gdy brakowało mu Huberta? Zupełnie nie rozumiem ich związku. - Mruknął, wesoło plotkując, choć Dłoń Sulona stała niemal burta w burtę z Siostrą.

Zebrani na rozmowach załoganci nie musieli wiedzieć o rozmowach, które działy się za zamkniętymi drzwiami kajuty kapitańskiej. Przecież gdy wyszli z pomieszczenia, byli na nowo ogarnięci, poważni, tak profesjonalni, jak to tylko możliwe w obecnej sytuacji.

Osmar podsunął sobie niski stołek, by złożyć na nim szacowne cztery litery.

- Krzyczeli też o Archipelag, chociaż wiedzą, że to propozycja z miejsca do wyjebania. - Skrzywił się krasnolud. Pogładził się po brodzie. - Mam wrażenie, że w Everam zostawiliśmy nasze najznakomitsze umysły i zostały nam same półgłówki.

- Wyprawa na Północ to nie taki głupi pomysł. - Wtrąciła się Pogad. Stała za Osmarem z rękoma skrzyżowanymi na wydatnej piersi. - Ale po co nam Dłoń Sulona? Mamy dzielić łupy na pół?

- Z drugą załogą będzie bezpieczniej. - Niewidoczna Irina mówiła przyciszonym głosem, stanowiąc duży kontrast do orczycy. - Tym bardziej, jeśli mamy mieć dużo nowych twarzy na statku. Miną miesiące, nim zgramy się na nowo.

- Ale to ciągle dzielenie łupów. - Podkreślił Ashton. - Zajmie dłużej, żeby się odkuć, spłacić kapitana Rrgusa.

- Chuj, przynajmniej przeżyjemy. - Skwitował Osmar. - Możecie nie wiedzieć, ale krasnoludy to żeglarze z urodzenia! Na pokładzie czują się tak dobrze, jak w kopalni! Spójrzcie na mnie, żywy przykład!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

403
POST POSTACI
Vera Umberto
- Chciałam zachować go w załodze, ale Pogad... Pogad nienawidzi go za to, czym jest. A po tym, co zrobiła, co poświęciła, żeby nas uratować z Pegaza, nie mogłam zignorować jej oczekiwań - westchnęła, oddając Corinowi grzebień i znów zamknęła oczy. Gdy Gustawa ją czesała, było to dużo mniej przyjemne doświadczenie. Znów straciła resztkę chęci do opuszczania tej kajuty. - Gdyby nie to, ile razy uratowała mi życie, nawet bym się nad tym nie zastanawiała. Mówiłam o tym Samaelowi. Uprzedzałam go. A on nadal...
Opuściła wzrok na gruby dywan pod nogami. Nie pamiętała już, skąd go miała. Pewnie jakiś transport z Everam.
- Lubię go. Zostawiłabym go na Siostrze. Nie chciałam... - zaczęła, ale szybko zrezygnowała z kontynuowania tej wypowiedzi. W życiu kogoś takiego jak ona nie było miejsca na sentymenty, ani na kompletowanie załogi na ich podstawie. Co chwilę uczyła się tego wyjątkowo boleśnie. Gdyby nie Corin, pomimo załogi Vera szłaby przez życie kompletnie sama. Może jednak miała odrobinę szczęścia, skoro ten człowiek jakoś ją znosił, a nawet, jak twierdził, darzył uczuciem. Wciąż nie miała pojęcia, dlaczego. Wciąż też nie miała okazji, by odpowiedzieć mu własnym wyznaniem.
- Przepraszasz? - otworzyła oczy i zerknęła na Yetta przez ramię. - Ja nie żałuję, że to się stało, tylko, że niczego nie pamiętam. Jeśli czujesz się dobrze i nic ci nie jest, to w czym problem? Dobrze, że nic ci nie jest.

- Na Archipelag popłyniemy, jak będziemy mieli co tam sprzedać, nie po to, żeby rabować - powiedziała, choć Osmar od razu wykreślił ten cel z listy.
Uniosła wzrok na Ashtona i Pogad, teraz dopiero orientując się, że nie powinno ich tu być. Zmarszczyła brwi i przez chwilę spoglądała na nich w milczeniu, ale nie wyprosiła ich ze spotkania. Przypomniało się jej, że rozważała podmianę na stanowisku drugiego oficera; teraz już nie była tak skłonna tego robić, chwilowo zła na orczycę za sytuację z Samaelem. Zresztą to było do omówienia najpierw z Corinem, oficerowie pracowali między sobą.
- Dwa statki, dwa razy większa skuteczność więc i dwa razy więcej rabunków przy co prawda połowie łupu, ale znacznie mniejszym ryzyku - zauważyła, nie odrywając od nieproszonej dwójki chłodnego spojrzenia. - Jak dla mnie to prosta matematyka. Z jakiegoś powodu okręty marynarki też łączą się w mniejsze lub większe floty.
Z drugiej strony, wcale nie miała ochoty na żadne współprace. Ale jej brak ochoty nie był żadnym wyznacznikiem. Nie miała jej na nic. Na atakowanie krasnoludzkich transportów też. Zamknęła oczy i przetarła powieki palcami. Musiała sprawdzić, czy w swojej skrzyni miała wystarczająco dużo złota, by spłacić przynajmniej Labrusa i chociaż jego mieć z głowy.
- A co z mrocznym? Przesłuchiwaliście go jeszcze? Macie jakieś nowe informacje? Czy Ignhys zamieszkał z nim w naszej celi i zostali najlepszymi przyjaciółmi?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

404
POST BARDA


Corin nie miał słów dla Very. Nie mógł krytykować jej przez wdzięczność, jaką czuła w stosunku do Pogad, ani za to, jakie decyzje podjęła w sprawie Samaela. To był jej statek, jej załoga i jej decyzje. Nie musiała tłumaczyć się przed nikim.

- Jeśli Hewelion go przyjmie, a mamy z nim płynąć, i tak będą zmuszeni się widzieć. Na szczęście nie wygląda na takiego, który żywiłby urazę...

Sprawa Samaela i zakazanych przyjemności musiała jednak poczekać z dalszym omówieniem, aż skończy się spotkanie. Osmar, Irina i pozostali nie mogli czekać, bo bosman gotów byłby wparować im do pokoju i jeszcze dodać swoje trzy grosze!

- Nie wiemy, ile statków zastaniemy na tamtych wodach. - Poddawała wątpliwości Irina.

Ashton pierwszy ugiął się pod spojrzeniem Very. Początkowo pewny siebie, po chwili zwrócił oczy ku podłodze, uciekając od kontaktu wzrokowego, nie odważył się wtrącać do dalszych rozmów. Orczyca za to wydawała się wcale nie zauważać, że jest na celowniku pani kapitan. Po ostatnim traktowaniu musiała czuć się silnie na swojej pozycji. Vera nie wiedziała, czy orczyca usłyszała już nowiny o wyrzuceniu ze statku znienawidzonego diabelstwa. Czy nosiłaby wtedy głowę jeszcze wyżej?

- Nie musimy od razu zatapiać całej floty. - Pogad upomniała Irinę. - Zbyt dużo ataków w krótkim czasie przyciągnie niepotrzebną uwagę.

- A, a! A Trip prosił o jeszcze jeden dzień na uzupełnienie zapasów! - Przypomniał sobie Osmar. - Dzisiaj załatwi ceny, jutro będzie towar. Kurwa, taka lichwa na tej wyspie, Kapitanie! Skruwycy powinni konkurować, ale się chyba ugadali na jakieś tam, te! Granice cen?! Drogo jak na Taj'caskich dziwkach! Zapominamy o owocach, z takimi cenami to se mogą je najwyżej w dupę wsadzić.

Kupcy też musieli z czegoś żyć, a wielu piratów nie miało wyboru, jak tylko uzupełniać towar na Harlen. Od zawsze znajdowali się ci, którzy chcieli bogacić się na niemocy innych.

- A z tą czarną pizdą to nawet nie zaczynajcie... Ignhys przyniósł mu kota! Jebanego futrzaka! Rall Pęczak to się prawie na śmieć zakichał, jak go pilnował, płuca biedak wyrzygał! A, i mistrz próbował przekonać mnie, żebym go wypuścił, coby mógłby mu pokazać tę pierdoloną ruderę na drugim końcu wyspy. Z drugiej strony, Kapitanie,co nam szkodzi? Puśćmy go. Jeden problem mniej. Niech jak raz będzie na głowie kogo innego.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

405
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nikt zresztą nie mówi, że wszystkie ataki musimy przeprowadzać z Dłonią Sulona - zauważyła. - Nie będziemy nierozerwalni związani ze sobą przez cały pobyt na północy. Corin? - zerknęła na oficera. - Nic nie mówisz. Spotkanie jest po to, żebym usłyszała wasze zdanie, a nie w celach towarzyskich.
Przez chwilę nie wiedziała, o czym Osmar do niej mówi. Czasem ciężko było się doszukać sensu w potokach słów, jakie wylewały się z jego ust. W końcu skinęła głową. I tak musieli przyjąć nowych do załogi, zanim się sprowadzą na Siostrę minie trochę czasu, nawet jeśli Corin zajmie się rekrutacją jeszcze dziś. Była trochę ciekawa, kto z Ukojenia przeżył, czy był to ktokolwiek sensowny, czy kolejna banda półgłówków, ale bardziej, niż ciekawa, była zniechęcona, więc pomysł towarzyszenia Yettowi zgasł w jej głowie tak szybko, jak się pojawił.
- Niech zostawi część funduszy na Tsu'rasate - poleciła krasnoludowi. - Odstawimy chłopaków, ktoś skoczy po owoce i warzywa, i czego tam jeszcze potrzebujemy.
Gdy bosman wspomniał futrzaka, Vera powoli przeniosła na niego pełne niedowierzania spojrzenie.
- Mamy na statku pierdolonego kota? - spytała. - Chyba sobie kpisz, Osmar. Ignhys miał potraktować mrocznego jako ciekawostkę do pokrojenia, a nie zrobić sobie z niego towarzysza do kocich zabaw, kurwa mać. Co nam szkodzi? Serio? Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, jeśli jakimś cudem ściągnie na wyspę swoich popielatych ziomków na lewiatanach, to znowu będzie nasza wina. Moja wina. Bo sprowadziłam jebanego mrocznego na Harlen. Nie, kurwa. Mieliście go przesłuchać, a nie poklepać po plecach i wypuścić. On i jemu podobni chcą nas wszystkich zajebać, nie mógł mi tego dać wyraźniej do zrozumienia. Co jeszcze? Może staw z syrenkami mamy wykopać za karczmą?
Uniosła ręce w irytacji. Nie miała siły na takie idiotyczne pomysły, nie dziś. Jej spojrzenie powędrowało w kierunku sufitu, a ciężkie westchnięcie towarzyszyło milczącemu błaganiu o cierpliwość, rzuconemu w myślach do Ula. Bóstwo nie odpowiedziało, cierpliwość nie przyszła. Może gdyby zaczęła razem z Yettem popalać jego ziółka, wróciłaby jej siła na to wszystko.
Trip. On też wciąż pozostawał zagadką, która nie chciała się rozwiązać, a która coraz bardziej uporczywie drążyła jej głowę. Przeszło jej przez myśl, że może powinna zostawić to wszystko w cholerę i pójść gdzieś, może na południowy klif wyspy, posiedzieć i popatrzeć z oddali na stojące w zatoce statki. Odzyskać perspektywę, z daleka od wszystkich, którzy zaraz znajdą powód, żeby się do niej o coś przypierdolić.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”