[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

316
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie pierwsza i nie ostatnia - odpowiedziała na komentarz lekarza dotyczący pobieżnie załatanej dziury w kadłubie. I Siódma Siostra, i jej kapitan miały blizny. Jedyna róznica tkwiła w tym, że względem tych na własnym ciele Umberto była dużo bardziej tolerancyjna.
Wprowadziła mężczyzn na pokład, a potem do kwater oficerskich; nie do swojej kajuty, ale do pomieszczenia przed nią, ze stołem. Gestem wskazała im krzesła, sama zajmując jedno z nich. W przeciwieństwie do Leobariusa nie miała tu niestety eleganckiego, białego obrusu, a poza kolejną butelką rumu nie miała zbyt wiele do zaoferowania. Poza dogadaniem jakiegoś satysfakcjonującego obie strony układu, oczywiście.
Mogła się spodziewać, że będą chcieli czegoś w zamian, ale nie poczuła się przez to w żaden sposób urażona. Jeśli miało to podnieść kwalifikacje Oleny, a tym samym szanse przeżycia zarówno odbitych więźniów, jak i samych załogantów, Vera mogła zapłacić rozsądną cenę. To była inwestycja w przyszłość.
- Rozumiem, że po akcji oznacza zarówno po Karlgardzie, jak i po Everam? Jeśli tak, nie widzę przeszkód - oparła się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Medykamenty mogą trafić do was.
Kwestia podziału łupów nie była już tak prostą decyzją do podjęcia. Umberto przez długą chwilę przyglądała się Hewelionowi, jakby szukała w jego słowach haczyka, nawet jeśli w rzeczywistości żadnego nie było, a mężczyzna chciał tylko więcej złota.
- Piętnaście do trzydziestu pięciu, czy jakieś... - zmarszczyła brwi. - Siedem do dwudziestu siedmiu? Jest nas szóstka, Hewelion, a zgodziliśmy się na równy podział. Zajmując się organizacją tego wszystkiego nie zgodzę się na mniej, niż dwanaście, i to w przypadku przyjęcia obu twoich propozycji.
Zastukała palcami w ramię, spoglądając tym razem na Labrusa. Po samej jego prezencji ciężko było wywnioskować umiejętności, jakimi mógł podzielić się z Oleną. Z pewnością był od niej starszy, więc i bardziej doświadczony, ale sam tytuł lekarza nie mówił zbyt wiele o wykształceniu osoby tytułowanej.
- Ale rozumiem, że nauka kosztuje. Czy faktycznie będzie pan w stanie zapewnić Olenie umiejętności, jakich jej brakuje, panie Labrus? Wiem, że czasu jest mało, zaledwie kilka dni, potem może kolejne kilka. Zbyt wiele to się nie nauczycie w tak krótkim czasie, więc te pięć procent to lekka przesada. Jak to wyceniacie w przypadku zapłaty z góry, o której mówiliście na początku?
W pomieszczeniu było duszno. Mógłby już przyjść wiatr i trochę deszczu. Wizja sztormu się jej nie podobała, ale lekkie ochłodzenie byłoby mile widziane.
- Jeśli o Aspę chodzi, muszę się zastanowić. Potrzebuję wsparcia medycznego, nie wizerunkowego.
Właściwie to potrzebowała obu... Ale niekoniecznie była w stanie to przyznać przed Hewelionem i przed samą sobą.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

317
POST BARDA


Rozsiadwszy się po jednej stronie stołu, mężczyźni gotowi byli negocjować. Okazywało się jednak, że nie wszyscy mówili o tym samym i rozumieli sprawę tak samo.

- Jakie siedem?! - Oburzył się Hewelion, najwyraźniej nie pojmując toku rozumowania Very.

- Nie, nie. Pani kapitan ma rację, Hubercie. - Wtrącił się lekarz, zwracając się do partnera. - Dzielimy łup na sześć, nie na cztery.

Hewelion, którego imię, jak się okazało, brzmiało Hubert, zamarł na chwilę, starając się ogarnąć umysłem matematykę Viridisa i Very. Kilka długich, niezręcznych chwil minęło, nim wydał z siebie krótkie "oh". Labrus bardzo starał się ukryć uśmiech, ale był w tym słaby. Spojrzał kątem oka na stopniowo czerwiejącego partnera, który naburmuszył się jak obrażone dziecko.

- Po Karlgardzie, jak i po Everam. - Negocjacje podjął medyk. - Dwanaście do dwudziestu jeden, pani kapitan? Co pani powie na dziesięć. - Proponował. - Ale bez gwarancji, że przekonamy Aspę.

Viridis nie tracił ani odrobiny z animuszu. Spojrzał pod stół, gdzie Hewelion, choć trzymał dłoń na własnym kolanie, to rytmicznie go trącał. Musiał być zdenerwowany wcześniejszą matematyczną wpadką.

- Pani kapitan. - Zaczął Labrus. - Skończyłem najlepszą szkołę lekarską w Meriandos. Przepraszam, ale nie jestem już w wieku ani pozycji, by prosić moich profesorów o referencje. - Wytknął jej złośliwie. - Proszę mi wierzyć, że gdybym nie spotkał Huberta w Porcie Erola, wciąż byłbym tam specjalistą. Nie wiem, ile panienka Olena potrafi, jednak z opowieści sądzę, iż niewiele.

- Sama mówiłaś, Vero, że wielu nie przeżyło drogi na Harlen. - Dodał Hewelion, wyjaśniając, skąd takie wnioski. - Jeśli nie chcesz ryzykować, powiedzmy, że dwanaście złotych monet dziennie spłaci rachunek za nauki lekarskie.

Vera mogła poczuć, jak pot cieknie jej po karku. W oficerskim holu nie było czym oddychać. Drzwi, których otwarcie wywołało przeciąg, były jak zbawienie. To, co było niespodziewane, to uczepiona boku Corina Olena, zaryczana, jakby dopiero co zdechł jej kot.

- Proszę mnie nie wyrzucać, jak Echo i Raylene! - Wypaliła od razu.

- Weź się w garść, dziewczyno!

- Na litość Osureli. - Skomentował Viridis, przerażony tym, co zobaczył. - To będzie piętnaście monet. Co najmniej.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

318
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera również nie dała rady powstrzymać lekkiego uśmieszku, wpełzającego jej na usta. Nie chciała w żaden sposób upokarzać swojego gościa, ale to było silniejsze od niej. Nie z powodu pomyłki, a rumieńca wychodzącego z chwilą zrozumienia na jego twarz. Z grzeczności przeniosła wzrok na lekarza, by tamten mógł dojść do siebie.
Przez dłuższą chwilę milczała, zastanawiając się nad rzuconą w jej stronę propozycją. Łupów z Mżawki do tej pory nie policzyła, a biorąc pod uwagę, że część ładunku sprzedała już w Tsu'rasate, by wymienić go na zioła lecznicze, pewnie nie doliczy się go do końca nigdy. Wciąż miała drugi statek, który nawet w obecnym stanie był sporo warty. Czy zgarnięcie trochę mniej złota po kolejnych dwóch atakach było warte tego, co miała otrzymać w zamian? Wydęła lekko usta w niezadowoleniu. Biorąc pod uwagę swój udział w przedsięwzięciu, Hewelion mógłby dać od siebie trochę więcej. Z drugiej strony, i tak był to pewien sukces, że pozwalał swojemu nadzwyczaj wartościowemu ukochanemu rozmawiać w ogóle z kimś z innej załogi.
- Jedenaście, jeśli porozmawiacie z Aspą, trzynaście za samą naukę? - zaproponowała, rozkładając dłonie w pytającym geście. To był chyba rozsądny kompromis dla obu stron. - Dajcie mi czas do wyboru jednej z tych dwóch opcji. Potrzebuję godziny.
Musiała najpierw porozmawiać z Gregorem. Może jak w jej głowie pojawi się jakieś wyjaśnienie jego aspiracji do dowodzenia całemu przedsięwzięciu, będzie potrafiła podejść do tego lepiej.

Olena, naturalnie, musiała przyjść przerażona i zaryczana. Vera na jej widok momentalnie przeszła z racjonalnego spokoju do z trudem powstrzymywanego wkurwienia. Erinel utopił swojego człowieka dlatego, że bał się on syren i w tej chwili Vera naprawdę była go w stanie zrozumieć. Tamten robił mu wstyd przed Umberto, teraz Olena robiła Verze wstyd przed Hewelionem. Kapitan zagryzła zęby, choć wizja wepchnięcia głowy dziewczyny za kudły do wiadra z wodą choćby na tyle, by ta się uspokoiła, była wyjątkowo kusząca. Zwłaszcza po komentarzu lekarza, który miał z nią współpracować.
- Olena, kurwa mać - warknęła wściekle. - Nie planowałam cię wyrzucać, ale jak na ciebie teraz patrzę, to mam wątpliwości.
Odwróciła się do swoich rozmówców, ciskając z oczu pioruny, chociaż nieprzeznaczone dla nich.
- Wyrzuciłam dwie osoby z załogi. Praktycznie przed chwilą. To świeża sprawa - wyjaśniła, jakby miało to usprawiedliwić zachowanie felczerki. - Olena, rozmawiam z panem Viridisem o wsparciu cię w przygotowaniach do kolejnej akcji. Jest lekarzem, mógłby cię podszkolić w umiejętnościach, jakich ci brakuje, chociaż teraz widzę, że najbardziej przydałoby ci się szkolenie z zachowywania się jak pierdolony dorosły człowiek. Wyjdź stąd i wróć jak się uspokoisz, bo nie ręczę za siebie.
Gestem ręki przegoniła ją na zewnątrz, a gdy zniknęła, Umberto westchnęła ciężko i przetarła twarz dłonią. Miała dość. Ich wszystkich. Może powinna pierdolnąć to wszystko i wyjechać na Archipelag, najlepiej już dzisiaj, zaraz.
- Przepraszam za to - mruknęła, siląc się na spokój. - Jest młoda i rozemocjonowana po ostatnich wydarzeniach. Obwinia się za każdą ze śmierci, jaka miała miejsce odkąd opuściliśmy Ujście.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

319
POST BARDA


Medyk nie wydawał się być tak delikatny, jakim uważał go Hewelion. Rozmawiał z godną pozazdroszczenia pewnością siebie i nie wyglądał na osobę, nad którą trzeba rozkładać ochronny parasol, choć tajemnicą pozostawały jego zdolności bojowe. Hewelion twierdził, że potrafił walczyć, ale czy o ukochanym nie powinno się mówić w samych superlatywach?

Viridis postukał palcami w blat stołu.

- Stoi. - Wyciągnął rękę nad stołem, by uścisnąć dłoń Very w zastępstwie za swojego partnera. - Wieczorem przyślemy kogoś, by odebrał wiadomość z decyzją.

Hewelion wziął głębszy wdech. Czerwieniejącą twarz mógł zrzucić na duchotę, która panowała w pomieszczeniu. Zresztą, problemy matematyki i podziałów zostały w tyle wraz z pojawieniem się Corina i Oleny.

Na warknięcie Very, Olena zaniosła się szlochem i zakryła dłońmi twarz. Po chwili wcisnęła ją jednak w ramię Corina i chyba tylko szczęśliwym trafem złożyło się, że nigdzie w pobliżu nie było burty, przez którą Yett mógłby ją przerzucić. Czy to przez obietnicę złożoną Verze, czy własne zachcianki, albo przez fakt, iż chciał zachować twarzy przed oficjelami innego statku, szorstko ją od siebie odsunął. Wzrok na twarzy Oleny wyrażał tylko poczucie zdrady i bólu.

- Panie Yett? - Jęknęła, ale Corin pozostał niewzruszony. Reagując na słowa Very, sam wyciągnął ją z kajuty. To, co działo się za drzwiami, miało pozostać w sferze domysłów.

Viridis zakręcił wąsa.

- Ustalmy, że nigdy tego nie było. - Zaproponował nie kryjąc uśmiechu. - Nie chcielibyśmy żadnych plotek na Harlen.

- Dziewczyna ma rację, obwiniając się. - Parsknął Hewelion. - Ale nie wyobrażam sobie trzymać kogoś takiego na statku.

- Nie wyobrażasz sobie żadnego innego lekarza poza mną, Hubercie.

Po dwóch długich minutach Corin wepchnął Olenę do pokoju i zamknął drzwi od zewnątrz. Dziewczyna już nie płakała, ale miała czerwoną twarz i podpuchnięte oczy.

-Przepraszam, pani kapitan... I panów. Po prostu co się stało z Echo i Raylene... - Dramatycznie pociągnęła nosem. - Miło mi panów poznać.

Złapała za rąbki wciąż wilgotnej spódnicy i dygnęła.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

320
POST POSTACI
Vera Umberto
Verze podobało się zachowanie Viridisa. Był konkretny, inteligentny i faktycznie nie wydawał się kimś, kogo trzeba było specjalnie chronić. Na Siódmej Siostrze też znajdowali się ludzie, którzy w walce zostawali z tyłu - Trip chociażby, nawet jeśli czasem szkolili go w posługiwaniu się mieczem. Może Hewelion faktycznie bał się, że Umberto będzie chciała mu ukraść lekarza? Trzeba było przyznać, że nie pogardziłaby kimś takim na swoim statku. To był dokładnie taki człowiek, jakiego potrzebowała. Doświadczony, posiadający odpowiednie umiejętności i siłę charakteru większą, niż ślimak bez skorupki. Dlaczego to nie ona mogła w Porcie Erola rozkochać w sobie jakiegoś medyka i ściągnąć go w ten sposób na pokład? Za mało szczęścia? Uznałaby, że nie jest osobą, w której łatwo się zakochać na pierwszy rzut oka, ale Hewelion miał oszpecone pół twarzy, to też przecież trochę utrudniało sprawę. No i preferował mężczyzn. To też zmniejszało jego szanse. Gdzie był jej lekarz, do cholery?
- Harlen i tak żyje plotkami - parsknęła suchym śmiechem. Co ciekawe, nie były do tego wcale potrzebne kobiety z jej załogi. - Człowiek już za nimi nie nadąża.
Pokręciła głową z frustracją.
- Więcej osób uratowała, niż straciła - podkreśliła. - Jaka by nie była, bez niej nic byśmy nie zdziałali. Umiejętności medyczne całej reszty załogi ograniczają się do zalania rany pierwszym lepszym alkoholem i związania czystą szmatą z nadzieją, że wygoi się samo, nieważne czy z rany wystaje kość, czy coś jeszcze dziwniejszego. W tym, niestety, również moje - machnęła dłonią niedbale. - Oczywiście przesadzam, nie jest aż tak źle. Ale Olena jest póki co niezbędna. Nie mam nikogo innego i nie zapowiada się, żebym miała. Życie szybko ją zweryfikuje i dziewczyna nauczy się, jak działa świat. Mimo wszystko jest oddana Siostrze i zdeterminowana, żeby wszystko zrobić najlepiej, jak potrafi, a tego nie można powiedzieć o większości piratów, którzy żyją na odpierdol.
Mogłaby tylko przestać ryczeć co dziesięć minut. Za każdym razem, gdy Umberto patrzyła na jej zapłakaną twarz, przypominała sobie swoją własną chwilę słabości przy Corinie i miała ochotę pójść się rzucić z bocianiego gniazda. Żenada.
- Co się, kurwa, stało? Przecież ich nie utopiłam - żachnęła się w reakcji na słowa dziewczyny, gdy ta ponownie, już w lepszym stanie pojawiła się w kajucie. - Uzgodnij z panem Viridisem ile czasu jesteście w stanie dziennie oboje poświęcić na lekcje. Jak i gdzie będziecie się spotykać. Twoja nauka dużo mnie kosztuje i nie ma też na nią zbyt wiele czasu, więc chciałabym żebyś się do tego przyłożyła, dopóki masz tę możliwość.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

321
POST BARDA
Viridis był zajęty, ale tego kwiatu było pół światu! W każdej większej miejscowości był lekarz, lepszy lub gorszy, któremu Vera mogła zawrócić w głowie i cieszyć się z nim błogosławieństwami Osureli. Jedynie Corin mógłby mieć coś do powiedzenia w tej sprawie. Z drugiej strony, może pierwszy oficer chciałby nauczyć się nowego fachu?

- Niekiedy zalanie alkoholem i przewiązanie to najlepsze, co można zrobić. - Mruknął medyk, a Vera nie potrafiła wyczuć, czy mówi to z pełnym przekonaniem, czy stara się być złośliwy. - Pani kapitan, słyszałem o dwóch medykach z Tsu'rasate. Magach, do tego. Po cóż pani konwencjonalne metody, gdy w grę wchodzi magia? - Uniósł lekko brwi. Można było odnieść wrażenie, że ma do magii uzdrawiającej nieco pobłażliwe podejście. - To droga na skróty, tak inna od prawdziwej sztuki leczniczej. - Dodał.

- Jest młoda. - Do rozmowy na powrót włączył się Hewelion. - Dlatego jest oddana. Życie wszystkich zniszczy. - Dodał ponuro.

Olena nie wydawała się bliska płaczu po raz kolejny, ale ostre słowa Very z pewnością ją wystraszyły. Zachwiała się na nogach, jakby miała ochotę wystrzelić z kajuty i biec z powrotem na pokład! Może w ramiona Corina?

- Są moimi przyjaciółkami. - Wyjaśniła cichutko w temacie Echo i Raylene. Medyk przewrócił oczyma i westchnął lekko. - Jestem... jestem... to znaczy, mogę zacząć od razu.

- Świetnie. Zaczniemy dzisiaj, wieczorem. Lepiej żebyś się przykładała, Oleno. - Pouczył ją Viridis. - Jeśli przyjdziesz pijana lub płacząca, to lekcja będzie odwołana. Ale wciąż zainkasuję zapłatę. - Poinformował Verę. - Udzielam nauk, nie opiekuję się dziećmi.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

322
POST POSTACI
Vera Umberto
- Widziałam, jak wspomniana przez pana sztuka medyczna ratuje życia - odparła na pytanie o uzdrowicieli z Tsu'rasate. - Magii zaufałam raz i zawiodła. Tego, którego miała wyleczyć gdy wszystko inne zawiodło, samodzielnie zaszywałam w płótno następnego dnia.
Taka była prawda; z punktu widzenia Very uzdrowiciele pomagali Olenie, Weswald może faktycznie wnosił w leczenie trochę więcej niż felczerka, ale to wciąż nie była skuteczność, na jaką Umberto liczyła. Erinela stracili. Magowie, a przynajmniej tych dwóch, nie byli w niczym lepsi, niż konwencjonalni lekarze. Jeśli coś na jej pokładzie miało ją zawodzić, wolała, żeby było to coś, co rozumiała.
Bardzo się starała wspierać Olenę, zarówno psychicznie, gdy patrzyła, jak ludzie umierają, jak i zapewniając jej mniej lub bardziej profesjonalne lekcje u kogoś, kto tę wiedzę i umiejętności realnie posiadał. Dziewczyna jednak jej tego nie ułatwiała. Dobrze, że ją mieli, ale cierpliwość Very miała swoje granice. Pokręciła tylko z irytacją głową, ale daleka była od tłumaczenia się jej ze swoich decyzji. Zresztą akurat ta dotycząca sióstr była wyjątkowo jasna i nie trzeba było być geniuszem, by ją zrozumieć.
- Na waszym statku? Czy gdzieś indziej? - spytała jeszcze tylko w imieniu Oleny. - W razie czego na Siostrze też znajdziecie miejsce, jeśli będziecie go potrzebować. I dziękuję. Pojawię się u Was wieczorem, razem z Oleną, żeby przekazać jaką decyzję podjęłam.
Skinęła głową i podniosła się od stołu. Ustalenia z Hewelionem i jego lekarzem zostały zakończone. Musiała teraz udać się do Leobariusa i porozmawiać z nim w cztery oczy, a potem... W sumie zglodniała, gdy skończą, pewnie będzie zbliżać się pora obiadowa. Miał też nadchodzić sztorm, podczas którego nie będzie chciała raczej plątać się za dużo po wyspie. Poruszyła stopą zmiażdżonej pół roku temu nogi, by sprawdzić, czy kończyna ją boli, tylko może nie zwróciła na to uwagi przedtem. Powinna czuć nadchodzącą zmianę pogody.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

323
POST BARDA
Na wspomnienie Erinela, Viridis i Hewelion rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. Pewnym było, że wiedzieli o kapitanie Pocałunku i jego obecności na budowie. Jeśli zajmowali się plotkami, mogli również zdawać sobie sprawę z wielkości uczucia, które było rozdmuchane przez kobiety z załogi Very. Cóż mogło sprzedawać się lepiej, jeśli nie romans z tragicznym zakończeniem?

- Musi pani zrozumieć, pani kapitan, że nie każdego da się uratować. - Mruknął Hubert, choć Umberto mogła odnieść wrażenie, że tylko po to, by w razie porażki kryć plecy swojego partnera. Nie było tu nawet odrobiny wsparcia dla Oleny, czy młodych medyków.

Za to Olena nie wydawała się przekonana. Warga jej drżała, ale dzielnie hamowała kolejny wybuch płaczu, stojąc ze spuszczoną głową, jak dziecko, które otrzumuje reprtymendę od dorosłych.

- Na naszym statku. Pokażę Olenie, czego potrzebuje do pracy. - Mówił Labrus. - Dziękujemy za pani czas.

Po pożegnaniu, dwaj piraci opuścili pokład Siódmej Siostry. Olena zniknęła Verze z oczu tak szybko, jak tylko mogła i pani kapitan mogła odnieść wrażenie, że poszła poszukać Corina, by wypłakać mu się w rękaw przez to, jak okropny i nieuczciwy był świat (oraz kapitan Umberto).

Stopa dawała Verze spokój, natomiast pogoda była coraz gorsza. Chmury zasłały niebo, a fale przybrały na sile, bujając statkami. Rzesze piratów kierowały się ku tawernie Silasa, nie chcąc spędzać dnia na kołyszącym się pokładzie, który w takim stanie nie tylko Mute'lakka przyprawiał o wymioty. Kiedy Umberto niwelowała głód gęstym gulaszem, na który Trip zużył chyba wszystkie resztki z ładowni przed ponownym jej uzupełnieniem, zaczęło grzmieć w oddali.

- Burza, psiakrew. - Skomentował Osmar, obmywając swoją miseczkę w beczce z wodą.

A kiedy Vera dotarła do statku Leobariusa, zaczęło już kropić. Wartownicy nie czekali na bezpośrednie rozkazy, wpuścili Verę na pokład.

- Kapitan oczekuje. - Poinformowali, prowadząc do Gregora.

W rzeczy samej, kapitan czekał w swojej kajucie. Przy zapalonej świecy i kieliszeczku sherry, którego zawartość niebezpiecznie przechylała się wraz z falowaniem oceanu, studiował mapy wybrzeża Karlgardu.

- Vero, jesteś. Usiądź, proszę.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

324
POST POSTACI
Vera Umberto
Olena nie tak powinna reagować. Vera właśnie załatwiła jej lekcje, dzięki którym stanie się lepsza w tym, co robi, a ta trzęsła się jak osika i cudem wstrzymywała łzy, bo kapitan wyrzuciła z załogi jej przyjaciółki. Może Corin miał rację i na pokładzie powinna zostać tylko Irina i Pogad. Gdyby Umberto tak bardzo nie potrzebowała teraz kogoś mniej lub bardziej zaznajomionego ze sztuką lekarską, pewnie wywaliłaby też felczerkę. Jakoś radzili sobie bez niej przez te wszystkie lata i poradziliby sobie przez kolejne. Zbyt zirytowana, by choćby odprowadzić ją spojrzeniem, doszła do wniosku, że po tym wszystkim będzie musiała przeprowadzić z dziewczyną poważną rozmowę, która pewnie dla odmiany skończy się płaczem.
Pożegnała się z Hewelionem i jego wybrankiem, by potem udać się pod pokład po coś do jedzenia. Ciepły gulasz był czymś, co przyjemnie wypełniło jej żołądek i znacząco poprawiło nastrój, nawet jeśli tylko na chwilę. Do bujania statku była przyzwyczajona, nawet silnego, choć trzeba było przyznać, że tak blisko brzegu morze rzadko bywało do tego stopnia wzburzone. Kogoś, kto nie spędził całego swojego życia na pokładzie, mogła czekać droga przez mękę. Nie zdziwi się, jak spora część jej załogi postanowi na tę noc przenieść się na ląd. Zgarnęła kapelusz, by w razie czego strugi deszczu nie zalewały jej twarzy i opuściła Siódmą Siostrę, kierując się bezpośrednio na Białego Kruka.
- Czekałeś na mnie? - zdziwiła się. Nie informowała Gregora przedtem, że chce z nim porozmawiać sam na sam. On też nie dał jej w żaden sposób do zrozumienia, że chce się spotkać. Usiadła bokiem przy stole i założyła nogę na nogę, a jej palce zastukały w drewniany blat. Kapelusz, zdjęty z jej głowy, wylądował tuż obok chwiejącego się kieliszka. Zmierzyła spojrzeniem rozłożone przed Leobariusem mapy.
- Chyba musimy wyjaśnić sobie parę spraw - poinformowała go, decydując się na bezpośredniość. Nie było już czasu na zawoalowane uprzejmości. - Skąd się wzięła u ciebie nagła potrzeba przejęcia nad wszystkim kontroli? Dowiedziałeś się o działaniach Kompanii wczoraj... przedwczoraj. I nie mów, że robisz to z poczucia obowiązku i w geście wielkiego poświęcenia. Na mnie to nie działa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

325
POST BARDA
Gregor podniósł spojrzenie znad map. Gdy jedną ręką sięgał po kieliszek, mapa zwinęła się w rulon. Na spodniej stronie było coś zapisane drobnym druczkiem, jednak kapitan szybko rozprostował kartę. Vera nie zdołała dostrzec zapisków.

- Z całym szacunkiem, droga Vero, nie było to ciężkie do przewidzenia. - Uśmiechnął się Gregor. - Jeśli masz ochotę na drinka, proszę, częstuj się. Kieliszki sa za tobą, w szafce. - Wskazał jej dłonią. Za przeszklonymi drzwiczkami pyszniły się szklaneczki i kieliszki ciosane w krysztale. Z pewnością były sporo warte.

Vera postanowiła porzucić uprzejmości i przeszła od razu do działania. Gregorowi zrzedła mina, westhnął, jakby cała ta sprawa przyprawiała go o ból głowy.

- Vero, nie zamierzam przejąć kontroli. Zamierzam przewodzić naszej grupie. - Wyjaśnił powoli, ostrożnie ważąc słowa. - Mylisz pojęcia, kochana. Nie chodzi mi o władzę, a o bycie liderem, kimś, na kim inni mogą polegać. To różnica między nami. - Dodał mimochodem. Czy widział w Verze Umberto despotę? - Uważam, że spośród naszej szóstki, jestem do tego najlepiej uposażony. Mam doświadczenie w dowodzeniu, wydaje mi się, że pozostali darzą mnie zaufaniem. To jest to, co mówisz, przyjaciółko. Poczucie obowiązku. - Mówił spokojnie, nawet na moment nie podnosząc głosu.- Jesteś wciąż młoda. Przepraszam, że usłyszysz to z moich ust, Vero... ale bez naszych załóg jesteśmy nikim. To oni nam zaufali, to o nich musimy dbać. To przywilej, dowodzić. Będę zaszczycony, mając możliwość dowodzić w większej grupie. Jeśli nasza misja zawiedzie, to również na mnie skupią się spojrzenia pozostałych.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

326
POST POSTACI
Vera Umberto
Wyjęła dla siebie jeden z kieliszków i znów nalała sobie do niego znajomego już, wiśniowego alkoholu. W sumie Leobarius miał rację, jej pojawienie się na Białym Kruku było do przewidzenia. Oparła się mocniej łokciem o stół, czując, jak zbliżający się sztorm chybocze całym statkiem. Popijając nalewkę powoli, przyglądała się mężczyźnie, który tłumaczył jej swoje motywacje. Po części zgadzała się ze wszystkim, co mówił: była od niego młodsza, nie miała doświadczenia w dowodzeniu więcej niż jednym statkiem, a pozostali darzyli go większym zaufaniem, niż Verę. Mimo to niezwykle trudno było jej to samo zaufanie wykrzesać z siebie. Gregor nie zachowywał się jak jeden z piratów, był zbyt porządny, a to przecież musiało być przykrywką dla czegoś paskudnego. Czegoś, o czym Umberto miała dowiedzieć się w najmniej odpowiednim momencie i grubo tego pożałować.
A może to nadal była jej paranoja?
Wysłuchała monologu w całości. Zachowanie spokoju i prowadzenie rozsądnej dyskusji było dużo łatwiejsze, gdy nikt nie nazywał jej dziewką i żaden gnom nie wykrzykiwał niczego co drugie ich słowo. Nawet porywcza Vera potrafiła w takich warunkach powstrzymać swoje zapędy i choć nie do końca podobały się jej słowa Leobariusa, daleka była od wpadania we wściekłość. Upiła łyka słodkiego alkoholu, zerkając na drugiego kapitana znad kieliszka.
- Uważasz, że na mnie polegać nie można? - spytała.
Gdyby potrafiła mu zaufać, z wielką chęcią zrzuciłaby z siebie tę odpowiedzialność i przyjęłaby jego propozycję z ulgą. Ale nie umiała, tak samo jak nie umiała powiedzieć mu tego, że spodziewa się po nim zdrady - bo spodziewała się jej teraz po absolutnie wszystkich. Miała go uprzejmie poinformować, że jeśli ich wszystkich oszuka, zawiśnie na wlocie do zatoki obok Speke'a? Chyba nie miałoby to dobrego wpływu na ich relację.
- Co to ma do rzeczy? Wiem o tym - zmarszczyła brwi. - Wiem, że bez załogi mogę sobie co najwyżej dać się porwać sztormowi razem ze statkiem.
Odstawiła kieliszek.
- Więc naprawdę tylko o to chodzi? Tylko o poczucie odpowiedzialności? - pokręciła głową nieznacznie, z powątpiewaniem. - Przepraszam, ale ciężko mi w to uwierzyć. Jesteśmy na Harlen. Tutaj nikt nie działa bezinteresownie. Założenie, że to ja będę podejmować decyzje w kryzysowych sytuacjach, wydawało mi się oczywiste. Mam dwa statki, z czego jeden jest byłą wojskową jednostką. Mam jedno starcie z Kompanią już za sobą. Może i jestem młodsza, ale to o niczym nie świadczy. Chcę, żeby to wszystko zostało doprowadzone do końca. Chcę zobaczyć ostatnie niebieskie płaszcze tonące bezpowrotnie w morzu za to, co robią. Widziałam to na własne oczy, doświadczyłam tego. To jest moja motywacja.
Zmrużyła lekko oczy, wbijając w Leobariusa świdrujące spojrzenie.
- Czego ty chcesz, Gregor?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

327
POST BARDA


Chwyciwszy cyrkiel, Gregor sprawdził jakąś interesującą go odległość na mapie. Podparł brodę na ręku. W swojej zamyślonej pozie w żadnym wypadku nie przypominał pirata, raczej myśliciela zasępionego nad problemami wszechświata. Gregor nie pasował do Harlen ani do załogi zbójów, jednak w jakiś sposób znalazł sobie miejsce między najgorszym sortem.

Słysząc słowa, podniósł wzrok na Verę, by pociągnąć z nią dialog. Był spokojny i opanowany, ale brew poruszyła się mimowolnie, zdradzając, iż słowa Umberto wyprowadziły go z równowagi.

- Vero, nie taka była intencja mojej wypowiedzi. Nie szukaj drugiego dna. - Zganił ją, ale bardzo stonowanie, jakby do tego przywykł. Czy w taki sposób rozmawiał ze swoimi podkomendnymi? Jak dobry, ale rozczarowany ojciec? - Nie zamierzam cię obrazić. Po za tym, że... Och, naiwna Vero. - Pokręcił lekko głową. - Nie miej złudzeń, jeśli twoja załoga postanowi cię zastąpić, zabiorą statek. Nie będzie niczego, czym mogłabyś żeglować ku upadkowi. Ale nie o tym chciałaś rozmawiać. - Uniósł dłoń, by zasygnalizować, iż temat jest skończony.

Gregor splótł dłonie przed sobą.

- Jesteś podejrzliwa, to zrozumiałe. Moim pierwotnym założeniem było zdobycie większej ilości łupów, ale to przegłosowaliśmy, dzielimy się po równo. Nawet z dwoma statkami, Vero, nawet z doświadczeniem z Kompanią, nie wydaje mi się, żebyś była odpowiednią osobą na to miejsce. - Leobarius zamilkł na chwilę, skupił wzrok na kartach przed sobą. - Jesteś narwana i dumna, co tłumaczy, dlaczego siedzisz przede mną. To nie są cechy lidera. Jesteś tu i walczysz, zamiast przyjąć porażkę. Krwawej Hordzie może to imponować, ale nie posłuchają cię w krytycznej chwili. Pan Aspa nawet przez chwilę nie rozważał, byś to ty była osobą decyzyjną. Nie chodzi o ciebie, Vero, ale o wypracowany szacunek i autorytet. - Podniósł znów na nią spojrzenie. - Hewelion cię nie zna, jest ciebie ciekawy. A Urong? Mam nadzieję, że rozważy swój wybór.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

328
POST POSTACI
Vera Umberto
Załoga jej nie zostawi; tego Vera była pewna. Byli jej wierni i choć zdarzały się konflikty, jak wszędzie, to nie było szansy, by zabrali jej statek i pożeglowali bez niej, przynajmniej dopóki do reszty jej nie odpierdoli, a do tego wbrew pozorom nie było wcale tak blisko. Nawet jeśli nowi będą się burzyć, na pokładzie wciąż była stara gwardia, która nie pozwoli im na podobne bunty. Niektórzy byli z nią od siedmiu lat. Leobarius mógł sobie mówić co chciał, może samemu bojąc się, że nie może ufać własnej załodze, ale Umberto miała jego pogróżki głęboko w poważaniu. Przynajmniej w tym momencie.
Wyjaśnienie Gregora sprawiło, że zacisnęła palce na kieliszku, tak, że gdyby był z cieńszego szkła, zapewne by pękł. Czy miała ochotę wstać od stołu i dać mu w mordę? Oczywiście, że tak. Nie zrobiła tego jednak, nieważne jak bardzo mógł się tego po niej spodziewać. Jej spojrzenie, wcześniej skupione i intensywne, ale nie wrogie, teraz zlodowaciało, a wszelkie pozytywne uczucia względem tego człowieka odeszły w niepamięć. Czyli pogardzał nią, tak jak wielu jemu podobnych. Uprzejmość, jaką wykazywał względem niej od początku, była tylko maską, pobłażliwością, którą z kolei gardziła Vera. Wypracowany szacunek i autorytet, kurwa jego mać. Leobarius wiedział, gdzie wbić szpilę.
- Nie chodzi o ciebie, ale jesteś zbyt narwana i dumna, więc się nie nadajesz - sparafrazowała cicho, starając się powstrzymać złość od wybrzmienia w jej głosie. Znacznie trudniejsze, jeśli nie niemożliwe, było ukrycie jej w spojrzeniu. - Wydaje ci się, że znasz mnie lepiej, niż Hewelion, ale twoje własne słowa doskonale świadczą o tym, że chuja o mnie wiesz. Nie przyszłam tu walczyć. Przyszłam dowiedzieć się, co tobą kieruje. Zrozumieć, skąd bierze się twoja nagła chęć stanięcia na czele tego ataku. I Ul mi świadkiem, że rozważałam odstąpienie ci tego dowodzenia, jeśli przekonałyby mnie dzisiaj twoje słowa.
Słodki, wiśniowy alkohol miał posmak goryczy. A może to nie był smak alkoholu? Była rozczarowana. Po Leobariusie z jakiegoś powodu spodziewała się czegoś więcej, niż podejścia na zasadzie "dlatego ja, że nie ty".
- Skoro twoim jedynym argumentem jest to, że nie chcesz, żebym to była ja, to nie mamy o czym rozmawiać - podsumowała chłodno. - A szkoda.
Przez chwilę milczała, ze wzrokiem wbitym w swój kieliszek. Skończyła już udowadnianie czegokolwiek, zresztą i tak nigdy nie paliła się do większej władzy. Może powinna pierdolić to wszystko i zająć się wycinaniem niebieskich płaszczy jak pierwszy lepszy siepacz, oddając decyzyjność komuś innemu? Ciekawe ilu ludzi stało teraz za drzwiami, gotowych zareagować, gdyby Vera zaatakowała. Gregor spodziewał się w końcu, że przyjdzie tu walczyć, a z jej dumą i narwaniem powinna szybko przejść do rękoczynów, prawda? Bogowie jej świadkami, że miała ochotę to zrobić. Rozpieprzyć mu kryształowy kieliszek na ryju za to, co mówił.
- Jeśli ja mam przyjmować porażkę, bo nie wybrano mnie jednogłośnie, to rozumiem, że ty już pogodziłeś się ze swoją - parsknęła suchym śmiechem. - Tak czy inaczej, wygląda na to, że mimo moich szczerych chęci nie dojdziemy do porozumienia.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

329
POST BARDA
Gregor musiał wiedzieć, że Verze nie spodobają się jego słowa, ale uznał, że muszą zostać wypowiedziane. Gdyby wiedział o jej pewności w swoją załogę, miałby jeszcze więcej do powiedzenia; gdyby wiedział, co ona sama myśli o sobie, również rzucałby kolejnymi komentarzami. Nie opanował jednak czytania w myślach, więc mógł tylko westchnąć.

- Tego nie powiedziałem. - Poprawił ją po raz kolejny. - Nie przechodź od razu do konkluzji, Vero, tym bardziej, gdy nie jest prawidłowa. Nie było moim zamiarem cię obrazić. Przepraszam, jeśli tak to zabrzmiało. - Starał się załagodzić sytuację, jak również rosnące w kapitan Umberto emocje. - Twoja załoga cię uwielbia i szanuje, to o czymś świadczy. Również na Harlen jesteś lubiana. Ale czy to wystarczy, by poprowadzić flotę? Cóż, wydaje mi się, że tak. - Przyznał niespodziewanie. - Ale z nas dwojga to mnie powinno przypaść dowodzenie. - Podkreślił.

Leobarius pokręcił głową. Nie wykonał żadnego ofensywnego ruchu, ale Umberto mogła dostrzec rapier, położony na skrzyni za jego plecami. Mógł nie zdążyć go dobyć, gdyby doszło do ataku, również jego niespodziewane dobycie poprzedziłoby sięgnięcie za siebie, które dawałoby Verze pole do manewru. Nie wykazywał jednak żadnych chęci ataku, ale nie było powiedziane, iż nie spodziewał się szklanki rozbitej na własnej twarzy.

- Cóż mam ci powiedzieć, Vero? Sama uznałaś, iż nie wierzysz w moje dobre intencje, więc nie pozostają mi żadne inne argumenty. Kieruje mną zemsta, szukam zadośćuczynienia za życie tych, którzy je stracili i którzy je stracą, jeśli nie zareagujemy szybko i skutecznie. - Uniósł spojrzenie na Verę, ale zaraz znów opuścił je na mapy. Nie wydawało się, jakby śledził plany, nie chciał patrzeć jej w oczy. Odsłaniał się. - Chcę, żebyśmy byli bezpieczni na Harlen i na własnych statkach, o ile nasza śmierć nie będzie następstwem własnych błędów i ryzyka, które wiąże się z naszym fachem. Vero... zaoferowałem Białego Kruka w Karlgardzie. Jeśli wolisz udać się do Everamu i tam dowodzić, dojdziemy do konsensusu. Możemy jutro zaproponować ponowne podzielenie floty.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

330
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera pokręciła głową, opuszczając wzrok na swoją zaciśniętą na kieliszku dłoń. Zmusiła się do rozluźnienia palców, choć zrobiła to tytanicznym wysiłkiem woli. No dobrze, była narwana, Leobarius miał rację. Powstrzymała się jednak jeszcze od wyjścia stamtąd i trzaśnięcia drzwiami, nieważne jak bardzo chciała to zrobić.
- Nie musimy dzielić floty jeszcze raz - mruknęła. - Popłynę do Karlgardu.
To też się jej nie uśmiechało, ale z drugiej strony mogli przygotować się do tego tak, by zminimalizować ryzyko. Zmienić pasiaste żagle, które tak lubiła, na zwykłe, jednolite. Zmienić wizerunek poszukiwanej kapitan, by aż tak bardzo nie przypominała tego, co widniało na plakatach. Zrezygnowałaby z płaszcza i kapelusza, związałaby włosy, czy coś... może wystarczyłoby to, by nie została rozpoznana przez straż w ułamku sekundy po zejściu na ląd. I tak podejmowali duże ryzyko, co za różnica czy Vera będzie jednocześnie podejmować je też osobiście.
- Nie wiem, dlaczego zakładasz, że traktuję cię jak jakiegoś... rywala. To ty pierwszy postawiłeś się w opozycji do mnie. To nie jest tak, że nie wierzę w twoje dobrze intencje. Po prostu...
Może mogła zaufać w rozsądek Leobariusa jeszcze ten jeden raz i otwarcie powiedzieć mu, z czym ma problem? On się nie ograniczał i prosto z mostu wyjaśnił swojej rozmówczyni jaki widzi w niej problem, ryzykując dostanie w pysk. Dlaczego miała nie odwdzięczyć się tym samym i przyznać, że obawia się zdrady z każdej strony?
Żadne słowa jednak nie opuściły jej ust. Nie miało to sensu; Gregor nie traktował jej jako sobie równej, więc ta rozmowa mijała się z celem. Wszystko, co powie, będzie uznane za dowód jej braku doświadczenia, albo młodzieńczej głupoty, nawet jeśli mężczyzna ubierze to w uprzejme komentarze, do których na pierwszy rzut oka nie będzie jak się przyczepić. Poza całą złością i frustracją było jej też zwyczajnie przykro, choć nie wiedziała właściwie czego się spodziewała przychodząc tutaj. Na pewno nie było to umniejszanie jej i wyjaśnianie, że gnom i Hewelion wybrali ją wyłącznie z powodu chwilowego zaćmienia umysłu.
Podniosła się i chwyciła swój kapelusz.
- W całej swojej elokwencji jesteś jednak strasznym dupkiem, Gregor - podsumowała. - Nieważne jak bardzo próbujesz to ukryć pod ładnymi słówkami i przedstawić się w jasnym świetle. Ale chcemy tego samego. Może przynajmniej osiągnięcie jednego celu nam się uda. Mam nadzieję, że twoja niezachwiana pewność siebie w ostatecznym rozrachunku przyniesie ci więcej pożytku, niż szkody.
Założyła kapelusz na głowę. Na zewnątrz pewnie zdążyło się już porządnie rozpadać.
- Widzimy się jutro - pożegnała się i opuściła najpierw kajutę kapitańską, a potem Białego Kruka, nie oglądając się za siebie.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”